Jedząc przepyszne pierniki mojej mamy, z
których wspaniałym smakiem nic równać się nie może, myślę o czasie, który
spędziłam w jej radosnym domu.
Ale, gdzie moje
maniery? Zacznijmy od introdukcji. Jestem Anita Jawor, córka Olgi Jawor, a
poniższy post to, jak sam tytuł wskazuje, kilka obserwacji mieszczucha na wsi. Kilka
rzeczy obejrzanych i zapamiętanych. Nawet spróbuję, dla Waszej czytelniczej
wygody, dostosować swój styl do tego, do którego przywykliście. Nic nie
obiecuję, ale próbę podejmę.
Różnic między moim rodzinnym miastem, a tym
zacisznym odludziem jest wiele. Zamiast zabudowań jak okiem sięgnąć i domów
stłoczonych jeden przy drugim, tutaj mamy lasy, pola, łąki, a same domy
rozsiane są rzadko i ze sporymi odstępami. Są jak samotne wysepki cywilizacji,
nie pasujące do krajobrazu należącego do natury.
Wschody słońca
widoczne z balkonu często sycą oczy soczystością barw. Czasem pastelowe róże,
czasem pomarańcz, czy wręcz czerwień, które prowokują bardziej skojarzenia z
widokami sawanny, niż Polski.
Woda smakuje tu inaczej. Prosto ze studni,
nie chlorowana i zdrowa. Można ją pić prosto z kranu bez obawiania się
zarazków. Co innego w moim domu, gdzie wodę trzeba wstępnie przegotować, aby
uniknąć tej czy innej bakterii.
U siebie,
przywykłam do jabłek smakujących jak lekko słodkawy, mokry papier. Tutaj są one
kwaśne i słodkie. Mają prawdziwie pamiętny smak i urzekający zapach, od którego
ślinka napływa do ust.
Przyznam jednak, że ze smakowych rozkoszy,
to nie za wodą czy jabłkami będę tęsknić najbardziej. Za czym w takim razie?
Powiem krótko, za dżemem z kaliny. Cudownie wolny od kawałków, gładki, kwaśny
dżem z kaliny dosłownie mnie zaczarował.
Pamiętam
obieranie gałęzi z czerwonych owoców, sok spływający mi po palcach i raczej
paskudny zapach. Myślałam wtedy, że z czegoś o tak nieprzyjemnym aromacie
raczej nie stworzy się pysznego dżemu. Jakże się myliłam.
Z około
dwudziestu kilo owoców, powstało jakieś dziesięć litrów dżemu. Dziesięć
wspaniałych, pieszczących podniebienie litrów.
Aż dziw i wielka
szkoda, że nie znajdzie się tego w żadnym sklepie. Z pewnością dżem ten byłby wart
sprzedaży i rzecz jasna kupna.
Latem roślinność była jeszcze zielona, a
ziemia skąpana w słońcu. Pamiętam jak w upale, mama, Cezary i ja zwoziliśmy z
pola sianko dla kóz. Jeździć trzeba było nie raz, nie dwa. Wracając z pola mama
i ja miałyśmy wygodne leżysko z tyłu, na wypełnionym po brzegi sianem wozie.
Mnie przypadła zabawna część roboty, udeptywanie ładunku tak, aby więcej się
zmieściło.
Zima w takim otoczeniu robi dużo większe
wrażenie niż w mieście. Gruba warstwa śniegu pokrywa ziemię i bieli się
wszędzie dookoła, skrząc w słońcu wieloma kolorami tęczy. Zuzia, wesoła i pełna
życia psina, uwielbia tarzać się w nim, a ja widząc to wzdycham z ulgą. W
końcu, w lecie też lubiła się tarzać, ale za to w substancjach nie tak czystych
i silną woń roztaczających, jeśli wiecie do czego piję.
