Niewesoły mieliśmy ten świąteczny,
trzeciomajowy dzień. A przynajmniej drugą jego połowę, bo pierwszą spędziliśmy
w miłym ciepełku domowym, gotując, piekąc i sprzątając. Nawet cieszyliśmy się, że
chłodniej na dworze się zrobiło i popadywało. Dzięki temu można było bez wyrzutów sumienia
odpocząć, nie uwijając się pracowicie w ogrodzie czy na polu. Zmęczeni czuliśmy się już
tą codzienną dreptaniną oraz ciężką harówką od świtu do zmierzchu, dlatego
usprawiedliwieni pogodą i świętem, w ramach relaksu krzątaliśmy się w domu, robiąc to na co nie ma czasu na codzień. Zuzia,
która nie cierpi deszczu spała jak kamień na kanapie. Koty na parapetach. Nawet
kozy opanowała jakaś senność, czy też ociężałość i wcale dzisiaj nie pchały się na dwór. Leniwie przeżuwały siano w koziarni i najzupełniej je to zadowalało.
I
byłoby tak cudownie, gdyby nagle nie stało się coś, na co żaden z farmerów nie
ma wpływu a co, niestety, zdarza się dość często w gospodarstwach wiejskich. Było tuż po dwunastej,
gdy kury wszczęły nagle straszliwy rwetes. Cezary otworzył okno i zauważył, że
biegają po ogrodzie jak oszalałe. Zaalarmowany tym widokiem zaczął coś krzyczeć w ich stronę a ja tak jak
stałam, w samych kapciach i z krótkim rękawkiem wybiegłam do ogrodu a potem
ślizgając się po mokrej trawie i błocie zdyszana dotarłam do bramki wiodącej do
wybiegu dla kur. A tam? Własnie ogromny lis uciekał w stronę płotu, pysk mając pełen
piór a za sobą pozostawiając głośne kurze krzyki i lamenty. Z łatwością przeskoczył
płot, co do którego łudziliśmy się dotąd, że daje on jakąś ochronę przed tego
typu drapieżnikami a potem hyżo umknął w las. Mróz przeleciał mi po krzyżu.
Pełna najgorszych przeczuć biegłam po błocie w stronę rozgdakanych kur, bojąc się co zastanę na miejscu.
Od razu ujrzałam kilka martwych,
kurzych ciał i mnóstwo piór walających się wszędzie. Niektóre kurki za krzakiem
czarnego bzu zbite były w ogłupiałe stadko, które po tym, co się wokół nich
działo ze strachu zapomniały drogi do kurnika. Przybiegł Cezary z Zuzią.
Wypuścił ją w stronę lasu, by pobiegła za rudym zabójcą. A potem oboje wędrując
po ogrodzie szacowaliśmy ogrom ptasiego nieszczęścia. Znaleźliśmy pięć martwych
kur i dwa padłe koguty. Jedna, bardzo poturbowana zielononóżka mocno kulała i z trudem
weszła po szczebelkach wiodących do kurnika. Widać też było, iż kilka kurek
zdołał drapieżca wynieść poza teren naszej posesji, bo na polu walało się
mnóstwo kolorowego pierza.
Zdruzgotana tym widokiem automatycznie pozbierałam w
ogromne naręcze wszystkie te martwe, a jeszcze ciepłe ciała i poszłam do domu,
aby oskubać je z pierza, wypatroszyć, umyć i zamrozić. Nie dla nas oczywiście,
ale dla naszych zwierząt. Przynajmniej nie zmarnują się w ten sposób a koty i
Zuzia będą mieć to mięso, które lubią najbardziej. Żadne to dla nas pocieszenie,
ale cóż zrobić…
Podczas gdy ja z wprawą oprawiałam ptactwo
Cezary wybrał się z wiatrówką do lasu by zapolować na lisa. Wracając po
kilkunastu minutach ujrzał go jak skrada się po naszym polu, najwyraźniej mając
ochotę na ponowną wizytę u kur zielononóżek. Zuzia pogoniła go sprintem, ale
oczywiście nie dogoniła. Umknął w las, w sobie tylko znane kryjówki i tam
odpoczywał sobie spokojnie przed kolejną, zbójecką wyprawą.
Tymczasem pogoda poprawiła się na tyle, że
przestało padać i słońce na chwilę wyjrzało zza chmur. Cezary wyszedł więc z
kozami na pole i tam pasąc je, czuwał nad bezpieczeństwem pozostałych w
ogrodzie kur. Biedaczki najpierw długo tkwiły struchlałe w swym wigwanie a
potem, zapomniawszy o strasznym wydarzeniu zajęły się swoim zwyczajem
grzebaniem w ziemi i wyszukiwaniem robaków. Cezary, siedząc na ławce i obserwując je, kurzył
papierosa za papierosem, mocno przeżywając ten lisi atak na nasze bezbronne
kurki. Cały czas rozmyślał nad sposobami schwytania napastnika, lub przynajmniej
odstraszenia go na dobre. Od czasu do czasu odbierał ode mnie kolejne wiadro
pełne piór i wnętrzności a następnie wrzucał je do kompostownika.
Potem znowu zrobiło się zimno i zaczęło
padać. Spojrzałam na zegar. Wskazywał godzinę trzecią. Akurat skończyłam robotę
z kurami, wybiegłam więc do męża by razem z nim szybko przyprowadzić kozy z
pola i zamknąć je w koziarni a Łobuza Kurdybanka w jego małym pomieszczeniu.
