Czasem coś mnie dręczy. Czyjaś smutna historia zasłyszana od przyjaciół,
sąsiadów lub znajomych albo jakiś wstrząsający reportaż czy scena z filmu fabularnego
zapadnie tak głęboko w serce, że na długo zapomnieć o sobie nie daje i drąży,
zawadza, zaburza spokój ducha. Budzi poczucie smutku, niemocy, bezradności i
niezgody na zło, brak wrażliwości bliźnich oraz na niesprawiedliwość losu.
Zostają
takie historie we mnie jak cierń. A niekiedy bolą tak mocno, że muszę je z siebie
wypłakać wierszem. A gdy jeszcze deszcz tak pada i pada niczym w czas późnej jesieni,
to i w duszy robi się dziwnie smutno, melancholijne. Płyną z tym deszczem przypomnienia, skojarzenia
i monotonna muzyka uparcie bębniących o parapety kropel.
Każdy ma swoje sposoby na przepracowanie w sobie takich stanów. Dobrze wziąć się wówczas za jakaś odciągającą od szaroburych myśli robotę fizyczną - sprzątanie, gotowanie, plewienie, przekopywanie grządek, przemeblowywanie, garnków szorowanie, pranie ręczne itp. Ale czasem to nie wystarcza. Wówczas po prostu siadam i piszę…
I oto jedna z
takich właśnie bolesnych historii zapisana wierszem zza kurtyny deszczu…
Kaśka
Godzina wybija, a on z biura wraca
Ona obiad kończy, dom na błysk zrobiony
Wszystko perfekcyjnie, całodzienna praca
Żeby się odprężył, był zadowolony
Potem się położy, poda mu gazetę
Niech spokojnie czyta dobre wiadomości
Ona siądzie blisko, by swoją kobietę
Mógł dotknąć, gdy zechce w przypływie czułości
Ale on zmarszczony, chyba go coś go drażni
A ona sztywnieje, znowu się zaczyna
Wreszcie zerka na nią i syczy wyraźnie
-Nie gap się tak na mnie! Durna cielęcina!
Więc biegnie do kuchni, lęku myśli płyną
I znów drga nerwowo jej lewa powieka
A on krzyczy – Kaśka! Wychodzę na wino!
Nie wiem, kiedy wrócę. Z kolacją nie czekaj!
Cicho w domu teraz. Podchodzi do lustra
Zegar obok tyka, drży nieszczęsne serce
Całkiem niepotrzebna, zużyta i pusta
Oczy podkrążone. Makijaż? – To śmieszne!
Ciemno już za oknem, słowik śpiewa wierny
Może on powróci w weselszym humorze?
Włączą telewizor, popatrzą na dziennik
Pójdą spać do łóżka o normalnej porze
Mijają godziny, kładzie się zmęczona
Natychmiast zasypia jak w cieplutkiej wacie
Ale nagle budzi się, bo przerażona
Słyszy jego okrzyk – Gdzie są moje kapcie?!
Gdzieś je położyła? Mają być na miejscu!
Cały dzień się lenisz, gdy ja tyram ciężko!
Z łóżka się zerwała, zabolało w sercu
Stoją tam na szafce! – krzyknęła – na pewno!
Kapcie zagubione, znalezione złości
On już nad nią stoi i podnosi rękę
Ona się skuliła w niemej bezsilności
A słowik wieczorną śpiewa swą piosenkę…
Pięknie napisałaś Olu o tej smutnej rzeczywistości...
OdpowiedzUsuńŻal mi tylko, że młode dziewczęta bardzo często uganiają się za chłopcami o wątpliwej reputacji, a na uczciwych nawet nie popatrzą. A potem lament... widocznie tak musi być...
Niestety Basiu, człowieka nie prześwietlisz. Czasem wychodzi szydło z worka po kilku czy kilkunastu latach. Oczywiscie wcześniej były jakieś zwiastuny, ale były bagatelizowane, bo czegóż sie nie wybacza z miłosci, na cóż nie macha sie dłonią, mysląc, że i tak inne mają gorzej.
UsuńPrawie wszędzie jakiś domowe piekiełko. Ale przeważnie to wszystko za kurtyną deszczu...
O Boże ....
OdpowiedzUsuńWspaniały tekst.
Setki tysięcy ludzi tak żyją. To straszne.
Kaśka jest jedną z wielu. A jej poczucie osaczenia, zaszczucia i grozy dzieli mnóstwo kobiet, niekoniecznie bitych...I bywają dobre chwile w tych chorych małżeństwach. A te kobiety chcą wierzyć, że juz zawsze będzie dobrze, udajac zadowolone z życia i dumne z robiących karierę mężów. Ale osoba uważna, wrażliwa, zaprzyjaźniona gdy spojrzy w oczy takiej "Kaśki" widzi na ich dnie lęk i takie wielkie staranie by się nic nie wydało...
Usuń... a niektóre się z tego wyzwalają...;)
UsuńI całe szczęście! Zrobiły wielką rzecz, wymagającą ogromnej determinacji, siły i wiary w siebie!*
UsuńA jak wychodzi na winko, to w ramach żartu koledzy mówią, że jak go nie ma w domu, to kochankowie przychodzą do niej drzwiami i oknami ................. wtedy bywała jazda do białego rana; ot! koszmary dzieciństwa ...
UsuńI po takich "cudownych" żartach przychodzi jeszcze bardziej nabuzowany, szukajac na kim by sie natychmiast wyzyć...Kaśka zawsze na podorędziu.
UsuńKoszmary, które sie działy, a co gorsza w wielu domach dzieja nadal.
Przykro....Gorzko...Wybacz Marysiu, że niechcący dotknęłam jakiejś bolesnej struny!***
Poezja smutnej prozy.
OdpowiedzUsuńPrzygnębiająca rzeczywistość wielu niedocenianych, zagubionych osób.
Tym bardziej błysk słońca za kurtynę deszczu posyłam Wam, Jawory miłe. :)
Każdy buduje to swoje życie po swojemu, ma swoje małe i duże problemy oraz nierozwiązywalne, wierne troski. Czasem popadamy w smutki, dręcząc sie czymś prawdziwym czy urojonym a potem...nagle spotyka sie taką "Kaśkę". A w gardle rośnie kula. I człowiekowi głupio przed sobą, że śmiał narzekać na swój los.
UsuńDziękuję za promyczek Jolu!:-)) U nas ani widu ani słychu słonka. Pada jak z cebra! I pomyśleć, że dopiero co się z deszczu cieszyłam, że mi roślinki na polu podleje. Teraz mi wszystko żółknie, gnije, przewraca się. Słonko! Wróć proszę na podkarpacie!:-))
co za koszmar... :(
OdpowiedzUsuńNo, niestety Emko - wokół pełno jest koszmarów, tylko przeważnie dzieją sie one za zamkniętymi drzwiami i nic o nich niewiemy a nawet wiedzieć nie chcemy, bo przecież bezradni jesteśmy w tak wielu sytuacjach...
UsuńTo straszne i smutne. Tak żyją ludzie. Cierpią Kaśki.
OdpowiedzUsuńWiesz, pracowałam kiedyś jako kurator. Tylko trzy lata. Nie udźwignęłam tego brzemienia.
Piękny wiersz. Ściskam Cię
Praca kuratora wymaga zapewne jakiejs dużej dozy twardosci czy też znieczulenia oraz umiejętnosci nieprzenoszenia emocji zawodowych na grunt rodzinny. Niewiele osób to potrafi. Też bym nie umiała. Jest parę zawodów, które wymagają głębokiego zaangażowania w emocje i problemy innych osób. Lekarz, psycholog, prawnik, nauczyciel, ksiądz...Nie dla miękkich osób te zawody. Ale jednocześnie powinny mieć duża wrażliwosć by zrozumieć innych. Jak pogodzic jedno z drugim?
UsuńNiewiele Kasiek trafia do kuratorów. Większosć siedzi w "zaciszu" domowym i znosi latami swój los nie potrafiac nic zmienic i sie wyrwać.
I ja ściskam Cię Owieczko!
Jakieś smutne myśli mnie nachodzą ?????
OdpowiedzUsuńZawsze podziwiam Twoje pióro.
Buziaki
To ta pogoda Zofijanko taka wisielcza. Smutne wiersze same sie piszą. Ale czasem i te smutne muszą sie z duszy wylać, prawda?
UsuńCałuję Cię kochana!*
Po prostu słów brak!
OdpowiedzUsuńCzasem słów brak a w gardle kula...
UsuńPięknie napisane.Też mam często smutne myśli i brak mi słów.Buziaki.
OdpowiedzUsuńKażdemu czasem smutno - gdyby było tylko wesoło, byłoby nieprawdziwie, plastikowo. Smutek jak deszcz potrzebny. W smutku rozumie sie innych smutnych ludzi.
UsuńPozdrawiam Agatko!
Zgodzić się na takie życie jest zgodą na bycie ofiarą a każda ofiara ma swojego kata. Poco komu kat? Może po to Olgo by ofiara bycie ofiarą za sobą zostawiła? Tak to widzę nic się nie dzieje przypadkiem i nic w ludzkich psychikach nie zmienisz choćbyś im nawet miliony podarowała one nie odejdą od katów. Dlaczego nie? Bo w sobie trzeba zmienić przestawić wyłączyć ustawić program Równowaga.
OdpowiedzUsuńDziać się będzie tak długo u Kasiek aż wreszcie one same powiedzą DOŚĆ.
Serdeczności kochana i proszę nie dawaj swojej energii temu czego zmienić za nic nie możesz, pożre tylko Twoją siłę i radość zamieni w płacz no i serce zniszczy.
Mocno pr;przytulam.
Wiesz Elu, nie da sie wyalienowac z zycia, odseparować od cierpienia innych ludzi. I moim zdaniem nie powinno się. To trochę tak, jak Ty u siebie niedawno pisałas, by nie rezygnować z uczestnictwa w życiu politycznym, bo jednak choc w to nei wierzymy, to mamy jakiś wpływ na to, co siedzieje w kraju.
UsuńA ja mysle, że wczuwajac sie w problemy innych, romawiając z nimi, wysłuchując tego smutku albo tylko w oczy w milczeniu patrząc, a wreszcie pisząc o nich jakoś im pomagam. A jesli nie pomagam, to przynajmniej wydobywam ich na chwilę z nieistnienia. Bo takich Kasiek jest mnóstwo. Może jakaś czyta teraz ten wiersz i uświadamia sobie jeszcze raz jak straszzne jest to, w czym zyje. Moze dzięki temu urodzi sie w niej jakaś determinacja by cos z tym zrobić? Bo Kasce moze pomóc tylko Kaśka, wiedząc że robi dobrze. Że zrywajac z potworem nie popełnia grzechu, a wręcz przeciwnie - idzie w stronę wolności. Jeszcze będzie musiała tę wolność udźwignąć...Ale to juz temat na inny wiersz...
Nie martw sie o mnie Elu! Skoro pisze o tym, to dobrze. Gorzej byłoby gdybym trzymała w sobie i płakała.
Ciepłe myśli Ci zasyłam w kolejnym, deszczowym dniu!*
Olenko, Ty wiesz, ze ja taka... niewierszowa jestem i z reguly omijam, bo... tak. Ale tym razem mnie zmrozil ten tekst.
OdpowiedzUsuńNiestety dla wielu kobiet to jeszcze straszna rzeczywistosc w imie "co Bog zlaczyl..."
Ja jak Star, bardzo niewierszowa jestem, mam pare swoiich ulubionych i ten tez się do nich od teraz zalicza. Lepiej nie mogłaś ując slowami tego lęku i strachu.... mnie zawsze w takich sytuacjach boli bezradność, moja bezradność, ze nie potrafię wytłumaczyć i przekonać, że wystarczy wyjść i zamknąć za sobą drzwi, że prosić o pomoc to nie wstyd..;(....echhh zycie..:(
UsuńStar kochana! Bo są rózne wiersze - tak, jak ludzie. jedne są nam bliskie i za serce jakoś chwytające, drugie obce i niezrozumiałym, zniechęcającym do wczucia się językiem przemawiajace.
UsuńWiele kobiet szamocze sie w takich zwiazkach. i robi to nawet nie w imie świętej przysiegi małzeńskiej, ale z lęku, ze same sobie nie poradzą, ze wstydu, ze wpadły w takie bagno. Siebie najczęściej winia za wszystko, wiec znosza swój los z pokorą i rezygnacją. Musi dojsc do czegos decydującego w ich zyciu by próbowały to zmienić - do krańcowego bólu, lęku a moze do spotkania na swej drodze kogoś, komu zaufaja i zwierzajac się, wyzwolą sie z części bólu i lęku.
Sznupciu kochana! Uważam, ze nie ma zupełnie niewierszowych osób. Tak, jak sama piszesz - masz kilka swoich ulubionych, takich które przemawiaja do Ciebie i ich forma wierszowana w żaden sposó nie zniecheca Cie do nich. Po prostu trzeba trafić na przemawiajace do nas wiersze. Trafić na autora, bliskiego nam czuciem, percepcją, wrazliwoscią i sposobem składania słów zgodnie z biciem serca.Na przykład dla mnie kimś takim jest Szymborska i Poświatowska.
UsuńA co do takich Kasiek, to mysle, ze każda z nas moze wczuc sie w jej sytuację. Spróbowac wyobrazic sobie, co przezywa taka kobieta. To poczucie lęku, osaczenia, bólu, niemoznosci pojawia sie w życiu nei tylko w chorych zwiazkach.
Kaśki boją sie mówic o sobie. Bo to wstyd i przyznanie sie do porazki. Bo to ogromna niewiara w siebie. A pan i władca jest specjalista w hodowaniu takiej niewiary. Ale jednak niektóre sie wyzwalają, odnajdujac w sobie dawne siebie, a moze widząc że innym sie udałoto, co wyglądało na n iemozliwe. Najtrudniej jest zrobic ten pierwszy, decydujacy krok. Wyfrunąc w wielką niewiadomą. W wolnosć, która jest także nowym ciężarem.
Niesiemy w sobie wiele archetypów i w danym życiu te się uwydatnią, które są nam potrzebne do "przerobienia" czegoś, przepracowania. Archetyp OFIARY jest żywy i ma się dobrze. Bywa, że ofiara ucieknie od jednego kata, ale zaraz pojawi się następny. Dotąd będzie się pojawiał, aż ofiara zrozumie, że go przyciąga i zmieni siebie, swoje wibracje. Mamy tendencje do szukania winnych na zewnątrz, ale nie tędy droga. Ofiara będzie wzbudzać litość, współczucie, chęć niesienia pomocy, będziemy się o nią martwić oddając w ten sposób część naszej własnej energii, wzmacniając tym samym jej problem. Tak to działa na poziomie energetycznym i zatacza coraz szersze kręgi. (Wahadła, Olu, pamiętasz, te cwane wahadła...) Ofiara wyzwoli się, gdy zrozumie, na czym polega ta "gra". Ale czasami, niestety, jednego życia za mało... Najlepszą pomocą dla takich osób jest nie współuczestniczenie w ich dołku energetycznym. Zamiast tego należy posyłać im dobre wibracje, jasne myśli i mnóstwo miłości. Przytulam mocno Oleńko, moja wrażliwa duszo.
OdpowiedzUsuńOfierze trudno cos zmienić, nabrać wiary w siebie, ponieważ codzień jest poddawana praniu mózgu. Jest już tym ponizajacym traktowaniem tak przesiąknięta, że zapomniała o tym, że kiedys był radosna, silna i wolna. Wszystko to w niej takie stłumione, przysypane gorycza, lekiem, zniechęceniem. Ileż potrzeba determinacji by odnaleźc w sobie tę dawna siebie, albo by zbudowac sie od nowa, nie ulegając cwanym wahadłom.
UsuńNa szczęście jest to możliwe - bo są liczne tego przykłady, że kobiety potrafia odrzucic to jarzmo zewnętrzne, wyzwalajac sie najpierw z pęt własnej niewiary o archetypu ofiary.
Tak! Trzeba posyłać im jasne mysli, zrozumienie, miłosć i nadzieje. Bo to moze w nich obudzic prawdziwe "JA". Bo zawsze pod skorupą niemożności, pod kokonem smutku jest iskra, motyl, który moze wzlecieć ku marzenim, prawdzie i wolnosci!
I ja kochana Mar przytulenia serdeczne Ci zasyłam, dziekując za Twoje wrażliwe, rozumne słowa i obecnosć!:-))***
Serce stanęło...a deszcz pada... i słowik nie śpiewa:(
OdpowiedzUsuńSerce, och to biedne serce, które od urodzenia aż do śmierci tyle sie musi namęczyć, tyle czuc, chociaz czasem omal z klatki piersiowej nie chce wyskoczyc albo stanąc, poddając sie niemocy...Deszcz wciaz pada! Wichura stareńką jabłoń nam wczoraj złamała a takie śliczne szare renety zawsze rodziła!
UsuńI słowika w taki czas nie słychac, ale on gdzies pewnie przeczekuje i zaśpiewa wreszcie, gdy ulewy i smutki sie przetoczą.
Pozdrawiam ciepło Jaskółko!
Wiesz, jak czytam takie "historie", to autentycznie boli mnie i serce, i dusza. Te kobiety są "uwięzione" we własnych uczuciach, własnej wierze w cud, a ten cud nie nadejdzie.
UsuńDzisiaj walczymy z woda w piwnicy, ale drozdy, mimo deszczu wydzierają się radośnie:) coś optymistycznego jednak jest.
Uśmiechy dla Was.
Uwięzione, tak...I tylko same mogą siewyzwolić. A o to własnie najtrudniej, bo siła w nich mizerna a wiara w siebie żadna.
UsuńMam nadzieję, że osuszyliście piwnicę Jaskółko i wiecej juz nie napada, bo ilez mozna?!
U nas popołudnie zrobiło sie pogodne, parne i momentami gorące. Ciekawam czy noc będzie równie pogodna, czy znowu lunie? Oby nie!
Niech Tobie i nam pogodne mysli i pogoda za oknem towarzyszą jak najczęsciej!
Piękny i prawdziwy.
OdpowiedzUsuńBuziaki!
Z serca smutkiem przebranego pisany. Pragnący jakos pomóc w tej wielkiej niemocy....
UsuńŚciskam mocno Tupajko!
Pięknie piszesz o trudnej sytuacji, która niestety często zdarza się za drzwiami .... mam jednak wrażenie, że słowik to przenośnia nadziei ... i bardzo chciałabym aby wszystkie Kaśki ją odzyskały.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplutko i przytulam :)
Mam nadzieję, że kaśka kiedys tak własnie popatrzy na tego słowika. Bo on jest częścią normalnego, wolnego świata, który jest tuz za oknem. Wystarczy wyjsc, zatrzasnac za soba drzwi i ruszyc w tę wolnośc, wziac sie z nia za bary. A choc wydaje sie to tak strasznie trudne i tyle wątpliwosci jest w Kaśce czy podoła, czy sie do czegoś jeszcze nadaje poza dogadzaniem męzowi i sprzataniem domu, to przecież ta zredukowana do roli ofiary Kaśka kiedyś była usmiechniętą, wolną KATARZYNĄ i musi ją w sobie przebudzić, odnaleźć. Moze pomoże w tym ten słowiczy śpiew...?
UsuńPozdrawiam Cie ciepło Loono!:-)*
Niech pomaga wszystkim Kaśkom na Świecie, jakkolwiek mają na imię!
UsuńNie wiem, nie jestem pewna czy to był słowik czy może już orzeł, na pewno otworzył mi i uszy i oczy i pomimo, że czasem jest trudno, czasem nie wiem co zrobić to dziś już nie mam wątpliwości, że idę dobrą drogą ... jest moja i uśmiech mi wrócił :)
Dzięuję Olgo za Twoją wrażliwość i pobudzenie czułych miejsc :)
Sylwia
Czasem wymaga to długiego czasu zanim odnaleziemy w siebie swoje powołanie, cel, marzenie za którym chcemy isc, wiarę, że mozna. Nigdy nie jest za późno! Tak myslę Sylwio, bo sama też dosc późno uwierzyłam w siebie a każdy dzień potwierdza, że warto było.
UsuńCiepłe mysli Ci zasyłam wieczorem!:-)).
dziękuję i dla Ciebie otulenia w radość :)
Usuń!:-))*
UsuńOleńko w tych słowach zawarłaś ból, upokorzenie i samotność we dwoje. Ile takich rodzin , ile łez wylanych. Sama doświadczyłam wiele zła ze strony kogoś bliskiego, smutku i rozpaczy, wiem jak to boli, choć już od dawna nie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i oby przestało wreszcie padać.
Wiele z nas doswiadczyło czegos podobnego, wiele z nas doswiadcza właśnie teraz. Mamy też przyjaciółki tkwiące w chorych zwiazkach. Próbujemy być blisko nich, ale one odsuwaja sie, pogrążąjac sie w bagnie takiego zwiazku, który wysysa z nich siły zyciowe i resztki wiary w siebie, ale jest ich w jakis sposób oswojona rzeczywistością. Bo one najbardziej boją sie przyznać do porazki. I boja sie też niewiadomej, która rozciaga sie przerażajaca płachtą za drzwiami ich mieszkania.
UsuńA mysle Alinko, iż przeżywszy kiedys swój ból, rozpacz i traumę lepiej rozumiemy tych, którzy właśnie teraz to czują. Niewiele mozemy im pomóc, bo to one głownie moga sobie samym pomóc. Ale swoja postawa, swoim zyciem mozemy dać im nadzieje, że po każdym koszmarze można jednak wyjsc na prostą!
Deszcz nadal leje Alinko! Jedno wielkie bajoro wokół domu. Człapie w gumiakach, omal sie nie przewracając a biedne kury i kozy musza być zamknięte. Pozdrawiam Cie ciepło!:-)*
Mogłabym napisać, że pięknie piszesz, ale zabrzmiałoby to prozaicznie... tak naprawdę to piszesz prawdziwie, w Twoich słowach nie ma krztyny fałszu i dlatego wciąż i ciągle jak na skrzydłach wracam do Ciebie :)))
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno i buziaki posyłam !
Och, Zosiu! Ciepło mi na sercu, czytając takie słowa. Bo przeciez pisząc tu, piszę dla kogoś. I zalezy mi by odwiedzajacy mego bloga byli osobami wrazliwymi, dla których warto pisać, z ktorymi warto i chce się przezywać wszystko - od smiechu do łez.
UsuńNie umiem za bardzo udawać. Piszę zywymi uczuciami, co czasem wygląda na infantylizm, naiwnosć, może i grafomanię. Ale to ja. Trudno. Dlatego, gdy nie zrazasz się tą nadmierną uczuciowoscią lecz przychodzisz do mnie ze szczerym, dobrym słowem wdzieczna jestem i po prostu przytulam Cie serdecznie Zosiu!:-)*
۞•°*”˜۞˜”*°•۞
OdpowiedzUsuń۞۞ WITAM ۞۞
۞ SERDECZNIE ۞
۞•°*”˜۞˜”*°•۞
Dzisiaj dla Ciebie piszę,
pozdrowienia z nadzieją,
że radość w sercu gościsz,
a oczy już się śmieją.
Co Ci podarować
w tym dzisiejszym dniu?
Wiem – dam swoje uśmiechy,
jak bukiet fiołków
albo nawet cudowny zapach roż.
Niech Cię zapach otuli,
rozjaśni Twoją twarz,
cudowny zapach róży
zaniesie radosny wiatr.
Na skrzydłach moich myśli,
z tą rosą, co wesoło lśni,
uśmiechy najpiękniejsze,
wysyłam Tobie dziś
۞•°*”˜۞˜”*°•۞
۞MIŁEGO DNIA۞
۞ POZDRAWIAM ۞
۞۞ BUŹKA ۞۞
۞•°*”˜۞˜”*°•۞
Dziekuję Agatko za Twoje usmiechy, fiołki, róze i ciepłe mysli. Oj, napracowałaś sie mocno, żeby tak ładne zyczenia stworzyć!
UsuńPozdrawiam Cie serdecznie i dobrego dnia Ci życze!:-))
Samo życie Olu w tym Twoim wierszu.Tak czytając przypomniała mi się rozmowa z moja mamą ....Nie ma co błogosławieństwo przedślubne od niej dostałam takie ,że w pięty mi poszło.Zięć jej się nie spodobał więc oświadczyła mi ,że choć by mnie po ślubie tłukł to nie mam drogi powrotu.
OdpowiedzUsuńNo ,ale na szczęście się nie tłuczemy wprost przeciwnie jest nam ze sobą bardzo dobrze już 25 lat.Mam tylko nadzieję,że chociaż niektóre z tych Kasiek w razie czego mają gdzie wrócić.
Pozdrawiam Cię Olu cieplutko i życzę ,aby ten deszcz jak najszybciej Cie opuścił.
No to powiem Ci Brydziu, że okropnie potraktowała Cie Twoja mama! "Wsparcie" w niej miałaś cudowne!
UsuńDobrze, że Ci sie w małżeństwie ułozyło i pewnie nie raz Twoja mama żałowała, że tak Ci "palneła" przykro...Ale zobacz - mama powiedziałą Ci w złosci takie przykre słowa. Zapadły głeboko w Twe serce. Pamiętasz, chociaz byś pewnie i pamiętać nie chciała.
No właśnie! Dobrze, by takie "Kaśki" miały gdzie odejsć, gdzie uciec. W ostatecznosci istnieją jakieś domy samotnych matek (o ile mają dzieci), albo i schroniska dla bezdomnych.
Deszcz nadal pada ulewny i powoli niszczy posadzone rosliny. Wszystko mi na polu żółknie...
Ściskam Cię Brydziu serdecznie i samych dobrych rzeczy życzę!:-))**
Wiesz Olu co do "Wsparcia" przez moją mamę (niech jej ziemia lekka będzie) to już historia na inny wiersz.No może nawet dużo od tego by się nie różnił.
OdpowiedzUsuńMogę sie tylko domyslać, jak bolesne rzeczy przezyłaś Brydziu i współczuć Ci z całego serca oraz życzyć by dobre wspomnienia i zdarzenia przeważały w Twym zyciu nad tymi przykrymi. I by Twoje dzieci mogły zawsze mieć w Tobie to, czego Ty nie mogłaś mieć w swojej mamie. Mam nadzieję, że jej wybaczyłaś...Ona juz tam, po drugiej stronie niczego nie naprawi, ale jesli stnieja tam jakieś uczucia to pewnie mocno żałuje...
UsuńŚciskam Cię!***
Kaśki były, są i będą. Bo się na to godzą! Niestety. Ze wszystkiego można się wyzwolić, wystarczy chcieć.
OdpowiedzUsuńWiele lat Olu współczułam Kaśkom, wiele energii im podarowałam - dziś "Kaśki" stawiają piękne pomniki na cmentarzu dla swoich katów i są na tych cmentarzach codziennie. I znam kilka takich Kasiek, dlatego już nie angażuję swojego serca, bo bardzo go osłabiłam walką z wiatrakami.
UsuńJeden z katów gdy walnięcie w ...... poczuł i słowa twarde jak kamień usłyszał, powiedział z podziwem do swojej "Kaźki" dlaczego ty tak nie potrafisz"? A ona milczała.
Inny zwiał w markecie bo na moich oczach wykręcił swojemu synowi ucho do krwi i schował się pomiędzy półkami tak dobrze, że go znaleźć nie mogłam, co nie znaczy ze nie próbowałam. A jego Kaśka nie reagowała, ....
Olu z serca naprawdę serca mówię: chroń swoje własne serce a Kaśki trzeba leczyć w .... sobie samej.
Do siebie wewnątrz wysyłać ciepłą energię, by miejsce w którym się ofiara gnieździ - a każdy ma takie, każdy człowiek takie miejsce w sobie ma!!!, uleczyć, zanim, podkreślę ZANIM urośnie w siłę i uczyni ofiarę.
Zawsze reagować, ale nie wspierać Kasiek bo zabiorą energię i ją zmarnują. Naprawdę wezmą każdą ilość energii jaką im poślemy i energię współczucia zamienią w sobie na jeszcze większą siłę w niesieniu "swojego krzyża" ale nie wzmocnią nią miejsca zwanego DOŚĆ.
Wiem że piszę nieskładnie mocno, może to deszcz że nie potrafię powiedzieć o tym że należy nie na zewnątrz, tylko wewnątrz siebie leczyć i dziwne to mocno co powiem - wtedy właśnie je uleczymy, wewnątrz siebie, nie na zewnątrz a reagować trzeba by Kaśki podświadomość się uczyła że tak trzeba i można, ta energia się nie zmarnuje bo idzie w naukę że są tacy co się nie boją i ta energia wraca do nas reagujących, nie przepada w ciemnych mrocznych Kaśkowych "krzyżach" cierpieniach bo tak trzeba bo....
To Olu moje zdanie z moich wielu lat doświadczeń.
A podobno ma jutro świecić słońce, na razie swój kapelusz nad głową napełnijmy wyobrażeniem słońca, śpiewem słowika i radością, to wszystko poślijmy w nasze własne wnętrze. To się opłaci kochana to się opłaci także Kaśkom. :))).
Gaju! Trzeba pamiętać, że większosc z tych Kasiek jest chora na depresje. A jest to choroba, z której trudno, bardzo trudno sie samemu wydźwignąc, nawet żyjąc w normalnych związkach. Natomiast w toksycznym związku, kobieta unosi jeszcze wiekszy cięzar. Tworzy sie zamknięte koło niemozności. Nam wydaje sie cos proste. Postanowić i zrobić. Ale wola takich osób jest zaburzona, niestety.
UsuńWiele lat Olu współczułam Kaśkom, wiele energii im podarowałam - dziś "Kaśki" stawiają piękne pomniki na cmentarzu dla swoich katów i są na tych cmentarzach codziennie. I znam kilka takich Kasiek, dlatego już nie angażuję swojego serca, bo bardzo go osłabiłam walką z wiatrakami.
OdpowiedzUsuńJeden z katów gdy walnięcie w ...... poczuł i słowa twarde jak kamień usłyszał, powiedział z podziwem do swojej "Kaźki" dlaczego ty tak nie potrafisz"? A ona milczała.
Inny zwiał w markecie bo na moich oczach wykręcił swojemu synowi ucho do krwi i schował się pomiędzy półkami tak dobrze, że go znaleźć nie mogłam, co nie znaczy ze nie próbowałam. A jego Kaśka nie reagowała, ....
Olu z serca naprawdę serca mówię: chroń swoje własne serce a Kaśki trzeba leczyć w .... sobie samej.
Do siebie wewnątrz wysyłać ciepłą energię, by miejsce w którym się ofiara gnieździ - a każdy ma takie, każdy człowiek takie miejsce w sobie ma!!!, uleczyć, zanim, podkreślę ZANIM urośnie w siłę i uczyni ofiarę.
Zawsze reagować, ale nie wspierać Kasiek bo zabiorą energię i ją zmarnują. Naprawdę wezmą każdą ilość energii jaką im poślemy i energię współczucia zamienią w sobie na jeszcze większą siłę w niesieniu "swojego krzyża" ale nie wzmocnią nią miejsca zwanego DOŚĆ.
Wiem że piszę nieskładnie mocno, może to deszcz że nie potrafię powiedzieć o tym że należy nie na zewnątrz, tylko wewnątrz siebie leczyć i dziwne to mocno co powiem - wtedy właśnie je uleczymy, wewnątrz siebie, nie na zewnątrz a reagować trzeba by Kaśki podświadomość się uczyła że tak trzeba i można, ta energia się nie zmarnuje bo idzie w naukę że są tacy co się nie boją i ta energia wraca do nas reagujących, nie przepada w ciemnych mrocznych Kaśkowych "krzyżach" cierpieniach bo tak trzeba bo....
To Olu moje zdanie z moich wielu lat doświadczeń.
A podobno ma jutro świecić słońce, na razie swój kapelusz nad głową napełnijmy wyobrażeniem słońca, śpiewem słowika i radością, to wszystko poślijmy w nasze własne wnętrze. To się opłaci kochana to się opłaci także Kaśkom. :))).
Rozumiem, o czym piszesz Elu! Czasem szarpiemy sie dla kogoś, walczymy i wierzymy za niego a ten ktoś zamiast wziac pomocna dłon nadal tkwi w swoim tyglu. Nadal płacze, biada, irytuje swoim rozmemłaniem, wysysa z nas siły...Też spotkałam w życiu pare takich osób. I przykro mi było, że nic tak naprawdę zrobić nie mogę.A to, co zrobiłam właściwie było psu na budę.
UsuńI tak, masz rację - Gdyby Kaska potrafiła być twarda i odszczekiwałaby sie swemu przęsladowcy a moze i sprowadziłą na niego policjantów, to chociaz nienawidziłby jej jeszcze bardziej, to by mu jakos zaimponowała. Bo ona go irytuje tą swoja uległoscią. On chyba podświadomie chce w niej lwicę obudzic, a tu wciaz tylko to rozpłaszczone, rozpłakane, bezradne kociątko.
Oczywiście, że nie chcę sie spalać w walce z wiatrakami. Bo mam swoje własne zycie i wazne sprawy, dla których powinnam poswiecic siłę swego serca. Ale wiesz, nie potrafie ot tak wyłączyc uczuć na zyczenie. Moze jeszcze nie dostałam tak silnej nauczki, jak Ty? Moze sie jeszcze ostatecznie nie zniechęciłam?
Słońce zaświeciło u nas około południa i zostało aż do wieczora, tworząc parny, tropikalny wręcz dzień. Mam nadzieje, że dobra pogoda sie utrzyma.I dobre, pełne usmiechu i wrażliwości mysli w nas!
Ściskam Cię Eluniu, dziękując Ci za zywą reakcje na mój tekst!:-)***
Patrzę, Olu na mapę burzową i u Ciebie pełno tego. Mam nadzieję, że nie spłynęliście z deszczem i wszystko u Was w porządku.
OdpowiedzUsuńPowyżej padło wiele mądrych i fajnych zdań na temat Twojego wiersza, więc nie będę powtarzać. Mam w rodzinie taką Kaśkę, która przez wiele lat znosiła tyranię męża pijaka i sadysty. Jak nie pił, to chłop do rany przyłóż, ale po pijanemu wychodziła z niego bestia. Na szczęście moja Kaśka miała dokąd pójść - wróciła do domu rodziców, mam nadzieję, że ślimaczący się rozwód w końcu dojdzie do skutku i przetnie te chore więzy.
Tak, jak Elka pisze - Kaśki muszą najpierw pomóc sobie same i zrobić ten pierwszy, trudny krok. Szkoda tylko, że w społeczeństwie panuje stereotyp kobiety, która trwa przy tyranie, bo według wielu " to lubi". Osobiście wkurza mnie takie gadanie, ale nie przetłumaczysz. A co do kuzynki, to chyba nikt, oprócz mnie nie wierzył, że ona odejdzie od męża.
Trzymajcie się ciepło :) U nas też pada.
Na razie deszcze sie uspokoiły i nawet słonko po południu pieknie tu zaświeciło. Mam nadzieje, że tak juz zostanie, bo nigdy jeszcze nie widziałam tylu wody w ogrodzie i na polu. Znajomi powiedzieli, że nawet San wylał, mimo tamy w Solinie.
UsuńCudownie Lidko, ze Twoja Kaska przerwała ten zaklety krąg i miała gdzie odejsć. Dobrze, że w nią wierzyłaś i wspierałaś tą wiarą.Strasznie głupie to gadanie, ze ofiara lubi być ofiarą. Ona po prostu nie wierzy w siebie. Siedzi skulona wewnatrz siebie i czeka na jakiś promień a moze ostateczny cios, który pomoze jej uwolnić sie z własnego lęku i brzemienia.
Ściskam Cie mocno Lidko, ciesząc się ,ze napisawszy o swojej zwycieskiej Kaśce, wlałaś w serca innych Kasiek nadzieje, że im sie też moze udać!***
Takie jest życie,ale czy takie być musi?
OdpowiedzUsuń