Jak trudno w tych czasach na dłużej zachować w sobie spokój. Bo już nie mówię o uczuciu szczęścia, które płochliwe jest niby dziki ptak i ledwie dostrzeżone zaraz odlatuje nie wiadomo gdzie. Ale ten spokój…Człowiekowi wydaje się, że już dotarł do jego istoty. Już to i owo zrozumiał. Już to i tamto wie na pewno. I nic go już nie zdziwi, nie zaskoczy, nie zaboli, nie przerazi. I taki się sam sobie wydaje bezpieczny w tym odczuciu. Taki niedotykalny przez smutki i troski tego świata. Jakby na jakiej wyspie mieszkał, na dodatek we mgle ukrytej. Ale wtem znowu coś usłyszy, przeczyta, dowie się i momentalnie pryska to złudne wrażenie. I znów nagi jest i bezbronny, pełen bezradności wydany na łaskę i niełaskę sztormów albo nagłych uderzeń błyskawic.
Pamiętam, że pierwszy raz takie uczucie, że nic więcej mnie już zaboleć nie może, że zobojętniałam ostatecznie na wszystko była śmierć mojej mamy. Poczułam się wtedy jakby ktoś przywalił mi obuchem w głowę i ogłuchłam na jakiś czas. Przestałam czuć cokolwiek. Był to dziwny, ale w sumie błogi stan. Jakby się leżało pod wodą i spoza jej kojącej, gładkiej toni beznamiętnie obserwowało z daleka to, co na zewnątrz. Chciałam wówczas by to trwało jak najdłużej. Bym nigdy z tej wody wychodzić nie musiała, bym nie musiała czuć. Ale w końcu wyszłam…Świat się o mnie upomniał. Zbeształ, że przecież nie jestem wyjątkowa w tym, co mnie spotkało a skoro inni sobie jakoś radzą w takich i o wiele gorszych sytuacjach, to i ja poradzić sobie muszę. Wszak sprawy obok jak gdyby nigdy nic toczyły się swoim torem i trzeba było zająć się nimi, stawić czoła kolejnym wyzwaniom, a przez to choć odrobinę odsunąć od siebie natrętne rozpamiętywanie i nieustanne rozdrapywanie ran albo wręcz przeciwnie - dziwaczne odrętwienie zrozpaczonego serca.
Teraz też popadam czasem w stan odrętwienia. Bo tyle jest sprzecznych wiadomości płynących zewsząd, że gdyby człowiek we wszystko to wierzył i wszystkim się przejmował, chyba by oszalał albo poszukał sobie jakowegoś sznura. I póki bezpośrednio coś go nie dotyczy stara się wycofać w daleki kąt, zachować do tych spraw jakiś dystans. Nie domyślać się, co realne jest a co medialnie wyolbrzymione. Odpocząć od tego szumu codziennych wieści jak długo się tylko da. A nawet udawać, że go to wszystko nie dotyczy. Lecz potem znowu z nagła coś go ostrym szponem zahaczy. Czyjś najprawdziwszy ból, czyjaś śmierć, lęk, smutek, samotność, zgryzota, ryzykowna decyzja, ostre słowo albo przedłużające się milczenie. I znowu się wali ten lodowy zamek urojonego znieczulenia. Powraca bezradność, współczucie, żal, gniew, rozpacz, zagubienie…I znowu biada się, w jak okropnych czasach przyszło nam żyć i kiedy wreszcie się ten koszmar skończy…?
Ale czy rzeczywiście te czasy są takie okropne, takie wyjątkowe? Czy nam, współczesnym kobietom, zdaje się, że jesteśmy jakieś inne niż te, co żyły przed nami? Żeśmy niby kruchsze, delikatniejsze, mniej wytrzymałe i nie przygotowane psychicznie na wyzwania teraźniejszości? I że gdyby los obszedł się z nami tak jak z nimi się obchodził, to nie dałybyśmy sobie rady? A pewnie one tak samo myślały o sobie. I nie przypuszczały jak wiele potrafią znieść a po wszystkim jak gdyby nigdy nic na nowo budować swoje życie.
Czemu ja o tym? Otóż czytam teraz wspomnienia kobiet, które przeżyły piekło wołyńskich, bestialskich mordów popełnianych przez ukraińskich sąsiadów ( „Dziewczyny z Wołynia. Prawdziwe historie” autorstwa Anny Herbich, wyd. Znak Horyzont, 2018 r). Nie da się naraz wiele przeczytać, bo ciężka to i mroczna lektura. Co opowieść, to coraz straszniejsze opisy sytuacji, które były udziałem całych rodzin a zwłaszcza dzieci. Bo przecież dziećmi były wówczas opowiadające to wszystko teraz staruszki. Za nimi okrutne morderstwa bliskich najczęściej połączone z torturami. Samotne ucieczki w ciemną noc. Ukrywanie się w piwnicach, szuwarach, kupach gnoju, pod zwałami trupów. A po tym wszystkim sieroctwo, samotność, skrajna bieda, napady lęków i paniki...
Dlaczego więc czytam tego typu książkę? Dlaczego przed nią zagłębiałam się w kilka biografii osób, które przeszły uwięzienie w obozach koncentracyjnych albo zsyłki do syberyjskich gułagów? Czy to jakiś dziwny rodzaj masochizmu albo wielce podejrzanego upodobania do potworności?
Cóż, tego typu książki czytuję od dawna. Pomagały mi w różnych chwilach. Dawały coś, czego dać nie mogły pogodne romanse czy przygodowe opowieści. Właściwie dopiero teraz pojęłam, co jest tego główną przyczyną. Otóż płyną dla mnie z takich opowieści trzy, pokrzepiające wiadomości. Pierwsza, to ta, że zawsze może być gorzej. Druga, iż każde piekło w końcu ma kres. A wreszcie trzecia, że człowiek choćby doświadczył najpotworniejszych rzeczy, to o ile, rzecz jasna, przeżyje - żyje dalej (i to najczęściej bardzo długo) a do tego mimo wszystko potrafi osiągnąć spokój ducha a nawet budować nowe, zupełnie zwyczajne szczęście. Bo ono zawsze gdzieś tam jest niby odległe światełko. I choć po drodze trzeba się namęczyć, poranić i po wielekroć upaść, to dążenie ku niemu a potem jego osiągnięcie chociażby na małą chwilkę jest jedynym sensem życiowej wspinaczki…
***
Po kilku dniach sporego ocieplenia oraz zupełnego stopnienia śniegu zima znowu u nas szaleje. A śnieżyca to taka, jakiej dawno nie widziałam. Aż dech zatyka. Aż oczy trzeba przymykać, gdy prosto w twarz zawieje. Aż trzeba się kulić żeby człowieka nie przewróciło. Jest w tej śnieżnej zawierusze groza, ale i dziwne piękno. A do tego, gdy tak stanąć naprzeciw szaleństwa żywiołów, to naprawdę mocno się czuje, że się żyje. I choć jest się tylko niczym nic nieznaczący listek, to pomimo wszystko, nie wiadomo skąd ma się w sobie wystarczająco dużo sił i uporu by tę śnieżycę, by każdą zawieruchę losu przetrwać. Zatem trzeba się na to zdać, naturze zawierzyć, a potężna śnieżyca tak listkiem zamiecie, tak w niego dmuchnie, że pofrunie hen, hen w zupełnie nowe miejsca i stany ducha…
I jeszcze jedno. Owe gwałtowne podmuchy śniegowej wichrzycy sprawiają, że co chwilę brakuje u nas prądu. Znika ni stąd ni zowąd, ale na szczęście niedługo potem pojawia się znowu. I od razu człowiek oddycha z ulgą. Wystarczą bowiem te krótkie chwile odcięcia od energii elektrycznej by pojąć na jak cienkiej nitce oparty jest obecnie codzienny byt, w ogóle cała cywilizacja ludzka. Jak bardzo my wszyscy uzależnieni jesteśmy od tej tajemniczej siły płynącej do nas kablami elektrycznymi. I jak diametralnie zmieniłoby się nasze życie, gdybyśmy musieli się bez niej obyć…
P.S.
Wybaczcie, jeśli od czasu do czasu nasz blog staje się niedostępny. Jesteśmy zmuszeni go zamykać z uwagi na pewne problemy techniczne. Mamy nadzieję, że wkrótce owe problemy miną…
Takie to czasy, że o spokój trudno, ale gdy ma się obok ukochaną osobę , a najbliższym dzieje się dobrze, to można wytrzymać wszystko.
OdpowiedzUsuńWielokrotnie zastanawiałam się, jak moje babcie wytrzymały trudy życia, a było tego, że ho, ho!
Nigdy nie wiemy, ile będzie nam dane i co na końcu tej drogi...nawet na śmierć bliskich różnie reagujemy, ale swoją żałobę trzeba przeżyć po swojemu.
Spokoju duszy więc Ci życzę, na każdym etapie życia:-)
Takie to czasy niespokojne, tak. Trudno zachować wieczny optymizm. A poza tym jesteśmy różni.Jedni lepiej znoszą to co sie wyprawia na świecie, inni gorzej. I rózne mamy sposoby na przetrwanie. Ale każdy już pragnie odmiany, bo za długo to wszystko trwa.
UsuńPozdrawiam Cię ciepło, Asiu!:-)
Też mam takie wrażenie, że jakby nie było- to zawsze może być gorzej, a nie jest -więc damy radę. Kto jak nie my :) Trzymajcie się tam cieplutko Oluś. Do nas śnieżyca na razie nie dotarła i chyba ten rzut nie jest na nasz region przewidziany, ale kto to wie... Buziaki
OdpowiedzUsuńAno tak -zawsze może być gorzej. Tyle, że człowiekowi chciałoby sie by w końcu było lepiej. Przynajmniej pod pewnymi względami.Ach, byle do wiosny!:-)
UsuńŚniegi u nas wielkie, dawno takich nie było a ponoć to nie koniec pogodowych niespodzianek. Ale nic to. Póki mamy drewno na opał zima nam nie straszna!
