Z Wojtkiem i Eulalią poznaliśmy się kiedyś
przypadkiem. Dzięki papierosom. I był to, co muszę przyznać Cezaremu, jeden z
wielu ważnych i pozytywnych faktów w naszym życiu, które nie zaistniałyby gdyby
nie owe nieszczęsne papierosy. Czemu nieszczęsne? Ano, bo stale obecne. We
władzy absolutnej mego małżonka trzymające. Z kasy nas nieustannie dojące. Jednak
dla marnego pocieszenia dodam, tak dziwnie się jakoś składa, że większość
przesympatycznych ludzi, których znamy i wciąż poznajemy jest namiętnymi
palaczami. Zazwyczaj ja w ich gronie trwam samotnie niby dziwaczna jakaś
persona z innego świata. Zupełnie obojętna wobec uroków dymka! Wdychająca
mimochodem szare opary nikotyny, ale nie wytwarzająca ich w kole wzajemnego
zrozumienia i adoracji. Może więc w końcu powinnam i ja zasmakować w tymże niezrozumiałym
zupełnie nałogu aby zbliżyć się bardziej do moich interlokutorów i przyjaciół? Ech,
na szczęście zdarzają się jeszcze rodzynki, które nie palą a poza tym chyba
finansowo byśmy tego podwójnego kurzenia nie wytrzymali…Prawda, Czaruś? Wobec
tego pozostanę chyba przy moich niewinnych słabostkach, albowiem, jak prawie
każdy, nie jestem wszak od nich wolna. Chociaż tutaj, w blogowych kręgach,
większość z nas wydaje się być posągowa i niepokalana. Lekko odrealniona i bez
wad. Będąca ponad wszelkie zgubne nałogi i obsesje. Ach! Swoją drogą, jakże
łatwo wykreować swój wizerunek w internetowej przestrzeni lub też niechcący
popaść w jakiś schemat czy konwencję. Oddalić się od zwykłego życia. Ale potem
bardzo za nim zatęsknić, albowiem nie masz to jak serdeczny dotyk, szczere spojrzenie,
ciepły uścisk, swojski zapach, wspólny śmiech i łzy. Zupełnie zawierzenie i
otwarcie, gdy na wprost stoi zwyczajny i jakże bliski człowiek z krwi i kości.
Tak, najważniejsza jest prawda naszych codziennych słabości, wielkich porażek i
małych zwycięstw…Akceptacja tego wszystkiego. I smak prawdziwego życia! (Och te moje przydługawe wstępy i dygresje!
Niech mnie koza bodnie! Czasem tak się w tych wtrętach rozpędzę, że aż
zapominam, o czym to ja mianowicie chciałam napisać…).
Był to środek zimy. Pierwszej zimy po naszym
zamieszkaniu na Pogórzu. Zasypało nas wówczas śniegiem tak dokumentnie, że do
najbliższego, odległego ok. 4-5 km sklepu nie dało rady dotrzeć samochodem. Wracając
do domu z wyprawy do posiadającej sklepik spożywczy wioski dzielnie
wydeptywaliśmy między zaspami wąskie ścieżynki. Zdobni w krwistoczerwone
rumieńce brnęliśmy uparcie po wzgórzach i dolinach, po zlodowaciałych i
zasypanych białymi pierzynami leśnych dróżkach, na plecach niosąc wyładowane
wiktuałami plecaki a u boku mając radosną, pełną niezmordowanej energii,
kilkumiesięczną Zuzię.
Ledwo zaczęliśmy się wspinać pod górę,
będącą ostatnim etapem naszej drogi, gdy zdyszanemu Cezaremu strasznie
zachciało się dymka (a były to jeszcze czasy, kiedy usiłując jakoś zmniejszyć
ilości wypalanych papierosów starał się nie zabierać ich ze sobą na żadne
spacery ani wyprawy). Jednak wówczas tak się zmęczył, tak zziajał, że nagle naszła
go ogromna, przemożna wręcz potrzeba palenia, tak jak spragnionego wędrowca na
pustyni nachodzi moment, gdy bez kropli wody ani rusz! Wówczas jakimś szóstym
zmysłem wyczuł w pobliżu błogi zapach smolistych wyziewów i zapominając
zupełnie o zmęczeniu niczym rączy konik pognał w stronę ostatniej przed bukowym
lasem chaty. Tam napotkał szczuplutkiego, ubranego w ciepłą kufajkę,
nieznajomego, starszego mężczyznę raczącego się właśnie na stronie nikotynowym
źródłem rozkoszy. Cezary, nie bacząc na moje sarkanie oraz nie bawiąc się w
żadne ceregiele wyżebrał natychmiast od owego człowieka wytęsknionego
papieroska. Następnie, jak na ceniącego bezpośredniość Australijczyka przystało
w try miga przeszedł z owym mężczyzną na „ty”. I w ten właśnie sposób
poznaliśmy naszego kochanego acz wielce skromnego Wojciecha. Chwilę potem,
słysząc wesołe pogwarki i obce głosy z chaty wychyliła się przemiła gospodyni –
maleńka, korpulentna, jasnowłosa Eulalia. Uśmiechając się od ucha do ucha oraz
głaszcząc namolnie domagającą się pieszczot Zuzię z ciekawością i humorem
wypytywała nas o to, kim jesteśmy, gdzie mieszkamy i dlaczego po idylli w upalnej
Australii zdecydowaliśmy się osiąść na tym prawie syberyjskim końcu świata!
Chociaż gorąco zapraszała nas do siebie na
herbatę, to nie zdecydowaliśmy się wówczas wejść w jej gościnne progi, wiedząc,
że jeszcze trochę wspinaczki przed nami a zimowy dzień właśnie dobiegał końca i
zamglone słońce szybko chowało się za najbliższym wzgórzem. Serdecznie więc
pożegnaliśmy się z nowopoznanymi sąsiadami i zapraszając ich w nasze progi
zniknęliśmy w głębi lasu unosząc ciężkie plecaki oraz dzieląc się
entuzjastycznymi uwagami na temat Eulalii i Wojtka. Oboje byli od nas dużo
starsi, ale pełni młodzieńczej energii, szczerego uśmiechu i życzliwości.
Kilkanaście lat temu przeprowadzili się z miasta na wieś i teraz wiedli pod
lasem prosty, pracowity żywot, mając swoje radości i troski. Spodobali się nam
ogromnie! Tak dobrze im z oczu patrzyło! Tak niepowtarzalnym ciepłem emanowali!
A czując, iż ta sympatia jest obustronna ciekawi byliśmy, jak też w przyszłości
rozwinie się nasza znajomość.
Rozwinęła się i to bardzo! Od tamtej pory
zaprzyjaźniliśmy się prawdziwie. Odwiedzamy się wzajemnie o każdej porze roku,
pomagając sobie w wielu sprawach oraz spędzając razem dobry, nieśpieszny czas.
Obdarowujemy się plonami naszych ogródków i pól, dzielimy przepisami na
ulubione potrawy i napoje, ufamy sobie i zwierzamy z naszych zmartwień. To
wszystko pogłębia się i wzbogaca z każdym kolejnym spotkaniem. Niedawno znowu u
nich byliśmy. Wpadliśmy na parę chwil a posiedzieliśmy kilka godzin,
zaczarowani ich ciepłem, gościnnością i bezpośredniością. Daliśmy im w
prezencie słój mrożonego lubczyku z naszego warzywnika a oni piękny, wiklinowy
koszyk i wielką butlę swojskiego wina z malin. Pomogliśmy im zresztą w cedzeniu
i przelewaniu z wielkiego baniaka do butelek tegoż amarantowego, aromatycznego
napoju. Ileż przy tej okazji było przekomarzań, opowiadania dowcipów i
dykteryjek, radosnej degustacji, wesołych spojrzeń, wariackiego śmiechu!
Eulalia, chorująca na płuca pokasływała od
czasu do czasu, ocierając przy tym łzy szczerego rozbawienia. Jej mąż, mający
problemy z sercem, niekiedy oddychał ciężko i na moment zasępiał się,
spoglądając z troską na ukochaną żonę…
Cezary i Wojtek nie bacząc na porywisty wiatr
i mglistą wilgoć panującą na dworze kilka razy wychodzili z ciepłej izby pod
pretekstem mycia butli po winie, jednak głównie po to, aby zażyć rozkoszy
wspólnego palenia. W tym czasie obie z Eulalią sączyłyśmy z przyjemnością
malinowy napitek, pogryzałyśmy kruche ciastka z marmoladą i narzekałyśmy na
paskudny nałóg naszych mężów zapewne bardzo skracający im życie.
- Nie mam już do
niego siły! Tyle razy prosiłam! Tyle obiecywał! I co? I dalej kurzy, jak
kurzył! A tabletek na serce coraz więcej łyka! – utyskiwała, dorzucając drew do
pieca i nasłuchując przy tym dochodzącego z sieni kaszlu Cezarego połączonego z
głośnym śmiechem i chorobliwym pochrząkiwaniem Wojciecha.
- To samo mam z
Cezarym! – dopowiadałam – Już straciłam nadzieję, że kiedykolwiek zdoła te okropne
papierosiska rzucić. Ale wiesz, co kochana Eulalko?
-Wiesz, do czego doszłam w końcu? – zapytałam,
przysunąwszy stołeczek do przyjaciółki i ucałowawszy ją siarczyście w gorący
policzek.
- Do czego, moja Oluniu?
– uśmiechnęła się kobieta a tuląc mnie jak córkę podsunęła mi bliżej talerz z
ciastkami i dolała do mego kieliszka jeszcze trochę wina.
- Ach, nie
martwmy się tymi papierosiskami dzisiaj, bo przecież nie można się cały czas
stresować czymś, na co i tak nie ma się wpływu. A przecież poza zdrowiem liczy
się też smak życia. Swoboda i beztroska radość…„Tak szybko mija życie, jak
potok płynie czas” – zanuciłam spontanicznie a ona potakując mi dopowiedziała
dalej chrypliwym, lecz mocnym głosem:
- „Za rok, za
dzień, za chwilę razem nie będzie nas…”
- A wy, co tak
sobie tu śpiewacie? – z łobuzerskim uśmiechem chłopca, który właśnie coś przeskrobał, ale udaje niewinnego baranka zapytał Cezary wkraczając wówczas do izby z zarumienionym
od zimna Wojciechem. Tupiąc rozgłośnie roztaczali wokół intensywny zapach nikotyny a stawiając na podłodze porządnie
wypłukany z osadów kolejny baniak po winie na nasz widok zgodnie zawołali:
- Ale Wam dobrze,
dziewczyny!
- A pewnie, że
dobrze! – odrzekłyśmy chichotliwie i patrząc na siebie porozumiewawczo
stuknęłyśmy się kieliszkami, na których dnie błyszczało jeszcze trochę
magicznego napoju…
A bo z tymi papierosami, jest Oleńko, jak ze wszystkim innym. Życie pokazuje nam tysiące przykładów ludzi, którzy prowadzili super zdrowy tryb życia i umarli przedwcześnie na raka. I tysiące uśmiechniętych, uwędzonych w dymie 80-letnich staruszków.
OdpowiedzUsuńMyślę, że o długości życia i jego jakości decydują inne sprawy.
Buziaki
Też mam nadzieję, że w naszym przypadku papierosy nie będą powodem zejścia z tego najpiękniejszego ze światów. Wydaje mi się, że to stres jest najbardziej zabójczy oraz konserwany w jedzeniu. Zresztą, sama już nie wiem....
UsuńA w ogóle, to przecież nic człowiekowi szczególnego nie musi dolegac, by nagle strzelił w kalendarz. Ot, sopel lodu, cegłówka czy upadek z drabiny przy myciu okiem - co tam komu pisane...
Buziaki Madziu!:-))
Ja tam sie nie kreuje i nie wybielam, pale, uwielbiam czekolade i z tego mam wielki dyferencjal. Dzieci tez moglam lepiej wychowac, a na szczajaca Bulke nie znajduje sposobu. A przez nia o malo co meza nie zamordowalam i tak mi sie kocisko odwdziecza. O swoich wadach i usterkach pisze bez zazenowania, bo jestem tylko czlowiekiem, istota omylna. :))) Wiem, ze smierdze jak popielniczka pelna petow, trace pieniadze i moge zejsc na raka pluc. I co z tego? Mam za to inne zalety i mozne mnie za nie kochac albo i nie.
OdpowiedzUsuńA Wojtki daleko od Was mieszkaja? Bo jakos odnioslam wrazenie, ze do nich to cala wyprawa.
Buzinki z chuchem nikotynowym :*****
Ty w ogóle jesteś świętą osobą z Twoją cierpliwoscią do wiecznie szczajacego kota!Czy mąz jest równie cierpliwy? Jesli tak, to jesteście szczęściarzami, zeście sie tak dobrali!:-))
UsuńA w ogóle, to Ciebie kocha sie głownie za Twoją szczerosc, o czym nie raz już Ci pisałam!
Wojtki mieszkają około 2 km od nas.
Buzinki z chuchem czosneczkowym zasyłam! Hi, hi!:-))***
Jak sie ladnie zemscilas za moj chuch! :)))
Usuń!:-))*
UsuńA ja myślałam, że już Was zasypało! Chyba by się przydało, mogłabyś odpocząć.
OdpowiedzUsuńJa jak wiesz nie palę, nie z zasady, z przekonania czy skąpstwa, ale chyba z lenistwa. To ciągłe wychodzenie, ubieranie się, bo jak nie ubieranie to przeziębianie, wracanie, skręcanie. .. to nie dla mnie. Być może, że przy tej ilości świeżego powietrza do którego macie nieograniczony i bezpłatny dostęp (znaczy się, bez spalania paliwa, żeby wyjechać z miasta), nałóg Cezarego, to prawdziwy pikuś. Howgh
Na jutro synoptycy zapowiadaja u nas snieg. Zobaczymy! Lubię zimę i te pejzaże, wiec sie bardzo nie zmartwię.
UsuńMoże rzeczywiscie świeże powietrze jakos pomaga Cezaremu zyć w zdrowiu mimo palenia? Miejmy nadzieję, ze tak mu zostanie!
Całusy, Łucjo kochana!:-))*
To chociaż coś dobrego z tego palenia wyniknęło :)
OdpowiedzUsuńPopatrzyłam na zdjęcia i pomyślałam, że u Was już zima ..... brrrr ....
Żebyż to z wszystkich złych rzeczy takie dobro wynikało! Może zresztą i jakies tam wynika, tylko trzeba na wszystko popatrzec z jakiejś znacznej perspektywy czasowej....
UsuńA zdjęcia zimowe kocham! i takie pejzaże też, zwąłszcza gdy szaroburo na dworze!
Buziaki Liduś!:-))*
Popatrzyłam na zdjęcia, zerknęłam za okno i... zatęskniłam za zimą ;) Nic na to nie poradzę, że dla mnie każda pora roku wydaje się atrakcyjna :) A z tym paleniem, no cóż wydaje mi się, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło... Ja nie paliłam nigdy, choć wychowałam się w domu palaczy. Mój Ślubny palił kilkanaście lat, próbował rzucać palenie kilka razy z miernym skutkiem... aż w końcu ponad 17 lat temu udało mu się :) Wydaje mi się, że każda duża zmiana w życiu wymaga jakiejś motywacji, zamiany na coś innego... rezygnujemy z czegoś na rzecz czegoś innego... może się mylę, ale tak mi się wydaje.
