sobota, 2 października 2021

Pożegnanie z Australią…

 



 

   Chcę napisać o Australii a jednocześnie mam wiele ku temu oporów. To bowiem jeden z tych bliskich mi, trącających coś bardzo ważnego w duszy tematów, które trudno podjąć ot tak, z biegu, spontanicznie i lekko.  W przeszłości pisałam tu wiele o tej wielobarwnej, zachwycającej krainie, ale czasy były to zgoła inne i moich wspomnień nie zaburzała obecna, niewesoła rzeczywistość. Łatwo mi było wtedy sięgać do kufra pamięci i wydobywać stamtąd materie zaklętych w czasie wspaniałych chwil, mieniących się błękitem nieba i oceanu, złotem słońca i rozległych plaż, oliwkową zielenią buszu albo oranżem i różem niezmierzonych, niknących w tajemniczej dali dróg.  Mam też przykre uczucie, iż gdy ujmę to, co się w Australii teraz dzieje w adekwatne do obecnej sytuacji, twarde słowa, w pewien sposób odrę tamte dawne wspomnienia z właściwego im, delikatnego uroku.  I na zawsze zniknie też we mnie to przyjemne wrażenie, iż istnieje gdzieś na ziemi i istnieć będzie raj, do którego wprawdzie więcej już nie trafię, ale którego dane mi było kiedyś dotknąć, zwiedzić jego kawałek, nacieszyć się tym niezmierzonym, niewinnym pięknem. 

 


   Cóż. Być może nigdy tego raju nie było, tylko ja tak sobie tę krainę wyobrażałam, w cudowną maskę wyjątkowości ustrajałam? Przypuszczam, iż skłonność do ubarwiania i postrzegania wszystkiego przez różowe okulary towarzyszyła mi często do tej pory. Domyślam się też, iż widać to w większości moich tekstów blogowych.  Sama już nie wiem, czy to takie moje celowo skrzywione patrzenie, czy może nieumyślne upiększanie rzeczywistości…? I zdaje mi się, że to chyba nie tylko ja dodaję jakiegoś szczególnego kolorytu zwykłym dniom. Nie tylko ja przedstawiam ich  wyidealizowany, nieco daleki od prawdziwości obraz. Wielu z nas, blogerów, ucieka od trudnych, dokuczliwie dręczących spraw w świat swych pasji, opisów zwyczajnej, lecz błogiej codzienności, czy niezwyczajnych, fascynujących podróży. Nas wszystkich męczą już bardzo kwestie polityczne i społeczne, tematy stale obecne w głównych mediach. Chcemy mieć jakąś spokojną niszę, przykurzoną szufladę, gdzie możemy się przed tą przytłaczającą rzeczywistością medialną czy też realnie się wokół nas dziejącą schronić. Pewnie też dlatego tworzymy w blogosferze dalekie od naprawdę męczących nas problemów wyspy. Wyspy swojskie, niezmienne lekkie i pogodne, pływające w oceanie półprawd i niedopowiedzeń, otulone w mgłę niewinnych, słodkich marzeń oraz pobożnych życzeń…

 





    A wracając do tematu Australii. Teraz, to znaczy mniej więcej od marca ubiegłego roku, niemal  wszystko zmieniło się w niej o sto osiemdziesiąt stopni. I choć nadal istnieją tam kolorowe, niezwykłe przestrzenie, choć nadal wśród żółtych traw pasą się stada kangurów a między gałęziami eukaliptusów smacznie drzemią misie koala, to dziwaczny, pełen grozy świat, jaki kreują tam ludzie nic już z baśnią nie ma wspólnego a wręcz przeciwnie z horrorem, dramatem, futurystyczną wizją szaleńca albo z koszmarem sennym. Od momentu zwiększonej popularności tematu pandemii coraz gorzej się na Antypodach dzieje i przeraża mnie to, boli, przygnębia, zaburza kruchą równowagę, jaką staram się osiągnąć na moim podkarpackim, bliskim naturze końcu świata. Oczywiście, nie tylko temat Australii jest takim drażniącym me serce cierniem, ponieważ to, co wyprawia się w niej w różnym stopniu powiela się też w innych, o wiele bliższych geograficznie krajach. Polityczny schemat działania jest  przecież wszędzie ten sam. Pandemia, przymus, segregacja, kontrola, cenzura, doprowadzenie społeczeństw do całkowitego podporządkowania władzy skorumpowanych polityków i wszechwładnych korporacji, zmiana ustroju gospodarczego, drożyzna i powszechna bieda.  Polska także niestety tańczy, jak jej zagrają, ale nie wprowadza na razie, być może z braku odwagi, tak diametralnie godzących w wolność człowieka zmian, jakie wprowadziła już na swoim terenie Australia. Może też być, że po prostu mamy zbyt nieudolny, składający się z mało kompetentnych ludzi rząd, który nie potrafi postąpić z krnąbrnymi obywatelami tak ostro jak należy. Ale rząd zawsze może upaść. Wszak już pchają się w kolejce do władzy i koryta jeszcze bardziej bezwzględni oraz radykalni, choć z pozoru miłujący wolność czy też postępowy liberalizm politycy…

 


   Zszokowana tym, co się w Australii rozgrywa, a zwłaszcza brutalnymi, sadystycznymi wręcz polowaniami policjantów na łamiących wg nich prawo własnych obywateli, gloryfikacją segregacji sanitarnej, donosicielstwa i powszechnej inwigilacji, nie potrafię zrozumieć, jak z pogodnej, pełnej swobody i luzu krainy Australia mogła tak szybko przekształcić się w państwo policyjne, w omal faszystowską dyktaturę. Kompletnie kłoci mi się to z jej obrazem, jaki miałam w sobie wyjeżdżając z Antypodów w 2010 roku. Jedenaście lat temu żegnałam Australię jako ogromną, wielobarwną wyspę wolnych, niezmierzonych przestrzeni, fascynującej, różnorodnej przyrody, rozwijających się szybko miast oferujących tubylcom oraz licznym emigrantom wygodne, w miarę dostatnie i spokojne życie.  Wiele się niestety od tamtej pory zmieniło…


 

 

   Pamiętam, iż w początkowej fazie lat dwutysięcznych obie największe tamtejsze aglomeracje, czyli Melbourne i Sydney wygrywały we wszystkich rankingach badających poziom zadowolenia ludzi z mieszkania w nich.  Także dla osób spoza Australii jawiły się owe miasta jako wymarzone do egzystencji, dające taki poziom życia, jaki byłby wręcz niemożliwy do osiągnięcia w innych częściach świata. Gdyby dzisiaj zrobiono taki ranking obawiam się, że oba te miasta znalazły by się na którymś z ostatnich miejsc. No bo kto rozsądny z własnej woli chciałby mieszkać w więzieniu o zaostrzonym rygorze? Wszak dzisiaj nie da się wyjechać z krainy kangurów ani też do niej wjechać. I nikt nie ma pojęcia jak długo owe całkowite zamknięcie będzie jeszcze trwać.  Australia to teraz tak jak na początku swego istnienia w osiemnastym wieku wyspa skazańców i niewolników. Od prawie dwóch lat jej obywatele ograniczeni są zakazem przemieszczania się nie tylko za granicę, ale nawet w obrębie swoich miast. Kolejne lockdowny (obecnie chyba ma miejsce szósty!) zabraniają na terenie stanów Wiktoria, Nowa Południowa Walia oraz w mniejszym stopniu Queensland takich np. działań jak: przemieszczania się między stanami, wyjścia z domu w promieniu dalszym, niż 5 kilometrów, wychodzenia na świeże powietrze na dłużej niż na godzinę, kontaktowania się z sąsiadami oraz odwiedzania rodzin, zabaw dzieci w gronie większym, niż trzyosobowym, robienia zakupów więcej niż raz dziennie i tylko przez jedną osobę z rodziny, pisania w mediach społecznościowych prawdy o tym, co się tam dzieje... Ech! Długo by wymieniać. Ilość koszmarnych zakazów i nakazów stale się zmienia a  jest przy tym tak absurdalna, tak nie mieszcząca się w głowie, że doprawdy nie wiem, jak żyjący tam ludzie dają radę się do nich dostosować, ogarnąć to wszystko, jak nie powariowali jeszcze do reszty, jak zachowali w sobie resztki wiary w jakąś lepszą przyszłość.

 


   Czy Australijczycy buntują się przeciw takiemu stanowi rzeczy? Owszem i te bunty są coraz częstsze, coraz bardziej masowe. Niestety, tłumi się je coraz okrutniej i bezwzględniej a większość społeczeństwa, jak donoszą badania tamtejszej opinii publicznej, owe brutalne działania policji popiera. Społeczeństwo Australii w przeważającej mierze zdaje się ufać swym władzom, wierzyć w ich pełną manipulacji narrację, a co gorsza potępiać osoby wyłamujące się spod narzucanych wszystkim norm i totalitarnych obostrzeń, mając je za szkodników, niebezpiecznych szaleńców, głupców oraz egoistów. Co gorsza, wielu Australijczykom odpowiada obecny, pandemiczny stan rzeczy, bo chociaż nie wolno im pracować, to państwo przydziela im za to przymusowe nieróbstwo wielce satysfakcjonujące odszkodowania pieniężne. Nadal stać ich zatem na posiłki z McDonaldsa i Kentucky Fried Chicken. Nadal mogą popijać w domu galony taniego piwa i zagryzać to wszystko kilogramami chipsów, grając przy tym w ulubione gry akcji na komputerze, albo oglądając w TV kolejny durny serial,  show, czy też amerykański film science-fiction. A że w tym czasie na ulicach Melbourne jacyś ludzie ganiani są, pałowani, powalani na ziemię, bici, przyduszani, zakuwani w kajdanki, upokarzani i gazowani niczym dzika zwierzyna? Widocznie sami się o to prosili! A że znajdują się tacy, co zamiast korzystać z błogiej bezczynności i nastawiwszy do szczepienia ramiona bez szemrania podporządkowywać się wymaganiom władz, to już ich sprawa. Jak chcą kłopotów, to mają! Niech tylko ich innym nie przysparzają. Niech się najlepiej do porządnych ludzi w ogóle nie zbliżają, bo jeszcze ich czymś tak niebezpiecznym jak niezależne myślenie zarażą…?