Zagoniliśmy też wszystkie kury do kurników dawszy im pierwej złożonej z ziemniaków i śruty paszy do środka. Była to
nietypowa jak dla nich godzina wejścia do kurnika, ale widać i one nie miały
dzisiaj większej ochoty na przebywanie na dworze, bo bez sprzeciwów weszły do
domków by gromadnie zająć się ucztowaniem.
Zupełnie bez apetytu zjedliśmy z Cezarym świąteczny
rosół rozmawiając o naszych nieszczęsnych kurach. O tym bezwzględnym, lisim
pogromie.O tym, co możemy zrobić, by jakoś zapobiec takim wydarzeniom w przyszłości. Trzeba by skonstruować jakąś pułapkę na zbója albo czatować na niego i najlepiej spryciarza zastrzelić a może przez jakis czas w ogóle nie wypuszczać wcale kur z kurników? Może w ten sposób lis zapomni o nich i pójdzie w inne strony? Ech, że też się ta pogoda popsuła! Gdyby nie to, jak zwykle spędzilibyśmy dzisiejszy dzień na pracy w ogrodzie i nie doszłoby do żadnego nieszczęścia. Dlaczego tak jest, że co się człowiek czymś ucieszy, poczuje się szczęsliwy i odważy się to głośno powiedzieć, to go zaraz złośliwy los czymś dobije? Jakby jakiś zły duch czuwał na straży by nie było zbyt sielankowo...
Tak rozmawiając oraz wzdychając smutno, bezradni i dziwnie zmęczeni powlekliśmy się do pokoju, włączyliśmy telewizor,
by bez zainteresowania patrzeć na migające w nim obrazki a potem zasnąć jak
kamienie…
Droga Olgo! Miałam podobne perypetie, ale niestety nie z lisem tylko psami od sąsiadów. Tu można chociaż zwalić na naturę, która każe lisowi polować jak najmniejszym wysiłkiem, a ja szarpałam się z ludzką bezmyślnością...
OdpowiedzUsuńSzkoda niosek :( Przykro mi, ale nie znam skutecznego sposobu na odstraszenie lisa. Przyznam Ci się, że tez boję się głośno chwalić swym szczęściem, bo zawsze wtedy zdarza się coś złego, tak jakby bilans zawsze musiał być na zero...
Olgo trzymaj się, niedługo wyjrzy słońce i to za oknem i to "życiowe" :) Moja mama w takich sytuacjach zawsze powiadała, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło... może coś w tym jest?
Ściskam i zasyłam moc uśmiechów i buziaków :)
Jeszcze żart, który niedawno usłyszałam:
UsuńDwa koty idą przez pustynię, nagle jeden z nich staje i mówi do drugiego:
-Nie wiem jak ty, ale ja tej kuwety nie ogarniam ...
;))))
Dobre to z kuwetą! Dzięki Zosieńko, bo smiech jest zawsze lepszy niż zwieszanie nosa na kwintę!
UsuńA w kwestii lisa, to po prostu za krótko mieszkamy na wsi by być do takich napadów przywyczajonymi. Sasiedzi reagują na takie sytuacje o wiele bardziej stoicko. Moze i my do takiego stanu dojdziemy.I mysle, ze moze Twoja mama miec rację z tym, że nie ma tego zęłgo, co by na dobre nie wyszło. Z kazdej sytuacji, nawet najgorszej trzeba wyciągać jakieś nauki na przyszłosc.I cieszyc się, ze jest ktos, kto pocieszy w biedzie. Dziękuję Zosiu!:-)))*
I przykro, i straszno! Biedne kureczki, jak bardzo musialy sie bac. Dla lisa taka kurza hodowla to lakomy kasek i bardzo latwy lup, ktoremu ogrodzenie uniemozliwia ucieczke. Bedzie na pewno wracal. Nie mozna jakos podwyzszyc ogrodzenia albo zwienczyc go jakims drutem kolczastym, zeby sie temu lisu na dobre odechcialo Waszych kurek? Trudno przeciez calymi dniami stac z wiatrowka i pilnowac stadka.
OdpowiedzUsuńI te nienarodzone jajeczka... jaki smutny widok!
Bardzo wspolczuje Wam i kureczkom. Trzymajcie sie! :***
Lis umie pokonać chyba kazde ogrodzenie. A nasz ogród jest wielki i żeby go ogrodzic to kasiory by trzeba tyle, że ho, ho!Na razie sąsiad dał nam rolkę mocnego drutu, który można rozciągnąć powyżej płotu i w ten sposób nieco zahamować bieg rudego zbója!.
UsuńBiedne nasze kurki. Dzisiaj ta potrurbowana najbardziej wyzioneła ducha a wygląda, ze kolejna też jest w kiepskim stanie...
Ech, Aniu! Takie jest zycie. Widocznie zawsze cos musi człowieka boleć, zeby czuł że zyje.
Dziękujęmy Ci za pocieszenie, kochana!:-))*
U mnie też lisy polują na kury sąsiadów. Takie jest życie. Kurek szkoda...
OdpowiedzUsuńBardzo szkoda...Ech, taki już los na wsi. Są blaski, ale i cienie mieszkania tutaj.
UsuńPozdrawiamy serdecznie Agato!:-)
Szkoda kuraków. A lisy teraz młode mają....Ech, przyroda.
OdpowiedzUsuńPozdrówki!
I lisy mają młode i jastrzębie i kuny i łasice...A wszystko to na biedne kurki i ich jajka czyha. Trzeba jakoś przetrzymac ten ciezki czas i robic wszystko, co mozliwe by zapobiec nieszczęściom...
