Ósma to już nasza
jesień tutaj, na Pogórzu Dynowskim. Czas przynosi nam zmienność barw, obłoków i
nastrojów. Daje nagłe przejaśnienia, burze albo ciszę, uspokojenie i cień.
Czegoś uczy, coś uświadamia, ale wciąż nie daje odpowiedzi na wiele ważnych
pytań.
Nikt nie wie,
ile jeszcze jesieni dane mu będzie oglądać, przeżywać. Jak zmienią go kolejne
pory roku? Co zabiorą a co podarują? Co jest naprawdę ważne, a co nam się tylko
takim wydaje? Co zdarza się przypadkiem a co wynika z przeznaczenia? Jakie koleje
losu czekają za następnym zakrętem? Co się w nas zmieni a co pozostanie takie jak
przed laty?
A tymczasem
świat jesienny każdego roku przebarwia po swojemu. Nie czeka na nic. Ma swoją prawdę, sens i
rytm. Stroi się i przeistacza w zapamiętałym,
odwiecznym tańcu życia. Uśmiecha się ufnie do nieba a ono serdecznie odwzajemnia
ten szczery uśmiech. Widać, że dobrze się rozumieją. Są tu razem od zawsze…Znają
odpowiedzi na wszystkie chyba pytania, dzielą się nimi z nami, ludźmi, tylko że
my nie zawsze potrafimy je usłyszeć czy pojąć…
Dlatego dobrze jest
niekiedy móc oddalić się z miejsca, gdzie mieszka się na co dzień i spojrzeć na
świat z nieco innej perspektywy, doznać przejaśnienia myśli, przewietrzyć głowy.
Cudownie ciepła pogoda październikowa to najlepsza pora na wyprawy bliższe i
dalsze. Prawie wszystkie prace
gospodarskie pokończone. Pojawia się więc nareszcie sporo wolnego czasu, który
można nieco inaczej niż zazwyczaj zagospodarować. Wprawdzie im człowiek starszy, tym rzadziej
chce się mu ruszać ze spokojnego przysiółka na krańcu świata, tym niemniej
bywa, iż przywiany tu przyjaznym wiatrem dawny zew wędrowców porusza coś mocno
w sercu i znowu chce się podążyć za nim, zaciekawić światem, ludźmi i opowieściami,
co mieszkają za widnokręgiem…
… Do Przemyśla
mamy czterdzieści kilka kilometrów a bywamy tam dość często, bo właśnie tam
mieszczą się wszystkie ważniejsze urzędy, przychodnie specjalistyczne oraz
większe niż u nas sklepy. Podczas wyjazdów do tego pięknie położonego miasta zazwyczaj
nie mamy czasu ani siły na swobodne wędrowanie i podziwianie jego uroków.
Jednak wczoraj po szybkim załatwieniu ważnych spraw w centrum grodu
Przemyślidów zachciało się nam odetchnąć innym powietrzem i zobaczyć dokładniej
miejsce, które widzieliśmy ostatnio zimą. A tak było wówczas zimno i wietrznie,
że nie mieliśmy ochoty na dłuższą wędrówkę. Gęste mgły się unosiły się nad
okolicą i nie pozwalały na zobaczenie położonego w dole miasta ani wyrastających
z tyłu za nim gór i nizin. W powiewach mroźnego wiatru i siekącej po policzkach
śnieżnej zawieruchy czym prędzej wracaliśmy wtedy do ciepłego wnętrza
samochodu. Zupełnie inaczej było teraz. Spoceni, porozpinani, zachwycając się
po drodze kolorowym drzewostanem oraz starym cmentarzem wjeżdżaliśmy powolutku brukowaną,
krętą ulicą Przemysława ku najwyższemu, górującemu nad całym miastem punktowi
zwanemu Kopcem Tatarskim. Mieści się on na wzgórzu „Zniesienie” („zniesienie”
oznacza pokonanie, w tym miejscu bowiem, jak głosi legenda zwyciężono niegdyś Tatarów,
natomiast Tatarzy usypali podobno ten wielki kopiec jako mogiłę dla swego
chana).
Wysokość tego
kopca od jego podstawy wynosi tylko 10 metrów, jednak gdy człowiek wespnie się już
na jego szczyt odnosi wrażenie, iż znalazł się na samym czubku świata, bo widzi
stamtąd tak rozległą panoramę okolic, że aż w głowie mu się kręci i pragnie się
o coś oprzeć albo gdzieś usiąść żeby nie upaść. Na szczęście wzdłuż pieszego
traktu biegnącego u stóp kopca znaleźć można mnóstwo wygodnych ławeczek. Można
też pójść dalej, wzdłuż dziewiętnastowiecznych fortów twierdzy Przemyśl i
krzyża Zawierzenia z 2000 roku.
Wszystko to
piękne było i zachwycające, ale tym co najbardziej mnie w tamtym miejscu
urzekło nie były wcale widoki, ale cudowny zapach. Coś mi przypominał, jakąś
czułą nutę w sercu budził, gdzieś mi po zwojach mózgowych krążył nie chcąc dać
się złapać i nazwać. Pachniało mi coś z
dzieciństwa spędzonego na zielonym osiedlu robotniczym na Śląsku i coś z czasów
australijskich, gdy wędrowałam po pokrytych korą eukaliptusów alejkach na górze
Arthur Seat. Był to zapach słodki, niewinny, serdeczny i ciepły, pełen bezkresnej
wolności i czystego wzruszenia. Mieścił w sobie aromat świeżego siana i
jesiennych liści, cierpkości jarzębin i słodyczy malin, woń pożółkłych traw,
wody i kurzu…Ach! Gdybyż można było przechowywać na twardym dysku komputera
zapachy tak jak przechowujemy zdjęcia! Teraz otworzyłabym taki zapachowy plik i
podzieliłabym się nim z Wami, bo żadne słowa nie są w stanie oddać upojności
oraz magii tego niezwykłego zapachu…Odtąd chyba już zawsze Kopiec Tatarski z nim
właśnie będzie mi się kojarzył i budził dobre wspomnienia.
I a propos! Przypomniało mi się jeszcze w
jakich okolicznościach przed kilku laty dowiedziałam się o tym przemyskim kopcu.
Kiepsko się czując po wypadku samochodowym trafiłam do położonego przy ul.
Słowackiego szpitala, gdzie poznałam rodowitą Przemyślankę – sympatyczną Agnieszkę.
Leżałyśmy przy sobie łóżko w łóżko, zatem miałyśmy sporo czasu na długie rozmowy.
Ach, ileż ciekawych opowieści o zabytkach swego miasta miała w głowie ta mądra
dziewczyna! Dzięki niej popatrzyłam wtedy na to miejsce zupełnie inaczej niż do
tej pory. Agnieszka zasiała w mym sercu płomyczek szczerej sympatii i podziwu dla
miasta Przemyślidów. Opowiadała o
czasach panowania w nim Austriaków. O obronie twierdzy Przemyśl w czasie
pierwszej wojny światowej. O walkach między Rosjanami i Niemcami toczonymi tu w
1941 roku. O tym, jak się wszystko wspaniale
rozwijało, gdy miasto miało status wojewódzkiego i jak podupadło, po zmianach
administracyjnych…
Ponieważ opuszczałyśmy z Agnieszką szpitalne
mury tego samego dnia nic nie stało na przeszkodzie byśmy mogły udać się razem na
pobliski Kopiec Tatarski. Tym bardziej, iż pogoda była wówczas podobna do
obecnej a do odjazdu autobusu, mającego zawieźć mnie do domu, miałam jeszcze
sporo czasu. Oszołomiona widocznymi dookoła przestrzeniami dreptałam za moją
przewodniczką z zainteresowaniem słuchając jej zwierzeń o studenckich czasach,
gdy najlepiej uczyło jej się właśnie na jednej z położonych tutaj ławeczek. Tu
oddalała się od stresów, zmartwień i niepokojów. Zerkała na wszystko z góry i
nabierała właściwej perspektywy oraz siły do zmierzenia się z kolejnymi
wyzwaniami. Szłyśmy sobie między wielkimi krzewami głogu i jarzębiny, szepcząc
o swoich nadziejach i marzeniach, zamyślając się nad swoimi losami a delikatny
zefirek przynosił czarowną woń jesiennych drzew, suchych traw i pełnego
tajemnic bezkresu. Niestety, tenże łagodny zefirek bardzo szybko przekształcił
się porywisty, przenikliwy, chłoszczący nas po twarzach wiatr. Widocznie
znudził się naszą rozmową i zapragnął szalonej zabawy, miotania liśćmi,
unoszenia tumanów kurzu, wciskania się ostrym chłodem w każdą szparę. Szybko
więc zeszłyśmy z Agnieszką góry i pożegnawszy się serdecznie rozstałyśmy
obiecując sobie, że jeszcze kiedyś razem powędrujemy. Jednak nigdy więcej się już
nie spotkałyśmy i w ogóle urwał się nam kontakt. Cóż! Tak to już bywa, że czasem los na chwilę
stawia kogoś na naszej drodze a czasem na dłużej… Mam nadzieję, że ta mądra
dziewczyna nadal mieszka w swoim ukochanym mieście i jest szczęśliwa. Jestem jej wdzięczna za pokazanie kawałka
Przemyśla. Za ten kopiec, który już zawsze będzie mi się kojarzył z nią i tym nieokreślonym,
magicznym zapachem jesiennego wiatru…
…Wracam teraz
myślą, spojrzeniem i sercem na moje ukochane Pogórze. Wszystko tak blisko mnie. Bo przecież wystarczy tylko przez okno
spojrzeć, tylko do ogrodu wyjść, otworzyć furtkę, wystawić twarz do słońca
czy wiatru, pójść przed siebie i chłonąć to, co jest…
Od sześciu już
lat na tym blogu oboje z Cezarym pokazujemy Wam nasz świat, okolice bliższe i
nieco dalsze. W naszych opowieściach dzielimy się swymi wzruszeniami, przemyśleniami,
zachwytami, smutkami i nadziejami. Dziękujemy, za Waszą życzliwą obecność. Mamy
nadzieję, że przez te sześć lat pogórzański wiatr choć na chwilę zagościł
w Waszych sercach, zostawiając w nich jakieś maleńkie, ciepłe wspomnienie o dwojgu
osiadłych wśród lasów, gór i łąk wędrowcach…
Uwielbiam jesien, jest moim zdaniem najpiekniejsza pora roku. I teraz wlasnie podziwiam jej piekno w gorach Adirondacks na polnocy stanu Nowy York tuz pod kanadyjska granica i na wschod od Vermont. Jest przepieknie!!!!
OdpowiedzUsuńWspanialy sie smieje, ze fotografuje kazde drzewo:) a zostalo mi jeszcze tylko 14 trylionow do sfotografowania:)))
Oczywiscie przesadza, ale w ciagu ostatnich 5 dni zrobilam ponad 2 tysiace zdjec.
No to należymy do tego samego klubu miłośników jesieni!:-) Cieszę się, że czujesz sie już dobrze i mogłaś wyruszyc na swoją wymarzoną, górską wyprawę. Wcale sie nie dziwię, że fotografujesz wszystkie cuda jesieni. Człowiek patrzy, podziwia i jest tak olśniony i wzruszony tym spektaklem barw, jakby nigdy wcześniej niczego piękniejszego nie widział.
UsuńWędrujmy zatem Marylko i fotografujmy co sie tylko da. To przeciez sprawia tyle radosci!:-)
Piękne widoki w Waszej okolicy. Jesień bardzo podkreśla ich piękno. Bardzo żałuję, że nigdy nie byłam w tej części Polski.
OdpowiedzUsuńWam oraz Waszym czytelnikom życzę kolejnych "wspólnie" spędzonych lat. Piszcie, fotografujcie, nadal blogujcie.
regian
Wyjątkowo pogodna jest jak na razie tegoroczna jesień. I chyba wszędzie pokazuje swoją przepyszną urodę. Trzeba sie napatrzeć na zapas, nacieszyć tymi barwami, póki są tak niesamowicie intensywne. Bo przyjdzie listopad i fruuu! Te wyraziste kolory staną się kolejnym wspomnieniem.
UsuńDziękuję za serdeczne słowa Regian i pozdrawiam Cię przyjaźnie w imieniu nas obojga!:-)
To juz 6 lat? A jakbym wczoraj czytala Wasze wspomnienia o poszukiwaniu swojego miejsca w tamtych okolicach, o remontach, sukcesach i porazkach, radosciach i smutkach. O Waszych zwierzakach, pierzastych i siersciastych, o uprawach i przetworach.
OdpowiedzUsuńPrzepieknie tam u Was o tej porze roku. Cos mi sie na starosc przestawia w glowie i zaczynam lubic jesien. :)))
Przeleciało to jak z bicza strzelił! Duzo sie działo przez te lata. Tyle zdarzeń u nas, tyle ludzi poznanych przez bloga...A bardzo dobrze pamiętam swoje początki. Ten pierwszy post, ten kosmos nieznanych blogów i radosć, gdy dostałam pierwszy komentarz...
UsuńOj, przepięknie tu jest, ale i u Ciebie Aniu jesień pokazuje swoje cudowności. Cieszmy sie tym, póki trwa!:-)))
Mnie też dziwi ile to już lat! A trafiło się na bloga a później na kolejnego i tak jakos cała zgraja do obserwowania i czytania :) I tu zdjęcia piękne i u Panterki. Aż zastanawiam się, czy gdzieś się mnie wyrwać, ale gdyby nie to, że człowiek odsypia dentyste i zmiane=y w pracy to jakaś masakra jest :)
UsuńStrasznie szybko leci czas - i w życiu i na blogach. To przybywa, to ubywa obserwowanych blogów. I wciaz jest w tym jakaś równowaga. Każdy z nas dzieli sie tym, co mu w duszy gra, pokazuje swoje zdjęcia, które w innym wypadku marnowałyby sie gdzieś w komputerowym archiwum.
UsuńPodobno juz niedługo tak pieknej jesieni przed nami, jak chcesz zdązyć Kocurku z jakimś spacerem czy wycieczką, to staraj sie teraz, żebyś potem nie żałowała!:-)
Chłonąc to, co jest...Jestem na tak :) Oleńko piękne wszystkie zdjęcia oddające teraźniejszość - kolorowa, ciepła i to piekne niebieskie niebo. Chciałabym poczuć jeszcze ten zapach ale niestety... U mnie pachnie jeszcze maciejka, która o dziwo jeszcze kwitnie, a wiatr niesie jej zapach i swoje melodie. Dziękuje za jak zwykle ciepły i wrażliwy post, czuje się tak, jakbym była blisko Was :) Serdeczności dla Was ❤️
OdpowiedzUsuńKiedy jest tak pięknie jak teraz, to człowiek nie umie w domu usiedzieć i wciąż go kusi by zdjęcia nowe robić. Jesień tą wspaniałą pogodą i niesamowitymi barwami daje nam wspaniały podarunek przed zimą. Rozświetla, smutki przegania, uczy jak cieszyć sie życiem. I te zapachy boskie!Las, łąka, przestrzeń. Ach, żadne perfumy się do nich nie umywają.U mnie maciejka zupełnie niedawno skończyła kwitnienie.Ale kwitnie jeszcze groszek pachnący!:-)
UsuńUściski serdeczne zasyłamy Ci Orszulko!:-)♥
Jestem zachwyconą Twoją opowieścią o Przemyślu, a ten most jest niezwykły! Nigdy tam nie byłam, ale dzięki Tobie zatęskniłam, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś dotrę w tamte strony.
OdpowiedzUsuńNie wierzę w przeznaczenie, tylko w przypadek i ścieżki, które sami sobie wydeptujemy i kształtujemy, używając talentów i predyspozycji. Może ktoś poddać się prądowi i zdawać na los, ale to będzie przypadek związany z miejsce urodzenia i rodziną w jakiej się pojawił. Zawsze mnie niepokoił Edyp i podobne postaci, gdy przeznaczenie nie dawało się przechytrzyć. Już wróżę! Żyjecie w zgodzie z naturą, ciesząc się każdą porą roku, pracujecie jak mróweczki, dlatego będziecie szczęśliwi w Waszym miejscu na ziemi.
Ja też przywiązuję dużą wagę do zapachów, są takie namacalne, przywołują całe obrazy z przeszłości. Mogą przytulić zapachem drożdżówki i rozmarzyć zapachem jesieni, kasztanów, każdy zapach jak obraz. Może dlatego własnie zaczynam piec ciasto, jak mam chandrę. Zabawne, bo nawet w Georgii można poczuć nutkę tego zapachu, który opisujesz. Cieszymy się, kiedy rano czujemy lekki zapach polskiej jesieni.
Nasza piąta jesień, Wasza ósma, czas, żeby poczuć się jak w domu. Kiedy się włoży dużo serca i pracy, przede wszystkim pracy, wtedy rodzi się miłość i przywiązanie do miejsca. Życzę Wam Olu, żeby ta przystań zawsze dawała bezpieczne schronienie i żeby szczęście kwitło:)
Mam nadzieję, że znajdziemy jeszcze czas z Cezarym by zobaczyć większy kawałek Przemysla, zwiedzic wszystko to, co jest warte zwiedzenia. Na tym moście nigdy nie byłam, pierwszy raz zobaczyłam go z kopca!
UsuńCo do przeznaczenia i przypadku, to nie jestem niczego pewna. Pewne zdarzenia w życiu zdaja sie potwierdzać, że jednak istnieje cos takiego jak przeznaczenie a inne pokazują przypadkowość rządzącą naszym losem...Na nic wróżenie! Będzie, co będzie. Nie da sie przewidziec wszystkiego a tylko robic co w naszej mocy by było jak najlepiej i ocalić to, co najwazniejsze.
Mówisz, że ten sam zapach błąka sie takze u Ciebie? To jest piękne i niezwykłe, że jesień jest wszechobecna i sprawiedliwa i wszędzie daje nam podobne skarby.
Zapachy są niesamowitym nośnikiem wspomnień. Nic sie chyba do nich nie umywa.I tak, masz rację, że maja też siłę odsuwania w niebyt smutków i tęsknic. To prawie jak czary...
Eulampio kochana, ściskam Cię mooocno i wielu cudnych, wspólnie spędzanych jesieni życzę Tobie, Wam obojgu!:-)*
Śliczne widoki. Przypominają mi mój trip po Francji. Gorąco pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńI ja uważam, że to zachwycajace widoki. Fe Francji nigdy nie byłam, ale wyobrażam sobie, jak tam jest pięknie jesienią. Pozdrawiam!:-)
UsuńAch, cudowne zdjęcia! Jesień zawsze prowokuje do pytań, prawda?
OdpowiedzUsuńTak Anno, jesień prowokuje do pytań chyba najbardziej ze wszystkich pór roku. Jesień jako pora roku i jesień jako pora życia...
UsuńPięknie opisujesz i pokazujesz swoje miejsce na ziemi i dalsze okolice. Żałuję, że nigdy w Przemyślu nie byłam, tylko przejeżdżałam. A zapach czasem długo kojarzą się z miejscem,wydarzeniem, ulubioną potrawą czy ważnym przeżyciem.
OdpowiedzUsuńJesień ciepła, kolorowa st piękna.
Mieszkam w podobnej odległosci od Przemysla i Rzeszowa, i mam wielką ochotę poznać dokładniej oba te miasta, powędrować kiedyś po nich niespiesznie i zajrzeć w rózne zaułki - tak, jak Ty Ewo to robisz w Krakowie!:-)
UsuńNiech ta piękna jesień trwa jak najdłużej!:-)
Pięknie, cudnie aż dech zapiera ta różnobarwność, którą pokazujesz nam na zdjęciach. Byłam w Przemyślu raz i z sentymentem wspominam to miasto. Włóczyłam się po nim dwa dni sama, bo moja towarzyszka podróży jechała tam w innym celu. Wiesz co mi najbardziej utkwiło w pamięci" Uśmiejesz się :) Pierogi i w dodatku w PUB -ie , byłam tak głodna, że było mi wszystko jedno, a okazało się, że były to najpyszniejsze pierogi jakie w życiu jadłam. Drugiego dnia poszłam w to samo miejsce i chyba dla tych pierogów jestem gotowa znów odwiedzić Przemyśl :) Była jeszcze urocza księgarenka - taka z " klimatem" - mam stamtąd ręcznie wykonanego aniołka :)
OdpowiedzUsuńPrzemyśl leży w dolinie a wokół rozległe przestrzenie wzgórz i dalekich nizin.A widoki z kopca niesamowite! Mysle, że przy bardziej przejrzystym powietrzu można by z tego kopca zobaczyć nawet Tatry!
UsuńGabrysiu, dla mnie widoki, smaki i zapachy są równei ważne i wcale sie nie dziwię, że tak dobrze zapamiętałaś te pierogi (muszę wobec tego i ja ich kiedyś spróbować). W Przemyslu polecam wspaniałe pączki z pączkarni przy rynku. Nigdzie tak pysznych nie jadłam!:-)
… że jest tam u Was pięknie - to chyba już nie będę tego ciągle powtarzać ? Co tu dodać ? W urokliwym zakątku mieszkacie : drzewa, pola, lasy, spadające jabłka, kwitnące trawy i kwiaty - jest klimat !!! I widoki nieziemskie !!! Nigdy nie byłam w tej okolicy, ale naprawdę chętnie wybrałabym się w podróż tam. Życzę Wam radosnego spędzania czasu w tych okolicznościach przyrody !!! Gratuluję szóstej rocznicy bloga !!! Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTo głównie uroda tego Pogórza zdecydowała o tym, że osiedliliśmy sie właśnie tutaj. Wcześniej mysleliśmy o Warmii, ale w końcu wspaniałe podkarpackie przestrzenie, tutejsze wzgórza, lasy i łąki skradły nasze serca!:-)
UsuńW ogrodzie ostatnie jabłka i gruszki, wszystko zmienia barwy, żegna sie z zielenią a słonce oswietla to pieknie. Od słonca nawięcej chyba zalezy w każdą porę roku, w każdy dzień.
Dziękujemy Ulu za serdeczne słowa i pozdrawiamy Cię z usmiechem!:-)
Ciekawe, czy mieszkańcy Przemyśla są bardziej od innych skłonni do przemyśleń?:)
OdpowiedzUsuńZdjęcie 38. jest świetną ilustracją do drugiego akapitu. Lęk przed przyszłością jawi się jak wysoka góra, a tymczasem to niewielki kopiec.
Przypadek to to, co komu przypada - taka definicja jako kompromis dla niewierzących w przeznaczenie.
Serdeczności dla jak widać nie tak całkiem jeszcze osiadłych wędrowców!
Do przemysleń? Nie wiem, ale do życzliwych rozmów chyba tak! Dowodem na to jest chociażby tamtejszy mój pobyt w szpitalu, gdzie miałam do czynienia z kilkoma sympatycznymi Przemyślankami!:-)
UsuńKopiec niby niewielki ale stojący na wysokiej górze, będący jej dumnym zwieńczeniem. Samo wdrapanie sie na kopiec może być sporym wyczynem.
Ale masz rację, że czasem niepotrzebnie wyolbrzymiamy nasze lęki i dodajemy znaczeń temu, co jest tego niewarte. Przypadek, przeznaczenie...Moze obie te siły istnieją równolegle a tylko od nas zalezy, ktora z nich mocniej do nas przemawia?
Nawet osiadli wędrowcy mogą wędrować, jeśli nie cieleśnie, to chociażby we wspomnieniach albo w marzeniach!:-))
Olu jakoś tak niezmiernie wzruszyłam się czytając ten wpis. Nawet nie wiem co jest tego przyczyną. Może taki ładny opis spaceru na Kopiec. Jak cieszę się, że mogłam być na nim wracając z wycieczki do Lwowa przed dwu laty. A może to jesień tak nastraja. A na pewno ciepło bijące z Twego serca, mimo, że nigdy nie widziałyśmy się. Pozdrawiam Ciebie Olgo i ciepłe słowa przekazuję Cezarowi.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za serdeczne słowa!:-) Byłaś na Kopcu? Wiesz wiec, jakie niesamowite widoki się stamtąd rozciągają i że nie da sie tego zapomnieć. Pamiętamy widoki, które szczególnie nas zachwycą, poruszą. Pamiętamy zapachy, smaki i ludzi. Czasem wystarczy jakieś słowo albo leciutki wietrzyk by otworzyc jakąs furtke w pamięci, przywołać miniony czas i wruszyć się, zatęsknić...
UsuńPozdrawiamy Cię ciepło, Oleńko!:-)
Tak prawda, to były przeżycia, szczególnie jak wyszło się z zabieganego miasta. Poczułam tę przestrzeń bezmiar wolności, a widoki piękne bo i pogoda była wspaniała.
UsuńW życiu ważne są takie chwile...Rozświetlają nasze dusze na długo!:-)
UsuńPrzepiękny, wzruszający tekst.
OdpowiedzUsuńMoje największe uznanie za każde napisane słowo.
I najszczersze życzenia na nastepne lata snucia Waszych opowieści.
Wszystkiego Najwspanialszego życzę...
Dziękuję, Stokrotko. Myślę, że nasze uczucia i emocje są nieodzownym skłądnikiem każdej wycieczki, kazdego spaceru. Bez nich nic nie ma smaku. A ponadto szybko zapomina sie miejsca, w których było sie tylko ciałem a nie duchem. Składam te opowieści właśnie po to by uchwycić swoje uczucia, by nie odleciały niezauważone, jakby ich nigdy nie było...
UsuńDziekujemy za ciepłe słowa i pozdrawiamy Cie serdecznie!:-)
Piękna jesień w tym roku. Złota, długa i ciepła. Byłam Przemyślu, byłam na rynku i w Muzeum dzwonów i fajek. Bardzo ciekawe, polecam bardzo. To był super wyjazd. I miasto jest pięknie położone. Na tym kopcu nie byliśmy. Następnym razem wybierzemy się, choć tak jakbym tam już była z tobą :-) Sześć lat, to mały skrawek życia, ale twórczy i kreatywny :-) Pozdrowienia Olu wędrowniczko :-)
OdpowiedzUsuńA ja jeszcze nie byłam w muzeum dzwonów i fajek! Muszę i tam w końcu dotrzeć!:-) Póki co, zaczęłam od najwyzej połozonego w Przemyslu punktu. Teraz będę schodzic nizej!:-)
UsuńSześć lat to dużo i mało. Wzloty, upadki, nadzieje, rozczarowania i mnóstwo zwyczajnych, zamglonych dni.Dzięki blogowi jednak duzo tych chwil jest utrwalonych w słowa i fotografie.Nie przeleciały bez śladu.
Pozdrawiam Cie serdecznie Aniu i dobrego dnia życzę!:-)
Odbyłam wczoraj z Wami piekną wycieczkę. Zanurzyłam się po uszy w Twoim opisie, zdjęciach, zapachach, kolorach. Nie mogłam napisać komentarza. Gdzieś mi moja dusza uciekła, nad czymś się zamyśliła, a bez niej pisać nie potrafię.
OdpowiedzUsuńZawsze lubiłam jesień, szczególnie tą słoneczną i ciepłą, kiedy nie ma już męczących upałów. Pluchy, mgły i wiatru nie lubię, nie nastrajają mnie wesoło.
Zachwycił mnie jak zwykle ten, głęboki, czysty błękit nieba. Nad naszym miastem dawno już takiego nie widziałam i tęsknię do jego widoku.
Dziękuję Ci, Olu za to, że jesteś. Dziękuję za Twoje piękne, dające tyle wzruszeń pisanie. Za Twoją wrażliwość dostrzegającą piękno tam gdzie wielu ludzi go nie dostrzega!:-)***
Bardzo się cieszę, że powędrowałas z nami, Marytko! Tak pogodna jesień to wspaniała pora do wędrówek.Do zamyśleń i wspomnień, do odnajdywania w sobie śladów czegoś niepochwytnego a ważnego...Tyle w każdym z nas jest tajemnych schowków, dziwnych zakamarków, gdzie śpią najdalsze, najcenniejsze nieraz wspomnienia. Czasem wystarczy jakis zapach i już przenosimy sie myslami w te najdelikatniejsze, najintymniejsze rejony...
UsuńNieba są tutaj, na Pogórzu sa przepiekne. A zachwycaja mnie i te czyste, błekitne jak z obrazka i te zachmurzone, monumentalne, zapowiadajace zmiany. Niestety, nad Przemyslem często unosi sie smog - zwłaszcza zimą. Dlatego i z kopca nie zawsze są tak dobre widoki.
Dziękuję Ci za to, że przychodzisz tutaj i odzywasz siezawsze tak serdecznie. Przytulam Cię mocno, Marytko, wrażliwa, ciepła istoto!:-)***
No to się przytulam Oleńko i buziam serdecznie.
UsuńPędzę na zakupy. Taaa, ja i pędzę:-) Ale w wyścigach ze ślimakiem to jeszcze bym wygrała:-)))
Uściski serdeczne dla całej Waszej gromadki:-)*
Nie ma co pędzić, nie ma co gnać
UsuńLepiej niespieszny czas sobie dać
A z nim po drodze dostrzegać więcej
Ucieszyć oczy, rozświetlić serce...
Pieknej niedzieli, Marytko!:-)*
Jesień na Waszym Pogórzu jest piękna :)
OdpowiedzUsuńDlatego też Wietrzyku chce mi sieją pokazywać na blogu. Póki jest!:-))
UsuńO jej jak fajnie, że jest kolejny post ale poczytam sobie Was jutro... jesień u Was piękna :)
OdpowiedzUsuńChyba w całej Polsce teraz pięknie. Wspaniały jest tegoroczny październik, Agatko!:-)
UsuńTak, u nas też piękna i słoneczna, bezdeszczowa i nie wiem czy to dobrze, ale piękna jest :)
UsuńPrzeczytałam sobie z poranną herbatką... ach!! Coś pięknego... wspaniale to opisałaś, lubię ten styl i tą naturalność bez udziwnień. Dziękuję Ci za tę wycieczkę i zdjęcia :) Ale jesteś niemożliwa - wyjść ze szpitala i wdrapywać się gdzieś :D Szacun normalnie albo to jakieś szaleństwo :D
Tak myślę o tej wyprawie na kopiec tuż po wyjsciu z wiezienia, skąd to szaleństwo mi sie wzięło? Ano właśnie stąd, że była przecudowna pogoda jesienna a człowiek uwięziony w szpitalnych murach doczekac sie wprost nie mógł wyjścia na wolnosc i zaczerpnięcia świeżego powietrze. Czasem warto tak zaszaleć, pójsc za głsoem serca, przynajmniej ma sie potem kolorowe wspomnienia!:-)
UsuńTak... masz rację :)
UsuńDziękuję Ci kochana za dzisiejszy komentarz pod kozim postem bo z kolei ja wzruszyłam się. Tak to się plecie... mamy coś, obcujemy a potem to się zmienia, dochodzi ale tęsknota i jakiś żal za minionym zostaje, dobrze, że chociaż te wspomnienia są, ale może gdyby ich nie było, to nie było tej tęsknoty? Bardzo Ci dziękuję :)
Agatko, kozi temat już chyba zawsze będzie poruszał w moim sercu coś bardzo czułego i bolesnego. Dlatego długo w ogóle omijałam ten temat. Teraz, po Twoim dzisiejszym poście przypłynęła fala wspomnień...Nadal boli...Nadal jest tęsknota i mnóstwo trudnych pytań bez odpowiedzi. Czy lepiej wobec tego byłoby nigdy nie mieć kóz i nie musieć tego przeżywać? Nie wiem, ale można by też siebie zapytać czy nie lepiej być samotną, żyjącą na pustelni osobą, skoro większosc związków międzyludzkich wiąże sie z bólem utraty? Jesteśmy ludźmi i aby byc nimi w pełni musimy chyba kochać, cierpieć, tęsknić, wspominać, rozczarowywać sie i znowu marzyc o czymś...Trudne to wszystko Agatko. Życie wiąże sie z bólem, ale odwrotną stroną tego medalu jest szczęście. Jedno nie może istnieć bez drugiego...
UsuńŚciskam Cię mocno!*
Olu czytelnika wciágasz, pociágasz, spacerujesz z nim po ciekawych miejscach naszej ojczyzny.
OdpowiedzUsuńwieczornie niezalogowana alis....
Dzielę się swoimi zachwyceniami, myslami i wzruszeniami. I cieszę sie, że mam z kim...
UsuńPozdrawiam cie ciepło, Alis!:-)
Oleńko, dawno nie zaglądałam do Was, moi kochani sąsiedzi, jakoś tak wychodziło.
OdpowiedzUsuńZepsuł mi się komputer, czekam na nowy i podczytuję z komputera męża, nie komentuję, bo jako anonim nie lubię być. W Przemyślu byłam dwa lata temu na wycieczce z pracy, troszkę zwiedziłam, ale kopca nikt nam nie pokazał. Jesień mamy przepiękną, u mnie w Krośnie, też tak ślicznie wygląda.
Serdecznie Was pozdrawiam i życzę dużo zdrowia.
Ania Bezowa od kotki Bezy
W Przemyślu jest mnóstwo ciekawych miejsc. A w czasie jednej wycieczki nie sposób nawet zobaczyć wszystkiego. Kopiec poczeka na Ciebie. Na pewno kiedyś będziesz miała okazje wejsć na niego i podziwiać świat z tej wysokości.
UsuńZawsze cieszę sie Twoimi odwiedzinami Aniu!Fajnie, że zaglądasz!:-) Pozdrawiamy Cię serdecznie, miła sąsiadko!:-)
Piekne zdjęcia! Jak u Panterki, nie wiedziałabym, które najpiękniejsze :)
OdpowiedzUsuńKażda z nas pokazuje to, co ją zachwyca i nie ma co porównywac, bo wszędzie jest teraz pięknie!:-)
UsuńRaz tylko byłam w Przemyślu i to miasto mnie zauroczyło.
OdpowiedzUsuńA jesień tego roku taka łaskawa...
Tak, Basiu - jesień niezwykle jest w tym roku łaskawa, wprost zapraszajaca by podziwiać wszystkie jej odcienie, cieszyc sie każdą ciepłą chwilą, wiedząć, że za chwilę ten oszałamiajacy spektakl barw, zapachów i wzruszeń zniknie, jakby nigdy tego nie było...
UsuńByłam w Przemyślu kilkakrotnie, sama i z rodziną a ostatnio z wycieczką z Radawy. Gdy byłam po raz pierwszy, pół wieku temu paliliśmy na wzgórzu ognisko i w czasie pieczenia ziemniaczków popijaliśmy J-23. A ostatnio już kopiec zagospodarowany i ucywilizowany ale widoki podobne, chociaż drzewiej bloków nie było i farm wiatrowych.
OdpowiedzUsuńIleż by się trzeba nadreptać by całą Twierdzę przejść?
Wasza farma pięknie na wzgórzu położona, taka serdeczna ostoja.
A co to się wyłania z kolczastej skorupki?
Ano tak! Jest przecież na kopcu fajna wiata i miejsce do palenia ogniska. Oj, na pewno cudne to były chwile przy pieczeniu ziemniaczków i wzmagającym doznania napoju!:-)
UsuńKopiec zagospodarowano z funduszy z Unii Europejskich. Widać, że godpodarze Przemysla bardzo dbają o to miejsce. Kiedys pewnie było tam bardziej dziko i pieknie.Niestety, wszystko się zmienia...
Nasza farma na wzgórzu, ale żeby zobaczyć rozległe widoki pogórzańskie kilkaset metrów trzeba sie przejsc.
My byłyśmy razem w tutejszym lesie a jeszcze kilka ciekawych miejsc jest tu do zobaczenia, Krystynko!
Np. kapliczka z cudowną wodą, cztery kilometry od nas przełęczą!:-)
Co sie wyłania ze skorupki? Kasztany jadalne! Owocują obficie juz drugi rok, ale na razie są puste w środku. Moze za młode, a moze taki to gatunek?