 


   Jak to się mogło stać, że będąca uosobieniem marzeń podróżników i emigrantów kraina stała się tak bardzo zniewolonym, przerażającym państwem? Oboje z Cezarym próbujemy znaleźć w jej historii zwiastuny dzisiejszej, koszmarnej rzeczywistości. I tak, począwszy od okoliczności i powodów powstania tego kraju widzimy, że zawsze dobrze miała się tam mentalność wszechwładnych panów i  podporządkowanych we wszystkim oraz srodze za każde przewinienie karanych zesłańców czy też obywateli drugiej kategorii albo wręcz podludzi, jak w mocy prawa do niedawna traktowano jeszcze Aborygenów. Uświadamiamy też sobie, że w przeszłości nie patyczkowano się tam nawet z białymi emigrantami. Żony oddzielano od mężów a dzieci umieszczano w domach dziecka, gdzie często były bite oraz wykorzystywane seksualnie. Natomiast w bardziej współczesnych nam czasach Australia przodowała w poprawności politycznej, zwalczając i potępiając wszelkie od niej, uważane za staroświeckie i szkodliwe, odstępstwa. Większość urodzonej i wychowanej w tym państwie młodzieży łyka medialną papkę bez najmniejszej refleksji i krytyki. Obywatele nauczeni są  bezgranicznego zaufania do instytucji państwa i rządu oraz potulnego podporządkowywania się  najdziwaczniejszym nawet przepisom i normom. I nic dziwnego, że tak właśnie jest. Wszak ludziom do niedawna całkiem dobrze się w tym kraju żyło. Większość ich czuła się zaopiekowana i spokojna, co do swej przyszłości. Uczelnie wyższe oraz służba zdrowia cieszyły się zasłużoną renomą. Bezrobotni dostawali niezłe zasiłki. Emeryci wystarczające do godnego życia emerytury. A pracownicy zadowalające ich wypłaty. I wszędzie, jak kraj długi i szeroki budowano nowe osiedla mieszkaniowe oraz wielkie supermarkety. Gdzie nie spojrzeć rozciągały się wspaniałe autostrady a gaz i benzyna były w miarę tanie.  Poza tym państwo to nigdy nie doświadczyło na swym terenie okupacji ani też konfliktu zbrojnego (nie licząc bombardowań japońskich z czasów II w. światowej w obrębie miasta Darwin). Nie niepokojone z zewnątrz, bezpieczne ze względu na swe wyspiarskie położenie dryfowało na oceanie historii niby niezniszczalna,  niezatapialna łódka. To wszystko sprawiło, że obywatele australijscy trwali tam niby w złoconej bombce choinkowej i nikt w najśmielszych nawet snach nie przypuszczał, iż na owym zaczarowanym cacku mogą pojawić się kiedyś jakieś rysy, że ta bańka może wkrótce pęknąć. A te wiodące w wabiące oddale drogi, cudowne plaże oraz inne cuda tej wspaniałej krainy mogą stać się dla Australijczyków niedostępne...

 







   Obejrzeliśmy niedawno z mężem na YT australijsko-brytyjski film z 2005 roku opowiadający prawdziwą historię ucieczki z owej wyspy totalnego szczęścia dziewczyny pełnej niesamowitej odwagi i determinacji, zesłanej tam w 1788 r. za banalną kradzież. („Niesamowita podróż Mary Bryant”).  Mary została skazana na siedem lat pobytu w australijskiej kolonii karnej, ale jej pragnienie wolności i niezależności sprawiło, iż nie bacząc na zagrożenia i niebezpieczeństwa zdołała wydostać się z miejsca swego zesłania i po wielu perturbacjach dotrzeć z powrotem do Anglii. W wytęsknionej ojczyźnie została wtrącona do więzienia i osądzona, ale ponieważ historia jej życia wzruszyła ogromną część ówczesnego społeczeństwa angielskiego ostatecznie uniewinnioną ją i pozwolono wrócić do rodzinnego domu w Kornwalii. Zastanawiam się, czy gdyby ktoś obecnie chciał bez zgody władz poważyć na  się samowolne  opuszczenie Australii, też spotkałby się z podobnym zrozumieniem i łaską? Boję się, że we współczesnych czasach osoba taka zostałaby srodze osądzona i skazana na najcięższą z kar. Poza tym dzisiaj wręcz niemożliwe jest swobodne poruszanie się gdziekolwiek bez wiedzy szpiegujących wszystkich telefonów komórkowych, dronów i innych elektronicznych, nowoczesnych urządzeń, bez paszportów, zaświadczeń i magicznych kodów QR. Australia, jako stale udoskonalający się w inwigilacji swych mieszkańców kontynent skazańców jest świetnie zabezpieczona przed wszelką ewentualnością ucieczki ze swego „raju”. Nikt nie wsiądzie dzisiaj w byle łódeczkę i nie przedrze się przez silne prądy oceaniczne, przez rafy i sztormy, a przede wszystkim przez tysiące kilometrów dzielące ów ląd od najbliższego kraju.  A nawet gdyby jakimś cudem współczesnej Mary Bryant udało się przepłynąć ów bezmiar wód i tak nie miałaby gdzie schronić się przed zamordystycznym aparatem, panoszącej się wszędzie totalnej władzy. Wszak jak napisałam powyżej świat zdaje się działać według jednego planu i upodabniać się do siebie w najgorszych, najbardziej drastycznych dla swych obywateli działaniach i zamierzeniach. Co jest ostatecznym celem tej ogarniającej cały glob antywolnościowej polityki? Aż strach pomyśleć…

 

The Incredible Journey of Mary Bryant (brak polskiej wersji językowej) () -  Andrikidis Peter| Filmy Sklep EMPIK.COM
                                                                        zdj. z Internetu

   Tak czy siak oboje z Cezarym pożegnaliśmy już w swych sercach Australię taką, jaką znaliśmy i kochaliśmy. Z dawnych, dobrych czasów, gdy w niej mieszkaliśmy zostały nam coraz bardziej blaknące wspomnienia, setki tysięcy kolorowych zdjęć oraz westchnienie dogłębnego smutku, świadomości, iż najprawdopodobniej tamta rzeczywistość nigdy już nie wróci…*

 





* Wszystkie zamieszczone w tym poście fotografie zrobiliśmy z Cezarym przed 2010 rokiem. W czasach normalności.

48 komentarzy:

  1. Mamuś!

    Smutny post. Szkoda, że się tak porobiło z takim pięknym krajem. Dorzucę jeszcze jeden pesymistyczny fakt: w ciągu ostatnich trzech lat Australia straciła jedną trzecią wszystkich koali. Pożary, wycinanie lasów... Biedaki. Mam nadzieję, że nastąpi jakaż porządna odnowa populacji.

    Kocham, pozdrawiam!

    Anita Jawor.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Córeńko! No, niestety, smutny to post, bo też niewesoło się w Australii dzieje a mało ludzi o tym w ogóle wie, bo w głównych mediach o tym cicho.Jak i o wielu sprawach niewygodnych dla władz dążących do zniewolenia ludzkości.
      A co do koali...Też mi ich żal. Biedne, bezradne misiaczki...Giną, bo nie mają co jeść a nie potrafią sie przemieścic same tam, gdzie jest jeszcze dość pokarmu. Mam jednak nadzieję, że natura sobie poradzi. Wszak w historii tego kontynentu pożary zdarzały sie zawsze a koale nadal istnieją raz w mniejszej a raz w większej populacji. Oby to samo dotyczyło też ludzi. Ludzie, jak misie koala, też przeżywali już w dziejach wiele kryzysów a mimo wszystko wciąż istnieją. Może nic nas nie zmoże?!I tym optymistycznym akcentem pozdrawiam Cię kochanie moje i dziekuję za Twój komentarz!♥

      Usuń
  2. Nie mogłam przez długi czas oderwać oczu od pierwszego zdjęcia...

    Miejsce, które uważamy za piękne, w dodatku łagodne do tego aby w nim żyć, gdzie odnaleźliśmy spokój – z czasem do takich miejsc coraz ciężej jest wracać we wspomnieniach. Wiem coś o tym.

    To co masz, to nie jest ani skrzywione patrzenie, ani nieumyślne upiększanie. To wielki DAR radowania się wszystkim co masz w życiu. Dar, który daje Ci siłę i zmienia zwyczajną codzienność w przygodę każdego dnia.

    Tak, zgadza się. Mój blog był niestety pełen półprawd i niedopowiedzeń. Grałam w nim szczęśliwą małżonkę w idealnym, poukładanym życiu, a wcale tak nie było. Co zabawniejsze, kiedy zdecydowałam się na opisanie prawdy, zostałam shejtowana i straciłam ponad połowę obserwujących. W imię czego? Że odważyłam się przestać być ofiarą.
    Blog dalej jest dla mnie enklawą, ale przestał być wyspą-fatamorganą.

