Ponieważ w walce z chwastami na moim
warzywniku poległam na całej linii chodzę tam już tylko po to by zrywać ogórki,
pomidory, fasolkę, szczypiorek, cukinie i inne warzywa, którym jakoś totalne zachwaszczenie
nie przeszkadza. Nie mam już siły w taki upał prażyć się na polu. Wszystko, co
żyje przecież chowa się do cienia albo wody. Kury siedzą w wigwamie, lub pod wielkimi krzewami czarnego bzu. Zagrzebują się w piasku albo
w popiele z ogniska, chłodząc w ten sposób brzuszki i pozbywając się przy
okazji pasożytów. Kozy nosa nie chcą ze stajni wystawiać. Tam mają chłód i
przewiew, jednak paskudne gzy nawet w drewutni je dopadają, wobec czego kozule
zirytowane pobekują i podskakują nerwowo, chcąc odgonić bzyczących intruzów. Na
pociechę przynoszę im więc świeżego siana, suchych bułek albo gałęzi do skubania a Cezary
spryskuje je wyprodukowanym przez siebie ziołowym specyfikiem odstraszającym owady.
Ale nadal meczą! Widać lubią!
Takie gorące, jak ostatnio dni świetnie
nadają się do zbierania ziół. A ponieważ
łąk wokół mnie dostatek wybieram się często na wędrówki po nich. I zawsze
wypatrzę coś ciekawego. A to kwiatek, a to ziele, a to jakiegoś ładnego owada
czy też inny widok godzien uwiecznienia aparatem fotograficznym. Przy drogach dojrzewają już krzewy kaliny. W ogrodzie natomiast pięknie kwitną teraz
nasturcje, groszki pachnące i malwy. Wielka obfitość w tym roku skrzypu
polnego, wrotyczu i dziurawca. Widać też na ugorach wonną, liliową macierzankę.
Wszystkie zebrane zioła suszę potem na gorącym strychu a po mniej więcej trzech
dniach chowam do papierowych torebek albo do małych powłoczek na poduszki.
Zaczął się czas intensywnego przetwarzania
warzyw i owoców. Robię kompoty, dżemy, przeciery i sosy. Kiszę
cukinie w wielkich słojach. Maceruje się od kilku tygodni nalewka na kwiatach czarnego bzu.
Jak się kisi cukinie? Tak samo jak ogórki! Czyli przegotowaną, osoloną i ostudzoną woda zalewa się pokrojoną w grube kawałki, nieobraną cukinię. Dodaje się sporo kopru, czosnku, kawałek razowego chleba i zostawia w spokoju na około trzy dni (przykrywa się słoje kawałkiem jakiejś tkaniny, szmatką czy serwetką żeby miały w czasie kiszenia dostęp powietrza). Większość tego dobra zjadamy na bieżąco a jak mamy nadwyżkę to pakuję ukiszoną cukinie wraz z zalewą w mniejsze słoiki i pasteryzuję kilkanaście minut w temperaturze. ok. 90 stopni. Dokładnie tak samo przyrządzam jesienią dynie. Można też to robić z kabaczkami i patisonami.
Jak się kisi cukinie? Tak samo jak ogórki! Czyli przegotowaną, osoloną i ostudzoną woda zalewa się pokrojoną w grube kawałki, nieobraną cukinię. Dodaje się sporo kopru, czosnku, kawałek razowego chleba i zostawia w spokoju na około trzy dni (przykrywa się słoje kawałkiem jakiejś tkaniny, szmatką czy serwetką żeby miały w czasie kiszenia dostęp powietrza). Większość tego dobra zjadamy na bieżąco a jak mamy nadwyżkę to pakuję ukiszoną cukinie wraz z zalewą w mniejsze słoiki i pasteryzuję kilkanaście minut w temperaturze. ok. 90 stopni. Dokładnie tak samo przyrządzam jesienią dynie. Można też to robić z kabaczkami i patisonami.
Cezary też nie próżnuje. A to z kosiarką biega
po ogrodzie, bo trawa przy tej wilgoci powietrza rośnie jak zwariowana. A to
drzewa do palenia na zimę natnie. A to traktorek naprawi. A to nowy kawałek betonu przy budynku
gospodarczym wyleje. Ostatnio, między jedną a drugą burzą wykonał piękny
stół, jako komplet do ławy, kiedyś już na blogu pokazywanej. Widzę, iż
stolarska robota sprawia mu mnóstwo przyjemności, choć w jej trakcie nieraz
przeklnie szpetnie, gdy coś mu nie pasuje albo gdy się jakieś narzędzie gdzieś
zagubi. Ale po wykonaniu dzieła dumny i zadowolony z siebie wciąż doprasza się
o pochwały. Zachwycam się, ile tylko mogę a on uśmiecha się popalając papierosa
i planuje już następne przedsięwzięcia.
A ponieważ siedzisk i stołów u nas teraz dostatek, to i miłych gości jest gdzie posadzić a korzystając z obfitości warzyw czymś dobrym poczęstować. W takie upały zresztą to nie jedzenie, ale picie jest najważniejsze. Gotuję więc nieomal codziennie wielki gar kompotu ze śliwek, porzeczek czy jabłek. Robię napary z mięty, lipy i rumianku. Rozcieńczam sok z czarnego bzu. A jak już widać dno w dzbanie ze słodkim napojem zawsze jeszcze zostaje pyszna, zimna woda ze studni. Popijam ją zresztą od rana zamiast kawy czy herbaty. To mi dobrze robi na trawienie i chudnięcie przy okazji.
A ponieważ siedzisk i stołów u nas teraz dostatek, to i miłych gości jest gdzie posadzić a korzystając z obfitości warzyw czymś dobrym poczęstować. W takie upały zresztą to nie jedzenie, ale picie jest najważniejsze. Gotuję więc nieomal codziennie wielki gar kompotu ze śliwek, porzeczek czy jabłek. Robię napary z mięty, lipy i rumianku. Rozcieńczam sok z czarnego bzu. A jak już widać dno w dzbanie ze słodkim napojem zawsze jeszcze zostaje pyszna, zimna woda ze studni. Popijam ją zresztą od rana zamiast kawy czy herbaty. To mi dobrze robi na trawienie i chudnięcie przy okazji.
