Pod tym samym niebem
Strony
- Strona główna
- Piosenki...
- Strofy pogody...
- Strofy półcienia...
- Wiersze inspirowane Australią
- Wyprawa w krainę słońca...
- Australijskie wspomnienia
- Emigrantki
- Australijska podróż noworoczna
- Miasteczko odnalezionych myśli
- Bal na powitanie jesieni
- Zimowy powrót wędrowców...
- Kulinarne wierszydełka
- Jadwiga z Modrzewiowej doliny
- Sekret naszego domu
- Baśń Zimowego Lasu
- Sceny z życia Henryczka
- Wiersze z czasów upadku
piątek, 17 lipca 2015
Jacuś - i już po sielance...
Uspokojona ostatnimi, bardzo pozytywnymi zachowaniami Jacusia myślałam, że na jakiś czas dam sobie spokój z pisaniem o nim na blogu, bo ileż można wciąż o takim grzecznym piesku pisać i czytać? Wszak życie nie tylko z psich tematow się składa. Jednak stało się coś, o czym opowiedzieć Wam muszę, choć bardzo mi przykro, że tak szybko pożegnać się trzeba z błogą, lipcową sielanką. Dopiero co pokazywałam Wam tutaj tak bajkowe zdjęcia i filmiki a tymczasem...
Tymczasem pod wieczór, gdy tylko się odrobinkę ochłodziło i wyszłam z kozami oraz psami na pobliskie pasienie przy lasku stało się coś okropnego. Ale po kolei.
Kozy pasły się spokojnie na łące w pobliżu mnie. Zuzia leżała w cieniu, nie majac ochoty na bieganie i zabawy z capkiem. Tylko Jacusia wciąż rozrywała energia. Wszak wyspał się przez dzień, leżąc pod przyczepą od traktora i teraz chciało mu się szaleć. Krążył wokół kóz usiłując je zaczepić do zabawy, czy gonitwy, jednak im w głowie było tylko pochłanianie trawy i ziół. Dość się przecież w stajni nasiedziały.
Przemieszczałam się powoli po łące, stając tam, gdzie cień zsyłał zbawcze ochłodzenie. Część kóz stała spokojnie przy mnie. Częśc pasła się przy wierzbach na skraju lasku. Tak, około 100 metrów ode mnie. Rozglądałam się dookoła, chcąc uchwycić aparatem fotograficznym coś ciekawego. Głaskałam Zuzię, która z błogą miną poddawała się pieszczotom...Aż nagle!
Nagle dobiegł do mnie straszny krzyk. Wrzask pełen bólu, strachu, błagania o pomoc. Rozejrzałam się w panice.Wszystkie kozy zbiły się wokół mnie w struchlałe stadko. Jacusia nigdzie nie było widać. Zuzia nastawiwszy bacznie uszu zerwała się gwałtownie i pobiegła w lasek. Ja za nią. Kozy za mną. Serce omal nie wyskoczyło mi z piersi a włosy dęba stawały na głowie. Ja przecież dobrze znałam ten krzyk. To był głos mojej ukochanej kózki - Brykuski. Niecały miesiąc temu kozunia miała problemy żołądkowe i dostawała na tę dolegliwość bolesne bardzo zastrzyki. Och, jak ona płakała, jak wyła wręcz, gdy co wieczór wkłuwałam się jej w mięsień na szyjce, ale to było dla jej dobra, więc musiałam. Teraz jednak....Co się działo? Może się przewróciła i złamała nogę? Moze uwięzła w jeżynach i ich kolce wbiły się jej w ciało?
Wreszcie przedarłszy się przez chaszcze ujrzałam straszny widok!
Oto Jacuś, uczepiwszy sie zębiskami Brykuskowego wymienia tarmosił go bez litości. W oczach miał dziki błysk. Pysk cały pokrwawiony. Nie reagował na moje krzyki. Trzymał i ciągnał uparcie, rozsmakowując się coraz bardziej w mieszance krwi i mleka. Złapałam pierwszą lepszą gałąź i dalejże go okładać, by w końcu biedaczkę puścił. Musiałam jednak okładać go dłuższą chwilę zanim zdecydował oderwać się od niej. Wreszcie puścił i odbiegł na bok, wyglądając jak wampir tuż po sutej uczcie.
Brykuska jęczała i dygotała jak w febrze. Z jej wymion ciekła różowa substancja - krwiste mleko. Łobuz Kurdybanek powąchał ją z ciekawoscią a potem, pomyślawszy widocznie, że koza ma ruję, zaczał z miejsca ją dosiadać. Dobrze, że miałam na podorędziu grubego kija. Musiałam walić w capa z całej siły, by odstapił od niej. Płakałam i waliłam tak długo aż kij mi się złamał.
Zuzia stała blisko struchlała i nie pojmująca grozy sytuacji, nie broniąca, niestety, Brykuski. Pozostałe kozy także nastroszone i przelęknione tkwiły przy mnie. A Jacuś, zadowolony z siebie siedział parę metrów od nas i ze smakiem oblizywał resztki krwi z kącików pyska.
Kucnęłam przy Brykusce, chcąc zobaczyć jej zranienia. Wyglądały tak, jakby pies chciał wyssać z niej mleko i łapał zębami w wielu miejscach by się wreszcie do niego dobrać. Rany były kłute i szarpane. Miejsce przy miejscu...Koza drżała. Patrzyła na mnie wytrzeszczonymi ze strachu oczami. Była zszokowana. Ogromnie cierpiąca.
Wzięłam ją za obrożę i siłą zaczęłam prowadzić do domu. Nie miałyśmy daleko. Kilkaset metrów zaledwie, ale była to dla biednej kozy droga przez mękę. Łobuz co chwilę chciał na kózkę włazić. Dobrze, że znalazłam następny kij na namolnego capka. Jacuś nadal przejawiał niezdrowe zainteresowanie i krążył w pobliżu oblizując się łakomie.
Zgnębiona i przerażona tym, co zaszło zbliżałam się do naszego obejścia słysząc coraz wyraźniej odgłos pracującej kosiarki. To Cezary kosił za domem to, czego nie zdążył skosić wczoraj i dlatego nie słyszał tych strasznych dźwięków, dobiegąjacych z lasku. Nie widział też naszego smutnego powrotu.
Wprowadziłam kozy do ich boksów i pobiegłam do męża by opowiedzieć mu o wszystkim. Uśmiechnął się radośnie na mój widok, ale wysłuchawszy mej chaotycznej, roztrzęsionej relacji zbladł ze zgrozy. Nic nie powiedział tylko wziąwszy obrożę i smycz poszedł szukać Jacusia, który jak gdyby nigdy nic leżał sobie w cienistym zakątku ogrodu, popiwszy pierwej do syta zimnej wody z wiadra. Tam mój mąż złapał go i zapinając obróżkę głośno przemawiał mu do rozumu. Potem zaprowadził naprzeciw boksu Brykuski i wskazujac na czarną kozę wciąż powtarzał ostro: Nie! Nie wolno! Nie!
Czy pies coś z tego pojął? Nie wiadomo. Ogon podkulił pod siebie, oblizywał się nerwowo i spoglądał na Cezarego z lękiem. Następnie za karę został przypięty kozim łańcuszkiem do słupa wiaty i tam spędził godzinę, głównie śpiąc albo zerkajac na mojego męża i ziając niczym parowóz.
Ja zaś opatrzyłam Brykusce rany, przemywając je zimną wodą a potem wodą utlenioną. Bojąc się o kozunię wezwaliśmy weterynarza. Przyjechał bardzo szybko. Dał Brykusce kilka zastrzyków - przeciwzapalny, z antybiotykiem i przeciwbólowy. A ten przeciwbólowy wywołał u niej kolejny paroksyzm cierpienia. Znowu jej krzyk unosił się w całym naszym gospodarstwie a inne kozy spoglądały przelęknione ze swych boksów.
Zapytalismy lekarza o możliwość wścieklizny u Jacusia (na szczepienia wybieraliśmy się z nim w przyszłym tygodniu, we wtorek). Po obejrzeniu psa lekarz stwierdził, iż to raczej mało możliwe, ale zalecił obserwację. Jeśli nie będzie się działo z psem nic podejrzanego (brak pragnienia, stronienie od ludzi czy dziwne osowienie), to go zaszczepi za dwa tygodnie. Mądry doktor widząc nasze zmartwienie doradził nam także kupno kagańca dla psa oraz nie spuszczanie go na razie ze smyczy. Za wcześnie zaufaliśmy Jacusiowi. Zwiodło nas jego wczorajsze, cudownie poprawne zachowanie. A tymczasem w nim siedzi nie wiadomo co...
. Czy Jacuś jest psem zabójcą? Czy to tylko instynkt, ten pierwotny, omal wilczy instynkt kazał mu tak okrutnie postąpić z kozą? Czy nadal nie czuje się członkiem naszego stada, czy też wyłącza z niego kozy? Czy może chciał sobie w ten sposób podoić mleka (asystował mi dotąd przy każdym udoju zaglądając z fascynacją przez bramki boksów, jak ciurkał z kozich wymion jego ulubiony napój).
Na razie jednak koniec z mleczkiem dla pieska. Koniec z zaufaniem do Jacusia, chociaż on zachowuje się już jak gdyby nigdy nic. Odpięty z łańcucha tańczył z radości, podawał łapę i lizał nas po rękach. Potem asystował mi w ścinaniu gałęzi dla kóz a gdy przyszła pora posiłku ze smakiem spałaszował swoją kaszę i kości.
Jednak, niestety, już po sielance. Szkoda...Trzeba będzie uważnie, znacznie uważniej obserwować tego psa. Nie zabierać go na kozie wypasy i spacery, a jeśli już to cały czas prowadzić na smyczy i w kagańcu.
Strzec kur, na które wciąż ma chrapkę. Chronić przed nim koty. I co jeszcze? Och! Dużo w nas teraz smutku, bezradności i lęku o przyszłość. Po części czujemy się winni temu, co miało miejsce, gdyż za szybko psu zawierzyliśmy. Zbyt szybko pozwoliliśmy mu swobodnie biegać. Potraktowaliśmy go najlepiej jak potrafimy, jak traktujemy naszą Zuzię i resztę zwierząt, nie znając jeszcze jego charakteru. A przecież na tak dobre traktowanie trzeba zasłużyć. Adoptując Jacusia zaufalismy swym uczuciom oraz intuicji. Czy jednak nie postąpiliśmy nazbyt pochopnie, decydując się tak błyskawicznie na wzięcie tego białego, tak słodkiego na pierwszy rzut oka, psiaka?
Jacuś jest jak dziecko wzięte z sierocińca. Nie wiadomo jakich miał rodziców, co go ukształtowało, jak będzie się zachowywał w różnych sytuacjach. Widzimy, że potrafi być niezwykle sympatyczny, że bardzo się stara, że zależy mu na naszych uczuciach, ale drzemią w nim jakieś ciemne instynkty, które przeszkadzają mu się w pełni zsocjalizować, osiągnąc stan harmonii z naszym stadem. Czas pokaże, na jakiego psa wyrośnie. Będziemy robić wszystko co w naszej mocy, by na dobrego...
Martwimy się o Brykuskę...Teraz przez kilka dni musi przyjmować zastrzyki. Nie ma mowy o dojeniu, bo przeciez bolą ją wymiona. A nie dojona będzie cierpieć z powodu nadmiaru mleka. Potem z kolei może jej ono zaniknąć. Oby tylko wyzdrowiała!
Ech, że też ten wczorajszy, cudowny dzień nie mógł trwać nadal...Ech, Jacuś, Jacuś. A wyglądasz tak niewinnie...
Aktualizacja poranna!
Sobotni poranek.
Kochani! Ogromnie jestesmy z Cezarym wzruszeni Waszymi słowami, współczuciem i chęcią pomocy. Dziękujemy, dziękujemy ogromnie! Nie spodziewaliśmy się takiego wspaniałego zrozumienia i tak cudownej empatii. Nadal mocno przeżywamy to, co działo się wczoraj. Noc była kiepska, bo trudno spać, gdy ma sie takie zmartwienie.
Jacuś jest od rana tresowany przez Cezarego i razem z Zuzią prześcigają sie w wykonywaniu prostych poleceń. Jacuś nie pcha sie już tak do budynku gospodarczego, gdzie jest koziarnia. Oduczamy go tego. Musiałam lekko poddoić Brykuske, bo bardzo cierpiała z powodu nabrzmiałych od mleka wymion. Robiłam to najdelikatniej jak umiałam a mimo to sprawiałam jej ból. Z jej sutków leciała krwawa wydzielina ze skrzepami...
Zaraz jedziemy do Dynowa do sklepu zoologicznego po kaganiec dla psa. Znowu zrobiło sie straszliwie gorąco.
Na Wasze komentarze postaram sie odpowiedzieć wieczorem.
Sobotnia aktualizacja wieczorna!
Dzisiaj pod wieczór, jak się w końcu trochę ochłodziło Jacuś i Zuzia zrobili nam piękną niespodziankę. Zaczeli się nareszcie bawić ze sobą! Jak wesołe szczeniaki ganiali po ogrodzie, przeskakiwali się wzajemnie, psie zapasy urządzali, udawali że się pogdryzają, zataczali szalone ósemki, obwąchiwali się raz po raz a potem znowu wracali do szalonej zabawy. Serca nam rosły, gdy to obserwowalismy z Cezarym. I promyk nadziei wrócił, ze wszystko się powoli ułoży!:-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Etykiety
Aborygeni
afirmacja życia
agrest
apel
apel o pomoc
asymilacja
Australia
autoanaliza
bajka
bal
ballada
baśń
Beksińscy
Bieszczady
blackout
bliskość
blog
blogi
bór
cenzura
Cesarzowa Ki
Cezary
chleb
choroba
ciastka
czarny bez
czas
czerwiec
człowieczeństwo
człowiek
czułość
Dersu Uzała
deszcz
dieta
dobro
dom
dorosłość
drama
drama koreańska
drewno
droga
drzewa trawiaste
Dubiecko
Dwernik Kamień
dwudziestolecie międzywojenne
dystopia
dzieciństwo
dzikie bzy
ekologia
elektryczność
erotyk
eutanazja
fajka
fantazja
film
flash mob
fotografie
fotoreportaż
glebogryzarka
głodówka
głód
gospodarstwo
goście
góry
Góry Flindersa
grass tree
grill
grudzień
grzyby
Gwiazdka
historia
historie wędrujące
horror
humor
humoreska
idealizm
ideologia
II wojna światowa
informacja
inność
inspiracja
internet
jabłka
Jacuś
Jacuś. gospodarstwo
Jacuś. lato
jajka
Jane Eyre
Jawornik Polski
jesień
jesień życia
kalina
Kanada
kanały
kangury
kastracja
kiełbasa
klimat
klimatyzm
koala
kobieta
koguty
kolędy
komputer
komunikacja
konfitury
konflikt
koniec świata
konkurs
konstrukcja
kosmos
kot
koziołek
kozy
Kraków
Kresy
kryminał
kryzys
książka
kuchnia
kulinaria
kury
kwiaty
kwiecień
las
lato
legenda
lęk
lipa
lipiec
lis
listopad
literatura
los
ludzie
luty
łąka
maciejka
macierzyństwo
magia
maj
malarstwo
maliny
mantry
marzenie
maska
metafora
mgła
miasteczko odnalezionych myśli
Michael Jackson
Mikołaj
miłość
Misia
mit
młodość
moda
mróz
mróż
muzyka
muzyka filmowa
nadzieja
nalewki
nałóg
natura
niebezpieczeństwo
niezapominajki
noc
nowoczesność
Nowy Rok
obyczaje
ocean
odchudzanie
odpowiedzialność
odrodzenie
ogrody
ogród
ojczyzna
opowiadanie
opowiastka
opowieść
Orzeszkowa
osa
Osiecka
owoce
pamięć
pandemia
Panna Róża
park
pasja
patriotyzm
pejzaż
pierniki
pies
pieski
pieśni
pieśń
piękno
piosenka
piosenki
pisanie
płot
początek
podróż
poezja
pogoda
Pogórze Dynowskie
polityka
Polska
pomidory
pomysł
poprawność polityczna
porady
postęp
pożar
praca
prawda
prezent
protest
protesty
przedwiośnie
przedzimie
przemijanie
Przemyśl
przepis
przetrwanie
przetwory
przeznaczenie
przygoda
przyjaźń
przyroda
psy
psychologia
ptaki
radość
recenzja
refleksja
relatywizm
remont
repatriacja
reportaż
rezerwat
Riverland
rodzina
rok
rośliny
rower
rozmowa
rozrywka
rozum
rymowanka
rzeka
samotność
San
sarny
sąsiedzi
sens życia
siano
sierpień
silna wola
siła
skróty
słońce
słowa
słowa piosenki
słowianie
smutek
solidarność
South Australia
spacer
spiżarnia
spokój
spontaniczność
spotkanie
stado
starość
strych
susza
susza. upał
szadź
szczerość
szczęście
szerszeń
śmiech
śmierć
śnieg
świat
święta
świt
tajemnica
tekst piosenki
teksty piosenek
tęsknota
tragikomedia
trauma
truskawki
uczucia
Ukraina
upał
urodziny
uśmiech
warzywnik
wędrówka
wędrówki
węgiel
wiatr
wierność
wiersz
wierszyk
wieś
wigilia
Wilsons Promontory
wino
wiosna
wiosnaekologia
wirus
woda
wojna
wolność
Wołyń
wrażliwość
wrotycz
wrzesień
wschód słońca
wspomnienia
wspomnienie
współczesność
Wszechświat
wychowanie
wycieczka
wypadki
wypalanie traw
zabawa
zabawa blogowa
zachód słońca
zapasy
zaproszenie
zbiory
zdjęcia
zdrowie
zielarstwo
zielononóżki
zielononóżki kuropatwiane
zima
zioła
zmiany
zupa
Zuzia
zwierzęta
zwyczaje
żart
życie
życzenia
Żydzi
żywokost
bardzo mi przykro! niech kozunia bez komplikacji wyzdrowieje. a z Jacusiem trzeba czasu i cierpliwości. on przecież musi się wszystkiego nauczyć. jaki jest, jaki będzie, to na razie zagadka, ale nie sądzę, żeby był typem psa zabójcy, takie raczej rzucają się do gardła.
OdpowiedzUsuńżyczę Wam sił i wytrwałości! trzymajcie się!
Będziemy go uczyć cierpliwie i wytrwale. To wczorajsze wydarzenie było dla nas kubłem zimnej wody na głowę. Nie wolno postepowac tak ufnie w stosunku do nieznajomego zwierzecia. Musimy zrobic wszystko, by wyplenić z niego złę zachowania, eliminować łowieckie instynkty (o ile to mozliwe).
UsuńTrzymamy sie, Tempo!Nie ma innej opcji!:-)*
uuu to bieda :( szkoda kózki, niech szybko zdrowieje! a te urokliwe ladaco musicie mieć cały czas na oku i pod kontrolą, jak widać zaufać mu nie można dopóki na to nie zasłuży! krzywdę raz zrobił, ja myślę, że przez głupotę, może zrobić i następny raz, a może coś zrozumie z tej sytuacji? tak czy siak bardzo Wam współczuję, zmartwienie wielkie :( pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńKózki bardzo szkoda, bo tak cierpi biedaczka, że sie w ogóle nie kładzie, bo ją od tego jeszcze bardziej boli. Najgorsze jest to, ze musze jej po trochu zdajać mleko, żeby nie cierpiała od jego nadmiaru. A każde dojenie to też ból.
UsuńJacuś nie dostaje juz mleka. I Zuzia tez, zeby było sprawiedliwie. Zreszta mam teraz tego mleka tyle, co kot napakał. Upał kozom nie słuzy a poza tym to własnie Brykuska najwięcej mleka dawała.
Mysle jednak, ze Jacuś cos zrozumiał i cos pamięta. Dzisiaj nie przejawiał żadnych złych zachowań a wręcz przeciwnie. To pies - kameleon!
Pozdrawiamy Cię serdecznie, Elajo!
Tak mi przykro,że skrzywdził Brykuskę.Aż mnie głowa rozbolała.Czytając o tym jak Jacuś chętnie pije kozie mleko,przeleciało mi przez głowę,że możne próbować sam się obsłużyć u źródła.No i masz:(((
OdpowiedzUsuńJutro się odezwę bo dziś już nie mogę myśleć.Nie oceniajcie źle Jacusia.On inaczej myśli niż my byśmy chcieli.
Tak mi przykro:(
Jetem zdruzgotana tym co się stało, ale paradoksalnie lepiej, że stało się na początku Jacusiowej drogi u Was, bo wierzę, że to się ułoży. To duży pies z niewiadomą przeszłością i zasada ograniczonego zaufania jest konieczna. Jak w stosunku do kierowców na drodze. Nikt przecież nie wie co robił, zanim trafił na lawendowe pole. Musiał coś jeść i pić, to radził sobie jak umiał. Nie sądzę, aby kojarzył mleko w misce z tym, że trzeba przedtem wydoić kozę. To raczej przypadek. Nadal jest zagubiony i nie zna zasad. Nikt nie wie, co się wydarzyło i jak zachowywała się kózka. Może zaczęło się od zabawy?
UsuńZ naszym Frodo (55-60 kilo) na początku też nie było łatwo. Był młodym psem wtedy, ale już ogromnym. Było kilka sytuacji groźnych, byłam wręcz podłamana. W najbliższym czasie opiszę jego historię na blogu. W każdym razie przyszedł moment, że zaczęłam się go bać, a to prosta droga do klęski. Niesłusznie po stokroć! To najłagodniejszy pies pod słońcem, nie ma w nim cienia agresji. Przez tydzień w kółko wykonywałam upierdliwe czynności, ale opłaciło się! To zbyt długa historia, aby pisać o tym tutaj. Jego zachowanie wynikało zapewne ze strachu, z nawyków, jakich nabrał gdzieś po drodze, kto to wie?
Nie poddawajcie się, może warto sięgnąć do książek, filmików itp. traktujących o wychowaniu psa? No i czas...
Źle napisałam. To nie tak, że w moim psie nie ma cienia agresji, bo myślę, że drzemie w każdym psie, w końcu to drapieżnik. Rzecz w tym, żeby ją stłumić i ufać PRAWIE do końca. I kochać mimo wszystko.
UsuńOrko, mnie wczoraj łeb pękał, jakby mi granaty w nim rozrywali. A w nocy mało co spałam, tak mnie to wszystko roztrzesło.
UsuńDzisiaj juz lepiej, chociaz jeszcze upalniej niz wczoraj. Na szczęscie czas leczy rany i smutki.Tylko biedna moja Brykuska cierpi nadal. Strasznie mi jej żal.Wymiona ma twarde, spuchnięte, całę z świezych strupach.
Jacuś - niewiniatko dzisiaj zachowuje sie bardzo poprawnie! Aniołek wręcz!Jakby mi sie to wszystko ,co sie stało wczoraj przysniło...
Hanuś! tez uwazam, że jesli miało sie stac, to co sie stało, to lepiej, ze teraz, niz potem. Pies jest u nas dopiero trzy dni. Dopiero sie poznajemy. Dał nam ostrzezenie. I musimy miec sie na baczności, ucząc go cały czas dobrego zachowania.
UsuńWiesz, my chyba troche dlatego straciliśmy czujnosc, bo nasza Zuzia, która jest z nami od szczeniaka nigdy nie przejawiała agresywnych, mysliwskich zachowań w stosunku do kóz. Zaczepiała je do zabawy, podgryzajac nózki i tyle. Ale robiła ro z szelmowskim błyskiem w oku, z psim usmiechem. i myslelismy, ze Jacuś jest taki sam. Tymczasem on jest nowy. Jest inny. Jeszcze obcy, choc sercu juz bardzo bliski. Nie wiadomo, co robił wczesniej. Moze żeby przezyc musiał polowac na zajace i sarny? A nie sądzie by z Brykuską zaczeło sie od zabawy. On mógł chciec sie odpłacić jej za kilka bodnieć, które od niej dostał (kózka od poczatku mu nie ufała).Chciał ugryźć i szukał okazji. Znalazł, gdy na chwile spuściłam go z oka. To sie juz wiecej nie zdarzy.
A Jacuś, choć tak źle postapił, nadal jest nam bliski, nadal wzrusza.Bo to przeciez biedny piesek, który nie miał do tej pory normalnego domu. Nie dziwota wiec, że psychika mu sie nieco zwichrowała. nasza w tym rzecz, by nad tym teraz popracować. Aż do jakiegoś zadowalajacego skutku.Choć cień nieufności pewnie zawsze zostanie...
Chętnie przeczytam historię Twojego Froda na Twym blogu. Może naucze sie czegos. Każda rada, wynikajaca z cudzego doświadczenia jest teraz dla mnie cenna.
Zuzia znała kozy od narodzin, wychowała się z nimi, co nie znaczy, że w sprzyjających warunkach nie może zrobić im krzywdy - instynkt to moc nie do opanowania.
UsuńNie sądzę, aby Jacuś miał zwichrowaną psychikę. On tylko nie wie, nie zna granic, bo i skąd? Przecież się nie domyśli. Cień nieufności powinien być zawsze - w stosunku do zwierząt.
Historia Frodo już prawie gotowa.
No tak, masz rację! To prawo sfory. Mogłaby i Zuzia rozsmakowac sie w koziej krwi, gdyby jej zaznała, gdyby poczuła w sobie wilczy zew...To straszne, ale prawdziwe.
UsuńCień nieufności...Wolałabym ufac, ale po wczorajszym ten cien będzie juz zawsze.
Historię Twego Froda przeczytam z ciekawoscią i zastanowieniem!
Dobrej nocy Hanusiu i dobrego dnia!(och, jak już późno sie zrobiło!):-)*
No i mi jest przykro... Mam nadzieję, że to pierwszy i ostatni taki wybryk.
OdpowiedzUsuńCały czas myślę o tym zajściu, chyba trzeba dać mu więcej czasu na oswojenie się z nowym miejscem. No i mieć na niego oko. Życzę, aby Wam cierpliwości wystarczyło I dobrego dnia:)
UsuńArteńko, tez mamy taką nadzieję! Tak, on potrzebuje więcej czasu na poznanie nas a my na poznanie jego.
UsuńBedziemy sie starać, żeby to wszystko jakoś ogarnąć, uregulować, naprawić.
Ściskamy serdecznie!:)
Przeczytałam dopisek wieczorny - i niech tak się zawsze bawią wesoło:) Miłego dnia:)
Usuńi dzisiaj znowu sie fajnie bawili. Aż sie nam buzie do nich śmiały!
UsuńDobrego dnia i Tobie Arteńko! (u nas nadal gorąco niemozliwie, wiec uciekamy do cienia)
Bardzo Wam wspólczuje tego okropnego przezycia, ale wyglada na to, ze jego celem nie bylo" upolowanie" kozuli, ale, jak sama mówisz, chodzilo o mleko. Pies jest mlody, prawdopodobnie "po przejsciach" i zdecydowanie nieobyty ze zwierzetami. Bedzie wymagal duzo stanowczosci i cierpliwosci, ale przy Waszym podejsciu do zwierzat nie powinno to trwac dlugo. Kaganiec poczatkowo absolutnie obowiazkowy, ale bez brania na smycz/ograniczenia swobody. Karcac ostro (slownie) kazde nieodpowiednie zachowanie (w kierunku kóz, kur czy kotów) i wynagradzajac pieszczotami/smakolykiem wlasciwe powinien wkrótce zrozumiec, co od niego jest wymagane. Trzymajcie sie dzielnie i ten okropny wypadek wkrótce bedzie tylko przeszloscia. (Leciwa)
OdpowiedzUsuńMożemy sie tylko domyslac, co było przyczyną tego agrsywnego zachowania Jacka. Moze instynkt łowiecki, moze chec zemsty na kozie, która go juz kilka razy bodneła, może chęc napicia sie mleka, a moze odezwały siegeny ktoregos przodka (on ma cosw sobie z huskiego czy samoyeda a do tego z owczarka szrajcarskiego).
UsuńDzisiaj Jacuś pobierał mnóstwo nauk od cezarego. razem z Zuzią sie uczyli i to ich jakos do siebie zblizyło, do tego stopnia, ze pierwszy raz bawili sie dzisiaj ze sobą.Oby tak dalej!
Jacuś dzisiaj do tego stopnia grzeczny, że wszedł do naszej sypialni, gdzie na dywanie spały dwa koty i w ogóle na nie nie zareagował. Jakby ich nie zauważał. Nie wiem, czy to przypadek, czy ten wczorajszy szok zwiazany z kara za pogryzioną kozę cos pomógł.
Trzymamy się i postaramy sie trzymać nadal. Wydaje sie nam, iż ten piesek zasługuje na danie mu szansy na dobre zycie.
Pozdrawiamy Cię serdecznie, Leciwa i dziękujemy za mądre słowa!
Szok! Nawet nie bardzo wiem, co napisac. Wczorajszy dzien tak pozytywnie mnie zaskoczyl, a dzisiejszy udowodnil, ze zaufanie bylo zbyt wczesne. To jest tak, jak piszesz, Olenko, nie wiadomo, skad sie wzial, jakie zycie prowadzil, kto jaka krzywde mu uczynil i czym jeszcze moze wszystko zaowocowac.
OdpowiedzUsuńMysle, ze trzeba rozpoczac konsekwentna tresure od zera, w tym przypadku podawanie lapki zda sie psu na bude. Warunki sa takie, ze pies MUSI dostosowac sie do pozostalego inwentarza, w przeciwnym razie, jakkolwiek to brutalnie brzmi, bedziecie zmuszeni rozstac sie z nim. Dobro zwierzat ponad wszystko.
Jeszcze jedno: wedlug fachowcow psa nie powinno sie slownie (czy w jakikolwiek inny sposob) karcic PO zlym uczynku, jedynie W TRAKCIE. Pies nie umie znalezc zwiazku przyczynowo-skutkowego i nie rozumie, za co sie na niego krzyczy.
Jest mi niezwykle przykro, Olenko. Tulam :***
Poczytalam inne komentarze, w tym wzmianke o obrozy z elektrowstrzasami. Temu jestem akurat przeciwna, bo nawet na najnizszym napieciu jest to znecanie sie nad zwierzeciem. Sa natomiast obroze wibracyjne, ktore tylko "brzecza" i powoduja natychmiastowe rozproszenie psa, odwracaja jego uwage od np. proby ataku na inne zwierze.
UsuńKaganiec i trzymanie Jacusia na smyczy to w tej chwili jedyne wyjscie, dopoki sie nie uspokoi. Caly czas jestem zdania, ze zaszkodzil mu nadmiar bodzcow. Poznal wszystko naraz, pil mleko od kozy,a potem nagle dostal wciry, kiedy sam sie do niej dobral. On nie ma pojecia, o co tak naprawde chodzi, bo w koncu wychowanie to proces dlugotrwaly, a tu jeszcze dochodzi czynnik pelnej niewiedzy, w jaki sposob musial zdobywac wczesniej jedzenie. Byc moze polowal.
Nawet od psa pokojowego nie mozna oczekiwac, ze w zetknieciu z innymi zwierzetami, nagle nie obudzi sie w nim jakis uspiony instynkt.
Wracajac do Jacusia, w Waszym przypadku skazanie go na wieczna linke i kaganiec mija sie z celem, jakim bylo zapewnienie mu beztroskiego i bezpiecznego zycia. Kiedy wiec po okresie intensywnego wychowywania i restrykcyjnego trzymania na smyczy (z czasem coraz dluzszej) nadejdzie moment puszczenia go w koncu luzem, taka zdalnie sterowana obroza bylaby nieoceniona do dalszej tresury. Impuls bzyczacy plus slowna komenda i po kilku razach pojalby, o co chodzi.
Ja i tak jestem zwolenniczka nauki przy pomocy pochwal, ale Jacus to szczegolny przypadek i tu nalezy zachowac daleko idaca ostroznosc, po prostu dla bezpieczenstwa innych zwierzakow.
Szykuje Wam sie dlugotrwala praca dodatkowa, ale pamietajcie, ze kazdego psa mozna zresocjalizowac i ze jego dzisiajsze zachowanie to nie jego wina, ani jego "zlego charakteru".
Nie wiedziałam, że są takie obroże. Dobry pomysł. Poza tym zgadzam się z każdym słowem.
UsuńTak Anusiu, to był straszny szok dla nas i dla Was, którzy kibicowaliście od poczatku Jacusiowi. Jednak musiałam o tym napisac szczerze, bo przeciez innym osobom, też moze sie cos podobnego z psem przytrafić. Lepiej żeby byli ostrozniejsi niz my na początku. Popatrz Anuś! Wszyscy my - blogowicze - mielismy w sobie za duzo optymizmu w zwiazku z adopcją Jacusia, entuzjazmu graniczącego z euforią, za duzo patrzenia zyczeniowego. A Jacuś jest psem z krwi i kości, który niejedno juz w życiu przezył i musiał sobie jakos radzic zanim do nas trafił. Nie zdziswiłabym się, gdyby jego poprzedni własciciel (ten, który wyrzucił go z samochodu), pozbyłsie psa własnei ze względu na jakies agrsywno-zbójeckie zachowania. A moze powód był znacznie błahszy? Niektórym wystarczy, ze pies linieje i szczeka.
UsuńTak, czy siak teraz kolej na codzienne lekcje z Jacusiem, na jego mądre wychowanie połaczone z miłościa i ofiarowaniem mu spokoju oraz poczuciem bezpieczeństwa. Musimy zrobić wszystko ,co w naszej mocy, by wyprowadzic Jacusia na dobrego psa. Obroża z elektrowstrząsami też nie bardzo mi sie podoba, choć rozumiem, ze zdarzaja sie psy i sytuacje, które zmuszają ich właścicieli do siegania po tak drastyczne metody.
My pozostaniemy przy tresurze, kagańcu, ale chyba tylko ona spacerach z kozami. Nie wyobrazam sobie by pies biegajacy po naszym ogrodzie i podwórzu musiał miec na sobie kaganiec. No chyba, ze zacząłby być agresywny w stosunku do ludzi, kur czy kotów. A propos kotów, to spotkał sie dzisiaj z nimi w naszym domu i nie zrobił nic niewłasciwego. Nie zwrócił na nie wcale uwagi Jakby nie istniały, choć lezały na dywanie kilkadziesiat cm od niego. Nie wiem ,co to oznacza. Moze sie nas bał i dlatego nie chciał ich gonic, a moze cos zrozumiał po wczorajszym?
A wieczorem tak cudnie bawił sie z Zuzią w ogrodzie. Pierwszy raz. sie przełamali Az nie do wiary!
Będziemy nad nim pracować, Aniu. Mysle, że on jest tego wart!:-)
Olgo, koty nie uciekały, więc instynkt nie miał co robić:)
UsuńNo tak, jakby się ruszyły, to co innego! Dobrze wobec tego, ze sie nie ruszały. Mądre koty!:-)
UsuńAz mnie zmrozilo.
OdpowiedzUsuńPodziwiam, ze ogarnelas cala sytuacje i zachowalas zimna krew, nie wiem, czy nie puscilyby mi newry.
A cóz miałam innego począć? Robiłam, co mogłam by ratować kózke. To było najwazniejsze. Ale wiesz, Katarzyno! Od tej pory tamten lasek będzie juz zawsze źle mi sie kojarzył...
UsuńSerce mi bic przestalo jak tylko zobaczylam tytul posta.
OdpowiedzUsuńTak bardzo mi przykro Olenko, tak szkoda Brykuski, znow bedzie musiala cierpiec przez jakis czas.
Jacusia tez mi szkoda, mimo, ze jestem na niego zla za to co zrobil, ale tak jak piszesz, nie wiemy jakie mial wczesniej przezycia.
Mam nadzieje, ze uda Wam sie go jakos oswoic i przystosowac do zycia w zgodzie z reszta zwierzat.
Przykro mi, ze bylas sama w tym wszystkim, wyobrazam sobie co musialas czuc patrzec na bol Brykuski i potem jeszcze odganiajac napalonego capka.
Och, Star - to było naprawdę straszne przeżycie!I dla mnie i dla Brykuski (oraz reszty kóz, które to widziały) i dla Jacusia też, bo przeciez został pokrzyczany, zbity gałezią a potem długo jeszcze strofowany). Jak sobie to wszystko przypomne, to aż mi sie niedobrze robi. A do tego lasku długo już się nie wybiore...
UsuńNajbiedniejsza jest Brykuska - chora, obolała, smutna...
Mam nadzieję, że Jacusia da się "naprawić". To przeciez jeszcze młody psiak.
Uściski serdeczne dla Ciebie mam ,kochana Star i wdziecznosc za wczucie sie w moje uczucia....
Bardzo mi przykro, bardzo Wam kibicowalam. Mysle ze jesli nie wiecie jak postepowac z Jacusiem aby mu to wszystko w glowie poukladac (ja bym nie wiedziala, a wierze ze sa proste i skuteczne sposoby), moze trzeba skontaktowac sie z ludzmi ktorzy zajmuja sie przysposabianiem psow na co dzien. W pierwszej chwili przychodzi mi do glowy fundacja bernardyn. Ludzie Ci maja pod opieka ponad 100 psow, w wiekszosci bardzo duzych, wiele z tych psow jest nie adopcyjnych (po przejsciach, ze skazami psychicznymi). Maja tez tam kozy. Utrzymuja to cale towarzystwo w harmonii, czyli wiedza co robia. Moze doradza Wam cos madrego. Zycze Wam powodzenia i wierze za Jacus to jednak kochany pies tylko mu sie cos pomieszalo.
OdpowiedzUsuńAnko! Zajrzałam dzisiaj na stronę tej fundacji i poczytałam kilka ciekawych artykułów (dziękuję za podpowiedź!). Znaleźlismy też inna pomocną strone - pies.pl - Trzeba dowiadywac sie jak najwiecej o postepowaniu z trudnymi psami. Są przecież od tego specjaliści, behawioryści.
UsuńJa też wierze, wiem, że Jacus to kochany pies. Tylko trzeba na niego uważać i uczyć dobrego postepowania, bo on nie wie, co jest dobre a co złe.
Pozdrawiam Cie wieczornie, po gorącym jak piekło dniu!
Ech.. faktycznie poczuł sie zbyt pewnie. Olenko ja wrócę do moich dwoch tygodni, tyle mu dajcie na poczatek na obserwacje i nauke. Kaganiec i smycz obowiazkowo. Jakby nie byl cudownie laskawy nie ulegajcie, bo przywodca stada to Wy i Jacus musi sie tego nauczyc przez te dwa tygodnie, bo inaczej on bedzie chcial dowdzic.
OdpowiedzUsuńUszy do góry i nie poddaj sie temu zlemu wydarzeniu, bedzie dobrze:)
Nie, nie podajemy się. Tylko wczoraj nas zmroziło bardzo. A ja byłam wręcz załamana...Dzisiaj już lepiej ze mną. Tylko Brykuska bardzo biedna...A Jacus wesolutki! Tylko do kóz sie nie pcha a nawet kotów dzis nie zaczepiał. To było niesamowite, ze był tak blisko kotów i w ogóle nie zareagował! Nie wiem ,co mam o tym mysleć!
UsuńTak, dwa tygodnie na obserwację i ostroznosc w stosunku do tego to minimum.
I ja wierzę, że będzie dobrze. Że co najgorszego miało sie stac, juz sie stało!
Pozdrawiam Cię ciepło!
A Jacus jest wykastrowany? Jesli nie, to zróbcie to najszybciej jak tylko moża. Mój HEktor-owczarek kaukaski-nie ma go juz ze mna, też zaatakował w ten sposób kozę. Wbił się jej w podbrzusze i rozerwał wymiona-koza była w ciązy-nie przezyła nocy,pomimo wizyty lekarza, zszywania, atybiotyków. Taki instykt. Istynkt możesz tylko lekko przytłumić, pozbawic nadmiaru agresji przez kastrakcje.
OdpowiedzUsuńbędzie dobrze
pozdrawiam serdecznie
Nie jest wykastrowany (a przynajmniej tak mi sie wydaje, nie bardzo na tym sie znam, bo zawsze miałam tylko suki). Trzeba będzie chyba to zrobić, chociaż wiem, że nie zawsze to pomaga. Są charaktery, na które kastracja wcale nie działa w ten sposób, jak by sie chciało. Trochę sobie dzisiaj na ten temat poczytałam.
UsuńOch, Twój Hektor zrobił jeszcze większą krzywde Twojej kózce, niz mój Jacek. Nie przezyła...? To straszne, straszne...Mam nadzieje, że moja Brykuska wyjdzie z tego, chociaz na razie jest bardzo biedna, obolała, smutna i apatyczna...
A Jacuś? Tresura, tresura i cierpliwośc w nauce. Douczamy sie pilnie, jak to sie robi.
Pozdrawiamy Cię równie serdecznie, Hanianiu, współczujac Ci tego strasznego przeżycia z poraniona na smierć kozą!*
Oj nie dobrze, kto by sie spodziewal czegos takiego,..pokazywalam filmik rodzinie gdzie j
OdpowiedzUsuńJacus tak sie lasi do Ciebie jak lagodny kotek, ..Nie mozna go jednak jeszcze spuszczac z oczu, podejrzewam,ze zapachnilao mu to mleczko i postanowil sie sam do niego dobrac. przeciez psy maja wspanialy wech. Nie znamy historie Jacusia, moze przez pewnien czas sam szukal sobie zywienia...teraz tylko zyczyc sobie wyzdrowienia kozki a dzikusa wyprowadzac z kozami ale w kagancu.Moze kastracja...jezeli potrzebujecie pomocy finansowej na te wszystkie dodatkowe wydatki robimy natychmiast zrzutke!
sciskam Was serdecznie
Jacuś nadal łasi sie do mnie i do męża jak łagodny kotek, jakby tego wczorajszego wydarzenia wcale nie było. Ale było i chyba nigdy o tym nie zapomne, bo widok był wstrząsajacy.
UsuńNo własnie - nie wiadomo, czy Jacuś nie musiał sam polować po lasach, jak długo radził sobie bez człowieka.A przeciez nie opowie nam o swoich cięzkich doświadczeniach. Jest młodym psem i dlatego mam nadzieje że da siego jeszcze czegos nauczyć i dostosować do zycia w stadzie.
Grazynko! Kochana jesteś bardzo z tą chęcia pomocy dla nas. Dziekuję z całego serca! Aż się czerwienię ,czytajac takie rzeczy. Gdybyśmy nie dali rady finansowo, to napisze o tym szczerze. Ale mam nadzieje, ze damy!
Ciepłe mysli Ci zasyłamy i serdecznie pozdrawiamy!:-)
Ojej, aż zamarłam, jak ten tytuł zobaczyłam ....
OdpowiedzUsuńMasz rację ,Olu, Jacuś to jak dziecko z sierocińca ....
I jakby kasa była Wam potrzebna na weta, czy jakieś inne wydatki związane z psem, to wal prosto z mostu. Nie ma się co czaić. Ktoś pomoże Tobie, a potem Ty pomożesz komuś, bo tak to działa.
Ściskam mocno :*****
Niełatwo mi było wczoraj, oj, niełatwo...I pisząc powyszy tekst dygotałam cała. To pisanie pomagało mi wyrzucić z siebie emocje....Nie byłam gotowa na taki szok z Jacusiem...No i Brykuska, moja słodka Brykuska taka teraz biedna...
UsuńA co do kasy, to na razie dziekuję. Wolelibyśmy sami dać radę pokryć wszystkie konieczne wydatki, ale jesli będziemy miec problem, to napisze o tym szczerze. Dziekuję Ci z całego serca za Twoja dobroc, Lidusiu!***
Oj, jaka przykra nauczka Olgo...Dobrze, że napisałaś o tym. Bardzo mi szkoda Brykuski. też mam kozy i drżę o nie codziennie. Kiedyś na pasieniu nad rzeką dopadł je jakiś pies wielgachny. Co ja strachu podżyłam...Wrzeszczałam jak opętana, odganiałam go przerażona i odpuścił wreszcie. Jego właścicielka opalała się zupełnie gdzie indziej, a pies gonił gdzie chciał. Jeszcze wydarła się na mnie, że kozy prowadzam i szkoda, że żyrafy nie mam. Do tej pory pamiętam jaka byłam roztrzęsiona i nieszczęśliwa i jak ryczałam z żalu. Przecież miałyśmy takie samo prawo być tam, jak ktokolwiek inny.W czym kozy gorsze od psów np?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Ciebie i trzymam za Brykuskę biedną. Tak bardzo mi jej żal.
Rena
W niczym kozy nie gorsze od psów! To tylko stereotypowe patrzenie, że to bydło gospodarskie bez żadnych praw, nie nawiązujace głebszej wiezi z człowiekiem.
UsuńBardzo Ci współczuje Reno. Domyslam sie jjak strasznie to przezywałam długo ,długo jeszcze po tym okropnym wydarzeniu z psem. Mnie też wciąz się przypomina pokrwawiona mordka Jacka. Jacka a nie Jacusia. On był po prostu przerażajacy. Niepojęty. Jak z horroru.
A Brykuska kiepsko sie czuje. Wcale nie chce sie kłaśc, bo ją wtedy bardziej boli. Może jutro bedzie lepiej. Mam nadzieje, że ten upał odpusci ,bo tylko pełno bąków i much w koziarni i spokoju jej nie dają na tych ranach jej siadając i gryźć próbująć.
Pozdrawiam Cię ciepło, Reno!*
Straszna historia! Mieliśmy psa, którego morderczy instynkt zdołaliśmy przez lata stłumić, ale nie zlikwidować. W ogóle nie wiem jak można by zlikwidować coś, co jest naturalnym zachowaniem drapieżnika. Do końca swojego życia Tuhaj pozostał niebezpieczny, tylko z wierzchu "wygładzony". Może rzeczywiście fachowe szkolenie zdołałoby rozwiązać problem? Tylko pewnie nie jest to tania sprawa .....
OdpowiedzUsuńNasz blogowy Szary Pies Piątek, który jest z nami już dziewiąty rok, funkcjonuje w gospodarstwie według prostej zasady - wszelkie zwierzęta, które mieszkają u nas, są częścią stada, które jest nietykalne i należy mu zapewnić bezpieczeństwo. Dotyczy to również każdego nowego, świeżo wprowadzonego. Koza, maleńkie koźlątko, kura, kurczęta, koty. O dziwo paktem o nie agresji objęte są również zwierzęta sąsiada (kozy, kury) Natomiast wszystko, co pochodzi z lasu i łąk, jest obiektem do upolowania. W zębach Piątka zginęło wiele lisów i kun, za co pewnie kochają go kury, zginął też nie jeden zając, który przebiegał koło domu ... Czy jest możliwe, żeby nauczyć psa traktowania dzikich zwierząt, jak domowe? Nie mam pojęcia. Piątek jest od kilku lat wykastrowany, ale nie zmieniło to jego stosunku do lisów i zajęcy.
Całe szczęście, że Jacek nie dogadał się jeszcze z Zuzią. To co się może stać z dwoma nawet najsłodszymi psami, pod wpływem zadziałania instynktu sfory, jest trudne do wyobrażenia.
Zdaję sobie sprawę, że to co piszę, jest może nieco skrzywione przez moje niezbyt dobre doświadczenia z psami i brak pełnego zaufania do nich. Widzę, że większość komentarzy jest pozytywna i pełna nadziei. Tego się trzymajmy i tego Wam życzę.
Z całego serca trzymam kciuki za pomyślne rozwiązanie problemu!
Ściskam, przytulam!
I tego sie własnie Madziu boję, by nasz Jacek nie był tylko z wierzchu wygładzony a pod spodem miał nadal mordercze instynkty. Nie da sie poznać po tym psie tak do końca, co on tam ma w sobie. Chyba wszystko - doktora Jekylla i mistera Hyda, tylko w róznych sytuacjach sie te osobowości uwydatniaja, tryummfują.
UsuńNasza Zuzia zachowuje sie podobnie, jak Twój Piątek. i to mnie zmyliło. Pochopnie oceniłam, że Jacuś też jest taki.
Ale Zuzia jest z nami od małego. Tutaj wychowywana, obeznajomiona ze wszystkimi zwierzętami. To część jej świata od zawsze. Innego nie zna. A Jacuś? Co robił do tej, pory? Jaki był? Będziemy dowiadywać sie powoli róznych rzeczy o nim. Mam nadzieje, ze wiecej tych dobrych niz złych.
Ale wczorajsze wydarzenie niestety na zawsze zostanie w mojej pamięci. To był jeden z drastyczniejszych widoków, jakie moje oczy oglądały do tej pory. Na samo wspomnienie ogarnia mnie dziwna słabość w nogach i w sercu cos kłuje...
Przytulam sie z westchnieniem!*
Olu jestem przerażona jednak taka obroża z elektrowstrząsami jemu by się przydała, na najniższym napięciu, jaka szkoda że wyrzuciliśmy była nowa nigdy nie używana, bo nasza sunia nie potrzebuje a kupiona w czasie gdy szalała nieprzytomnie wprost.
OdpowiedzUsuńMocno przytulam Brykusię i ślę do niej ozdrawiające ciepłe uczucia.
Was wspieram z całą mocą ♥
Elusiu, mam nadzieje, że tresura oraz kaganiec wystarczą. Ten pies chętnie sie uczy i uwielbia jak mu sie poświęca uwagę. Moze to zaowocuje poprawą jego zachowania i charakteru. Dzisiaj kotów nie pogonił, choć były blisko. i do koziarni tak wciaż nie chodził. Z Zuzia sie ładnie bawił. Wzruszał nas tuleniem się i chodzeniem za nami krok w krok. Ale czasem patrząc w jego sliczny pyszczek widziałam wczorajszego zakrwawionego wampira i aż dreszcze mnie przenikały!
UsuńA Brykuska kiepsko się czuje, ale mam nadzieje, że zastrzyki pomogą i że jeszcze będzie cieszyc sie bieganiem po lasach i łąkach.Szkoda bardzo kozuli.
Uściski serdeczne zasyłamy!♥
Zgadzam się z tym co napisała Magda - morderczego instynktu nie da zlikwidować, można go jedynie stłumić. Moja Dora przyplątała się do mnie podczas spaceru ponad 8 lat temu. Przyszła za mną, położyła się na posesji i tak już została. Na początku - przez kilka pierwszych dni była bardzo przyjacielska, zawsze "uśmiechnięta" i łasiła się do wszystkiego i wszystkich. Ale po pewnym czasie, kiedy poczuła się zaakceptowana i pewniej zaczął się horror, który trwał ponad rok.Przede wszystkim miała bardzo silny instynkt łowiecki, potrafiła np. kopać tak długo aż dokopywała się do gniazda myszy czy nornic, które naprędce pożerała...albo płoszyła ptaki z jednej strony, po czym szybciutko biegła w przeciwną czyli trajektorię lotu ptaków i zawsze chwytała w locie jakiegoś nieszczęśnika, który zanim skonał darł się jak oszalały! - wyobraź sobie co ja przeżywałam! Innym razem, na spacerze w szczerym polu podjęła nagle trop tak szybko, że nie zdążyłam jej zapiąć i "upolowała" małego, bezbronnego kotka, łamiąc mu kręgosłup w pół - nie wiem co ten nieszczęśnik tam robił?! Przykłady mogłabym mnożyć, ale nie chcę już więcej straszyć! Co w tej sytuacji zrobiliśmy?! A no zwyczajnie byliśmy bardzo ostrożni - oczy i uszy mieliśmy na około głowy. Byliśmy cierpliwi i zwyczajnie kochaliśmy całym sercem, ale łatwo nie było, oj nie było! Zresztą, do tej pory, jeśli chodzi o zachowanie względem innych zwierząt, do końca jej nie ufamy!
OdpowiedzUsuńPonad dwa lata temu przygarnęliśmy drugiego pieska, rocznego spanielka - integracja trwała przez kilka tygodni. Do tej pory jednak Dora codziennie pokazuje młodemu gdzie jego miejsce, wyjadając z jego miski i kładąc się celowo obok jego legowiska tak, żeby on nie mógł się położyć! Dopiero po naszej słownej interwencji odpuszcza.....
Zapomniałam jeszcze dodać, że przez ten pierwszy rok zwiewała na wieś lub w pole jak tylko nadarzyła się okazja - przez to też ciągle były problemy.
Jedna, myślę, że cenna uwaga ode mnie - aby piesek poczuł się częścią "stada", do którego i Wy należycie, trzeba go codziennie głaskać i tulić - musi związać się z Wami emocjonalnie, bo póki co Jesteście mu zupełnie obcy, tak jak i on Wam.
Życzę powodzenia i cierpliwości :)
Pozdrawiam :)
Racja wielka racja i prawda Mama Maminko. Dodam do tego konsekwencję w wykonywaniu rozkazów. Nic ustępliwości. Mnie Lora słucha natychmiast, ale ja mam w sobie coś co zwierzęta rozumieją bez słów. Potrafiłam zmusić wiejskiego psa do odwrotu ze ścieżki na której stał, zagradzając drogę w nocy na wsi, krótkimi ostrymi słowami plus koncentracja w ciele a konkretnie w brzuchu. :) Wiem o konsekwencji w powtarzaniu rozkazów, tak Lorę uczy mąż. Ale też rozpieszcza jak dzieciaka jakiegoś :)
UsuńCierpliwość i czas.
Mamo Maminka! Tulenia i pieszczot na pewno Jacusiowi u nas nie brakuje. On jest bardzo przylulański i przymilny. Da się lubić. Tym niemniej nie umiem pozbyć się z mej głowy wspomnienia o tym wczorajszym Jacusiu...To tak, jak Twoja Dora- miła, słodka a jednocześnie miałą drugą stronę medalu. Przerażającą. Obcą.
UsuńNasza Zuzia wydaje się dominować nad Jacusiem i też lubi mu z miski wyżerać. On podporządkowuje się temu bez szemrania. A poza tym - i to nareszcie coś optymistycznego - zaczęli sie dzisiaj bawić razem. A juz nie wierzyłam, że to się stanie.
Staramy się cieszyć każdym dobrym zachowaniem Jacusia. We wszystkim widzimy promyki nadziei. Tak bardzo pragniemy by się zresocjalizował i nie zagrażał żadnemu z naszych zwierząt.
MM! Pozdrawiam późnowieczorniei dziękuję za Twoją opowieśc. Wszystko to daje mi do myslenia!*
Matko jedyna! Biedna koza, biedny pies...Cezary zareagował bardzo dobrze. Jacek po prostu nie zna jeszcze zasad, nauczy się. Oby nie kosztem innych zwierząt, oby to była ostatnia jego ofiara. W zupełności zgadzam się z przedmówczyniami. Pies zabójca skacze do gardła, a Jacuś- jako Lawednuś musiał sobie jakoś radzić. Wymię smaruj mocnym naparem z szałwii. Ja moją kozę tak wyleczyłam ze stanu zapalnego. Trzymam mocno kciuki za Waszą całą rodzinę.
OdpowiedzUsuńNie mam niestety szałwii w domu. Mam natomiast rumianek, on tez działą kojąco i lekko przeciwzapalnie.
UsuńWydaje mi się, że Jacek skorzystał z momentu nieuwagi Brykuski i kiedy odwróciła sie do niego tyłem zaatakował, chcąc odpłacić się kozie za jej bodnięcia. Najgorsze było to, źe ona nie mogłą sie w żaden sposób bronić, gdy gryzł jej wymie. Ani rogami ani nogami do szaleńca nie sięgała a on wpijał się coraz mocniej...Brrr....Ileż ona ma dzisiaj strupów! Jak opuchnięte wymiona!
Mam nadzieje, że już nigdy więcej Jacuś nie zrobi krzywdy któremuś z członków naszego stada. Już bym tego chyba nie zniosła!
Pozdrawiam i wszystkiego dobrego życzę!
Wierzę, że to było straszne przeżycie. Nawet nie wyobrażam sobie, że cos takiejgo mogłoby zdarzyć się którejś z moich. Boże! Oby wszystko się wygoiło! I spróbuj jednak nie tracić serca dla Jacka, będzie dobrze.Musi być!
UsuńMam w sobie mnóstwo mieszanych uczuć teraz dla tego pieska. I lubię go i sie obawiam. Po czasie wyraśniej jeszcze czuje, jak straszne było to wydarzenie i jak fatalny wpływ wywarło na psychikę mojej kózki, na moją...Ech...
UsuńJak napisał ktoś powyżej: nie ma sensu karcić psa PO. Pies nie będzie kojarzył za co go ukarano. Poza tym uważam, że to nie jest wina psa. Skąd miał wiedzieć jakie panują u Was zasady? Myślę, że mógłby na początku chodzić u Was na długiej lince czy baaaardzo długiej smyczy. Nauka odwołania tutaj się kłania przede wszystkim. Dużo pracy i cierpliwości a będzie dobrze. I proszę nie bić psa i przywiązywać do łańcucha. Takie zachowania tylko pogorszą wzajemne relacje. Wierzę, że Państwo tak nie robicie ale chciałam o tym napisać bo dla większości ludzi tylko przemoc istnieje jako forma wychowania psa. A tak naprawdę to tylko wyraz bezsilności jego właściciela. W internecie jest wiele informacji o tzw. pozytywnym szkoleniu psów. Można też zadzwonić do jakiegoś dobrego trenera od takiego szkolenia i poradzić się. Trzymam kciuki za pomyślne rozwiązanie sprawy. Marta
OdpowiedzUsuńNie bijemy naszych zwierząt. To tylko wczoraj musiałam Jacka i Łobuza okładac kijem, żeby dali spokój biednej kozie. Broniłam jej jak mogłam i mam nadzieję, że dla psa była to jakaś lekcja.
UsuńOn się musi jeszcze wiele rzeczy nauczyć. I będziemy robic, co w naszej mocy by stał się mądrym, naprawdę przyjaznym psem. A czy się uda? Zobaczymy. Czytamy teraz w Internecie duzo na temat szkolenia psów. Rzeczywiscie, sporo ciekawych rzeczy mozna się tam dowiedzieć.
Pozdrawiam Cię Marto z życzliwością i dziekuję za odwiedziny!
Olu, tak strasznie przykro z tego powodu, co się stało. Biedna kózka, aż mnie serce boli, jak o niej biedulce myślę. Jak bardzo musi ją boleć. A Jacuś, jak będzie w kagańcu na podwórku, to zwierzaczki będą bezpieczne. Trzeba tylko pilnować, by sam go sobie nie zdjął. Potem nauczy się, że nie wolno. Myślę, że poradzicie sobie z tą sytuacją. Z taką wielką miłością i zrozumieniem tratujecie wszystkie swoje zwierzaki ! Olu, gdyby potrzebna była pomoc finansowa, czy inna, to mów, my - Kury damy radę :) W kupie siła :)
OdpowiedzUsuńEwuś! Tak, niestety, nadal bardzo Brykuskę boli. To taka zawsze słodka, mądra kózka. Taka pełna energii. Najwięcej mleka nam dawała i najlepiej się ją doiło. A teraz zgaszona, cierpiąca, nieufna...Strasznie ją ten pies skrzywdził. Nie wyprowadzałąm dzisiaj kóz na dwór ze względu na złę samopoczucie Brykuski i upał. Donosiłam im tylko do koziarni gałezie wierzby i dęba 0 ich smakołyki.Na razie zamierzamy ubierać kaganiec Jacusiowi na czas spacerów z kozami. Na podwórku, jak kozy są zamknięte w koziarni może chyba biegać bez kagańca, bo my jesteśmy w pobliżu. i mamy baczenie.
UsuńEwuniu!Dziękuję z całego serca za Twoją ofertę pomocy! Jesteś naprawdę kochana, Wzruszam się bardzo...Ale mam nadzieje, że damy radę z Cezarym ogarnąc jakos wszystko sami.
Uściski gorące zasyłam!*
Hi !!Ola nie pisze u Ciebie juz od dluzszego czasu !ale czytam ZIWRZETA JAK LUDZIE -NIEPRZEWIDYWALNI -niby wiem o tym ale szok !zwierzeta od malego -tylko to ma ses !mialam wilczyce w domku ale jeszcze wPolsce w domu rzadzilam ja w na jej legowisku ona -jesli obiadala buty to tylko moje hi,hi wybierala takie naj-ladniejsze !!!!!!!!i byla taka ufna ze rzucala sie na wszystkich aly lizac !co ja przez
OdpowiedzUsuńto mnilam milicje w domu tony bambonierek na przeprosiny aha kolczatka miala kolce splaszczone bo wedlug mojego meza to ja bolalo !pozdrawiam sciskam lapkie pGosia!
Witaj, Gosiu! Rzeczywiscie dawno nie pisałaś. Cieszę się, że nadal do nas zaglądasz. Miło mi Cię tu gościć.
UsuńTwoja wilczyca nieźle Ci dała popalić! Oj, te psy! Przysparzają nam i radości i zmartwień. Oby tych pierwszych było więcej.
Pozdrawiam Cię ciepło i tez łapkę ściskam!:)
szok...
OdpowiedzUsuńpo prostu szok ...
:((((((
Ano, szok Emuś. Gdybym mogła to tylko odwrócić, zapomnieć....
UsuńOlu, Cezary, i ja jestem w okropny szoku i smutku, że taka sytuacja miała miejsce w waszym zgodnym stadzie. Żal mi Brykuski ogromnie, biedna kózka. :(( Oby wyszła a tego! Pewnie jeszcze mnóstwo leczenia ją czeka i cierpienia. :(((
OdpowiedzUsuńJa również jak najszybciej przeprowadziłabym kastrację. Większość psów bardzo się po niej uspakaja, o i nie zacznie się dla was szalenie trudny czas, gdy Zuzia dostanie cieczkę. Samiec wtedy będzie jeszcze bardziej podminowany, nie mówiąc o innych skutkach. Faktycznie za dużo zaufania dostał pies o niewiadomej przeszłości. Wiem, że myśleliście, że miłość i łagodność wystarczy. Niestety. :(
Nie wiem czy uwierzysz, ale ja nie zostawię łagodnej i wydaje się bardzo spokojnej Fiki w towarzystwie kotów przez długi czas. Samych ich nie zostawię. Nie wiem kto komu by tu zrobił krzywdę, ale wolę nie ryzykować.
Ogromnie mi przykro, aż mnie bolało gdy czytałam ten opis. :(((
Do dzisiaj (5 lat) nie zostawiam psów i kotów w jednym pomieszczeniu, jeżeli wychodzę z domu na dłużej.
UsuńGosiu, zgodnie z moją filozofia zyciową mysle, ze chociaz to wczorajsze wydarzenie było naprawdę straszne, to widocznie na coś potrzebne, bo nic nie dzieje się bez przyczyny. nauczyło ono nas ostroznosci, powściągania przedwczesnie optymistycznych uczuć, rezerwy, rozsądnego podejścia do nieznanego psa i pewnie jeszcze czegoś, czego teraz nawet nie pojmuję. Tak dobrze byłoby na swiecie, gdyby wszystko układało siebezproblemowo, nieomal bajkowo. Ale swiat tak nie działa. Co chwile są jakies smutki, zmartwienia, kamienie na drodze. Przez wszystko trzeba przejsć. Po coś....
UsuńTym niemniej smutno, smutno bardzo. W sercu cierń...
O kastracji tez myslimy. Chyba sie bez tego nie obejdzie...Ale jeszcze nie wiemy kiedy . Niestety, nie wszytkie psy uspokajaja sie po kastracji. Widzocznie pewne zachowania leża w ich charakterze. Sama nie wiem...
Twoja Fika jest przynajmniej mała i choćby z tego powodu nie umiałaby tam mocno jak Jacek skrzywdzić. Ale rozumiem, że nie chcesz zostawiać z nia kotów samopas. Kto wie, co by sie wtedy stało...
Wiem, ze mój tekst jest drastyczny. Ale pisanie sprawiało mi ulge. Wylewałam z siebie emocje. Otrząsałam sie jak pies po wyjściu z kąpieli, ale ...nadal w sercu to jest. Ten ból, ten szok był zbyt silny. No i Brykuska taka biedna...
I bardzo dobrze, że się wyżyłaś na blogu. Też tak robię. Blog traktuję czasem jako psychoterapię, a nie ma lepszych terapeutek, niż inne blogerki ;) Trzymajcie się kochani.
UsuńTak, pomaga mi bardzo to pisanie, Mariolko. Ciesze się, że mnie rozumiesz, ze masz podobnie!***
UsuńNie wiem Olu co napisać - tak mi bardzo przykro, że aż...
OdpowiedzUsuńCóż mogę innego - trzymam kciuki za dobre.
Tulę mocno Ania
Dziekuje, Aniu za kciuki za przytulenia....Dziekuję z całego serca!*
UsuńPrzeczytałam i serce mi struchlało. wszyscy, wszyscy jesteście biedni. Wszyscy przeżywacie na swój sposób. Wierzę, że Jacuś jest inteligentny i szybko się nauczy, co wolna, a czego nie wolno. chyba trzeba wejść na internet i poczytać, jakie cechy charakteru mają rasy, które się w nim skumulowały. czasem mała wskazówka dużo znaczy. A potem konsekwentnie pilnować i eliminować złe zachowania.
OdpowiedzUsuńTo tak, jak w rodzinie, kiedy adoptuje się dzieciaka. Też trzeba wiele czasu, cierpliwości i wyrozumiałości, żeby wszystko się poukładało.
Mam nadzieję, że pies jest zdrowy i to był jednorazowy taki paskudny wybryk. Trzymam kciuki za cała Waszą "rodzinkę":)
Pozdrowienia z upalnej Cieszyńskiej
W Jacusiu jest taka mieszanka cech pozytywnych i negatywnych. Miał niełatwe zycie i jakos musiał przetrwać. Pewnie ta agresja była mu w tamtym zyciu jakos pomocna. A może własnie za nia został wywieziony przez swojego pana? Biedny pies. I my tez biedni ,bo przeciez chcielismy dobrze, ale zbyt naiwnie sądzilismy, ze to sie juz stało. Że tak sielankowo będzie zawsze. Jacus utarł nam nosa, zmusił do wysiłku. Trudno!
UsuńTez mam nadzieje, że to wczorajsze, to był u niego jednorazowy wybryk. Nie chcę sie go bać i wciaz drżeć o nasze pozostałe zwierzeta. Bedziemy go uczyc, szkolić, tresować i ...obdarzać pozytywnymi uczuciami, bo przeciez nie da się inaczej, gdy pies ma być częścia stada.
Pozdrawiam Cie serdecznie Jaskółko z równie upalnego Podkarpacia!
Nie mam dla was rady ale przesyłam dużo czułości. I aż ściska mnie w dołku jak sobie wyobrażę Ciebie w tej niespodziewanej i dramatycznej sytuacji. Dałaś radę, masz niewiarygodną moc i determinację.
OdpowiedzUsuńA co do wieczornej aktualizacji. Cieszę się że powiało nadzieją ale pamiętajcie narazie o ograniczonym zaufaniu.
Uściski zasyłam
Krystynko! Cieszę sie, że wpadłaś do nas. Że jesteś blisko ze swoim czułym sercem.
UsuńPiszesz, że dałam radę w tamtej sytuacji...Cóz innego mogłam począć? Zemdleć?Porzucic stado? Zamordować Jacusia? Musiałam bronic kozy. Musiałam opanować sytuacje, bo przeciez nikt inny nie mógł tego zrobić. i musiałam jak najszybciej wrócic do domu, zeby opatrzeć rany Brykuski i jakoś dojśc do siebie. Bo przecież zycie toczy sie dalej.
Tak, powiało nadzieja, bo Jacuś ładnie sie dzisiaj z Zuzią bawił. Ja potrzebuje bardzo takich optymistycznych iskierek. Zeby znowu uwierzyc i zeby ten cierń w sercu tak bardzo nie bolał.
Ściskam Cię mocno, Krystynok!*♥
Przeczytalam wieczorny dopisek Olu i troche mi lepiej, wiem, ze musicie na Jacusia bardzo uwazac jeszcze przez dlugi czas, ale to taka iskierka nadziei blyszczaca w ciemnym tunelu wczorajszych wydarzen.
OdpowiedzUsuńPrzy Waszym podejsciu i milosci wierze, ze sie uda, wiem, ze wymaga to wiele pracy i konsekwencji ale wiem, jestem przekonana, ze Wam sie uda.
Pozdrowienia dla Was serdeczne i usciski z NYC:***
No właśnie, Star! Ta zabawa dwóch piesków byłą cudownym odpręzeniem dla mojego zaleknionego, smutnego serca. Ten biały piesek potrafi być taki słodki, radosny, niewinny...Oby nigdy wiecej nikogo nie skrzywdził. Będziemy nad nim pracować. Nie da sie inaczej. I będziemy kochać. i wierzyc, ze będzie dobrze. Musi być!
UsuńCiepłe mysli zasyłamy Ci Star, kochana, dobra dziewczyno!***♥
Olu, czy próbowałas robić okłady z potłuczonych liści kapusty na wymiona Brykusi. One ściągają stany zapalne. Pozdrawiam i czekam na dobre wieści. Marysia
OdpowiedzUsuńRobię jej zimne okłady. To jej chyba przynosi ulge bo daje to sobie robić. Dzisiaj z nia troche lepiej, bo już lezy (wczoraj cały czas stała, bo ja bolało bardziej jak sie kładła) i odzyskała apetyt. jednak nie wyprowadzam jej jeszcze na pasienie. Za wcześnie po tamtym zdarzeniu, a poza tym ona sama tego nie chce. Chyba pamięta i boi się, biedula...
UsuńPozdrawiam serdecznie, Marysiu!
Ja też boję się, że Brykuska będzie pamiętać i odbudować jej poczucie bezpieczeństwa nie będzie łatwo.
UsuńCudownie, że czuje się choć trochę lepiej. :))
Mam nadzieję Gosiu, ze czas leczy wszelkie rany - zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Trzeba wierzyc, że jeszcze wszystko bdzie dobrze...:))
UsuńZ wielkim opóźnieniem o wszystkim czytam.
OdpowiedzUsuńWiecie, to takie uczucie, nawet przy parunastu latach życia z psami, kiedy czegoś nie dopatrzymy, albo- zwierzę uśpi naszą czujność, bo mu oddajemy serce,a bo "coś" innego zaistnieje.
JEst mi niezmiernie żal kozuchy, tak jak po ... zlaniu mojego Garipa kiedy uderzył zębami moją córeczkę...Tuż koło oczka.
Te myśli, którymi się człowiek katuje, co złego zrobił, że wina leży po naszej stronie, bo powinniśmy przewidzieć. Nie wszystko się niestety da. U mnie mogłam, bo to drugi atak w aspekcie jedzenia (pierwszy raz niosłam kości dla p[sów, drugi- robiłam parówki dzieciom). Doświadczony behawiorysta powie, że nie powinno sie do tego dopuścić. Ale się stało. Teraz dmuchanie na zimne pozostaje i niestwarzanie sytuacji zagrożenia.
Trzymam kciuki za Was!
Bardzo Ci współczuję, Tupajo. Musiałaś bardzo sie zmartwic i na pewno bałas sie, co jeszcze moze sie stać. To bolesne, gdy człowiek zda sobie sprawę, że ukochane zwierzę może być tak groźne...Trzeba uważać.A jednoczesnie zyc normalnie, ufając, że nic złego się więcej nie stanie.
UsuńI my uwazamy.I tez mamy nadzieję.
Ściskamy Cię mocno i serdecznie!***
A to łobuz z tego psiaka,lecz wyrośnie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZ atakowania na szczęście kóz wyrósł, ale z atakowania kur, póki co, nie....
Usuń