Tuż po świętach Wielkiej Nocy wyruszyliśmy
ponownie do tamtego gospodarstwa, upewniwszy się pierwej telefonicznie, czy nasz
koziołek jest już gotowy do wzięcia. Był! To znaczy jadł już samodzielnie buraczane
wysłodki a do cycka mamy dobierał się już tylko na popitkę i tylko wówczas, gdy
mu mama pozwoliła, bo bardzo już była jego natarczywością zmęczona. Zgodnie z
radą gospodyni postanowiliśmy wziąć od niej największego z koziołków wierząc,
że pierworodny jest a więc najsilniejszy i najmądrzejszy. Ponieważ jednak
reszta koziołków nadal żyła, czekając nieświadomie na swój sądny dzień, z
ciężkim sercem znowu opuszczaliśmy to miejsce, unosząc na rękach ocalonego
wybrańca. Pozostałe koziołki dokonać miały żywota na dniach. Czekały na razie
na wolny czas gospodarza, który to miał nastąpić w najbliższy weekend.
- Ja też, prawdę powiedziawszy, na to nigdy
patrzeć nie mogę… - wyznała gospodyni, gdy pytaliśmy o ten czas rżnięcia, w
związku z obiecanymi dla Kuby skórami.
- Jednak człowiek
przywiązuje się. Co dzień karmi, poi, głaszcze, w oczy patrzy…-westchnęła.
- No, ale tak to
już jest! Mus to mus! – otrząsnęła się z próżnych smętków i ocierając zabłąkaną
w kącikach oczu łzę, pogłaskała czule na pożegnanie naszego koziołka.
- Proszę się o
niego nie martwić! U nas mu będzie dobrze! I spokojnie sobie pożyje! –
zawołał pocieszająco na pożegnanie Cezary i otworzył mi tylne drzwiczki
samochodu bym mogła się tam bezpiecznie usadowić z tulonym w ramionach koźlaczkiem.
Gospodyni długo
stała w progu machając nam dłonią a my powoli i ostrożnie zjeżdżaliśmy z
kamiennej, wyboistej drogi na wzgórzu, mknąc ku swemu przeznaczeniu.
Koziołeczek leżał spokojnie na mych kolanach
cieplutki i pachnący jak niemowlę. Z tkliwością całowałam jego główkę,
przebierając palcami w miękkiej, puszystej sierści. Od czasu do czasu spoglądał
na mnie ze zdziwieniem swymi niebieskawymi oczami. Próbował ssać moje palce.
Obwąchiwał delikatnie twarz. Niekiedy wzdychał ciężko, jakby czuł, że coś
bezpowrotnie się dla niego skończyło a oto teraz zaczyna się zupełnie nowy,
nieznany i wielce tajemniczy rozdział jego życia. Z tą jasnowłosą kobietą w
okularach, dzierżącą go teraz w ramionach i z tym wysokim, postawnym mężczyzną,
przemawiającym do niego serdecznie z przedniego siedzenia warkotliwego pojazdu.
- Jak dojedziemy
do domu, to Ty Oluniu nie wysiadaj. Poczekaj aż ja otworzę bramę i wjedziemy
samochodem na teren podwórza. Trzeba będzie jakoś przytrzymać Zuzię by nie
powitała zbyt wylewnie naszego dzieciaczka – powiedział mój mąż wjeżdżając na
ostatni odcinek gruntowej drogi wiodącej ku naszemu gospodarstwu.
- No właśnie!
Trzeba dać mu jakieś imię! – przypomniał sobie nagle.
- Masz jakiś
pomysł?
- Nazwiemy go
Łobuz! – zaśmiałam się i poklepałam spoglądającego na mnie z ciekawością
koziołka.
- Wprawdzie
jeszcze na łobuza nie wygląda, ale na pewno taki będzie. W końcu, co chłopczyk
to chłopczyk! Co Ty na to Czarek? – auto podskoczyło na wybojach a zwierzaczek
zameczał głośno, dzięki czemu po raz pierwszy mogliśmy usłyszeć jego dziecięcy,
zupełnie inny niż u naszych dorosłych już kóz głos.
- Łobuz! No co
tam Łobuziaku? Wszystko będzie dobrze! Zaraz przywitasz się z całą menażerią! –
zawołał wesoło Cezary i zatrzymał nasz pojazd pod bramą obejścia.
Jak można się
było spodziewać Zuzia zaraz przyszła by zobaczyć i obwąchać nowy nabytek. Chyba
bardzo spodobał się jej jego chłopięcy zapaszek, bo nie odstępowała go odtąd na
krok, liżąc pod ogonem i po pyszczku.
Co na to Łobuz?
Wyrywał się i pobekiwał, ile wlezie! I zupełnie nie rozumiał, o co chodzi temu
wielkiemu, białemu zwierzowi, co to go tak namolnie witał.
- Może chce mnie
zjeść? O rety! Mamo, ratuj! – darł się i z całej siły próbował wysupłać
łepetynkę z obroży. Ale trzymałam mocno jego smycz a Cezary próbował uspokoić
jakoś naszą żywiołową psinę.
Łobuz mecząc wniebogłosy został postawiony na trawniku.
Smycz przejął ode mnie Cezary a ja zajęłam się uwiecznianiem na zdjęciach tych
pierwszych, emocjonujących wielce chwil. Wszystko w życiu naszego koziołeczka
działo się wszak po raz pierwszy. Pierwszy raz opuścił cztery ściany koziarni, która
była dotąd jego jedynym, znanym mu i bezpiecznym światem. Nigdy też jeszcze nie
widział wokół takiej przestrzeni, nie docierało do niego tak wiele przeróżnych,
fascynująco-niepokojących zapachów. A jego kopytka nie znały jeszcze dotyku
mięciutkich traw, wilgotnej ziemi, kamienistych dróżek. Wszystko było przed
nim. Cudowne i piękne, lecz przy tym wszystkim jednak straszne. Stało więc maleństwo
na nieco drżących nóżkach, popłakując i spoglądając bezradnie, na
towarzyszących mu ludzi i tego dziwacznego, kudłatego zwierza, co nie wiadomo
po co się do niego pchał.
Tymczasem Zuzia uśmiechała się od ucha do
ucha i błyszczącymi oczami spoglądała na nas i koziołka, najwidoczniej bardzo
ciesząc się nowym nabytkiem. A potem, chcąc pewnie okazać jak bardzo go
polubiła otoczyła łapą jego tułów i przygarnęła do siebie serdecznie, jakby
mówiła:
- Mój ty teraz
jesteś maluchu! Ja ci będę matkować! Już ty się o nic nie bój!
Potem polizała go zamaszyście po pyszczku i
zakręciła swym puszystym ogonem kilka radosnych młynków. Koziołeczek uspokoił
się trochę i rozglądał dookoła z wyraźną ciekawością. Powolutku więc obeszliśmy
ogród, ciągnąc na smyczy zapierające się z całych sił maleństwo i przemawiając
doń zachęcająco. Psina pomagała nam poszczekując serdecznie i popychając od
czasu do czasu upartego Łobuza.
- No to teraz
czas na zapoznanie z naszymi kózkami! – zaproponowałam po kilkunastu minutach a
Cezary zgodziwszy się ze mną pół poniósł, pół poprowadził na przyległą do
ogrodu łąkę nowego lokatora naszego gospodarstwa…
Ciąg dalszy nastąpi…
Jest piękny! I ma ulubione przeze mnie czarne podkolanówki :) (za białymi nie przepadam)
OdpowiedzUsuńDwa lata temu miałam prawie identycznie umaszczonego koziołka, który nazywał się Gutek-Film. Miał tak dobry charakter, że nie sposób go zapomnieć.
Łobuz, to bym się bała dać na imię .... :)
A czemuż to Wasz koziołek nie zna w ogóle świata? Nie wychodził nigdy na zewnątrz?
Buziaki!
Łobuz nie zna świata, bo był tam trzymany tylko w komórce. W ogóle, z tego co wiem, to mało tamte kozy są na zewnątrz wyprowadzane.
UsuńŁobuz, Łobuziak, Łobuziątko tudzież mnóstwo innych zdrobnień i okresleń otrzymuje nasz maluszek co dzień (ostatnio spodobało mi sie bardzo Kurdybanek!:-)
Ślicznota z niego rzeczywiście! A czy łobuzisko, to sie dopiero okaże!:-)
Twój Gutek-Film mnie znokautował!!!
Madziu! Całusy serdeczne slę Ci o poranku!:-)))
Kurdybanek - cudne!
UsuńMy wypuszczamy maluszki w drugim dniu życia. Chyba, że pogoda jakaś ekstremalna, albo maleństwa bardzo słabiutkie i kiepsko chodzące. Najszybciej "wypuszczane" są te, które urodzą się na łące :)
No to niech się darzy!
A wiosną przecież tak cudnie na łąkach! Pachnie, że ach! Mlecze kwitną teraz na potęgę. No i błękitne kurdybanki też! Aż chce się człowiekowi razem z kozami tam popaść:-)
UsuńDobrego dnia Madziu!:-))
Az sie boje pomyslec, ze za jakis czas nie bedziecie tak sklonni go przytulac i pycho calowac. Zreszta i on moze sie okazac malo sklonny do pieszczot, kiedy testosteron trzepnie go po glowie. Zeby Wam dziur w tylkach nie wybil ;)))
OdpowiedzUsuńCo będzie, to będzie Aniu! Na razie cieszymy sie tym, co jest! A jest czym sie cieszyć, bo każdy dzien przynosi tyle pozytywnych wrażeń, obserwacji, myśli i zdarzeń. Najbardziej uwielbiam to w zyciu na wsi, że jestem tu otoczona zwierzętami, szczęśliwymi zwierzętami!:-))
UsuńDobrego, pogodnie wiosennego tygodnia życzę!
Kurdybanek - pięknie :)) Koziołka na smyczy jeszcze nie widziałam, fajnie wygląda. Zuzia poczuła miętę do nowego domownika, jest niesamowita. Czekam na ciąg dalszy, ciekawa jestem, jak powitały Małego jego gatunkowe siostrzyce ;)
OdpowiedzUsuńŁobuziak Kurdybanek musi być na smyczy, bo by zwiał albo poniszczył nam wszystko w ogrodzie. To mały huncwotek!
UsuńTeż sie bardzo tym cieszymy, że Zuzia tak pozytywnie go przyjęła. Od dawna wiedzieliśmy, ze kochana, wrażliwa i mądra z niej psina, ale wciąz nas jeszcze potrafi pozytywnie zaskoczyć!:-))
Fajny ten Wasz koziołeczek,ale Zuzia to normalnie mnie zachwyciła czułością.Będzie miał Kurdybanek ( imię nieziemskie i fantastyczne tylko komuś z Twoją wyobraźnią mogło przyjść do głowy)przybraną mamuśkę.KiIka dni i będzie brykał jak szalony w takim wyborowym towarzystwie.Czekam z niecierpliwością na dalszą część przygód Łobuziaka.Ciepełko posyłam.
OdpowiedzUsuńKoziołeczek wydaje się mądrzejszy, niz były nasze kozy w jego wieku. Robi niesamowite postepy w oswajaniu i zaczyna nawet reagować na swoje dwa szalone imiona!A Zuzia przy nim jest taka kochana i spokojna, matczyna...
UsuńBrydziu miła! Ściskam Cię gorąco za dobre słowa dziękując i dobrego dnia zycząc!:-))
mam wierszyk dla was
OdpowiedzUsuńBrzechwa Jan
Koziołeczek
Posłał kozioł koziołeczka
Po bułeczki do miasteczka.
Koziołeczek ruszył w drogę,
Wtem się natknął na stonogę.
Zadrżał z trwogi, no i w nogi,
Gaik, steczka, mostek, rzeczka,
A tam czekał ojciec srogi
I ukarał koziołeczka:
"Taki tchórz! Taki tchórz!
Ledwo wyszedł, wrócił już!
Ładne rzeczy! Ładne rzeczy!"
A koziołek tylko beczy:
"Jak nie uciec, ojcze drogi?
Przecież sam rozumiesz to:
Ja mam tylko cztery nogi,
A stonoga ma ich sto!"
Posłał kozioł koziołeczka
Do miasteczka po ciasteczka.
Koziołeczek mknie raz-dwa-trzy.
Nagle staje, nagle patrzy:
Chustka wisi na parkanie...
Koziołeczek tedy w nogi
I znów dostał w domu lanie,
Bo był ojciec bardzo srogi:
"Taki tchórz! Taki tchórz!
Ledwo wyszedł, wrócił już!
Ładne rzeczy! Ładne rzeczy!"
A koziołek tylko beczy:
"Jak nie uciec, ojcze drogi,
Czyż jest słuszna kara twa?
Chustka ma wszak cztery rogi,
A ja mam zaledwie dwa!"
Serdecznie dziękuję za wierszyk! Pamiętam go z dzieciństwa. Nie pomyslałabym wówczas, ze sama będę mieć takiego koziołeczka. Jakie to życie pełne jest niespodzianek!:-))
UsuńPrzez przypadek skasowałam nr tel do was. Zadzwońcie, a ja sobie zapiszę. Koziołeczek jest śliczny, bo malutki. Ale jak podrośnie to trzeba go będzie karnie wychowywać. Nina
OdpowiedzUsuńW sprawie telefonu już OK! A koziołeczek slicznota i mądralina niesamowita! Pewnikiem kiedys da nam popalić, ale na razie sama słodycz!:-))
UsuńTeraz to Zuzia może mu matkować. Tylko patrzeć, jak to on zacznie patrzeć na nią z góry:-))).
OdpowiedzUsuńA przerośnie ją na pewno w try miga! Apetycik ma, że hej! Zuzia zresztą też, tyle że ona rozrasta sie juz tylko wszerz!:-)))
Usuń:)... Ślicznie :)...
OdpowiedzUsuńWiosna cudna, koziołeczek, kozy, kurki, zapach ogrodu po deszczu...Tak Abi! po prostu slicznie!:-))
UsuńUroczy koziołeczek, jak wszystko co małe... ciekawe co bedzie potem, moze okaze się nie aż takim łobuziakiem, tylko grzecznym i miłym koziołkiem... a jaka przyjażń między nim a Zuzią, miłość od pierwszego wejrzenia!
OdpowiedzUsuńSciskam i koziołka ugłaskuję
Pewnie kiedyś (i to bardzo prędko) koziołeczek ze słodkiego malucha przekształci sie w wielkiego łobuza, ale na razie jest uroczym Kurdybankiem a Zuzia spędza z nim mnóstwo czasu, rzeczywiście obdarzajac go ciepłymi, opiekuńczymi uczuciami. Bardzo sie z tego cieszymy!I
UsuńSerdeczne uściski i ciepłe mysli zasyłam Ci Amelio za Twe serdeczne słowa dziekując!:-))
Przecież to arcydzieło natury jest! Jaki szczęściarz z niego! Będzie żył! I to jak dobrze. Kurdybanek to cudowne imię dla niego. Tylko jak to zdrobnić? :)
OdpowiedzUsuńJest przecudny i kochany! No i rzeczywiście szczęściarz z niego (przez chwilę zastanawiałam sie nawet czy w zwiazku z tym nie nazwać go Lucky!:-) Ale póki co jest na zmianę Łobuzem i Kurdybankiem. Chyba i jedno i drugie mu pasuje. A jak zdrobnic Kurdybanka? Może Kurdyś?!!!:-))
UsuńJa bym zdrobniła Bluszczyk. Bo bluszczyk kurdybanek to bardzo sympatyczna roślinka, choć nieco mi zachwaszcza ogród. ;)
UsuńŚwietny pomysł, Jolu :)
UsuńZdrobnienie od Kurdybanka? Oczywiście - Łobuz :D Ile razy to powiecie: Kurdybanku, ty łobuzie!
UsuńPieknie brzmi ten Bluszczuk! Tkliwie i ciepło! Jak będzie grzeczny i słodki to Bluszczyk będzie dlań w sam raz. A jak cos zbroi to zawołam : Och, Ty Kurdybanku! Łobuzie jeden!
UsuńA więc podsumowując (chyba, ze pojawią sie jeszcze jakieś nowe miana dla niego) będzie Koziołek - Capuniek trojga imion - Łobuz Kurdybanek Bluszczyk! Brzmi to nawet jakos szlachecko! Ho, ho!:-))
Śliczny mały!
OdpowiedzUsuńPozwolę sobie tylko podpowiedzieć, żeby nie puszczać go z kozami, ponieważ koziołki bardzo wcześnie dojrzewają - bywa że już trzymiesięczne zostają tatusiami. I już użyty do rozrodu koziołek, młodszy niż rok, powinien kryć kozy "w ręku" czyli na uwiązie, a nie biegać z nimi.
Pozdrawiam serdecznie!
Serdecznie dziękuję Ci Kamphoro za tę informację. My jeszcze niewiele wiemy o relacjach capio-kozich, dlatego każda rada znawcy tematu jest dla nas bezcenna! Będziemy zatem uważać na kozie towarzystwo, co by nie działo sie za szybko to, o czym piszesz. Niech jeszcze nasz Łobuz Kurdybanek pobędzie jak najdłużej dzieciaczkiem a nie małoletnim tatusiem.Przecież dziecinstwo to najpiekniejszy okres w zyciu!
UsuńJeszcze raz bardzo Ci dziękuję i ściskam Cie gorąco, dobrego dnia zycząc!:-))
Urody Łobuziakowi nie brakuje, myślę że z marszu mógłby startować w wyborach na mistera ;))) Będę z niecierpliwością oczekiwać dalszych fotorelacji z życia Łobuziaka. Co do Zuzi to zastanawiam się, czy ona czasem przepełniona wzbierającymi w niej z nagła uczuciami macierzyńskimi nie ma ochoty go usynowić ;)
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno i buziaki zasyłam :)))
Też myslimy, ze w Zuzi budza się uczucia macierzyńskie w związku z tym, że chyba sama będzie mamą! Wprawdzie nie widać jeszcze żadnych oznak tego, ale ta jej czułosc dla koziołka jest niezwykła!
UsuńOdbuziaczkowuję serdecznie Zosieńko!:-))
Fantastyczny łobuz:-))))) a ta komitywa z psiakiem, niesamowity widok. Jak zawsze masz fantastyczne zdjęcia i język. Jak ja to lubię!!!!
OdpowiedzUsuńDuzo radosci nam codzień nasz koziołeczek Łobuz-Kurdybanek a teraz jeszcze i Bluszczyk sprawia! Zuzia najwyraźniej bardzo lubi malca a on lubi ją. Cieszymy sie Basieńko, że mamy tak kochaną psinę. Jak i całą resztę złaknioną pieszczot menażerii!:-))
UsuńImię świetne. Piękny koziołek, ale Zuzia.... słodkości:)
OdpowiedzUsuńTak Jaskółko! Koziołek piekny i słodki. Ale Zuzia przekochana i prześliczna! Śpi tu teraz obok mnie na kanapie, zmęczona bardzo i pochrapująca!-))
UsuńOj Olu jakie to cudo to koźlątko oj do głaskania i całowania po prostu. Cudownie że człowiek kocha i lubi się opiekować zwierzątkami bo one na to zasługują najbardziej są przesłodkie a Zuzia to cudowna mądra sunia jak człowiek rozumny i kochający jednocześnie.
OdpowiedzUsuńTak Elu! Cudnie jest móc opiekować sie zwierzakami i widzieć, że są szczęśliwe. To jest ogromna wartosc mieszkania na wsi. Dla wszystkich czworonogów (oraz dwunogów - kury!) jest miejsce w naszym gospodarstwie i w sercu.
UsuńA z Zuzi jesteśmy po prostu dumni, bo naprawdę niezwykle kochana i mądra z niej psinka!:-))
W koncu Wasze panienki doczekaly sie kawalera i Lobuziak bedzie mial w czym wybierac:) Kurdybanek jest przesliczny, oj bedzie sie dzialo, bedzie.
OdpowiedzUsuńMial wielkie szczescie, ze trafil do Was. Zuzia rozczulajaca i jej macierzynskie instynkty wzgledem koziolka sa wzruszajace, a wlasnie, co z Zuzia czy zostanie mama?
Czekam na ciag dalszy - usciski:)
Kurdybanek dostarcza nam codzień mnóstwo radości i wzruszeń. Tak samo zresztą, jak starsze kozy, które teraz jeszcze pieszczotliwsze sie stały (bo zazdrosne!) obsiadujące nasze kolana koty oraz wierna Zuzia. Zawsze uważaliśmy Zuzię za cudowną psinkę, ale teraz widzimy, iż jest jeszcze mądrzejsza i wrażliwsza, niż do tej pory sądziliśmy. A czy jest w ciązy? Wciąz jeszcze nie wiadomo. To dopiero miesiąc od pamietnej, romantycznej nocy, wiec nie da sie niczego stwierdzić...Ale już teraz wiem, że jak przyjdzie co do czego, to na pewno będzie nasza psinusia cudowną mamusią!
UsuńPozdrawiam Cię ciepło Ataner, cieszac się jak zawsze z Twoich odwiedzin pod tym samym niebem!:-))
Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy opowieści o koziołku. Jak tam jego relacje z kózkami? i innymi domownikami.
OdpowiedzUsuńJuż spełniam zyczenie!:-))
UsuńPozdrawiam Was i koziołka!
OdpowiedzUsuńA my Ciebie, kochana Łucjo!:-))
UsuńCudny koziołek a sunia jeszcze lepsza.
OdpowiedzUsuń