Cała rodzina Henryka zamieszkała u wuja
Zenka na Kaszubach. Było to maleńkie, dwupokojowe mieszkanko, w którym
gnieździli się przez kilka następnych miesięcy. Repatrianci w liczbie siedmiu
osób zasiedlili jeden pokój, natomiast wuj Zenek wraz z żoną i dwoma córkami -
bliźniaczkami zajął drugie pomieszczenie. Żona wuja, ciotka Róża z wielkim
trudem ukrywała niechęć do nowoprzybyłych. Wszystko ją w nich drażniło. Brak
obycia, śmieszny jej zdaniem, wileński akcent a przede wszystkim skromność ich
środków finansowych i żałosna bezradność w tym nieznanym, nowym świecie.
Niekiedy nocami słychać było jak ciotka
suszy głowę wujowi o ich nadmiernie przedłużającą się, obecność.
- Wziąłeś te
biedoty, te dziesiąte wody po kisielu i teraz Bóg wie, ile będą siedzieć nam na
karku! – syczała.
- A mówiłam ci,
żebyś cicho siedział i nie odpowiadał na zawiadomienia z Czerwonego Krzyża?! Po
co nam to było? Wstyd nam tylko przed sąsiadami robią. A zauważyłeś jak oni jedzą?
Ten twój szwagier strasznie siorbie. A jego dzieciaki chyba nawet nie potrafią
posługiwać się nożem i widelcem!
- Ucisz się
kobieto! Jeszcze cię usłyszą i przykro im będzie. To poza wami najbliższa moja
rodzina. Należało im się moje wsparcie. Gdybym im nie pomógł, zjadłyby mnie
wyrzuty sumienia! – tłumaczył wzburzony wujek.
- Przecież wiesz,
w jakich warunkach dotąd żyli. I nie mają na razie gdzie się podziać. Robią, co
mogą. Szukają pracy i mieszkania. Ja też rozpytuję między znajomymi o miejsce
dla nich. Jeszcze trochę i znowu zostaniemy sami, Różyczko moja umiłowana. Jak
dawniej! – usiłował uspokoić ją i udobruchać łagodny z natury i za bardzo
skłonny do ustępstw wobec znacznie młodszej od niego a przy tym wielce
urodziwej żony mężczyzna.
- Nie dotykaj
mnie Zenek! Póki twoja rodzinka tkwi za ścianą zapomnij o tych sprawach. A poza
tym dziewczynki mogą się obudzić! – szeptała tamta gniewnie i po chwili w
pokoju obok zapadała złowroga cisza.
Rodzice Henryczka, słysząc te powtarzające
się dyskusje na swój temat tulili się do siebie mocno, pocieszając wzajemnie a
mamusia popłakiwała żałując, iż w ogóle Zenka szukała i teraz jej biedny brat
ma przez nich problemy ze szwagierką.
Henio natomiast czerwieniał
z gniewu i upokorzenia, zrozumiawszy jak bardzo niepożądanym towarzystwem są w
domu wuja. Postanawiał sobie na przyszłość, iż nigdy już nikogo o pomoc nie
poprosi i zrobi wszystko by nie być od nikogo zależnym. Następnego poranka razem
z równie zdeterminowanym bratem Grzesiem wcześnie wychodził z domu, byle tylko
nie wchodzić w oczy ciotce. Byle tylko nie widzieć jej fałszywie serdecznego
uśmieszku. Byle zaczerpnąć wreszcie świeżego powietrza i odzyskać spokój ducha
oraz wiarę w dobrą przyszłość.
Jakiż był szczęśliwy, gdy udało mu się zatrudnić
na stanowisku elektromontera. Już to kiedyś robił a więc miał doświadczenie.
Jednak kiepsko tam płacili, dlatego szukał dalej. Wkrótce potem pracował już jako drwal w
Borach Tucholskich! Silny był, uparty i ambitny. Obiecał sobie, że będzie tyrał
najciężej jak się da, byleby odłożyć trochę grosza i wreszcie się usamodzielnić.
