To, co dobre
jesienią to czas, który zaczyna zwalniać, ochładzać się, napełniać wilgocią i pozwalać na zabranie się na to, za co latem nie było kiedy się zabrać. Na przykład na betonowanie. Cezary,
betoniarz - samouk już wiele razy zalewał tu betonem różne powierzchnie. Zrobił
np. murek wokół domu i schodki albo podłogę w budynku gospodarczym. Jednakże
ilość rzeczy koniecznych w naszym gospodarstwie do załatania betonową zaprawą,
poprawienia albo zrobienia od nowa wcale
przez to nie zmalała. Zwłaszcza tarasik przy budynku gospodarczym wprost woła o
nową nawierzchnię. Stara, zrobiona w
latach 70-tych jeszcze przez poprzednich gospodarzy naszego siedliska popękała,
wykruszyła się, podziurawiła, zarosła mchem. No i tegoroczne ulewy dobitnie
pokazały nam, że bez nowego betonu przy budynku gospodarczym nie przetrwają dłużej
wciąż podtapiane i zalewane psie budy. Jedna z nich niestety, już poszła tego
lata do rozbiórki. Trzeba zatem zrobić
wszystko by druga ocalała.
Marzy nam się też porządnie wyglądające miejsce
do odpoczynku latem po robocie. Przy budynku gospodarczym byłoby w sam raz, ale
koniecznie potrzeba tam nowej nawierzchni bo teraz nie ma nawet jak postawić
tam stołu, ławy i krzeseł. Nieodwołalnie przyszła zatem pora na betonowanie. W
pobliskim miasteczku zamówiliśmy, co trzeba i gdy góra piasku zaległa na
podwórku a piramida worków cementu w budynku gospodarczym nie było już od
kolejnej roboty odwrotu. W pogodne dni
październikowe nasze podwórko zamienia się odtąd w plac budowy. A w deszczowy
czas odpoczywamy od roboty. Także dzisiaj pada. Jesteśmy w domu, psy śpią wokół
nas pokotem i chrapią, aż miło. Zupa jarzynowa powoli pyrka na piecu. Mogę
zatem w spokoju siąść i napisać co u nas słychać.
No więc, betonowanie….Zawsze dotąd Cezary męczył się mieszając łopatą piasek z cementem i wodą bezpośrednio w taczkach. Tym razem postanowił nieco sobie pracę ułatwić i kupił małą, zgrabną betoniarkę. Na pewno nie raz się ona tu jeszcze przyda, o ile w przyszłości zdrowie i siły pozwolą mu na tego typu prace. Bo to niestety nadal wymagająca sporej krzepy robota. Ileż się trzeba piasku nanosić, ile ciężkich taczek nawozić albo naklęczeć przy wyklepywaniu i wyrównywaniu mokrego betonu, to wie tylko ten, kto już coś samodzielnie betonował.
Rzecz jasna
często ja jestem zatrudniona w charakterze pomocnika betoniarza. Wszystkie
powierzchnie przed betonowaniem musiałam oczyścić, wyzamiatać, wytyczyć motyką równe
granice. A że zabraliśmy się za betonowanie w porze spadania liści z drzew to
robota ta nie ma końca. Wciąż łapać muszę za grabie i zbieram z trawnika
figlarne, kolorowe listki, które tylko czekają by opaść na mokry beton. Czasem
pomagam Cezaremu w kręceniu kołem od betoniarki, bo gdy jej bęben jest zbyt ciężki
nie dałby sam rady przechylić go i wylać zawartości do taczek. Pod koniec
dniówki natomiast musimy tak zabezpieczać świeżo wybetonowane miejsca by uniemożliwić
wchodzenie tam psom albo by ochronić mokre nawierzchnie przed nadciągającym deszczem.
Ale nie zawsze się to udaje. Wczoraj, gdy poszliśmy z Cezarym na chwilę do domu żeby
przekąsić małe co nieco Jacuś natychmiast skorzystał z okazji, wbiegł na mokry
beton i zostawił tam liczne ślady swego przestępstwa. To samo uczyniła
ciekawska Hipcia a potem beztrosko przyleciała do domu odciskając na kafelkach
i dywanikach jasnoszare pieczątki swych łap.
No, ale poza
pracą równie ważne są wszystkie inne zwyczajne radości i przyjemności. Przechadzki
po okolicach z aparatem fotograficznym. Zabawy z psami w ogrodzie. Wyjadanie z
krzaków ostatnich malin (i dzielenie się nimi z łakomą Hipcią). Wyczesywanie
straszliwie liniejących teraz psiaków, co bardzo lubią i o co się namolnie
dopraszają. Mam jednak wrażenie, iż owo wyczesywanie niewiele daje, bo po
naszym domu fruwają wręcz kłęby jasnej sierści (sierść Misi wygląda zupełnie jak wata!). Nie nadążam z odkurzaniem i
sprzątaniem. Powiewne kłaki wpadają do zupy, herbaty i do wnętrza szaf. „Ozdabiają” wszystkie kanapy i fotele. Zalegają
po kątach. Dolatują nawet na strych, gdzie psy nigdy nie chodzą. Ale pewnie,
gdyby nie szczotkowanie w ogrodzie psiej czeredy, gdyby nie wyskubywanie ich
kłaków z grzbietów i podgardla, byłoby jeszcze gorzej. Jedno, co mnie pociesza,
to to, że linieją wszystkie trzy jednocześnie. A gdy wreszcie skończą i porosną
nową sierścią, znowu zapanuje w domu jako taki ład. Akurat na zimę!:-)
Cóż. Każdy ma
swoje przyjemności. Nasza trzynastoletnia kotka na przykład uwielbia chodzić na
strych, gdzie godzinami czatuje na muchy, biedronki, ptaszki a nawet
nietoperze. Tak, niedawno udało jej się upolować tam malutkiego gacka oraz
niewinną sikorkę, która pewnie wleciała tam za jakąś muszką. Od kiedy odkryłam
mordercze instynkty słodkiej kiciuni zamknęłam wszystkie okna na strychu, żeby
nie pozbawiła życia już żadnego niewinnego zwierzątka. Co innego, jeśli chodzi
o myszy. Na nie niech kochana kicia poluje do woli, bo przed zimą te gryzonie
pchają się do domu i do drewutni wszystkimi szparami. A jak już koteczce
odechce się wchodzić na strych, bo będzie tam za zimno trzeba będzie rozstawić
wszędzie pułapki i spodeczki z trutką. Żeby nie doszło do tego, co w zeszłym
roku, gdy myszy bezczelnie dobrały się do zapasów psiej karmy, naszych kasz,
makaronów i płatków śniadaniowych. Do dzisiaj otrząsam się na wspomnienie tamtych
rozmiarów zniszczeń i tego charakterystycznego, mysiego zapachu!
W deszczowe dni jest
czas na palenie pod kuchennym piecem i przypiekanie w nim pysznych, jadalnych kasztanów
(nareszcie obrodziły nam tej jesieni) albo orzechów włoskich. Na zaparzanie
gorącej herbaty z pigwą i sokiem malinowym a potem nieśpieszne delektowanie się
nią. Na wymyślanie nowych potraw z tego, co natura dała i co trzeba wykorzystać
by się nie zmarnowało. Jak np. makaronu z domowym pesto ze smażoną dynią i
parówkami. A propos pesto. Nareszcie wpadłam na to, że mogę je robić i że to
wspaniały dodatek do różnych dań., Nie wiadomo dlaczego zawsze wydawało mi się,
iż to coś skomplikowanego i drogiego. Fanaberia. A tymczasem
okazało się, że można je bardzo prosto przygotować, o ile ma się dużo natki
pietruszki i czosnku, bo to jest właśnie podstawa tej zielonej pasty.
Podzielę się
przepisem na to moje pesto, bo ono jest na pewno trochę inne od tego znanego
wszystkim, klasycznego pesto. A pokochałam je ogromnie i łakomie raczę się nim,
póki mam do niego wszystkie konieczne składniki.
Zrywam w ogródku ogromny pęk natki pietruszki ( a pietruszka nadal ładnie rośnie i o ile zima nie będzie zbyt surowa, to przetrwa ją, a poza pokrzywą będzie pierwszą dostępną wiosenną zieleniną).Do tego dokładam kilka gałązek lubczyku. W domu wszystko porządnie myję, siekam i blenduję z kilkoma (lub nawet kilkunastoma!) ząbkami czosnku, z łyżeczką soli kamiennej (sól ma właściwości konserwujące i dzięki niej pesto może długo stać w lodówce), z połową kostki masła, z łyżką oliwy z oliwek, z łyżką sosu sojowego, z dużą garścią wyłuskanych ziaren dyni i drugą garścią słonecznika.
Do czego można
używać takiego pesto? Np., do smarowania chleba. I już nie trzeba nic więcej. To
pyszne, proste jedzonko. Dobre na zimno i na gorąco, gdy się taki chlebek albo
bułkę zapiecze w piekarniku. Można posmarować tą wonną, zieloną pastą jajko na
twardo, plaster białego sera albo mięsa, czy też ziemniaczanego placka i zjadać sobie
jak człowieka nagły głód dopadnie. Pesto nada się świetnie jako dodatek do
gotowanych ziemniaków, pieczonej dyni albo cukinii, do fasoli typu „Jasiek”, do
spaghetti, do pierogów i klusek…Pasuje prawie do wszystkiego, o ile oczywiście lubi
się smak i zapach czosnku z pietruszką. Mniam!
Nie brak też mi rzecz jasna bardziej duchowych przyjemności i rozrywek. Słucham kojącej duszę muzyki, czytam sporo ciekawych książek, oglądam niezłe filmy. Aż chciałoby się o niektórych z nich napisać. Ale na razie to musi poczekać na bardziej dogodną porę. Bo gdy tylko wychodzi słonko – betonujemy, działamy wspólnie przy ostatnich, niezbędnych pracach ogrodowych albo polowych.
A gdy deszcz rosi
ziemię tyle jest do zrobienia w domu, że nie starcza czasu na wszystko. Tak czy
siak, jesień czy to słoneczna, czy zachmurzona i deszczowa dobra jest dla nas,
dla natury, dla życia w ogóle. Nadaje właściwy rytm dniom. Wszystko układa na
swoim miejscu. I niech tak będzie nadal…
Wspaniały przepis na pesto Oleńko💕 Przypomniałam sobie, że podobnym smaruję rybę przed lieczeniem m
OdpowiedzUsuńPrzepraszam poleciał mi palec za szybko. Smaruję taką pastą kawałek dorsza i piekę. Jest bardzo smaczne, ale szkoda, że po pieczeniu nie ma śladu po witaminach, więc będę smarowała Twoim sposobem od teraz. Bazylia mi się rozsiała sama i zamieniła w krzak. Ale takie pesto znasz na pewno. Jesień macie bardzo piękną, a ja mam właśnie wiosnę w Montevideo. Jutro wracamy do Buenos Aires i muszę Ci kochana powiedzieć, że jak zobaczyłam tango na żywo, to pociekły mi łzy. Dzisiaj idziemy na pokaz urugwajski. Podziwiem prace ogrodowo betoniarskie, jak pięknie będzie. Fajnie mieć takie projekty, upiększać swoje miejsce na świecie. Kotka cudowna, kocham koty. Wszystkiego dobrego dla Was, sciskam. Maria.
UsuńMarylko! Nie robiłam dotąd takiego klasycznego pesto z bazylią po prostu dlatego, że u mnie bazylia wyrasta bardzo marna. Co innego pietruszka i lubczyk! Tego mam w ciągu roku mnóstwo, zatem dodaje tych ziół niemalże do wszystkiego. A połączenie pietruszki z czosnkiem jest nie dość, że zdrowe, to i pyszne. Uwielbiam!
UsuńPrac w naszym siedlisku mamy jeszcze sporo zaplanowanych, ale póki pogoda sprzyja będziemy robić, co tylko sie da, wszystko, co jest konieczne do zrobienia.
Wyobrażam sobie jak wspaniale wygląda taniec argentyńskich tancerzy na żywo. Ile w tym pasji, energii, emocji. Ach,pewnie aż samemu by się chciało tak ruszyć w tany i zatracić sie w magii tanga!
Cudownej, kolejnej podrózy Wam życzę, Marylko. I ściskam Cię serdecznie!:-)*
Sie wtrace:)) Marylko a jak bys tak zamiast smarowac tego dorsza przed pieczeniem posmarowla go tuz po wyjeciu z piekarnika i wtedy potraktowac go goracego pesto. Przykryc, odstawic na 10 min. i mysle, ze taki goracy kawalek ryby spokojnie wchlonie co trzeba oraz jest szansa na zachowanie chociaz czesci witamin.
UsuńJa tak robie z lososiem, za ktorego smakiem nie przepadam, bo ma wyjatkowo mocny "rybi smak" moim zdaniem:)) Wiem, wydziwiam. Wiec takiego goracego lososia traktuje syropem klonowym z drobno posiekanym czosnkiem i taka mieszanka zabija mi ten nieprzyjemny dla mnie zapach oraz smak. Zamiast syropu klonowego uzywam tez czasem miod.
Potwierdzam! Gotowe, gorące dania bardzo szybko wchłaniają w siebie pesto. Np. stek z karkówki nim posmarowany po grillowaniu - pycha! Albo smazone piersi kurczaka z kawałkami warzyw, gdy pod sam koniec smażenia doda sie łyżkę pesto też pachną i smakują doskonale. I chyba rzeczywiście dzięki takiemu sposobowi użycia pesto ocala sie jego wartości zdrowotne!:-))
UsuńJesienne przyjemności także trzeba celebrować, tym bardziej gdy roboty wokół domu huk!
OdpowiedzUsuńBetoniareczka sympatyczna, a jak ułatwia życie:-)
Gdy moi rodzice mieli działkę, to najlepiej smakowały ostatnie maliny :-)
Cudowne macie siedlisko!
jotka
Tak, nadal u nas roboty huk, ale tak jest zawsze. Dopiero zima przynosi zazwyczaj troche odpoczynku.
UsuńBetoniarka to dobry wynalazek, ale i tak betonowanie jest ciezką robotą.
Późne maliny są tym lepsze, im wiecej jest słońca. W dni pochmurne staja sie kwaśne albo bez smaku.
Jotko! Usmiech serdeczny zasyłam Ci o poranku!:-)
Widzę, że u was kolory! poluję na nie teraz w okolicy Krakowa i słabo mi to wychodzi. Miejmy nadzieję, że jeszcze będą:) a przepis notuję i po powrocie do domu przetestuję na pewno. 😊
OdpowiedzUsuńKolorów ci u nas dostatek! Nawet teraz patrzę przez okno a tam istne bogactwo złota, brązów w każdym odcieniu, czystego błękitu nieba. Lasy i łąki od rana pełne barw. Coś pięknego!
UsuńA takie pesto polecam, bo pyszne i zdrowe a do tego proste w przyrządzeniu.
Pozdrawiam serdecznie!:-)
Och jak pięknie wygląda Twoja barwna jesień. Nie zazdroszczę tej jakby nie patrzeć ciężkiej pracy przy wszelakim betonowaniu. W takim miłym siedlisko na pewno nie brakuje pracy na okrągło. Jest to radość ale i skarbonka bez dna. Zachęciłaś mnie do zrobienia podobnego pesto. Widzę, że zwierzaczki w dobrej kondycji oby tak dalej było. Niech sprzyja nam pogoda w miarę słoneczna jak najdłużej. Nie lubię tej jesiennej słoty, szczególnie jak dodatkowo wiatr wieje. A co nam listopad przyniesie zobaczymy. Ciepło się Trzymajcie i wszelkiej dobroci Wam życzę.
OdpowiedzUsuńTak, Olu. Takie siedlisko jak nasze to sposób na zgodne z naturą życie, ale i nieustanna praca, która też przynosi radość czy satysfakcję, ale i sporo zmęczenia. Ale ze wszystkim jest podobnie, zawsze jest cos za coś.
UsuńZwierzaczki zdrowe i szczęsliwe. Mają sporo przestrzeni do biegania a nas do kochania!:-)
Pesto - pycha. A można je przecież zrobic z mniejszej ilosci pietruszki, bo w sklepach sprzedają małe pęczki natki.
Jesień na razie łagodna i piękna. Podobno i początek listopada ma być ciepły. Zobaczymy.
Pozdrawiamy Cie serdecznie, Olu!:-)*
Piękna ta jesień u Was.
OdpowiedzUsuńCzytając teksty czy oglądając czasem vlogi na temat sielskiego, wiejskiego życia myślę o ludziach zachwyconych tą wiejskością, sielskością, kwiecistością, zielonością. Jakże często nie zdają sobie oni sprawy z tego jak wiele pracy wymaga ten zielony raj. Znam takich, którzy po wyprowadzce na wieś, po przeżyciu jesieni i zimy wracali szybciutko na miejskie łono.
Mieszkając na wsi trzeba samemu zadbać o wszystko, ogrzewanie też nie leci rurami z elektrociepłowni, ziemia
i zwierzęta wymagają ciągłej pielęgnacji, zdrowie też trzeba mieć dobre, bo do lekarza często daleko, nie mówiąc o specjalistach itd.
A co ja będę pisać. kto mieszka na wsi ten wie, a kto uważnie czyta Twoje posty też wiele się dowie na temat pracy jaką trzeba włożyć w ten rajski zakątek żeby w wolnych chwilach móc się nim pozachwycać. Prawdą jest jednakże, że natura potrafi tą ciężką pracę wynagrodzić pięknymi widokami tylko czasami ze zmęczenia już się ich nie dostrzega.
Mój ojciec nie lubił betonu, nasze życie latem gromadziło się na drewnianej werandzie i wokół niej na trawniku. Przy drzwiach stały rzędem kalosze i normą było, że wychodząc z domu trzeba było często je zakładać i uważać żeby nie pośliznąć się na nasiąkniętej wodą ścieżce czy trawie. Nieraz wylądowałam z poślizgiem pomiędzy warzywnymi grządkami idąc do drewutni. W końcu ojciec tę ścieżkę wyłożył kawałkami płytek chodnikowych. I to było jedyne jego odstępstwo na rzecz betonu, ale i tak było ślisko.
Na koniec jeszcze dodam, że bardzo lubię tę piosenkę Eli Adamiak.
Pozdrawiam serdecznie Oluś, Ciebie, Cezarego i resztę Jaworowa :-)*
Oczywiście, Hanusiu! Mieszkanie w takim siedlisku jak nasze niesie za sobą mnóstwo przyjemności, ale i obowiązków, trosk, codziennego wysiłku fizycznego. Ale ten wysiłek nie jest ani straszny ani zniechecający, o ile człowiek jest jeszcze w miarę zdrowy i w pełni sił i o ile odpowiada mu takie zycie, o ile widzi sie w nim sens. Z nami tak właśnie jest. A najwazniejsze w tym wszystkim jest to, że jest nas dwoje. Że robimy to wszystko dla siebie wzajemnie. Gdyby było tylko jedno nie byłoby motywacji, ochoty, siły do takiej pracy.
UsuńBeton rzeczywiście nie kojarzy sie najlepiej, ale w pewnych okolicznosciach nie da sie go niczym zastąpić, bo gdy dobrze sie go zrobi jest trwały, wytrzymały na rózne warunki atmosferyczne. Nasi poprzednicy zostawili nam niestety ogrom partaniny, jesli chodzi o wyroby betonowe. Używali cementu oszczędnie, pewnie gównie dlatego, bo budowali tu wszystko w czasach, gdy trudno było o materiały budowlane. No a tamtejsi majstrzy pewnie przy robocie za kołnierz nie wylewali, bo tyle tu dziwnych krzywizn i niedoróbek, że na trzeźwo na pewno by to dostrzegli! Zmagamy się z tą partaniną poprawiajac ją, łatając, robiąc co w naszej mocy, by jakoś to wszystko działało.
A co do śliskosci, to i u nas ślisko - na trawie i na ściezkach. Bo wystarczy, że troche popada a od razu mnóstwo błota wszędzie i nie da sie tu chodzic w innym obuwiu jak tylko w gumiakach! Taka to wiejska moda i przyjemnosci!:-)
Ach, i ja bardzo lubię tę piosenke Eli Adamiak, jak i parę innych, jesiennych w nastroju. Słucham teraz sobie "A w górach już jesień" i nucę z melancholijnym zamyśleniem...
Pozdrawiam Cię gorąco Hanusiu i dużo życzliwych mysli od nas zasyłam!:-)*
Śliczna ta Wasza jesień. Pesto wygląda zachęcająco. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńI ja zachwycam się tą pogórzańską jesienią. Jakże tu sie nei zachwycać, skoro jest tak kolorowo, tak magicznie. A pesto - szczerze polecam!
UsuńPozdrawiam serdecznie, Karolinko!:-)
Piekna wasza jesień cala :) Ostatni tydzień i u nas przyniósł słońce i nagle drzewa przebarwily się kolorowo , złociście, czerwono , ale już widzę, ze szykują się do spoczynku...Tak Olu, to jest dobra strona jesieni i zimy, ze powinnismy troszkę zwolnić i wyciszyć nasze ciała, dać im odpocząć , choć wiem, ze wkrótce będziemy już tęsknić za wiosna i ożywieniem, jakie ona niesie. Pięknie wam wychodzi to betonowanie, mam nadzieje, ze pokażesz nam efekt końcowy i jak korzystacie z nowego miejsca. Myśmy tez w końcu doszłi do wniosku, ze w domu i wokół domu trzeba zrobić to , co nam przyniesie pożytek, radość i z czego będziemy korzystać. Robić coś tylko dlatego, aby " ładnie wyglądało " jest bez sensu, choć oczywiście nic nie wyklucza, aby było i ładnie i praktycznie :)) Piękne to wasze siedlisko kochani , coraz piękniejsze. P.S. Chętnie bym zrobiła Twoje pesto, ale niestety ni ma z cego :)) Takiej pietruchy to tu nie dostanę , ale za to mogę kupić bardzo pyszne ( i tanie ) już gotowe , zielone czosnkowe i czerwone paprykowe włoskie pesto w sklepie , i zajadam się nim bardzo często. Jak ktoś lubi i może jeść makaron to jest to przepis na obiad szybkościowy , wystarczy wrzucić pare łyżek na ugotowany makaron i potrawa gotowa .Można dodać przyrumienionego boczku czy kiełbaski tez. Ja niestety muszę szukać zamienników. Oj, Ty to mi zawsze smaku narobisz pomysłami kulinarnymi ! Buziaki Kitty
OdpowiedzUsuńTe przebarwienia jesienne to jej ukoronowanie, to jej prezent na pożegnanie.. Bo za chwilę jesień pokaże nam swoje bezlistne, szaro-czarne oblicze. Ale i to jest potrzebne. Przyroda musi odpocząć. I my ludzie też.
UsuńNie wiem ,czy w tym roku skończymy wszystko, co chcemy z tym betonowaniem, bo jak sie za bardzo zmęczymy, to bywa, że i parę dni potem tak kwękamy, tak nas wszystko boli, że potrzebujemy coraz dłuższego odpoczynku przed kolejnym zrywem. Nieraz patrzę z podziwem a nawet z zazdroscią na znanych nam, młodych mieszkańców siedliska na Alasce i myslę sobie, ot, co znaczy młodość, jak wiele i my moglibyśmy tutaj zrobić, gdybyśmy zamieszkami tu np. 20 lat wcześniej...Ech, ale jest jak jest i należy to doceniać a nie marudzić!:-) I robić to, co w naszej mocy by było pięknie, użytecznie, dobrze dla nas.
Co do czerwonego pesto, to i ja je latem robiłam z suszonych, zblendowanych pomidorów. Pycha!:-)
Ach, jedzenie to jedna z przyjemnosci człowieka i szkoda, że nie można jeść wszystkiego, na co ma sie ochotę, bo przecież nie wszystko nam służy. A im człowiek starszy, tym bardziej powinien uważać na to, co wkłada do ust. Ale i na drobne kulinarne grzeszki trzeba sobie czasem pozwolić. Bo zycie takie krótkie i nieprzewidywalne.
Uściski serdeczne zasyłam ci, droga Kitty!:-)*
Olu, kulinarne grzeszki nie sa mi obce, ale pozniej slono za nie place, wierz mi :)) Pesto moge za to jesc bezkarnie, i u nas w dodatku jest bardzo tanie..Funt za sloiczek, to jak u was za zlotowke ( przelicznik do pensji, nie do kursu walut). Mysle, ze trzeba robic na tyle, na ile sily pozwalaja a nie 0przeciazac sie ponad. Wtedy czlowiek tez szybciej sie regeneruje i zbiera sily na nowo. W miedzyczasie ciepla kapiel, dobre jedzenie , a na bole miesni znakomicie dziala wit.B i magnez. B6 chyba najlepiej i najszybciej pomaga. Warto sobie wtedy zapodac:)) Tez ogladam Alaskanczykow i tez ich podziwiam, ale i oni kiedys zwolnia :)) Robmy swoje i na miare swoich mozliwosci, a jak skonczycie na wiosne to tez bedzie dobrze 👌Buziaki dla was i trzymajcie sie cieplo kochani ☀️🍁☀️ Kitty
UsuńZ tą pracą ponad siłę, to naprawdę trudno utrafić, gdzie postawić sobie znak stop. Bo jak człowiek dobrze sie czuje, to danego dnia robi, ile sie da. Bo jutro są inne rzeczy zaplanowane albo deszcz ma padać...A suplementy, o których wspominasz łykamy od dawna, bo wiemy, że są ważne. Niestety, na wiek i wynikającą z niego niemoc oraz konieczny dłuższy czas na regenerację rady nie ma.Pewnie i Alaskańczyków też to kiedys dopadnie.Teraz patrzę z jaką troską i miłoscia traktują swoje stare psy. A kiedyś pewnie będą tak siebie traktować nawzajem, no chyba że zdecydują sie jeszcze na dzieci, które mogłyby ich kiedyś pomóc (choć wiadomo, że z checią do pomocy dzieci różnie przecież bywa). Ale na razie nie wygląda na to, by planowali miec kiedykolwiek dzieci.
UsuńTak czy siak wstał kolejny dzionek, który zapowiada się słonecznie. To od razu dodaje energii i chęci do życia.
Kitty! Dobrego dnia Ci życzymy!:-)*
Jesień rozpanoszyła nam się wszędzie ,,u Ciebie Olu pracowicie...pomocnica betoniarza:):):Ale na wsi to chyba masz dużo więcej jeszcze fuch...:) Pozdrawiam , niech jesień upłynie ciepło:)
OdpowiedzUsuńNiechże się ta jesień "panoszy" jak najdłużej! Choćby i do wiosny!:-)
UsuńTak, mieszkając na wsi wykonuje się wiele prac. Byłam już np. pomocnikiem drwala, spawacza, stolarza, to i mogę być pomocnikiem betoniarza!:-)
Pozdrawiam Cię serdecznie, Jolu!:-)
Zdolnego masz meza Olenko, ale takiej roboty to mu nie ma co zazdroscic. Za to mozna pogratulowac co wlasnie czynie. Brawo Cezary!!!!
OdpowiedzUsuńBardzo lubie pesto, robie najczesciej z bazylii, bo z pietruszki to lubie salatke tabbouleh slynna salatka z Libanonu.
Ale pochwale sie, ze robilam tez pesto z natki marchewki i tez jest bardzo dobre. Jak mam duzo to wkladam do foremek na lod wysmarowanych wczesniej delikatnie oliwka i zamrazam. Takie zamrozone kostki wsypuje potem do woreczka typu ziplock i przechowuje w zamrazalniku. Mozna je pozniej rozmrozic i dodac do czego sie chce lub wlasnie smarowac jak pisalas. Chociaz przyznaje, ze nigdy nie pomyslalam o smarowaniu chleba, wiec dziekuje za nowy pomysl. Buziaki
W imieniu Cezarego dziekuję Ci za dobre słowo. Ja też uważam, że Cezary jest zdolny, pracowity i ambitny. On sam wprawdzie nie postrzega siebie tak pozytywnie, ale to pewnie z powodu przesadnej skromności i skłonności do samokrytyki! :-)
UsuńNie robie pesto z bazylii, bo mi bazylia nie chce rosnac. Mam u siebie mnóśtwo pietruszki i lubczyku, wiec używam tego. A wiosną pięknie rośnie mi rukola. Pewnie i ją można uzyć do zielonej pasty. Każdy robi z tego, co ma i co da sie wykorzystać kulinarnie. Poddałaś mi pomysł z natką marchewki.Świetny! No pewnie! Tyle zielonego miałoby sie zmarnować?
No i z tym mrozeniem kostek pesto też fajny sposób.Dziękuje za podpowiedź, Marylko.
Oboje pozdrawiamy Cię serdecznie!:-)*
Dziekuje Olu. To jeszcze podziele sie innym pomyslem, ktory tak naprawde byl podstawa mrozenia kostek z pesto. Od bardzo dawna nie kupuje gotowych przypraw do zup np. tzw. wywarow z rosolu czy tez warzywnych. Mam kumpla Gene ktory kiedys jako mlody nastolatek pracowal w wytworni takich wlasnie wywarow i on mi powiedzial, ze np. wywar z kurczaka to sie gotuje na calych glowach kurczakow z piorami oraz z kurzymi nozkami ze skora. Potem po prostu filtruja to wszystko i sprzedaja ludziom jako wywar uzywany do zup. Z takich tez "wywarow" przygotowuje sie kostki rosolowe po dodaniu jakichs tam zageszczajacych chemikalii. No to sie wlasnie zmadrzylam i jak gotuje rosol to czesc rowniez zamrazam w foremkach na kostki lodowe i potem dodaje do czego tam potrzeba, glownie do sosow. Wiem przynajmniej z czego to jest ugotowane:)))
UsuńPodobnie robie z warzywami jak kupie za duzo co przy dwoch osobach sie bardzo czesto zdarza to potem gotuje wywar warzywny i znow ida w ruch foremki do kostek lodowych.
Ja też nie kupuję gotowych przypraw. Nie odczuwam w ogóle potrzeby ich dodawania i też nie mam zaufania do tych kupnych mieszanek. Mrożę swoje zioła takie jak np. pietruszka i lubczyk. Mrożę też niektóre swoje warzywa. Mrożę miesne wywary w słoikach.
UsuńA pomysł na mrożenie kostek z wywarów miesnych albo warzywnych - super. Takie kostki na pewno zajmują mniej miejsca, niż moje mrożonki. Każdy ma jakieś swoje sposoby i fajnie, że mozemy sie tymi sposobami podzielić, podpowiedzieć cos sobie wzajemnie.
Buziaki serdeczne dla Ciebie, Marylko!:-)*
Haha mow mi siostro:))) Ja mam dwie duze wolnostojace zamrazarki, ktore stoja w osobnym pomieszczeniui, ktore nazwalismy "freezer room" w jednej przechowuje to co musi byc ugotowane/upieczone itp. w drugiej przechowuje juz ugotowane i poporcjonowane zupy, miesa, gulasze itp.
UsuńCo do warzyw to tu jest ciezko o korzenie selera i pietruszki, mozna je dostac tylko wlasnie jesienia wiec wtedy kupuje, kroje na kawalki i zamrazam, tak zeby mi wystarczylo na rok do nastepnej jesieni. Probowalam kiedys zasiac pietruszke korzeniowa ale nie skonczylo sie to sukcesem:))) Wyrosla ogromna nad ziemia, czyli natki bylo bardzo duzo, ale korzen bardzo bylejaki, krotki i pekaty taka mala kulka. Musze wiec polegac na tym co moge kupic w sklepie i dostosowac sie do pory roku.
Tak jak napisalas, kazdy sobie radzi na miare swoich mozliwosci i to jest fajne.
A wczoraj robilam kotlety z gotowanego miesa z rosolu:) Nigdy w zyciu nie robilam tego, to byl pierwszy raz i wyszlo calkiem dobre, ale nastepnym razem juz bede kombinowac troche inaczej.
Wiem, jestem przypadek niereformowalny bo nie lubie miesa w rosole. Ja toleruje w rosole tylko plasterki marchewki reszta musi byc albo wykorzystana do czegos innego albo niestety do kompostu. Moj rosol ma byc przezroczysty i czysty jak krysztal. Wspanialy wyzeral te wszystkie rozgotowane na smierc warzywa, ja tego nie tykam. Ja kuzwa rosol przecedzam przez geste sito a potem przez gaze. No wariatka jak sie patrzy:))
Ja z kolei należe do łakomych zjadaczy rosołowych "śmieci". Poza cebulą lubię warzywa z rosołu. Najbardziej pora i marchewkę.
UsuńMnie selery najładniejsze urosły, gdy miałam jeszcze dostatek kurzego obornika. Były wielkie jak grapefrujty. Bieluśkie w środku i przepyszne. Teraz sie nawet nie porywam na nie, bo kompost którym zasilamy ziemię nie ma takiej mocy jak naturalny obornik. Dobrze na nim rosną liściaste warzywa, ale korzeniowe wychodzą marne.
A propos rosołu, to żartujemy oboje z Cezarym, że na Podkarpaciu po tym można poznać, że jest niedziela, bo jest rosół. A po czym poniedziałek? Bo wczoraj był rosół!:-) Ale myśmy sie jakos wyrodzili, jacyś my niepodkarpaccy, bo u nas dzisiaj akurat rosołu nie ma!:-)))
O wyskoczyl temat rosolu i musze stwierdzic Olu, ze ja mam tak samo jak Ty : uwielbiam wyjadac wszelkie rosolowe warzywa, szczegolnie jestem pies na gotowana marchewke 😁Moj Misiu nie znosi, ale za to uwielbia polska salatke warzywna, i zje kazde warzywko byle bylo w salatce, wiec wszelkie jarzynki moge szybko przerobic na salatke z majonezem. Tego to moze zjesc i cala miche:)) Rosol na niedziele nie tylko na Podkarpaciu |:) Wiem, ze to zwyczaj i slaski i pomorski i poznanski tudziez. Chyba po prostu wywodzi sie z dawnego zwyczaju zabijania kuraka na niedziele :)) Nie mam nic przeciwko, choc rosol gotuje dosc rzadko , zupelnie nie wiedziec czemu :)) Mniam 👌👌👌Pozdrawiam Was na nowy tydzien , chyba ma byc slonecznie i cieplo ☀️☀️☀️
UsuńKitty to ja mam jak Twoj Misiu:)) Bardzo lubie salatke warzywna ale warzywa z rosolu.... przegotowane na smierc.... bleeee. Powiem wiecej juz pod koniec gotowania tak godzine, poltorej to wylawiam te wszystkie warzywa lacznie z marchewka i wrzucam nowa marchewke tak zeby sie ugotowala ale nie rozgotowala i te pozniej kroje w plasterki i daje do gotowego rosolu, ktory dopiero wtedy nadaje sie moim zdaniem do zjedzenia:))) No dobra, nie kamienujcie mnie.......... please:)))
UsuńKażdy ma swoje smaki, nawyki i upodobania. I dobrze. Tak powinno być. Wszystko jest dobre, co nam smakuje!:-) Niech przynajmniej w kwestiach kulinarnych panuje pełna wolność!:-))
UsuńBuziaki przesyłam dla Was obu, Kitty i Star!♥
OdpowiedzUsuńTak Ci się wydawało, bo pesto jest bardzo drogie w sklepach.
Pięknie prezentuje się u Was jesień. Sama teraz tonę w zachwytach, w Łodzi i okolicach jest teraz jak w bajce.
Własnie sprawdziłąm ceny pesto w sklepach i rzeczywiście wyglada na to, że mały słoiczek to wydatek między 7 a 10 złotych. Jak sie ma własne warzywa w ogrodzie, to wszystko wychodzi taniej.
UsuńCieszę się Jael, że jesień w Twoich stronach też piękna i korzystasz z jej uroków. Zdrowia i codziennych, prostych radości Ci życzę!:-)
Nawet z kupnych warzyw i ziół, wyjdzie dużo taniej.
UsuńMyślę sobie, że jesień jest piękna w każdych stronach.
Dzięki i nawzajem. :)
Bo w ogóle przeważnie tak jest, że jak cos sie robi samemu to wychodzi to taniej, niz kupne. Tyle, że trzeba włożyc w to sporo roboty a nie każdemu sie chce. Wygodniej po prostu kupić.
UsuńAch! Dziś znowu przepiękna jesień!:-))
Nie wszystko. Kiedyś robiłam dużo soków, dziś mi się to nie opłaca. Za litr soku, który sama robiłam, płacę 100% więcej niż za gotowy litr soku w sklepie.
UsuńNo tak, tylko, że jak zrobisz w domu sama ten sok, to masz pewność, co w nim jest. A z tymi sklepowymi to nigdy nie wiadomo do końca...
UsuńPodziwiam Oleńko Twoją pracowitość. Pesto wygląda bardzo zachęcająco. Serdecznie pozdrawiam wraz z szelestem jesionowego dywanu liści:-)
OdpowiedzUsuńTa pracowitosć wynika głownie z tego, że pewne rzeczy zrobic trzeba a nikt ich za mnie, za nas przecież nie zrobi. Ale lubie też leniuchować. Oj, czasem bardzo lubię!:-)
UsuńJesień nadal piękna. Korzystajmy z tego piękna i zachwycajmy sie nim, póki trwa.
Pozdrawiam Cię ciepło, Basiu!:-)
O matko i córko! Głodna byłam jak Twój tekst czytałam i mi takiego smaka narobiłaś, że muszę teraz iść I przygotować sobie jakąś strawę. Przepis na pesto na pewno zachowam. W sobotę planuję posprzątać ogród, bo już w niedzielę przewidywane są pierwsze przymrozki.
OdpowiedzUsuńJesień u Was i u mnie ( nieskromnie mówiąc) przepiękna i w dodatku pracowita. Ale cieszę się na myśl, że gdy już wszysko będzie zrobione, przyjdzie czas na zasłużony odpoczynek. Pozdrawiam 💚
I ja mam tak często, że czytanie o jakichś smakołykach wywołuje wręcz u mnie ślinotok i gwałtowną chęć by natychmiast spałaszować coś pysznego!:-)
UsuńI u nas sporo roboty jeszcze w ogrodzie. Pierwsze przymrozki już były, ale żadnej szkody nie zrobiły. Teraz jest bardzo ciepło jak na koniec października. Niektóre rośliny nadal kwitną (np, róże) a inne wypuszczają zielone listki.I drzewa pieknie sie przebarwiają.
Pozdrawiam cię ciepło, MaB i pięknej końcówki tego miesiąca zyczę!:-)♥
Oleńko, pracowicie, smakowicie i w zachwycie! "Jesień idzie, nie ma na to rady, jesień idzie, rady na to nie ma"
OdpowiedzUsuńAno własnie, Krystynko. Pracowicie, smakowicie, w zachwycie. A dzisiaj znowu piękna pogoda!
UsuńPozdrawiamy słonecznie i serdecznie!:-)
Jakbym na nas patrzyła Olu, zawsze coś do roboty zaległego. Wczoraj przyszła zamówiona cebula dymka zimowa, żółta i bordowa, i polski czosnek, więc przygotowałam grządki i zdążyłam przed deszczem posadzić. Teraz boli bark, dobrze że leje, więc odrobinę wytchnienia się należy. Serdeczności Maria z Pogórza.
OdpowiedzUsuńŻyjemy podobnie, Marysiu, to i brzmią nam bliźniaczo opisy naszych czynności, naszych codziennych dni.Ależ wczoraj polało! dzisiaj błota wszedzie w bród.
UsuńNa mnie jeszcze wciaz czeka sadzenie czosnku i cebuli. Zapowiadaja teraz pare suchych i słonecznych dni, wiec moze dam radę.
Pozdrawiam Cię serdecznie!:-)
Pracowicie i bardzo pięknie u Was. Taki mąż Olu to skarb, oboje dużo potraficie, chylę czoła.Dziękuję za przepis, może później uda się wypróbować, jak będzie można wiosną kupić lubczyk. U mnie niestety nie chce rosnąć. A może spróbować zrobić z samej natki pietruszki? Pozdrowienia dla całego Jaworowa.
OdpowiedzUsuńDzisiaj znowu pięknie i słonecznie, bo wczoraj np. lało jak z cebra i błoto na podwórku było okropne, prawie więc wychodziliśmy z domu.
UsuńOboje nauczyliśmy sie tu na wsi wielu rzeczy. I cieszymy się, że jakos dajemy radę wspólnie tu wszystko ogarnąć.
Oczywiście, że mozesz zrobić pesto bez lubczyku a tylko z samą pietruszką. Ja takie też robie i wychodzi równie pyszne.
Pozdrawiam Cię serdecznie, Lenko!:-)
Witaj deszczowym wieczorem Olgo
OdpowiedzUsuńJak zawsze pięknie u Ciebie, nawet ta późno październikowa jesień zachwyca.
I u mnie trochę prac odkładałam na jesień. Od poniedziałku zaczynam.
Uwielbiam pietruszkę i czosnek:))) Dobrze, że nie czytałam tego głodna....
Pozdrawiam deszczem pukającym w parapet i życzę ciepłych kolorów w sercu
Ismeno! Witaj słonecznym porankiem po deszczowym dniu!
UsuńCzosnek i pietruszka to wspaniałe połączenie, smakowe, zapachowe i zdrowotne. Zatem jesli tylko masz u siebie w ogródku pietruszkę - zrób sobie tę zieloną, pyszna pastę. Jejku, jakie to dobre!
Pozdrawiam Cię ciepło i pięknej końcówki października życzę!:-)
To prawda, jesień czy słoneczna czy deszczowa jest nam potrzebna, by cieszyć się kolorami, darami czyli zbiorami i odpocząć. Przecież spacer w deszczy,/nie w ulewie/, też może być fajny.
OdpowiedzUsuńTak, Elu. Każda pogoda jest potrzebna. Doceniajmy zatem wszystko, co jest, bo wszystko jest po coś. I mam tu na myśli nie tylko pogodę.
UsuńPozdrawiam!:-)
Zrobię dziś pesto z Twojego przepisu:)
OdpowiedzUsuńO! Fajnie, Agnieszko! Ciekawa będę jak Ci wyszło i czy smakowało!:-)
UsuńNo tak, a po jesieni niech nastanie zima:), a z nią odpoczynek dla ziemi i dla nas.
OdpowiedzUsuńTak, zima to także dobry czas dla nas, ludzi żyjących blisko natury. Czas odpoczynku i zwolnienia. Bardzo potrzebny czas.
UsuńPozdrawiam!:-)
Po pierwsze: biorę przepis na pesto! Aż mi ślinka poleciała. Ostatnio robiłam makaron z dynia i parówkami, był smaczny ale coś brakowało. Teraz wiem co :)
OdpowiedzUsuńRozumiem też psią sierść, bardzo rozumiem. Mam 4 koty i sunię. Sunia już zmieniła sierść, ale koty sierszczą się cały rok. Kto ma pszczoły ten ma miód, kto ma koty, ma więcej kotów pod meblami :)
I betoniarka Olu, jakaż ona ładna w tej czerwieni :)
Patrz, jakie mamy podobne pomysły kulinarne, Aniu! A ten makaron z dynią i parówkami nabrał wyrazu z pesto. Bo wcześniej to wszystko było lekko nijakie.
UsuńTak, zwierzaki linieją i dawno sie z tym pogodziłam. Od lat żyję pośród psich i kocich kłaków. Nie jestem pedantka, jeśli idzie o sprzątanie. A od dodatku psiej sierści w rosole nikt jeszcze nie umarł!:-)
Betoniarka ozdabia nam podwórko, jako ta czerwona róża!:-))
Też mam ochotę na takie pesto🐶 A my wbrew wcześniejszemu postanowieniu mamy w domu od tygodnia maleńką weścinkę Maksię. Właśnie włączyła tryb turbo. Czekamy na koniec kwarantanny i pierwsze spacery. To spore wyzwanie w naszym wieku wychować teriera, ale powiedz Oleńko, że damy radę🐕 Jednak nadal Maksiuputkowa
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo sie cieszę, że zdecydowałyście sie na nową psinkę. Pewnie, że dacie radę! Ona da Wam taki zastrzyk energii, tyle miłości, że odejmie Wam lat i pomoże zacząć nowy rozdział w życiu. Maksia - piękne, słodkie imię!:-)
UsuńA co do pesto, to zróbcie sobie, bo warto. Na pewno na targu mają sporo dobrej natki pietruszki.
Ściskam Was obie serdecznie i uśmiech przesyłam Wam życzliwy! :-))♥
P.S.
Poproszę o wysłanie na maila o zdjęcie Maksi!:-))