No właśnie, co z moim chudnięciem? Powoli,
ale od przodu! Jemy z mężem same zdrowe rzeczy. Własne warzywa i owoce to
podstawa naszej diety. Na mięso nadal nie mam ochoty (bo Cezary czasem jednak
się skusi na jakąś wędlinę). Ważę o osiem kilogramów mniej niż niecałe dwa
miesiące temu. Czuję się bardzo dobrze. Nie mam wrażenia, iż się czegoś
wyrzekam, bo nie chodzę głodna a jak mam ochotę na coś słodkiego, to po prostu
chrupię jabłko czy parę śliwek. Kiedy znowu przekąsiłabym coś ostrego i wyrazistego przyrządzam cukiniowe
leczo, duszę grzybki z cebulką, czy po prostu zjadam kawałek chleba razowego z
pomidorem i czosnkiem. Miałam też parę razy smaka na loda lub jagodziankę, ale
zjadłam te słodkości bez wyrzutów sumienia, bo przecież lato jest także i po
to, by sobie takie drobne, niewinne przyjemności sprawiać. No a najbardziej
mnie cieszy, iż znowu wchodzi na mnie mnóstwo ciuchów, które wciśnięte były
dawno temu na samo dno szafy bez nadziei na ujrzenie światła dziennego.
Cezary powiada, że odmłodniałam i więcej mam w
sobie energii oraz optymizmu. Słysząc takie pochwały z jego ust (a wcale nie
tak skłonny do ich wypowiadania jest mój niedobry małżonek) czuję się jeszcze
bardziej uskrzydlona i cały świat porwałabym w ramiona z radości. Zamiast tego
jednak lecę kozom świeżych gałęzi do pobliskiego młodniaka naciąć albo do warzywniaka by pomidorów i cukinii na leczo przynieść. Innym razem znowu pędzę
w lasy albo na łąki i pola, żeby znowu coś okiem aparatu fotograficznego upolować, światem
pełnym kolorów oraz miodowo-kwietnych aromatów się zachwycić i zanucić tę
cudną, nie odstępującą mnie od dłuższego już czasu piosenkę napisaną do muzyki z filmu „Noce i dnie”…
„Nim las,
nim kłos,
nim noc dojrzeje,
ktoś wygra los,
ktoś porzuci nas.
Nasz dom,
nasz ląd zniknie gdzieś,
odpłynie w dal biała wieś,
będziemy snem, zorzą zórz, morskim dnem i gwiazdą.
Pokochaj mnie z całych sił,
pokochaj mnie na sto lat.
Pokochaj mnie, jakbyś był
tak młody, jak był dawniej świat.
Już zielenieje sad po burzy, nim roztopimy się w
podroży.
Ty kochaj mnie od nocy, do nocy, aż po noc.
Nim kłos,
nim las,
nim noc dojrzeje,
masz jeszcze czas,
by pokochać mnie.
Bo jak to jest,
jak to tak,
że więdnie bez, cichnie ptak,
zegary tak śpieszą się,
biegną dnie i noce.
Pokochaj mnie, lesie mój,
kochajcie mnie, ranne mgły,
darujcie mi biały strój,
tak mało już nocy i dni.
Znów zielenieje sad po burzy,
nim roztopimy się w podroży,
ty kochaj mnie od nocy, do nocy, aż po noc…”
No i fajny, choć ciężki czasem taki żywot blisko natury :)
OdpowiedzUsuńA jak robisz cukinie w słoiki? Nie przejem to bym je może zamknęła na później?
pozdrówki :)
Przepis na kiszenie cukinii jest taki sam jak na ogórki. Dodałam go pod zdjeciem cukinii w słojach.
UsuńPozdrowienia poranne Tupajko!:-))
Olgo, kochana ja również odpuściłam pielenie ... nie mam sił walczyć z perzem, kąkolem i lebiodą. Ale mimo tego u mnie też warzywa rosną i co dziwne na tych zachwaszczonych grządkach rosną bujniej niż na tych wypielonych.
OdpowiedzUsuńu mnie drób nawet z kurnika nie wychodzi , ale i jajek mniej.
Mam wielką prośbę - uwielbiam cukinię zawsze trochę mrożę i suszę, ale nie wiedziałam, ze można ją kisić. Kwaszoną na occie robię, ale jakoś mnie taka nie zachwyca. Zdradź przepis kochana :)
buziaki :**
No właśnie! To zachwaszczenie nie bardzo szkodzi warzywom. Mysle, ze do pewnego momentu, zanim warzywka są małe trzeba je plewić a potem odpuścić, bo one same sobie poradzą a nawet te chwasty staną się ich sprzymierzeńcami.
UsuńPrzepis na kiszenie cukinii dodałam w tekście posta pod zdjęciem z dwoma słojami!
Pozdrawiam serdecznie Beatko!:-))
Ach z tym pieleniem...zawsze sobie tłumaczę, że ogród jest dla mnie a nie ja dla niego i....idę pielić:) Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńPóki miałam mały warzywnik, to jakos dawałam radę z pieleniem. W tym roku powiekszyliśmy znacznie areał i wyznam, iż ilośc roboty tam trochę mnie przerosła! Ale mimo to wszystko pieknie rosnie, więc nie ma zmartwienia.
UsuńPozdrowienia zasyłam Paulinko!:-))
Też nie plewię zbyt dokładnie...
OdpowiedzUsuńNo i dobrze Agatko! Nie ma co przesadzać. Zdrowie najwazniejsze a warzywa i tak ładnie rosną!:-))
UsuńWieś jest taka piękna, może być z chwastami, zawsze jest piękna, nie wyobrażam sobie bym mogła ją porzucić!
OdpowiedzUsuńJa tez Basiu! Ja też!:-))
UsuńZ Twoich zdjec dochodzi zapach kwiatow i ziol, slychac leniwe pobrzekiwanie owadow, czuc zar drgajacego powietrza.
OdpowiedzUsuńA mnie brakuje juz oddechu, potrzebuje ochlody...
No, Olenko, wielki szacun za efektywna diete odchudzajaca, silna wole i olbrzymie samozaparcie. :)
Sciskam Cie/Was bardzo mocno :***
Musisz się Anusiu wykurować do porzadku a potem znowu wyruszysz na radosne wędrówki z Kirą i aparatem fotograficznym. Na pewno i późny sierpień i kolorowa jesień będą Ci wspaniałą inspiracją do zdjęć.