    To jest koszmar to co piszesz. Absurd goni absurd... Wyjść z domu na nie więcej niż godzinę? To jest więzienie i spacerniak w obrębie celi? Zakaz pisania o tym w mediach? Boże... a skąd o tym wszystkim wiesz? I dobrze, że piszesz, Ty chociaż możesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I mnie bardzo podoba sie to pierwsze zdjęcie.Bo nie dość, iz pokazuje ono urodę wybrzeża australijskiego, to jeszcze adekwatnie oddaje nastrój tego, co sie w Au teraz dzieje - czyli sztorm, samotność, walkę z falami, trwanie mimo wszystko.
      Tak, ciężko jest wracać we wspomnieniach do miejsc, które były dla nas ostoją piekna, spokoju i niezmienności, a o których wiemy, iz już takimi nie są, bo nieuchronne zmiany docierają, niestety, wszędzie.
      W życiu, w naszych sercach bywa różnie. Na zmianę pogoda z niepogodą. A wszystko podobno po coś potrzebne. Staram się pamiętać o tym i doceniać każdą chwilę.A przy tym pozostać szczerą i gdy cos mnie boli, pisać o tym bólu. A gdy zachwyca, oznajmiać ten zachwyt. I tak na zmianę...
      Im dłużej prowadzę bloga, tym wyraźniej widzę, jak jak zmieniają sie moje potrzeby i oczekiwania. I czy sie to komuś podoba, czy nie muszę pisać o tym ,co dla mnie ważne, nie chować sie za tematami zastępczymi i niedopowiedzeniami. U innych także doceniam szczerość, otwartość, odwagę w wyrażaniu siebie a przy tym umiejętność zachowania wrażliwości i umiaru w ocenianiu innych. Te cechy błyszczą z dala i przyciągają jak magnes osoby myślące w podobny sposób a odstręczają te, które nie potrafią mówic o wielu sprawach otwarcie, które żyją w nieustannym teatrze, gdzie gra sie tak jak podoba sie opinii publicznej. Ale jeśli niektórym to odpowiada...Trudno. I to należy uszanować.

      Tak, to co sie dzieje w kilku stanach Australii jest koszmarem (bo w innych zdaje sie byc w tym czasie zupełnie normalnie, ale to dotyczy nie tylko Australii, ale też np. USA, tam wariacja covidowa i zniewalanie ludzi trwa w Nowym Yorku i Kaliforni a gdzie indziej o dziwo, daje sie swobodniej żyć).
      A skąd wiem o tym, co dzieje sie w Australii? Na szczęście w Internecie nie zablokowano jeszcze wielu portali (tych o mniejszym zasiegu niż YT i FB), wciaz istnieją strony, gdzie Australijczykom udaje sie zamieszczać filmy z manifestacji i innych szokujących wydarzeń, mających tam miejsce). No a do tego w Australii żyją nasi bliscy, mamy więc kontakt telefoniczny i to też jest źródło wiadomości.

      Chciałam napisac o tym wszystkim, co sie w Au dzieje,bo to dla mnie zapowiedź tego co może dziać sie wkrótce u nas. A wielu ludzi nie ma pojęcia o terrorze na Antypodach i i wciaz łudzi się, że jest tam dobrze a rządzący na całym świecie chcą dla swych obywateli jak najlepiej...

      Pozdrawiam Cię ciepło i dziekuję za Twój komentarz, Jael!*

      Usuń
    2. Jael, przeciez taki lockdown mielismy i tutaj w UK , nieceolno bylo wyjsc z domu , tylko po zakupy i z powrotem, i na godzine na " spacer", ale z zakazem osoby towarzyszacej. Zadnego sootykania sie z nikim, tylko mieszkancy jednego mieszkania/domu, jesli rodzina mieszkala osobno z ta rodzina tez nie. Wszystko bylompozamykane oprocz sklepow spozywczych. To byl koszmar trwajacy wiele wiele tygodni , w sumie mielismy takich 6 miesiecy , w Austrslii maja juz ponad 270 dni lockdownu - jak ktos tego nie przezyl nie potrafi sobie wyobrazic - w Polsce w porownaniu z tym co bylo tutaj ludzie zyli normalnie, oni do dzis nie rozumieja co to znaczy lockdown i zostac uwiezionym we wlasnym domu. Australia byla kolonia karna i wiezieniem , i teraz wraca do tego samego punktu w historii. To jest poligon , na ktorym wlasnie testuje sie " nowy porzadek", to jest matryca - jesli to sie uda tompo kolei bedzie to wdrazane wszedzie. Do tego wlasnie sluza " paszporty c.".

      Usuń
    3. Tak, Kitty - Australia była i znowu stała się kolonią karną. Jakos wyraźnie mają tam inklinację do więziennego stylu życia. Do dyktatury bliskiej faszyzmowi. A co gorsza rozciagą się to takze na inne kraje anglosaskie a takze na resztę świata. Jak przerażająca, zawłaszczająca rzeczywistosć fala. A suchy pas lądu, na którym można jeszcze ustać, staje sie coraz węższy...
      Ogromnie mnie irytuje, gdy czasem na polskich portalach internetowych (a przoduje w tym Wirtualna Polska) czytam pochwały, jak to sobie cudownie Australia radzi w zagrozeniem covidowym, i że inne kraje powinny brać z niej przykład w tej ostrej, covidowej polityce. Och, jakbym czytała fragment artykułu z jakiejś przedwojennej, profaszystowskiej gazety!

      Usuń
    4. Olgo, żyłam do tej pory w teatrze, blog był jego kulisami, gdzie czasem udało się coś przemycić w spektaklu metafor. Niestety aktorzy, z którymi żyłam, nie rozumieli szczerości i nie tolerowali prawdy. Kiedy opisałam prawdę na blogu, zrobili dym nie z tej ziemi, ale mnie już tam nie było.

      Podobnie ja obserwuję Szwajcarię, tam też sporo się wywróciło do góry nogami.

      Kitty, Ty też to widzisz... "nowy porządek".

      Inne kraje powinny brać przykład, ta... jak w literaturze postapo. Co za chore czasy.

      Usuń
    5. Jael, tylko slepy nie widzi i nie slyszy, tym bardziej, ze elity w ogole juz sie z tym nie kryja. Slowa o " nowym porzadku" , budowaniu od nowa, nowym ladzie czy wielkim resecie padly juz ust wszystkich prawie przywodcow , Kanady, Australii, UK, USA, Francji - nawet Polski z tym ich " nowym lepszym ladem". To " nowe" to jest Agenda 2030 ONZu , ktora stawia na glowie caly porzadek swiatowy, a przede wszystkim ma zahamowac i zatrzymac cywilizacje jaka znamy. Wymiana aut i nie tylko aut ale wszelkich pojazdow na elektryczne, zaprzestanie uzywania gazu , ropy i wegla.', zakaz produkcji miesa, zakaz lotow samolotem, zakaz prywatnej produkcji zywnosci , skumulowanie ludnosci w wielkich miastach , wykup ziemi prywatnej przez korporacje ( co juz sie dzieje), i przeksztalcenie farmerow w " zarzadcow", zdigitalizowanie praw wlasnosci , a potem stopniowe ich " odkupywanie " az do calkowiego zlikwidowania wlasnosvi prywatnej , w czym pomoze zlikwidowanie gotowki , co tez jest juz powoli wdrazane.. I to wszystko dla " ratowania planety" - moze i tak , ale jakim kosztem? Kosztem calkowitego zniewolenia i zamkniecia ludzkosci w miastach-gettach, totalnego nadzoru elektronicznego, odciecia od ziemi, natury, i pozbawienia wolnosci poruszania sie ( a jak latwo to wprowadzic widac na przykladzie Australii i UK ). To dopiero poczatek. Wszystko jest dostepne w internecie - jak ktos chce to znajdzie : Agenda 2030 UN / UK Fires - tam mozna sobie poczytac co nam szykuja skoordynowane rzady swiata: oni wszyscy podpisali tzw Deklaracje Kilmaryczna 2015 w Paryzu - ktora jest przypieczetowaniem Agendy 2030

      Usuń
    6. Jael, sądzę, iż życie w nieustannym teatrze męczy i zniewala.I człowiek, prędzej czy później, ma potrzebę by ujawnic to, co mu naprawdę leży na sercu i jaki jest.I jest to sprawa tego człowieka a innym wara od oceniania jego postępowania i osądzania go. Prawdziwych przyjaciół poznaje sie w biedzie, czy tez w chwilach dla nas przełomowych. Wtedy wykruszaja sie z naszego grona ci, którzy tak naprawdę wykruszyc sie powinni, a zostają ci, którym naprawdę na nas zależy i którzy takze nie uznają gry i udawania jako sposobu na życie.
      Niekiedy zdarza się, że ci co odeszli po jakims czasie wracają, przemyślawszy dogłębnie temat albo przeżywszy coś podobnego na własnej skórze. Doświadczenie czegoś na sobie jest najlepszym nauczycielem.

      Usuń
    7. Kity, to jest po prostu tragiczne... Nie mam słów... :(

      Olga, nie na darmo mówi się, że tylko prawda może nas wyzwolić.

      Usuń
  3. Prawdę napisałaś... oddawaliśmy po trochu naszą wolność, możliwość samostanowienia, ktora zawsze łączy się z ryzykiem i ponoszeniem odpowiedzialności za swoje wybory za zludny miraż "bezpieczeństwa"... A technologia i nauka kiedy nie idą w parze z moralnością, stają się szybko kajdanami...
    Owcom upływa życie w strachu przed wilkami ale to pasterz prowadzi je do rzeźni.
    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, ale musze, bo nie moge przejsc obojetnie obok tego komentarza. Tak krotko, tak madrze, tak trafnie okreslic to co sie dzieje malo kto potrafi.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Zosiu, serdecznie dziękuję za Twoje słowa - jakże celne i adekwatne jako komentarz do obecnej sytuacji!*
      Nie da sie tego wszystkiego chyba lepiej i dosadniej okreslić, żeśmy jak owce prowadzone przez swego pasterza do rzeźni.A dodam, że skorośmy owcami, to i nie dziwota, iz tak niewiele jest w nas buntu i samoświadomości. Wszak rzeczą owczą jest iść tam gdzie chce pasterz, ufać mu i o nic nie pytać. A jeśli pośród stada znajdują sie jakieś czarne owce najlepiej je zadeptać, żeby nie zaburzały zgodnego pochodu...

