Podjechał i
zaparkował swojego M190 tuż za moim. Tak blisko, że przeciskając się pomiędzy
zderzakami rozerwałem wyjściowe portki o jego rozbity zderzak. No, nie całkiem
wyjściowe, ale przecież my wyjeżdżając do miasta nie zakładamy niedzielnych
ciuchów, tylko te, które ubieramy z rana do obrządku gospodarczego również w
niedzielę. Wyróżniamy się ubiorem pomiędzy miejscowymi, według nich na naszą
niekorzyść, ale kto by przywiązywał do tego uwagę.
Po krótkiej chwili usłyszałem:
- Dzień dobry panu, jak tam leci.
Uważniej przyjrzałem się skurczono - zwartej w sobie postaci z głową pomiędzy kołnierzem w nieładzie.
- A dzień dobry, to od pana kupiliśmy naszą Zuzieńkę - odparłem licząc litery kolejnych wyrazów.
- A tak, no właściwie ode mnie, ale i od mojej żony.
Wróciły niedawne wspomnienia. Był to wtorek, dzień targowy i nowi osiedleńcy pojechali kupić gospodarskie rzeczy do tradycyjnego w stylu życia zgodnie z naturą i blisko natury siedliska.
- Ile za tego pieska? - zapytałem miastowo wyglądającej kobiety sprzedającej szmaty.
Oszacowała mnie kupieckim wzrokiem i wypaliła – 350 złotych. Omal nie upadłem na smacznie śpiącego szczeniaka.
- Przecież to mieszaniec, a nie rasowy pies! - odpowiedziałem w miarę spokojnie dowiadując się wcześniej, że pomieszane rasy to tylko dwie, owczarek pirenejski i owczarek niemiecki.
Niestety, nie mogłem odejść i przez dłuższą chwilę wpatrywałem się w szczeniaka, który w ogóle nie zwracał na mnie uwagi.
- Dam 250 złotych i ani grosza więcej! - powiedziałem głosem, z którego biło zdecydowanie przemieszane z determinacją.
- Ha ha! - otrzymałem w odpowiedzi, co wcale nie zbiło mnie z tropu.
Olga znając dobrze moje kupieckie trendy stała z boku uśmiechając się grzecznie i robiąc nic niemówiącą minę usiłowała odciągnąć mnie, jak najdalej. A przecież daleko odejść nie można było, targ był niewielki.
- Niech pan wróci za godzinę, przyjdzie mąż i niech pan spróbuje targować się z nim.
Przyszedł po dwóch godzinach i targi nabrały nowego wymiaru. Czekaliśmy. Powtórzyłem ofertę. I nastąpiła długa przemowa o cenie, psinie i jej niewątpliwych zaletach. Przyznam, że słuchałem z zapartym tchem. Chciałem psiaka i pewnie byłbym skłonny zapłacić żądaną cenę. Pertraktacje trwały z godzinę przy głośnych uwagach zgromadzonego tłumu. Koniec końcem zapłaciłem 240 złotych i dostałem torbę sztucznej karmy oraz biały ręczniczek. Co to był za dzień? Byłem szczęśliwy z posiadania psiaka i z ubitego interesu. Przecież wyszło na moje.
Po krótkiej chwili usłyszałem:
- Dzień dobry panu, jak tam leci.
Uważniej przyjrzałem się skurczono - zwartej w sobie postaci z głową pomiędzy kołnierzem w nieładzie.
- A dzień dobry, to od pana kupiliśmy naszą Zuzieńkę - odparłem licząc litery kolejnych wyrazów.
- A tak, no właściwie ode mnie, ale i od mojej żony.
Wróciły niedawne wspomnienia. Był to wtorek, dzień targowy i nowi osiedleńcy pojechali kupić gospodarskie rzeczy do tradycyjnego w stylu życia zgodnie z naturą i blisko natury siedliska.
- Ile za tego pieska? - zapytałem miastowo wyglądającej kobiety sprzedającej szmaty.
Oszacowała mnie kupieckim wzrokiem i wypaliła – 350 złotych. Omal nie upadłem na smacznie śpiącego szczeniaka.
- Przecież to mieszaniec, a nie rasowy pies! - odpowiedziałem w miarę spokojnie dowiadując się wcześniej, że pomieszane rasy to tylko dwie, owczarek pirenejski i owczarek niemiecki.
