Powtarzalność, przewidywalność oraz rutyna
codzienności przyzwyczajają nas do tego, że wszystko jest do siebie podobne, a
przez to wywołujące coraz mniej zaskakujących uczuć, emocji i wrażeń. Do tego
przytłacza nadmiar wszelakich towarów w sklepach, filmów i programów rozrywkowych
w TV. Ogłupiają nowe gadżety, komunikatory i dominujące w nich pragnienie
wyróżnienia oraz akceptacji.
Chciałoby się nieraz uciec na bezludną wyspę, aby
odseparować się od tego wszystkiego albo jakimś cudownym sposobem wrócić do
czasów wczesnego dzieciństwa. Do lat, gdy umysł i ciało dawały wspaniałe poczucie
wszechmocy czy zachwytu nad nigdy niemającym się skończyć życiem. I chciałoby
się znowu poczuć coś dosadniej, wyraziściej, prawie jak w szczenięcych latach,
gdy tak wiele rzeczy bawiło, zaciekawiało, smakowało, dawało pole do wyobraźni
i wielobarwnych snów. Odrzucić na bok kokon niechęci, znudzenia, zobojętnienia
i nawyku. Spojrzeć po nowemu. Raz jeszcze znaleźć skarb. Jednak wiadome jest
wszystkim, iż odnajdywanie skarbów nie jest prostą sprawą. A im człowiek
starszy tym bardziej staje się wewnątrz niechętny do szukania, skostniały,
ślepy na nowe doznania, niemrawy niczym motyl, któremu czas otrzepał tęczowy pyłek
ze skrzydeł. Przebudzenie musi przyjść samo i mimo zwątpień naprowadzić na
omijaną dotąd ścieżkę. Zaskoczyć, zdumieć, olśnić, ogarnąć jak wiosna, jak
magia, jak zakochanie…
Jakiś czas temu zupełnie przypadkiem
trafiłam w telewizji na koreański serial pt. „Cesarzowa Ki”( ang. "Empress Ki"). Był akurat chłodny, zimowy wieczór. Położyłam
się na kanapie przed telewizorem, okryłam zmarznięte nogi kocem. Westchnęłam
zmęczona i obolała po całym przedreptanym dniu.
Otworzyłam grube tomiszcze „Ksiąg Jakubowych”, ale po kilku stronicach,
nie umiejąc dostatecznie się skupić na lekturze odłożyłam książkę
na bok. Tymczasem Cezary wczytywał się w
coś na ulubionym portalu internetowym. Psy spały pokotem na dywanie. Koty
usadowiły się na krzesłach kuchennych. A ja moszcząc się pod kocem i operując
pilotem w poszukiwaniu czegoś interesującego pośród morza telewizyjnej bylejakości,
miałkości, politycznych przepychanek oraz idiotycznych programów rozrywkowych natrafiłam
w końcu na pierwszy odcinek „Cesarzowej Ki”. Jakie było pierwsze moje wrażenie?
– Ależ to inne od wszystkiego, co dotąd oglądałam…
Zobaczyłam skośnooką, ubraną w łachmany
dziewczynkę uciekającą wraz z matką przez uzbrojonymi napastnikami,
osaczającymi je w ciemnym lesie. Napastnicy o typowo azjatyckiej urodzie odziani
w wielobarwne szaty oraz lśniące zbroje niczym wicher galopowali na swych
rumakach. Ich czarne, gęste włosy spięte były w kitki na czubku głów albo
opadały swobodną falą na plecy. Ci piękni, lecz przerażający mężczyźni
porozumiewali się między sobą ostrą, szczekliwą nieco mową. Zbliżali się do
uciekinierek. W ich twarzach nie zauważało się ani odrobiny litości. W
zapłakanych oczach matki i córki lśnił śmiertelny lęk oraz maleńki promyk
nadziei. Oto przed nimi pojawiły się gęste zarośla. Jeśli tylko zdołają tam
dobiec, na pewno ocaleją. Wrócą do swej wioski. I jeszcze będą razem żyć szczęśliwie
nie niepokojone przez owych żołnierzy ani żadnych możnych tego świata. Niczego
złego przecież nie zrobiły. Dlaczegóż więc przeznaczenie miałoby być dla nich
tak okrutne? Wtem słychać świst strzały. W tle brzmi dramatyczna, przejmująca
muzyka. I już za chwilę los uciekinierek jest przesądzony…
Kiedy czytam ten swój powyższy opis filmowej
sceny nie dostrzegam w nim nic takiego, co tłumaczyłoby zaczynającą się właśnie
u mnie fascynację tym serialem, kulturą koreańską, muzyką a nawet językiem. A jednak właśnie w tamtej chwili uległam
trzymającej mnie do tej pory w swym serdecznym uścisku „chorobie” zwanej
„Cesarzowa Ki”. Od tamtej pory
obejrzałam ów serial przynajmniej trzy razy. Ściągnęłam sobie z netu muzykę z
niego i sukcesywnie piszę polskie słowa do niezwykle melodyjnych, koreańskich
piosenek. Czytam o skomplikowanej, lecz
niezwykle interesującej historii Korei. A w końcu założyłam sobie nawet konto
na portalu gromadzącym podobnych do mnie pasjonatów i tam w gronie
wtajemniczonych oglądam kolejne seriale koreańskie, udzielam się na forum,
wczytuję w kolejne wątki w dyskusji. Jakimż zaskoczeniem, ulgą i radością było
dla mnie odkryć, że nie jestem sama w mojej dziwacznej „chorobie”. Okazuje się, iż w Polsce i na świecie tysiące
osób zakochało się w tym serialu, doznając takiego oczarowania, jakiego nie
wywołał w nich dotąd żaden inny serial. Ze zdumieniem odkrywam w Internecie
liczne fora, portale i blogi poświęcone „Cesarzowej Ki”. Sceny z filmu, klipy
muzyczne albo melodie karaoke opatrzone napisami we wszystkich językach świata
obejrzeć można na YT.
A mimo powyższego zdaję sobie sprawę, iż to,
co tutaj piszę może się komuś wydać śmieszne, dziecinne, banalne, niepojęte a w
ogóle to nieprzystające do mnie. Na dodatek mania serialowa nie jest przecież czymś
szczególnie oryginalnym. Coraz więcej ludzi jej ulega wpatrując się z
uwielbieniem w przystojnych bohaterów „Wspaniałego stulecia” czy „Imperium
miłości”. Me serce poruszyła akurat
koreańska opowieść. Tamtych seriali nie oglądałam, więc się na ich temat nie wypowiem.
Nie wstydzę się swego zauroczenia. Nie oczekuję także, iż kogoś tą fascynacją
zarażę, ponieważ z fascynacjami jest tak, jak z wiarą – albo się wierzy albo
nie. I na nic przekonywania, opowieści i zachęty. Słuchacz czy czytelnik stoi z
boku i przeważnie spoglądając z lekkim pobłażaniem nadziwić się nie może
cudzemu zaangażowaniu.
Jednak prawie każdy z nas pragnie mieć jakąś
pasję, która doda smaku jego życiu i odsłoni inny jego wymiar. Znalazłszy
wreszcie coś takiego cieszymy się, odżywamy i chcemy by ten stan trwał jak
najdłużej. Radzi byśmy podzielić się swymi zainteresowaniami z najbliższymi
choćby po to by nie patrzyli na nas jak na wariatów, ale przeciwnie, należąc do
tego samego klubu pasjonatów stali się żeglarzami na wspólnej łodzi pośród
pełnego blasku oceanu nowej, odczuwanej przez nas magii. I cóż, wyznam Wam, iż mam to właśnie
szczęście, gdyż po wielu staraniach, opowieściach, namowach oraz sprytnych
podchodach udało mi się pewnego dnia usadzić przed telewizorem Cezarego i
streściwszy mu szybko najważniejsze wątki natchnąć go moim upodobaniem do tego
koreańskiego serialu. Ku mej radości Cezary również złapał bakcyla. I póki
serial nadawany był przez polską telewizję codziennie o godzinie siedemnastej
pięć zagłębiał się wraz ze mną w meandry skomplikowanych przygód, intryg i uczuć
naszych ulubionych bohaterów. Teraz mój mąż nie śmieje się już ze mnie, gdy po
raz kolejny oglądam w Internecie któryś z odcinków czy słucham wspaniałej,
serialowej muzyki i śpiewam aż do zdarcia gardła. Cezary wręcz zachęca mnie bym
pisała kolejne piosenki. I co więcej – usiłuje nawet nucić je razem ze mną! Być
może którąś z nich odważę się nawet zamieścić tutaj, jak zawsze ciekawa Waszej
opinii.
A teraz parę ciekawostek na temat
koreańskich seriali i samej „Cesarzowej Ki”. Serial koreański po koreańsku
nazywany jest "hanguk deurama". "Hanguk" oznacza koreański,
a "deurama" to drama (czyli serial). W Korei Południowej kręci się
rocznie około osiemdziesięciu dram. To
wielkobudżetowe, pełne wspaniałych dekoracji produkcje. Zatrudniani są do nich
najlepsi aktorzy, którzy potem w koreańskich odpowiednikach Oscarów nagradzani
są na wielkich galach. Dzięki zaś owym dramom zdobywają popularność i fanów na
całym świecie. Przeciętnie drama mieści w sobie od kilkunastu do
kilkudziesięciu odcinków a każdy odcinek trwa zazwyczaj około godziny.
„Cesarzową Ki” nakręcono w latach 2013-2014. Wersja pokazana w naszej telewizji podzielona
była na 67 odcinków, natomiast na kilku stronach internetowych znaleźć można
oryginalną, podzieloną na 51 odcinków wersję.
„Cesarzowa Ki” to
oparta na prawdziwych faktach drama historyczna ( toczy się w XIV wieku) opowiadająca
o losach Seung
Nyang, odważnej konkubiny
z Korei, która po wielu perypetiach, miłosnych perturbacjach, wyrzeczeniach, poświęceniach
i dramatycznych zwrotach akcji osiągnęła pozycję cesarzowej Chin. Niezwykle
sprawnie napisany scenariusz, wiarygodni, skomplikowani psychologicznie
bohaterowie oraz trzymająca w napięciu akcja sprawiają, że opowieść wręcz
przykuwa do fotela a wspaniała gra aktorów dopełnia pozytywnego wrażenia.
Zdaję
sobie sprawę, że niektórzy widzowie po obejrzeniu przypadkowo wybranego odcinka
nie dostrzegą w tej fabule niczego interesującego. Wzruszą ramionami i odejdą,
gdyż wyda im się ona pewnie hałaśliwym nieco, przerysowanym emocjonalnie
romansem, przeplatanym często scenami azjatyckich sztuk walki. Aby zatem nabrać szerszego oglądu i szacunku
dla tej produkcji trzeba zapoznać się z kilkoma odcinkami a najlepiej z całym
serialem. Szczerze do tego zachęcam. Moim zdaniem historia głównej bohaterki ma
wymiar szekspirowski a wiele dialogów przenika konfucjańska mądrość i wysokich
lotów poezja. Jest ona niczym oszałamiająca swą urodą szlachetna baśń z
nieznanego dotąd lądu. Nie raz w trakcie oglądania owej dramy płakałam, śmiałam
się, kibicowałam w głos moim ulubieńcom, obgryzałam z emocji paznokcie,
doczekać się nie mogąc kolejnej części…
Dzięki „Cesarzowej Ki” weszłam w zupełnie
inną od europejskiej narrację, kulturę, kolorystykę i natężenie uczuć. Było to
dla mnie jak haust świeżego powietrza, jak łyk przeczystej wody. Czy dziwi
zatem, że nie mam ochoty pożegnać się z tym światem i wracać do tego, co w
europejskiej czy hollywoodzkiej kinematografii tak bardzo jest zgrane i odarte
z uczuć oraz mocy…?
Zastanawiałam się, czy pisać o tej
fascynacji na blogu… Bo po pierwsze, odwykłam od blogowej działalności,
oddaliłam się od tej rzeczywistości i w ogóle ciężko mi pisać po przerwie. A po
drugie, na blogu nie pisze się i nie powinno się pisać o wszystkim. Przeróżne przecież istnieją kryteria doboru
tematów. Człowiek nie chce narażać się na krytykę, obmowę, śmieszność czy nawet
odrzucenie. Przeróżni są także czytelnicy.
Wielu jest takich, którzy nigdy się nie odzywają i nie wiadomo, co tak
naprawdę myślą. Blog jest, niestety, ekshibicjonistycznym niemal odsłonięciem
duszy. Ufnym wydaniem się na ogląd i osąd anonimowego odbiorcy. Szczególnie taki blog jak ten oto, w którym zazwyczaj opisujemy z Cezarym
uczucia, przeżycia, nasze wzloty i upadki. Dostrzegam to tym wyraźniej im
dłuższą mam przerwę w publikowaniu postów.
Pisać zatem, czy nie pisać? – oto
jest pytanie! I jak pisać by być w zgodzie z samą sobą i nie żałować potem
niczego…?
Po rozważeniu wszystkich „za” i „przeciw”
postanowiłam jednak opublikować powyższy wpis, gdyż blog jest również rodzajem
pamiętnika i pewnie kiedyś, po latach, czytając ten tekst przypomnę sobie o
swej dawnej fascynacji i uśmiechnę się, jak uśmiecha się człowiek wspominający
swe najlepsze chwile…
Cieszę się, Olu, że wreszcie coś na blogu napisałaś :)
OdpowiedzUsuńWcale nie dziwię się Tobie, że zafascynowałaś się serialem. Widocznie jest tego wart. To na pewno coś innego, niż amerykańskie bójki, ściganki i wybuchy. Albo nuda jakichś tam seriali. Ale kto, co lubi ;)
Chłop mój niedawno odkrył duński serial pt. "Borgen". Obejrzeliśmy pierwszy odcinek, popatrzyliśmy na siebie, taki sobie, coś o rządzie duńskim, nowowybranej pani premier ... znamy to i z naszego podwórka.
Obecnie oglądamy trzeci sezon :)) Więcej chyba nie ma.
Ale ten koreański też obejrzę - przynajmniej pierwszy odcinek :)
Udanego dnia, Oleńko :*****
Dzień dobry, Lidko! Dużą przyjemnośc sprawiło mi napisanie tego posta. Przypomniałam sobie jak to jest i w mózgu znowu coś się odblokowało!:-) A co do fascynacji serialem, to skoro z męzem też oglądacie wiernie trzeci sezon tego duńskiego serialu, to rozumiesz o czym piszę i wiesz, jak fajnie jest móc dzielić swoje upodobanie z kimś najbliższym. To taka miła iskierka w zwykłej codzienności, nowa, wspólna radosć, odskocznia i chwila zapomnienia o problemach.
UsuńPrzyjazne uściski zasyłam Ci Lidko z deszczowej, podkarpackiej wioski!:-))***
Z radością Cię przeczytałam Olu. Człowiek ma prawo do wyboru rodzaju fascynacji, ja mam inne, Ty inne, ktoś jeszcze inne. Ważne, że one nam dają radość, poczucie sensu codzienności. Mnie nie obchodzi, czy ktoś się śmieje, jego sprawa. Ważne, że ja mam coś do powiedzenia tym, którzy zechcą posłuchać, dlatego piszę, publikuję, maluję. A co do bloga pisz jeśli masz ochotę, nie pisz, jeśli to zbyt wiele kosztuje. To Ty masz być szczęśliwa...
OdpowiedzUsuńDzień dobry! Masz rację, Basiu! Człowiek ma prawo do swoich fascynacji, zainteresowań, radości.Byleby były jakieś. Byle coś go zajmowało, pozwoliło zapomnieć o zmartwieniach, bólach i chorobach.Przeganiało smutki i zmory.
UsuńPisanie jest wspaniałą pasją, ale każdy medal ma dwie strony...
Tak, trzeba dążyc do szczęścia, starać sie omijać rafy, nie zagubic w tym siebie.I chronić to, co najcenniejsze.
Serdeczne mysli ślę Ci Basiu!:-)*
Rozumiem Ciebie świetnie, ja w podobny sposób zostałam miłośniczką serialu ,,Wspaniałe stulecie", to bardzo odświeżające i pobudzające zetknąć się z inną kulturą i epoką oraz przekonać się, że nie tylko Amerykanie i Brazylijczycy produkują wspaniałe seriale. zachęciłaś mnie, by znaleźć w internecie ten serial i go obejrzeć! Pozdrawiam, pięknie o tym napisałaś!
OdpowiedzUsuńDzień dobry! Moja mama jest miłościczką "Wspaniałego stulecia" i poznana w zeszłym roku w szpitalu pani Krysia również za nim przepadała. Wcale mnie to nie dziwi. Człowiek łaknie inności, jakiejś świezości. Dośc juz ma tej amerykańskiej, bezdusznej siekaniny.Tak bardzo nas ta amerykańska sieczka zdominowała. A przecież poza Hollywood i Europą istnieją inne wytwórnie filmów, gdzie reżyserzy potrafią zrobic wspaniałe filmy a scenarzysci napisać świetne scenariusze. Trzeba tylko znaleźć cos takiego, bo to wszystko czeka na odkrycie.
UsuńPozdrawiam Cię z uśmiechem!:-)*
Olu, witaj po długiej nieobecności. Akurat ja się jej nie dziwię, moje wpisy na blogu są dość rzadkie, a jako osoba skryta z natury od początku pisania unikałam zbytniej "odsłony". Pasje są niezbędne do życia - zwłaszcza ludziom pełnym emocji. Moją od lat jest śpiew chóralny. Uczestniczenie w próbach, koncerty, czasem wyjazdy - to dla mnie była i jest odskocznia i ratunek.
OdpowiedzUsuńCieszę się,że i Ty znalazłaś swoją - kolejną. :) Pozdrawiam serdecznie :)
Witaj, Andziu! Ja chyba powinnam sie trochę nauczyć tej skrytości,tego chronienia swojej prywatności bo sama czuję, że za bardzo sie odsłaniam.A to nie zawsze wychodzi na dobre.
UsuńA co do pasji, to są solą i radością zycia. Pamiętam,(bo kiedyś już o tym wspomniałaś) że kochasz spiew. Ja też i aż żałuje, że nie możemy sobie razem pośpiewać (ja oczywiście po amatorsku!):-)
Pozdrawiam Cię Andziu równie serdecznie!:-))*
OLU!!!jak sie ciesze, ze sie odezwalas, i to takim postem! tez niechcacy zafascynowal mnie ten serial! mieszkajac tyle czasu w Wenezueli, nabralam dystansu de seriali, wrecz dostawalam alergii na sama ich obecnosc w TV...chociaz widzialam niektore wspaniale, brazylijskie z Sonia Braga, kiedys klikajac po kanalach telewizyjnych trafilam na Cesarzowa Ki, i wpadlam jak sliwka w kompot, fascynacja niezwyklym swiatem, dekoracjami, ubiorami, fabula mna zawladnela...pieknie to opisalas. A blog to rodzaj pamietnika wiec pisz dla siebie przede wszystkim.Sciskam Cie serdecznie!!!!
OdpowiedzUsuńGrażynko!A ja jak sie cieszę, że odkryłam w Tobie bratnią duszę w umiłowaniu tego świetnego, koreańskiego serialu!!! Tak po cichutku liczyłam na to, że może ktos z czytelników tego bloga też go oglądał, ale nie przypuszczałam, że odezwie sie do mnie ktoś, kto jest nim tak jak ja zauroczony! Ale byśmy sobie pogadały o trudnej miłości Seung Young, króla Korio i cesarza, prawda?!:-))
UsuńŚciskam Cię gorąco Grazynko i dziekuje za Twój komentarz!:-))***
Ja tez sie ucieszylam, juz myslalam, ze ze mna jest cos nie tak!!hahaha
UsuńTo możemy sobie podać ręce!:-))
UsuńDobrze, że napisałaś :)... Ciekawe, bo ja na dniach także przywrócę jakiś rodzaj pisania bloga :D... ;)... A widziałaś Hanami Kwiat wiśni?
OdpowiedzUsuńWitaj, Abi! Napisałam, bo miałam o czym, bo poczułam, że znowu chce mi sie pisać. Cieszy mnie to, bo bałam sie, że już mi to nie wróci.
UsuńTy też wracasz na swojego starego bloga? Popatrz, jak sie wszystko fajnie składa!To chyba przedwiosnie jakos dodało nam nowych sił.
Nie widziałam tego filmu, o którym piszesz. jeśli wart jest obejrzenia, to poszukam go sobie w necie.
Pozdrawiam Cię ciepło, Lucynko!:-)*
Wrócić nie wrócę... Ale uruchomię łącznik między poezją i fotografią. Ze Słów Rozsypanych jedynie filmy i książki pozostały (a i to nie wszystkie, bo część niechcący usunęłam...)...
UsuńFilm bardzo polecam :)!
Postaram sie zajrzeć na ten Twój łącznik, gdy juz będzie gotowy!:-)A polecanego filmu poszukam sobie w odmętach internetowych. Dzięki, Lucynko!:-)*
Usuńhttp://lb-poprostu.blogspot.com
Usuńa o filmie piszę tu: http://lb-poprostu.blogspot.com/2016/01/hanami-kwiat-wisni.html
Zapraszam :)!
Dziękuję!:-))
UsuńDobrze, że się odezwałaś Olu. Tak przekonująco napisałaś o swojej fascynacji, że jeśli trafię na serial, spróbuję obejrzeć.
OdpowiedzUsuńNatomiast zawsze myślałam, że nie ma w Tobie żadnej rutyny i chłoniesz otaczający Cię świat zawsze z jednakowym zachwytem. Najwyraźniej się myliłam, bo Tobie trzeba było czegoś nowego. Nie przestawaj całkiem pisać, może przed kimś otworzą się nowe horyzonty.
Osobiście seriali nie lubię, najlepiej mi się ogląda do 10 odcinka, potem zaczyna mnie męczyć. Nie oglądam więc wcale. Co do fascynacji obcą kulturą, to lubię literaturę i filmy japońskie, chińskich też kilka widziałam. Fascynuje mnie ich odmienność kulturowa.
Dzień dobry, Ewo. Każdy ma swoje fascynacje. Byleby jakieś były.Byle dawały radosć. Bo w życiu bywa róznie. Nawet taka istota jak ja, zachwycająca się życiem niby Pollyanna czy Ania z Zielonego Wzgórza ma swoje gorsze chwile. A z wiekiem, niestety, jest tego coraz więcej.
UsuńLubisz filmy japońskie? Też parę widziałam i byłam zauroczona.
Cieszmy sie czymkolwiek i szukajmy na swej drodze skarbów.Bo jest ich wokół pełno, trzeba tylko chciec je zauwazyć.
Pozdrawiam Cię ciepło, Ewo!:-)*
Dla mnie blog to taki pamiętniczek, lubię wracać do do przeszłych miesięcy, zawsze na początku miesiąca cofam się rok, dwa, trzy i zadziwia mnie co ja też wtedy wyprawiałam, widziałam, czułam, smakowałam ..... I przypominam, co mi się w podobnej porze przydarzało.
OdpowiedzUsuńTo zakochanie Olu, taki stan fascynacji i radości, czekania na oblubieńca, radowania się nim. Śpiewasz, dzielisz się, poświęcasz mu czas i uwagę. Jakże Ci zazdroszczę niezawistnie. Ja tak miałam ponad rok temu z "Kulinarnymi rewolucjami". Oglądałam w TV i internecie, plan dnia układałam pod czas nadawania, notowałam pomysły kulinarne i wnętrzarskie. Ale z zakochaniem tak jest że przychodzi kiedy chce i kiedy chce odchodzi, chyba że niepostrzeżenie zmieni się w miłość. Teraz mam sentyment do tego programu ale fascynacja przeszła. Czekam na następną.
Oby Wasza trwała jak najdłużej !
Dzień dobry, Krystynko! Juz chyba przedwiośnie...Tylko strasznie ponuro i mokro za oknem. Słonka koniecznie nam trzeba.
UsuńTak, i dla mnie blog jest pamiętnikiem. Zastanawiam sie tylko, czemu łatwiej jest go pisać na forum publicznym, niż tylko dla siebie, do szuflady? Czyżby była w nas wszystkich jakaś ekshibicjonistyczna potrzeba wywnętrzenia się i poklasku?
Fascynowałaś się "Kulinarnymi rewolucjami"? Niezwykłe! Choć po dłuższym namysle, nie - ten program rzeczywiście może człowieka natchnąć, zainspirować.
A co do mojej obecnej fascynacji serialem i kulturą koreańską, to cieszę się, że jeszcze trwa, bo zdaję sobie sprawę, że minie ni stąd ni zoswąd. oby przykryta nową fascynacją!:-)
Pozdrawiamy Cię gorąco, Krystynko!:-))*
Zapewne dlatego zniknelas nam na tak dlugo, Twoje nowe hobby pochlonelo Cie z kretesem.
OdpowiedzUsuńNa ogol nie ogladam seriali, bo wciagaja i potem musze caly plan dnia podporzadkowywac godzinie emisji. Filmow kostiumowych w ogole nie lubie. :)
Dzień dobry, Aniu. Nie, nie dlatego zniknełam na tak długo, choć fascynacja tym serialem pozwoliła mi znacznie umilić ten czas, gdy niczego tutaj nie publikowałam.
UsuńJa też do tej pory nie oglądałam seriali (poza Kiepskimi na Polsacie, którzy niezmiennie mnie rozsmieszają). Ale filmy kostiumowe lubiłam zawsze.I nie boję się o podporządkowanie godzinie emisji serialu, bo teraz prawie wszystko mozna znaleźć w Internecie i oglądać, kiedy sie tylko chce.
Buziaki zasyłam Ci Aniu!:-))
Dobrze, że piszesz.
OdpowiedzUsuńTo są takie sfery, których jakość i moc jest tylko dla nas, tworzy się w kontakcie z niuansami naszego właśnie umysłu, i dlatego innej osobie trudno to oceniać czy nawet rozumieć. Każdy ma takie.
Ściskam serdecznie.
Dzień dobry, Aniu. Chęc do pisania znikneła mi na długo. Miałam nawet wrażenie dziwnej pustki w głowie. Ale napisanie tego posta znowu sprawiło mi przyjemność. Jak kiedyś. Cieszę się z tego.
UsuńTak, sfery naszych fascynacji są jasne i bliskie tylko dla nas. A jednak ma sie chęć opowiedzieć o tym innym.I ucieszyć się, gdy jakimś cudem, znajdzie się ktos, kto rozumie i odczuwa podobnie.
Pozdrawiam Cię przyjaźnie!:-)*
Ja należę do osób rzadko komentujących, ale regularnie czytających. Nigdy jednak nie pomyślałabym krytycznie o czyjejś pasji(sama ostatni często oglądam "Salon sukien ślubnych':))). I tak jest Olu w Twoim wypadku. Zastanawiałam się tylko czemu brak wpisów. Ale jeżeli jesteście z Cezarym zdrowi to już się nie martwię:)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że czytasz i czasem komentujesz na naszym blogu, Iwonko. Lubię wiedzieć, kto jest po przeciwnej stronie monitora i co sobie mysli.
UsuńTeż masz ulubiony serial?!:-) Witaj w klubie opętańców!:-)
Uściski!:-))
Witaj Olu ponownie! Pisać, czy nie pisać, i jak czesto pisać? Na to nie ma jednej odpowiedzi, kazdy musi sam w swoim sercu odnależc odpowiedż. Ja piszę z potrzeby serca, piszę wtedy kiedy mam na to ochotę i kiedy cos naprawdę mnie porusza... pisuję rzadko, ale może to dlatego,ze nie lubię pisac na necie, męczy mnie to, to poprawianie, korygowanie, trwa to u mnie b. długo i męczy moje oczy... ale pisze nadal i tylko wtedy, gdy naprawdę mam na to ochotę. Bo jeśli zaczniemy się do czegos zmuszac, lub robic cos pod publike, to wtedy stracimy cała radosć pisania. I... Olu nie wszystkich musimy zadowalać, nie wszystkim musi się podobać to co piszemy... robimy to przeciez tez a może i głównie dla nas samych!.
OdpowiedzUsuńSeriali nie oglądam, poza Kiepskimi, i to jest w ogóle jedyna rzecz, którą oglądam... ale myślę,że ten koreański serial, jak opisałas to napewno coś wyjątkowego. Nie, Olu nasze fascynacje nigdy nie będą śmieszne,mamy do nich prawo i dobrze,że one są w naszym zyciu.
Gdybym miała więcej czasu, napewno zajrzałabym do tego serialu, te koreańskie kobiety sa tak fascynujace, i ta ich niepowtarzalna uroda, stroje, pewnie to piekny serial, skoro tak Ciebie zafascynował... ale niestety wiosna za progiem, więc i huk roboty znów czeka, a u mnie tez wiele nowych spraw, którym musze podołać.
Pozdrawiam Ciebie serdecznie i miłych serialowych wieczorów
Dzień dobry, Amelio! I ja mam problemy z oczami, muszę więc ograniczać, niestety wpatrywanie sie w monitor i w szeregi liter w ksiazkach. Jednak pisanie, czytanie i ogladanie czegoś sprawia duża przyjemnosć, a w zyciu trzeba mieć przyjemności - nawet, gdy zdrowie szwankuje (a moze własnie wtedy szczególnie?).A bedąc gospodynią wiejską czy rolniczką kiedyś nie folgować tym przyjemnościom, jesli nie zimą? Potem, już wkrótce przeciez, przyjdzie znowu czas wytężonej pracy. I chociaż ona daje duża satysfakcję, to nie zaspokaja wszystkich potrzeb ludzkich. Tych duchowych zwłaszcza.
UsuńA co do fascynacji serialem...Obawiałam sie by o tym napisać, bo wielu ludzi deklaruje się, że w ogóle telewizji nie oglada albo nawet telewizora nie posiada. Oglądanie jest dla nich stratą czasu i dowodem na jakies odmóżdżenie. Jednak w telewizyjnym oceanie szmiry i nudy mozna czasami znaleźc cos naprawdę wartościowego. A polecany przeze mnie serial jest własnie czymś takim.Dlatego nie mogłam sie oprzeć by o nim nie napisać.
Też oglądam Kiepskich, bo lubie sie odpręzyc, pośmiać i zamyslić, bo w tym serialu pośród specyficznego humoru i często niewybrednych zartów o dziwo mozna znaleźc prawdziwe perełki złotych mysli i nierzadko gorzkich, zyciowych konstatacji.
Serdeczne uściski zasyłam Ci Amelio w ten marcowy poranek, zdrowia i dobrego nastroju zycząć!:-))*
Ale Ci się pięknie i niespodziewanie przydarzylo!
OdpowiedzUsuńBardzo mi brakuje fascynacji. Chcialabym podążać za czymś, czegoś pragnąć, dać się czemuś pochlonąć. Lubię swoją codzienność i rutynę wykonywanych zajęć, ale ognia w tym nie za wiele.
Może też by mi wtedy pisanie wrócilo ...
Buziaki!
Dzień dobry, Madziu! Otóz to! Strasznie się cieszę, że mi sie ta fascynacja przydarzyła i dodała ognia duszy. Kiedyś, gdy moja córcia była jeszcze mała razem fascynowałyśmy sie wspaniałymi filmami i ksiązkami. Po głośnym przeczytaniu kolejnego, emocjonującego fragmentu np. Władcy pierścieni" odgrywałysmy sceny zeń, rysowałyśmy bohaterów, w teatrzyku cieni odgrywałyśmy rózne sceny, spiewałyśmy. I to był naprawdę piękny, wspólny, niezapomniany czas. Myslałam, że już z czegos takiego wyrosłam. Że nie juz nie potrafię czegos tak mocno przezywac. A jednak to w człowieku gdzieś jest, nie mija. Może ożyc ni stąd ni zowąd. Musi przyjsc tylko odpowiedni impuls i czas. Dlatego Madziu czekaj, wypatruj, nie trać wiary. Wszystko jest mozliwe!Serdeczne buziaki:-))*
UsuńOj seriale seriale... Mnie tak naszło, że tu piszecie o baśniach trochę prawda?
OdpowiedzUsuńJest taki serial Once Upon a Time - jest kilka sezonów i tam są zmieszane baśnie... Może cię zauroczy?
Ja sama śledzę seriale, ale tv nie oglądam. Wszystko z internetu.
Poza takimi, co pewnie slychać, że oglądane szumnie (Wikingowie, Walking Dead (zombie) i Gra o Tron) to znam kilka które mnie zafascynowały i wciągnęly na lata medyczne - House i Chirurdzy, a także właśnie baśniowe/historyczne - biała królowa i Once Upon a Time.
Pozdrawiam, i oczywiście pisać, seriale nie są takie zle :)
Dzień dobry! Tak, o basniach też tu piszemy, bo baśnie kochamy. Zwłąszcza ja.
Usuń"Once Upon a Time"? Piękny tytuł. Tym zwrotem zaczynają sie przeciez najlepsze basnie.Spróbuję poszukać sobie tego serialu. o "Grze o Tron" słyszałam i wiem, że to dobry film. Tak duzo jest ciekawych rzeczy do ogladania, ze zycia nie starczy by sie z tym zapoznać. Ale fajnie, ze są. Fajnie, ze wciąż jest cos do odkrycia i zafascynowania się. Dzięki Ci serdeczne za polecenie i zyczliwe zrozumienie.
Pozdrawiam Cie ciepło!:-)*
:)
OdpowiedzUsuńjestem, poczytam jednak jutro...
- nie dało mi spokoju, post u Jaworów- muszę zajrzeć...
Usuń1. nie chodzi o namawianie i zarażanie, ważne jest, że to jest ważne dla mnie, jest w tym ważna ta powtarzalność, punkt odniesienia w czasie pory roku, która zamyka nas w domu. A że pozostaje z nami na dłużej- trzeba się tylko cieszyć....
2. pora nadawania i towarzystwo też jest istotne...
3. na piosenkę chętnie poczekam.....
4. na prawdziwych faktach... to musiała odnaleźć to czułe miejsce w Twoim serduchu... Ty taka wrażliwa pisarska dusza.....
5. dlaczego nie napisać na blogu o tym co się polubiło i kocha, po to jest blog przecież... (!)
6. ja szanuję każdy tekst blogera, to jego miejsce w tej wielkiej sieci i ma prawo napisać o tym co lubi...
A po za tym, tego nie wiem, czy kiedyś ta Twoja recenzja nie przyda się bardzo. Może ktoś będzie potrzebowałał takiej rutyny powtarzalności, kolorów, przygód i uśmiechu. I zapewniam Cię, że wtedy to wykorzystam. Włączę po prostu Cesarzową Ki, bo po Twoim pięknym opisie, nie zapomnę o serialu na pewno.
Pozdrawiam z całego serducha, nawet jeśli nie bedzie następnego wpisu, tak szybko.
Uśmiechy życzliwe... :)
Dzień dobry, Alis! Tak, wazna jest ta powtarzalnośc, wspólnota przezywania, radosć głębokiego odczuwania. Historia cesarzowej jest niezwykła, ale nie wiem, czy gdyby mi ja ktos opowiedział miałabym chec by ją obejrzeć. Bo poza sama historią jest tu wiele elementów, któe dochodzą do człwoieka i zachwycają go tylko wówczas, gdy zobaczy to o odczuje sobą.
UsuńMiałam wątpliwosci czy o tym pisać, bo oglądanie seriali przez wiele ludzi postrzegane jest jako strata czasu. Ale nią nie jest. jest radoscią, wzbogaceniem zycia, dodaniem codzienności nowego wymiaru.
No i te piosenki...Uwielbiam pisać słowa do pieknych melodii i spiewać potem te piosenki. Ale melodie by były inspiracją muszą naprawdę mnie zachwycić, opętac. Tak własnie sie stało w przypadku "Cesarzowej Ki". Jak tylko cos nagram i będe jakos zadowolona z efektu, na pewno to tu pokażę.
Serdeczne usciski zasyłam Ci Alis i podziękowania za długi, zyczliwy komentarz!:-))*
słucham muzyki i wędruję sobie chwilkę po blogach,- miłe chwile dzięki Tobie.
UsuńNo to sie cieszę!:-))*
UsuńWitam Ciebie Olga po przerwie.
OdpowiedzUsuńPisać czy nie pisać? to jest pytanie na które nie zna człowiek odpowiedzi. Kiedy wysłano do mojej pracy donos, i musiałam z niej zrezygnować- był taki moment, że żałowałam. Bardzo lubiłam swoich pacjentów. Mijał czas - żal minął. Jednak opory pisania o swoim życiu pozostały. Zawiść ludzka nie zna granic :-)
Filmu nie oglądałam. Niedawno Bogumił wyjechał na 4 dni. Zasiadłam w fotelu z drutami. Żeby coś leciało, przerzucałam filmy w necie i tak trafiłam na film "Purpurowe skrzypce" Film banalny o losach skrzypiec. Tak mnie wciągnął, że zrobiło mi się smutno kiedy się skończył.
Jeżeli serial na który natrafiłaś daje Tobie radość - to tylko się cieszyć. Tyle zła i smutku toczy się wokół , że odrobina fascynacji innym światem nie zaszkodzi :-)
I ja witam Cię serdecznie, Grazynko!
UsuńZ tym nazbyt szczerym pisaniem w Internecie tak własnie jest. Nigdy nie wiadomo, co kto może wykorzystać przeciw Tobie.A szkoda, bo to ogranicza samo pisanie. Ale trudno. Nic sie nie poradzi.Pamiętam jak pisałaś u siebie o tej historii z donosem. Straszne!
Widzisałam kiedyś "Purpurowe skrzypce" i też pamiętam, ze mi sie ten film podobał.Skrzypce zdaje się przynosiły pecha kolejnym ich właścicielom...Piękna opowieść poprzez epoki.
Tak, fascynacja daje radosc a ta radośc jest bezcenna.
Usmiech szczery zasyłam!:-)*
Mamuś, cześć!
OdpowiedzUsuńTrochę się w domu martwiliśmy, że tak długo nie piszesz, a tu taka ładna niespodzianka. Świetna recka i zdjęcia też cud i miód! Powinni ci zapłacić za reklamę serialu!
Anita Jawor
Anuś kochana! Nie pisałam, ale wiesz, że ostatnio inne rzeczy miałam na głowie. Na szczęście troche mi sie w mózgu przejasniło i dzieki temu nspłodziłam tekst o tym świetnym serialu, dzieki któremu poczułam sie prawie jak w czasach, gdy razem fascynowałysmy się "Władcą pierścieni"!Cieszę sie, że Ci sie recenzja spodobała. Może teraz skusisz sie i sama zobaczysz "Cesarzową Ki"?:-))
UsuńDzień dobry Olu,bardzo się cieszę,że znowu mogę Cię czytać a najważniejsze,że nadal sprawia Ci to przyjemność.
OdpowiedzUsuńFilmu nie widziałam,ale po takiej recenzji mam ochotę obejrzeć tym bardziej,że lubię obejrzeć dobry film.
Dzisiaj wiele nie napiszę,bo mnie łapka boli:((
Pozdrawiamy Was oboje:))♥♥
Dzień dobry, Elżbietko! A ja cieszę się, że Ty sie cieszysz i że znowu mogę czytać pisane twoją ręką serdeczne słowa!
UsuńFilm o cesarzowej Ki potrafi człowieka oczarować i opętać z kretesem. Dlatego trzeba sie dobrze zastanowić zanim zacznie sie go ogladać!:-))
A co to Ci się z łapką stało, Elzbietko?
Pozdrawiamy Was serdecznie!:-))♥♥
Dziękujemy za pozdrowienia:)),a co do filmu to czasem skacząc po kanałach natrafiałam na niego no ale był to któryś z rzędu odcinek i pewnie dlatego nie zainteresowałam się nim tym bardziej,że nie lubię oglądać serialu od środka.Recenzja tak zachęcająca,że poszukam, dopóki jestem uziemiona z wszelkimi pracami(nie znoszę takiego stanu) mam trochę czasu na kino.Olu miałam robiony zabieg na łapce fachowo nazywa się to" zespołem cieśni kanału nadgarstka"no i musi teraz trochę boleć żeby potem już nic nie bolało.Jak zauważyłam powszechne jest to schorzenie w dniu kiedy miałam zabieg(20min)przeprowadzono ich 25.Ale idzie już ku lepszemu.
UsuńOlu,bardzo się cieszę z Waszego powrotu.Buziaki:))♥♥
Elżbietko, co do serialu to możesz go sobie znaleźć na przykład na stronie cda.pl
UsuńWspólczuję Ci bólu dłoni. Tak, ja tez zetknełam sie z tą dolegliwoscią - gdy leżałam w szpitalu dwie panie z moej sali były po tym zabiegu. Mam nadzieję, że szybko dojdziesz do siebie, bo Ty jako osoba tak tworcza i pracowita na pewno masz problem z tym przymusowym bezrobociem!:-))
Uściski serdeczne zasyłamy w czwartkowe przedpołudnie!:-))♥♥
Witaj Olu,znalazłam wczoraj własnie na cda.pl tralala i wieczorkami będę oglądać.
UsuńCo do łapki,nic się złego nie dzieje po zabiegu,ładnie się goi,palce sprawne,ćwiczę je myślę,że będzie okey,tylko ta przymusowa bezczynność mnie zabija hehe.
Miłego dnia:)♥♥
To wobec tego miłego oglądania, zycze Ci Elzbietko oraz spokojnego dochodzenia do pełnej sprawnosci oraz zdrowia. Wiosna wszak za pasem!
UsuńUściski serdeczne!♥♥
Witaj kochana,nareszcie jesteś,bardzo mi brakowało Twoich wpisów.Mam nadzieję,że odpoczełaś zresztą jestem o tym przekonana bo ciekawie piszesz o koreańskim serialu. Pozdrawiam Was oboje z Cezarym łapki dla psiaków i reszty zwierzyny,mam cichą nadzieję, że nie znikniesz znów na długo.
OdpowiedzUsuńWitaj Krysiu! Miło mi, że czekałaś na moje wpisy! Potrzebna mi była ta przerwa w blogowaniu. Troszke sie dzięki niej zresetowałam.Nie wiem, jak często będę teraz pisać. Wszystko pozostawiam mojemu samopoczuciu, natchnieniu i nastrojowi.
UsuńPozdrawiam Cię z przyjaznym usmiechem!:-))
Na mnie pobyt w Korei Południowej wywarł wielkie wrażenie. To piękny kraj z bardzo bogatą tradycją. Kiedy zamykam oczy widzę wciąż góry, strumienie, świątynie...
OdpowiedzUsuńDzięki za polecenie serialu. Też jest mi to potrzebne, aby odpocząć przy ciekawym filmie.
Olu, czy pamiętasz o bajce inspirowanej historią Jacusia? Twoja kolej jest w następnym miesiącu.
Pozdrawiam :)
Dzień dobry, Gosiu! Tak, pamiętam o Twojej wyprawie do Korei. Niesamowity miałaś czas, pełen wrażeń, ale i zmęczenia oraz tęsknoty za tutejszym zyciem. Może czasem wiec wygodniej jest fascynować sie czymś na odległosc ? I tak jak w moim przypadku podrózować siłą wyobraźni niezmiennie będąc ciałem tu i teraz?
UsuńSerial "Cesarzowa KI" jest cudny, bo kostiumowy, bo basniowy, bo pełen szlachetnych uczuć, uczynków i wspaniałych bohaterów. Serce rośnie, dusza szybuje i jest sie cudownie daleko od świata politycznych machlojek i kłótni.
Pamiętam o bajce na temat Jacusia, tylko nie maiłam do tej pory weny. Postaram sie jakos spiąc i w najbliższym czasie cos spłodzić. Wszak nasz kochany Jacus zasługuje na to by powstał jakis utor na jego cześć!:-))
Pozdrawiam z mglistego Podkarpacia!:-))
Wiesz co jest fajne, fajne jest to, ze nie popadlas w rutyne zycia (jakkolwiek to nazwac) i potrafisz sie np. zachwycic filmem, ktory cie zafascynowal do tego stopnia, ze udzielasz sie forach internetowych, dzielisz sie swoimi przemysleniami i to mi sie bardzo podoba.
OdpowiedzUsuńCiekawsc swiata, to dar i nie kazdy go posiada , to normalna rzecz.
Olus! Twoje rozterki odnosnie zamieszczania postow na blogu, to tez normalnosc, nie ma przymusu i to samo dotyczy komentarzy.
Zawsze z wielka przyjemnoscia zagladam do Was, i odbieram Wasze posty sercem. Mysle, ze to jest tez kwestia wyczucia, czy odbieramy na tzw. "podobnych falach". Cos zaiskrzy i o to chodzi:)
Pisanie bloga, dla kazdego z nas jest pewna forma pamietnika. NIe zaluj, i nie wracaj do tego co napisalas, tak czulas. Jestem z Wami prawie od poczatku i nie widzialam nieprzychylnch komentarzy, no kilka bylo, ale kto ich nie mial:))))
Ty sie zachwycasz Korea, a ja sie cofam, zachwyca mnie historia Indian i pochwale sie ,zaczelam sie uczyc j. hiszpanskiego.
To sie rozpisalam:)))) Stesknilam sie za Toba.
Glaski, smyrki i drapanie dla wszystkich mieszkancow zagrody PD :)))))
Dzień dobry, Ataner! Ja też sie stęskniłam za Toba. Fajnie jest móc znowu przeczytać, ze nadajemy na podobnych falach!
UsuńCo do mojej koreańskiej fascynacji, to przynosi mi ona duzo radości i koniecznego oderwania od zmartwien czy też od tego zwiariowanego świata współczesnej polityki. Ucieszyłam sie, że mną takie silne uczucia owładneły tym bardziej, ze nie sądziłam, iz jeszcze cos takiego mi sie kiedykolwiek przydarzy. Od razu poczułam sie dzieki temu młodziej!
Mysle, ze masz rację, co do tego, iż nie nalezy załować tego, co już sie napisało ,czy powiedziało. Było i minęło. Widocznie tak miało być.Trzeba tylko na przyszłosc starac sie wyciągać wnioski i odrobinkę stwardniec, żeby sie tak wszystkim nie przejmować.(A co do komentarzy, to płyną one czasem innymi drogami, nie tylko blogowymi...). Ale nic to, jak mówił Wołodyjowski do Basi!:-))
Uczusz sie hiszpańskiego??? Och, jestem pod ogromnym wrażeniem!Podziwiam Cię i cieszę, że odkrywasz nowe drogi nie tylko w swych realnych wędrowkach, ale także tych duchowych. Juz sobie wyobrażam, że wyjedziesz za jakis czas do Meksyku i dzieki temu, iż zrozumiesz mowę tubylców bedziesz mogła opowiedzieć nam duzo fajnych historii.Jakie to fajne, że nigdy nie mozna powiedziec nigdy. Sami siebie potrafimy wciaz miło zaskoczyć a zycie wciąz umie nas czymś zauroczyć, nowe ścieżki pokazać. I to jest piękne!
Kochana Ataner! Druzyna jaworowa z radoscią przyjmuje wszystkie Twe pieszczoty a w zamian przesyła usmiechy, szczekania, meczenia, miauczenia oraz szczere życzenia wszystkiego dobrego!:-))***
Hi !!pisac ,nie pisac ?sama sobie odpowiedz ?majac tylu czytajacych!!!!!!!!co do Cesarzowej ki -i ja przepadlam na tym serialu plakalam ,zloscilam sie myslalam depresja moja szaleje ale nie, mialas podobnie !:idz za mna trzy kroki :oprzyj sie o mnie :szukalam wiedzy na temat KI-trzynasty wiek odlegle czasy itd ,itd wiec sciskam LAPKE uleczylas mnie z depresji HI,HI AHA OSTATNIA SCENA KOCHAM CIE I KI -ja CIEBIE KOCHAM CALYM SERCEM ........FINE pozdrawaim p Gosia
OdpowiedzUsuńDobry wieczór, Gosiu! Ależ mnie ucieszyłas swoim komentarzem! To cudownie, że takze Ty uległaś czarowi tego serialu. Widzisz? Jest nas wiecej i coś nas łaczy. Pewnie podobna wrazliwośc, podobny sposób przeżywania róznych rzeczy.To cudny serial. Nie do porównania z żadnym innym.Wspaniałe teksty, dialogi, spojrzenia aktorów, ich uroda. Och i jeszcze raz och!
UsuńŚciskam Ci Gosiu łapke bardzo gorąco i zapraszam do nastepnego postu, gdzie pospiewać możesz razem ze mną do melodii znanej Ci z naszego ukochanego serialu!:-)))***