      I ja pozdrawiam Cię serdecznie! Bardzo sie cieszę, że sie odezwałaś i że napisałaś to, co napisałaś. Moze to komuś, choćby jednej osobie przemówi w końcu do rozumu?!***

      Usuń
  4. Ja myślę Olu, że nie wyobraziłas sobie tej krainy, bo taka Ci się pokazała. Skłonnośc do dostrzegania piekna i dopatrywania się dobra w ludziach, to Twój dar, tak jak ktoś wcześniej napisał. Jedni wybierają narzekanie i przewidywanie wszystkich możliwych klęsk, a inni widzą jeszcze kolory i możliwości. To nie jest idealizowanie, to styl zycia. Nie ma w tym żadnego oszustwa. Czasami czytam relacje z podróży i oczy otwieram szeroko ze zdumienia, bo to co mnie olśniło innym wydaje się nudne. Na bieżąco miałam informacje o tym co się dzieje w Australii i podobnie jak Ty nie mogłam uwierzyc. Żeby się stamtąd wydostać, trzeba pisać petycje z dobrym uzasadnieniem. W obliczu klęsk widać jak na dłoni jak jest naprawdę i co było tylko fasadą. I to nie tylko w Australii, nie mogę oglądać polskich wiadomości bez wielkiego wzburzenia. Pozdrawiam serdecznie Olu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja myślę Marylko, że każdy z nas widzi świat inaczej.Co innego jest dla nas ważne, godne dostrzeżenia, opisania, zachwycenia.Do tego duże znaczenie ma też to, w jakim jesteśmy nastroju, gdy na coś patrzymy.Jeśli z jakiegoś powodu jest nam smutno, to nawet gdyby za oknem było słonecznie i bajecznie, to i tak tego nie dostrzeżemy.I nic nam nie da wówczas, że ktos będzie nas do swego widzenia przekonywał. Po prostu musi minąć czas i czarna chmura musi wyparować z naszego serca...
      A to, co od prawie dwóch lat sie dzieje w Australii jest dla mnie niestety taką chmurą, dlatego napisałam o niej. I choc wiem, że nadal istnieje tam cudowny świat przyrody,to mnie to nie pociesza. To tym bardziej smutno mi, że ludzie potrafią czynić zło nawet w tak pięknym miejscu. A najbardziej smuci mnie fakt, że większośc Australijczyków popiera działania władz. Jak zahipnotyzowani podporządkowuja sie wszystkiemu, nie widząc do czego ten terror zmierza...
      A co do wiadomości z Polski to też mi sie włosy jeżą a w gardle dławiąca kulka rośnie. Skorumpowani politycy, celebryci, lekarze, media...Wszyscy graja na jedną, kłamliwą melodię, mimo oczywistych faktów przeczących ich zgodnej narracji.Ręce opadają...
      Ściskam Cie serdecznie, droga Marylko!:-)*

      Usuń
  5. Nie ma chyba obecnie takiej krainy szczęśliwości, do której wszyscy byśmy tęsknili.
    W Australii mieszkał od zakończenia wojny brat mojej mamy, do dziś mam tam rodzinę, podobno, bo kontakt się urwał.
    Kraj ten znałam z widokówek i opowieści wujka, który odwiedził Polskę w 1972 roku. Dla nas Australia wydawała się wówczas rajem, choć pewnie dla wielu jej mieszkańców rajem nie była.
    Mamy jednak prawo postrzegać dane miejsce wedle naszych wyobrażeń, bo to nasze wrażenia, emocje, spotkania z ludźmi i przyrodą. Nie jest winą społeczeństwa ani tym bardziej przyrody, że politycy psują ten świat.
    Zostawmy sobie swoje wyspy, bajki, światy, szuflady...każdy musi mieć swój kawałek podłogi :-)
    Miałaś niesamowitą możliwość zobaczenia tego, o czym wielu z nas marzy jedynie, nie psuj tego rozważaniami o brudach tego świata...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, jest taka kraina, Jotko. To kraina naszego dziecinstwa. Czas, gdy nie dostrzegaliśmy wielu brudów i krzywd, gdy wszystko zdawało sie piękne, beztroskie i niewinne.Gdy myślało się, że zawsze tak będzie...
      W pewien sposób Australia była dla mnie właśnie czymś w rodzaju takiej słodkiej krainy. I bardzo mi smutno, że tamtejsze władze robią wszystko by jej niewinność i bajkowosc zniszczyć.No bo cóz z tego, że z jednej strony niby dbają o ochrone przyrody, ale zupełnie nie dbają o psychikę ludzi tam żyjacych, którzy przecież też są częścia owej przyrody. Nie pozwala sie obywatelom pójśc na plaże, do parku, pojechać gdzieś dalej, niż 5 km od domu. Separuje sie ich od przyrody. Zamyka w klatkach domów, gdzie toczą sie awantury, scysje, gdzie rozwijaja sie depresje, gdzie dochodzi do ogromnej ilości samobójstw. A to wszystko w imie walki z wirusem, którego śmiertelnosc jest nieporównanie mniejsza, niz np. ilosc zgonów z powodu raka, depresji czy zawałów.
      Żegnam sie zatem z wyidealizowanym obrazem Australii. Płaczę nad nią, jak i nad resztą opętanego świata...

      Usuń
    2. Oj, tu się z Tobą nie zgodzę. Nie wszystkie momenty dzieciństwa były beztroskie i niewinne, a i brudu wówczas nie brakowało, oczywiście to zależy od rodziny i środowiska. Ja niektórych wolę nie pamiętać, tym bardziej, że nie na wszystko miałam wpływ, nawet jako już nastolatka....
      Całego świata nie zmienimy, ale ten najbliższy wokół nas możemy.

      Usuń
    3. No, niestety. Dzieciństwo nie każdego dziecka było szczęsliwe i beztroskie.Choć z założenia takim właśnie byc powinno, bo tylko szczęsliwe dziecinstwo daje dorosłemu człowiekowi siłę do stawienia czoła nie zawsze przyjaznemu światu. Daje mu ono samoakceptację, która jest najlepszą tarczą przeciw cudzemu poczuciu wyższości, niezrozumieniu czy wręcz wrogości. Pragnęłąbym bardzo by jednak więcej było na świecie ludzi, którzy mieli szczęśliwe dziecinstwo. Że wiekszości z nas nie dręczą zmory z dawnych czasów. Zmory, które nadal wywieraja wpływ na obecne życie, na myslenie, postepowanie i ocenianie innych ludzi. Jednak z tego, co zauważam, z tej niemozności porozumienia się miedzy ludźmi, wynika cos wręcz odwrotnego. Jesteśmy dużymi dziećmi, które często obrażone na cały świat, skrzywdzone, bezradne i samotne popłakują w kącie. A świat robi z nimi co chce.

      Usuń
  6. Bardzo smutne to o czym piszesz i bardzo piękne to, co napisała Jotka. Może takie jest wyjście ? Piękne miejsce i piękne wspomnienia nie zasługują na to, by go skreślić z powodu ludzkiej podłości ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gabrysiu, ja nie skreślam swoich pieknych wspomnień, tylko po prostu one bardzo mnie bolą w porównaniu z tym, co dzieje sie tam obecnie, z tym zatraszaniem ludzi, z tym odcieciem ich od natury, ze zniewoleniem i totalną manipulacją. To troche tak, jakbys wspominała jakiś cudowny park z czasów dziecinstwa, park, gdzie bawiłas sie godzinami i byłaś szczęsliwa a teraz dowiedziałaś się, że w pień wszystko tam wycięto, zabetonowano i zbudowano parking na tysiące aut i jeszcze wmawiano ludziom, że to przecież dla ich dobra.
      Istnieją i mam nadzieję, istnieć będą te wszystkie cudowne miejsca, zwierzęta i rośliny w Australii. A zniknie zwariowany swiat kłamliwej polityki i zniewolenia. I ktos kiedyś będzie sie cieszył tym wolnym, na nowo beztroskim światem i nie będzie mu zaćmiewać tej radosci to, co wyprawiają opętani władcy tego świata. Tylko czy my dożyjemy do tych czasów...?
      Ściskam cię mocno♥

      Usuń
  7. Olu obserwuje Australie dosc dokladnie. Nigdy nie bylam w Australii wiec nie mam takich uczuc/wspomnien jak Ty. Obserwuje bo cos mi mowi, ze Australia jest wykorzystywana jako playground do tego co nas wszystkich czeka.
    Jak sie tam uda to juz reszta swiata pojdzie latwiej - mam wrazenie, ze tak wlasnie mysla ci co kieruja cala ta pLandemia. Ogladam filmy a Australii, ogladam te polowania na ludzi i placze jak dziecko... przypominaja mi one to co sie dzialo w Polsce na poczatku lat 80-tych. Oddzialy policji oraz ZOMO atakujace ludzi, ktorzy nie chcieli nic wiecej jak wolnosci i lepszego zycia.
    Moge sie mylic, ale mam wrazenie, ze nie byloby tak latwo rozprawic sie z Australijczykami gdyby nie fakt, ze pod koniec ubieglego wieku rozbrojono narod. Co oczywiscie nie znaczy, ze bronia jaka np. ciagle posiadaja Amerykanie mozna sie przeciwstawic temu czym dysponuje rzad.
    Ale jednak mysle, ze jest im latwiej uzyc przemocy wiedzac, ze ludzie nie maja nic oprocz wlasnych dloni i glosu zeby krzyczec.
    Wiesz tak naprawde to bardzo podobnie dzieje sie na calym swiecie. Tylko nikt tego nie mowi, media z wiadomych powodow, bo im wolno mowic tylko to co maja wyraznie nakazane od gornie. Nawet ludzie zamieszkujacy w roznych krajach nie pisza nic na blogach... i to jest smutne.
    Przeciez protestujace miliony sa w kazdym kraju, no ale byc moze jest latwiej zamkanc oczy, zatkac uszy i udawac, ze nie ma.
    A skonczyc sie to moze tylko wtedy gdy zjednocza sie ci co sie zaszczepli (ich decyzja nikt im nie przeszkadzal) z tymi, ktorzy nie chca sie zaszczepic, bo oni (ci drudzy) powinni miec takie samo prawo do podejmowania swoich wlasnych decyzji o swoim zdrowiu i zyciu.
    Jest absolutna bzdura, ze nieszczepiony czlowiek moze zarazic szczepionego... nieszczepiony jak jest chory to widac i slychac. Gorzej z tymi szczepionymi bo oni sa bezobjawowi. Przeciez wyraznie mowia, ze szczepionka "NIE chroni przed choroba lub zarazaniem innych a tylko powoduje maskowanie objawow choroby".
    Co gorsze skoro ta szczepionka jest taka super duper to dlaczego juz sie szczepi ludzi boosterami?
    Bo pierwsze dwie dawki nie chronia przed nowymi wariantami. Innymi slowy zaszczepiony czlowiek zwalczy stary wariant ale przyciaga nowy i nie wykazuje objawow choroby, zarazajac wszystkich dookola.
    Jak wiadomo koronawirusy podobnie jak wirusy grypy ulegaja czestym mutacjom, a wiec co chwile bedzie nowa mutacja, nowy wariant i potrzeba kolejnego szczepienia/boostera.
    Czy w takich warunkach mozna osiagnac stadna odpornosc?
    NIE i NIGDY.
    Ostrzegali przed tym naukowcy tacy jak dr. Malone i dr. Vanden Bossche.
    Prosze podaje link. Oczywiscie jest po angielsku, ale obaj naukowcy nie mowia po polsku:)))
    https://thehighwire.com/videos/vanden-bossche-malone-covid-19-giants-unite/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marylko, i ja mam wrażenie, iz to co dzieje sie w Australii jest polem ćwiczebnym dla reszty świata. Trwa sprawdzanie ludzkosci, naciąganie struny wytrzymałości. I okazuje się, ze ludzie potrafią naprawdę dużo rzeczy znieść, wytłumaczyć sobie, a nawet zaakceptować jako konieczne i słuszne.Strasznie to przygnębiające.
      Do tego wydaje się się, że w tym niepojętym zamordyźmie przoduja kraje anglosaskie, bo przecież nie tylko w Australii dzieja sie szokujące rzeczy. Takze Nowa Zelandia zupełnie oszalała, jesli chodzi o covidowe obostrzenia. Wszędzie ludzie sie burzą, ale media wyciszaja ten temat jakby go wcale nie było.Słychać o protestach w Kanadzie i w USA, odbywaja sie manifestacje w W.Brytanii.Takze w Polsce organizowane są marsze i protesty a prawie nigdzie sie o tym nie pisze. Wszystko, co nie zgadza sie z oficjalną narracją jest przemilczane albo zakłamywane. I jeśli ktoś nie siegnie do "podziemnych" wydawnictw, stron,czy portali internetowych, to nie dowie sie niczego i dalej będzie bezrefleksyjnie łykał medialną papkę a do tego będzie uważał za "foliarskie" i kompletnie niewiarygodne, te nieuznawane przez siebie media. Bariera wydaje sie nie do przejścia...A tymczasem władze na sznurku koncernów dalej jadą przed siebie niczym walec i niszczą co tylko sie da. I liczą przy tym swe zyski w miliardach dolarów...A na ustach dalej mają frazesy, iż wszystko, co czynią to w imie naszego dobra! Tragedia...
      Ech, Marylko! Ile byśmy o tym nie pisały, ile byśmy nie próbowały przebić tego muru między ludźmi i tak sie nie udaje. I to jest w tym wszystkim najsmutniejsze. Bo my wiemy swoje, oni swoje. I nic sie na lepsze nie zmienia...Niestety, wszyscy toniemy na wspólnej łódce.

      Usuń
    2. Mnie nie zalezy na przebiciu muru, bo tak jak mojego nikt nie przebije tak ja sie nie porywam na cudze mury. Ot dyskutujemy i mysle, ze w towarzystwie doroslych ludzi szanujacych prawo do wolnosci wypowiedzi kazda dyskusja powinna byc na miejscu.
      Mnie zastanawia i zaskakuje egoizm Szczepanow.
      Tak, egoizm, bo inaczej tego nazwac nie mozna.
      Ja mozna oczekiwac od innych osob, zeby sie poddali eksperymentowi dla rzekomego ratowania MOJEGO zycia?
      Czy to nie jest egoizm?
      Jak mozna na oltarzu wlasnego strachu przed smiercia narazic wlasne dziecko/wnuka na skutki zdrowotne co do ktorych NIKT na swiecie nie ma narazie i nie bedzie mial odpowiedzi przez najblizsze 5-10 lat?
      To juz jest egoizm graniczacy z morderstwem moim zdaniem.
      Wiem, czytalam jedna babcia o swoich wnukach napisala "oni sa pod stala obserwacja".
      Nie wdawalam sie w dyskusje, bo to bez sensu, ale jaka obserwacja???
      Czy jak obserwujacy (domyslam sie ze lekarz a nie szewc) odkryje, ze dziecko ma raka, zapalenie miesnia sercowego czy niedowlad konczyn to co ten obserwujacy zrobi???
      Wyssie z dziecka szczepionke????
      No ale egoistyczna babcia czy matka sklada w ofierze wlasne dziecko dla uspokojenia swojego strachu.
      I serio tego nie rozumiem.
      Nie rozumiem jak nagle smierc szczepionych jest kwitowana slowami "no ale to przeciez bylo do przewidzenia, ze beda jakies ofiary czy niepowolane skutki" a smierc tych co zostali zamordowani respiratorami w szpitalach jest tak straszna.
      Naprawde to ludzie w moim wieku (65+) z moja historia chorobowa tez maja 98% (jesli nie wiecej) przezyc covida. Ja nie rozumiem czemu sie robi taki problem i z czego.
      Ja mialam covida na dwa miesiace zanim zaczelo byc o nim glosno.
      Owszem lezalam plackiem jak trup przez 6 tygodni, bo tez akurat bylam po operacji biodra wiec mozliwosci nawet lezenia w lozku mialam ograniczone, dzieki czemu o malo co nie dorobilam sie odlezyn. Dobrze, ze oboje bylismy na to uczuleni i zareagowali w pore.
      Tak, nie jadlam, stracilam zupelnie apetyt i powonienie, schudlam 9 kg w ciagu 3-4 tygodni.
      Nie, na szczescie nie pojechalam do zadnego doktora bo by mnie wsadzili do szpitala i dobili respiratorem.
      Na szczescie bylam na tyle madra i swiadoma, ze maz zadzwonil do naszego chiropraktora, ten przyjechal do nas do domu (3 razy i ZA DARMO) i to on dzieki lekom homeopatycznym mnie postawil na nogi.
      Zyje, nie robie z tego problemu, nie oczekuje zeby mi stawiano pomniki.
      A tu gdzie nie spojrzec to "lo matku bosku ja mialam covida i na szczescie juz sie szybko zaszczepilam!!!!"
      Gdzie sens? gdzie logika?
      Jak ktos mial covida to ma najprawdopodobniej jesli nie na reszte zycia to dlugoterminowa odpornosc naturalna. A jak dziala odpornosc poszczepienna to widac jak sie obserwuje Izrael. A nawet jak ktos nie chce wiedziec jak to dziala w Izraelu to niech mi wytlumaczy koniecznosc trzeciego zastrzyku wspomagajacego????
      Wspomagajacego co????
      Bo chyba nie odpornosc, skoro ta szczepionka jest takim cudownym panaceum.

      Usuń
    3. Dałaś mi do myślenia z tym murem, droga Marylko!:-) I sądzę, że to nie o to chodzi, by każdy miał swój mur, by okopał się za nim tak szeroko i wysoko, by inni nie mogli do niego dotrzeć. Moim zdaniem satysfakcjonująca rozmowa, jakakolwiek dyskusja powinna polegać na wymianie logicznych argumentów, i właśnie na dawaniu sobie wzajem do myślenia. A efektem tego myślenia powinny być wypadające cegiełki po obu stronach muru. Tak by ten mur stawał się cieńszy, aby ludziom było do siebie coraz bliżej a nie żeby ta bariera między nimi w nieskończoność się powiększała i by ludzie po obu jej stronach perorowali czy monologowali wcale się wzajemnie nie słuchając. Innymi słowy nie za bardzo widzę sens w takim mówieniu do ściany, jeśli nie wierzy się, że ściana w końcu coś z tego zrozumie i choć na moment przestanie być tak twarda i niezłomna. Po co walić głową w mur czy też strzępić język po próżnicy? I jeszcze uważam, że jeśli zaczyna się z kimś rozmowę, to przynajmniej w założeniu powinniśmy mieć w sobie jakąś gotowość do poszerzenia swojej wiedzy, do ponownego zastanowienia się nad czymś, do zmiany patrzenia na coś, co jest tematem dyskusji. Powinniśmy dawać sobie prawo do pojawienia się jakichś wątpliwości a nie uparcie i twardo obstawać wciąż przy swoim, za nic mając słowa interlokutora, a wręcz wyszydzając poziom jego wiedzy i przy okazji budząc u niego niechęć do wszelkiego z nami porozumienia. Tak samo powinno być rzecz jasna z drugiej strony. Słuchanie ze zrozumieniem a nie bombardowanie podobnymi wywodami albo odwracanie do siebie plecami oraz wzajemne ignorowanie. Mówienie w taki sposób, by tamci chcieli słuchać. Otwarcie, gotowość na znalezienie jakiejś wspólnej nici, łączącej osoby po obu stronach muru. I w końcu sukcesywne rozwalanie muru. Dzień po dniu.

      I jeszcze parę moich przemyśleń na temat egoizmu. Jeśli poruszamy okołopandemiczne zagadnienia wciąż i wciąż, to nie dlatego, że lubimy maniakalnie o tym gadać, ale dlatego, że wydaje się nam, iż rozumiemy lepiej na czym to wszystko polega i przeraża nas krzywda ludzka oraz bezradność w obliczu złowrogiego systemu. A zatem mówiąc o zagrożeniach pragniemy innych ludzi ostrzec, uchronić przed zrobieniem sobie krzywdy. Bo nie jest nam wszystko jedno, jaki będzie ich los. Bo chcemy z tego pochodu biernych owiec kroczących na rzeź wywołać na bok choć jedną, przeciągnąć na swoją stronę, uratować ją zanim będzie za późno, pokazać jej zagrożenia i wskazać inne niż dotąd horyzonty. Zatem nasze mówienie, informowanie jest w założeniu empatyczne, gdyż troszczymy się o tych po tamtej stronie muru, nie jest nam wszystko jedno, co się z nimi stanie.

      Niestety, problem polega na tym, iż ludzie po drugiej stronie muru także sądzą, że wiedzą lepiej i chcą nas, czarne owieczki zapędzić do właściwego pochodu, pod opiekę troskliwego według nich pasterza. Uratować przed nami samymi. I po swojemu próbują nas przekonywać do swych argumentów, ocalać przed wpadnięciem w przepaść. Z tego wniosek, iż każdy w założeniu chce dobrze, ale nic z tego nie wynika.
      Według mnie cały problem polega na tym, że w ludziach po obu stronach muru za dużo jest gniewu i irytacji a za mało cierpliwości i spokoju. Poza tym niektórzy z nas znudzeni są już i zniecierpliwieni tym oklepanym tematem, dawno odfajkowali go w swoich głowach więc i słuchać im się już nawet nie chce.
      I tylko mur jak stał, tak stoi. A władcy tego świata widząc to zacierają ręce z radości, bo podzielonymi narodami o wiele łatwiej rządzić! Co też czynią jak im się podoba. I co dnia dokładają kolejne cegiełki do tego muru między biednymi, nie potrafiącymi się ze sobą porozumieć ludźmi.
      Ech! Strasznie długi mi wyszedł ten wywód, ale mam nadzieję, że Ty Marylko oraz inni goście tego bloga będą mieli cierpliwość by go przeczytać i przemyśleć!:-)))

      Usuń
    4. Trudno sie z Toba nie zgodzic.
      Ja myslalam, ze w sumie zawarlam prawo do dyskusji w pierwszych dwoch zdaniach mojego komentarza.
      Ale Ty opisalas to tak dokladnie i tak delikatnie, ze chyba kazdemu trafi do serca i umyslu.
      Olenko mysle, ze kazdy kto kiedykolwiek byl nawet przypadkowo na moim blogu Bez Odwrotu pamieta, ze ja zawsze odpowiadalam na KAZDY komentarz, chocby jednym slowem ale kazdy wypowiadajacy sie byl zauwazony i doceniony. Ja lubie dyskutowac, lubie wymiane pogladow i nawet jesli sie nie zgadzam to mam jakies argumenty, w ktore druga strona nie musi wierzyc, ale one sa wiarygodne dla mojego zdania.
      Jesli ktos potrafi przedstawic swoje argumenty to juz jest rozmowa na poziomie. Mozemy wtedy nawet jak na koniec rozmowy kazdy zostanie przy swoim zdaniu to jednak gdzies tam zostalo zasiane ziarenko innego pogladu. Ono moze z czasem kielkowac, moze nie, ale ja w takich przypadkach najczesciej mysle, szukam, staram sie znalezc jesli nie wiedze (ta nie zawsze jest dostepna w dzisiejszych czasach dzieki cenzurze) to chociaz wiarygodnosc zrodla na ktore powoluje sie druga osoba.

      Ale teraz mi powiedz moja kochana jak dyskutowac z kims kto pisze "nie chce sie wdawac w dyskusje ale zapytam.... (i tu stawia konkretne pytanie)".
      Ja bardzo przepraszam, ale przez cale zycie mnie uczono, ze zdanie pytania jest otwarciem drzwi do dyskusji. A tu nagle ktos rzuca pytanie zaznaczajac, ze nie chce dyskutowac(!!!!!!!)
      Jak postepowac w takim przypadku??????????
      Trudno sie z Toba nie zgodzic.
      Ja myslalam, ze w sumie zawarlam prawo do dyskusji w pierwszych dwoch zdaniach mojego komentarza.
      Ale Ty opisalas to tak dokladnie i tak delikatnie, ze chyba kazdemu trafi do serca i umyslu.
      Olenko mysle, ze kazdy kto kiedykolwiek nawet przez przypadek byl na moim dawnym blogu Bez Odwrotu pamieta, ze ja odpowiadalam na KAZDY komentarz. Chocby jednym slowem, ale nikt nie mogl sie poczuc zignorowany.
      Lubie dyskutowac, lubie polemike, lubie wymiane argumentow bo to rowniez sposob na poszerzenie wiedzy, na otwarcie sie dla innych. To jest doskonala gimnastyka umyslowa dlaczego z niej nie korzystac?

      No ale powiedz mi jak postepowac z kims kto pisze "nie chce wchodzic w dyskusje ale zadam pytanie..." i tu pada pytanie. Co wtedy? Ignorowac? Odpowiadac?
      Nie wiem, ale mnie cale zycie uczono, ze jesli nie chce slyszec odpowiedzi to nie powinnam zadawac pytania. Uczono mnie, ze zadanie pytania jest wlasnie niczym innym jak otwarciem drzwi do dyskusji.
      A tu nagle inteligentni, wyksztalceni ludzie pisza wlasnie w ten spsob. Moze cos przegapilam ale chcialabym wiedziec jak postepowac z takimi przypadkami.

      Ja zadaje pytania i wiekszosc z nich zostaje bez odpowiedzi... Na przyklad od kilku miesiecy pytam Szczepanow co osiagneli przez przyjecie tej "szczepionki"?
      Pytam wszedzie gdzie sie da i do tej pory nikt mi nie odpowiedzial.
      A przeciez to proste pytanie. No ale widocznie latwiej i nie wiem... kulturalniej? zignorowac?

      Spotkalam kilka osob, ktore mowia/pisza, ze musza sie zastanowic nad trzecia porcja tej "szczepionki" czyli co? Nagle przestali wierzyc w jej cudowna moc? Nie wiem, nie pytam, bo tu gdzie mieszkamy nikt na takie tematy nie rozmawia. Nikt nie pyta kto Szczepan a kto nie i raczej malo kto sie przyznaje, ze jest Szczpanem, ale juz np. nasza najblizsza sasiadka wlasnie tak powiedziala, ze musi sie powaznie zastanowic nad ta trzecia dawka. Zostawilismy to bez komentarza. W koncu nie pytala o rade, tylko ot tak rzucila w przestrzen.

      Usuń
    5. Ja wiem, ze ciezko jest sie przyznac do popelnionych bledow, a tylko moge sobie wyobrazic jak ciezko w przypadku bledow nieodwracalnych, ktore moga miec powazny wplyw na nasze dalsze zycie i zdrowie.
      Ja to rozumiem i wiem, ze w takich przypadkach ludzie wola milczec mimo, ze sie ciagle boja, a moze nawet teraz boja sie bardziej... nie wiem... strzelam.
      Wiem tylko ze wujek mojego meza, ktory jeszcze kilka miesiecy temu byl w pelni sprawny nagle wracajac ze spaceru oslabl i padl na glebe. Lekarze od tygodnia badaja przyczyny...
      Szczepil sie w kwietniu lub maju, czyli jesli przyczyna sa blood clots to zajelo to kilka miesiecy zeby sie ujawnily. Nie ma wynikow badan, po pierwszej wizycie lekarz stwierdzil tylko pekniecia czterech zeber i nawet nie wspomnial o szukaniu ewentualnej przyczyny takiego oslabniecia.
      Dopiero jak do akcji wkroczyl syn wujka i zawiozl ojca jeszcze raz do doktora to zaczeli sie drapac po glowach. Zobaczymy co bedzie dalej... co znajda.

      Chyba tylko nie zgodze sie z Toba w kwestii tego przeciagania na nasza strone. Wiesz kazdy ma wlasny rozum, jak nikt nie prosi o pomoc to ja wysiadam i sie nie narzucam. Bo wiem, ze ta druga strona tez wyzywajac mnie od antyszczepionkowcow i foliarzy chce mi rzekomo uratowac zycie i przeciagnac na swoja strone.
      Troche dziwna to metoda, no ale jak kogos nie stc na lepsza... to moze i dobra taka.

      A w sumie jedynym wyjsciem z sytuacji jest uszanowanie obopolnego prawa do wlasnych decyzji i solidarnosc w walce o wolnosc. Podobno obie strony kochaja prawo do wolnosci czyli porozumienie powinno byc latwe. 

      No prosze, Ty pisalas, ze Tobie wyszlo tego tak duzo:))))))))))))

      Usuń
    6. Przepraszam ale tak musialam kombinowac, kopiowac, przeklejac ze czesc z tego sie powtarza.

      Usuń
    7. Namieszalam, namieszalam i znow jestem:) Bo wlasnie tak mam, ze nawet jak juz odpowiem na czyjs komentarz, w tym przypadku Twoj to ciagle o tym mysle i jak teraz dochodze do nowych wnioskow.
      Mianowicie, bede szczera, ale Ty mnie znasz juz tak dlugo, ze wiesz, ze zawsze jestem.
      Nie mam ochoty na zbawianie nikogo, nie w tym konkretnym przypadku, nie w tej sytuacji z ta "szczepionka".
      Jak ktos juz sobie dal to wstrzyknac dwa razy i teraz juz stoi w kolejce po trzecia dawke, to mam nadzieje, ze zdaje sobie sprawe z faktu, ze w produkcji jest juz czwarta dawka i pewnie kolejne...
      A jak nie przyjmie, to bedzie takim samym antyszczepem jak ja:)))) Witam w klubie!!!
      Olenko, jak biegnie do wnetrza plonacego budynku to ja go nie bede zatrzymywac... moze lubi cieplo.
      Jestesmy dorosli mamy prawo decydowac, szkoda tylko, ze czesc tych doroslych decyduje za wlasne dzieci... ale o tym pisalam juz wyzej.

      Usuń
    8. Ho, Ho! No to dałyśmy sobie wzajem do myślenia, Marylko!:-) Mam nadzieję, że i innym czytelnikom, na łamy tego bloga zachodzącym. Tylko myślenie ma bowiem jakąś przyszłość.
      Coraz więcej dostępnych jest ważnych danych, coraz więcej sprzecznych wiadomości i pokrętnych tłumaczeń w mediach. Wydaje mi się, że wielu ludziom coraz bardziej się to wszystko ze sobą nie składa, coraz więcej ludzi zaczyna się zastanawiać nad tym wszystkim. I w tym jest nadzieja. A nadzieja musi być, choć maleńka, bo bez niej ciężko żyć...
      Niczego nie podsumowuję, niczego nie kończę, bo to zbyt rozległy i trudny do ogarnięcia temat. Ale póki co z całego serca dziękuję za to, co napisałaś Marylko i ściskam Cię bardzo serdecznie!***

      Usuń
  8. Oleńko, komentarz Zosi wymiata, podpisuję się pod nim tak jak Star.
    I jeszcze jedno rozczarowali Cię ludzie, a nie Australia. Ona zawsze pozostanie niezmiennie piękna w Twoich wspomnieniach, bo to tam przezyłaś jedne z najpiękniejszych chwil swego życia.
    Posyłam serdeczne uściski Wam obojgu. Badźcie dobrej myśli, zło nie jest wieczne bo jest niszczące. Wieczne jest to co buduje - Miłość i zwiazane z nią dobre myśli. To one są najlepszą tarczą i ochroną, podnosząc nasze wibracje zamykają bramy złu. Tak więc bądźcie dobrej myśli na przekór wszelkiemu złu. Wiem, że to nie jest łatwe, ale możliwe, wiem jakie rodzi skutki i wiem, że warto:-)***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marytko, ludzie są częścią Australii. Bardzo ważną dla mnie jej częścią. W dużej mierze tworzą jej charakter i koloryt. Wywierają wpływ na myślenie o tym kraju, na jego postrzeganie. Z czym mogłabym to porównać? No może z naszym stosunkiem do Niemiec czy Ukrainy. To przecież takze piękne kraje.Ale kojarzą sie nam z bardzo niechlubnymi kartami w ich historii. Z ogromnymi krzywdami ludzkimi. Z traumami. I choć mamy z tyłu głowy, że płyną tam wspaniałe rzeki, rozciagają sie cudne lasy i góry, to na pierwszym miejscu stale pojawiają sie te złe skojarzenia czy wspomnienia. Trudno to w sobie zmienić i odczarować, choc tyle lat minęło już od tamtej pory...
      Ale oczywiscie zgadzam sie z Tobą, że Miłosc buduje, że tylko ona moze być zbawieniem dla świata. Miłość, Wybaczenie, Zrozumienie i Nadzieja, że może być i że będzie lepiej.Zę duzo od nas zależy. Że Dobro i Piękno wygrają ze złem, smutkiem, gniewem i wszelkimi traumami.
      Ściskam Cię mocno i serdecznie!:-)***

      Usuń
  9. Bardzo mi się podoba to Wasze podsumowanie i pożegnanie z Australią. Ta takie symboliczne zamknięcie jakiegoś etapu życia. Zdjęcia jak zwykle oczarowujące. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż...Ja pewnie wolałabym nie żegnać sie w ten sposób z Australią. Nie musieć czuć takiego smutku i bezradnosci wobec tego, co sie tam teraz dzieje. Nadal móc wspominać ją z usmiechem i spokojem. Dobrze, że mam z pobytu w niej tyle zdjeć. Na nich czas zatrzymał sie przed jedenastoma laty. Przynajmniej na nich...
      Pozdrawiam Cię serdecznie.

      Usuń
  10. Świat zwariował, ludzie zgłupieli, pchamy się ku zagładzie, z trwogą myślę o przyszłości najmłodszego pokolenia. Wobec powyższego, każdy musi sobie stworzyć " wyspy szczęśliwe", żeby nie zwariować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Basiu. Świat zwariował i kreci sie coraz szybciej na tej szalonej karuzeli a nam, choc kręci sie juz od tej jazdy w głowach, choc robi sie nam niedobrze, to nie możemy wysiąść i po prostu zwyczajnie, jak kiedyś żyć.
      Wyspy szczęsliwe? Tak, musimy je sobie tworzyć, by sie jakos ratować, by nie oszaleć, by mieć nadzieję na lepsze jutro.

      Usuń
    2. Myślałam, że moje "wyspy szczęśliwe" odnalazłam na Pogórzu, ale tam też dopada człowieka proza życia.

      Usuń
    3. Marysiu i ja tak sądziłam o naszym zacisznym miejscu na Pogórzu. Ale i tu docierają macki tego, co sie na świecie i dokoła nas dzieje. I okazuje sie, że problemy i ludzie wszędzie są tacy sami...

      Usuń
  11. Ja już od jakiegoś czasu zastanawiam się nad Izraelem, Australią, Nową Zelandią. I jedyne co mi przyszło do głowy to to, że oni muszą przerobić narodowe traumy. Pomijając już nawet" nowy porządek", patrząc szerzej Ola. Wyspa więzienna. Tyle cierpienia, złości, nienawiści, bezsilności, umęczenia, upodlenia...To wszystko zapisane w genach, kodujące się i przenoszone na kolejne pokolenia. Nieprzerobiona trauma, przykryta dobrobytem, pocukrowana pieniążkami, ukryta, ale drążąca jak niezagojona rana. Jakby nie patrzeć, nie zgadzam się z tym, że to wszystko polityków wina. Oni są tylko wynikiem wyborów australijczyków. Tak jak nasi są naszym, ogólnym wyborem. Takie lustro naszych i ich narodowych problemów. I nie ma wyjścia, lekcja się odbywa. A zmienić to, co jest, możemy tylko my sami. I australijczycy muszą też sami. I każdy naród musi się ogarniać sam, z tym co sam sobie wyprodukował.
    Jeszcze w kwestii egoizmu. No niekoniecznie mi pasuje. Nawet jeśli ludzie mówią, że zaszczepili się niby dla swoich bliskich, dla mnie :D, albo w jakimś szczytnym celu ratowania planety, KŁAMIĄ. Ale kłamią w sposób nieświadomy, nie mają wglądu we własne emocje. Ostatnio przyszedł do mnie czytelnik/ratownik karetkowy. W ogóle nie rozmawiam z nim na tematy wirusowe. Ale nie wytrzymał, choć troszkę musiał zahaczyć; no ręka mnie boli po trzeciej dawce. Niby nic. Mocno przekonany do szczepień, zaszczepił się ze względu na teściową i wnuki. Co ja zobaczyłam? Strach. Lęk. Wyparcie. I znów, strach, lęk. Lęk o siebie, lęk o bliskich. Schowany lęk. Za tą buńczucznością, agresją, namolnym namawianiem i upominaniem nieSzczepanów, czai się lęk. A nieuświadomiony lęk, to fatalna sprawa. I to nie jest lęk tylko przed wirusem, to lęk z dzieciństwa, to lęk przed życiem, to lęk przed braniem życia w swoje ręce. Są ludzie, którzy wierzą w szczepionki, zaszczepili się i po prostu żyją dalej, akceptując, że inni mają inne zdanie. Tu widzę sprawczość.
    Ja nie ufam szczepionkom, czuję głębokie NIE w ich temacie, nie wiem, czy mam rację, ale ufam sobie. Zachoruję, to zachoruję, biorę odpowiedzialność. Choć nadal zostawiam otwarte drzwi w miejscu, gdzie wirus jest tylko medialny :)
    I bardzo pracuję nad tym, by innym zostawić miejsce na ich własną decyzję, choć może mnie ona złościć, denerwować i powodować mój lęk. No, łatwo nie jest :)
    Ale tak jak Marytka uważam, jest droga jasna i dobra, nadal mamy ten wybór.
    I masz swoją Australię, i te wszystkie piękne wspomnienia. One są twoje. One są niezależne od miejsca w jakim byłaś. One powstały w tobie, zachwyt nad wschodem słońca na Pogórzu i nad morzem w Australii, jest taki sam :) Wszystko JEST :)
    Oj długo, no ale się nie dało inaczej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz racje Aniu. Z tym tylko, ze to co piszesz o Australii dotyczy rowniez dokladnie USA ma bardzo podobna historie i tez przykryta dobrobytem i polukrowana pieniazkami. A jednak nie ma tu takich restrykcji i poki co nie bylo. Ja wiosna ubieglego roku 4 razy wyjechalam co prawda w obrebie tego samego stanu ale na odleglosc 500 km od miejsca zamieszkania w poszukiwaniu domu. Pod koniec maja juz wlasnie w okolicach nowego zamieszkania mielismy przyjemnosc byc w restauracji i jak ludzie siedziec przy stole:))))
      Odnosnie amerykanskiej historii wiem swoje i zawsze mowie, ze ten kraj powstal dzieki rozlewowi niewinnej krwi i tak tez zakonczy. Obawiam sie, ze moge miec racje.
      Jednak w obecnej sytuacji mysle, ze prawo posiadania broni w USA ma tu duze znaczenie mimo wszystko. Zreszta widac to dokladnie po postepowaniach obecnego rzadu. Nieboszczyk Biden dwoi sie i troi zeby jakos Amerykanom te bron odebrac. Jemu to sie akurat raczej nie uda, bo... trup to nic innego jak trup.
      Ale co przyszlosc przyniesie nie wiemy.
      Zgadzam sie w 100% co do kwestii strachu. Nie rozumiem tego bo mnie najwidoczniej ze strachem nie jest do twarzy, nie potrafie zyc w strachu i konsekwentnie odmawiam takiego zycia, bo to nie jest zycie to jest zaledwie nedzna egzystencja.
      Co gorsze jak widac dziala.
      Mimo wszystko jestem pelna nadziei, wierze ze to musi peknac, nie wiem kiedy ale peknie, bo musi.
      Faszyzm tez upadl, a to co sie dzieje jest chyba nawet gorsze od faszyzmu, moim zdaniem oczywiscie.

      Usuń
    2. Masz racje Star, wszystko mija, nawet najdłuższa żmija :)
      Na całej pandemicznej narracji wiele wątków się rozwinęło: społecznych, finansowych, politycznych. Ktoś sobie wymyślił reset planety i zrobił. Wojna jest zbyt kosztowna, zbyt nieprzewidywanla, może za mało humanitarna? Nie wiadomo jak humanitaryzm może pojmować taki Bill G. :DDDD
      Pewnie masz rację co do broni. Jakby to wszystko wyszło na ulicę, wow! Poza tym wiesz, z traumą, nawet tą wielką, narodową, można pracować na wiele sposobów. I jak widać pracujemy :) Wczoraj czytałam, że Nowa Zelandia zmiękła. Mój mąż mówi, żeby bacznie obserwować, bo oni będą realizować następny etap nowego ładu. Zobaczymy. JA dostałam od gminy zaproszenie na dobrowolne, bezpłatne szczepienia przeciw GRYPIE...
      Po raz drugi w mojej trzydziestoletniej karierze. Pierwszy raz to było jakoś w 2008 chyba, burmistrz zmusił pracowników wtedy. Zła byłam, ale wtedy nie odmówiłam, choć ja na grypę nie choruję. Po szczepionce całą zimę chorowałam, wszystko łapałam, cały czas chora. Teraz wiem, że nie ma nic za darmo :) Lekarz napewno zarobił i czort wie, czy to nie były jakieś badania kliniczne. Nie dam się ukłuć. Moim zdaniem następny etap, to szczepionka dwuskładnikowa: grypa+c19. Bo szczepionki od grypy już oswojone i ludzie nauczyli się ufać. Zobaczymy :)
      To jest faszyzm, tylko się przebrał, przemalował i połykał anabolików :)

      Usuń
    3. Aniu, być może jest w Twoim spostrzeżeniu o nieprzerobieniu narodowych traum dużo prawdy. To troche tak, jakby ktoś trzymał w mieszkaniu nieboszczyka i żeby zagłuszyc jego zapach wciaz rozpylał coraz mocniejsze perfumy. W końcu, niestety, trupi smród przebije wszelkie aromaty i zatruje powietrze.A prawie każdy naród ma przecież swoje trupy w szafie.
      Może rzeczywiście każdy naród, każdy kraj musi uporać sie ze swoimi sprawami i traumami sam. Ale może dokona sie jakieś zjednoczenie ponad granicami państw, bo problemy i wszędzie są dość podobne i ludzie tacy sami? Tak czy siak wydaje mi się, że nawarstwienie kłamstw i manipulacji zaczyna juz osiągać masę krytyczną. I coraz więcej osób spostrzega obecny, nierozwiązywalny paradoks, że naprawdę ciężka jest chwila dla Ministerstwa Zdrowia w Polsce tudzież w innych krajach. Otóż trzeba jakoś wytłumaczyć zaszczepionym, że szczepionka działa a zarazem trzeba wytłumaczyć, że nie działa i muszą się trzeci raz szczepić!
      Cóż.Prędzej czy później musi sie to przełamać w stronę zbawczej jasności albo albo ostatecznej ciemności.Ale pewnie najpierw musi być bardzo źle, pewnie o wiele gorzej niż jest, by powstała siła zdolna to przełamać.
      A co do moich wspomnień z Australii...Och, jak dawno temu to wszystko było! Dzisiaj już bardziej mi sie to jawi snem, niż jawą. I może dobrze. To był dobry sen. Niech jawa do niego nie przenika...

      Usuń
  12. Olu, juz ktorys raz googel skasowal mi komentarz 😘

    OdpowiedzUsuń
  13. Olu, tak sobie myślę i na ile Ciebie blogowo znam, to raczej na pewno - różowe okulary różowymi okularami, ale ma to u Ciebie jakiś sens i cel, a pod nimi kryje się trzeźwe i logiczne spojrzenie na świat. Nie mówię, oczywiście, że jesteś nieomylna, bo nikt nie jest przecież.
    Jestem ogromnie zbudowana i Twoim komentarzem odnośnie całej tej sytuacji plandemicznej, jak i komentarzami pod tym wpisem. Że nie jestem sama i część moich "starych" znajomych widzi ten cały cyrk tak, jak ja. Albo bardzo podobnie.
    I podobnie boli nas zakłamanie mediów, polityków i innych, którzy dobrze wiedzą, co jest grane.
    W ciągu tego półtora roku dużo osób się przebudziło i dobrze. Tylko, czy to wystarczy, żeby nie dać się zniewolić?
    Dziękuję za ten wpis :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lidko, a ja się bardzo cieszę, że napisałaś ten komentarz. Bo nie jesteś sama. Ani ja nie jestem z takim a nie innym mysleniem o plandemii. Jest nas dużo - myślących logicznie a nie zgodnei z oficjalną narracją. Ale przekonać sie o tym żeśmy nie same możemy dopiero wtedy, gdy ujawnimy swoje zapatrywania na tę sprawę. A zdaje mi się, że dzisiaj ludzie wolą bezpiecznie milczeć na wiadomy temat, niż się wychylać i narażać na coś w rodzaju ostracyzmu społecznego. Bo tak sie porobiło, że jako w życiu codziennym, tym namacalnym ludzie podzielili sie na dwa, niepotrafiące sie porozumieć obozy, tak samo jest i w blogowym światku. I jak sie długo na blogi nie wchodziło można sie przykro zdziwić zaistniałym zmianom i podziałom. No, ale jest jak jest. Moim zdaniem ważne jest aby nie dusić w sobie uczuc zwiazanych z plandemią, ale mówić o tym czy pisać.Pisać o tym, póki w ogóle sie da, bo jak wiadomo cenzura się rozpycha coraz bardziej i pewnie za jakis czas nawet tu, na blogach pewne tematy będą zakazane.
      Nie wiem, czy ta ilośc przebudzonych wystarczy aby przebudzic resztę świata i go wyzwolić. Najsmutniejsze jest to, że ta reszta wcale nie chce byc wyzwolona i przebudzona. Oni woleliby raczej by nas przebudzono, czy raczej nawrócono na jedyne właściwe myslenie, bośmy groźni foliarze i szury. Ech!
      A wspomnę Ci jeszcze Lidko, że nie komu innemu a Tobie zawdzieczam początek mego przejrzenia na oczy w kwestii plandemicznej. To od Ciebie bowiem dowiedziałam sie o pewnych programach w Internecie, gdzie ludzie mówili o tym wszystkim zupełnie inaczej, niz w oficjalnej, propagandowej narracji. I wiesz? Wdzięczna Ci jestem za to przebudzenie ogromnie!***
      P.S.
      Lidko, jesli chciałbyś pogadać nie blogowo, to masz mojego maila i chyba numer telefonu.

      Usuń
    2. Tak Olu, mam Twój numer telefonu :) Wieczorami jestem w domu, więc fajnie będzie usłyszeć się ponownie :)
      Oooo, co za niespodzianka, cieszę się bardzo, że dzięki moim wpisom na blogu - te półtora roku temu, komuś otworzyły się oczy i tym kimś byłaś Ty :) Może jeszcze inne osoby też się zastanowiły, co i jak. Tylko już o tym nie wiem.
      Tak, każdy z nas się okopał na swoich stanowiskach, jeśli chodzi o plandemiczne zapatrywania, ale inaczej już nie można. Nie chodzi o to, żeby obrażać kogoś, kto myśli inaczej, oczywiście.
      Za bardzo się nie kryję z moimi poglądami, u mnie w pracy wszyscy wiedzą, co na wiadomy temat myślę, ale ja już z nikim nie dyskutuję i nie przekonuję. Już nie. Większość - co ja piszę, prawie wszyscy przyjęli "keczup" z powodów różnych i nic się nie poradzi. A uczniowie różnie. Jak chcą rozmawiać, to z nimi rozmawiam, sama tego tematu nie ruszam. Chodzę bez kagańca. Zobaczymy, co będzie dalej. Mam sporo pracy -nowy przedmiot mi doszedł i szkoda mi czasu na jałowe dyskusje, które nic już nie wniosą.

      Usuń
    3. No to sobie Lidko któregoś wieczoru pogadamy (wcześniej sie umówiwszy mailowo albo sms-owo)!:-)
      Fajnie, że Twój stosunek do wiadomych spraw nie zmienił sie do wiadomych spraw przez te półtora roku, bo tyle czasu milczałaś blogowo, że wszystko mogło się zdarzyc.
      Uśmiecham sie czytając o zakeczupowanych ludziach (choc oczywiście temat ten wcale nie jest do śmiechu). Ale usmiecham sie, bo to idiotyczne słówko świadczy o pewnej wspólnocie poglądów nawet i jest w pełni rozumiane przez mniej wiecej połowe społeczeństwa. Ta sama też połowa kojarzy skąd się wzięła ta nowomowa o keczupach, zupach pomidorowych itp. Ot, takie to chore czasy, ale cóz poradzić.
      Pozdrawiam Cię serdecznie, lecz antypomidorowo, jak na niezakeczupowaną istotę przystało!:-))

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost