Wchodzimy w grudzień z lodowatym wiatrem smagającym w
nasz dom tak zaciekle, jakby chciał go wyrwać z korzeniami i ponieść gdzieś
daleko, daleko…Może do krainy Oz, do świata pulsującego ciepła i przeczystych,
tak pocztówkowych, że aż nierzeczywistych kolorów? Cezaremu śniła się dzisiaj
wyprawa hen tam, aż na australijski koniec świata. Tęsknoty przeplatały się z obawami. Nadzieje ze smutkami. A w tym śnie wielkie stada
kóz próbując paść się na bezkresnych, spalonych słońcem pastwiskach nie
znajdowały dla siebie nic do jedzenia. Tylko jakieś wstrętne robaki, tylko
pomarańczową ziemię…I wreszcie wrócił mój znękany dziwnym snem mąż do naszego zwykłego, skromnego, podkarpackiego poranka z ulgą, ale i z dręczącym wspomnieniem zagubienia i niepokoju. A więc
nie tam, ale chwilami i nie tu…Kraina stałości i oparcia nie istnieje na zewnątrz. Jest tylko
w nas i w najbliższej, ciepłej obecności. Trzeba budować ją co dzień od nowa,
rozpalać iskierkę, dmuchać w nią zefirkiem pragnień i wiary. Razem.
Dzień po dniu. Chwila po chwili.
Patrzymy na siebie uważnie. Wsłuchujemy w potrzeby,
myśli i uczucia w obawy oraz nadzieje. Uparte, łobuzerskie Wietrzysko chce czasami coś zagmatwać,
zepsuć. Ale przecież wiemy, że ono jest niegroźne. Ot, jak znudzony smok z powieści
fantasy. Smoczysko, co to bezskutecznie dobija się do okien zwykłej, swojskiej
rzeczywistości, bo spocić by cokolwiek rade. Do komina pozaglądać. A nawet
bezczelnie w drzwi pukać. W sny się najmniejszą szparką wdzierać…
- Nie wpuścimy Cię, Panie Wietrze, nie
wpuścimy za blisko…Śpiewaj nam swoje dziwne pieśni. Zabieraj we wspomnieniach i
w marzeniach daleko, daleko. Ale zostań tam, na zewnątrz. W swoim świecie
bezkresu i przestrzeni. Nie zaburzaj nam tu niczego. Tu nasz dom. Nasza tratwa
i ostoja… - szepczemy, ubierając kolejny sweter, wdziewając cieplejsze skarpety
i trzymając się za ręce, uśmiechamy do siebie, dzieląc wzajem swym ciepłem
i wiarą.
Wchodzimy w mroźny grudzień paląc ostro w piecu i
zajadając o poranku gorącą kaszę z masłem. Spragnieni ciepła dorzucamy wciąż i
wciąż drew do ognia. Niech je. Niech szumi w rozdętych trzewiach i trawi rozpalony do czerwoności. Niech
się nasyci i podzieli z nami rozkoszną błogością wreszcie najedzonego monstrum.
Niech przynosi wizje i wspomnienia pełnego smaków i zapachów, upalnego lata a także kolorowej jesieni. Przynajmniej na jakiś czas…
Prawie zupełnie bezśnieżnie zaczął się ten grudzień. Tylko szron obramowuje listki i kontury gałęzi. Tylko delikatna, biała posypka ozdabia apetycznie piernikopodobne bruzdy na zaoranym polu. Tylko lśnią kałuże malowniczo zamarznięte. Ale
wszystko przed nami. Jeszcze zdążymy się nacieszyć białym puchem, chrzęstem,
ciszą śniegowych poranków i blaskiem diamentów na pogrążonej we śnie łące i w
baśniowym lesie. Wszelkie roboty na zewnątrz są już niemożliwe. I dobrze. Cośmy mieli w
obejściu zrobić, tośmy zrobili. A to, co od nas nie zależało poczeka cierpliwie
na wiosnę…
Tylko kozy wciąż domagają się spacerów i
mecząc uparcie walą rogami w bramki swych boksów. Bierzemy je więc na szybkie
wędrówki po lesie. Tu skubną jeżynowych liści, tam resztki traw czy paproci. Co
i rusz nachodzi je jakieś zaraźliwe szaleństwo. Skaczą po parowach, przeskakują
przez siebie nawzajem, trą rogami o pnie drzew, wyjadają gliniastą ziemię z
poboczy drogi. W oczach mają dziki, tajemniczy błysk. Na pyskach widać cień
uśmieszku opętańców. Wiatr zagrzewa je do pójścia z nim w zawody. Biegną przed
siebie nagłym sprintem a potem równie nagle wracają ziając jak psy. Stają na
tylnych nogach, mierząc się w kozich zapasach. Pędzą bokiem, zaczepnie bodąc się nawzajem. Radośnie i
beztrosko. W szampańskim humorze. A Zuzia dołącza do gonitwy i niczym szczeniak kręci ósemki
usiłując pochwycić którąś ze zwariowanych kóz. Potem chwila zatrzymania,
spokoju, popasu. Wtem jakiś ptak gdzieś dziwnym głosem zawoła. Jakaś gałąź jęknie i raptem spadnie pod
nogi. Spłoszone kozy znowu biegną…A Wietrzysko chichocze uszczęśliwione. Aż
czas przeznaczony na wędrówkę mija i zmęczone, wyhasane zwierzaki chętnie
wracają do domu. Jeszcze trochę zamieszania jak zawsze przy wchodzeniu do
boksów. Bo trzeba przecież sprawdzić, czy Majka nie ma zostawionych na zapas
ziemniaków w korytku? A czy Łobuz Kurdybanek nie zachachmęcił gdzieś jabłka na
potem? Czy Brykuska nie chowa kawałka apetycznie chrupkiej bułki? Czy Popiołka nie dostała więcej jęczmienia? A
wreszcie uspokojone, potulne znowu kozule układają się na pachnącym
sianie i zapadając w drzemkę wzdychają jak ludzie, którzy doznają wytęsknionego odpoczynku po czasie niespokojnych
podróży i przerażających sztormów...
A my? Też do domu. Do ciepełka. Do gorącej
herbatki. Do zupy jarzynowej, co to w wielkim garze czeka na piecu. Do ciasta na racuchy, co intensywnie rosnąc podczas naszej wędrówki nieomal z miski się nie wylało! Do kotów,
co całe dnie śpią i zalegają pokotem na parapetach i fotelach a wstają tylko po
to by się popieścić i najeść. A rozdęte już mają brzuszyska jak bębny!A miny półprzytomne od rozespania i sekretnych, wietrznych snów!
My zaś po chwili odpoczynku ruszamy do roboty, która sama jakoś nie chce się
zrobić. Wzięliśmy się ostro za remont kuchni na parterze. Marzy się nam skończenie jej do świąt. Nie ma lekko. Tyle wszędzie krzywizn. Tyle uskoków w
byle jak postawionych niegdyś ścianach. Oj, musiał widocznie ten dom w czasie
swojej budowy ruszać nie raz w tany w wiatrem i murarzami. Pewnie i ognistą
wodę chętnie wtedy pospołu popijali. A ona, jak wiadomo, dziwnie potrafi ogląd sytuacji
wypaczać…
Wchodzimy w grudzień pełni wiary, że damy
radę ze wszystkim a senne widziadła i egzystencjalne niepokoje nie obleką się w
rzeczywistość.
A ten grudzień rozpoczyna się magicznie i
radośnie. Bo to przecież cudowny miesiąc. Zawsze takim był i nie zapowiada się
by miało się to zmienić.
Wczorajszego wieczora dostałam cudowne
prezenty. Miotany wiatrem, rumiany od mrozu listonosz zastukał do naszych drzwi
dźwigając dwie duże paczki od miłych memu sercu istot Jedną była paczka z
magicznymi upominkami-niespodziankami od mojej niezwykłej przyjaciółki z Hiszpanii,
poetki i tłumaczki Mar, autorki bloga „Miejsce spotkań wymyślonych” (http://mar-canela.blogspot.com/).
Miałam naprawdę wielkie szczęście będąc kiedyś odnalezioną przez Mar w
internetowej, przepastnej mgle i mogąc od tej pory szczerze dzielić się z nią uczuciami,
myślami i refleksjami. Internet to kosmos, w którym odszukać można prawdziwe
perły i szlachetne, wrażliwe serca!
Drugą była przesyłka z Getyngi od Anny Marii
P., czyli naszej drogiej, bardzo kreatywnej Pantery, autorki bloga "Świat to dżungla". A w niej liczne i wspaniałe nagrody za wygraną w
organizowanym przez nią konkursie na napisanie opowiadania grozy. Zaprawdę
powiadam Wam! - Warto brać udział w konkursach literackich! Dla rozruszania
szarych komórek. Dla satysfakcji, że dało się radę coś spłodzić i nie zastygać
w maraźmie codzienności. No i oczywiście
dla tak cudownych nagród (zdjęcia podarków od Pantery poniżej). A tymczasem niezmordowana, twórcza Pantera organizuje kolejny konkurs! Tym razem tematem jest kryminał. Czas na napisanie do 15 grudnia! To prawdziwe wyzwanie !:-))
Za wszystko jestem niezwykle wdzięczna obu
kochanym dziewczynom! I z całego serca dziękuję!***
Wiatrowi szalonemu też! Że niezwykłe uczucia, pomysły, marzenia i sny po świecie roznosi, że ciepło i zrozumienie od serca do serca dzięki niemu wędruje, że uśmiech tańczy w duszy a nadzieja uparcie i ufnie wciąż w ludziach śpiewa i cuda tworzy. Bo warto coś robić! Bo warto wierzyć i mocno czuć! Tyle rzeczy od nas właśnie zależy!
Wiatrowi szalonemu też! Że niezwykłe uczucia, pomysły, marzenia i sny po świecie roznosi, że ciepło i zrozumienie od serca do serca dzięki niemu wędruje, że uśmiech tańczy w duszy a nadzieja uparcie i ufnie wciąż w ludziach śpiewa i cuda tworzy. Bo warto coś robić! Bo warto wierzyć i mocno czuć! Tyle rzeczy od nas właśnie zależy!
A
gdy Wiatr słyszy, że się go nie boimy a razem z nim biegniemy odważnie i
radośnie przed siebie, to i on sprzyja. I jak rumakom grzywy rozwiewa, mocy do
pokonywania codziennych trudności dodaje, nowe horyzonty i niezwykłe sny
rozpościera przed zdumionymi, zachwyconymi oczami. A że czasem coś spsoci,
zachichocze diabelsko, nosy zmrozi i sny poplącze…To już jego prawo i szalona natura.
- Hej, Wietrze!
Jesteś? Słyszysz? Wiej, wiej, że hej! A Ty Grudniu, drogi, zaczarowany Grudniu,
witaj! Witaj i umość się wygodnie w naszych sercach, domach i w prostej codzienności! I bądź naszym
wytęsknionym, pełnym piekna, żaru, magii dobra oraz miłości gościem!
Pamiętam, jak marzyłaś i tęskniłaś do tej pory roku, gdy zakładałaś i utrzymywałaś w ładzie warzywnik. Oto jest, nadeszła, doczekałaś się :)
OdpowiedzUsuńTak! Doczekałam się Różo! Nareszcie można więcej pobyć w domu, odetchnąc trochę po cięzkiej, fizycznej robocie na polu w ciepłych miesiącach. Zima jest bardzo ludziom na wsi potrzebna. Bywa straszna, gdy zimno i głodno, ale potrafi byc także magiczna, ludzi gromadząc pod wspólnym dachem, otwierajac im serca i furtki do wzajemnego zrozumienia!:-))
UsuńOleńko kiedy zaglądam do Ciebie,zawsze znajdę strawę dla duszy. Zajmująco i dobrym piórem napisane z wnętrza płynące słowa pozwalają mi na chwile uciec od codziennego życia.
OdpowiedzUsuńKozy, koty i Wasz piesek pięknie wyglądają na zdjęciach.
A racuszki aż mi ślinka pociekła takie apetyczne.
Jak Ciebie nie kochać, kiedy w każdym słowie można wyczuć ogromna wrażliwość. Bardzo się cieszę, że Ciebie poznałam. Czasami nie komentowałam, ale zawsze czytam , bo te słowa wchodzą w moje myśli i wracają w moim zamyśleniu kiedy mam czas tylko dla siebie. Grudzień to magiczny miesiąc( urodziłam 2-go grudnia córkę Ewę ) Napisałam dla niej wiersz dzisiaj. Ona jest taka bardzo smutna i niestety mało ma wiary w siebie. A jest naprawdę mądra i dobra. Pozwolisz,że ten wiersz tutaj w komentarzu wpiszę.
kilka miesięcy oczekiwania
w szpitalnej sali
codzienne monitorowanie
pamiętam ten dzień
gdy usłyszałam twój pierwszy krzyk
płakałam ze szczęścia
dzisiaj wiesz co to znaczy być mamą
i tulić dziecko w objęciach
wiem że się boisz
samotnej matce nie jest łatwo
dasz radę
pamiętaj wokół są anioły
one cię poprowadzą
Oleńko pozdrawiam, serdeczności zostawiam. Pisz kolejne opowiadanie . Pięknego dnia.
Piękny wiersz Alinko! Bądź zawsze przy Ewie, na świecie są różni ludzie, każdy z nas ma inną wrażliwość, a mocni są również po to, by wspierać słabszych...dobrych dni Wam życzę...
UsuńAlinko, pamiętasz? Ja też jestem grudniową mamą.I kiedyś przeżywałam trudne chwile będąc w swym macierzyństwie sama...Ale czas minął. Wiele rzeczy się odmieniło. Pewne problemy zniknęły a pojawiły się inne. Bo w zyciu tak juz jest - żadnej stałości. A z tego może płynąc i zgryzota i pocieszenie. Pocieszenie, bo nawet smutki wreszcie mijają. Ale na cos były potrzebne, bo wszystko w zyciu jest po coś. Smutek, bezradność to taki stan duszy, kiedy dojrzewamy wewnętrznie przed kolejnym krokiem. Nigdy nie wiemy przecież co czeka na nas za zakrętem? Co stanie się jutro, pojutrze?
UsuńJako matka cierpisz Alinko, nie umiejąc pocieszyć i wydźwignąc córki z tego stanu. Ale najwazniejsze, ze jestes przy niej. Rozumiesz ją jak nikt i dajesz wsparcie swymi uczuciami i czynami. To bezcenne. Zobacz, ile jest samotnych matek, ktore nie mają kompletnie nikogo!
Będę ciepło myslała o Was obu, wierząc, że już wkrótce dobra gwiazda zaświeci dla Twojej kochanej Ewuni!:-))*
Oleńko bardzo dziękuje za te słowa. Nie potrafiłabym zostawiać moich dzieci w potrzebie. U nas dzisiaj wiatr ucichł, Pół godziny temu wróciłam ze spaceru z Leilą, wybiegała się po lesie, na szczęście u nas są latarnie i mogę jej rzucać kij.
UsuńSerdeczności zostawiam dla Was.
Alinko! Ciepłe myśli zasyłam z mglistego, ubranego w malowniczą szadź Pogórza!:-))
UsuńPrzeczytałam i chciałabym tam się znaleźć choć na parę dni razem z wami. :)
OdpowiedzUsuńAby kózki pogłaskać, pójść z wami na spacer po lesie, rozsmakować się w zupie jarzynowej i racuchach... :)
Pięknie spostrzegłaś grudzień i nadchodzącą wielkimi krokami zimę. :)
Piszę te posty także po to by ludzie mi bliscy i przyjaźni mogli pobyć w myslach tutaj, by lepiej potrafili wyobrazić sobie tutejsze realia. Te realia są zupełnie rzeczywiste. Twarde i siermięzne. Skromne i znojne. Ale w wielu momentach mimo wszystko piekne i magiczne, bo spędzane blisko natury, bo spokojne i swojskie.
UsuńCiepłe pozdrowienia grudniowe zasyłam Cogyo!:-))
https://www.youtube.com/watch?v=oHbGP01Xnws
OdpowiedzUsuńJak dzwon, który zaledwie tylko tknąć, a już śpiewa,
Jak zabłąkanych ptaków głos,
Jak liść, przez chwilę piękny, nim go wiatr strąci z drzewa,
Tak w nas głęboko skryte śpią.
Refren:
Małe tęsknoty, krótkie tęsknoty,
znaczące prawie tyle co nic.
Nagłe i szybkie serca łopoty,
kto by nie znał ich.
Nie wiadomo skąd zjawiają się, zakatarzone,
Wyproszą łzę i żalu łut,
Posiedzą, podumają i jak gość nieproszony,
Nim się rozwidni, znikną już.
Refren:
Małe tęsknoty, krótkie tęsknoty,
znaczące prawie tyle co nic
Nagłe i szybkie serca łopoty,
kto by nie znał ich,
Nagłe i szybkie serca łopoty,
kto by nie znał ich.
Małe tęsknoty, ciche marzenia,
zwiewne jak obłok, kruche jak dym.
Nieodgadnione w nas duszy westchnienia,
kto by tam nie znał ich.
Nie uwolnimy się od nich nigdy. Są częścią naszego życia i tylko czasami, bardzo rzadko oznaczają prawdziwą potrzebę zmiany.
Napisałaś Oleńko święte słowa - kraina stałości i oparcia nie istnieje na zewnątrz, tylko w nas samych.
Ściskam Cię gorąco!
I ja lubię tę piosenkę. To jedna z tych, co w serce zapada i sama się nuci. i rzeczywiście bardzo pasuje jako komentarz i dopełnienie tego posta. Dziękuję Ci Madziu za jej przypomnienie!:-))
UsuńPielęgnujmy w nas prawdziwy, spokojny, bezpieczny dom. Jesli w środku będziemy umeblowani tak, jak chcemy, jesli nie damy do siebie dostepu czarnym myslom i nieustannym żalom za czyms co mogło być, ale tego nie ma, to i świat na zewnątrz wyda się bardziej przyjazny.
I ja Cię ściskam serdecznie Madziu, ciesząc się, że zajrzałaś do mojego blogowego domku!:-))*
Ale klimatycznie u Ciebie...
OdpowiedzUsuńSpokojnie przede wszystkim...A spokój jest dla nas najcenniejszą wartościa.
UsuńPozdrowieni ciepłe zasyłam Agato!:-))
Niechbym tylko wygrala w totolotka, zaraz bym Was odwiedzila, zwlaszcza po takim opisie. Bo gdziez piekniej jest...?
OdpowiedzUsuńWidze, ze Was Mikolaj troche wczesniej odwiedzil w tym roku i nie dziwota, bo tyle ma jeszcze do zalatwienia w swiecie...
Wielkie caluski dla Was wszystkich :***************
Ech, czasem wszędzie wydaje się lepiej, gdzie nas nie ma! A czasem wszędzie jest dobrze, gdy w nas w środku jest dobrze! Człowiekowi przecież w sumie tak niewiele do szczęścia potrzeba! A swoją drogą graj kochana moja w totka, albowiem chętnie bym Cię po moich lasach i jarach kiedyś oprowadziła!:-))
UsuńStrasznie szczodry tegoroczny Mikołaj! Dawno juz taki dla mnie nie był! Uśmiecham się do Ciebie od ucha do ucha i wciaz zajadam z rozkoszą najlepszą na świecie czekoladę!:-))
Ciepłe pozdrowienia zasyłam od całej jaworowej ferajny!:-))*****
Olu, całe stosy prezentów należą Ci się za Twojego pięknego bloga i trwanie blisko natury...
OdpowiedzUsuńDziękuję za Twa zyczliwość! Za wszystko jestem bardzo wdzięczna! Za każde ciepłe słowo, za zrozumienie, za trwanie przy mnie tak wrazliwych i serdecznych dusz, jak Twoja Basieńko!:-))*
UsuńP.S. A jak Ci się podoba mój obraz?!:-))
Myślę że wszystkie zwierzęta mają w sobie wpisaną potrzebę ruchu biegu przebywania na wolności. Pragną też mieć dom cieple miejsce do spania i dobre dłonie do głaskania. Wy dajecie im to wszystko co powinien każdy człowiek dawać tym którymi się opiekuje. A wiejskie zwierzęta cierpią w zamknięciu w brudnych dusznych oborach u niby wrażliwych ludzi.
OdpowiedzUsuńKoty śpią? One też potrzebują ruchu. Gdy Lora idzie na spacer ja biorę laserek czerwony i zaczyna się bieganie po całym mieszkaniu, albo rzucam piłeczkę małą gumową kolorową a on aportuje :):))) I tak jedno wybiega duże drugie wybiega małe i siebie też wybiegamy, bo co się naschylam podnosząc nie przyniesione piłeczki to moje.:)
Czekam na Twoje posty Olu za każdym razem bogate w treść i uczucie serdeczne uściski.
Nasze kozy nawet nie wiedzą, że ich zycie mogłoby wygladać zupełnie inaczej. Traktujemy je chyba bardziej jak pieski, niż jak kozy! Koty moje śpia w dzien a w nocy zazwyczaj harcują!Wychodza na dwór i szaleją skacząc po drzewach, biegajac po strychu pełnym siana i polując na myszy w drewutni!Rano przybiegają wygłodzone a potem znajdują najcieplejsze miejsca (najchętniej na kolanach) i zasypiaja słodko mrucząc. Oj, gdyby tak je cały dzień nianczyć i pieścić nic by człowiek nie zrobił!
UsuńCieszę sie Elu, ze lubisz czytac moje opowieści. Moje pisanie ma sens, jesli wiem, że mam dla kogo! Dziękuję!:-))*
Ależ Twoje koty mają dobrze i taki strych by się naszemu przydał, dopiero by harcował i nie po mnie wtedy :) próbując łapać za nogi pod kołdrą. :) A przynoszą myszy do domu? W takim domu i Lora i Kituś polowania na myszy by uskuteczniały. :)
UsuńŁapią myszy na dworze i przynoszą do domu a tymczasem w domu grasuje od kilku tygodni jakaś myszka, której jakos nie kwapia sie złapać!:-))
UsuńNie chce się sama zrobić robota - niecnota! Trzeba jej dać zdrową nauczkę.
OdpowiedzUsuńAleż mi apetytu na te racuszki narobiłaś, Oleńko. Może jutro, bo dziś już nikt z nas do sklepu się nie wybierze.
Teraz gotuję wielki gar żurku. Uwielbiam!:)))
Cztery dorosłe kózki, w tym jeden koziołek. Żeby się tylko panny o niego nawzajem nie pobodły różkami:)).
Och, Errato kochana!A czasem nie chce sie robić wcale, bo wiatr tak swiszcze,a chłod mimo hajcowania w piecu i tak tajemnymi tunelami wnika do domu, że najchętniej by sie pod kołdrę wskoczyło i pozostało tam aż do wiosny!
UsuńRacuchy polecam bardzo! Bo proste to, tanie i chyba dosć zdrowe jedzenie!
Żurek tez lubie a dawno nie jadłam. Ale poddałaś mi pomysł. Musze ukisić sobie mąki zytniej i za parę dni będzie zurek!:-))
Kozie panny nie są zazdrosne o względy capka, ale o nasze. Musimy traktować je sprawiedliwie. takoz i Zuzię - najwieksza zazdrośnicę!:-))
Ciepło Cię pozdrawiam Errato z naszego wietrznego, grudniowego domostwa!:-))*
Wesoło Wam ze zwierzyńcem, bo chociaż czasami nie chce się ruszać z domu, kózki domagają się spaceru i trzeba iść; a że wokół Was pustkowia, jest gdzie chodzić, i po lasach, i po bezdrożach, i po łąkach oszronionych; mój sąsiad kupuje już siano dla kóz, nie było go latem, siana zebrali mało i już brakuje; mąż dyżuruje w chatce, pali, żeby woda nie zamarzła w rurkach, przy okazji dokarmia ptaki, może ociepli się jeszcze trochę; gratuluję wspaniałych prezentów, zasługujesz na nie bardzo, bo chce Ci się pisać, trudzić, wymyślać opowiadania; niech wena nigdy Cię nie opuszcza, pozdrawiam Was serdecznie.
OdpowiedzUsuńRzeczywiscie Marysiu! Dzięki zwierzyńcowi mamy powody do wychodzenai z domu, do ruchu i do wędrówek w każdy czas (bo tylko deszczu nie lubią nasze kozy - każda pozostałą aura jak na razie im odpowiada). Na szczęście mamy chyba dla nich dosc siana, bo zdązylismy po wielokrotnym obracaniu zebrać go dosc na początku wrzesnia. Ale poza sianem kozy pojadają wiele innych rzeczy. Apetyty im dopisuja tak samo jak kotom. I nam też! Ale trzeba sobie troche kalorii dostarczyc, żeby nas ten szalony wiatr nie zamroził.
UsuńDziękuję Marysiu za Twoje zyczliwe słowa i serdeczną obecnosc tutaj, na tym cichym, pogórzańskim blogu!
Ciepłe pozdrowienia Ci zasyłamy miła sąsiadko!:-))
Chociaż tak inaczej u mnie niż u Ciebie to zawsze, jak u Was, gorąca kasza na śniadaniową rozgrzewkę, gorąca miska z wielkiego gara jarzynowej po spacerze. I wiatr grudniowy taki sam. Jak ja czekam na śnieg. Biały, puszysty, delikatny.
OdpowiedzUsuńKasza jest zdrowa i pyszna a poza tym łatwa i szybka w przygotowaniu. na zimowe, chłodne poranki w sam raz! Zupa jarzynowa, dyniowa,grzybowa, krupnik, grochówka albo ziemniaczanka też często goszczą na naszym stole.Im prościej, tym lepiej i zdrowiej. A przy okazji taniej!:-))
UsuńKozule jak dzieci - najwyraźniej muszą się wybiegać, to wtedy są spokojne i szczęśliwe :) Dobrze, że mają u Was spokojną przystań i super opiekę :)
OdpowiedzUsuńPięknie i słusznie napisałaś o tym oparciu w swoim wnętrzu, a nie na zewnątrz. I gratuluję wygranych i prezentów :) Trzymajcie się ciepło :***
Pewnie tylko w duże mrozy kozy będą wolały zostac w środku. W zeszłym roku zima była tak łagodna, ze właściwie nie miałam kiedy przekonać sie o tym jak zachowują sie w najtęższe chłody. W tym roku też mi sie do siarczystych mrozów rzecz jasna nie spieszy, bo opał topnieje jak woda a my wciaz ciepła spragnieni!
UsuńO wiele trudniej umieć znaleźc oparcie we wnętrzu niz na zewnątrz. trzeba umieć pielęgnowac spokój i wiedzieć, co jest naprawde wazne.
Pozdrawiamy Cię serdecznie, Lidko!;-))
Wietrzysko chłoszcze mnie niepokojem. Niestety, póki co, zastaje go w sobie co rusz, bo... nie tak być miało...;)
OdpowiedzUsuńŻycie weryfikuje, rozlicza. A ja, przez lekkie rozchwianie, mimo solidnego rozkroku w codzienności, kołaczące się głównie w sercu, jestem ostatnio wrażliwa. Momentami mam wrażenie, że znalazłam się w czarnej...dziurze ;), żeby nie powiedzieć brzydko. Chciałabym móc poczuć spokój chroniczny; że będzie dobrze, ze będzie jak bym chciała. Ale czasem...ech ;) chłostanie zimnego wiatru zdaje się pieszczotą w porównaniu ze słowami ludzi, nawet bliskich. A kłody pod nogami nie ustępują, a kijem rzeki nie wrócę...Chciałabym mieć dar optymizmu i wiary, że sie uda :)
Grudzień nastraja tak jakoś dziwnie, głównie do podsumowań i snucia planów.
Lubię zimę, choć zimno,węgiel znika w oczach...ale lubię. Tylko, żeby choćby z pół metra śniegu spadło...!
pozdrowienia gorące!
Grudzień ma rózne oblicza w zależności od naszego spojrzenia na jego fizys. Popatrz, ile tych grudniów juz za Toba Tupajko. I tych dobrych i tych nie najlepszych. Wszystkie przeminęły przynosząc nowe dzianie, nowe problemy czy radosci. Ten obecny zaczął się wietrznie, czyli chwieje sie wszystko w nas i wokół nas. Trudno zachować w takim stanie równowagę i optymizm. Ale wiatr to zmiany. Takze na lepsze. Wreszcie przejdziesz nad tymi kłodami. Wreszcie los cos Ci podpowie. I pewnie ta podpowiedź zjawi sie w najmniej oczekiwanym momencie z najmniej spodziewanej strony. Życie przeciez pełne jest pełne sekretów, planów wszechświata kryjących sie tuz za rogiem, tuz za zasłoną jutra.
UsuńNam też opał na zimę znika w tempie błyskawicznym! I też martwimy sie co będzię, gdy zima potrwa długo! Ostatecznie moznabedzie palić tylko w piecu kuchennym i tam przenieśc całe zycie oraz kanape do spania! Zawsze też pozostaje spalenie drewnianych płotków, bramek, mebli i gromadzonych latami czasopism! A potem wyruszenie do lasu celem wygrzebywania spod śniegu jakiegokolwiek chrustu!Ale miejmy nadzieje, że ani my ani Ty nie będziemy zmuszeni do tak radykalnych działań i nasze lęki o opał okażą się bezpodstawne!
Tupajko, sciskam Cię mocno i wszystkiego dobrego życzę. Wierze, ze będzie dobrze!:-))**
Olgo droga (tak bardzo podoba mi się ta forma Twojego imienia ;)) Twoje kózki szaleją tak samo, jak moje ;) Och, "uśmieszek opętańców" to jedynie trafne określenie! Wypuszczam je teraz później, bo nasza zima brzydka, goła i smagająca wiatrem... ale one nic sobie z tego nie robią. Szaleją cały dzień na pastwisku. Wiedzą, że przyjdę w porę, przed zmrokiem, ze smakołykami i ciepłą wodą... i układnie dają się zamknąć w ich domku. A nasze Jagnie zmyka zaraz potem, choć przecież nie jest zamykane. Widać ciemność ich onieśmiela.
OdpowiedzUsuńMasz wielką rację: wszystko, co dobre i silne, jest w nas. Musimy dać radę... bo przecież jutro też będzie dzień ;)
Ściskam czule;)
Mnie się też podoba imię "Olga",i dlatego w zamierzchłych czasach początków blogowania podchwyciłam pomysł Cezarego, by być tutaj Olgą. Miło jest móc sie nazwać po swojemu i miło, gdy inni tak własnie sie do Ciebie zwracają.
UsuńKózki są młode, to szaleją. Pewnie kiedys tam sie ustatkują i choć troche uspokoja. Moze już na wiosne, gdy zostaną matkami? (o ile zostaną, rzecz jasna!).
To, co jest w nas, co jest nami głównie od nas zalezy. Bo przecież na to, co dzieje sie na zewnątrz często nie mamy żadnego wpływu lub mamy minimalny. Dlatego trzeba głownie pielegnowac to, co lubimy w samych sobie. I budować codziennosc w oparciu o ufnośc we własne siły, w pewnosc, ze tyle razy w zyciu wychodzilismy z róznych tarapatów i problemów, to i teraz damy rade.Póki jest zdrowie, wszystko jest mozliwe przecież!
Uściski serdeczne zasyłam Ci czuła Inkwi!:-))
Olgo, uruchomilas moja nostalgie, ktora na codzien tak skrzetnie chowam po katach mojego malego mieszkanka ..... zacknilo sie za domem, bo Polska to dom, co prawda czasami "dom wariatow" ale jednak dom.
OdpowiedzUsuńNo i nie wiem jak to mozliwe ale zakochalam sie w Twoich kozach! Sa cudne :)
Pozdrawiam cieplutko :) xx
Na szczęście Maju masz tu do kogo przyjeżdżać, masz z kim spedzać dobre chwile w ojczyźnie. I nie jestes na końcu swiata, ale właściwie o rzut beretem stąd!:-))
UsuńPolska jest dziwnym krajem, ale jednak swojskim. Może i domem wariatów, ale przecież troche wariactwa każdy z nas w sobie ma.
Kozy sa ciekawym, pełnymi poczucia humoru i inteligencji zwierzętami. Potrafią rozśmieszać mnie do łez. Potrafią wzruszać, gdy przychodza na pieszczotki i przytulenia, albo gdy cos im dolega i tak bardzo łakna wtedy pomocy człowieka.
Serdecznie Cię pozdrawiam Maju i dobrego grudnia zyczę (i tu i tam!):-))
Oluś u Was nawet jak wieje i zimnisko to jakieś ciepło z każdego kącika wyziera.U Was to normalnie najgorsze mrozy niestraszne.Pozdrawiam Cię Olu i czekam z niecierpliwościa na Twój kryminał.
OdpowiedzUsuńStaram sie własnie tak postrzegać naszą rzeczywistośc, dlatego w jej opisie przekazuję taki jej obraz. A bywa Brydziu u mnie róznie, bo i humory przerózne, zmartwienia i lęki. Ale na ogół jest spokojnie. I to jest dla mnie najwazniejsze!
UsuńA co do kryminału, to nie mam pojecia, czy zdołam jakikolwiek spłodzic, bo to nie jest mój ulubiony gatunek literacki. Może tym razem podziwiać tylko będę dzieła innych pisarzy-blogowiczów...
Pozdrawiam Cię gorąco, Brydziu!:-))
Tak pięknie napisałaś, między innymi o wietrze...
OdpowiedzUsuńPrzypomniałaś mi tym samym, że wiatr to moc. Moc, z której kobiety mogą czerpać siłę i mądrość.
Pisał kiedyś Carlos Castaneda:
"Każda z kobiet ma właściwy sobie kierunek, właściwy sobie wiatr.
Wojowniczka może użyć swojego wiatru do czego tylko będzie chciała.
Cztery wiatry to kobiety. Dlatego właśnie kobiety wojowniczki ich szukają.
Wiatry i kobiety są takie same. Kobiety szybciej się uczą, kiedy złączą się z odpowiednim wiatrem.
Pierwszy wiatr to bryza, wiatr poranny. Przynosi nadzieję i światło - to zwiastun dnia.
Czasem jest słaby i niezauważalny, innymi razy jest dokuczliwy i napastliwy.
Bryza to wschód. Bryza jest wesoła, zgrabna i przebiegła, optymistyczna, pogodna, gładka,
wytrwała jak stały wietrzyk.
Następny wiatr jest silny, zimny albo gorący. Ten wiatr przychodzi w środku dnia.
Jego podmuchy są pełne mocy, ale też pełne zaślepienia. Forsuje drzwi i burzy ściany.
Czarownica musi być niebywale silna, aby go przyjąć.
Silny wiatr to północ. Jest energiczny, dominujący i niecierpliwy.
To kobieta pomysłowa, śmiała, bezpośrednia, nieustępliwa jak silny wiatr.
Kolejny jest zimny wiatr popołudniowy. Smutny i dokuczliwy. To wiatr, który nigdy nie zostawi cię w spokoju.
Wyziębia ludzi i doprowadza ich do płaczu. Mimo wszystko posiada on taką głębię, że niewiele jest rzeczy
tak bardzo wartych spotkania, jak ten wiatr.
Zimny wiatr to zachód. Jest markotny, zmienny, a często melancholijny i zamyślony.
To kobieta zamknięta w sobie, zręczna i przebiegła jak zimny powiew wiatru.
Na koniec mamy ciepły wiatr. Ogrzewa, ochrania i ogarnia wszystko.
Dla czarownic jest to nocny wiatr, jego moc przychodzi wraz ze zmrokiem.
Ciepły wiatr to południe. Jest szczęśliwy, zepsuty i chełpliwy.
Jego kobieta jest opiekuńcza, głośna, ale nieśmiała, ciepła jak ten wiatr.
Jeśli kobieta potrafi zatrzymać wewnętrzna paplaninę, jeśli się wyciszy i odpowiednio nastroi,
jej wiatr weźmie ją sobie i już!"
Oleńko, uściskuję najmocniej...
Jakże ciekawy jest ten tekst o wiatrach! Odnajduję z każdego z nich odrobinę w sobie. Najczęsciej jest to chyba ten ostatni, ciepły, ale również popołudniowy, melancholijny...Z róznymi wiatrami tańczę. Rózne chca mnie pochwycić. Inne znowu ja gonie a one czasem takie niepochwytne.
UsuńTak, wyciszyć wewnętrzna paplanine i gonitwę mysli. usłyszeć sama siebie. I ten mądry wiatr...
Dziekuję Ci kochana Mar, za tę mądrość.
Dziekuję za ciepło i wrazliwą obecnosć.
Przytulenia sle ufne i gorące!***
Oleńko kochana, człowiek chciałby jak te kozy skakać i biec przed siebie... ale rozum pyta po co? I stajemy nie umiejąc znaleźć odpowiedzi... a wystarczy po prostu pobiec przed siebie!
OdpowiedzUsuńŚciskam Cię i ukradkiem podbieram racuszka :))***
Tak, Zosiu! Pobiec, nie myslac po co! Działać spontanicznie, bez lęku przed innymi i soba samą. Ta odwaga, ta niegasnąca radosc zycia to nasze prawo. A im jestesmy starsze, tym bardziej świadome, jak wazne są takie rzeczy.Zawierzyć sobie...Tak! I pójśc za głosem serca, intuicji. Robisz to, kochana Zosienko tworząc swoje cudne rekodzieła, pisząc wspaniale posty i zyskując dzieki nim rozumnych, wrazliwych czytelników. Zrobiłaś to w listopadzie wysyłając gołebia pocztowego! Za co jestem Ci bardzo wdzięczna!:-))***
UsuńWpis muszę przemyśleć, przeczytać jeszcze raz w spokoju
OdpowiedzUsuńPs. Takie racuchy robiła moja mama teraz bardzo mi ich brakuje. Nie znam przepisu jesli to nie tajemnica, czy możesz mi go podać
Przepis na racuchy jest prosty, choc pewnie każdy ma troszeczke inny. Ja robie je tak: Podgrzewam mleko a potem dolewam do niego pół na pół wody tak, by było troche cieplejsze od temperatury ciałą. Ile tego mleka i wody? Zalezy jaka ilosć ciasta chcesz zrobić. Do tego dwa jajka. Kilka łyzeczek cukru. Odrobinę soli. Moze też byc cukier waniliowy, ale nie musi. No i pół kostki drożdży. Rozdrabniasz drożdże. Mieszasz wszystko ładnie aż sie drozdże rozpuszczą.Dosypujesz po trochu mąki wciaz mieszając. Maki ma być tyle, by ciasto miało konsystencję gestej smietany. Odstawiasz miskę z ciastem w ciepłe miejsce, przykrywając miske ściereczką. Im cieplej w domu, tym ciasto szybciej rośnie. Jak zwiekszy dwukrotnie swoją objętnosc jest gotowe do smażenia. Rozgrzewasz na patelni olej i nabierasz duża łyzką ciasta. Smazysz placuszki na rumiano z kazdej strony. Racuchy pieknie rosna. Potem posypujesz je cukrem pudrem i gotowe. Smacznego Graszko!:-))*
Usuńweekend mam wolny- a więc na obiad będą racuchy. Dziękuję
UsuńCiekawa jestem, jak Ci wyjdą!:-))
UsuńKochama Olu, piszesz tak plastycznie. Czytajac byłam z Wami na spacerze, brykając z kozulami i Zuzią, z policzkami czerwonymi od mroźnego powietrza, czując po prostu joie de vivre. Naprawdę sama mam ochotę czasami tak pobrykać, a nastolatką już nie jestem ha, ha.
OdpowiedzUsuńCzasami człowiek czuje ciężar egzystencji, ale po takim poście, wiedząc że inni wrażliwcy tak pięknie radzą sobie z tą trudną nie raz rzeczywistością po prostu chce się żyć.
Pozdrawiam Was serdecznie
Iko droga! Uwazam, ze mamy prawo do brykania, do zabawy, do zwykłego cieszenia sie życiem w każdym wieku. Póki trwa w nas dobry nastrój, póki nam sie chce zyć i póki to zycie ma dla nas blask cieszmy sie nim. Przecież wszystko jest takie kruche. Wiadomo, ze człowiek ma rózne chwile. Dlatego po fali brykania często przychodzi wyciszenie, melancholia, dojrzała powaga albo i smutek... Ale potem znów jakaś iskierka potrafi rozdmuchac nawet ten prawie wygasły ogien. I znowu hop, sa sa! I znowu hej, ho, hej ho!:-))
UsuńUsmiech serdeczny zasyłam i wszystkiego dobrego Ci Iwciu zyczę!:-))
Ola jak Ty pieknie piszesz !!!!!!!!!!!!!pozrawiam p.Gosia JAK TY SZANUJESZ KAZDEGO CO ZATRZYMA SIE U CIEBIE NA CHWILE -nie samowite!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńO jejku! Tak entuzjastycznie jak Ty, to chyba jeszcze nikt nie odebrał tego mojego pisania blogowego!:-))
UsuńBardzo dziękuję Gosiu za Twoje słowa! Wpadaj tu częściej, jesli tak Ci sie tutejsza atmosfera podoba! Zapraszam serdecznie i usmiech poranny zasyłam ze świata mgły i szadzi!:-))*
Odnośnie Twojego tytułu..grudniowy wiatr mnie przyniósł ciszę..jestem w miejscu gdzie ani wiatru ani słów ani krzyków..cisza.....
OdpowiedzUsuńI stąd ,z tej ciszy, ślę ciche pozdrowienia mając nadzieję,że je usłyszysz:):):):):
Jesli to dobra dla Ciebie Jolu i przyjazna cisza, to niech trwa.Niech przynosi to, co uzdrawia dusze i ciało.
Usuń( A czasem ciche, ale szczere i ciepłe pozdrowienia wiecej znaczą niż te pełne fajerwerków!)
Joluś! Trzymaj sie kochana! Ciepłe mysli zasyłam w Twój cichy świat!:-))*
:):):):):)
UsuńPotargane myśli ukołysał wiatr....a może odwrotnie? Masz racje, że grudzień zapowiada się magicznie, ale u Was każdy taki jest..;)
OdpowiedzUsuńPóki co wiatr sie nieco uspokoił. Już sie chyba zmęczył tym wianiem i teraz podziwia w spokoju grudniowa magię Pogórza. A jest co podziwiać. Mgła i wszechobecna, bielutka szadź osiadłą na wszystkim. Krajobraz wprost stworzony do cichego zachwytu, fotografowania i wierszy o nim pisania. Piekne pejzaże darowuje nam grudzień. I Tobie Sznupciu droga piekna zycze wokół, czasu spokojnego i uczucia magicznego oczekiwania na Gwiazdkę!:-))*
UsuńI ja lubie wiatr, niezly z niego tancerz. A kazdy taniec w jego wykonaniu jest inny i niepodobny do siebie.
OdpowiedzUsuńGrudzien to dla Was czas odpoczynku, refleksji, moze stad ten sen Cezarego, i mysli plynace do Australii.
Olu! Chyba cos przeoczylam albo widze podwojnie, bo jesli dobrze pamietam to mieliscie dwie kozki a teraz widze cztery. Omamy mam czy faktycznie stadko Wam sie powiekszylo.
Prezenciki piekne a najwazniejsze, ze plynace prosto z serca.
Usciski serdeczne przesylam, trzymajcie sie cieplo:)
Wiatr szalał, szalał, aż z nagła ścichł. I teraz spokojnie jest w moim świecie, biało, delikatnie od szronu i szadzi, od koronkowych malunków gałezi i obramowanych bielą listków. To ozywiony ,cudny obraz genialnego malarza!
UsuńDziwne sny Cezarego też na razie pierzchły daleko. Została pracowita rzeczywistosc (remont!) oraz zwykła, zimowa codziennośc.
A co do kózek, to rzeczywiscie chyba przeoczyłaś pare moich postów, albo po prostu z głowy Ci wyleciało, że w kwietniu kupilismy naszym kozom Brykusce i Popiołce koziołka, którego nazwaliśmy Łobuz Kurdybanek. Natomiast jesienią adoptowalismy biała kózke Majke, o co prosiła nas bardzo pewna zaprzyjaźniona zielarka. Łobuz Kurdybanek w miedzyczasie stał sie dorosłym capkiem, który dzielnie harcuje ze swymi trzema zonami. A na efekty tych harców poczekać przyjdzie do lutego, czy marca. Zobaczymy czy sie nam wówczas kozia rodzina znowu nie powiekszy!
Trzymamy się tak ciepło, jak tylko sie da, ale mimo hajcowania w piecu, to i tak musimy ubierać sie na cebulke by nie zmarznąc. To stanowczo za duży dla nas dom, przez to wręcz niemozliwy do ogrzania, ale mądry Polak po szkodzie!
Gorace pozdrowienia zasyłamy Ci Ataner z bialutkiego, cichego, Pogórzańskiego świata!:-))*
Olus! Tak zawsze zwracalam sie do mojej siostry (ktorej Olga, jest w realu) , wszystko juz poukladalam w mojej blond -dyniej mozgownicy i dzieki za odswiezenie moich starczych mysli, hihihi. Majka, jest nowa w tym Waszym stadku, piekne sa te Wasze Kozie, po prostu piekne! Zuzia, jak dla mnie jest numer jeden:)))
UsuńCzytalam posty o Majce, ale Wiesz jak to jest, czasami slow brak zeby cos napisac.
Och, te remonty. Cos sie konczy, cos sie zaczyna. Praca nas kocha! Wazne jest to, ze potrafimy sie od niej oderwac i miec czas chociazby na nasze blogowe pogadszki.
Wieczorami, albo o poranku hajcujcie w piecu i rozbierajcie sie do rosolu, bo warzwa masz w spizarni - a cala reszta , to juz niech autor sam sobie dopisze..... ... - Buziaki dla Was i calego Zwierzynca i dla Zuzi podwojne glask
Lubię jak ktos do mnie mówi Oluś!To takie ciepłe i serdeczne, siostrzane!Dziekuje, kochana Reniu!:-))*
UsuńBuziaczkuję Ci gorąco o poranku i całusy serdeczne zasyłam od Cezarego!Niech to ciepło od serca do serca leci. Bo to ono jest przecież najwazniejsze!:-))*
No i co ja mam napisać? Jestem z Wami i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jesteś!:-)
Usuń