UsuńA co do diety, to ona nie wymaga ode mnie żadnego samozaparcia. Dobrze mi z tym, co jest i chudnięcie samo jakos leci. Pora roku temu bardzo sprzyja, ilośc włąsnych warzyw i owoców oraz nieustanny ruch na świezym powietrzu. Nie wiem czy zimą znowu nie obrosnę w tłuszczyk, bo jak człowiek marznie, to zaraz mu sie podjadać cos kalorycznego chce.
Ale póki co lato! Cieszmy sie nim. Nawet tym upałem, za któym niebawem zatęsknimy.
Całusy gorące zasyłamy Ci Aniu oboje i ściskamy kciuki za rychłą poprawę Twego samopoczucia!:-))***
To moja ukochana piosenka! :))) Cieszę się, że spadek wagi ma na Ciebie taki wspaniały wpływ, podobnie jet u mnie :) Ja spadłam ok. 10 kg i mam wrażenie, że odmłodniałam co najmniej o 10 lat :)) My nie zrezygnowaliśmy z mięsa, ale ograniczyliśmy wielkość posiłków i zwiększyliśmy ilość warzyw i owoców, a i poważnie ograniczyliśmy ilość pieczywa i mącznych produktów. Jednak od czasu do czasu pogryzamy ciasto (zawsze własnej roboty) czy loda dla ochłody :))) Z plewieniem mam fajrant, bo w tym roku ograniczyliśmy ogródek do kilkunastu metrów kwadratowych i sporej ilości donic :)) czyli urlop na całego!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco!
Och Zosiu! Niektóre melodie i piosenki jak sie do mnie "przyczepia" to nawet w sklepie sobie musze podspiewywać a ludzie patrzą wówczas na mnie z dziwnymi minami!
UsuńTak, cudownie jest poczuć sie lżej i młodziej. Tym bardziej, ze dzieje sie to jakos samoistnie, bez wielkich wyrzeczeń. Oby to nam zostało na dłuzej, bo wiadomo, ze człowiek jak gąbka. Raz nadęty, raz wyciśnięty!
Dobrze mieć mały ogródek. Myśmy sobie zrobili w tym roku stanowczo za duży. Ale przynajmniej mam z czego robić przetwory i dzięki temu zima będę miała mnóstwo zdrowych, nietuczących smakołyków w słojach.
Och, piekne jest talo. Chociaż tak upalne i burzowe. Niech trwa i raduje serca!
I ja pozdrawiam Cię serdecznie Zosieńko, samych dobrych dni życząc!:-))
Wiele bym dala, aby byc z Wami... zrywac, pielic i cieszyc sie...
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judyta
Sercem przecież jestes z nami Judytko!*
UsuńA Ja z kolei chciałabym byś z Tobą tam, nad polskim morzem. Ech, jak dawno już szumu fal nie słyszałam i zapachu wody morskiej nie czułam...Wieś jest cudowna, ale obowiązki gospodarskie to pewnego rodzaju uwiązanie.
Dużo ciepłych mysli zasyłam!:-))
Na pierwszym zdjęciu wyglądasz bardzo dziewczęco. Znam tę radość. :) Pięknie,Olu, czarująco żyjecie. Pozdrawiam gorąco :)
OdpowiedzUsuńI często czuję sie jak dziewczynka! Nic to, ze skronie siwieją i zmarszczek na buzi coraz więcej, skoro oczy błyszczą po dawnemu a w sercu prosta radosć z życia!
UsuńŚciskam serdeczne Gosiu!:-))
Pięknie mi sie czytało Twoje relacje i ogladalo fotografie. Gzy są okrotne i straszna masa ich w tym roku. Dokuczaja sie strasznie, wystarczy wyjsc do sadu pare metrów od domu i juz są.Chętnie poznałabym skład mikstury na odstradzenie? U nas spore stadko młodych kogutow i chyba upal ich nie rusza, co chwile gonią po podwórku.
OdpowiedzUsuńCudownie jest ważyć mniej, niestety mi jeszcze dobre 6 kg tluszczyku pozostało po zapasach ciazowych i strasznie wolno znika ten balast.
Serdecznie pozdrawiam.
Cieszę się, że podobały Ci sie zdjęcia. Pieknie jest latem w moich stronach i sama nazachwycać sie nie moge, wiec mnóstwo fotografii robię, żeby potem oglądając cieszyć sie nimi i wspominać.
UsuńMikstura Cezarego to mocny odwar ziołowy z dodatkiem spirytusu. W jej skłąd wchodzi m.in. wrotycz, mięta, lawenda, goździki i chili.
Moje małe kurczacki też dużo biegają, ale one często chowają sie w chaszczach i wysokiej trawie, gdzie im chłodniej.
Nie martw sie o tłuszczyk ciązowy. Przyjdzie moment, że schudniesz i znowu będziesz miał figure jak dziewczyna. Im człowiek młodszy, tym łatwiej schudnąc. Ja musiałam zrobić na początku głodówke, by szokowo organizm pobudzić do spalania tłuszczu a potem to juz z górki.
Pozdrawiam ciepło!:-))
Ile tego dookoła, kwitnąco na łąkach, zielono w warzywniku, trzeba korzystać ze skarbów lata i przechować na zimę; Olu, nie zniknij nam całkiem, 8 kg to dużo; ależ tęsknimy za chwilami, kiedy jesteśmy razem na Pogórzu, zajmujemy się swoimi robótkami, siedzimy, gadamy, a tych chwil jakoś coraz mniej; marzą mi się takie sceny jak w Gwiezdnym Pyle, z Cembrzyńską i Chamcem, byli sobie dziad i baba, siedzieli pod chałupą i śpiewali "La kukaracza" ...; pozdrowienia serdeczne ślę.
OdpowiedzUsuńTak, Marysiu - mnóstwo zdrowych, kolorowych skarbów jest na wyciągnięcie ręki w warzywniku i ogrodzie. Lato jest pod tym względem cudowne.
UsuńJak spadnę jeszcze parę kilo to nadal będzie mnie duzo, Marysiu! Nie martw się! Z kazdym kilogramem lat mi ubywa, wiec cieszę się bardzo.
Pamiętam tę scenę z "Gwiezdnego pyłu". Spokój, bliskośc natury, duzo czasu dla siebie, sielanka we dwoje, zwykłe, proste zycie toczone w rytm pór roku...
Pozdrowienia ciepłę za San miłej Sąsiadce zasyłamy!:-))
Życie toczy się zgodnie z rytmem natury, powrót do korzeni musi cieszyć.