Rozprawiwszy się z tematem krajobrazów,
przejdźmy do tematu domu. Trudno nie być pod wrażeniem kreatywności i stylu, z
jakim moje mamiątko i Cezary urządzają kolejne pomieszczenia. Mieliście już
okazję, drodzy czytelnicy, widzieć jak ślicznie wygląda teraz kuchnia. Gdy
przyjechałam była to jeszcze tabula rasa, czekająca aż domownicy wypełnią ją zgodnie
ze swoją wyobraźnią.
Pokój, który mi
przypadł do użytkowania jest świetny zarówno pod względem estetyki, jak i
funkcjonalności. Duże łóżko, dwa wygodne fotele, biureczko specjalnie
przygotowane na stanowisko komputerowe, oraz balkon, z którego często
podziwiałam wyżej wspomniane wschody słońca.
Za mojego tu pobytu, ten pokój stał się
praktycznie pokojem kotów. Jest to kilka najmilszych, najukochańszych,
najczulszych przedstawicieli kociego gatunku, jakich miałam szczęście spotkać.
Kochają ludzi dużo bardziej niż na to zasługujemy. Tulą się, pchają i wspinają
nam na kolana (czasem po kilka na raz), spychają się wzajemnie z tych kolan i
ogólnie rzecz biorąc, spędzają ze mną tyle czasu ile się da. Każdy z nich ma
kompletnie inną osobowość. Każdy ma własne sposoby okazywania czułości.
Czarny koteczek, podobny do pantery,
pokazuje, że chce na rączki, stając na tylnych łapkach i obejmując człowiekowi
nogę przednimi łapkami. Jego donośne mruczenie stało się muzyką często
rozlegającą się z moich kolan.
Kotka, o
dziwacznym imieniu Ta Trzecia (o czym oni myśleli nazywając ją tak?) uwielbia
stawać na ramieniu, udeptywać i lizać po uszach. Ma niewinne, wielkie oczy i
świergotliwy głos, którym zawsze się ze mną wita. Rudy Antek lubi kontakt
wzrokowy, głaskać ludzi po twarzach i delikatnie całować w nosy. Ufny i
pieszczotliwy, zawsze umie zwrócić na siebie uwagę pełnym znaczenia, melodyjnym
miauknięciem. Każdy z nich jest wyjątkowy, każdy jest przyjacielem.
Miałam okazję zżyć się jednak nie tylko z
nimi, ale i z resztą mieszkających tu zwierzaków. Mama moja, jak zapewne
wiecie, jest istotą kozolubną. Zdjęcia kóz dekorują jej liczne posty na tym
blogu. Majka miała nawet piosenkę, wymyśloną dla niej. Jak również wiecie, mama
ma zwyczaj wyprowadzania swego stadka na długie spacery.
Czasem owo stadko
się guzdrze, biega w kółeczko zamiast wyjść przez bramę. Wtedy do akcji wkracza
niezawodny Cezary, który ze swym sprawdzonym, bojowym okrzykiem szarżuje na
nie, wyganiając maruderów na zewnątrz.
Ostatnio jednak,
z ciężarnymi kózkami, trzeba uwzględnić, że nie zawsze czują się na siłach by
wyjść na wielogodzinną wędrówkę. Brykuska jest już w tak zaawansowanej ciąży,
że coraz mniej chętnie na te spacery chodzi. Ostatnio nawet wcale iść nie
chciała i została w swoim boksie, gdy reszta stada poszła na wielokilometrowy
spacer. Zastanawiamy się tu wszyscy, co i ile się urodzi? Więcej będzie kóz czy
capków?
A skoro już o capach mowa, nie sposób
zapomnieć o naczelnym utrapieniu, Łobuzie Jacuniu Kurdybanku. Istocie wiecznie
napalonej i uganiającej się za samicami, noszącymi jego potomstwo. Niestety,
nie tylko on się za nimi ugania. Zuzia, kiedy jej odbije, lata za nimi jak
zwariowana, podgryzając im nogi. Brykuska i Popiołka apatycznie jej na to
pozwalają, ale Majka ucieka z szybkością, jakiej Zuzia nie potrafi dorównać.
Natomiast, kiedy ta psina atakuje capa, rozpoczyna się bój. Jest to
prześmieszny spektakl, wart zobaczenia na filmie. Wart, powiedziałabym,
umieszczenia w „Najzabawniejszych zwierzętach świata”.
Zuzia to pies, którego zawsze gdzieś nosi.
Zanim spadł śnieg miała jednak również swoje spokojne hobby. Było nim
wylegiwanie się w pozycji sfinksa na balkonie, dostojnie podziwiając widoki.
Oraz szczekając maniakalnie na przechodzące poniżej psy. Po namyśle stwierdzam,
iż może nie takie znowu spokojne hobby?
Teraz jednak, gdy
balkon przyprószony jest śniegiem, Zuzia nie może już tego praktykować, bo by
tego śniegu naniosła do domu. Teraz tylko spędza długie godziny wpatrując się
smętnie w zamknięte, szklane drzwi. Można by pomyśleć, że skoro tak ckni jej
się za dworem, mogłaby zamiast tego siedzieć w ogrodzie, ale któż by ogarnął
tajemnice złożonego, psiego umysłu?
W pięknym towarzystwie obraca się tu moja
mama, nie da się ukryć. Niestety, mój pobyt na Pogórzu Dynowskim już sie kończy, wrócę do
domu, do miasta, lecz słodkie wspomnienia nie zblakną.
Gdy to piszę, pod drzwiami rozlega się pełne wyrzutu i tęsknoty „miau!”, które w wolnym przekładzie oznacza: „Dlaczego mnie jeszcze nie pieścisz? Jest już czwarta rano! Otwierać!”
Biegnę
odpowiedzieć na ten zew, a Was czytelnicy serdecznie pozdrawiam w imieniu
własnym, Olgi, Cezarego i przede wszystkim czeredy słodkich czworonogów!
* autor: Anita Jawor
Jaki piękny wpis :)! Dziękuję Anitko :)!!! Pięknie zobaczyć dom Olgi i Cezarego, a także to co koło domu :D, Twoimi oczami :). I tak ciepło opisałaś zwierzęta :)...
OdpowiedzUsuńDziękuję za uroczy komentarz! Zwierzaki warte są każdego ciepłego opisu, zapewniam!
UsuńAnita
piękny opis cudownego miejsca... :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Miejsce faktycznie cudowne.
UsuńAnito ciepło serdecznie z humorem i ♥ napisałaś u mamy. Obraz wsi z punktu widzenia mieszczucha, jest pełen zachwytu ale jest tam i miejsce dla pracy a na wsi praca jest cały rok, chociaż zimową porą mniej ciężka. Tekst ładnie czytelnie napisany, ilustrowany zdjęciami co też jest bardzo ważne. Mam pytanie czy Ty sama chciałabyś tak żyć na wsi wśród zwierząt w bliskości z naturą? Korzystając z doświadczeń mieszkańców wsi ale i wprowadzając nowe dla nich spojrzenie na świat?
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam całą rodzinę łącznie ze zwierzętami zgadzając się dodatkowo bardzo :) że koty to niezwykle stworzenia.
Dziękuję bardzo! Te komplementy rozgrzewają mi serce.
UsuńCzy sama chciałabym tak żyć? Wpadanie od czasu do czasu wystarczy, choć żyje się tu pięknie.
Pozdrawiam i Ciebie!
Anita
Debiut zaliczony. Teraz nie ma zmiłuj, blog swój własny zakładać mi tu czym prędzej!
OdpowiedzUsuńI żadną miarą do niczego się "nie dostosowuj", styl indywidualny prezentując, bo właśnie to najbardziej tu lubimy.
Świetna relacja.
Debiut to to nie był. Pisałam już różne teksty, z tym że na anglojęzycznych stronach.
UsuńDziękuję bardzo za miły komentarz!
Anita
Szkoda, że ten czas wspólnego pobytu, biesiadowania, szczęśliwych, beztroskich chwil się już kończy. Szkoda Anito, że już odjeżdżasz, że nie miałyśmy okazji zobaczyć się wczorajszego dnia.
OdpowiedzUsuńCo zrobią teraz bez Ciebie wypieszczone koty ?
Szerokiej drogi Ci życzę, wracaj szybko na Pogórze i od czasu do czasu pisz, dziel się wrażeniami z pobytu tutaj.
Do następnego opowiadania, a może szybkiego spotkania.
Pozdrawiam serdecznie.
Szkoda, że się kończy, ale było zachwycająco. Choć nie miałyśmy okazji się wczoraj spotkać, to teraz, tak jakby spotykamy się wirtualnie.
UsuńKotki na szczęście nie zostają same. Wciąż będą jeszcze miały tutaj kogoś, kto je będzie pieścił. Tylko niestety nie całymi dniami.
Dziękuję bardzo za twoje życzenia i pozdrawiam Cię również serdecznie!
Anita
Masz przepiekna przystan, pelna milosci i ciepla domowego ogniska. Cudownych widokow, wsrod ciszy i spokoju.
OdpowiedzUsuńZycze Ci abys mogla wracac do tej przystani jak najczesciej i chlonac ta jej innosc. Cieszyc sie bliskimi.
Dziekuje Ci za piekny, wzruszajacy post. Pozdrowienia serdeczne :)
Dziękuję Ci bardzo za komentarz i piękne życzenia! Również pozdrawiam serdecznie!
UsuńAnita
O! Jaki fajny post. Tylko swojego stylu nie dostosowuj do Olgi. Bądź po prostu sobą i tak to opisuj. No to teraz pora na Cezarego. Kiedy coś w końcu napisze? Wszak figuruje jako autor bloga. Czekam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńCo do Cezarego, to może się w końcu da namówić? Kot wie...
Pozdrawiam serdecznie!
Anita
Hi!!Anito czytam od nie dawna ten blog polubilam Twoja mame ,podoba mi sie tez to co napisalas jak moglo by byc innaczej !!write something sometimes sciskam lapke p.Gosia
OdpowiedzUsuńHi, Gosia! Cieszę się, że polubiłaś moją mamę. Dziękuję za skomplementowanie mojego posta, and who knows? I might write something again.
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Anita
..."moje mamiątko" śliczne określenie, zdrobnienia w języku polskim potrafią tak wiele wyrazić :).
OdpowiedzUsuńŻyczenia częstych powrotów ... z miasta!
Tak, miło jest czasem użyć niekonwencjonalnego zdrobnienia.
UsuńDziękuję za miłe życzenia i pozdrawiam serdecznie!
Anita
Wszystko, co dobre, za szybko sie konczy. Daleko masz na codzien do Mamy? Za daleko na czeste odwiedziny?
OdpowiedzUsuńI co tam komentatorzy wiedza o debiutach, przeciez debiutowalas w zasadzie u mnie na blogu. :))) Moze zechcesz znow sprobowac swoich sil, juz nie od Mamy, ale od siebie z domu. Dzis wlasnie rozpisalam nowy konkurs. :***
No niestety, mam kilkaset kilometrów. Nie mogę wpadać tak często jak byśmy obie chciały.
UsuńFakt, zamieściłam to przydługie opowiadanie na twym blogu. Ciekawy konkurs, zastanowię się i dziękuję za zaproszenie.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarz!
Anita
Mam i córcia, dwie jakżesz różne ale równie wrażliwe i czułe. Dobrze czasem spojrzeć z tej drugiej strony. Dziękuję, bez powodu i przyczyny, Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńI ja dziękuję i pozdrawiam serdecznie!
UsuńAnita
Gratuluje Ci Anito wspaniałego posta i wspaniałej mamy, a tobie Olu wspaniałej Córki!
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu swoim i mamy!
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Anita
Niesamowicie miło czytało mi się ten post, a zdjęcia po prostu miodzio! Zuzia trzyma nóżkę kózki w pysku! :))
OdpowiedzUsuńAnito, bardzo fajnie było popatrzeć na to o czy pisze Twoja mama Twoimi oczami. Delektuję się tymi opisami, wyobrażam je sobie i choć wiem, że życie na wsi to nie bajka to tak to napisałaś, że sama mam ochotę na wyprowadzkę i zakup trzech kóz. :))
Dziękuję! Pochlebiasz mi bardzo! Zuzia niestety tak często robi, jeśli się jej nie powstrzyma.
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Anita
Pomysłowy post, i oto chodzi w blogowaniu, dzięki Wam Dziewczyny, uśmiecham się od kilku minut. Dziękuję :)))
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się pięknie uśmiechasz. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie!
UsuńAnita
Moje "mamiątko" wzruszylo mnie podobnie, tak jak Echo. Anito, bardzo cieplo opisalas miejsce w ktorym mieszka twoja mama Ola, i Cezary.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy Wiesz, wiele osob tutaj zagladajacych odbiera ich dom podobnie jak Ty, jako miejsce magiczne. Dla Ciebie zapewne wyjatkowe, bo mieszka tam Twoja Mama.
Jest to dom otwarty, przyjazny i taki swojski otoczony pieknem przyrody i zwierzat ktore ukochali.
Milo poznac corke Oli - pozdrawiam:)
Dziękuję! Cieszę się, że spodobały Ci się moje opisy. Ich dom to faktycznie wspaniałe miejsce.
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Anita
Fajnie opisałaś swój pobyt u mamy :) No i te zdjęcia szalejącej Zuzi i kociambrów rozłożonych na kolanach :)) I nie ważne, że budzą człowieka skoro świt, bo skoro one wstały, to reszta stada też powinna. Miseczki napełnić ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję! No i faktycznie, kto ma zwierzaki, tan powinien być gotowy z rana napełniać miski!
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Anita
Świetny pomysł! Blog zyskał nowego, serdecznego narratora. Bardzo mi się podoba Twój opis, aż nabrałam ochoty żeby namówić moją córę na takie spojrzenie z perspektywy gościa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Dziękuję! Cieszę się, że mój opis Ci się podobał. Świetny pomysł z namówieniem córki.
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Anita
Witaj Anito, jak fajnie napisany tekst, lekko i z humorem :) Moze zaczniesz czesciej pisywac??? Pozdrawiam Ciebie i mame z pochmurnej Szkocji :)
OdpowiedzUsuńWitaj i Ty! Dziękuję za komplementy. Ja pisać owszem pisuję, ale raczej na innych stronach.
UsuńPozdrawiam serdecznie z mroźnej Polski!
Anita
Wreszcie poznałam Anitę, córkę Olgi, z wielkim podobaniem przeczytałam to co napisałaś. Talent do pisania odziedziczyłaś w genach po mamie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam całą Rodzinę w Nowym roku- szczęścia i niech będzie naprawdę szczęśliwy nie tylko na Podgórzu ale i tam gdzie mieszkasz.
Dziękuję pięknie! Cieszę się, że Ci się podobało.
UsuńRównież pozdrawiam Cię serdecznie!
Anita
Jaka matka, taka córka, może i styl pisanie odrobinę inny, ale wrażliwość na świat ta sama..:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Was dziewczyny..:)
Dziękuję Ci bardzo i pozdrawiam serdecznie!
UsuńAnita
Witaj Anito. Super post opisany piknymi słowami,a więc wracaj jak najczęściej i pisz ,pisz pisz.
OdpowiedzUsuń