OdpowiedzUsuńFaktycznie w blogowym, anonimowym świecie mamy tendencję do zamieniania się w ideały, ale czasem wydaje mi się, że inni też równie często nas szufladkują i niechętnie przyjmują zmiany w naszym wizerunku. Czasem jestem ciekawa co by było, gdybym zamiast odstawiania kolejnych błazenad, nagle zaczęła rozstrząsać problemy egzystencjonalne...Choć mnie pewnie i tak wyszedłby z tego kabaret ;)) Ten typ tak ma... ;))
Ściskam Cię mocno Oleńko i buziaki zasyłam! :)*** ♥
Juz niedługo będziemy mieć takie widoki za oknem. Jest coraz zimniej i gdzieniegdzie w Polsce snieg już popadał. Jeszcze sie nam to wszystko opatrzy i znudzi...Ale póki co, niech przyjdzie ta cudna biel i zakryje szarosc egzystencji!
UsuńMądrze piszesz Zosiu o tym, że zamienia sie coś na coś. Czy istnieje jakis zamiennik papierosów w przypadku mego męza? Oj, przydałoby się znaleźc cos takiego.
A co do zamieniania sie w ideały na blogach, to wynika chyba z tego, że pokazujemy tu jakis kawałek naszej rzeczywistości, kawałek nas. Nie da sie napisać o wszystkim. I niekoniecznie przeciez trzeba. Tyle tylko, że człowiek bardziej ludzki sie wydaje i bliski, gdy jakieś wady swe pokazę. Nie oniesmiela tak i drugich w kompleksy nie wpędza.
Całuję Cię moja kochana Zosieńko i cieszę się, że posiadłaś juz wiedzę o serduszkach!:-))***♥
Pamietam moja przygode papierosowa, gdy jako nastolatka sprobowalam dziadkowych Popularnych gdzies w ukryciu...
OdpowiedzUsuńNigdy nie patrzylam na ludzi przez pryzmat ich nalogow, patrzylam i patrze w serce.
Olenko, bardzo mnie ciesza takie relacje miedzy sasiedzkie jakie macie w Waszym miejscu. Pelne ciepla, zyczliwosci i serdecznosci.
Twoje zdjecia bardzo cieple, mimo bialego zmrozonego dywanika, bede do nich wracac i cieszyc sie wydreptana w sniegu drozka do ciepla domowego ogniska :)
Pozdrowienia cieple listopadowe dla Was :******
Ja też parę razy sprobowałam w czasach szczeniecych i jakos mnie papierosy nie zauroczyły. I dobrze! Wolę czyste powietrze!
UsuńCieszymy się, żeśmy mogli poznać tak sympatycznych i dobrych ludzi, jakimi s nasi sąsiedzi zza lasa. Bez takich ludzi mieszkanie tutaj nie miałoby tyle uroku.
Bardzo lubie fotografować zimą i mam w naszych stronach pole do rozwijania tej pasji. Nawet nigdzie daleko nie musze chodzic. Czasem wystarczy przez okno wyjrzeć i juz sie cos pieknego zobaczy.
Serdeczne buziaki zasyłam Ci Orszulko!:-))***
papierosów nie palę, ale wino lubię ;)
OdpowiedzUsuńkiedy zobaczyłam zdjęcie to myślałam, że tak Was już zasypało ... :)
Dobrze się pogrzać w Waszym ciepełku :):*****
A w zimie grzane winko jest dobre, oj, dobre...I jakaś ulubiona muzyka w tle. Tak sie człowiekowi od tego błogo robi i magicznie.
UsuńPewnie niedługo nas zasypie. No chyba, ze w tym roku znowu zima będzie łagodna.
Pozdrawiam Cię serdecznie Emko!:-))***
To ja aby nie było posągowo przyznaję się do nałogu. Tak jestem zatwardziałaym palaczem, który ma 5-letnią przerwę. Ciesze się, że udaje mi się cały czas nie palić choć przyznaję, że mam momenty kiedy myslę sobie... och, jak przyjemnie byłoby zaciagnąć się dymkiem :)
OdpowiedzUsuńA zdecydowałam się na walkę z tym nałogiem z powodów bardzo prozaicznych i przyziemnych - finansowych. Nie dość, że papierosy zdrowia nie poprawiają to jeszcze "odchudzają" mocno portfel...
No i cieszę się, żeś nie posągowa, Loono droga! A przez to mi bliższa jesteś! Są rzeczy, od ktroych naprawdę trudno sie odzwyczaić. ja tak namiętnie łuskam wieczorami słonecznik, że mój jąz ma wrażenie, iż zamieniam sie w zwariowana wiewiórę! Na szczęscie słonecznik mam głownie z własnego ogródka.Choc ten kupny, niestety, lepszy!
UsuńA papierosy rzeczywiście drogie, jak pieron!
Pozdrawiam Cię serdecznie Sylwio!:-))*
Już myślałam, że spadł śnieg u Was ;)
OdpowiedzUsuńNa szczęście nigdy nie paliłam, po prostu nie smakowały mi papierosy. Na drugie moje szczęście nie przepadam za słodyczami ;) Winko za to lubię i miło, jak sobie wieczorem kieliszek czy dwa wypić mogę. To takie drobne przyjemności, których nie powinno się odmawiać... słodycze, wino czy dymek... Skoro już Cezary palić musi, to niech nie musi tego robić pełen wyrzutów sumienia. A skoro jeszcze dzięki jego nałogowi zdobyliście takich wspaniałych sąsiadów... przyjaciół... to takie cenne. Tym bardziej przymknij oko ;) Ściskam ;)
No to mamy sporo wspólnego kochana Inkwizycjo! Nie obchodzą nas papierosy, nie przepadamy za słodyczami (choć czasami lubie sobie cos "pomaszkiecić", np. czekoladę albo racuchy z cukrem pudrem). Ale winko, czy słodka naleweczka...Mniam! Dobrze tak czasem na koniec dnia napić sie kapkę i poczuć jak błogie ciepełko rozchodzi sie po ciele...
UsuńA bliscy ludzie, przyjaciele są najważniejszym smakiem w zyciu. A już tak usiąśc z nimi przy ogniu i winko saczyc, toz to poezja!
I ja ściskam Cię serdecznie!:-))*
Wprawdzie nie palę i nie lubię alkoholu, lecz na innych wadach i defektach absolutnie mi nie zbywa. Trudno, nie zamierzam się wybielać, ani tym bardziej na świętą się kreować:)). Aż ciepło na duszy się zrobiło na myśl o tych pięknych i przyjacielskich kontaktach. Dobry przyjaciel, zwłaszcza już w dzisiejszych, odpersonalizowanych czasach, jest na wagę złota.
OdpowiedzUsuńNo i fajnie, ze jakoweś defekty posiadasz! Nie jesteśmy pomnikami ale zywymi ludźmi i mamy prawo do wad i słabości.
UsuńTak, dobry przyjaciel to bardzo ważna sprawa. Przekonujemy sie na bieżąco o tym, jak bardzo potrafią pomóc nam dobrzy ludzie.I jesteśmy im za to wdzięczni, mając nadzieję, ze i oni maja z nas jakowyś pożytek!
Pozdrawiam Cię ciepło, Errato!:-))*
Papierosów nie palę,winka pić nie mogę za to słodycze to mój nałóg.Miło się robi na duszy czytając taki tekst.Wspaniali ludzie tam U Was mieszkają ,a zdjęcia piękne zrobiłaś.Już myślałam,że Cię zasypało.Pozdrowienia posyłam.
OdpowiedzUsuńA czy wszystkie słodycze, czy też masz jakieś ulubione Brydziu miła?
UsuńTak, mamy tu szczęście do napotykania na naszej drodze dobrych ludzi. To jest dla nas bardzo ważne!
Cieszę się, że podobaja Ci sie zimowe zdjęcia. Mam nadzieję, że w tym roku też uda mi sie jakies w tym stylu zrobić.
Całusy Brydziu!:-))*
Ja tam tej pochwały papierosów nie kupuję! Od kiedy nie palę jestem wolnym człowiekiem i straszliwie sobie to cenię. Kurzyłam jak smok o wiele lat za długo. Teraz to widzę. Niepalenie jest fajne! :))
OdpowiedzUsuńJeśli jednak to palenie przyczyniło się do znalezienia przyjaciół, to cóż, trzeba mu to oddać. :)
To cudownie, że jesteś juz wolna od nałogu Gosiu! Gratuluję Ci tego kochana!Oby i mojemu zatwardziałemu palaczowi kiedys udało sie dojsc do tego wspaniałego momentu.
UsuńPozdrawiam Cię ciepło!:-))
Palilam przez 40 lat, rzucilam jak wyladowalam w szpitalu i nie dlatego, ze moj rak byl skutkiem palenia. Absolutnie nie, bo lymphoma to rak krwi i nie ma nic wspolnego z paleniem. Rzucilam po prostu, bo bedac w szpitalu przez dwa tygodnie gdzie nie moglam ani nigdzie wyjsc na papierosa, ani w zaden inny sposob zapalic uznalam, ze skoro mi sie udalo przezyc te dwa tygodnie bez to juz glupio byloby zaczynac od nowa. Nie macham reka przed nosem jak ktos inny pali, nie uciekam i nie pouczam palaczy.
OdpowiedzUsuńZawsze pamietam, ze najgorsi bywaja byli palacze, wiec staram sie byc inna.
Uwazam, ze jesli ktos ma rzucic to zrobi to bez prawionych mu kazan i w tylko dla niego wlasciwym czasie.
I zgadzam sie z tym co napisalas na poczatku - palacze to fantastyczni ludzie:))))
Star kochana! Czyli ten pobyt w szpitalu (choć troche głupio mi to pisać) jednak na cos sie przydał, bo wyzwolił Cię od nałogu. Już od paru osób słyszałam, że szpital czy choroba były takim momentem przełomowym dla nałogu.
UsuńObyśmy zdrowi byli i mogli mimo wszystko jakieś tam nałogi (nieszkodliwe!) miec. Czym byłoby zycie bez niewinnych słabostek?
A rzeczywiscie -znani mi palacze są zazwyczaj bardzo sympatycznymi i ciekawymi ludźmi. Moze ta nikotyna jakimś cudem pogłębia ich dobre cechy charakteru???
Całusy zasyłam gorące!:-))***
Palenie, to wstretny nalog i ja niestety zaliczam sie do tych lubiacych pokurzyc wiec doskolane rozumiem tych ktorzy pala.
OdpowiedzUsuńWazne jest to, ze Cezary nie pali w domu, a wychodzi na zewnatrz dbajac o Twoje zdrowie Olu.
Wszyscy wiemy, ze palenie jest nie zdrowe itd. ale jesli komus sprawia to przyjemnosc, to uwazam, ze wie co robi.
Nalog Cezarego przyczynil sie do poznania wspanialych przyjaciol wiec jest jakis plus:)
Moc usciskow dla Was:)
.
Oj, tak dobrze nie ma by wychodził ( tylko w gościach u kogos wychodzi, bo tam sa inne zasady niz u nas). Kiedys mu pozwoliłam by w naszym domu palił przy mnie, bo bałam się, że tak wciaz wychodzac sie wreszcie zaziębi. A wole go zdrowego i pachnacego dymem, niz chorego na grypę czy zapalenie oskrzeli i pachnacego maścią mentolową czy jakąś inną wonną substancją leczniczą!
UsuńChyba przywykłam już do tego dymu...Tylko Cezarego mi żal, ze taki we władzy nałogu i koncernów tytoniowych!
Ściskamy Cię serdecznie, kochana Ataner!:-))*
Oluś gdy mój palił namiętnie co najmniej przez 30 lat albo więcej bo zaczął wcześnie mocno, też narzekał na serce. Zaparzałam owoce głogu nie kwiaty głogu tylko owoce. Pomaga błyskawicznie przed snem porządny garnuszek świeżo zaparzonych z torebki ze sklepu ziołowego owoców jakoś tak dziwnie serce nie kołatało w nocy. :) Potem rzucił natychmiast tak jakoś z dnia na dzień, mija już z 15 lat jak nie zapalił. Głóg już nie jest potrzebny a ja mam kłopoty z płucami gdy czuję dym papierosowy zaczynam się dusić. Chińczycy korzeń kudzu podają na uzależnienia podobno świetnie działa, w pracy często zamawiałam dla palaczy. Bardzo się cieszę że mój już nie pali. :)
OdpowiedzUsuńCzy u was jeszcze są jakieś zielone resztki roślinek? Na przykład zioła, wczoraj na działce zerwałam tymianek zieloniutki i bardzo mocny i w tunelu jeszcze są resztki selera naciowego ale się ucieszyłam wrzuciłam pokrojony drobno do słoika bardzo solidnie przesypałam solą i schowałam cala bardzo zadowolona. :)
"Kudzu"...Poszukam sobie w necie informacji o tym. Dziękuję Eluś! A głogu w naszych okolicach mnóstwo. Wystarczy wyjsc i nazbierac (o ile ptaki jeszcze nie oskubały!).
UsuńU nas są jeszcze trochę mięty pieprzowej i pietruszki naciowej. Cała reszta zanikła, niestety. A jutro podobno ma snieg padać, to zakryje i to, co jeszcze jest.
Pozdrawiam Cię serdecznie Eluś kochana!:-))*
Masz rację, każdy ma swój nałóg, bardziej lub mniej zgubny. Ważne tylko, żebyśmy nie narażali tych, których kochamy, na niebezpieczeństwo, z powodu swoich małych przyjemności. Pozdrawia też niepaląca :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie! Nikt nie jest wolny od nałógów i wad. Dzięki nim życie ma smak i swoisty charakter.Tak, bylebyśmy innych swoimi nałogami nie krzywdzili, bo przecież róznie z tym bywa...
UsuńWitam Cię na mym blogu Wietrzyku i pozdrawiam serdecznie, dziękując na komentarz!:-))
Uwielbiam czytać Twoje opowieści... a z papierosami tak rzeczywiście jest... Ja co prawda nie palę już ponad 5 lat (:D!!!, ależ dumna jestem!!!), ale pamiętam te rozmowy na dymku... :)...
OdpowiedzUsuńTakiego wina bym posmakowała... :)
Bardzo się cieszę, że lubisz czytać moje opowieści Abi! Ale masz fajnie, że potrafiłaś rzucic palenie! To w przypadku większosci palaczy baardzo trudna, wręcz niemozliwa rzecz! Więc gratuluję Ci tego kochana!
UsuńA swojskie winko najlepsze!:-))*
Twój post czytało się jak fragment bestsellera znakomitego pisarza. :)
OdpowiedzUsuńNa pewno będę tutaj wracać i zaczytywać się w Twoich opowieściach, ale sąsiadów już teraz Wam zazdroszczę ! ;)
Bardzo mi miło Cogyo, że tak dobrze czytało Ci sie ten post. Sprawiłaś mi duża radosc swymi słowami! Dziękuję!:-))
UsuńWitaj serdecznie na moim blogu!:-))
Pozdrawiam Cię ciepło i zapraszam w gościnne progi tego bloga!:-))*
Witajcie,Olu nie walcz z Cezarym to nie ma sensu On i tak zrobi co zechce a kiedyś i tak rzuci pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTak, juz to wiem. A Cezary znowu rzucił palenie. Zrobił to w dzień moich urodzin.Trzymam kciuki by wytrwał!:-)
Usuń