OdpowiedzUsuńA w zdrowym ciele zdrowy duch- więc optymizm jest jak najbardziej na miejscu. Tylko z owocami też przesadzać nie można, bo zawierają masę cukrów:) Ale ja też uwielbiam dodać garść malin, porzeczek czy jagód do porannej owsianki. Jest moc i siła na cały dzień;)
ja pijam głównie wodę i to hektolitrami więc taka własna studnia z pyszną, źródlaną wodą bardzo mi się marzy!
Zwierzakom się nie dziwię, w takim upale ciężko jest funkcjonować..mój królik przesypia całe dnie w klatce, przykryty zmoczonym ręcznikiem, jedynie wieczorem się ożywia i wychodzi.
Pozdrawiam:)
Dobre dla człowieka jest zycie zgodne z rytmem natury i pór roku. Owoców jem tyle, ile mam ochote. Najbardziej lubie te kwasne i jeszcze niedojrzałę! Od dawna już nie kupujemy zadnych kupnych napijów ani nawet mineralki, bo nie masz to, jak woda z własnej studni.
UsuńNie dziwię sie Twojemu królikowi Weroniko. U mnie Zuzia przesypia większosc dnia w cieniu albo w pokoju na kanapie. Dopiero wieczorem szaleje i zachowuje sie jak młody szczeniak, za ręce nas łapiąc, za kotami goniąc i na kozy poszczekując.
Pozdrawiam serdecznie!:-))
"wsi spokojna"...matko, jak tęsknię za moim ogrodem, którego nie ma :(
OdpowiedzUsuńSerdeczności :)
Coraz mniej jest już ogrodów dzieciństwa i coraz więcej tęsknoty za nimi. Czytalismy z męzem niedawno, iż coraz więcej ludzi przeprowadza siez miasta na wieś w poszukiwaniu spokoju i wytchnienia. Tyle, ze do zycia tutaj też potrzeba jakiejś godziwej emerytury, czy renty.Bez tego krucho bo cięzko w obecnych czasach wyzyć z rolnictwa zwykłym, drobnym rolnikom i farmerom...
UsuńPozdrawiam serdecznie Meg!:-))
Też bardzo lubię tę piosenkę i też często ją sobie nucę.
OdpowiedzUsuńMy mamy działkę tzn.taki mini ogród i jest wspaniale,bo nie tylko rekreacja ale i warzywniak i krzewy i drzewka.A teraz przerabiamy ogórki,ciekawi mnie jak kisisz te cukinię,bo maja koleżanka normalnie kisi jak ogórki tzn koper,czosnek i słona woda(pokrojoną w dużą kostkę lub w słupki a potem jak się ukisi to pasteryzuje.Ale jak dla mnie to jest za miękka.Ona twierdzi,że jej mąż takie lubi.
Cudowne jest lato i niech trwa i trwa.
Pozdr.Krystyna
No to zanućmy sobie razem Krysiu!:-))
UsuńDodałam przepis na kisozną cukinię to tekstu posta - zaraz pod zdjęciem z dwoma słojami. Nam ona bardzo smakuje. Nawet lepiej niż ogórki. A co wazne cukinia zawsze sie w warzywniku udaje w przeciwieństwie do kapryśnych ogórków, wrazliwych na zmiany pogody i podatnych na zarazy.
Lato daje nam zapas energii na resztę roku. Niechże wiec trwa jak najdłuzej i darzy nas swymi plonami, pogodą i usmiechem!
Pozdrawiam Cię ciepło Krystynko!:-))
Twój świat pachnie i kusi. Porzucony na chwilę koszyk, na pylastej, gliniastej ścieżce. Zioła głowami w dół na urokliwym strychu. Słoiki z zamkniętym w środku latem, które można oglądać przez szybkę. Piękny świat lata i Olgi Szczęśliwej : )
OdpowiedzUsuńKocham ten mój świat. Prosty, zwyczajny, naszymi rękami, marzeniami i wspomnieniami budowany. Czystą naturą i dobrymi ludźmi otoczony.Och! Lipiec kolorowy, czarowny i ciepły, to i w sercu ciepło od tego.
UsuńSerdeczne mysli zasyłam Ci Łucjo droga!:-))*
Niesamowita radość bije z Twojego postu, Olu :)) To super :) Jednak praca i satysfakcja z niej, ruch na powietrzu sprawia, że człowiek, mimo problemów jest jakiś radośniejszy ;)
OdpowiedzUsuńGratuluję Tobie również pozbytych się kilogramów :)
Od jakiegoś czasu jest mi lżej na ciele i duszy, a chcąc zapisać w pamięci ten stan, jakoś go wyrazić napisałam ten post i pokazałam pogodne zdjęcia, ilustrujące piekno i słodycz natury wokół. Wiem z doświadczenia, że człowiek raz na fali, raz pod falą. Więc póki jeszcze unoszę się na powierzchni oddycham z ulgą i usmiecham się do całego świata, chcąc by i on się usmiechem odwzajemnił.
UsuńŚciskam Cię Lidko serdecznie pozytywnych nastrojów w drugiej połowie lata zycząc!:-))
Jedną z moich ulubionych książek, po którą sięgam co jakiś czas i czytam odkrywając na nowo są "Chłopi". Uwielbiam w niej opisy codziennego życia ludzi. Rytm dnia związanego z rytmem pór roku. Czytając Twoje posty o Waszym życiu widzę dużo analogii. Piszesz świetnie! Ten styl, narracja, rytm zdań... Tylko jeszcze "wiejskich skandali" mi brakuje :)
OdpowiedzUsuńI ja lubię tę książkę Różo a jeszcze bardziej serial.Oj, a ze skandalami w moich stronach chyba krucho!:-) No bo mało tu chałup w okolicy a do centrum wsi daleko. Jesli się coś pikantnego dzieje to nawet nie wiem o tym. Jednak jesli dotrze do mych uszu mimo wszystko jakaś ciekawa, godna opisania historia, to nie omieszkam tego zrobić.
UsuńAch i dziękuję Ci z całego serca za ciepłe słowa o moim pisaniu!
Usmiech o poranku zasyłam do Ciebie!:-))*
Kiszona cukinia? Że też na to nie wpadłam. Robi się!!! Cieszę się,że tu wpadłam i czuję ,że jak przysłowiowa śliwka w kompot . Zasiedzę się .