UsuńPozdrawiam Cie ciepło Tupajko!:-)
Olgo bardzo mi przykro, że i w Waszym obejściu lisek wyczuł darmową stołówkę. Musicie teraz przez jakiś czas bardzo pilnować kurek bo niestety rudzielce lubią wracać. Szkoda kurek i Waszych nerwów, mam nadzieję że jednak był to jednorazowy wybryk.
OdpowiedzUsuńU mnie rudzielca nie było od października ale codziennie drżę by przypadkiem nie wrócił tym bardziej że mam kwoczkę która uparła się wysiadywać jaja poza kurnikiem za obórką. Codzienne rano w piżamie biegnę zobaczyć czy nic się jej nie stało.
Ściskam Was serdecznie
Magda
Dzisiaj, juz po zagonieniu kur do kurników widzielismy lisa jak skrada sie po ogrodzie sąsiadki. Cezary pobiegł tam z Zuzią, ale rudzielec umknął jak duch.
UsuńI my teraz taj jak Ty będziemy codziennie drżeć o nasze kurki, no chyba, ze uda nam sie capnąc lisa.A na razie, niestety, pożegnaliśmy sie ze spokojem.
Dziekujęmy Ci Madziu za ciepłę słowa i zrozumienie.
Zasyłamy Ci ciepłe mysli!:-))
Mocny koniec majówki mieliście, szkoda kurek, szkoda Was ...... nie mam pojęcia, jak zabezpieczyć kury przed lisem. Prądem?
OdpowiedzUsuńTakie niedojrzałe jajka pamiętam z dzieciństwa, kiedy przypatrywałam się sprawianiu kur. Coś w tym jest, że jak się człowiek pochwali, ucieszy, to potem dostaje obuchem w łeb i spada znów na dno. Nie mam pojęcia z czego to wynika. Podświadomość nas sabotuje?
Pozdrawiam Was serdecznie, trzymajcie się :***
Mamy nadzieje, ze co złego miało nas spotkać, to nas spotkało i gorzej juz nie będzie. Przynajmniej przez jakis czas. Bo wiadomo, ze w zyciu bywa róznie. Nawet w bajkach są złe wilki...
UsuńTrzeba będzie bardzo uważać, bo na lisa zdaje się, nie ma mocnych. Zobaczymy jak sie sytuacja będzie rozwijać. Na razie stado kurek jest jakieś cichsze niz zawsze i przy byle podejrzanym dźwięku ucieka do kurników.
Dziekujemy Ci Liduś na serdeczne słowa i pozdrawiamy Cię ciepło!***
Olgo kochana, przykro mi bardzo i nie wiem,co poradzić. Wyobrażam sobie jak się musiałaś czuć patrząc na martwe kury, którym jeszcze przed chwilą podawałaś śniadanie. Musicie chyba zasięgnąć rady miejscowych w sprawie ogrodzenia. Szkoda, że Zuzia nie lubi deszczu i kur nie pilnuje jak Państwo odpoczywają od prac gospodarskich. Ale chyba lepiej faktycznie znosić ciosy od natury niż np. od bezmyślnych sąsiadów. Wiem, że to teraz żadne pocieszenie ale próbuję : )
OdpowiedzUsuńNa szczęscie sąsiadów mamy dobrych i pomocnych. Dzisiaj własnie jeden z nich dał nam zwój mocnego drutu bysmy go rozpieli ponad płotem i może w ten sposób jakos próbowali powstrzymac lisie zapędy zbójeckie.
UsuńDziękujemy Ci Łucjo za wsparcie i ciepłę słowa! Dzisiaj jest juz lepiej z naszym samopoczuciem. Nie ma co sie tak załąmywać, bo od tego sie wszystkiego odechciewa, a przecież na wsi rózne rzeczy sie zdarzają i trzeba byc przygotowanym na te gorsze dni.I trzeba pracować a nie zwieszać nos na kwintę.
Ściskamy Cię gorąco, całusy zasyłając!:-)***
Współczuję Wam. Wiem jakie to uczucie szukać zabitych lub co gorsza bardzo poranionych kur.
OdpowiedzUsuńMy mamy teren w ogóle nieogrodzony, ale lisy i tumaki nie mają szans z Piątkiem, o którym wieść gminna niesie się po okolicy. Ma on na sumieniu wiele lisich i tumaczych żyć. Tylko taki pies musi mieszkać w stodole lub innym budynku gosp. , z którego w każdej chwili, również w nocy mógłby wybiec. Wątpię czy łagodna, kochana Zuzia spełniłaby się w roli myśliwego.
Sąsiad ma sady ogrodzone 2-metrową siatką. Na odcinku, przy samych budynkach, ma zainstalowanych kilkanaście kamer, bo jest świrem. A może badaczem przyrody, nie wiem. W każdym razie, na filmikach, można obejrzeć technikę skoku jelenia (2m!) lub sposób przechodzenia lisa, przez ogrodzenie. Otóż lis biegnie przez chwilę wzdłuż siatki, lekko na ukos i nagle z rozpędu wskakuje na nią, wspinając się jak kot. Na szczycie albo udaje mu się zejść łapami po drugiej stronie albo spada. No i tyle o ogrodzeniach.
Inni sąsiedzi, wyrzucają szczątki kur, kaczek itp. od lat w to samo miejsce, w lesie koło domu. Żywią się tam lisy i inne i Piątek mi znosi jakieś nogi na podwórko. Jest to ciekawy sposób dokarmiania lisów (nie wiem, czy to chytry plan , czy obyczaj). Czy to załatwia sprawę, czy jeszcze bardziej nęci lisy - nie mam pojęcia, w każdym razie lisi atak zdarza się raz na kilka lat. Jestem natomiast całkowicie bezradna wobec ataków jastrzębi, bo Piątek uważa, że to duża kura, a kur ruszać nie wolno ...
Nie martw się Olu, coś wymyślicie. Może póki co, to wszystko, co zakopujecie, wyniesiecie do lasu i lisica nakarmi młode? Może na dłuższy czas będzie spokój?
Dzieki obserwacjom Twojego sąsiada wiem, ze lis da radę każdemu płotowi. Szkoda, ze nasza Zuzia nie jest taka jwojownicza i czujna ak Twój Piątek. Moze by i była taka, ale do wygód w domu się przywyczaiła i jak tu pieska do ogrodu w deszcz wygonić?
UsuńJuż lepsze od jlisa są jastrzębie. Zazwyczaj porywaja jedna kurę i odlatuja. A lis ma instynkt zabijania na zapas. u sąsiadki jednej nocy zabił kiedyś kilkadziesiąt kur a czego nei zdołał wynieśc to zakopał w jej ogrodzie. i dokładnie pamiętał gdzie! Dokłądnie tam, gdzie sąsiadka posiałą marchewkę. Po kilku tygodniach wrócił i wykopał resztki zaśmierdłych trucheł. To inteligentny zwierzak. Nie na darmo jest bohaterem tylu powiedzonek i bajek.
Mamy nadzieje, że jakos sie z nim jednak uporamy. Zauważymy w porę i odstraszymy (dzisiaj wieczorem był w sąsiednim ogrodzie i Zuzia do przegoniła!) na dobre!
Dziekujemy z całego serca za Twoją ciepłą obecność i wiarę w nas Madziu!I pozdrawiamy Cię serdecznie!***
Bardzo to przykre... Ale jeśli zabijecie lisa umrą małe liski... :(... Może się uda go jakoś odstraszyć?...
OdpowiedzUsuńA czy takie ogrodzenie, jak przeciw wychodzeniu kotów, z zakrzywionym (w waszym przypadku) na zewnątrz by zadziałało? (Tu link:http://miau.pl/zabezpieczenia/ogrody.php )...
Też mamy nadzieje, ze uda sie go jakos odstraszyć. Zuzia choć ciapowata, to jednak dzisiaj wyczuła jego obecnosc w sąsiednim ogrodzie i pogoniła zbója. Moze da mu to cokolwiek do myslenia? A na takie płoty jak z przesłąnego przez Ciebie linka mamy za wielki ogród.Trzeba by załozyć setki metrów takiej zagiętej siatki. Nie da rady ze względów finansowych.
UsuńDziękujemy, ze przyszłaś i odezwałaś sie ciepłym słowem Abi!
Pozdrawiamy Cię serdecznie!:-))
Olgo, tak mi przykro, że Was to spotkało. Żal kurek i kogutów, i Was. A tak mi wczoraj na myśl przychodziliście... Raz przy jajkowym śniadaniu, a potem coraz to w obejściu, bo co spojrzę na licznie rozprzestrzenione bluszczyki kurdybanki, to mi się zaraz Wasz koziołek przypomina i uśmiecham się na myśl o Was i o Waszym gospodarstwie. Że też tyle szkód narobił ten lis. Niechby porwał jedno-dwa zwierzęta, ale żeby takie spustoszenie... To chyba najbardziej przykre.
OdpowiedzUsuńPatrząc na zdjęcie, przeraziłam sie widoku, ale też cofnęłam się do czasu, kiedy byłam dziewczynką i widywałam, jak Bab moja kury na obiad szykowała. I też, jak Lidia wyżej, rozpoznałam te kuleczki... Ech, czasem ten świat i jego urządzenie przygnębia.
Oby Wam się udało rozwiązać problem ogrodzenia, choć jak pisze Magda, nie Was jednych to zaprząta i łatwe to nie jest.
Życzę Wam zapomnienia tej przykrości i spokoju. Ściskam mocno.
Lisy już takie są, że zabijają na zapas, o wiele więcej niż zdołają znieśc i wynieść. Pewnei pcha je do tego instynkt - szczególnie teraz - macierzyński. Lepsze są powietrzne drapiezniki, taki jak jastrzębie i myszołowy. Zazwyczaj wystarcza im jedna ofiara.
UsuńNie wiem, jak rozwinie sie sytuacja z lisem. Ale dzisiaj, gdy już minął szok, wiecej w nas siły i wiary, ze damy sobie jakos rade.
Szkoda mi naszych kwoczek, bo młode jeszcze były i mogły sobie długo pozyć, ciesząc sie codziennym, spokojnym kurzym zywotem i znosząc z pozytkiem dla nas jajka. Teraz musimy wyhodować więcej młodych kurek, niz mieliśmy na ten rok w planie. Na szczęście cztery kwoki siedzą właśnei na jajkach, a inkubator tez pracuje pełna parą.
Też sie zachwycam wszędzie niebieskawo-fioletowymi kwiatkami bluszczyka kurdybanka i takze kojarzy mi sie on z naszym koziołeczkiem. A propos koziołeczka, to jest coraz lepiej między nim a kozami. Szaleńczo i radośnie uganiali sie dzisiaj całą trójką po łące!
Jolu, dziękujemy ze przyszłaś i przytuliłaś nas ciepłym słowem!
Pozdrawiamy Cię gorąco!:-))***
To wspaniałe, że już kozie babeczki Bluszczyka przyjęły do swojej bandy. :)
UsuńJednak jak sie okazuje, to nic raz na zawsze! Panny mają bardzo zmienne humory. Raz wydaje się, ze go zaakceptowały i biegaja razem albo pasą sie zgodnie a potem znowu diabeł w nie wstepuje i gonią koziołka, biorac go w dwa ognie aż zmyka biedak do swojego domku, bo tam czuje sie bezpiecznie!:-)
UsuńLis paskuda. Żal drobiu, szkoda waszych nerwów. Na lisa trudno znaleźć sposób. Najlepiej wsadzić truciznę w zwłoki kury i podrzucić na skraj lasu, ale ja jestem bardzo przeciw temu. Zawiadomić koło łowieckie- skazać lisa na śmierć- też mi wadzi. "Dokarmiać" jak opisuje Magda, to przyzwyczaić lisa do łażenia po tym terenie. Kompletnie nie wiadomo, jak sobie z nim radzić. można jeszcze postawić "pułapkę"- skrzynkę z przynęta i jak się złapie, daleko go wywieźć.
OdpowiedzUsuńPrawdopodobnie jest zachwiana równowaga w łańcuchu pokarmowym na Waszym terenie, skoro lis przyszedł do kurnika. Na takich dużych, pustych terenach, lisy karmią się "dziczyzną"- drobną zwierzyną, dzikim ptactwem. Rzadko ryzykują włażenie na teren ludzki.Gorzej w terenach mocno zabudowanych, gdzie nie ma szans na normalne łańcuchy pokarmowe w środowisku. Niefajne jest to, że jak raz zobaczył jak mu łatwo, to będzie wracał. I niefajnie, że odważył się w biały dzień. Mocno go przypiliło.
Spokoju na dalsze dni życzę, bez takich paskudnych emocji:)
Zastanawiam sie nad tym Jaskółko, co napisałaś o zachwianej równowadze w łańcuchu pokarmowym. Do niedawna widywałam w naszych stronach duzo bażantów. Teraz jakos ich nie widać. Czyzby to sprawka lisa?A moze jest ich tu wiecej? Zimą zachwycałam sie naiwnie widząc przez okno wielkiego, pieknego lisa jak spacerował po drodze obok naszego domu. Niczego sie nie bał. Spokojny i dostojny szedł przed siebie z ogromnym wdziękiem.A teraz pewnie ten sam lis równie "wdzięcznie" zabija nam kury!
UsuńEmocje bardzo nieprzyjemne, rzeczywiście targaja człowiekiem w takich chwilach. Ogromna bezradnosc i jakieś zniechęcenie a potem martwota i zmęczenie...
Dziekujemy Ci Jaskółko za mądre słowa i ciepłą obecność. Pozdrawiamy Cię serdecznie!:-))
Okropne, ale takie jest życie... Może pomóc pastuch elektryczny, cena około 100 zł i jakby zwrócić się do miejscowego koła łowieckiego z powodu strat w hodowli, to mogą sfinansować zakup tego pastucha, wiem to od myśliwego (weterynarza). I może coś poradzą na jastrzębie. Cezary winien zapisać się do koła łowieckiego, kupić dwururkę i może strzelać - co i kiedy to dowie się w kole łowieckim. Szkoda jajek!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! N
OdpowiedzUsuńCiekawe z tym kołem łowieckim! Dwururka pewnie byłaby lepsza na lisa niz nasza nieszkodliwa wiatrówka.Ale Cezary nie cierpi sie nigdzie zapisywac, stowarzyszać, podlegać jakimś sztywnym zasadom i co ważne - zabijać!
UsuńA kurek i jajek bardzo szkoda!
Ściskamy Cię mocno, kochana N!:-))
Wiem jak Wam smutno i przykro. Sama doświadczyłam nie raz podobnych strat. Na lisy tak naprawdę nie ma mocnych. Czasem pomaga pies, ale mieszkający w obejściu i mogący się wszędzie poruszać, czasem też hałaśliwe gęsi, wolno żyjące (nie zamykane, bo są bezbronne zamknięte - nie mają jak uciec), czasem pewnie trochę szczęścia. Od dwóch lat mam spokój, ale codziennie się troskam. Kurze zwłoki noszę lisom w pewne miejsce, tak jak pisze wyżej Magda. Taki niby pakt z lisami. Tak już jest, jeśli się żyje w naturze. Trzeba to akceptować, choć serce boli...
OdpowiedzUsuńBardzo serdecznie Was pozdrawiam
P.S.
Nie mam zupełnie czasu - ciągle w drodze teraz, ale zaglądam. Koziołeczek śliczny. Niech mu się dobrze dzieje u Was.
Cieszymy sie Owieczko, że choć masz mało czasu, to jednak pamiętasz o nas i zaglądasz tutaj!:-))
UsuńA co do lisa i naszej bezradnosci z walce z nim, to trzeba będzie pogodzić sie z tym, na co nie mamy wpływu i robić to, co sie tylko da by zapewnic kurkom bezpieczeństwo. Być często w ich pobliżu. Trzymać jak najwięcej Zuzię w ogrodzie. Obserwować pilnie otoczenie. I mieć nadzieje, że będzie dobrze. No bo jest tak, jak napisałas - żyjemy blisko natury i chcąc nie chcąc musimy pogodzic sie z jej twardymi prawami.
Ściskamy Cię mocno i serdeczne mysli zasyłamy Owieczko!:-))
Podsłuchałam na targu taką rozmowę: Chłop idzie z workiem, w którym, się cos rusza. Kolega go pyta co tam ma. Chłop odpowiada ,że kury kupił,bo te co miał to lis mu zjadł, a nie może przecież dopuścić ,żeby lis głodny chodził.-ot, czarny humor .Znajomy łapie lisy w łapkę ,cała jego rodzina paraduje w lisich czapach.- DZ
OdpowiedzUsuńŁapka na lisa porzadna by nam sie zdała bardzo, ale lisich czap nie bardzo chcemy. One najlepiej wyglądają na Oleńce i Kmicicu, a gdzież nam do nich?!
UsuńPozdrawiamy serdecznie!:-))
bardzo Wam współczuję, przypomniało mi się, jak będąc dzieckiem, godzinami chodziłam po lesie, szukając kur wystraszonych przez lisa. U nas nie było ogrodzenia, kury łaziły luzem i pilnował ich pies, ale kury i tak uciekały w popłochu i trzeba było ich szukać. Z ciekawostek - zdarzało się, że kwoki miały w lesie gniazda i przyprowadzały do domu wyklute kurczątka. Na jastrzębia też nie było sposobu, czasem strzelaliśmy z karbidu.
OdpowiedzUsuńPrzydałby sie jakis naturalny wróg lisa. Ale chyba poza człowiekiem nic go nie pokona. Wszystko ,co trzeba zauważy, wszystko usłyszy. A kury i koguty nasze słychać w odległosci około 200 metrów od ogrodu - nieswiadome tego, że swymi hałasliwymi głosami przyzywają drapieżców, gdaczą,pieją i pokrzykują ile sie tylko da.
UsuńEch, cóż poradzić. Trzeba je chronić, bronić, strzec i obserwować, żeby jakos zapobiec w przyszłosci tak przykrym jak wczorajsze zdarzeniom.Przykro tylko człowiekowi, że tak naprawdę to niewiele moze i jest tak bezbronny w zderzeniu z prawami natury.
Dziekujemy Ci Klarko za ciepłą obecnośc i zwierzenie!**
Pozdrawiamy Cię serdecznie!:-))
Czlowiek zawsze ma jakies dylematy....
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judyta
Bo na tym chyba prawda zycia polega. Inaczej byłoby fikcją i fantasmagorią. Zmartwienia i bóle to rewers zycia, o którym czasem zdarza sie nam zapomnieć.
UsuńPozdrawiamy Cię ciepło Judyto i dziekujemy, że przyszłaś z serdecznym słowem!:-))
Jest naturalny wróg lisa tylko go człowiek wybił, myślę o wilkach. Wszystko ma swojego wroga, nawet człowiek. Bardzo mi przykro Olu, żeby porwał jedną i zjadł gdzieś w norze rozumiem głodny. Ale on łapie i dusi dookoła ma coś z kota? Atakuje bo się rusza? One też mają młode i muszą je wykarmić ale takiego zachowania nie rozumiem. Oglądałam film o lisach, zapolował zaniósł do nory dla młodych, ale tak? to naprawdę nie w porządku zachowanie.
OdpowiedzUsuńOlu serdeczności i dla kurek też.
Nasz kotek dziś próbował zapolować na bażanta. Skoczył wysoko o cal mijając łapki bażancie, tyle że tu prędzej bażant mógł skrzywdzić to małe kociątko a nie odwrotnie. :) Wyraźny przerost ambicji lew tygrys może? :)
Człowiek zaburzył naturalną równowage w przyrodzie i teraz mamy to, co mamy. A zachowanie lisa chociaz przez nas odbierane jako dziwne jemu pewnie wydaje sie bardzo racjonalne. Bo on dusi kury na zapas. Gdybym nie przybiegłą w porę to by je wszystkie gdzieś sobie zakopał i z czasem wyjmował by sobie z osobistej spizarenki tyle, ile mu trzeba.Nie wiem, czy wszystkie lisy tak postepują, ale tutejsze zabijają ile sie da.A ten lisek z filmu przyrodniczego albo był jakis bardzo przyzwoity albo sie jeszcze nie nauczył i nie rozsmakował w kurzym mięsku.
UsuńNasze koty też polują na ptaszki i niekiedy im sie udaje coś pochwycić, niestety! Dlatego nie wykładam juz nigdzie okruchów dla ptactwa żeby ich do ogrodu nie wabić prosto w paszczę moich lwów!
Ściskam Cie Eluniu i dobrego dnia zyczę oraz pogodnych myśli!:-)))
...cóż, przykro się czyta, ale takie, niestety są prawa panujące w przyrodzie, silniejszy wygrywa:(
OdpowiedzUsuńSerdeczności!
Silniejszy, sprytniejszy, szybszy, bystrzejszy, wytrwalszy...Nie mamy szans w walce z tym drapieżnikiem. Pozostaje czujna obserwacja i słuchanie rad bardziej doświadczonych w tej materii sąsiadów.Wciaz uczymy sie zycia na wsi i praw obowiazujących tutaj, tak bliskich surowej naturze, tak dalekich od dziecięcej baśni.
UsuńPozdrawiam Cie ciepło Meg!:-))
a może założyć elektrycznego pastucha? i prądem lisa!
OdpowiedzUsuńNiestety, założenie u nas elektrycznego pastucha czy też podąłczenie pradu do ogrodzenie jest niepraktyczne, bo kurki zielononózki potrafią i chcą latac i w zwiazku z tym często wyfruwaja sobie na pole by sie tam paść i szczypać zioła. Taki pastuch unemozliwiłby im powrót a prąd poraził!
Usuńojej :((( ale przykro :(((
OdpowiedzUsuńTak na wsi, niestety, bywa. patrz Emko! A dopiero tak zachwalałam u Ciebie zycie tutaj. Nie ma co zachwalać, z tego wniosek, bo złę licho czuwa i robi na złosć!
UsuńPozdrowienia zasyłam!*
Oj strata straszna.Już się boję o moje.Jakoś nie pomyślałam nawet,a u nas też lisy łażą .Las nie daleko,a poza tym pod wałem kolejowym podobno nory mają,Sąsiad górą ogrodzenia pociągnął 3 rzędy drutu kolczastego to się piernik podkopał pod siatką.I kury powynosił.Najgorzej jest jak zborze podrośnie to bez przeszkód może podejść całkiem blisko.Kur mało we wsi to Ci co mają w jeną noc straty maja duże.
OdpowiedzUsuńA u kolegi syna lis w jedna noc podusił wszystkie kury uchowała sie jedna więc właściciele wpadli na pomysł żeby na noc wpuścić do kurnika psa ,a nuż lis znów przyjdzie po ostatnia kurę i pies sie z nim rozprawi.Jenak lis nie przyszedł,a pies zjadł ostatnia kurę.I taka to historia.
Pozdrawiam Olu i ciepełko posyłam.
Ten lis grasuje w naszej wsi w obrębie kilkunastu kilometrów. Wszedzie go znają i sie na nigo zasadzaja. bez rezultatu. Znika jak wampir, zrobiwszy swoje. Dotąd mielismy spokój ze zbójem, ale widać rozszerzył teren działania. Dobrze, że wróciłą dobra pogoda. Całe dnie teraz pracujemy na polu i mamy baczenie na wszystko a kozy pasą sie blisko płotu, też czujne na kazdy podejrzany cień i dźwięk.
UsuńBedziesz musiała też bardzo uważać na swoje kurki, jak juz wyjda do ogrodu. Może Twoja Michalinka spisze się jako obrońca i stróz?!
Rozśmieszyłaś mnie Brydziu tą historia z psem, co zjadł kure której miał bronić!:-))Dzięki!
Ciepłe pozdrowienia zasyłam Ci o poranku i zyczenia dobrego dnia!:-)))
Ale tam, psa głodnego do kurnika wsadzić. :) Mieliśmy kiedyś sunię pół wilka, zew natury gdy zobaczyła kury trzęsła się cała, nie było łatwo utrzymać na smyczy. Mnie się wydaje świetnym pomysłem, wynosić odpadki mięsne na skraj lasu w pobliżu nory. W ten sposób lisek daleko nie pójdzie, naje się, dzieci nakarmi i rozleniwiony z pełnym brzuchem, nie pójdzie skakać przez płotki, lub podkopywać się pod nie. I tak jak w przysłowiu "wilk syty i owca cała". :)
OdpowiedzUsuńA ten "mój" lisek z filmu to za daleko miał do kurników jakichkolwiek i trudno mu było zdobyć pożywienie dla swoich maluchów na pustkowiu. To była lisica, jej partner zginął pewnie gdzieś polując, sama musiała, gdy poszła na polowanie, drugi lis samiec, przyszedł zabił jej dzieci (tak się ślicznie bawiły przed norą), jak sądzili obserwatorzy, by mieć samicę dla siebie. Ale tu się pomylił mocno, wytropiła go i w walce zwyciężyła, odpłacając za zabicie dzieci. Trochę smutna to opowieść, ale takie jest życie w naturze. A lisica łowiła nornice najczęściej, nic więcej nie było a ptaszki wysoko na drzewach, lub skałach.
Oluniu myślę że to dobry pomysł, wypatrzeć gdzie nora i w pobliżu daniny składać. Teraz się młode urodziły, muszą wykarmić.
Serdeczności kochani trzeba dawać sobie radę w tym co jest dookoła wszystko pragnie żyć a mając dzieci stara się w dwójnasób, tak jak i my.
Mocno przytulam ciepło.
Eluniu! Nie mam pojecia, gdzie ten lis ma norę. Tyle razy chodziłyśmy z Zuzia po lesie i niczego takiego nie wypatrzyłysmy. Poza tym "skraj lasu" jest u nas ogromny, bo lasy ciągną sie bardzo długa linię z boku naszego gospodarstwa i tuz za polem. A poza tym, jakie resztki miesne? U mnie nie ma czegos takiego, bo moje zwierzęta wszystko zjadają i nic sie nie uchowa!
UsuńTen lis bandyta grasuje po całej okolicy. Raz odwiedzi jedno gospodarstwo innym razem drugie. Nieuchwytny i sprytny. Mądrzejszy od wszystkich. Moze dopiero jak zacznie sie sezon łowiecki, to myśliwi jakimś cudem zdołaja go ustrzelić. Ale też marne szanse, bo z tego co obserwuję to oni głownie na sarny biedne polują. Lis skubaniec jest sprytniejszy i jakos nie daje sie wziac na cel.
Wiem, że małe liski tez chcą zyć, ale drże na myśl o tym, co będzie jak podrosną! Z jednym zbójem trudno a co bedzie z wieloma?! Oj, biedne te moje kury!
Ale póki co, nie martwimy się o nasze zielononózki, bo odkąd wrociął pogoda to pracujemy całe dnie na polu majac baczenie na nie. Zuzia jest z nami, wiec w razie czego pogoni gagatka!
Całusy serdeczne Eluniu!:-)))
Ot życie, ot natura...
OdpowiedzUsuńTak to jest! Stajemy przed róznymi wyzwaniami i jakos musimy im sprostac. Nie zawsze sie, niestety, da, bo nie wszystko od nas zalezy. Ale wiosna jest piękna i pogoda znowu od rana cudowna a to tak człowieka cieszy, mimo bólu mieśni od roboty!
UsuńPozdrawiam ciepło Gaju!:-))
Mnie już nic nie boli, a wszystko cieszy. No może poza tym, że maj śmignie za szybko.
UsuńTeż pozdrawiam, tez gorąco.
Cudownie Gaju, ze tak dobrze i majowo się czujesz na duszy i ciele!
UsuńBuziaki!***
Ja poczułam smutek a jakie to dla Was musiało być przeżycie, a te nic niewinne kurki.Tam gdzie ostatnio była by odpocząć, gospodarze też narzekali na lisa. Widać te szkodniki wszędzie grasują.Olu serdeczności zostawiam i trzymam kciuki b y już nie atakował Waszych kurek.
OdpowiedzUsuńByło to okropne przezycie Alinko, ale widzocznie i takich trzeba by sie czegoś nowego o zyciu na wsi dowiedzieć. Bo bywa tu bardzo pieknie. Bo przewaznie jest na wsi spokojnie i idyllicznie, ale czasami są chwile smutku i grozy. Oby było ich jak najmniej.
UsuńDziekuję za ciepłę słowa Alinko i pozdrawiam Cie serdecznie!;-))
Och, Olgo, jakze szkoda tych kurek i jakie smutne to musiało bycc dla Was przeżycie! Widzisz tutaj na wsi kazdy dzien tak pelen jest niespodzianek i tych dobrych i tych tragicznych... z ktorymi niestety musimy sie pogodzic, tak jak jak z odchodzeniem naszych zwirzat, ktore porywaja i atakuja inne silniejsze, aby tez zaspokoic swoje uczucie glodu, swoj instynkt lowczy. Nie wincie lisa, to jego natura, ze poluje i tez musi cos jesc, takie niestety jest prawo natury.
OdpowiedzUsuńNasze zwirzeta odchodza i beda odchodzic i nic na to nie poradzimy, jestesmy bezsilni w takich momentach. U mnie tez kazdego roku jeden kot odchodzi... porwany pewnie przez jakies dzikie zwierze z lasu. Ten las tak piekny, a niekiedy tak straszny, bo zabiera nam to co kochamy!
Otrzyj lzy Olu, nadchodzi znow nowy dzien i wszystko bedzie znow dobrze!
Sciskam Ciebie serdecznie!
"Ten las tak piekny, a niekiedy straszny, bo zabiera nam to, co kochamy". Wspaniale napisane Amelio! Chcemy i musimy zyć w zgodzie z lasem, On nas zachwyca i fascynuje, ale też stanowi zagrozenie i tajemniczy, dziki, zagrażajacy nam świat. Ale to las był pierwszy. My zasiedliliśmy te tereny i usiłujemy tu narzucać swoje prawa. Tymczasem prawa lasu nadal są silniejsze. Kochamy las, jak pogańskie bóstwo, które potrafi być łaskawe i okrutne.Godzimy sie z jego wymaganiami, bo tak naprawdę mali i nieistorni jesteśmy przy jego ogromie, ponadczasowości i znaczeniu dla ziemi.
UsuńWiem, ze będzie wszystko dobrze. Już jest. Fala przeszła.
Dziekuję Ci Amelio za serdeczność i życiową mądrosć, którą sie ze mną dzielisz.
Gorące pozdrowienia Ci zasyłam i ciepłe mysli!:-))
Witam:) smutny post z tym lisem. Ja posiadam 2 psy suczke sznaucerka i mloda sunie kundelka te psy sa niesamowite na lisa. Kiedy podejdzie pod kurnik to juz spiernicza a one za nim hehe raz mialem atak to mi wyniosl stara leghornke i od tej pory odpukac nic. Ludziom na wiosce wynosi kury. Rozmawialem tez z mysliwym oni nie odstrzela bo im sie nie oplaca. Trzeba zaplacic za naboje koszty z badaniami czy nie ma wsicieklizny a skorek nikt nie kupuje.... Serdecznie pozdrawiam Jonatan:)
OdpowiedzUsuńNo to fajnie masz z tak czujnymi i bojowymi psami Jonatanie!To chyba najlepsza z mozliwych ochrona przed lisem. A skoro mysliwym sie nie opłaca polowanie na lisy, to nie mam co na nich liczyć. Juz teraz rozumiem dlaczego wolą polować na sarny! Chyba ich odstrzał nie wymaga badania na wściekliznę. Tyle, że one akurat zupełnie niewinne. Przynajmniej mnie żadnej szkody nie czynią. Słyszałam, że ludziom we wsi cos tam na polach wyjadają, ale na nasze pole jakos nie wchodzą.
UsuńI ja pozdrawiam Cię Jonatanie, dziękujac za odwiedziny!:-))
Odwieczny problem wsi... No cóż, samo życie!
OdpowiedzUsuńNiestety, nas też ten problem dopadł Basiu. Widocznie nie może być zbyt różowo!
UsuńTo rzeczywiście był pogrom.
OdpowiedzUsuń