Przez ostatnie dwa tygodnie nasz czas, uwagę
i uczucia zaprzątał miły sercu gość z Australii. Dziewczę polskie, córunia w
kraju kangurów urodzona, która choć całkiem dorosła nigdy jeszcze nie widziała
prawdziwej, polskiej zimy. A od dawna marzyła o tym egzotycznym widoku. O choćby
jednym płatku śniegu, który opadłby jej na dłoń. O mrozie, lodzie, zaspach,
chrzęstach, poświstach, diamentowych błyskach, kokosowej szadzi, zimnie
przenikającym ciało, wszechobecnej bieli, lepieniu bałwana i tym podobnych
przyjemnościach właściwych ojczyźnie żubrów a prawie zupełnie obcych krainie
koali (chociaż w wysokich partiach australijskich Gór Błękitnych lub w innych
wyższych górach zimą pada śnieg i można tam nawet uprawiać typowe sporty
zimowe).
Kochane owo dziewczę przybyło do nas w
niezbyt zimowy, chociaż bardzo styczniowy czas. Na Podkarpaciu ciepło i zielono
było dziwacznie jak na tę porę roku. Zabieraliśmy naszego gościa do lasu na
spacery a tam, brodząc we
wszechobecnym, budyniopodobnym błocie,
tęskniliśmy za mrozem, który skułby te wiosenno-jesienną aurę lodem i
upodobniłby ją chociaż trochę do czegoś przypominającego prawdziwą zimę. Ale
nie! Przez tydzień nasz rozczarowany aurą gość zadowalać się musiał tym, co nas
zadowalało w zupełności, czyli listopadowo-marcowym, łagodnym pejzażem. Aby
zająć czymś czas córci udawaliśmy się często w odwiedziny do miłych sąsiadów, z
których każdy przyjął nas tak wspaniale, że aż oczarowana tą staropolską
gościnnością panna łzy wzruszenia wylewała i żalu, iż w krainie Aussich nie ma
tak cudownych, jak w tej małej, podkarpackiej wsi, ludzi.
Do pełnego
szczęścia brakowało jej tylko wytęsknionego śniegu. A my, chociaż gotowi
byliśmy spełniać jej każde życzenie, tego jednego ziścić nie umieliśmy…
Wreszcie zdesperowane, australijskie dziewczę wyśledziło w Internecie co
i jak a wyśledziwszy postanowiło namówić rodziciela by zabrał je na najbliższy od nas śnieg,
czyli do Zamościa! Coś około 150 kilometrów! Nieszczęsny tatunio (czegóż się
nie robi dla wytęsknionego gościa z drugiej półkuli) dał się namówić i pośród
marznącej mżawki odważnie pomknął z dziecięciem w siną dal. Nie było ich
kilkanaście godzin. Pogoda pogarszała się z minuty na minutę. Ze strachem
spoglądałam za okno widząc wszędzie powiększającą się lodową gładź, ludzi
wywracających się na drodze i ten nieustępliwy, pogarszający sytuację deszcz.
Zapadły ciemności. Obiad dla moich kochanych wędrowców zdążył już dawno
wystygnąć a dochodzące do mnie sms-y informowały mnie, że powolutku i po omacku
tych dwoje zagubionych w mżawce i mgle desperatów usiłuje zbliżać się do domu.
Zimowi podróżnicy wrócili po osiemnastej.
Głodni. Zmarznięci. Pełni opowieści. Okazało się, że droga w obie strony była
tak niebezpieczna, żmudna i trudna, że zaledwie godzinę mogli spędzić w
Zamościu. Zachwycić się tamtejszymi białymi widokami. Napstrykać zdjęć. Pojeździć z
dzieciakami na łyżwach na ślizgawce przy rynku. Dotknąć najprawdziwszego
śniegu. Zanurzyc w nim stopy. Ulepić z niego kulkę. Utoczyć ją w kulę mogącą stanowić brzuch mini
bałwana!
Z jakimż niedźwiedzim apetytem pożarli po powrocie
do domu gorący żurek z jajkami oraz pieczone, kurze skrzydełka! Miło było
patrzeć, gdy tak wcinali! Krwistoczerwone rumieńce na ich policzkach oraz
błyszczące oczy mówiły mi, że dobrze było ruszyć się z domu, lecz jeszcze
lepiej do niego wrócić!
Od następnego dnia pogoda za oknem nie
zachęcała już do żadnych dalszych wypraw. Zimno stało się przejmujące.
Sterczące sztywno trawy zamarzły i zamieniły się w ostre sople. Podwórze
przeistoczyło się w naturalne lodowisko i gdybym nie posypała go popiołem połamalibyśmy
nogi idąc do porannego czy południowego obrządku. Córunia mimo wszystko
zachwycała się tym odmienionym pejzażem i chętna była do choćby krótkiego
spaceru celem sfotografowania zamarzniętych w tak malowniczy sposób obiektów.
Wybrałyśmy się zatem we trzy z Zuzią na
owsianą łąkę. Zmrożone, oblodzone trawki i kłoski chrupały nam pod nogami,
łamiąc się jak zapałki. Pojedyncze, nieopadłe jeszcze listeczki wyglądały jakby
ktoś zanurzył je w przeźroczystym wosku czy bursztynie i w przypływie
natchnienia udekorował nimi drzewa i krzewy. Pięknie było i dziwnie zarazem. Cicho
i tajemniczo. Jakby przyroda w skupieniu na coś czekała. Jak gdyby czas trzymał
coś dla nas w zanadrzu…
Zuzieńka jak zwykle pobiegła ochoczo do
naszego lasku mieszczącego się tuż za niezbyt głębokim, lecz dość stromym
jarem. Po chwili dobiegł nas stamtąd jej rozpaczliwy pisk, płacz, wycie i pełen
przerażania skowyt. Pobiegłyśmy tam z córunią na łeb na szyję. Okazało się, że
psina złapała się w sidła na stoku jaru i usiłując się z nich wyswobodzić
zaplątuje się coraz bardziej. Zjechałyśmy po błocie do spętanej Zuzi i
przytrzymując się rachitycznych brzózek, usiłowałyśmy ją uwolnić. Nie była to
łatwa sprawa. Zuzia jest bardzo ciężka a drut, z którego zrobiono pętlę był sztywny,
gruby i mocny. Wreszcie udało nam się wyswobodzić oszalałą ze strachu psinkę. I
wspinając się na czworaka wyleźć na wierzch. Jeszcze tylko kalecząc sobie palce
odplątałam drut z drzewa, do którego był przyczepiony, aby zabrać go do domu i
pokazać Cezaremu, jako dowód rzeczowy niecnego postępku któregoś z tutejszych
kłusowników.
Mój mąż zdruzgotany oraz rozeźlony tym
widokiem od razu zaczął zastanawiać się, który ze znanych nam tubylców zdolny
byłby do tak okrutnego czynu. I wyszło mu, że jest co najmniej kilku
podejrzanych. Wielu tu znalazłoby się pijaczków, gotowych dla byle grosza
zrobić wszystko. Wielu jest też nieprzyjemnych, ponurych typów gustujących w
darmowym, sarnim mięsie. Prymitywni ci osobnicy kultywują tradycję kłusowniczą
z pokolenia na pokolenie i nie widzą w tym nic nagannego. A my, póki nikogo nie
chwyciliśmy na gorącym uczynku, nie jesteśmy w stanie udowodnić nikomu tych
podłych czynów ani też zapobiec następnym. Wstyd się nam jakoś zrobiło przed
australijskim gościem, tak zachwyconym dotąd tutejszymi realiami oraz ogromną
serdecznością, zaprzyjaźnionych z nami sąsiadów. Wstyd i żal, że nasza wieś i w
ogóle polska rzeczywistość ma swój awers i nieodłączny rewers. A ta zauważalna
na początku sielanka tak łatwo przekształcić się może w ponurą, średniowieczną
baśń…
Ale odejdźmy od tych niewesołych rozważań,
albowiem w drugim tygodniu pobytu u nas córuni wreszcie spadł na naszą wieś tak
upragniony śnieg. Natychmiast ubrał on rzeczywistość w baśniową, andersenowską
aurę. Rozświetlił przestrzenie brylantowymi blaskami. Otulił gałęzie drzew
puszystą pierzynką. Natomiast słupek rtęci na termometrze za oknem opadł do
minus dwunastu stopni. Tym samym prawdziwa zima rozpoczęła się na dobre a
australijskie dziewczę od świtu aż do zmierzchu, przez kilka dni napawać się
mogło tym cudownie odmienionym krajobrazem. I znowu wyruszaliśmy na długie
spacery po okolicach, ciesząc się radością kóz oraz uwielbiającej zimę Zuzi
(która na szczęście zdążyła już zapomnieć o koszmarnym, kłusowniczym
incydencie). Obserwowaliśmy stada sarenek, z gracją przebiegające nam śródleśne
drogi. Fotografowaliśmy, co tylko się dało i zwiedzaliśmy najciekawsze,
tutejsze zakątki. Wędrując, przewracaliśmy się czasami na śliskich ścieżkach a potem, pomagając
sobie we wstawaniu znowu upadaliśmy, zaśmiewając się do łez.
Udało nam się nawet pożyczyć od znajomych
sanki i piszczące z uciechy zupełnie dorosłe, lecz zachowujące się teraz jak
rozbrykany dzieciak dziewczę pozjeżdżać mogło beztrosko z tutejszych górek i
pagórków. Mogło też położyć się na śniegu i naśladując ruchami pajacyka
wyrysować wspaniałego orła. A potem, już po powrocie do ciepłego domu popijać z
radością gorącą, ziołową herbatę czy grzane wino i wpatrywać się z zachwytem w białe
krajobrazy za oknem. A potem bawić się całymi godzinami z kotami. Głaskać
wiecznie żądną pieszczot Zuzię. Zajadać gorące zupy, pierogi i gołąbki. Grać w
karty z tatą. Oglądać zdjęcia albo polską telewizję. Śmiać się z głupawych,
lecz wielce trafnych powiedzonek Ferdynanda Kiepskiego. Piec ze mną ciasta,
placki i ciasteczka. Jeść pod każdą postacią przepyszne jajka od naszych zielononóżek. Opowiadać o upalnych dniach i windserfingu w Australii. Dokładać drew do pieca, ciesząc się blaskiem ognia i
cudownym ciepłem rozlewającym się od kaloryferów…
Tak szybko minął nam ten wspólny, dobry
czas! I wreszcie przyszła nieubłagana chwila rozstania. Trzeba było oskrobać z
grubej warstwy lodu nieużywany od tygodnia samochód. Założyć łańcuchy na koła i
z ogromną ostrożnością wyruszyć po kiepsko odśnieżonych drogach na mieszczące
się za Rzeszowem lotnisko w Jasionce. A tam pożegnać się i czekać znowu z
utęsknieniem na następne odwiedziny naszego kochanego gościa z Australii…
Jaka cudna ta Wasza zima! I jakie szczescie, ze panna mogla przezyc jej dobre, jak i te gorsze strony, slizgawice, odciecie od cywilizacji i nieznany sobie mroz. Natomiast malowniczosc tej srogiej pory roku musiala zrekompensowac male niedogodnosci.
OdpowiedzUsuńA teraz zapewne pozostaly Wam cieple wspomnienia i dojmujaca tesknota, bo z racji odleglosci, nie bedziecie sie znow dlugo widziec. Czasem zycie bywa brutalne, ze tak rozdziela rodziny... Znam to az za dobrze.
Sciskam Was mocno :***
Tak Aneczko! Zima cudna, ale bardzo mroźna. Długo nas ciepłem rozpieszczałą, ale teraz pokazała na co ja stac i na pewno jeszcze niejedno pokaze!
UsuńA co do pobytu córci, to cudownie nam było razem. Teraz jakos pusto w domu, smutno i dziwnie...Tesknimy i rozmyslamy o niej. Jej podróz potrwa prawie dwie doby! Dopiero jutro rano dotrze do Melbourne. na pewno będzie bardzo zmęczona i znowu, jak u nas na poczatku bedzie musiałą przez kilka dni odsypiac róznice czasowe. A nam pozostało na powrót przyzwyczaic do zwykłej codzienności. Zająć czymś ręce i serce by tak strasznie nie tęsknić. Na szczęscie roboty yu nigdy nie brakuje!
Anuś!Dziekujemy za Twoje ciepłe, pełne zrozumienia słowa!
Uściski zasyłamy gorące!:-)))***
Mily sercu gosc, dlugo bedzie wspominal pobyt u Was :) Noooo zobaczyc pierwszy raz w zyciu snieg, tooo musialo byc dla niej niezwykle przezycie, dostarczyliscie jej tez moc wrazen i niesamowitych doznac i cos czuje ze bedzie u Was czestym gosciem i to szczegolnie wlasnie w tym okresie zimowym.
OdpowiedzUsuńWspolczyuje tylko tych przezyc z Zuzia, klusownictwo to straszna rzecz. Najwazniejsze, ze Zuzia cala i zdrowa.
Uwazajcie na siebie - buziaki:)
Tak Ayaner, to był bardzo miły sercu gośc. Osoba pełna pogody ducha, wrazliwości i zapału do wszystkiego a przede wszystkim zachwytów nad naszą, tak zwykła przeciez, codziennością. Dzieki niej i my popatrzylismy na rzeczywistosc innymi oczami, ucząc sie na nowo cieszyc wszystkim i doceniać. Bo czasem tak z nami bywa, ze zmęczeni jestesmy, sfrustrowani i za bardzo kłopotami zajęci by umieć zachwycić się tym, co wokół nas. A córcia dała nam w prezencie usmiech, świezośc spojrzenia i nowy zapał do pracy! I tak bardzo jej tu wszystko smakowało! Tak bardzo jej sie widoki w naszej wsi podobały! Wszystkim cieszylismy się wraz z nią.
UsuńA co do kłusownictwa, to mam teraz w sobie lek, ilekroc wychodze z Zuzią na spacer po lesie a ona znika mi na dłużej z oczu. Boje sie o to, że nie usłysze jej pisku, gdy znowu wpadnie w jakaś pułapkę (na pewno jest ich tu pełno!). A nie potrafie jej odmówic swobodnego biegania po lesie i prowadzic na smyczy. ją tak bardzo ciesza takie wolne, swobodne i bezkresne spacery!
Droga Ataner!Ściskamy Cie serdecznie i buziaki zasyłamy z mroźnego przysiółka!:-))
Takie chwile znacznie ocieplają to co za oknem :)
OdpowiedzUsuńTak, bardzo! I dają tak dużo miłych wspomnień oraz nadzieje na to, ze w przyszłości nie raz jeszcz będzi nam dane gościć tę kochaną dziewczynę!:-))
Usuń...ojej, ależ miała przeżycie! Ileż wrażeń...w Krainie Lodu i Śniegu:)
OdpowiedzUsuńCudnie sfotografowana zima; cudnie!
Serdeczności:)
Och, jak bardzo jej sie u nas podobało! W niczym nie przeszkadzałą jej prostota i skromnośc naszego tutejszego zycia. Wszystko miało dla niej cudowny smak, koloryt i sens. Cudownie było nam razem. Teraz trzeba będzie chodzic na spacery jej śladami i patrzeć na to, co wokół jej oczami. Bardzo przydaje sie taka świezośc spojrzenia i radośc, że na świecie może być po prostu pieknie, o ile umie sie to dostrzec i docenić!
UsuńUściski serdeczne zasyłam Ci Meg!:-))
...obudziła w sobie po prostu ciekawskie świata dziecko, my też częściej musimy to robić, bo to najcudowniejsze móc czuć to co dziecię:)
UsuńCzasem to trudne czuć tak jak dziecko, ale przecież jest to mozliwe i tylko od nas samych zależne!:-)
UsuńEch, to ja już wiem, dlaczego ta zima przyszła ;) Jeszcze kilka innych osób, tęskniących za nią też sie znalazło, no i jest.
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że córcia dobrze sie bawiła, wymarzła za wszystkie czasy, wytarzała się w śniegu, wrażeń jej nie brakowało :))
A kłusownicy - jak mówi przysłowie, kto dołki pod kim kopie, sam w nie wpada.
Trzymajcie się ciepło :))
Tak Lidko! Ta dziwaczna wiosno-jesień juz zbyt długo trwała i wielu z nas tęskniło już za biela, mrozem i lodem. Chciało sie odmiany krajobrazu. Oddechu po tej szarosci i wszechobecnych błotach.
UsuńNo i mamy to, co mamy! Siarczysty mróz i widoki niczym w basni o Królowej Sniegu! Zimno, że uch! Ale nie ma co narzekac. Jest pieknie!
A kłusowników rzeczywiście najchętniej bym wyłapała i w takie druciane petle powkładała. Niechby poczuli na włąsnej skórze co to za ból i strach!
Serdeczności i usmiechy gorące Ci Liduś zasyłamy!:-))
Piękne chwile Olu przeżyliście i do tego wracajcie wspomnieniami...
OdpowiedzUsuńA te przepiękne zdjęcia niech umilą Wam zimowe wieczory! Pozdrawiam zza śniegów!
Jak z bicza strzelił przeleciał nam ten wspólny, miły czas! Mam nadzieje, ze jeszcze wiele takich dobrych chwil przed nami. A póki co, zdjęcia, wspomnienia i zwykła, zimowa codziennośc!
UsuńCałusy z mroźnego Podkarpacia zasyłam!:-)
Łatwo sobie wyobrazić taką tęsknotę za śniegiem. W mojej miejscowości pierwszy poważny śnieg tej zimy spadł niespełna kilka dni temu. Też mi do niego tęskno było! Bo co to za zima bez śniegu. A tak-wszystko tonie w białym puchu, szron pokrywa drzewa, jest lekki, przyjemny mrozik. Aż się chce spacerować!
OdpowiedzUsuńNiestety zima bywa też niebezpieczna, trzeba bardzo uważać na drogach:(
Dobrze, że psina cała, że zareagowałyście i byłyście na miejscu! Ludzka głupota i bezwzględność nie zna granic:(
Zima ma rózne oblicza. Bajkowe i przyjazne oraz wrogie i niebezpieczne. Teraz każdy spacer z Zuzią okupuję stresem, że znowu gdzieś pobiegnie i cos się jej stanie!
UsuńTymczasem w TV zapowiadają rychłe ocieplenie. Czyżby taka krótka miała być zima w tym roku?
Serdeczności zasyłam!:-)
Dobrze, ze się córcia doczekała śniegu, teraz już wiem czemu zima przyszła ;), to teraz już może sobie iść precz ;)).
OdpowiedzUsuńJa się jakość na starość odzwyczaiłam od niskich temperatur, bo w sumie nie jest aż tak zimno, a ja cały czas dygoczę.
W prognozach zapowiadają ocieplenie - może więc pójdzie na razie precz ta zima? Mysle jednak, że jeszcze da nam popalić. Jeszcze zdążymy porządnie zmarznąć i zrobić wiele białych zdjęć! Śnieg jest przecież bardzo potrzebny przyrodzie. Z niego potem będzie woda dla spragnionej ziemi. A z ziemi wyrosną nam dorodne owoce, piekne kwiaty i trawy.
UsuńWiesz Jagódko - tez mi zimno, mimo ogrzewania w domu. Trzeba by sie stale ruszać, albo przy kaloryferze tkwić?!:-)
Jakie to są miłe chwile, kiedy dziecię odwiedza rodziców, a ile będzie do wspominania; nasz syn przyjeżdża częściej niż Twoja córka, ale i tak są to chwile wyczekane, upragnione, i cieszymy się, że dzieci ciągną do domu; i też odwozimy go na Jasionkę, ja rzadziej, bo jakoś tak oczy robią mi się za bardzo mokre i wolę go w domu pożegnać; pozdrawiam Cię serdecznie, Olu.
OdpowiedzUsuńPowitania, pożegnania, tęsknota, czekanie, radość, smutek...Z tego składa się głownie nasze zycie. Oby jak najwięcej było tych dobrych, wspólnych chwil. Tak dobrze, gdy rodzina może byc razem!Potem długo sie wspomina te dobre, pełne bliskosci, wesołosci i zrozumienia chwile.
UsuńŚciskam Cię serdecznie Marysiu!:-)
Cudowne zdjęcia!! Ja za śniegiem nie tęskniłam, ale dzieciaki bardzo!! Teraz pełnia szczęścia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Witaj Anulko! Uwielbiam zimę od zawsze, tylko z wiekiem coraz gorzej znoszę zimno!:-) Ale trudno! Nie ma róży bez kolców, prawda?
UsuńPozdrawiam ciepło ze śnieznego Podkarpacia!
Co do tych sidel warto by bylo zgloscic do kola łowieckiego. Nie wiadomo czy nie ma ich wiecej. Zwierzeta gina w strasznych meczarniach z petla zacisnieta na szyj z kazdym ich ruchem petla zaciska sie coraz bardziej powodujac powolna smierci. Chociaz nie hestem zwiazany z gospodarka lesna dokarmiam zwierzeta sarny wynoszac im do pobliskiego lasku siano i buraki.
OdpowiedzUsuńMoze rzeczywiscie mysliwi zrobili by z tym procederem trochę porządku? Duzo ich przyjeżdża w nasze okolice na polowania. Powiem im przy okazji o tym, co się tu wyprawia. Serce się przecież ściska, gdy pomysli się o mękach zwierząt w sidłach.No i o psa własnego strach!
UsuńTęsknotę trochę internet rozmywa dziś łatwiej bo można się zobaczyć przez kamerki, I telefon i komórki choć nie wszędzie jest zasięg. Olgo bardzo czasem tęskno w obydwie strony. Wy postanowiliście powrócić tu dziewczę zostało tam, nasza córcia zna realia zimy bo się tu wychowała ale i tak za tą zimą tam tęskni. Szkocja, tak daleko nie jest ale zim tam takich nie ma jak u nas a gdy dwa lata temu spadł tam śnieg i było aż minus dwa, :) to uznali za straszną zimę. Szłam w kozakach i zimowym ubraniu i zobaczyłam kobiety na gołe stopy w takich letnich pantoflach domowych ledwo z piętą, doszłam do wniosku że to kompletni wariaci są a nad morzem w kwietniu, my w ciepłych kurtkach a jakiś dzieciak prawie całkiem nago zasuwał po plaży, szczęki wlekliśmy po piachu.
OdpowiedzUsuńMnóstwo wspomnień zebranych w podręcznym zbiorze umysłu do których będziecie wracać to jest to co pozostało i wszystko było potrzebne, nawet incydent z kłusownikiem był potrzebny, choćby po to, by odczarować pięknie wyglądające realia by wiedzieć że są tu i tacy że są piękni ludzie i mądrzy i głupcy o bezmyślnych sercach. A nie zawsze pijaki zakładają wnyki, bywa że ci porządni, dobrzy gospodarze i serdecznie goszczący, oni także to robią. Dlaczego? Bo zwierzęta duszy nie mają i mają służyć człowiekowi po to są, tak tych ludzi nauczono. Tyle że wprowadzono ich w błąd - "Bóg mówi, bierz co chcesz i płać" w starej świątyni w Hiszpanii taki napis na ścianie znaleziono. Ale tam głupoty, ludzie myślą że wystarczy iż pójdą do kościoła i już za nic nie trzeba płacić. A z tego nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie się spowiadał bo cierpienie zwierząt to nie grzech, to oczywiste że tak los, tak Bóg postanowił. Lepiej na wsi nie zaczynać tego tematu mogłabyś stracić znajomych. Milczenie będzie odpowiedzią. Wiem co mówię niestety.Tylko wśród mieszczuchów przeflancowanych na wieś można o tym mówić. :)) Buziak Olgo i wracajcie często do zapisanych w podręcznej pamięci wspomnień, też tak robię. :)
Eluniu! Och, Ci śmieszni Szkoci! Ale i im się zmieni, bo klimat się zmienia i uczy nowych zachowań.
UsuńRzeczywiscie internet pomaga przełamać, zaleczyć tęsknote. Ale czasem tak chciałoby się bliską osobe po prostu przytulić, w oczy spojrzeć, posiedzieć obok siebie w ciszy pełnej zrozumienia...Och, nie piszę o tym więcej, bo już mi się oczy pocą.
Zgadzam się z Tobą, że katolicyzm zawiera w sobie ziarno znieczulicy na los zwierząt. Wszystko dla ludzi a dla naszych braci mniejszych resztki z pańskiego stołu i czasami skrawki pieszczot...Ale coraz więcej jest tu światłych ludzi, umiejących kochać mądrze i widzieć potrzeby innych stworzeń. Coraz więcej jest też osiedleńców, z którymi mozna o wszystkim pogadać i nie czuć się jak na obcej planecie.
Dziękuję Ci z całego serca za ciepłe, pełne zrozumienia słowa, za długie, szczere zwierzenie. Kochana z Ciebie dziewczyna!
Ściskam Cię mocno, mocno!:-))))
Niesamowite są wszelkie "pierwsze razy" i nie do zapomnienia!
OdpowiedzUsuńPierwsza zima dla niej i pierwszy raz w domu rodziców ...
Pamiętam jak moja Marta płakała, wchodząc pierwszy raz do naszego domu na wsi. Nie podobało jej się, a tak chciała polubić to miejsce.
Chyba nienawidziła i kochała równocześnie.
Teraz przyjeżdża jak do swojego drugiego domu. Oswoiła wszystko.
Tak, wszelkie pierwsze razy długo sie pamieta. Może na zawsze! To była pierwsza, polska zima australijskiej córki, ale nie pierwsze jej odwiedziny u nas w podkarpackim domku. Była już tu kiedyś latem. Wyjeżdżała zachwycona smakami, kolorami, zapachami, ludźmi, zabudową, zwierzętami i stylem zycia. To takie wszystko inne niż w Australii.Trochę inna planeta...Może gdyby musiała tu zostac na stałe nie podchodziłaby już z takim entuzjazmem i zachwytem do wszystkiego. Wiadomo - punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.A tak, sielskie wakacje i z powrotem do domku na antypodach!
UsuńDobrze, że Twoja cóka Madziu wreszcie zżyła sie z Waszym wiejskim domem i chce do Was przyjeżdżać. Cięzko by Ci na pewno było, gdyby nadal zywiła do niego tak ambiwalentne uczucia. Myslę, że dom bez odwiedzin bliskich i przyjaciół zdaje się czasem za duży, za cichy, na cos wciąz czekający, w stare historie i dziwne szepty zasłuchany...
Pozdrawiam Cię ciepło!:-)
ALez cudnie!!! Miły gość, piękna zima.....cudne zdjęcia zamarzającej wody na szkle i klamerkach do prania! Miło czytać, że u Was taki radosny początek roku. Szkoda tylko Zuzi. ależ musiała się biedna przestraszyć. Koniecznie gdzieś to zgłoście! Pozdrawiam cieplutko i prosże o więcej zdjeć pięknej zimy, bo ją mogę tylko na obrazkach podziwiać ..:(
OdpowiedzUsuńPóki zima trwa z pewnością będą się tu pojawiały jej zdjęcia, bo prawie codzień wyruszam gdzieś z aparatem i łowię nowe odsłony tego zimowego przedstawienia.
UsuńNa pewno nie zostawię tak sprawy kłusownictwa w naszej okolicy. Myslimy wciaz z Cezarym co z tym zrobić. To jest po prostu strasznie niebezpieczny proceder dla wszystkich tutejszych zwierząt a nawet ludzi - przeciez ja tez sobie często biegam po dolinach. Łatwo wpaśc w taką pułapkę. Kto odpowiadałby za to, gdyby stała mi się krzywda?
Ściskam Cię Sznupciu serdecznie i całusy zasyłam z białej wioseczki w górach!:-)
A ja w tym roku nie zobaczę zimy( albo tak mi się wydaje). Tęsknota z ulga mieszają się w zgodnym rytmie a ja nie mam zbyt wiele czasu, aby o tym myśleć. Cieszę się że miałaś towarzystwo, którego entuzjazm otworzył Ci oczy. To ważne, zapomnieć o rutynie i na nowo zobaczyć piękno otaczającego świata. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie Olgo kochana!!!
OdpowiedzUsuńTak Łusiu! To wazne wyjść choć na chwilę z codziennej rutyny, ucieszyc siecodziennoscia na nowo, odmłodnieć dzieki temu. Tak własnie było. I pewnie nie raz jeszcze będzie. A póki co znowu powrt do zwykłej codzienności, która przeciez nie jest wcale taka zła.Tylko zimnica niemozliwa!
UsuńMysle Łucjo kochana, ze jeszcze nie raz zobaczysz zime. A teraz odpoczywaj od niej, zajmując sie zupełnie nie zimowymi czynnościami.Ciesz się ciepłem, nowa rzeczywistościa i wyzwaniami i bierz z zycia te wszystkie cudowności, których byś sie jeszcze dwa lata temu czy rok, nawet nie spodziewała!
Ściskam Cię goraco i pozdrowienia od męza zasyłam!:-))
Przepięknie piszesz, czyta się Ciebie z zapartym tchem, rozkoszując każdym słowem. Miło, że dziecięciu się spodobało. Co do kłusowników, to uczucia mam mieszane. Oni przynajmniej polują, żeby jeść, czego nie można powiedzieć o "myśliwych"...
OdpowiedzUsuńTutejsi kłusownicy nie przymierają raczej głodem. To zazwyczaj ludzie z rentami i emeryturami. Po prostu darmowego miesa im sie chce oraz zabicia czymś wolnego czasu, satysfakcji ze złapania kolejnej sarny, dowartościowania się, że robią i potrafią robic to, co ich przodkowie. Dla mnie wszelkie polowania - kłusownicze i legalne są nie do zaakceptowania.Dziwny, bezlitosny, pozbawiony empatii i okrutny jest ten świat...
UsuńDziekuję Ci Jagódko z całego serca za ciepłe słowa o moim pisaniu i gorąco Cie pozdrawiam z mojej zimnicy!:-))
:) No to teraz nabądź kozę, a potem się izoluj :)
UsuńTak jest!:-))
UsuńGorzka Jagodo ludzie mowia na mysliwych ale tak nie jest ze poluja tylko dla przyjemnosc. Dokarmiaja zwierzyne,polujac redukuja populacje np dzika gdyby nie polowali dziki by sie mnozyly w zaskakujacym tempie niszczyly by uprawy. Wyplacaja szkody rolnikom za zniszcsone uprawy ogradzaja pastuchami np kukurydze rolnikom zeby zmniejszyc szkody. W polsce jest malo bazantow zajacow kurupatw ci ludzie trzymaja w wolierach bazanty kuropatwy rozmnazaja je potem wypuszczaja na wolnosc. Tqk samo jest z zajacami. Prosze sb obejrzec programy Darz Bór, i inne wszystko jest pokazane a jak ktos sie nie zna to lepiej sie nie wypowiadac!!! Jonatan
OdpowiedzUsuń