OdpowiedzUsuńRozsiądź się wygodnie Maszko! Witam i zapraszam serdecznie na ławeczkę w cieniu mojej lipy. A cukinię kiszoną zrób koniecznie! My za nią wprost przepadamy!:-))
UsuńNie nudzisz sie.
OdpowiedzUsuńWskakuj w ta swoja kolorowa, szeroka sukienke i zatancz, jak zeszlego lata, z malwami, ziolami, kozuchami, muszyskami i z Cezarym! Podskaki beda przeciez o te 8 kilo wyzsze i skoczniejsze.
Rownie pieknego sierpnia zyczy Echo
Dobry pomysł z tymi tańcami Echo!:-)) Sierpień za pasem.Trzeba by powtórzyć to zeszłoroczne, sierpniowe pląsy na łące. Tylko skakać za bardzo juz nie moge z powodu bolesnych ostróg na piętach, co mi się przez ten rok porobiły. Buuuu.....:((
UsuńOlu, to polatamy! A co tam, ahoj wiedzmy, a Echo moze tez z nami zatanczy, albo odkrzyknie:))))
UsuńA ja Cie widze, w tej niebieskiej sukience :)
Dobra! Polatamy Ataner, siostrzyco czarownico kochana! Kolorowe sukienki wdziejemy. Na miotły swoje wskoczymy i już! Jak człowiek unosi sie nad łąką to nic go nie boli przeciez! I tylko włosy wirują i motyle wokół! A Zuzia poszczekuje radośnie! A kozy skaczą jak na trampolinie! A Cezary stoi na dole i zdjecie za zdjęcie robi zwariowanym wiedźmom, co pod niebem fruną i chichoczą, chichoczą, chichoczą!!!
UsuńI Echo niech z nami zatanczy!Zaspiewa! Zaszumi w wirach ciepłego powietrza. W dolinach sie głebokich odezwie! Hej, ho, hej ho! Ech, raz sie zyje przeciez! :-)))
Świetnie, że dieta taka dobra :)... Powodzenia w dalszym chudnięciu :). Nie robię przetworów, ale kto wie, czy nie zacznę kiedyś? ;)
OdpowiedzUsuńJa tez, póki w mieście mieszkałam, nie robiłam żadnych przetworów bo nie miałam takiej potrzeby i przede wszystkim nie miałam z czego. Teraz dysponuję taką ilością warzyw i owoców, że trzeba to jakoś przetworzyć żeby sie nie zmarnowało, no i żeby w zimie mozna było ze spiżarni swojskie smakołyki wyciągnąc i nie jeździć z byle powodu w śniegach po pas, górami i dolinami do sklepiku wiejskiego!:-))
UsuńOlu! U mnie ciemna szara noc, kurze papierocha i zachwycamizdjeciami ktore zamiescilas pod tym postem.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale przyzam sie, ze wedrowke po Waszm blogu zawsze rozpoczynam od ogladania zdjec.
Zachwycila mnie Twoja szczupla sylwetka (szkoda, ze buzi nie pokazalas, bo niewatpliwie piekna, radosna , promienna, i chyba kazdy mi to przyzna).
A teraz zaczyna sie zazdrosc po raz kolejny:)
No pieknie, i nie moge sie powstrzymac aby nie dorwac sie do lodowki, nie mam takich warzywnych rarytasow jak Wy, ale cos tam wyciagnelam , jakas zdechla marchewke, i inne warzywa sponiewierane podczas zakupu w sklepie, bleee.
Zdjecie drogi z koszem "nie wiem czego, ale chyba kwiatow i ziol" urzekajace, i wszystkie pozostale tez - buziaki:)
Bardzo się cieszę, że spodobały Ci sie zdjęcia Ataner! Miałam problem z ich wyborem do tego posta, bo bardzo duzo ładnych fotek udało mi sie ostatnio zrobic. Też mi sie najbardziej podoba to z koszem ziół na polnej drodze. I jeszcze to z czerwonym motylkiem na kwiatkach wrotyczu.
UsuńSylwetka szczupleje mi powoli, buzia też (tylko piegów mi ostatnio chyba znów przybyło oraz ukąszeń komarów na czole!:-). Póki trwa lato i mam tyle warzyw i owoców mam nadzieję schudnąc jeszcze troszkę.Jak będą jeszcze bardziej zadowalające efekty tej mojej diety, to nie omieszkam się nimi na blogu pochwalić.
Wczoraj pożarlismy na kolację z Cezarym zawartośc jednego słoja z cukiniami kiszonymi. Jesli masz mozliwosc kupic tam u siebie cukinie, to gorąco polecam Ci ich ukiszenie. To naprawdę pychota!
(A Ty nie zadrość niczego, bo w niesamowicie fascynującym kraju zyjesz, zdjęcia rewelacyjne robisz, szczupła jestes i sliczna a przy boku masz super faceta!:-))!
Acha! Mój Cezary pyta, czy podoba Ci się stół przez niego wykonany. Bardzo mu na Twojej opinii zależy!:-))
Całusy gorące zasyłamy oboje!:-))***
A co to jest wrotycz?!!!!!!
UsuńWrotycz to jest zioło, co ma takie żółte, płaskie okragłe kwiatuszki (czwarte zdjęcie od góry!)! Pieknie pachnie, odstrasza owady, no i w ogóle zdrowe na wiele rzeczy, choć w nadmiarze trujące. Zbieram je i popijam wywar wraz z Czezarym, bo to na niektóre sprawy nawet lepsze niż lubczyk!:-)))*
UsuńO Boze! Jaki nietakt z mojej strony, bo nie pochwalilam Cezarego! Cezary gdzie sa jeszcze tacy faceci jak TY?!
OdpowiedzUsuńTo nie ja pytam, a moje niezamezne kolezanki, ktore czytaja ?????
Cezary ostatnio cos sie zbiesil, i nie pisze, a szkoda, szkoda,bo czytelniczki czekaja:)
Traktorek cud malina, o stole nie wspomne - sciskam Was serdecznie Kochani:)
Pisałysmy chyba jednoczesnie do siebie! Spójrz jaka telepatia!:-))
UsuńCezary bardzo dziekuje za komplementy! Az sie chłopina zaczerwienił z radosci!:-)))
A ja sie ciesze i usmiecham od ucha do ucha!
Całusów mnóstwo Ci zasyłamy, żałując, iz nie możesz z nami przy owym stole posiedziec, cukiniami i pomidorami swiezo zebranymi z warzywniaka sie obżerajac!:-)))***
Olenko! To chyba jakas telepatia, albo inne czary mary:) W tym sam czasie piszemy :)
UsuńNo bo przecież naprawdę jestesmy czarownicami! Widze Cie nawet teraz, jak sie do mnie uśmiechasz!:-))
UsuńUsmiecham sie do Was , i to z wielka serdecznoscia :))))))
UsuńI taki mi sie cudny humor od tej naszej korespondencji porannej zrobił, że już sie czuję jakbym na łace tańczyła! Dziekuję Ci kochana moja Przyjaciółko zza wielkiego oceanu!:-)))
UsuńWiecie, o jest fajne i najwazniejsze! Milosc! Wy sie kochacie i to jest ponad wszystko :)))))
OdpowiedzUsuńTak szybko chcialam przecytac co u Was, ze w pierwszym komentarzu nie pochwalilam Cezarego, a przeciez razem, wspolnie wykonujecie kawal wspanialej "roboty", i co jest wazne! Wazne, jest to! Ze czerpiecie z tego przyjemnosc - wpraszam sie na sniadanie:)
Święta prawda! Miłosc jest w tym wszystkim najwazniejsza. To spoina, budulec, smak. Tak jest u nas i u Was. I to sie czuje na naszych blogach. Takze dlatego tak dobrze jest siebie wzajemnie odwiedzic i pobyc w gronie podobnych duchem, ciepłych, prawdziwych ludzi!:-)))
UsuńA tam w ogole , to tego stolu , to tez Ci zazdroszcze i musze mojego p. wyslac do Cezarego na nauki:)
OdpowiedzUsuńChyba Wiesz! ze zazdraszczam tak "pozytywnie", a nie krzywm okiem - cudni jestescie:)
Cezary sam sie wszystkiego uczy, do wszystkiego sam dochodzi. Wkurza sie czasem na siebie jak mu cos nie wychodzi. I te papierosiska jak lokomotywa kurzy! Na jakis czas rzuca robotę w kąt, bo nie ma pomysłu co dalej. A potem wraca i już jak z płatka!
UsuńMy wiemy Ataner,czujemy dobrze, jak równa i w ogóle cudna z Ciebie kobitka!:-)) I tylko żałosc, żeś tak daleko, bo by sie nie raz do nocy późnej w ogrodzie posiedziało, smiejąc sie i żartując przy nalewce z dzikiego bzu i wodzie studzienniej!:-)))
Noooooo! Ogorkow, to ja nie potrafie kisic, ale nalewki robie, cud malina:)))))
UsuńOlu! My caly czas szukamy swojego miejsca, teraz myslimy aby na stare lata wyemigrowac do Afryki - to jest dopiero szalenstwo:)
Jestem z Wami od poczatku Waszego blogowania, i jestem z Wami, bo wiem, ze jestescie wyjatkowi i niepowtarzalni!
Ach, jak ja uwielbiam nalewki! No kurczę pieczone, gdzie Cię tak daleko wywiało! Przybywaj wraz z miotła i nalewkami, bo sczeznę!
UsuńAfryka? Alez szaleństwo! Ale czmużby nie? Zycie jest jedno i trzeba robic z nim to, co serce dyktuje, nie bojąc sie niczego i podejmując rózne wyzwania. My też nie mówimy, ze nasza przygoda isę zakończyła. Póki młodzi duchem jestesmy wszystko jest mozliwe przeciez!
Ataner! A może Podkarpacie?Znalazłoby sie tu dla was jakąs chatke i noca wyprawiałybysmy sabaty!:-)))
Ja juz lece na skrzydlach na Podkarpacie, ale p. niestety nie! A ja lece za moim orlem i sokolem :)))))
UsuńCzas pokaze gdzie nas los rzuci.
Olu I Cezary - dziekuje Wam za ta " chwile pogadania" - do nastepnego:)
I my dziękujemy Ataner! Cmok, cmok, cmok!:-))))*
UsuńAle sie rozpisalam dzisiaj:)))) Nie mam spania:)))) Olu! Jakiu kiszenie, jak ogorki, a skad ja wezme chleb (prawdziwy ) razowy - nie mam szans:))
OdpowiedzUsuńTu nawet ogorki sztuczne sa:(
Kupuje ogorki z farmy latem, ale to tez sztuczydla :(
A stolu zazdraszczam caly czas (bo, przecie nie powiem, ze Cezarego ) - wszystkiego naj dla Was :)))))))))
A może w polskich sklepach dałoby sie cos naturalnego kupić? A jak nie, to kup sobie mąki zytniej, zrób zakwas, upiecz chleb i bedziesz miała. ja wiem, ze to sporo robotyi czasu, ale warto. ja w Australii tak robiłam, bo tez mnie wkurzało, ze musze jeśc taki bezsmakowy, waciany chleb! i mysle, że te ogórki z farmy, mimo że sztuczydła, dałoby sie jakos zakisić. Albo buraki! Buraki kiszone i sok buraczany pycha i zdrowe bardzo!
UsuńEch, kochana! Będzie dobrze! Jest dobrze! Tobie, Wam obojgu wszystkiego dobrego oboje zyczymy, ciesząc sie, że możeby byc blisko, chociaz tak wirtualnie! Całusy gorące!:-)))
Olu! Make zytnia moge kupic w polskim sklepie, ale jak mam ten zakwas zrobic? Podaj mi swoj sekretny przepis, prosze:)
UsuńSok buraczany zrobilam i jest przepyszny.
Ataner! To proste i wcale nie sekretne! Bierzesz duży słój albo plastikowe wiaderko. Wsypujesz tam około szklanki maki i zalewasz chłodną, przegotowaną wodą (ma powstac mikstura jak gęsta smietana). Słój nakrywasz jakaś szmatka, żeby zakwas miał dostep powietrza.I zostawiasz go tak na kilka dni najlepiej w jakiejś ciemnej szafce.Po kilku dniach poznasz po wygladzie, smaku i zapachu że w zakwasie tworzy sie kwas. Z białego zakwas zacznie sie robić lekko beżowy i na wierzchu bedzie widac babelki powietrza. Wtedy dosypujesz do niego ze dwie łyzki mąki, dolewasz około pół szklanki wody, mieszasz i znowu przykrywajac szmatką chowasz do szafki. Od tej pory trzeba dokarmiać zakwas codziennie, bo to żywa, wymagająca istota. Jak zapomnisz o dokarmianiu i pojeniu to zakwas wkrótce zje sam siebie, zaskorupieje i zepsuje sie. Na poczatku taki zakwas jest słaby, ale po dwóch ,trzech tygodniach powinien mieć juz w sobie na tyle mocy, ze upieczony na nim chleb wyrośnie i nie będzie w nim zakalca.
UsuńA jak sie robi taki chleb, to napisze Ci, gdy juz bedziesz miałą zakwas. A wiec do dzieła czarownico-piekareczko!:-))*
Olu, serdecznie dziekuje. Wtakim razie pedze do sklepu po make:)
UsuńPowodzenia w kuchennych czarach, Ataner!:-)))
UsuńWitaj Olgo.Widzę,że zaglądasz na bloga -M.Kordel "za górami za lasami",czy wysłałaś już opowiadanie na konkurs.Czytam Twojego bloga od dawna i pamiętam,pisane przez Ciebie opowiadania ,zawsze czekałam na ciąg dalszy.Szkoda,że zniknęły.Pięknie żyjecie i widać,że jesteście szczęśliwi.Pozdrawiam Krystyna
OdpowiedzUsuńWitaj Krystyno!Tym razem nie miałam, niestety, czasu na napisanie opowiadania dla M.Kordel. Moze w następnej edycji jej konkursu będzie lepiej. Moze też znowu zacznę publikowac swoje opowiadania na swoim blogu.Pomyslę nad tym. Tamte stare schowałam, bo zauwazyłam, że były bezczelnie kopiowane przez jakichś blogerów z drugiej połowy kuli ziemskiej.
UsuńCieszę się, że odezwałaś sie i dałaś mi sygnał, iz czytasz mojego bloga. ja wiem ze statystyk, ze sporo osób czyta, ale niewiele sie odzywa. A ja bardzo sie ciesze każdym komentarzem i ciepłym słowem od czytelników. Dlatego serdecznie dziekuję Ci za ten komentarz i pozdrawiam Cie gorąco!:-))*
I mnie przerosło plewienie chwastów wpadam i wyrywam największe tylko i już kwitnące. Olu a co myślisz o takim sposobie, bez pasteryzowania przecier ogórkowy. Starte ogórki ja je mielę w maszynce, dodatki wiadomo jakie czosnek itd, do słoika nie do pełna pakuję, zamykam i chowam do szafki, tam gdzie chłodno. Zamierzam też tak cukinię zakisić. Dodać liście chrzanu czosnku listek laurowy sól pieprz i co tam jeszcze można i się chce, np pomidory, bazylię i napakować w słoiki, które chcę mieć na oku, by w razie czego pasteryzować przerywając kiszenie. Ale może się utrzymają, bez pasteryzacji? Jak myślisz? Sąsiadka z działki obok od wielu lat bo to pani pod 80 tkę, wkłada tak do dużych plastikowych butelek po wodzie mineralnej ogórki i trzymają się całą zimę. Hmmm nic nie wiem, ale wiem że mam z pięć wielkich maczug cukinii do przerobienia dziś i masa ogórków już też czeka na swoją kolej. Dojrzewają pomidory. Trzeba też kalarepkę zrobić jakoś. :) Piękne są Twoje posty kochana i zdjęcia i słowa i serce jakie w nich jest poprzez które mówisz Ty sama. Serdecznie was pozdrawiam oboje. Z :)).
OdpowiedzUsuńA propos kiszonych ogórków i cukinii mysle, ze warto wypróbować ten sposób podpatrzony u Twojej sasiadki. Skoro jej to wychodzi, to dlaczego Tobie miałoby nie wyjść Elu? Oszczędza to roboty i gazu zuzytego podczas pasteryzowania a i zawartosc słoików zostaje pewnie bardziej jędrna niz po pasteryzacji. Moja sąsiadka tez zawsze kisiła ogórki i zostawiała na zime bez pasteryzowania i było wszystko dobrze, poza ostatnim rokiem, kiedy nie wiadomo czmeu wszystkie ogórki w słojach posuły sie i zmiekły. Moze nie kazdy rodzaj ogórków sie do tego nadaje? A moze były jakies opryski z nieba, które już na warzywniku zatruły wszystko?
UsuńA skoro masz tyle cukinii i pomidorów, to dodaj papryki, czosnku i cebuli. Uduś to wszystko na niewielkiej ilości oleju, zmiksuj, zamknij do pałych słoiczków zapasteryzuk (koniecznie!) i będziesz miałą cudny sos do wszystkiego.
Cieszę się Eluniu, ze lubisz to, jak piszę i pokazuję swój świat, siebie...
Usmiech serdeczny zasyłam Ci o zamglonym poranku i zyczenia dobrego dnia!:-))
Podziwiam Cię bardzo, że zachowujesz dietę i chudniesz! I pracowitość Waszą nieustannie podziwiam.
OdpowiedzUsuńZdjęcia cudne i też najbardziej podoba mi się to z drogą.
Taka radość i energia bije z Twojego postu, że uszczknę sobie odrobinkę, bez obawy, że braknie.
Serdeczne uściski!
Bierz, ile chcesz Magduniu tej energii, bo czasem we mnie aż kipi - niech sie nie przeleje i gazu nie zaleje!:-))
UsuńA z pracowitoscią nasza to róznie bywa. Bywają też niże i długie postoje.Ale zycie to nie tylko praca, nieprawdaż?
Cieszę się, że podobają Ci sie zdjęcia Madziu. Okolice moje są niezwykłej urody a obecne bogactwo kwitnących roślinwprost zaprasza do fotografowania i pokazywania tego na blogu.
Usmiech serdeczny slę Ci o poranku i ciepłę mysli załączam!:-))
A mnie znowu gdzieś nosi- miałam wstąpić, ale samochód się zepsuł i części nie było, a teraz upał okrutny, ale przyjadę na te cukinie.
OdpowiedzUsuńZioła mnie zachwyciły: oregano widzę, a wrotycz to na co, Kochanieńka - na robaki u kózek ?
Piękne Ci wiązeczki wyszły, kolorowe i pachnące. Cudowna jest ta letnia obfitość, wspaniały czas. Jeżdżę na bazarek i kupuję morele, pyszne brzoskwinie i objadam się nimi do bólu brzucha....
