- O czym chcesz pisać, Oluniu? – zapytał mnie dziś rano
Cezary, gdy powiedziałam mu, że zamierzam zabrać się za pisanie nowego posta.
- Nie wiem o czym. O niczym konkretnym. Ot, taka
zbieranina zdarzeń, refleksji z ostatniego czasu. Jak to przeważnie na blogu –
odparłam i na długo zastygłam w bezruchu nad klawiaturą. Wsłuchana w pełne
poezji pieśni wiedźmińskiego Jaskra( Z.Zamachowskiego), które bardzo współgrają
z moim jesiennym nastrojem zaczęłam się zastanawiać nad tym, co chciałabym
napisać i właściwie, po co?
Blog, co
stwierdzam coraz częściej, bezsprzecznie jest dla mnie rodzajem pamiętnika.
Pamięć ludzka bywa zawodna a moja i Cezarego, z wiekiem staje się wręcz
dziurawa niczym dojrzewający ser, dlatego dobrze jest móc sobie przypomnieć to
i owo posiłkując się czymkolwiek tylko się da. Prowadzimy z mężem tego bloga od
ponad jedenastu lat i choć wydawałoby się, że to niedługi kawałek czasu, to
jednak bardzo dużo się przez ten okres zdarzyło. I my oboje bardzo się zmieniliśmy.
Głównie zewnętrznie, ale i duchowo zauważyć można wiele różnic. Weźmy chociażby
nasz stosunek do tego, co dzieje się na arenie politycznej w Polsce i na
świecie. O ile jeszcze osiem lat temu pełni byliśmy wiary w zmiany na lepsze, o
ile był w nas radosny entuzjazm i pewien rodzaj dziecięcej nieomal naiwności,
to teraz mamy wrażenie, że gwałtownie dojrzeliśmy i znaleźliśmy się na przeciwległym
biegunie. Nie ma już w nas tamtej dawnej ufności. Pojawiło się zniechęcenie,
rozczarowanie, niemoc, gorycz i lęk, co do coraz dziwniej zapowiadającej się
przyszłości. Znacznie częściej zatem odwracamy się od tego, na co nie mamy
wpływu i skupiamy się na tym, co jeszcze od nas zależy. Na tym naszym malutkim
świecie, w którym żyjemy na co dzień, który też się zmienia, ale nie tak
drastycznie, jak zewnętrzny świat. A zmiany, których tu doświadczamy w większości
są pozytywne. I stanowią dzieło naszych własnych myśli i działań. Tylko tyle i
aż tyle…
Coraz częściej
też nasuwa mi się spostrzeżenie, że piszę bloga przede wszystkim dla siebie.
Nie dla poklasku, złudnej popularności, czy czyjejś chwilowej zazwyczaj
sympatii. Spotykanie na blogu ludzi z
całego świata jest bardzo miłe, rozmowy z Wami w komentarzach jeszcze bardziej,
ale nie to jest najważniejsze. Piszę, bo lubię i póki mi się chce pisać. Piszę,
choćbym miała pisać tylko dla siebie i Cezarego. Piszę, bo pragnę zachować umysł
w jako takiej sprawności. I jeszcze jedno. Zależy mi na tym by utrzymać tu jakiś przyzwoity poziom. Udowadniać samej sobie, że nadal potrafię tak pisać, by po czasie nie wstydzić
się tego, co napisałam. A co najwyżej zdumiewać w pozytywnym sensie, że udało
mi się w wierszach albo prozie nieźle
złapać, udokumentować daną chwilę. I cieszyć się, że napisałam, utrwaliłam jakiś moment tekstem, bo gdyby nie to uleciałby zapomniany jak wiele innych przed nim i po nim...
Wróćmy zatem do teraźniejszości... Końcówka września i początek października to w Jaworowie problemy
z Internetem a zaraz potem awaria mojego komputera. Oba te fakty uświadomiły mi
po raz kolejny, jak ważny jest dostęp do Internetu w obecnych czasach, jak
lubię poczytać sobie co dzień do porannej kawy wiadomości na ulubionych
portalach albo nowe teksty na Waszych blogach, posłuchać muzyki z YT, obejrzeć
jakieś filmiki. Jednocześnie jednak doszło do mnie, że gdy przez jakiś czas nie
mogę korzystać z tego wszystkiego, to świat absolutnie się nie zawala. Mogę bez
tego żyć a nawet więcej, całkiem dobrze mi się żyje. Mam wówczas więcej czasu
na inne formy aktywności. Chociażby na wędrówki z aparatem fotograficznym albo na czytanie książek.
A propos książek,
to przytrafił mi się niedawno niemiły wypadek z ich udziałem. Otóż po wizycie w gminnej bibliotece i po wytaszczeniu z niej ogromnej torby pachnących nowości położyłam
je na tylnym siedzeniu samochodu, gdzie miały podróżować z nami w rundce po
sklepach i by bezpiecznie powrócić do domu. Niestety! W jakiś czas potem przez bezmyślność
tuż obok płóciennej torby z książkami położyłam reklamówkę wypchaną kurzymi
korpusami dla psów. Niby te korpusy były w podwójnej folii, niby reklamówka
mocna, ale okazuje się, że wszystko ma swoją wytrzymałość a jak ma człowieka dopaść
pech, to dopadnie. W domu okazało się, że książka leżąca na samym dnie torby okropnie
upaćkana jest krwią cieknącą z owych kurzych trucheł (a był to pewien bestseller,
na który obecnie w mojej bibliotece trwają zapisy!). Także kolejna,
spoczywająca na tamtej książka była nieco ubrudzona. Płakać mi się chciało na
ten widok. I wściekałam się sama na siebie, że doprowadziłam do takich
zniszczeń. I to kto? Ja – była bibliotekarka i w ogóle maniaczka na punkcie
szacunku dla książek. Ileż to razy zdarzało mi się w tych bibliotekarskich
czasach znajdować w zwróconych przez czytelników książkach ohydne plamy po
kawie, barszczu, tłuszczu i innych, bardziej podejrzanych substancjach. Zawsze
wtedy stwierdzałam ze smutkiem, że ludzie albo nie przywiązują w ogóle wagi do
stanu wypożyczonych przez siebie książek albo nie zauważają i lekceważą
ewentualne zniszczenia albo też wstydzą się tego, co zrobili i milczkiem, jak
gdyby nigdy nic zwracają książki do biblioteki w nadziei, że nigdy nie zostaną wykryte
ich przewinienia. W moim przypadku nie było innej opcji, jak tylko odkupienie
nowych egzemplarzy owych dwóch dzieł a potem zwrócenie ich do biblioteki wraz z
przyznaniem się do winy i pokazaniem miłej pani bibliotekarce, rozmiaru
uszkodzeń. Tak się stało i owo zdarzenie będzie kolejną lekcją dla mnie bym
uważała na to, co wożę samochodem i bym umieszczała torbę z książkami w
najbezpieczniejszej jego części. I jeszcze jedno. Te dwie zalane krwią, ale
całkiem zdatne do czytania powieści (bo różowe plamy objęły tylko skraje kartek
nie docierając do drukowanego tekstu) mam teraz u siebie w domu na półce. Są
moje i na pewno nie raz jeszcze do nich sięgnę, bo obie są, moim zdaniem,
kawałkiem niezłej literatury. Być może pokuszę się w przyszłości o recenzję obu
tych powieści na blogu. W końcu od czasu do czasu lubię tu pisać także o ciekawych
książkach…
I co jeszcze u
nas słychać? Jesień nadal piękna, choć już wieczory i ranki
chłodne, wilgotne a i w kuchennym piecu zdarza mi się palić coraz częściej. Piekę w nim z
lubością drożdżowe ciasta z posypką a na płycie przeważnie pyrka jakaś zupa
cukiniowa, dyniowa, grochówka albo po prostu rozgrzewający wspaniale rosół. Robię
też soki i inne przetwory z ostatnich owoców z naszego ogrodu. Także nasz ogrodowy
grill nadal pracuje pełną parą. Teraz Cezary samodzielnie wędzi w nim pyszne,
domowe wędliny. Zrobione przez niego szynki, boczki i schaby, zapeklowane
porządnie, obsypane aromatycznymi przyprawami, mogą długo leżeć w lodówce i
nic złego się z nimi nie dzieje. Te sklepowe, obślizgłe już nazajutrz po
zakupie wyroby absolutnie się do nich nie umywają.
Coraz więcej
grzybiarzy pojawia się w naszym lesie. Pewnie więc i my niebawem wyruszymy na
jakieś grzybobranie. A póki co nadal mamy sporo pracy w ogrodzie i tylko
niekiedy znajdujemy czas by wybierać się na krótkie, widokowe przejażdżki po
okolicach. Już tyle razy oglądane i fotografowane wciąż nas bowiem te okolice
zachwycają. I coraz częściej stwierdzamy, że wcale nie trzeba wybierać się
nigdzie daleko, skoro tak blisko znaleźć można prawdziwe cuda. Cuda natury...
I to by chyba było na tyle dzisiaj, bo i tak za bardzo się już chyba rozpisałam. Słuchając wiedźmińskich piosenek gorąco pozdrawiamy Was oboje z Cezarym, za Waszą obecność tutaj serdecznie dziękujemy, dobrego, spokojnego czasu życzymy i …do napisania!:-)
P.S.
I jeszcze jedno. Od jakiegoś czasu czytuję bloga pisanego przez niezwykle utalentowana literacko osobę. To MaB z bloga "KrólestwoMab" https://maabkingdom.blogspot.com/ Zdecydowanie warto do niej zajrzeć. A szczególnie polecam jej teksty miłośnikom prozy Sapkowskiego oraz Wiedźmina. MaB pisze bowiem teraz powieśc w odcinkach w cudownym, wiedźmińskim klimacie! To własnie jej opowieść natchnęła mnie ostatnio do słuchania muzyki i piosenek z filmowej wersji "Wiedźmina".
Piękny post Olu. Chętnie zapoznam się z recenzjami książek. W zupełności się z Tobą zgadzam, że bez internetu ma człowiek więcej czasu na inne, bardziej produktywne czynności. Nie raz mam wątpliwości czy czytać blogi czy książki. Pozdrawiam Was serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Lenko!:-)
UsuńTak, musimy sami umieć wyważyć, co dla nas dobre. I szanować swój czas. Nie trwonić go na rzeczy tego nie warte. Bo żadna chwila się nie powtórzy...
My również pozdrawiamy Cię serdecznie!:-)
Pięknie opisana zwyczajność. Ja ostatnio doszłam do wniosku, że tego właśnie mi trzeba, ale jako, że mam 55 lat to jeszcze chwilę muszę popracować.
OdpowiedzUsuńPrzed ośmiu laty byłam zdruzgotana i nie rozumiałam innego punktu widzenia, niemniej jak zwykle szanowałam. Cieszę się, że coraz więcej takich "nawróconych ". Na tym zakończę, bo blog bardzo mi się podoba i nie chcę zaśmiecać to jakimiś dowodami.
To, że trzymajcie poziom i klasę widać gołym okiem. Pozdrawiam serdecznie z Dolnej Saksonii, gdzie zarabiam na chleb, a mieszkam na Podkarpaciu.
Telefon dużo "poprawił", ale sens mam nadzieję pozostał.
UsuńOlu, z przyjemnoscia przeczytalam, ze nadal masz potrzebe i ochote pisac ...A to, ze wasz maly swiat zmienia sie i pieknieje widac z roku na rok. Wy piekni jestescie oboje, wiec i piekno kreujecie wokol siebie , to wyplywa z waszych dusz i serc.❤️Jak czas pozwoli to pozniej sie jeszcze dopisze ...🥰Kitty
UsuńAnno! Cieszę się, że podczytuje mnie ktoś z Podkarpacia. Pewnie i Ciebie zachwyca niezwykła uroda pejzaży tego regionu.
UsuńA co do polityki to chyba wiekszość z nas została pozbawiona złudzeń. Jest, co jest. A co gorsza, na razie nie widać szans na zmiany na lepsze. A żyć trzeba. No wiec żyjmy i starajmy sie znajdować w naszej rzeczywistości więcej blasków niż cieni.
Pozdrawiam Cię serdecznie, wszystkiego dobrego życzę i zapraszam do częstszego komentowania!:-)
Droga Kitty! Tak, nadal chce mi sie pisać. Samą mnie to czasami dziwi, bo to przeciez juz tyle lat. ale przed czasem bloga też lubiłam pisanie. To po prostu część mnie A w pisaniu wiele zalezy od mojego czasu, samopoczucia i nastroju.Chęć przychodzi i odchodzi.Róznie bywa. Ale póki co - jestem, jesteśmy. I cieszymy sie mogąc goscic na blogu tak wyjątkowych ludzi jak Ty, Kitty!:-)♥
UsuńPrzerwałam czytanie by podać sposób na odplamienie krwawizn, niechby tylko różowych i po brzeżkach stron. Woda utleniona po prostu, naniesiona watką lub pędzelkiem na brudne i nie tłuste. Ona sama nie zostawia na papierze odbarwień i zacieków, nie niszczy go, a zabieg trzeba powtarzać aż brud zniknie, suszyć książkę przyciśniętą, bo wilgoć jaka by nie była odkształca. U mnie bywają plamy z kawy, bo uwielbiam pić przy czytaniu, a powstają przy znacznym udziale futer. Wywabiam skutecznie. Zapisałaś, jest pamiątka po kurach, też rzeczywiste plamy możesz wywabić 😀
OdpowiedzUsuńNo, wracam do lektury. Uffff.
Dziękuję za podpowiedź, Romano. Będę musiała spróbować z wodą utlenioną, bo do tej pory próbowałam z sodą i chlorem i tylko pogorszyłam wygląd plamy a nawet ją powiększyłam! Kruca bomba!!!
UsuńChętnie poczytam o książkach! :)
OdpowiedzUsuńJa obecnie też czytam więcej niż po necie latam, ale muszę się ogarnąć napisać i o czytanym i oglądanym...
A tyle jest ciekawych ksiazek, że życia nie starczy by je przeczytać. A przeciez trzeba sobie miedzy kolejnymi ksiazkami robic jakieś przerwy żeby sie to wszystko nie zlało w jedno!:-))
UsuńUściski serdeczne dla Ciebie, Kocurku!:-)
Och! Jakaż piękna ta zbieranina. I w słowie i obrazie. Piękno jest czasem na wyciągnięcie ręki, lecz darem jest umiejętność dostrzegania go i doceniania.Radości doskonałej życzę i czekam na następne wpisy.
OdpowiedzUsuńRózne bywają zbieraniny, kolaże, melanże, mieszaniny. Ale w każdej z nich znaleźć można coś ciekawego. A czasem i fascynującego. Tylko trzeba sie przypatrzeć. Wyłuskać...
UsuńDziękuję za serdeczne słowa i pozdrawiam Cię ciepło!:-)
Olu, ten płonący ogień, aromatyczna zupka, pyszne domowe wędliny, przetwory z własnego ogrodu, to prawdziwy dom, atmosfera za którą się tęskni. Wielką szczęściarą jesteś mają uzdolnionego wędliniarski męża. Uwielbiam czytać o Waszym życiu i oglądać zdjęcia z najbliższego otoczenia. Najbardziej lubię jak dzielisz się swoimi przemyśleniami. Recenzje też bardzo lubię. Słucham właśnie Święto ognia, Jakuba Małeckiego. W Storytel mają cudnych lektorów, sama sobie bym lepiej nie przeczytała. Jutro wchodzi film do kin w reżyserii Kingi Dębskiej. Ciekawe czy da radę, wątpię, książka mnie bardzo wzrusza. Czytam też biografię L. M. Montgomery, pisała, żeby żyć, żyła, żeby pisać, dawała upust marzeniom. Ktoś, kto zna jej wszystkie książki zrozumie ją dobrze. Oszczędzam i przeżywam.
OdpowiedzUsuńJa też zapisuję wspomnienia z podróży głównie dla siebie, ale świadomość, że tyle osób to czyta jakoś zobowiązuje do robienia lepszych zdjęć i dogłębniejszej wiedzy. To rozwijające i dlatego mnie cieszy to co robię. Bardzo się skupiłam na Instagramie ostatnio i ku mojej radości zaczęły przychodzić oferty współpracy. Fajne to jest. Cuda są wszędzie, ale niektóre są trochę dalej i nigdy bym się o nich nie dowiedziała, gdybym nie wyruszyła. Życzę Wam pięknej jesieni i samych dobrych powodów do nowych wpisów. Maria.
Dzień dobry, Marylko! Cieszę się, że sie odezwałaś, bo właśnie myślałam sobie, że chyba jesteś w kolejnej podrózy. A te Twoje podróze są tak piękne a miejsca, które opisujesz i fotografujesz tak niezwykłe, że naprawdę zasługujesz na to by Cie zauwazono, doceniono i dano możliwość jeszcze szerszego rozwinięcia skrzydeł. Cudownie, że Instagram to robi. Brawo!
UsuńNie czytałam "Święta ognia", ale spróbuje sobie tego poszukać w bibliotece. Biografia L.M. Montgomery też na pewno swietna. Och, lista ksiazek do przeczytania nie ma konca, ale jakże cudowna i obiecujaca to perspektywa!
A co do mojego pisania to trwa juz tyle lat, tyle już tekstów opublikowałam na tym blogu, że mam wrażenie, że moi czytelnicy naprawdę sporo wiedzą o mnie, o naszym zyciu tutaj i że jesteśmy jakoś im bliscy. Nasz dom, gospodarstwo, ogród, zwierzęta, wędrówki, zdjęcia, myśli...Wszystko to są skrawki życia, ale bardzo wazne skrawki. Póki mi sie chce pisać, póki zyć się chce, będe pisać.
Dziekuję za Twoje serdeczne słowa Marylko i pozdrawiam Cię gorąco także pięknej jesieni życząc!:-))
Jeszcze jesteśmy domu, ale za dwa tyg. ruszamy do Argentyny. Olu, wydaje mi się, że tak dobrze znam Ciebie i Wasz ogród, że gdybym się pojawiła, to pieski przybiegłyby machając ogonami. Święto ognia jest książką szczególną i proszę nie czytaj wcześniej żadnych recenzji. Daj się zaskoczyć. Od jakiegoś czasu słucham audiobooków, przełamałam się z trudem, a teraz ze słuchawką w uchu sprzątam, gotuję i pracuję w ogrodzie. Bo przecież nie da się słuchać w bezruchu. A ten podział na głosy, albo sama Stenka po prostu wciągają jak najlepszy film. I całe szczęście, że lista książek jest długa, oby zawsze tak było. Czytam w nicy, słucham w dzień i chyba nie mam zmarnowanej ani jednej chwili . Ściskam serdecznie, cudnych zdjęć i pięknej jesiennej pogody dla Was 💚💚💚
UsuńZatem znowu wspaniała przygoda przed Wami, Marylko! Ach, życie naprawdę bywa piekne!:-)
UsuńUśmiałam sie czytajac o pieskach, któe przybiegłyby do Ciebie machając ogonami. No niestety! Przybiegłyby obszczekujac Cie zawzięcie z każdej strony i skacząc żeby Cię powąchać, a ja musiałabym je odganiać, bo to duże psiska i mogłabyś sie na początku ich wystraszyć!:-)
Jak trafie na "Świeto ognia" to na pewno będzie uczta duchowa! Jak dobrze, że istnieja tak wspaniałe ksiązki! Ileż smaku i koloru potrafia dodać lektury codziennemu życiu!
Ja także ściskam Cię mocno i serdecznie, życząc Ci wszystkiego, co do szczęścia Ci potrzebne!:-)♥♥♥
Ja ja też na jesień zaczynam bajki opowiadać. Zawsze lubiłam fantasy. :) A ta muzyka z "Wiedźmina" faktycznie daje niesamowity klimat. 🧡 Pozdrawiam i życzę miłego weekendu! 🧡
OdpowiedzUsuńA ja bardzo lubię Twoje bajki, MaB. Zwłaszcza tą ostatnią - wiedźmińską! Właśnie dodałam na końcu mojego posta polecajkę Twojego bloga, bo uważam, że więcej czytelników powinno mieć szansę zapoznać sie z Twoją niezwykłą twórczoscią!:-)
UsuńPozdrawiam Cie serdecznie i nieustającej weny życzę!:-)*
Dziękuję! To bardzo, bardzo miłe. Niech się dzieje magia. 🙂
UsuńNiech się dzieje!:-)
UsuńNo to porozmawiałyśmy sobie Oluś wirtualnie przy porannej herbatce:) Tak, tak przy herbatce, bo kawy rano już nie pijam:)
OdpowiedzUsuńZdjęcia mnie zachwyciły Olu, wszystkie niezwykłej urody, a to pierwsze szczególnie mi się spodobało.
Co do tekstu, to od dawna mam podobne przemyślenia. Jestem zmęczona tym co ludzie wyprawiają w internecie, najgorsze są komentarze przepełnione czasem takim jadem, że nie da się tego unieść, a niektórych filmików na YT nie da się "odzobaczyć".
Nie chcę narzekać. Zakończę pięknym tekstem piosenki z filmu "Wiedźmin" pod tytułem: Zapachniało jesienią"
A tak na marginesie, to bardzo lubię ten film wbrew nieprzychylnym opiniom jakie otrzymał od wiernych czytelników Sapkowskiego. Ale to temat na inną dyskusję, dzisiaj niech wypowie się jesień.
" Zapachniało powiewem jesieni,
Z wiatrem zimnym uleciał słów sens. Tak być musi, Niczego nie mogą już zmienić,
Brylanty na końcach twych rzęs.
Tam, gdzie mieszkasz już biało od śniegu,
Szklą się lodem jeziora i błota.
Tak być musi,
Już zmienić nie może niczego, Zaczajona w twych oczach tęsknota. Wróci wiosna, deszcz spłynie na drogi,
Ciepłem słońca serca się ogrzeją. Tak być musi,
Bo ciągle się tli w nas ogień,
Wieczny ogień, który jest nadzieją. "
:-)***
Bardzo lubię te nasze poranne rozmowy przy herbatce albo kawce!:-) A przez ramię zagląda mi ciekawski zielony smok, któremu na lipie zrobiło sie juz widać za chłodno i póki co zamieszkał na karniszu zasłony w pokoju, gdzie piszę i czytam!:-)
UsuńNie trawię tych wszystkich beznadziejnie prostackich filmików,złośliwych komentarzy, agresywnych debat. Próbuję budować swój własny świat, gdzie staram się by nie miały dostępu negatywne emocje. No chyba, że mnie samą cos mocno poruszy. Wówczas piszę o tym, bo to też jakis mój sposób na poradzenie sobie z trudnymi tematami i sprawami.
Ach! Cieszę się, że i Ty lubisz piosenki ze starego "Wiedźmina" i w ogóle tamtą wersję ekranizacji prozy Sapkowskiego. Mam to samo! W tamtej polskiej wersji jest dla mnei mnóstwo poezji, uroku, ciepła, baśni. A ta nowa, wersja choc tak kolorowa i widowiskowa jest dla mnie jakaś pusta, jakaś komiksowa...
Uwielbiam piosenki Jaskra - Zamachowskiego. I często sobie nucę właśnie tą o jesieni. Dodałam ją właśnie do treści posta. I słucham jej w kółko. I myslę sobie, że najwazniejsze by mimo wszystko wciąz odradzał sie w nas i płonął ten wieczny ogień, który jest nadzieją...
Ściskam Cie mocno, Hanusiu!:-)***
Odściskowuję serdecznie. Buziakuję i ściskam łapkę zielonego smoka z lipy, a nie, wróć, z karnisza :-)
UsuńPozdrowienia dla Cezarego, a jakże :-)
A pieskom łapki proszę też uścisnąć.
Ach Jaworowo, Jaworowo, bezpieczna przystani dla wytrzęsionych na wybojach netowych wędrowców niechże i Ciebie serdecznie wyściskam :-))
Dziś smok znowu na lipie. Widać zapowiada sie nieco cieplejszy, niz wczoraj dzionek. Muszę przypatrzeć sie temu uwazniej, bo byc moze w osobie smoka mam tutaj najlepszą pogodynkę?! A moze temu "smoku" zupełnie co innego w głowie? Któz może wiedzieć, jakie są smocze sprawy?:-))
UsuńDziękujemy za Twoje pozdrowienia Hanusiu i cieszymy się, że tacy jak Ty wędrowcy powracają w nasze progi i dobrze im z nami! Niech to trwa!:-))
Zaglądając w kąty ( zdjęć) zauważam, że mamy podobny płotek.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że świat w mikroskali nadal sprawia Wam przyjemność i daje satysfakcję z dobrze wykonanej pracy.
Ja chyba już przestałam się frustrować tym, na co nie mam wpływu, oprócz stanu zdrowia Latającego, tu stres jest cały czas, nie umiem go wyłączyć. A małe radości i osiągnięcia cieszą bardzo. Że coś urosło w ogrodzie, że pies jest kochany, że źrebaki zachowały się grzecznie, gdy przyjechał Pan ze Związku ( co oczywiście świadczy o tym, że Agniecha jednak poświęciła czas na ich udomowienie i przygotowanie do wizyty ), że Dirka już nie kuleje, i że mieszkamy w tak pięknym miejscu na ziemi, gdzie zimorodki i czarne bociany przelatują człowiekowi nad głową.
I że mogę sobie czytać bloga Olgi i Cezarego.
Agniecho! Rzeczony płotek całkiem nieźle sie u nas trzyma, choć mamy go juz pewnie z 10 lat a była na niego gwarancja siedmioletnia. Ostatnio pomalowałam go farbą ochronną, może to sprawi, że wytrzyma jeszcze przez następne kilka lat.
UsuńTak, są sprawy ważne i znacznie mniej wazne. A dla każdego chyba najwazniejsze jest jego własne zdrowie i zdrowie najbliższych. I spokój serca. A jak tu coś sie psuje cała reszta nie ma znaczenia. Na szczęście w życiu mnóstwo jest tych malutkich, codziennych radości, ciepłych chwil, barwnych momentów, miłych niespodzianek, serdecznych spotkań i słów. To potrafi człowieka rozchmurzyć, na jakiś odwrócic uwage od bolesnych spraw.
Fajnie, że Twoje źrebaki stanęły na wysokości zadania!:-) U nas, od kiedy nie ma starego doktora weterynarii bardzo brakuje kogoś u kogo mozna by zasiegnąc przyjacielskiej i konkretnej rady, pogadać o tym i owym. Młody doktor wiecznie zajęty i w ogóle trudno dostępny.
Tak, i Wy i my mieszkamy w naprawdę przepięknych miejscach Polski. Cieszmy sie tym i doceniajmy. Bo to jak cud, który codziennie i za darmo możemy na własne oczy oglądać.
Ściskam Cię mocno, Agniecho i cieszę się, że tu zachodzisz!:-)*
Też jako książniczka😉 zwracam uwagę na szanowanie książek i uczulam na to innych, a tu proszę bardzo. Czytam przed snem, odkładam książkę na szafkę, zasypiam i... raczę się schabowym, ale był w formie czipsa, więc wyraźnie słyszałam dźwięk odgryzanego kęsa. I co widzę rano: odgryziony kawałek strony książki. No i takie to mamy przygody czytające- szanujące. Przestałam więc być nadmiernie rygorystyczna, bo różnie bywa...
OdpowiedzUsuńPięknie się Ciebie czyta... Ela
Uśmiałam się czytając o Twojej przygodzie ze schabowym i nadgryzioną ksiązką!:-) Przyznaję się bez bicia, że ja takze lubie czytać przy jedzeniu a nawet jeśc przy czytaniu! Toż to dwie przyjemnosci w jednym, czemuż wiec sobie ich odmawiać? Byleby starać się rozróznic, gdzie schabowy a gdzie ksiazka....Ale jawa i sen przenikają sie i nie zawsze da sie je oddzielić!:-)
UsuńDziekuję za Twój komentarz i pozdrawiam Cię ciepło, Elu!:-)
Olu, trochę niejasno chyba napisałam: śniło mi się z tym kotletem, i właśnie w tym momencie we śnie tą kartkę ugryzłam. A przy książce jeść lubię, zwłaszcza słodycze i herbatować🙃 Ela
UsuńAch! Już rozumiem! Ciekawe masz sny, Elu!:-))
UsuńWitaj początkiem października Olgo
OdpowiedzUsuńTaka zbieranina także potrafi zachwycać. Nieodmiennie czarujesz słowem i obrazem.
A o książkach i u mnie "parę" słów.
Pozdrawiam letnim słońcem jesienią
Witaj, Ismeno!
UsuńCałe nasze życie to zbieranina rózności. Ładniejszych i brzydszych, ważniejszych i mniej waznych, takich, które lubimy i takich, których nie lubimy. Ale to my. W nas jest miejsce na wszystko.
Pozdrawiam Cie ciepło w październikowy poranek!:-)
Jaskier też czasami miał zawiechę, (ten książkowy), albo problem z dobraniem jakiegoś rymu, ale gdy wena twórcza ciśnie, nie ma zmiłuj. ;)
OdpowiedzUsuńBlog jest dla mnie nie tylko pamiętnikiem, ale też narzędziem do przekazywania tego, co uważam za ważne.
Zauważyłam też, że ma na mnie działanie terapeutyczne. Czasami jak mam gorszy nastrój, "wykrzyczę" się albo wyżalę w pisaniu. Ten post powisi kilka dni w "roboczych", w tym czasie będę dochodzić do nowych wniosków i wciąż zmieniać tekst, aż de facto jego pierwotna odsłona stanie się tak nieaktualna, że na gruzach starego tekstu wypisuję coś nowego, coś co mi się naprawdę podoba i wiem, że naprawdę już tak myślę.
Miałam chwilowy rozłam w sobie odnośnie zmian na świecie, ale przecież czym mam się przejmować? Mam, widzisz, taką perspektywę, że dla mnie tak naprawdę życie na tym świecie jest jak oka mgnienie i nie martwi mnie to wcale. Robię co do mnie należy, a do mnie należy także radość z życia. Po prostu. Co ma być to będzie, ja nie podążam za światem.
Też to mam – łapanie i dokumentowanie chwil w jakiś niebanalny sposób. Bardzo się tym cieszę.
A nie śmierdzą te książki od krwi? O_o
Na początku września zebraliśmy na Mazurach tyle grzybów, że spokojnie na rok starczy.
Bardzo lubię ścieżkę dźwiękową z polskiego Wiedźmina. "Zapachniało powiewem jesieni" działa na mnie specyficznie. Zawsze chce mi się przy tej piosence płakać...
Jestem zarażona wiedźminem od dziecka, więc niektórzy twierdzą, że kiedy pisałam swoją książkę, ten literacki wiedźmin ze mnie wyszedł. Jego poczucie humoru zwłaszcza.
Pewnie też dlatego Jaskier jest mi bliski jako postać. Jest tak bardzo ludzki a jednocześnie pełen nieuchwynej magii i poezji...
UsuńPisząc o tym, że blog jest dla mnie przede wszystkim pamiętnikiem miałam na myśli także to, że jest on zapisem spraw i zagadnień, którym poświęcam swoją uwagę i myśli. Pamiętnik to przeciez nie tylko zapis zdarzeń, ale przede wszystkim myśli.
Tak, co ma być to będzie. A podążanie za światłem naprawdę ma sens.
Ksiazki nie śmierdzą krwią. Od początku nie śmierdziały a dodatkowo podczysciłam je troche sodą i chlorem!
U nas na razie więcej grzybiarzy, niż grzybów.
Cieszę się, że i Ty lubisz muzykę i piosenki z polskiego Wiedźmina. Jest w nich magiczny klimat. A "Wiedźmin" jako ksiązka jest też jedna z moich ulubionych i dobrze mi sie kojarzących. No i to specyficzne poczucie humoru. Dobrze, że ono zaraża!
Pozdrowienia serdeczne dla Ciebie, Jael!:-)
Gdy czytałam, z kompanii Geralta bliższy mi się stał Regis.
UsuńBlog jest pamiętnikiem i dobrym archiwum. Ilekroć chcę coś komuś pokazać, wchodzę na swój blog przez telefon. Bardzo często się przydaje zbiór zdjęć.
Czy podążanie za światem ma sens... nie w moim odczuciu. Ten świat schodzi na manowce.
Za światłem, droga Jael. Za ŚWIATŁEM!:-)))
UsuńJa o świecie Ty o świetle. 🤣
UsuńNo właśnie!:-) Dodam jeszcze, że świat bez światła istnieć nie może!:-)
UsuńZgadza się. 👍
UsuńAno!:-)*
UsuńDla mnie też blog to pamiętnik chociaż go upubliczniam dla rodziny i garstki znajomych w realu. Będę go pisać dla siebie, choćby nawet jednego komentującego już nie było. A staram się też dla siebie robić to starannie by zachować umysł w sprawności i dobrej kondycji. A wybieranie kilkunastu zdjęć z dziesiątków nacykanych też sprawia mi przyjemność. Jak dobrze wracać do tego samego miesiąca lata wstecz i zadziwiać się, ile się wydarzyło, przeżyło, nażyło.
OdpowiedzUsuńPrzytulaski dla Was. Niech Cezary coś napisze od czasu do czasu 😀
Czyli mamy podobne podejście co do sensu pisania bloga. Poza tym, że jest to przyjemne i rozwijające, to tez sprawia, że wiecej pamiętamy, że po czasie wystarczy zajrzeć i przypomnieć cos sobie, bo jest zapisane czarno na białym. No i zdjecia mozna tu umieszczać. A jest co fotografować!
UsuńCezarego wciaz namawiam na pisanie, ale póki on sam nie ma ochoty i weny, to nic nie można poradzić. Mam nadzieję, że kiedyś mu to wróci!
Pozdrawiamy Cię serdecznie, Krystynko!:-)
W Waszym otoczeniu myślenie o polityce oraz innych przyziemnych sprawach to wręcz profanacja, tam tylko poezja, fotografia i cudowne przetwarzanie smaków i zapachów.
OdpowiedzUsuńZaglądam na blog MaB w poszukiwaniu ciekawostek i przemyśleń.
Kadry u Ciebie przepiękne, tekst jak balsam na dusze.
Pozdrowienia dla Cezarego!
jotka
Póki trwają ciepłe miesiace i dużo przebywamy w ogrodzie, to rzeczywiscie mniej sie myśli o sprawach zwiazanych z dalekim światem. Jednak w miesiace zimne, gdy wiecej siedzi sie w domu i zagląda w internetowe odmęty, to chcąc nie chcąc zauważa się się róznosci. I człowiek mysli o tym, przeżywa, bo wciaz boleśnie zderza sie w nim idealizm z realizmem.
UsuńJesień jest piękna, to i zdjęcia wychodzą ładnie. Niech ta obecna aura, w miarę ciepłą i pogodna trwa jak najdłużej.
Oboje pozdrawiamy Cię serdecznie, Asiu!:-)
No tak, zwyczajna codzienność... w bagażniku mam skrzynkę z tworzywa i do niej wstawiam wszelkie podejrzane:-))) zakupy. Jest bezpiecznie, bo skrzynka nic nie przepuszcza i można ją wymyć w razie awarii.
OdpowiedzUsuńDobry pomysł z tą skrzynką w bagażniku! Dzięki za podpowiedź, Basiu!:-))
UsuńOla, im jestem starsza i mądrzejsza :) tym bardziej mi się zdaje, że właśnie te małe rzeczywistości, małe światy najbliżej skóry są najważniejsze. Tworzymy je sami, mimo zawieruch światowych. Jakie one będą zależy od nas. W tej małej przestrzeni mówimy do Wszechświata a on nas słucha i odpowiada. To piękne :)
OdpowiedzUsuńJakby coraz mniej nasłuchuję wieści z daleka, świat sobie poradzi :)
Aniu! Ja też mniej się teraz wsłuchuję w wieści ze świata. Jakoś mnie to wszystko coraz bardziej męczy, zniechęca, zniesmacza...Moze to chwilowa awersja, wynikajaca z przesytu a może pójście po rozum do głowy. Bo rzeczywiscie najwazniejsze powinno być to, co blisko. Nasze życie codzienne, nasze malutkie, oswojone przez nas światy żyjące w harmonii z Wszechświatem. Szukanie tej harmonii ma sens!:-)
UsuńPiękny jesienny, nostalgiczny wpis Olu. Wiesz wczoraj miałam okazję przed sporą , bardzo sporą grupą kobiet opowiedzieć o tym czym są dla mnie "małe szczęścia". Zaskoczyłam chyba bardzo tym, że powiedziałam o nudzie, o rutynie o powtarzalności o celebrowaniu codzienności. Zaskoczyłam chyba do tego stopnia, że jak się poźniej okazało, moje słowa trafiły głębiej niż wiele innych które tam padły. Wiesz cały dzień mam dzisiaj takie przemyślenia.
OdpowiedzUsuńZnowu jesteśmy podzieleni, znowu człowiek człowiekowi wilkiem a tak niewiele potrzeba... Poszukać tego co nas łączy, tam w środku. Bez filtra nałożonego nam przez media, bez uprzedzeń. Każda kobieta niezależnie od wyznawanej religii, od wykształcenia, od polityki - pozostaje w środku kobietą. Dobry człowiek pozostaje dobrym człowiekiem. A manipulacja sprawiła, że niektórzy ludzie tak bardzo wczuwają się w role, że są w stanie pozagryzać się w czasie, gdy reżyserka zgasi światło i pójdzie razem na piwo.
Dlatego taki świat jak Wasz trzeba chronić, bo wszystko się zmieni a on pozostanie.
Myślę, że rozumiem Gabrysiu co miałaś na myśli pisząc o celebrowaniu codziennosci. To innymi słowy dostrzeżenie i docenienie tego, co jest. Nie szukanie gwiazdki z nieba, nie oddawanie sie wspomnieniom czy mrzonkom, ale po prostu życie pełnią obecnego zycia. Z jego blaskami i cieniami. Bo przecież wszystko jest potrzebne - i światło i cień.
UsuńTak, okropnie dalismy się podzielić, skłócić, nastawić przeciw sobie, oddalic sie od siebie. Boli mnie to...
Uściski serdeczne zasyłam Ci Gabrysiu w zimny, październikowy poranek (dziś pierwszy raz tej jesieni był u nas przymrozek!)
Dla mnie blog stał się miejscem, w którym zatrzymuję "tu i teraz". Czasami po latach wracam do niektórych wpisów, aby zobaczyć jak kiedyś myślałam, co mnie bawiło, a co denerwowało. Kto mnie odwiedzał. Kiedyś kradłam swój cenny czas (a nie mam go zbyt dużo) na komentowanie innych blogerów, aby każdemu było miło. Dzisiaj wiem, że to bez sensu i wolę wcześniej położyć się spać. Albo spotkać się ze znajomymi. I to też jest ok. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa też czasem wracam do starych wpisów takze dlatego, iż widzę co ludzie czytają i ciekawi mnie wówczas, co ich mogło zainteresować w danym poście i dlaczego do nich wracają. I zdumiewam sie wtedy, bo tyle juz tu jest tych postów, że o wielu zupełnie zapomniałam. I wówczas takie stare swoje teksty czytam jak nowe. Ot, jak widać i skleroza moze sie na cos człowiekowi przydać!:-)
UsuńPozdrawiam cię serdecznie, Karolinko!:-)
Ostatnio widzieliśmy w lesie gościa z kijaszkiem, rozgrzebywał liściaste podłoże w poszukiwaniu grzybów, na świat nie wyjrzały, a on już grzebał, podobnie kobieta za nim; ludzie są strasznie pazerni. Zdążyłam pozbierać przed przymrozkiem pomidory i paprykę, niewiele zostało na grządkach, pewnie w ten weekend wykopię wszystko, bo nornice idą szeroką ławą:-) Czasami mam ochotę zostawić wszystko, odciąć się, nie słuchać, nie oglądać, nie czytać, bo to można oszaleć, rodziny podzielone, jedni drugich zabiliby, co to się porobiło z tym narodem. Obłuda, fałsz i zakłamanie, jak można tak żyć? Tylko Pogórze mnie ratuje, ale i tam świat przełazi przez płot; serdeczności Olu.
OdpowiedzUsuńTeż widujemy u nas takich kijaszkowych zbieraczy! Chłodno sie zrobiło, to trzeba zebrać z ogrodu wszystko, co zebrania wymaga i posadzić cebulki, czosnek, poprzesadzać pare krzewów przed mrozami. Nadal jest duzo roboty. U nas nornic niewiele, bo chyba nasza Misia sobie z nimi i kretami swietnie radzi!
UsuńA wiadomosci polityczne już zupełnie są niestrawne. Tyle wrogości, nienawiści, agresji. I ludzie też głupieją od tego.
Trzymajmy sie swoich ogródkó, domów, łąk i lasów. Tam tylko ostoja.
Pozdrawiam Cie serdecznie, Marysiu!:-)
Dobrze jest pisać bloga dla siebie. Ja swoich co prawda używam do reklamy. Promuje swoją książkę i rękodzieło. Jednak tak jak ty piszę też wspomnienia z życia, przemyślenia, różne różności. Gdyby nie to, już dawno miałabym dość blogowania, traktowałabym to jak prace i zmuszała się do tego i tak czasami dochodzi do mnie takie zwątpienie patrząc na statystki, bo mało ludzi teraz blogi czyta, ważne są inne social media ale potem myślę, że za parę lat wrócę tu i poczytam o moich wycieczkach, przemyśleniach, połączonych ze zdjęciami i po prostu tego chcę :).
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o przygodę z książką, to jestem z Ciebie dumna i składam wyrazy szacunku. Wypadki się zdarzają. Jak nie takie to inne. Mi jedną książkę królik poobgryzał, tyle że była moja, nie z biblioteki ale równie dobrze mogło tak się zdarzyć bo dużo wypożyczam. najważniejsze, że wzięłaś za to odpowiedzialność i odkupiłaś książkę. Bardzo mało ludzi to robi. Za wypadki nie ma co się wstydzić, za naprawę ich możesz być z siebie dumna :).
Tak, obecnie znacznie mniej ludzi czyta blogi, niż kiedyś. Ale nadal jest dużo wiernych czytelników. Osób, które wolą atmosferę blogów, ich prywatności i spokoju. Ta lektura pomaga troche odciać się od ponurej rzeczywistosci medialnej i politycznej.
UsuńKsiazki kocham i szanuję, wiec nie było innej opcji jak taka by odkupic zniszczone. Miałam szczęście, że to nowe ksiazki, wiec nie było problemów z ich znalezieniem w ksiegarni internetowej.
Piszmy blogi, bądźmy sobą, zapisujmy nasz świat. Niech trwa to, co dobre.
Pozdrawiam Cie serdecznie!:-)
Witaj Olu...Pisanie dla siebie, dla innych jest czymś co pomaga ..czasami tylko nam a czasami innym :)Blogi dają nam przy tym dużą dozę prywatności więc tym bardziej niektórym łatwiej:) Jakże mi miło do Ciebie, do Was tu zagościć , po długiej nieobecności:)Przez problemy na ostatnim blogu, zaczynam wszystko od nowa jakby , z nowym adresem, nazwą, blogiem...Zapraszam serdecznie Jola..kiedyś Pat:):)Ale już Pat nie chce być bo kojarzy mi z pewnym elementem przeszłości , do którego nie chcę już nawiązywać:) Ściskam:)
OdpowiedzUsuńWitaj, Jolu. Cieszę się, że znowu zaczynasz blogować. To jednak uzaleznia trochę, prawda?
UsuńNiech Ci sie wiedzie w tym blogowaniu i niech nikt ani nic nie zakłóca Ci spokoju.
Pozdrawiam Cię serdecznie!:-)
Niech tak będzie:):)
Usuń