Lubił tę swoją robotę. Otaczały go lasy tak podobne do tych,
zostawionych w rodzinnych stronach. A ludzie, z którymi wycinał drzewa byli
prości i małomówni. Ale dobrze im z oczu patrzyło. I polubili sympatycznego,
prostolinijnego i pracowitego Henia. Jeden z kolegów, pochodzący ze Lwowa
Jasiek zaoferował mu nawet miejsce na sienniku w swoim baraku. Do czasu aż
chłopak nie znajdzie czegoś lepszego, na miarę jego ambicji i potrzeb. Mógł się
więc nareszcie wyprowadzić od wuja.
Wieczorami pili z Jaśkiem i grali w karty
albo włóczyli się po wiejskich zabawach, obtańcowując miejscowe piękności.
Henio był przystojnym, błękitnookim blondynem o szczerym, wesołym
uśmiechu. A przy tym chłopcem
szarmanckim i grzecznym, choć niekiedy nieco zuchwałym a nawet pełnym brawury. Dziewczęta
oczy sobie za nim wypatrywały. I zawsze kilka z nich się wokół niego kręciło. Ale
płytkie i krótkotrwałe to były znajomości. Przelotne miłostki. Letnie romanse.
Chłopak lubił się popisywać i imponować
kolegom. Siłował się na rękę z największymi osiłkami z okolicy i prawie zawsze
wygrywał. Zakładał się z innymi o ilości zjedzonych pączków i wypitych piw.
Żołądek miał nadzwyczaj mocny a więc w każdej z tych młodzieńczych,
zwariowanych konkurencji odnosił sukcesy. Czuł się ważny, podziwiany i chciany.
Szalał i czerpał z życia całymi garściami. Aż do zawrotu głowy.
W ten sposób spędził kilka miesięcy. Nie
udało mu się przez ten czas odłożyć ani grosza, bo lubił kolegom stawiać piwo,
prezenty i kwiaty dziewczynom kupować, matce i ojcu nowe części garderoby
sprawiać, żeby mieli w czym do miasta wyjść i nie rzucać się tak bardzo w oczy,
jak dotąd.
Wreszcie chłopak zrozumiał, iż powinien coś
w swym życiu zmienić, jeśli naprawdę chce do czegoś dojść. Okazja nadarzyła się
niebawem. Będąc w kinie z kroniki filmowej dowiedział się o tym, iż śląskie
kopalnie prowadzą nabór do pracy. A każdy zdrowy, silny mężczyzna na pewno
znajdzie na Śląsku zatrudnienie. Kopalnie oferowały dobre wynagrodzenie,
szkolenia i kursy oraz miejsce w hotelu robotniczym. Henio słuchał pełnego
egzaltacji głosu lektora z coraz większym entuzjazmem.
-Tak! Zostanę górnikiem! Dlaczegóżby nie? To
ciężki, ale godziwy fach! – postanowił błyskawicznie a wychodząc z kina
intensywnie rozmyślał o swojej sytuacji. Podnosząca się wciąż po zgliszczach
wojennych ojczyzna potrzebowała właśnie takich, jak on. Młodych, pełnych
energii i ogromnego uporu mężczyzn. Wprawdzie trzeba będzie odjechać na drugi
koniec Polski, rozdzielając się znów z rodziną, ale przecież Henryk był już
dorosły i najwyższa już była pora by się usamodzielnił.
Podjąwszy tę przełomową dla siebie decyzję
odwiedził rodziców, wciąż jeszcze przebywających w mieszkaniu wujka Zenka. Na
szczęście im także zaczynały otwierać się nowe perspektywy. W Państwowym
Ośrodku Maszynowym, mającym swoją siedzibę w pobliskim miasteczku potrzebowali
do pracy stróża oraz sprzątaczki. Pracownikom oferowano mieszkanie zakładowe i
całkiem przyzwoite pensje. I już za kilka dni rodzice Henryka wraz z siostrami
mieli się tam przeprowadzić i nareszcie żyć po swojemu i na swoim. Uściskali
serdecznie syna, pobłogosławili i pożegnali się z nim wierząc, iż na tym
nieznanym, dalekim Śląsku znajdzie prawdziwe szczęście i spełnienie.
Po kilkunastogodzinnej podróży Henryk znalazł
się w wielkim, śląskim mieście, pełnym secesyjnych, poniemieckich kamienic, ceglastych,
poszarzałych od dymu budynków mieszkalnych wybudowanych dla robotników w latach
dwudziestych i trzydziestych a także ogromnych, socrealistycznych gmachów
urzędów. Ponad tym wszystkim królowały wysokie kominy, szyby kopalniane oraz żurawie
z placów budowy. Wszystko to zachwycało chłopaka.
Mimo zmęczenia długą jazdą postanowił nie
tracić czasu i od razu załatwić wszelkie formalności związane z pracą. Trwało
to dobrych parę godzin. Kadrowa na kopalni kazała wypełnić Heniowi mnóstwo
dokumentów. A gdy wreszcie udało mu się dobrnąć do końca kobieta oświadczyła,
że chłopak może się zgłosić do pracy za dwa dni. Wtedy także otrzyma przydział
do hotelu robotniczego. A co ma ze sobą począć do tej pory? Jakoś musi sobie
poradzić i już.
Wobec tego Henryk
całymi dniami jeździł tramwajami, oglądał sklepy, spacerował po parku, zwiedzał
muzea, odwiedzał kina i bary. Robił wszystko, byleby czas przeleciał mu jak
najszybciej. A gdy nadchodził zmrok układał się na twardej ławce na dworcu
kolejowym i tam usiłował spać.
Pierwszej nocy zaczepił go patrol milicji,
tłumacząc surowo, że zakazane jest spanie na dworcu. I jeśli znowu go na tym
przyłapią, będzie ukarany wysoką grzywną albo i więzieniem. Henryk popatrzył
prosto w oczy tym młodym mężczyznom w mundurach i szczerze, bez lęku
opowiedział o swojej sytuacji. O dziwo, spodobała im się jego prostota i
otwartość. Uśmiechnęli się do chłopaka serdecznie i zaproponowali mu nocleg na
posterunku milicji.
- Tam będziesz
miał spokój i ciepło. Nikt cię nie zaczepi. A rano dostaniesz nawet kubek
gorącej herbaty! – przekonywali – Tutaj, na dworcu kręci się mnóstwo
podejrzanych typów. Jeszcze cię kto pobije albo okradnie!
- Okraść, nie
okradnie, bo nic nie mam prócz tego, co na sobie. Pobić, nie pobije, bo silny
jestem i, nie chwaląc się, każdemu dam radę.
- Ja się ludzi
nie boję! Pozwólcie mi tu zostać. To przecież tylko dwie noce! – tak długo prosił
ich Heniu aż wyprosił. Wzruszając ramionami odeszli miarowym krokiem i odtąd
udawali, iż nie widzą jego skulonej, przykrytej filcową kurtką postaci, leżącej
na wąskiej ławce w kącie poczekalni.
Następnej nocy ktoś delikatnie pogładził
policzek śpiącego Henryczka. Uśmiechnął się przez sen, bo zdało mu się, że to
mama go dotyka. Może tylko śniło mu się, iż jest dorosły? A tak naprawdę wciąż
jest małym, niewinnym chłopcem i całe życie przed nim?
- Całe życie
przed tobą, piękny panie! – usłyszał – Daj Cygance parę złotych, to ci wszystko
wywróży!
Henio, słysząc te słowa ocknął się
momentalnie. Usiadł gwałtownie, ujrzawszy nad sobą twarz starej, pomarszczonej
kobiety o niezwykle głębokich i czarnych, błyszczących oczach. Zadzwoniły
bransoletki na dłoniach Cyganki. Zamigotały cekiny na kolorowej spódnicy. I oto
kobieta siedząc obok niego, ujmowała delikatnie dłoń Henryczka i wodząc palcem
wskazującym po liniach papilarnych mamrotała:
- Ja wszystko
widzę i wszystko już o Tobie chłopcze wiem.
A Ty, co chcesz wiedzieć?
- Powiedz mi, czy
spotkam wreszcie wymarzoną dziewczynę i czy długo będę żył! – odrzekł bez
zastanowienia chłopak i szperając po kieszeniach znalazł tam ostatnie pięć
złotych. Wręczył je Cygance. Jego serce biło bardzo mocno. Czekał z zapartym
tchem na jej wróżbę.
- Piękna,
kruczowłosa panna stanie wkrótce na twej drodze. Jak ją zobaczysz, od razu
poznasz, że to ta jedyna – szepnęła,
skwapliwie chowając do kieszeni pieniądze.
A potem,
wwiercając się w niego intensywnym spojrzeniem dodała:
- Ona miłować cię
będzie z całego serca i dwoje ślicznych dzieciątek ci urodzi!
- A ty
dziewięćdziesięciu lat dożyjesz. Tak…A żyć będziesz długo i szczęśliwie…I
jeszcze jedno na twojej ręce widzę. To ciekawe.…
Widać było, ze
Cyganka chciałaby jeszcze coś powiedzieć, ale wówczas w pobliżu pojawił się
patrol milicji, więc kobieta przerwała gwałtownie, wstała i odeszła stamtąd
szybko, szeleszcząc obfitą spódnicą i dzwoniąc kolczykami…
- Długo patrzyłem
za nią, mając nadzieję, że wróci i dopowie, ale nie pojawiła się więcej.
- Całe życie
byłem ciekawy, co ona takiego zobaczyła w mojej przyszłości? I nie wiem, nie wiem… - wzdychając, kończył
swą opowieść Henryk.
Ze wzruszeniem popatrzyłam w intensywnie
błękitne, wciąż młode oczy siedemdziesięciopięcioletniego Henryka. A potem,
dziękując mu za długą rozmowę, uściskałam go serdecznie, całując rumiane,
pomarszczone policzki mężczyzny.
Odchodząc myślałam o tym jak wiele wydarzeń
zmieścić się może w życiu jednego człowieka. Ile przeróżnych uczuć! Ile marzeń!
I codziennego, monotonnego trudu. A tak szybko to wszystko przelatuje. Jak sen.
Jak film…
Przypomniałam też sobie, iż kiedyś mnie też
pewna Cyganka wróżyła. I dokładnie pamiętam, co wtedy powiedziała. Czy się to
jeszcze spełni? – Nie wiem, nie wiem…
Mnie tez kiedys dopadla i mialam pelna zabawe, kiedy wieszczyla mi zamazpojscie, a ja juz wtedy bylam mezatka, tylko nigdy nie nosilam obraczki, bo mi przeszkadzala. Takie to wrozki z Cyganek! :))
OdpowiedzUsuńRózne są Cyganki, rózne wróżki i rzeczywiscie, przeważnie nie spełniają sie ich wrózby. Czasami jednak tak. Czy to przypadek? A może naprawdę niektóre z nich potrafią "widzieć" więcej? Są przecież takie rzeczy na tym świecie, o których sie fizjologom nie sniło!:-))
OdpowiedzUsuńOdetchnęłam :)....szczęśliwie skończyła się opowieść o Henryku :)
OdpowiedzUsuńU żadnej wróżki nie byłam, ani cyganka mnie nie zaczepiała....a czasami chciałbym wiedzieć co mnie czeka....a może lepiej nie wiedzieć?
Moze to opowiadanie byłoby ciekawsze, gdyby nie było happy endu, ale Henio zyje i ma sie dobrze. Zdarzaja sie jeszcze tacy ludzie, któzy po prostu doceniaja to, co mają i są szczęsliwi.
UsuńKiedyś wróżył mi pewien wróż i bardzo mnie przestraszył. To niebezpieczna i bardzo odpowiedzialna rzecz, takie wróżenie. Jak sie za bardzo tym człowiek przjemie i uwierzy, to potem przez całę zycie czeka, kiedy sie spełni...
Całusy najserdeczniejsze przesyłam Ci wieczorem, kochana dziewczyno!:-))
Historia super.
OdpowiedzUsuńA cyganki? Dwa razy spełniła się wróżba cygańska, dotycząca mojego życia. Pierwsza cyganka wróżyła mi, kiedy byłam niemowlęciem, trudne, pełne niespodzianek życie z powodu mojego charakteru. No i działo się:):):) Druga, 6 lat temu, wywróżyła mi wielką miłość(byłam samotna wdową) i szczęśliwe życie we dwoje:):):) najpierw się uśmiałam, ale też się spełnia cały czas:):):) A ja mam przed oczami Larysę w złotych balerinkach, w wysokiej ciąży i słyszę jej cichy serdeczny głos:):) Natomiast u wróżek nie byłam i nie mam zamiary z ich wróżb skorzystać.
Sama mam dar "przewidywanie", często trafnego, ale to chyba działa na zasadzie logicznego wiązania faktów i "łamigłówki" związanej z tego rezultatem.
Cieszę się, że podobałą Ci sie historia Henryczka, Jaskółeczko!
UsuńA co do Cyganek, to także w Twoim przypadku przewidziały wszystko wspaniale! Więc jednak mają jakieś niezwykłe umiejętności i talenty! Czasem to, co mówią wydaje sie naiwne i nieprawdopodobne a potem życie samo zaskakuje nas dziwnymi zmianami czasem o 180 stopni! Któz by sie czegos takiego spodziewał? To wszystko jest trochę niesamowite i bardzo ciekawe!
Jaskółeczko!Nasze życie pisze częstokroć lepsze scenariusze niz najwspanialsze produkcje hollywoodzkie, nieprawdaż?
ściskam Cię gorąco!:-))
Czasem zastanawiam się na swoim życiem i gdybym umiała interesująco pisać, to byłaby świetna książka, bo i dziwne dzieciństwo i klęski w szkołach i trzy małżeństwa i zdrady i utrata pracy... dużo... A i tych szczęśliwych też sporo było.
UsuńOpowiadanie o Henryczku zwiera mnóstwo wątków, które mogą wplatać się w różne życiorysy. Napisałaś to z takim realizmem, że dech zaparło.
Chociażby nawet komuś sie wydawało, że jego życie jest nudne, to dla kogoś patrzącego z zewnątrz jest ciekawe, bo inne. I prawie każde zycie warte jest spisania i ocalenia przed zapomnieniem, rozpłynieciem się w mgle nieistnienia. Słowo pisane trwa dłużej, dlatego nawet pisanie pamiętnika, do szuflady, ma moim zdaniem, głęboki sens.
Usuń(Jaskółęczko! Z tego, co piszesz, to miałaś naprawdę niesamowite, obfitujące w nagłe, dramatyczne zmiany, zycie. Warte opowiedzenia i spisania> Szkoda, że nie mieszkasz blisko mnie, bo chętnie bym Cię posłuchała!:-))
Ogromnie się cieszę, że historia Henryczka ma tak szczęśliwe zakończenie. Należało mu się:-)).
OdpowiedzUsuńOleńko, prosimy o więcej takich pięknie napisanych i budujących opowieści. Jednak Cygankom zbytniej wiary dawać nie warto:-).
Tak,bo Henryczek to naprawdę bardzo dobry, uczciwy i serdeczny człowiek. Nalezy mu sie wszsytko, co najlepsze. Gdyby wiecej było takich ludzi wokół nas, nasze życie byłoby po prostu lepsze.
UsuńPewnie jeszcze nie raz cos w tym stylu napisze. Tyle jest przecież ciekawych ludzi i tyle wspaniałych historii nosza oni w pamięci. Tylko trzeba chcieć ich wysłuchać...
Ściskam Cię serdecznie!
Bardzo dobrze, że historia Henia jest taka budująca i pozytywna :) zwłaszcza, że jest to dobry człowiek :)
OdpowiedzUsuńWróżkom nie wierzę i nie chodzę. Byłam dwa razy i wiem, że to my sami jesteśmy za swój los odpowiedzialni. Jedna z nich mówi mi, że coś tam sie zdarzy, a ja w myślach odpowiedziałam, że nigdy do tego nie dopuszczę. I wyszło na moje.
Mnie akurat wróżka bardzo trafnie wywrózyła. Ale to mógłbyć równie dobrze przypadek czy zbieg okoliczności.
UsuńHeniowi też się spełniło wiele i mam nadzieję, iż spełni się to o dozyciu do 90-go roku zycia!:-))
Olu budujące jest to co napisałaś, że po burzy przychodzi słońce i rozwiewa chmury. Jak dobrze, że Henryczek wychodzi na prostą- twardziel z niego.
OdpowiedzUsuńNo cóż kobieta co się ciotka zwała o sobie nie może tego powiedzieć..
Jak zawsze przytulam.
Tak, twardziel z Henryczka prawdziwy! Zaprawiony w cięzkich przejściach, ekstremalnych warunkach i temperaturach. Jest jak dąb i mam nadzieje, że jak dąb będzie zył długo i zdrowo!
UsuńA ciotka? Szkoda gadać!
Przytulam się z radością Zofijanko!:-))
Piękne wzruszające i dające nadzieję zakonczenie - dziekuje Olga za ta historie :)
OdpowiedzUsuńA ja dziękuję, ze byłaś tu i czytałaś! Całuje Cie serdecznie Sznupciu!:-)
UsuńWierze w sny....
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judyta
Ja też wierzę Judyto - czasem do tego stopnia, że nie jestem pewna co jest snem a co jawą...
UsuńPozdrawiam ciepło!:-)
Jak w każdym życiu zdarzają się wzloty i upadki. Ja myślę, że nie ma co liczyć na ślepy los tylko jeżeli czegoś bardzo mocno pragniemy i nam na tym zależy trzeba wziąć sprawy w swoje ręce i działać! To podstawa. Trzeba pracować nad sobą i nad swoją przyszłością. A czy los czy może przeznaczenie każe nam spotkać na swojej drodze niektórych ludzi, tego nie wiem...Na pewno wszystko ma swój cel tylko trzeba umieć go dostrzec i odczytać przesłanie:)
OdpowiedzUsuńŻycie ludzkie jest tak skomplikowane, poplątane, nieprzewidywalne. Tyle różnych rzeczy sie w nim dzieje, zaleznych zarózno od nas samych, jak i od losu, czy przypadku, albo najczęściej widzimisię innych ludzi.
UsuńDziwne to wszystko i niesamowite! I któz by przewidział, będąc dzieckiem, iż jego los będzie własnie taki a nie inny...?
Jakież to życie jak film zmienny scenariusz poszukiwane rozwiązania. Sen - jawa czy można zmienić taki sen? Czy dopisać inne sceny ukierunkować inaczej, podjąć inne decyzje.
OdpowiedzUsuń:)
Ciekawe czy będąc świadomym siebie można zmieniać według własnej woli kształtować przyszłość. Przyszłość jednak zależną od wielu czynników i spotkań. Od ludzi, czasem zwierząt czy nawet przedmiotów które nagle stają na drodze. A te wszystkie pytania pojawiają się dzięki Twoim rozmowom z Henrykiem i temu że z nami nimi dzielisz.
Ważne - według mnie, pytania.
Cyganki, cyganie to lud który uciekł z Ankharty (muszę sprawdzić jak to się pisze) ze świata podziemnego z wydrążonej - podobno Ziemi na jej powierzchnię. Lud za którym poleciało przekleństwo króla, "nigdy nie znajdziecie stałego miejsca zamieszkania" Lud który przyniósł z tego świata, swoje niezwykłe talenty. Pisał prof. Ossendowski. :)
Olgo ciepło pozdrawiam pogodnych myśli samych życzę. :)
No tak, zycie jest zaskakujace, nieprzewidywalne, dziwne...Co zalezy od nas a co od losu? Czy poszedłszy inna sciezką doszlibyśmy wreszcie do tego samego punktu, w którym jestesmy teraz? Odwrócic sie juz tego nie da, sprawdzic co by było gdyby...? A szkoda! Od razu, bez prób odgrywamy główną rolę w zyciu.I nawet nie wiemy czy ta sztuka jest tragedią czy farsą...?
UsuńDziekuję za ciekawą opowieśc o Cyganach Elu. To lud wagabundów, magicznych, wolnych ludzi - ptaków, bez swojego miejsca na ziemi i za tym miejscem chyba wcale nie tęskniący.
Bardzo dziękuje za ciepłę pozdrowienia i udanego tygodnia Ci Elu zyczę!:-)0
Unieśmiertelniłaś Henryka, pisząc o nim. Oby takie historie szły dalej, w ludzi i nie ginęły.
OdpowiedzUsuńCieszył się, że piszesz o nim?
Wśród Cyganów są prawdziwe wróżki i tysiące oszustów. Tak samo, jak w każdej innej nacji.
Jeżeli to było dobre, co Ci wywróżyła, to bardzo życzę spełnienia!
Tak naprawdę to nie wiem, czy sie cieszył. Na pewno trochę tak. Opowiadał mi o sobie z ogromnymi emocjami. A poniewaz były to wspomnienia zarówno pogodne, jak i smutne, dlatego i jego uczucia wzgledem tego ,co napisałam są ambiwalentne.
UsuńCyganka popatrzyła mi w serce i zobaczyła mnie taką, jaka jestem naprawde. Ostrzegła przed tym, co uniemozliwi mi realizacje marzeń i odnalezienie szczęścia.Niestety,jak na razie, nie bardzo udaje mi sie to omijac.Sama sobie podkładam kamienie pod nogi...
Ciepło Cię Madziu pozdrawiam!:-)0
I co? Henryk został na Śląsku, czy też może zamieszkał na Pogórzu na starość?
OdpowiedzUsuńMam Cyganów za sąsiadów, kupili dom naprzeciwko mojego, on jeździ eleganckim samochodem, przyjeżdżają jego rodzice, on w wielkim, czarnym kapeluszu, ona w powłóczystej, falbaniastej spódnicy, grzeczni wszyscy, i nie chcą nam wróżyć; pozdrawiam serdecznie.
Henryk został na Śląsku. Tam ma biały domek między lasem a parkiem i szczęśliwie sobie żyje.
UsuńA Twoi Cyganie juz ą chyba tacy bardziej nowocześni, nie zajmujący sie swoimi stereotypowymi czynnościami. Osiadli i upodobnili sie obyczajami do otoczenia. Tylko ta piekna falbaniasta spódnica, tylko ten czarny kapelusz - to dotyk innego, magicznego świata.
Marysiu! Ciepłe mysli zasyłam i zyczenia dobrego tygodnia!:-))
Zwykle a jednoczesnie niezwykle zycie mial Henryk. Bardzo ciezkie dziecinstwo ktore dla wielu z nas jest po prostu niewyobrazalne. Wazne jest, ze pomimo tylu przeciwnosci losu Henryk znalazl swoje miejsce na ziemi, polskiej ziemi.
OdpowiedzUsuńDziekuje Ci za bardzo wzruszajaca opowiesc.
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie, buziaki:)
Bo takie są nasze życia - zwykłę i niezwykłę zarazem. Pełne cudów, ale i codziennej, monotonnej wspinaczki.Ile ludzi, tyle losów. A prawie każde warte opisania...
UsuńDziękuję Ci serdecznie Ataner, ze zechciałaś przeczytać tę opowieść.
Uściski gorące z oblodzonego Podkarpacia zasyłam!:-)
To ja dziekuje i klaniam sie w pas, i czekam na Twoje opowiesci w wersji ksiazkowej.
UsuńOczywiscie z osobista dedykacja bo jak nie to sie obraze:)
PS.
U nas mrozy, dzisiaj -17C, ponoc jestem czarownica wiec i do was prawdziwa zima zawita:)
Usciski Olenko dla Ciebie, Meza i psinke poglaskaj za uchem, no i cale towarzystow kozie, kocie i kurze - buziakow sto!
I u nas nastały mrozy. Hajcujemy w piecu na cały regulator!
UsuńWszystkich od Ciebie wygłaskałąm, pozdrowiłam. Podziekowania serdeczne zasyłamy i całusy dla najmilszej, chicagowskiej czarownicy.
Buziaki slemy Ci gorące Ataner i podziękowania za pamięc i dobre słowo!:-))
Kiedy post o kurkach i kozach?;) Sam jestem hodowca kur mam ich ponad 300szt zielononozki zwykle nioski Novogeny. Jestem z pogorza Przemyskiego:)
OdpowiedzUsuńA nam potrzeba nowego koguta od zielononóżek, zeby odnowić krew. Może uda nam sie kiedyś pogadac w tej sprawie?
UsuńPozdrawiamy!:-)
Olgo a ja się martwię słowa nie napiszesz co robisz czy coś się stało. Serdecznie pozdrawiam u nas na minusie dużo, ale w słońcu wróbelki skrzydełkami machają i już zjadły co im z samego rana rzuciliśmy ziarenka wszystkie, oczywiście więcej zjadły gołębie ale i kawki jedzą ziarno i nawet sroki chyba z głodu? Cukrówki nawet chyba daleka przylatują gwarno i ...obsr ... na balkonie u nas. :) A niech tam umyje się go wiosną. :)
OdpowiedzUsuńEluś! W nastepnym poście tłumaczę powody mojego milczenia na blogu. Brak czasu i inne zajęcia, po prostu. Ale miło mi i ciepło na sercu, ze myslałaś o mnie!Dziękuję!
OdpowiedzUsuńUsmiech serdeczny zasyłam z bardzo zimowego i mroźnego przysiółka podkarpackiego!:-)
Pewnie ze by sie dalo ;) ale to w tym roku ciezko sam mam 5+1 zielononozek mam nadzieje ze jeszcze cos dokupie na wiosne. Kury przywozi nam poczta polska bierzemy od sprawdzonej pani z Pomorza :) polecam tez kury rasy leghorn sa swietne. Pozdrawiam Jonatan;)
OdpowiedzUsuńMy też będziemy musieli sobie skądś rasowego koguta zielononóżkę dokupic. Może tak, jak Ty przez pocztę właśnie.W lubelskim jest sprawdzona hodowla. Na Śląsku też. Zresztą nasze pierwsze kury właśnie stamtąd pochodza. Leghornów nie kupimy, bo nie chcemy żeby nam sie rasy mieszały. I tak mamy już poza zielononózkami pięc czubatek polskich. Bardzo dobre z nich matki!
UsuńDziękujemy za informacje i pozdrawiamy Cię serdecznie Jonatanie!:-)