Cieszy, że Tobie pięknie wszystko obrodziło i wynagradza włożony wiosną trud.
Buziaki. Na razie znikam. Pa... Moc uścisków..
Upał na chwile chyba zelżał. Po wczorajszej burzy i ulewie chłodne tchnienie płynie zza okna o poranku i tak geste mgły unosza sie dookoła, ze tę wielką lipę z trudem dostrzegam.
UsuńTe fioletowe kwiatki to nie oregano a macierzanka. Sporo odkryłam jej w moich okolicach niedawno, wiec zachwycam się, wącham i zbieram. A wrotycz przydaje sie do suchych bukietów, trzymany pod poduszką albo w kanapie odstrasza i zwalcza roztocza, dodajemy go do mikstury ziołowej odstraszajacej latające, owadzie wampirki. Dobry jest także napar z wrotyczu na zwalczanie autoagresji organizmu przy chorobach immunologicznych, znosi bóle głowy, podobno nawet woda z namokniętego przez kilka dni wrotyczu odstrasza slimaki(!!!)no i ma jeszcze to cudne zioło pare jeszcze innych dodatkowych, a bardzo ciekawych oddziaływań, o ktorych Ci szepne, gdy do mnie zawitasz!:-))
Przyjeżdżaj kochana, niech sie uciesze znowu Twoim usmiechem i ciepłem!:-)
Całusy zasyłam gorące i...czekam na Ciebie Zofijanko!:-)))*
Na razie - Pa.
UsuńUpierać się będę , że to oregano jednak !!!! Ano zobaczymy ...
Wypływam......
Buziole.
Trzymaj sie kochana w tym płynięciu poprzez upał!:-))
UsuńOleńko tak pięknie opisujesz o Waszym życiu na wsi. Zazdroszczę tak pozytywnie kontaktu z natura, która wnosi w życie człowieka wiele pozytywów. Miasto w takie upały bardziej męczy, bowiem tak naprawdę nie ma się gdzie przed nim slryć. Jesli mogę uciekam z niego, by choć na chwile pożyć z przyrodą.
OdpowiedzUsuńZa dwa dni jadę na długi urlop, nie mogę się doczekać.
Zdjęcia rewelacyjne.
Pozdrawiam i serdeczności zostawiam.
Jednak na wsi, w lesie zwłaszcza, czy nad jeziorem o wiele chłodniej niz w mieście.Trzeba korzystać z dobrodziejstw lata i cieszyc sie nimi, bo potem cały rok będziemy na nie czekać.
UsuńWspaniałęgo urlopu Alinko!:-))
Z tym odchwaszczaniem i tak wytrwałaś długo. Przypominam sobie, ze kiedy uprawiałam wszystko co możliwe, to tez pod koniec lipca odpuszczałam. Poza tym, masz racje- ogórki i inne , kiedy są upały potrzebują trochę cienia i wilgoci. takie chwasty doskonale im to zapewniają. I wyrzut sumienia jest mniejszy, bo przecież dwa-trzy tygodnie i tak wszystko potem się sprząta./ Z trawą te z już nie nadążamy. Ostatnie trzy dni padał deszcz i trawnik nam strasznie podrósł.
OdpowiedzUsuńStół jest piękny, Zdjęcia z ziołami-piękne, ale najbardziej urzekła mnie kapliczka.
Podziwiam Twoja pracowitość przy zaprawach. Ja już odpuściłam.
Zrobiła się pogoda, wiec ciepełko dla Was, ale nie upalne, posyłam
Zauwazyłam własnie, że na ogórki i na pomidory rzuca mi sie, niestety, jakas choroba. Żółkną i brazowieją. To samo z liśćmi. I po co tyle w to roboty włozyłam?! Przerabiam co moge, żeby zdązyć przed całkowitym zagarnięciem mego warzywnika przez tę zarazę.Tylko chwastom nic nie szkodzi.
UsuńMieszkam tu już cztery lata a tę kapliczke odkryłam dopiero ostatnio. W zupełnych chaszczach stoi sobie przy krętej, polnej, drodze, ale widac, że ktos tam o niej mysli i dba, bo świeze kwiaty były postawione.
No i ziół jest w okolicy mnóstwo! I do wykorzystywania w celach leczniczych i do robienia z nich bukietów, świezych i suchych.
Dziękuję za Twoje ciepełko Jaskółeczko i Tobie też swojego zasyłam oraz życzenia miłego weekendu!:-))
Z tymi ziołami uważaj, bo one mają odpowiednią porę zbioru, ale chyba o tym wiesz. Na pomidorach i ogórkach pojawiła się zaraza-plamistość to się chyba nazywa.Nic nie pomoże, kiedy zaawansowana. Dlatego ja przestałam sadzić. Najpierw się namęczę, pielęgnuje, a potem w ciągu dwóch tygodniu wszystko szlag trafia. ogórki dobrze przejrzyj przed zakiszeniem, bo to paskudztwo potrafi w słoju narobić bigosu.
UsuńNa zarazę jest jedno lekarstwo- pryskać wcześnie, a przecież Wam chodzi o czystość uprawy.
Koza ma niesamowicie niebieskie oko na zdjęciu. a jak w naturze?
Duzo czytam o ziołach, dokształcając się wciąz i zadziwiajac ich wszechstronnym działaniem. Tak, tak - wiem, iż nadają sie do zbioru w róznym czasie.Staram sie postepować z nimi rozważnie i ostroznie.
UsuńZaraza pomidorowa i ogórkowa postepuje, niestety. Nie nacieszę sie nimi tak, jak w zeszłym roku, gdy była susza a wszystko owocowało cudownie, ze nie nadążałam z przetwarzaniem. Z tego wniosek, ze to deszcze przynoszą te choroby. A potem sie rozsiewa, bo w szklarniach też już ludzie na tę plamistośc narzakaja.My rzeczywiście niczym nie pryskamy, ale nawet Ci, co pryskają mają problem, bo te ulewy wszytko niweczą.
Oko koziołka naprawde jest brązowawe. To tylko na zdjęciu wyszło takie, jakby był oseskiem, gdy rzeczywiscie mieniło się ono błękitem. Spodobał mi sie ten efekt kolorystyczny i dlatego dałam tu to zdjęcie!
Całusy przesyłam serdeczne Jaskółeczko!:-))
Oboje dajecie radę i dobrze pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń