Upał i robota! Robota i upał! Od kiedy ulewne deszcze minęły i dało się wejść na pole nie tonąc po kolana w błocie pracujemy
tam co dnia aż do zmierzchu. Kiedyś już pisałam, że zachciało się nam w tym
roku większego niż dotychczas warzywnika, no to mamy za swoje! Pole jest
wymagające i uparte. A przy tym bardzo zachłanne i o czas człowieka zazdrosne.
Jak nas wchłonęło, tak nie popuszcza. Rozpuszczone jak dziadowski bicz! A na
nim nieustanna walka z perzem, przekopywanie, tłuczenie motyką, grabienie, sianie,
sadzenie, plewienie, ogradzanie, rowów wokół kopanie, znowu chwastów
wyciąganie…A to wszystko na połaci wielkości piętnaście na trzydzieści dwa
metry. To chyba coś około 480 metrów kwadratowych! Ileż potu z nas się już
polało! Ileż kompotów, soków i zwykłej wody z cukrem i kwaskiem cytrynowym
wypiliśmy (gdy się już kompoty i soki skończyły!). Ileż kwękania i stękania z
siebie wydaliśmy! Jak czarne mamy paznokcie i odciski na dłoniach od grabi i
motyki! A polu wciąż mało!
Gdera, sarka i marudzi to pole, nasz
okrutny władca feudalny: - Róbcie, jak się wam chciało! Nie ma zlitowania!
Samiście sobie pańszczyznę narzucili, to macie harować aż mi się spodoba i
pozwolę wam na chwilę wytchnienia!
Oto, co udało się nam zasiać i zasadzić:
ziemniaki, kapustę, seler, koper, pietruszkę, pasternak, rzodkiewkę, czarną rzepę, marchewkę, cebule,
koper, buraki ćwikłowe i naciowe, majeranek, bazylię, sałat przeróżnych mrowie,
ogórki, pomidory, paprykę, fasolę, groch, dynie, cukinię i coś tam jeszcze,
ale…mózg mi paruje i więcej nie pamiętam!
Jak się wiekszość z tego dobra uda, to będzie pysznego
jedzonka na świeżo i na przetwory zimowe. Do teraz zjadamy jeszcze
zeszłoroczne. Bardzo się przydają wszelkie sosy, kompoty i lecza, mrożonki i
suszonki żeby zrobić szybki obiadek i …znowu na pole do roboty lecieć.
A poza polem jest jeszcze zajęcie codzienne
z karmieniem zwierząt związane. Cztery kwoki opiekują się swoimi maleństwami a
także zaadoptowały pod swe ciepłe skrzydła pisklęta wyległe w inkubatorze.
Dumne matki siedzą w osobnych, wydzielonych w kurnikach, zamkniętych
pomieszczeniach, gdzie mają spokój i nie muszą walczyć o pokarm z resztą
łakomych, dorosłych kur. Największe kurczęta ma pstrokata czubatka polska. Już
wyprowadza je do ogrodu. Już świat im wielki pokazuje. A w porach posiłków
wraca do swojego zagrodzonego domku i głośno gdacząc domaga się od gospodyni
kolejnej porcji jedzenia. Codziennie rano szykuję wielką michę smakowitości dla
kwok i ich małych a poza tym dwa wiadra paszy dla pozostałych kur. Także dla
kotów i Zuzi trzeba ugotować jakowego mięsa i kości, ryżu czy makaronu.
Nie zapominam też oczywiście o meczącym
towarzystwie. Wyprowadzać mus kozy na
pole o wczesnym poranku a około dziewiątej już zabierać, żeby ich słońce nie przypiekło.
Potem przez cały dzionek kozie panny oraz ich przyszły małżonek Łobuz
Kurdybanek polegują w chłodnym budynku gospodarczym, żując siano i nacięte
przez nas gałęzie z dzikich drzew owocowych. A pod wieczór, kiedy się nareszcie
ochłodzi kozule wędrują ochoczo na łąkę w strefę cienia. I tam pasą się radośnie
aż do zmroku.
A my jak mamy chwilkę to przysiadamy na
ławeczce pod dębem i cieszymy się przyjemnym chłodkiem spoglądając z dumą i
radością na nasze pole, którego gderliwe pomruki ucichają do następnego
ranka i zdaje się, że pole nawet śpiewa nam cichutko nareszcie ugłaskane
całodzienną pracą naszych rąk.
Dzisiaj od rana suche jak pieprz pole świergocze głosami skowronków prostą modlitwą o deszcz. Spogląda ku niebu z pełną wiary nadzieją. Niebo zaś odpowiada melodią wiatru i kłębiastych chmurek. Kto wie? Może wysłucha prośby naszego pola...? A jak nie, to wiadra i konewki pójdą w ruch!
Dzisiaj od rana suche jak pieprz pole świergocze głosami skowronków prostą modlitwą o deszcz. Spogląda ku niebu z pełną wiary nadzieją. Niebo zaś odpowiada melodią wiatru i kłębiastych chmurek. Kto wie? Może wysłucha prośby naszego pola...? A jak nie, to wiadra i konewki pójdą w ruch!
Z wiadrami i konewkami na pole! Czyż to nie tak, jak z motyką na słońce? Zamęczycie się ludziki kochane:-)). Oby się Wam szczęściło urodzajem.
OdpowiedzUsuńWęza ogrodowego podłączyliśmy ze sporą przedłuzką i teraz łatwo podlewać, a gdzie wąz nie siega nabierać do konewki i latać z nia po grządkach.Męczymy sie, ale zdaje sie, że na własne zyczenie!
UsuńPozdrawiamy Cie serdecznie Errato i dziękujemy za dobre słowa!:-))
a ile satysfakcji z plonów - nie zawsze wszystko się uda, raz pomidory pogniją a innym razem coś zeżre marchew, ale i tak zawsze, ale to zawsze urodzi się coś wyjątkowego, pięknego, dorodnego, coś, co się pamięta (tego lata mieliśmy..)
OdpowiedzUsuńi ta zapobiegliwość, aby się nic nie zmarnowało, obdarowywanie całej okolicy tym, co się nie przerobi;)))
miłego dnia!
Pamiętam satysfakcje z zeszłorocznych plonów a w tym roku i warzywniak większy i większa rozmaitośc warzyw w nim posianych. Pewnie i radosc będzie większa, gdy juz czas zbiorów nadejdzie! I sąsiadkom oczywiście porozdaję trochę - taka dumna i blada, ze mi miastowej wyszło cos, czego one nie mają u siebie!
UsuńŚciskam serdecznie Klarko!:-))
brzmi jak sielanka.... ale ja zdaję sobie sprawę jak bardzo wymagająca i wyczerpująca ta praca! Siły ślę .. :*****
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo wyczerpująca Emko. Wieczorami padam i sił juz na nic nie mam. Dobrze, że wkrótce do łózia i odpoczynek błogi nastanie...
UsuńSerdeczności ślę i podziękowania za dobre słowa!:-))***
Nie pozostaje mi nic innego, jak doladowac Was na odleglosc energia, przeslac choc odrobine wlasnych sil witalnych, zebyscie nie padli po drodze do urodzaju. I jeszcze zyczenia niewielkich deszczy, ale tylko w nocy, zeby ziemia zdazyla sie nawodnic, a rosliny napic.
OdpowiedzUsuńJedyny feler tej Waszej calodziennej pracy w polu to brak Was na blogowisku. Teskno mi! :))
Dzieki Anusiu za słowa wsparcia! Deszcz wczoraj popadał wieczorem, ale nie za duzo. Dzisiaj tez był krtókotrwała burza, ale deszczu znowu niewiele. Podlewalismy wężem ogrodowym i konewką.Alez ziemia pachniała od wilgoci!
UsuńUmordowanam wieczorami tak bardzo, ze nie mam siły nawet by cos poczytać, nie powiem juz o komentowaniu. A rano tyle roboty, że wszystko w pospiechu.Wybacz mi więc kochana, bo przez jakisczas rzeczywiscie nie dam rady udzielać sie w blogosferze.Alemam nadzieje, ze jak sie wszystko przetoczy to wrócę i będę także tu!
Ściskam Cie mocno Aniu i pamietam o Tobie nawet nie zaglądając na blogi!:-))***
Drogie Jawory, oby spadło trochę deszczu i odjęło Wam trudu podlewania... analogowego. Na moje oko starczy Wam tych zajęć, które wymieniłaś, Olu. Niech byście przysiedli pod tym dębem na dłuższą chwilę.
OdpowiedzUsuńUściski! :)
Spadło dosłownie "troche deszczu"! Ale nawet ta odrobina wystarczyła by ogórki wykiełkowały. Dzisiaj podlewalismy wszystko, moze wiec jutro znowu ukaze sie coś nowego.To zawsze jest jak magia!
UsuńPod dębem posiedzieliśmy wieczorem dłuższą chwilę z rozkoszą wąchajac tę podlaną ziemię.
Ściskamy Cie gorąco Jolu i dziekujemy za serdecznosc i dobre zyczenia!:-))
Pomoglabym Wam i pobyla na takim polu ....
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judyta
Najlepiej na ławeczce pod dębem, bo na polu spiekota straszliwa, mimo burzy i krótkotrwałego deszczyku.
UsuńPomagasz nam myslami zyczliwymi Judyto. Dziękujemy serdecznie!:-))***
oj cieżka to musi byc praca, ale ile będzie z tego satysfakcji i zadowolenia, o walarach smakowych nie wspomnę..:)
OdpowiedzUsuńTez mam nadzieje Sznupciu droga, że ziemia odpłaci sie za wszystkie starania i opiekę i urodzi dla nas takie mnóstwo smakołyków, że prawie do sklepów nie trzeba będzie jeździć!:-))
UsuńPodziwiam! Podziwiam! Podziwiam! Chylę czoła i uciekam.
OdpowiedzUsuńJa nigdy w życiu! Upał = tylko niezbędne obowiązki (karmienie, pojenie, dojenie, wytwarzanie sera, obowiązki domowe) i ani jednego ruchu więcej.
Padłabym trupem na Waszym polu po godzinie pracy w upale.
Dużo zdrowia i sił Jawory-Dęby!
Deszczu!
Jawory jeszcze nie padaja trupem, ale wieczorami chodza jak zombie powłócząc nogami, mamrocząc coś i spoglądajac nieprzytomnie przed siebie! Rankami natomiast budzą sie sliczni - liryczni i apetyczni....Tyle, że nogi i ramiona nie wiadomo czemu bola!:-))
UsuńCałusy zasyłamy Ci serdeczne Madziu Poziomkowa!:-))
Zerknij! Prawie identyczny początek posta. Dasz radę, dasz. Powtarzaj i wierz, w to co mówisz!
OdpowiedzUsuńPowodzenia.
Staram sie wierzyć Gaju i sprostac postawionym przez samą siebie i czas wyzwaniom, Czasem jest cięzko i tracę rezon, ale potem jakoś siła i entuzjazm wracają.
UsuńPostaram sie zerknąć!
Pozdrawiam ciepło i Tobie różwnież wytrwałosci i siły nieskończonej życzę!:-))
O matko tyle pracy...
OdpowiedzUsuńOj, bardzo duzo Agatko naprawdę - i pomyslec, że czekałam na wiosnę!!!:-))
UsuńPrzypominają mi się sceny z " Nocy i dni". Zresztą znam tę pracę z dzieciństwa...
OdpowiedzUsuńSił życzę i wspaniałych plonów!
"Noce i dnie" -to moja ulubiona lektura i film. Piekne sceny z Barbara i Bogumiłem na polu. Tak, romantyzm cięzkiej, wspólnej, zgodnej pracy.
UsuńDziekuję za Twoje zyczenia Basiu i pozdrowienia ciepłe ślę!:-))
Olu, u nas rankiem, na Pogórzu lało ze 3 godziny, ale to bardzo solidnie, a potem poszło z grzmotami na północ, myślałam, że do Was; wojuję z kosą spalinową, bo wczoraj doszłam do końca sadu, ale już zarosło, to, co skosiłam na początku, wilgoć i wysoka temperatura bardzo służy trawie; a wyplewione grządki znowu zarosły, a też chciałam poszerzać areał grządkowy, dobrze, że nie zdążyłam; roboty dużo, staram się być do przodu, bo wnuczek ma się nam urodzić lada dzień; serdeczności ślę za San.
OdpowiedzUsuńO kurczaki, ale wiadomość !!!!!
UsuńSuper!!!!!
radosne wieści!
UsuńGratulacje serdeczne Marysiu!!! - dołączam w radosci do Zofijanki i Madzi!!!
UsuńMarysiu - och te chwasty, och ta trawa! Silne to bestie i sprytne! Będą krolować aż do jesieni! Potrzebujemy chyba ogromnego stada kóz, żeby mi wygryzły cokolwiek z mojej szalonej zieloności!
Całuję Cię gorąco, ściskam i pozdrawiam przyszłą babunię!:-))***
Witaj Olu.U mnie na warzywniku chwastów co niemiara.Co skończę z jednej strony muszę zaczynać od nowa.Teraz wszystko leży odłogiem bo oblatuję z motyką buraki cukrowe,a mam tego 2 ha.Przerywka tak zwana.Jeszcze zejdzie mi kilka dni i wtedy znowu warzywnik.Kurki rosną mi pięknie i tylko domagają się jedzenia .życzę Wam spokojnego deszczyku i pięknych warzyw,a przede wszystkim czasu na odpoczynek.
OdpowiedzUsuńPięknie opisałaś ta pracę na polu.
Witaj Brydziu! Ależ masz roboty z tymi hektarami buraków! Przy nich mój warzywnik to nic! Podziwiam Cię bardzo pracowita kobieto!
UsuńDeszczyk był u nas, ale stanowczo za mało! A odpoczynek? To momenty w ciągu dnia, albo po prostu w nocy...A po takim zmęczeniu to nawet nie za dobrze sie spi, bo miesnie bolą i skóra od słonka piecze!
Całusy serdeczne zasyłam!:-))
இڿڰۣ-- இڿڰۣ--இڿڰۣ-- இڿڰۣ--
OdpowiedzUsuń♥... Dzień piękny, pogodny .
♥... Słońce świeci na niebie .
♥... A ja wraz z tym słoneczkiem
♥... Ślę uśmiechy dla Ciebie.
♥... Serdecznie Cię pozdrawiam
♥... i dobry humorek zostawiam.
இڿڰۣ-- இڿڰۣ--இڿڰۣ-- இڿڰۣ--
________ (¯`:´¯)⋰⋰⋰⋰⋰⋰
Dziekuje za usmiechy oraz zyczenia i serdecznie pozdrawiam Cię Agatko!:-))
UsuńTen warzywniak jest tak duży, że chyba koper zasiałaś drugi raz, bo zapomniałaś, gdzie był posiany ten pierwszy...:)) Przynajmniej tak wynika z opisu ;)
OdpowiedzUsuńMózg przegrzany robi mi psikusy!Przez przypadek pisząc dwa razy o koprze oddałam rzeczywisty stan rzeczy, bo on naprawdę w dwóch miejscach posiany!
UsuńPozdrawiam Cię ciepło Różo!:-))
Troche zazdroszcze Wam tego warzywnika;) Chociaz ja chcialabym taki maly 4 metry na 10 to by mi w zupelnosci wystarczylo. A tak mam pomidory w doniczkach i skrzynkach balkonowych, papryka zwykla i jalapeno tez w doniczkach i oczywiscie ziola, a na skrawku ziemi ogorki i arbuz:)) Malo tego, ale i tak cieszy, bo wlasne i bez chemii:))
OdpowiedzUsuńMysle, ze i nam by wystarczył taki cztery na dziesiec, ale chyba zachłanne z nas bestie to teraz mamy za swoje i tyramy w pocie czoła.
UsuńJak masz Star własne pomidory, zoła i papryczke a nawet ogórki i arbuz, to niewiele wiecej potrzeba by robic sobie pyszne i zdrowe posiłki. A co swoje, to swoje!
Nie wiem, czy nam papryczka sie uda, bo w naszych stronach nie zawsze sie udaje. Ale jesli lato będzie gorące, to czemu nie?
Ściskam Cię serdecznie!:-))
Tak, pole to wymagający "zwierz". Ciągle go trzeba 'drapać" i "głaskać", dokarmiać i poić. Jednak, gdy to wszystko otrzyma bardzo się odwdzięczy.
OdpowiedzUsuńA u nas znowu dolało, ale jest przepiękna pogoda między deszczami i chwast rośnie jak szalony.
Powodzenia i wytrwałości
Głaskamy i dopieszczamy polowego zwierza dzień po dniu! Może go w końcu oswoimy?
UsuńA u nas deszczu malutko. Ziemia spieczona i popekana, mimo podlewania z węża i konewki!
Jaskółko!Pozdrowienia ciepłe zasyłam na Podbeskidzie!:-))
Dzięki za pozdrowienia, ale małe sprostowanko. Podbeskidzie nie istnieje- to nazwa sztuczna, a upowszechniona przez Solidarność dla nadania jej w okręgu bielskim- Solidarność Region Podbeskidzie. No i nazwa przyjęła się w ogóle, chociaż geograficznie jej nie ma.
UsuńA ja mieszkam jeszcze inaczej- na Ziemi Cieszyńskiej, albo na Śląsku Cieszyńskim.
"Podbeskidzie' dotyczy terenów wokół Bielska- Białej. pewnie wszedł już do terminologii i większość ludzi myśli, ze jest prawidłowy.
Sory, że napisałam. Mam nadzieję, że nie przyjęłaś tego jako przytyku. Napisałam, bo ja mieszkam od tych terenów 40 kilometrów dalej. I jak się zdecydujesz przyjechać w te strony, żebyś nie zabłądziła:)
Ale jakie to ma znaczenie, kiedy tak bardzo serdecznie mnie pozdrawiasz, gdziekolwiek bym mieszkała.
Pozdrowienia słoneczne.
Jaskółko! Dziekuję serdecznie za uświadomienie mnie w kwestii mylnego nazewnictwa. Człowiek całe zycie sie czegoś uczy i bardzo dobrze. Rzeczywiscie czasem cos sie plecie, bezmyslnie powtarza, nie zastanawiając sie zbytnio nad tym czy to poprawne, czy nie. Teraz zapamiętam - nie ma Podbeskidzia i juz! A Jaskółeczka mieszka na Śląsku Cieszyńskim.
UsuńCałusy Jaskółko w zachmurzony i chłodny poranek!:-))
Sory Olgo, teraz mam wyrzuty sumienia. Może jednak niepotrzebnie to wpisałam... głupio mi.
UsuńA ja wieczorne gwiazdy ci posyłam, bo u nas się wypogodziło:)
Jaskółeczko! Cieszę sie Twoimi gwiazdami i dziękuję za nie z całego serca, bo u mnie nadal pochmurno! I proszę, bez żadnych wyrzutów sumienia, bo naprawdę nie ma powodu. Żadnej mi przeciez przykrości nie zrobiłaś, niczym nie uraziłaś, po prostu powiedziałas coś waznego i ciekawego dla mnie. Ja jestem zadowolona, że dowiedziałam sie iz Podbeskidzie jest nieprawidłową nazwą. Nie będę teraz głupot przynajmniej powtarzac.Usmiechnij sie proszę, kochana!
UsuńŚciskam Cię serdecznie z mojego porannego Pogóza!:-))
Mam nadzieję, że prośby zostały wysłuchane i deszczyk podlał roślinki, a Ty Moja Droga odpoczęłaś od pracy, która pochyla człowieka.
OdpowiedzUsuńMiłego tygodnia Oleńko. Nie daj się polu zawładnąć, wchłonąć- to nie czarna dziura. Odpoczynku od upału życzę i mniej wyczerpującej pracy.
Uściskasy...
Zdrowa woda dotarła ze źródełka ?
Ale za mało tego deszczu - i wczoraj i dzisiaj. Burza niby z piorunami i grzmotami a deszczyk marny.
UsuńDobre to porównanie z czarną dziurą! Ech, oby do jesieni!:-))
(Zdrowa woda dotarła Zofijanko - szkoda, że nie mam kiedy sama sie tam wybrać!)
Całusy serdeczne zasyłam!:-))
urodzaju i obfitych plonów życzę Wam kochani. I wierzę, że uda się Wam to pole "udobruchać" :)
OdpowiedzUsuńTeż mamy taką nadzieję! Inaczej nie byłoby sensu w tych codziennych staraniach.A magia kiełkowania jest juz teraz cudowną podzieką.
UsuńPozdrowienia serdeczne Sylwio!:-))
Nooo, to się uwijacie :)
OdpowiedzUsuńSił dużo!
P.S.
A ja tyle kompotów mam i sama muszę pić...:)
Jesteśmy jak wańki - wstańki i mechanizm o dziwo, wciaz działa!
UsuńKompoty masz Tupajko??? - oj, mniam, mniam!U nas juz tylko woda z cukrem i kwaskiem!
Całusy!:-))
Mam nadzieję, że nie zamęczacie się, bo jak od dawna wiadomo najlepszy złoty środek :) Daleko od domu macie ogród? Może lepiej kupić węża (czasem w promocji można kupić za pół ceny) pompkę do studni i niech leci pomalutku ciurkiem między grządki :) Wiem z doświadczenia, że podlewanie konewką to często syzyfowa praca.
OdpowiedzUsuńKochana Olgo życzę deszczyku w nocy i słoneczka w dzień i żadnych chwastów :-D
Ogrod mamy tuż za domem a warzywnik za ogrodem - ok. 50 metrów. Węża mamy. dzisiaj został podłaczony, ale nadal jest za krótki by podlać nim cale warzywne pole. Ale i tak dobrze, bo na miejscu mozna nalewać wody do konewki i do domu już po wodę nie latac.
UsuńDeszczyku troszke było. Zdałoby sie więcej!
Pozdrawiam Cię gorąco Zoziu!:-))
Chyba trochę u Was też popadało i rośliny Wam podlało :)
OdpowiedzUsuńTylko troche, niestety...Czekamy na więcej.A w miedzyczasie podlewamy, bo roslinki pić wołają!
UsuńPozdrowienia serdeczne Lidko!:-))
Imponujące to pole, ogrom pracy widać na nim wymierzony centymetrami mozolnego przesuwania się w rytmie oczyszczania, przygotowywania, siania ... Radość będzie wielka, gdy pierwsze zielone główki wychylą się z ciężkiej ziemi. Potem będzie dalej pracowicie ale też pysznie! Pozdrawiam Cię Olgo bardzo serdecznie i ściskam Twoje spracowane ręce.
OdpowiedzUsuńTak, Łucjo. Mozolna to robota, ale w przerwach oglądanie z róznej perspektywy i dziwowanie sie, żeśmy dali radę już tyle zrobić!
UsuńCo nieco namj uz kiełkuje i serce raduje.A sałaty już widać sporo.
Uściski Twoje z radoscią i wdziecznoscią przyjmuję i przytulam Cię z daleka hiszpańska wędrowniczko!:-))
Już wczoraj napisałam ale mi wcięło komentarz. Podziwiam was bardzo mocno. to ciężka praca ale daje tyle dobrego jedzonka. Sałatą się już dzielę z sąsiadkami. mam jej bardzo dużo bo się rozbujałam z rozsadą. :) Wyrosły na cm buraki i marchewka ziemniaki rosną jak na drożdżach a nie nawozie końskim. :) Może rozważcie glebogryzarkę która wam troszkę ułatwi pracę. http://r.twenga.pl/g3.php?pg=VDs5MjYzOTkxNjMyNjk0MzQ0Mjk7NTE4NTY7aHR0cDovL3d3dy5 np coś takiego spalinowa za ponad siedem stów.
OdpowiedzUsuńOlgo nie zapominaj proszę o moich jajkach :))).
Eluś! U nas też już sałata spora, bo ona chyba zawsze najwcześniej dorasta. Po niej rzodkiewki! U Ciebie wszystko łądnie rosnie na nawozie końskim a u nas na kurzym. Najwazniejsze, ze bez żadnej chemii! Glebogryzarki spalonowej nie kupimy, bo za droga. Mój mąz musi w końcu naprawic taki niemiecki traktorek, który ma w oprzyrządowaniu takze i glebogryzarkę. A wciąz jest tyle innej roboty, ze traktorek musi poczekać na swoją kolej.
UsuńO jajkach dla Ciebie oczywiście pamiętam. Napisz mi tylko na maila ile i kiedy chcesz!
Całusy Elusiu i pozdrowienia gorące!:-))
Ależ z Was pracowite robaczki :)... !
OdpowiedzUsuńAlbo wołki robocze (to chyba jacyś kuzyni tych zbożowych!)!:-))
UsuńUsmiech serdeczny zasyłam!:-))
O kurcze! Jestem pod wrazeniem, duzo pracy za Wami i przed Wami. Kawal pola zagospodarowaliscie, zycze aby wszystkie warzywa i ziola wyrosly piekne i zdrowe.
OdpowiedzUsuńOlu, kwasek cyrynowy jest strasznie niezdrowy. Polecam schlodzona zimna wode z listkami miety - pozdrawiam:)
Renatko! Ja wiem, że kwasek jest niezdrowy, ale w ten upał tak nam sie chce czegos słodko-kwaśnego do picia, że machamy ręką na to. Poza tym rano zaparzam zioła w dzbanku i pijemy je na zimno. Ale wszystko mało! Ostatecznie dobra i woda z kranu (tym bardziej, ze z własnej studni!).
UsuńNa razie chwasty rosną znacznie szybciej niz warzywa. Walcze z nimi jak moge, ale z nich spryciule nie lada!
Serdecznosci Ci zasyłam i pieknej końcówki wiosny zycze!:-))
...eh, czytam i wracam do przeszłości...do naszego pola, półhektarowego, do pracy od 5 rano do późnego wieczora, do widoku śp. Mamy, śp. Taty...widzę swoje dłonie, zmęczone, brudne ale jednocześnie takie ... szczęśliwe...czuję ziemię pod palcami i słońce zawieszone nad moją głowa jak kapelusz...czuję zapach mięty, rumianku...dzięki Tobie wspomniałam...dziękuję!
OdpowiedzUsuńSerdeczności :)
W dziecięcych wspomnieniach przeważnie zawsze więcej jest radosci i słodyczy niż twardego realizmu. I to jest piekne. Bo dzieciństwo to kraina niepodległa dorosłych frustracjom i smętkom. Z niej czerpiemy siłę, gdy dopada nas niemoc i zgryzoty dorosłęgo wieku.
UsuńJest w tej pracy na polu katorzniczy wysiłek lecz w nagrodę jest też spokój obcowania z ziemią, jej zapach, jej magia, jej wdziecznosc, gdy się ją spulchni a ona odetchnie i pozwoli kiełkować kolejnym roslinkom-dzieciaczkom. Tylko czasem to zmęczenie jest tak wielkie a człowiek tak złachany, że bardziej zwierzę pociągowe przypomina niz człowieka. Dobrze, że w miedzyczasie bywaja deszcze i dają mozliwosc chwili wytchnienia od słońca i motykowania, od tego schylania się po raz setny, po raz tysięczny...
Pozdrawiam ciepło Meg!:-)*
Trzymam za Was kciuki.
OdpowiedzUsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie zostało to napisane.
OdpowiedzUsuń