Niestety, nie mogłem odejść i przez dłuższą chwilę wpatrywałem się w szczeniaka, który w ogóle nie zwracał na mnie uwagi.
- Dam 250 złotych i ani grosza więcej! - powiedziałem głosem, z którego biło zdecydowanie przemieszane z determinacją.
- Ha ha! - otrzymałem w odpowiedzi, co wcale nie zbiło mnie z tropu.
Olga znając dobrze moje kupieckie trendy stała z boku uśmiechając się grzecznie i robiąc nic niemówiącą minę usiłowała odciągnąć mnie, jak najdalej. A przecież daleko odejść nie można było, targ był niewielki.
- Niech pan wróci za godzinę, przyjdzie mąż i niech pan spróbuje targować się z nim.
Przyszedł po dwóch godzinach i targi nabrały nowego wymiaru. Czekaliśmy. Powtórzyłem ofertę. I nastąpiła długa przemowa o cenie, psinie i jej niewątpliwych zaletach. Przyznam, że słuchałem z zapartym tchem. Chciałem psiaka i pewnie byłbym skłonny zapłacić żądaną cenę. Pertraktacje trwały z godzinę przy głośnych uwagach zgromadzonego tłumu. Koniec końcem zapłaciłem 240 złotych i dostałem torbę sztucznej karmy oraz biały ręczniczek. Co to był za dzień? Byłem szczęśliwy z posiadania psiaka i z ubitego interesu. Przecież wyszło na moje.
To był ten pan.
Był jakiś mniejszy, niepewny, jakby życie z niego uleciało. Nie byłem pewien,
bo żadnego syku nie słyszałem, no może to był tylko ten syk parkującego
samochodu.
- Co słychać u sąsiada? Pewnie same dobroci.
Niestety, to co usłyszałem powaliło mnie. A on rozpoczął monolog.
- Życie chciałem sobie odebrać. Miałem do tego trzy powody: córka nie chce wrócić z Italii, wydra wyjadła ryby ze stawu i mam zepsutą instalację ciepłego ogrzewania.
Po chwili rozwinął temat i tak opowiadał z piętnaście minut, cicho cichusieńko, tak że musiałem dobrze nadstawiać ucha. Tylko raz z Olgą wymieniliśmy spojrzenia, niby nic niemówiące, lecz pełne wyrozumienia. Dobrze wiemy, że powody dla zaistniałej sytuacji w rzeczywistości nie mają wagi, a istotny był tylko stan człowieka jeszcze nie tak dawno pełnego życia, optymizmu i zaawansowanych projektów na przyszłość. Podobnie, jak my osiedlił się na Podkarpaciu kilka lat temu.
- Postanowiłem zapić się więc na śmierć. Przez tydzień piłem na potęgę, wszystko co było pod ręką. Denaturat, spirytus niewiadomego pochodzenia, płyn ze spryskiwacza w samochodzie i nawet wypiłem perfumy żonie. W tym czasie modliłem się by cały czas lało i nie musiałbym wychodzić z domu, by karmić psy i brać je na spacer. Tydzień picia nie przyniósł zamierzonego rezultatu za to nawaliła mi trzustka i skończyło się szpitalem.
- Co słychać u sąsiada? Pewnie same dobroci.
Niestety, to co usłyszałem powaliło mnie. A on rozpoczął monolog.
- Życie chciałem sobie odebrać. Miałem do tego trzy powody: córka nie chce wrócić z Italii, wydra wyjadła ryby ze stawu i mam zepsutą instalację ciepłego ogrzewania.
Po chwili rozwinął temat i tak opowiadał z piętnaście minut, cicho cichusieńko, tak że musiałem dobrze nadstawiać ucha. Tylko raz z Olgą wymieniliśmy spojrzenia, niby nic niemówiące, lecz pełne wyrozumienia. Dobrze wiemy, że powody dla zaistniałej sytuacji w rzeczywistości nie mają wagi, a istotny był tylko stan człowieka jeszcze nie tak dawno pełnego życia, optymizmu i zaawansowanych projektów na przyszłość. Podobnie, jak my osiedlił się na Podkarpaciu kilka lat temu.
- Postanowiłem zapić się więc na śmierć. Przez tydzień piłem na potęgę, wszystko co było pod ręką. Denaturat, spirytus niewiadomego pochodzenia, płyn ze spryskiwacza w samochodzie i nawet wypiłem perfumy żonie. W tym czasie modliłem się by cały czas lało i nie musiałbym wychodzić z domu, by karmić psy i brać je na spacer. Tydzień picia nie przyniósł zamierzonego rezultatu za to nawaliła mi trzustka i skończyło się szpitalem.
Odszedł na chwilę
by wyjąć coś z samochodu. Moje pytanie i Olgi; gdzie w tym czasie była jego
żona spotkały się w połowie dzielącej nas przestrzeni. Musiał być bardzo
samotny, co potwierdziła później Olga. Pomyślała dokładnie to samo.
- Ale to nie koniec, wracając samochodem ze szpitala straciłem panowanie nad kierownicą i skończyłem w rowie.
Nie ma nic dziwnego w tym fakcie. Po ponad tygodniowym pobycie osłabienie fizyczne i pogorszony stan psychiczny nie wyrokowałby u nikogo niczego dobrego. Na dodatek nikt nie odebrał go. Zapytany o pomoc ze strony żony uśmiechnął się niemrawo, nie wydobywając przy tym nawet namiastki głosu.
- A co masz pan w tej torbie? - zapytałem by, choć na chwilę zmienić temat.
- Jadę do warsztatu z flaszką. Dobrze naprawili mi samochód.
To była najbardziej optymistyczna wypowiedź tego dnia. Pomyślałem, że nie jest aż tak źle. Facet może nie wraca do równowagi, lecz nie stacza się. Idzie po równym i będzie lepiej. Tak też powiedziałem mu na pożegnanie. Będzie tylko lepiej.
Wstrząśnięci toczyliśmy potem z Olgą długie rozmowy o goryczy samotności we dwoje, braku zrozumienia i chwiejnym stanie ludzkim. Tak wiele potrzeba by było lepiej, a tak niewiele by...
- Ale to nie koniec, wracając samochodem ze szpitala straciłem panowanie nad kierownicą i skończyłem w rowie.
Nie ma nic dziwnego w tym fakcie. Po ponad tygodniowym pobycie osłabienie fizyczne i pogorszony stan psychiczny nie wyrokowałby u nikogo niczego dobrego. Na dodatek nikt nie odebrał go. Zapytany o pomoc ze strony żony uśmiechnął się niemrawo, nie wydobywając przy tym nawet namiastki głosu.
- A co masz pan w tej torbie? - zapytałem by, choć na chwilę zmienić temat.
- Jadę do warsztatu z flaszką. Dobrze naprawili mi samochód.
To była najbardziej optymistyczna wypowiedź tego dnia. Pomyślałem, że nie jest aż tak źle. Facet może nie wraca do równowagi, lecz nie stacza się. Idzie po równym i będzie lepiej. Tak też powiedziałem mu na pożegnanie. Będzie tylko lepiej.
Wstrząśnięci toczyliśmy potem z Olgą długie rozmowy o goryczy samotności we dwoje, braku zrozumienia i chwiejnym stanie ludzkim. Tak wiele potrzeba by było lepiej, a tak niewiele by...
Przeczytałam, pomyślałam- samo życie...
OdpowiedzUsuńNie inaczej.. ale dlaczego? Dlaczego nieszczęścia nie chodzą po lesie? Podobnych pytań odnośnie ludzkiej doli jest znacznie więcej. Czyżby na tym świecie nie było miejsca dla dobra?
UsuńJest, jest dobro, choćby w Tobie i Twojej Żonie i jeszcze w wielu ludziach...
UsuńMiło słyszeć i wcale nie zaprzeczamy. Tak, jak możemy staramy się być normalni w pełnym znaczeniu tego słowa i dalecy jesteśmy od pozerstwa.
UsuńJaka to potega miec przy sobie kogos, kto chocby ze szpitala odbierze, a w domu herbate poda. Z drugiej zas strony, czy mozna mu wspolczuc? Nie wiadomo, czym narazil sie swojej zonie. Pil, moze bil i wyzywal? Trzeba by posluchac drugiej strony, zanim zacznie sie kogos zalowac.
OdpowiedzUsuńA tymczasem cieszmy sie, ze sami nie jestesmy w jego polozeniu...
Sciskam Was mocno :***
Rozumując, jak powyżej musielibyśmy współczuć znacznej części chodzących czy czołgających się po tej ziemi. Zastanawiam się na ile jest to słowo rozciągliwe i czy na pewno miłosierne. Chyba jest takie powiedzenie; moje szczęście nieszczęściem sąsiada i na odwrót. Nie ważne czy żona dobra czy on, ważna jest sytuacja, która dotyka człowieka. Doszukiwanie się winy zamazuje obraz sytuacji, a my stajemy się sędziami bez kwalifikacji. Mógłbym żyć samotnie, ale żyć osamotnionym to już inna sprawa.
UsuńMy też ściskamy mocno, mocniej...
Dziwne... Nie wiecie jak łatwo żonie z wódką przegrać?
OdpowiedzUsuńJak ona w każdego kąta puszcza oko i wabi od świtu, zanim nieszczęśnik z łóżka wstanie? Jak często depresję zmienia z agresję? Niezwykle trudny to do pokonania przeciwnik i niejeden raz prawdziwą miłość pokona.
Pzdr.
Nie tylko żona przegrywa z wódką, przegrywa każdy dotknięty nałogiem. Z pewnych źródeł wiem, że facet był niepijący, zupełny abstynent. Nie wiem, dlaczego postanowił zapić się na śmierć, są przecież bardziej skuteczne metody. Parafrazując: Papieros z każdego kąta puszcza oko i wabi od świtu zanim palacz wstanie z łóżka. No to ha ha...
UsuńPozdrowienia dla wytrwałych...
Racja, każdy nałóg straszliwy jest i mocno trzyma w szponach, heh Ale nikotyna przynajmniej nie powoduje zmian świadomości, nie budzi w człowieku ZŁEGO.
UsuńUściski
No nie wiem, no nie wiem... Zresztą Olga wie najlepiej, jak to jest i nie bardzo nalega bym rzucił palenie. Tym razem przed godziną zero podetnę drzwi od dołu, by można było wsuwać nieracjonalne wielki porcje i zamknę się tam dwa tygodnie. Dobrze, że drzwi są chłopskiej jakości, to szybko ich nie przegryzę. Nikotyna nie budzi ZŁEGO w czasie ćpania, ale w sytuacji jej braku... ech, pozwól,że tylko powzdycham. Trzymajmy się w postanowieniach, a przynajmniej życzmy sobie,,, Buziule!
Usuńżycie... i wcale nie taki rzadki przypadek. Szczególnie styczniowe, zimowe depresje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z deszczowych Kaszub z uśmiechem i z wiarą: będzie lepiej :)
A.
No właśnie z deszczowych Kaszub. Ile słonecznych dni mamy w tym kraju? Wystarczy palców? Wiele nieszczęść tkwi poza zasłoniętymi oknami i tylko czasami słychać brzęk latających spodków. Przecież mieć depresję to żaden wstyd. Bycie nałogowcem także. I gdyby unieszczęśliwieni wyszli do Ludzi (nie ludzi) i potrafili otworzyć się, byłoby im łatwiej, łatwiej byłoby zaradzić i zacząć pokonywać problem.
UsuńWiesz, też mam wiarę... i wierzę, że każdy z nas potrafi się otworzyć.
Stan umysłu równa się stan ciała. Raczej rzadko dbamy o ten narząd który tworzy nasze ciała. Zresztą o narządy pracujące, takie żołądek wątroba trzustka śledziona także nie dbamy o nic nie dbamy, winni są zawsze inni.
OdpowiedzUsuńA ciepło w domu jest najważniejsze szczególnie zimą i jeszcze jedno jest ważne - bliskość z sąsiadami. Kiedyś ludzie sobie pomagali ale to bylo dawno, dawno temu nie trzeba bylo samemu się szarpać z ciężkimi pracami, dźwiganiem ciężarów, ja sąsiadowi, sąsiad mnie, dziś nie ma tak dobrze. Z rodzinnych przekazów wiem, że zamiast zawołać sąsiadów, gdy wóz pełen zboża się przewrócił, dziadek podnosił go sam. Rezultat podźwignięcie i dość szybka śmierć. A wystarczyło zawołać, pomóżcie.
Taki smutny staje się los samotnych ludzi odizolowanych od tak samo samotnych ludzi.
Ciepło was pozdrawiam. ♥
No właśnie, bardzo rzadko słychać wołanie o pomoc i niestety tylko w sytuacjach krytycznych w ostateczności. Spychalstwo jest częścią naszej natury, jest łatwiej wskazać winnego niż samemu przyznać się do popełnionych grzechów. A odmówić sobie jedzenia w tym szkodzącemu nam samym to już szczyt osiągnięć. Niestety dotyczy i mnie. Gdyby nie Olga i jej perswazja pewnie zapasłbym się do wagi nadającej się do uboju. Ciepło jest ciepłym słowem, a jego wszechstronność nieskończona, a tak naprawdę ciągle go brakuje. Najwięcej, najbardziej w każdej postaci. Ciepłem może być kontakt międzyludzki... Czujesz ciepło?
UsuńNiech promienne ciepło oswoi nasze myśli, Elu.
Tak, jako osoba ktorej nie ma kto odebrac ze szpitala czy podac kubek herbaty, powiem ze ..... bywa smutno. Mam nadzieje, ze temu panu nie wroca ponure mysli. Bardzo ladnie napisany post. Pozdrawiam Cezarego i Olge :) x
OdpowiedzUsuńPodoba się forma? Cieszy mnie. Uwielbiam ciepłe słowa, choć... Obyśmy nigdy nie musieli prosić o kubek gorącej herbaty, obyśmy samowystarczalnie wytrwali do końca. Może są to pobożne życzenia.. a może w miarę możliwości zadbać o siebie i bliskich powinniśmy. Odwiedzę tego pana, mieszka ze dwadzieścia kilometrów i porozmawiam z nim, jak chłop z chłopem.
UsuńI my pozdrawiamy serdecznie i ciepło.
Smutna historia, jakich zresztą na wyciągniecie ręki wiele.
OdpowiedzUsuńA nie powinno tak być! Przyczyny takiego stanu rzeczy są rozwidlono – skomplikowane. Są na wyciągnięcie ręki i wchodzą przez zaparte drzwi. Najsmutniejsze w tym wszystkim, to, to, że takich sytuacji jest za dużo w tym kraju. Kraj też jest smutny i bezwzględny szczególnie dla tych najbardziej potrzebujących. Niech w końcu będzie Maj... słońce dla Ciebie przesyłamy.
UsuńNo nie powinno być, oczywiście. Ale tak jakoś, jeden drugiemu wilkiem, a wszyscy jesteśmy jakoś ze sobą połaczeni.
UsuńMaj - piękny miesiąc, bo zazwyczaj pięknie się zieleni i jest dość ciepło, albo i bardzo ciepło :) Dziękuj ę za słońce, Wam również go duzo przesyłam :)
Przynajmniej tu, na blogach, możemy sobie w pozdrowieniach i życzeniach posyłać dobro i słońce. Wierzmy, że to działa!
UsuńTekst zrobił na mnie ogromne wrażenie.
OdpowiedzUsuńPodobno wszyscy nosimy w sobie ziarenko samozatracenia. U jednych kiełkuje latami, u innych wystarczy chwila, by wybuchło. Większość z nas nie dowiaduje się, że je ma.
Mocy życia, bądź z nami!
Moc życia nie leży przy drodze, nie jest bezpłatnie dostępna. A może chodzimy po drogach, przy który jej nie ma? „Mocy życia, bądź z nami” dobitnie zabrzmiało i echo tych słów powinno brzmieć dzwonami. Przychodzi czas, kiedy gubimy sens życia mając na uwadze, że kiedyś i tak odejdziemy. Jest kwestią ludzkiej wiary, co będzie z nami. Zastanawiam się nad sobą... chyba nie, zbyt cenię życie i nie zależy to od bieżącej czy przyszłej sytuacji. A może jestem pospolitym tchórzem?
UsuńMocy życia od dwojga nowo osiedlonych pod lasem, takie proste, nieskrywane...
Smutno, smutniej i jeszcze smutniej:( Nie wiem, czy będzie lepiej. Jakoś tak nie wierzę w to.
OdpowiedzUsuńZ takim podejściem zawsze będzie smutno i żałośnie. Do pewnego stopnia sami kreujemy najbliższą rzeczywistość. W dłoniach trzymamy wodze powodzenia. Koń z opuszczoną głową słabo ciągnie wóz. Ma być pogodnie, bo Jaskółki szybują po widzialnych przestrzeniach świata, wysoko, dostojnie z podniesioną głową.
UsuńSzybuj wysoko, tam jest pełnia...
Wiesz, przeraziła mnie tylko jedna jego wypowiedź. Nie to, że sam, nie to, że te schodki życiowe- wydra, dzieci, nawet żona"obok". On postanowił na zimno, z premedytacją zapić się na śmierć- klasyczny sygnał samobójcy dla otoczenia. To jest wołanie o pomoc- pierwsze i jeszcze bardzo nieuświadomione. Nie przestanie. Jak mu się znowu przeszkód nawarstwi ponowi próbę. Już nie z alkoholem. Wymyśli coś innego, żeby zwiać z życia.
UsuńPozdrowienia z Cieszyńskiej
Masz rację, niewiele trzeba by miarka przelała się. Tak, jak w jego przypadku listowane przyczyny same w sobie nie mogą być głównym powodem. Sytuacja mawarstwiała się i przyszedł moment erupcji. Zdecydowanie jest to sygnał, że ponowienie próby odebrania sobie życia to tylko kwestia czasu. Chciałbym się mylić po stokroć. Mam zamiar odwiedzić go, ale czy to pomoże? Nawarstwiona siła unicestwienia jest trudna do pokonania, a o perswazji nie ma mowy. Szkoda, że nie jestem psychologiem i marne mam doświadczenie w takich sytuacjach. Możemy mieć tylko nadzieję, że będzie lepiej...
UsuńSerdeczności z Podkarpacia.
Widzisz, takich sytuacji bardzo wiele, wiele ludzkich tragedii rozgrywa się za zamkniętymi drzwiami... a my o tym w ogóle nie wiemy.Mój najblizszy sąsiad np. wiele razy mówił,że zapije się na śmierć... a u niego jeszcze gorzej, żona bije go i wyrzuca z domu, córka zyje w nienawisci do niego, wnuki nie mogą się do niego zbliżać, jeden zabrany do domu dziecka... Wsrząsajace to wszystko!.
OdpowiedzUsuńA ja zawsze zazdrościłam tej rodzinie, mieszkajacej razem pod jednym dachem, dzieci, wnuki, rodzice.... wydawało mi się, że są szczęsliwi, mając wszystko, a co najważniejsze siebie... ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, teraz już wiem, jaka tam tragedia się rozgrywa. I naprawde boję się o tego sąsiada, bo to dobry człowiek.
Jakże często sami potrafimy zniszczyć sobie to, co najcenniejsze, własne życie!
Pozdrawiam serdecznie.
I to jest przerażające. Niby żyjemy w ukształtowanym społeczeństwie, niby... a tu każdy każdemu wilkiem. Przypadkowy samarytanin nie przebije się przez zaceglenioną bramę. Z drugiej strony nie chcemy, by ktokolwiek mieszał się w nasze życie. Błędne koło! Co najmniej dziwne są postępki ludzkie, nietolerancyjne i uzależnione. Z pozycji władzy łatwo wyrządzić krzywdę drugiemu nie zdając sobie sprawy, że krzywda wróci do nadawcy, wróci na pewno ze zdwojoną siłą. Podobnie, jak Ty nie rozumiem tych ludzi... Niszczą swoje życia, bo nie znają do końca jego wartości i nie wiedzą, że jest jedyne i niepowtarzalne.
UsuńI my pozdrawiamy serdecznie... ze zdwojoną siłą!
Bardzo smutna historia... Samotność to jedna za gorszych rzeczy, jakie mogą się człowiekowi przytrafić. Brak rodziny, brak przyjaznej dłoni...
OdpowiedzUsuńChociaż niektórzy sami zapracowują sobie na taki los, to jednak żal... Żal gdy ktoś tak marnuje sobie życie.
Ściskam Was czule ;)
Dokładnie; sami zapracowujemy sobie na nasz smutny los. Niekiedy jest to brak możliwości, umiejętności czy brak racjonalnego pojęcia dobrej decyzji i każdy wiedzie swój los poprzez dżunglę niewiadomych. Nie każdy potrafi przekuć porażkę na jutrzejsze jasne niebo. A można... Niewiara w siebie jest czymś złym. Każdy z nas potrafi wszystko i dogłębnie. Żal, że nie potrafimy wspomóc... często nie widzimy wyciągniętej ręki, często nie wiemy, jak to zrobić. Tu potrzebna jest otwartość... na ludzką dolę.
UsuńI my ściskamy czule i ciepło.
Jeśli pan powiedział mu, że będzie lepiej to z pewnością będzie lepiej niż onegdaj. Czasem gdy ktoś choćby wysłucha bez oceniania, osądzania jest pomocą. Mój brat był alkoholikiem, żona go opuściła, wyjechała do Niemiec razem z ich jedynym synkiem i tam wyszła za mąż za Niemca... Nie było mnie wtedy tu w domu, a on nie miał pewnie żadnej motywacji by się leczyć. Zmarł przedwcześnie. To trudno zrozumieć, droga złożona ze smutku i goryczy ale na pewno były dobre dni. Kiedy przyjechałam, nie spotkałam się ze złym słowem o nim. Mówiono: to był dobry człowiek i solidny pracownik... Niekoniecznie sami zapracowujemy na smutny los, brak możliwości i umiejętności nie jest zapracowaniem, ale oskarżeniem czy wyrzutem dla tych obok bo naprawdę potrzeba tak niewiele czyli otwartości na ludzką dolę, tak jak pan to ładnie napisał. Ale nawet ten brak otwartości jest efektem choroby naszych czasów. Jak dobrze że są tacy ludzie jak Cezary i Olga oraz wielu innych, bo pszenicy na polu jest dużo a maki i kąkole kłują w oczy jak i sera jest zazwyczaj więcej niż dziur Pozdrawiam serdecznie. I nie wiem czy sama, gdyby nie zagadał ktoś, potrafiłabym wyciągnąć dłoń...
OdpowiedzUsuńWiesz, czasem człowiek nie wie, co powiedzieć w niewygodnej sytuacji. Każda odpowiedź może być zła lub nieadekwatna i nie ma dobrej. „Będzie lepiej” jest wypośrodkowaną odpowiedzią. Każdy z nas ma swój zamknięty świat pełen osobistych problemów, powiązań, rozgałęzień, którego to stojąc obok nie jesteśmy zrozumieć. W takiej sytuacji trudno o wiarygodną opinię. Ludzkość na przestrzeni stuleci nie zmienia się, dzisiaj „chorujemy” w sposób coraz bardziej wyrafinowany. Niestety, żądni sensacji wydajemy niemiarodajne opinie i dotyczy to dokładnie wszystkiego. Empatyczni ludzie potrafią wyczuć drugiego i czuję, że potrafiłabyś to zrobić... Więcej wiary w siebie. Pozdrawiamy serdecznie.
UsuńA ja napisze tak UWAGA (bieganie po lakach boso i mowieniem kocham cie -dzieci kwiaty.prawda ze pieknie by bylo ) wiec jak wiesz zycie pisze inne scenariusze ludzie pija ,bija itd itd bla .,bla ............patrz na sasiada wiec patrzmy kazdy, nie gadac, trzeba patrzec nie przy okazji jak cos sie wydarzy ,sasiad pobil zone ,corka sasiada w ciazy i wtedy bla,bla za plota !jak to jest wszyscy wiedza jak postepowac ta swiadomosc ochrona zwierzat krzyk ,ochrona zycia krzyk -no to tak tyle !!!!!!!!!!pozdrawiam sciskam lapke p.Gosia
OdpowiedzUsuńA ja napiszę tak; nie bardzo pamietam czasy "dzieci - kwiatów". Jestem w posiadaniu kwiatu niewiadomego pochodzenia, jest jednym w bukiecie pamięci niezaprzeczalnie urokliwy i nabrzmiały. Symbol bycia ponad czasem, niebiańskiej wolności w wypowiadaniu słów obrazów. Dziś tylko echem powraca i trzeba uważnie słuchać, by uzyskać pożądaną melodię. Dziwne są stosunki międzyludzkie w niewytłumaczalnie skomplikowanym czasie. Ściskam dwie łapki p. Gosi.
OdpowiedzUsuń"Życie jest straszniejsze i piękniejsze jeszcze jest. Wszystko przy nim blednie, blednie nawet sama śmierć". Tak mi się przypomniał Stachura, a On dużo wiedział o depresji.
OdpowiedzUsuńŻyciowy cytat. Zastanawiam się czy można wypośrokować straszniejsze i piękniejsze i jak zachować proporcje by pozostać bez uszczerbku dla egzystencji. Przecież wszystko wszystkich dotyka i jest kwestią czasu kiedy. Pięknie napisała M. Spokostanka: "Moc życia, bądź z nami". Więc budujmy tę siłę i omijajmy drogi, które prowadzą do nikąd.
UsuńPozdrowienia dla Podróżniczki, takie serdeczne.
Ale odwrotnie też... Czasem wystarczy chwila by się na nowo obudzić... i kolejna by się odrodzić...
OdpowiedzUsuńSama esencja! Jednak czy potrzebującym przyjdzie ta chwila, czy nie zatrzyma się w natłoku myśli i czy zdąży na czas. To nie zegarki, w których można zgrać czas. Każdy z nas jest unikatem do pewnego stopnia i okrężna sytuacja postaci również. Chyba lepiej nie doświadczać oddradzania się...
UsuńMiłego dnia.
Smutna i dolujaca historia. Zyjemy wsrod rodziny, przyjaciol, sasiadow a tak wiele osob jest samotnych, osamotnionych w swoim nieszczesciu.
OdpowiedzUsuńNie wyobrazam sobie jakim trzebac byc zdesperowanym, aby targnac sie na swoje zycie, przerazajace.
Co dla jednego czlowieka moze okazac sie blachym problemem, dla innego urasta do rangi problemu nie do rozwiazania.
A czasami wystarczy zwykla rozmowa, niby tak niewiele a moze odmienic czyjes zycie.
Usciski Kochani, trzymajcie sie cieplo!
Ataner, nie wiem czy smutna i dołująca. Używając lapidarnego określenia powiemy; samo życie. Napisałaś "wystarczy zwykła rozmowa". Ile czasu poświęcamy na tego typu rozmowy pomiędzy tym wszystkim, co robimy. Wszystko wydaje się ważniejsze. Nawet w najbliższym otoczeniu trudno o taką chwilę pomiędzy rykiem telewizora, ostatnim przebojem przebojem wdzierającym się w uszy, gazetą zasłaniającą twarz potencjonalnego rozmówcy i wreszcie "ukochanym" Internetem. Przykładów jest znacznie więcej! Nierozwiązane problemy nawarstwiają się i być może, że błahy powód powoduje niekontrolowany wybuch. Zależy to od odporności psychicznej i tego czego oczekujemy od życia.
UsuńTrzymamy się ciepło i ściskamy serdecznie...
Mówią, że na dobrą starość trzeba sobie zasłużyć ... wiadomo, że największy płomień przygasa ... żeby chociaż przyjaźń została między dwojgiem, a nie obojętność czy nienawiść ... takim pozytywnym wizerunkiem dla mnie jest "Gwiezdny pył" Kondratiuka, z Igą Cembrzyńską i Krzysztofem Chamcem ... siedzieć sobie pod chatką, grzać stare kości i śpiewać "La kukaracza" , a cały wielki świat gdzieś obok; serdeczności ślę o szarym poranku.
OdpowiedzUsuńNa starość przychodzi czas na refleksję i analizę dotychczasowych nie/dokonań. Starsi mają więcej czasu na tego typu rozważania i niestety bardzo często dochodzą do niewiarygodnych wręcz konkluzji. A gdyby ona/on mieli w przeszłości więcej luzu to pokończyliby naście uniwerstetów, a to ona/on obijał się przez całe życie, itd. Nie jest to wcale wykładnikiem ich przeszłych ambicji.Jest to bezwzględne wykorzystanie pozycji, w której nie można nic udowodnić. Panuje w tych domach żałoba jeszcze przed śmiercią. A nie można by było usiąść na ławeczce, przytulić się i zaśpoiewać "La kukaracza" lub " co użyjem to dla nas, bo za sto lat..." Niezbadane są ludzkie ambicje po czasie. I my posyłamy same serdeczności w samo południe...
OdpowiedzUsuńNa to jak będzie później pracuje się całe życie i nic,i nikt nie jest w stanie tego zmienć.
OdpowiedzUsuń