Buziaki, Gabrysiu!:-)
Takie lektury są obecnie dla mnie za trudne. Mam wrażenie, że obecne pokolenia są słabsze psychicznie. Nasi dziadkowie i pradziadkowie byli o wiele silniejsi i odważniejsi. To prawda, że zawsze może być gorzej niż jest, warto więc doceniać każdą chwilę. U mnie pierwszy śnieg stopniał i na razie bez opadów. Pozdrawiam i życzę dużo dobra dla Was.
OdpowiedzUsuńMyślę, że człowiek wybiera sobie takie lektury, które zajmują go mocno, odwacają od czegoś uwagę albo przeciwnie, na coś ją zwracają.Każdy jest inny a wiec każdy robi to po swojemu.
UsuńSama nie wiem, czy nasi przodkowie byli silniejsi od nas. Myślę, mam nadzieję, że w decydującym momencie i my potrafilibyśmy wykazać sie siłą i wytrwałością, o jakie byśmy siebie nie podejrzewali.
U nas śniegu mnóstwo! Ale nie narzekamy, chociaż odśnieżania cała masa.
Pozdrawiamy Cię serdecznie, Lenko!:-)
Szczescie zyje w prostocie - tak sobie ostatnio wydumalam i to mnie ogromnie cieszy.
OdpowiedzUsuńMysle, ze Ty o tym wiesz doskonale juz od lat, a dokladnie od czasu kiedy p na Pogorzu. Ja dopiero sie uczea ale pomimo utrudnien idzie mi to calkiem dobrze. Cieszy mnie kazda chwila spedzona w sposob naturalny tak jak powinno byc a nie tak jak nam nakazuja. Przeprowadzilismy sie tu w bardzo trudnym czasie, bo ludzie jednak duzo ludzi sie boi... ale jest tez duzo takich, ktorzy sie nie boja.
Moja wies ma grupe na FB, ktora zrzesza mieszkancow nie tylko naszej wsi ale i okolicy. Ludzie pisza o wszystkim... zaginiony kot, czy pies... lokalna zbiorka zabawek dla biednych dzieci... reklamy okolicznych malych biznesow, ktore ledwie dysza... aukcje organizowane przez strazakow itp.
I wlasnie te biznesy spowodowaly, ze wpadlam na pomysl...
Ot po prostu napisalam post, w ktorym przedstawilam siebie i Wspanialego, napisalam, ze jestesmy nowi w srodowisku, ale bardzo otwarci na pomoc i wspolprace z okolicznymi organizacjami... Poprosilam o podawanie informacji, kto potrzebuje pomocy oraz informacje chetnych do organizowania pomocy. Uswiadomilam ludziom, ze aby przezyc jestesmy sobie nawzajem potrzebni.
Na poczatek bylo dziwnie, ale z czasem jak ktos napisal z prosba o pomoc dla wlascicieli miejscowej restauracji, ktorej grozi bankructwo zaczelo sie krecic. Ja napisalam, ze wlasnie zrobilismy rezerwacje dla 4 osob na obiad, pod moim komentarzem ktos inny napisal, ze boi sie siedzenia w restauracji ale chetnie zamowi jedzenie do odbioru przy drzwiach. I ruszylo!! Tamtej soboty (to bylo na tydzien przed Bozym Narodzeniem) jak bylismy w tej restauracji to mieli pelna sale.
Teraz organizujemy co tydzien spotkania w koleinych restauracjach, tak zeby nikt nie zostal pominiety. Wlasciciele oferuja na konkretny tydzien albo kilka procent obnizki cen, albo czesciej cos "za darmo" jako dodatek do obiadu i tym sposobem jakos to powoli zaczelo dzialac. A my poznajemy nowych ludzi, tych co sie nie boja zapraszam do domu na lampke wina, ciasto lub nalewke domowej roboty (do wyboru) i nagle nawiazywanie znajomosci okazalo sie duzo latwiejsze niz przewidywalam.
Nie mam ochoty na zycie wirtutalne, mam ochote na zycie realne i jak dlugo moge to nad takim sie skupiam.
I tak wlasnie odkrylam, ze szczescie mieszka w prostocie... i tak naprawde wszyscy potrzebujemy tego samego tylko znakomita czesc z nas nie potrafi wyrazic tego slowami....
Buziaki dla Was od Nas :****
znow cos kliknelam niechcacy... a mialo byc:
UsuńMysle, ze Ty o tym wiesz doskonale od lat, a dokladnie od czasu kiedy zamieszkaliscie na Pogorzu.
Masz rację Star - szczęście to prostota, minimalizm, umiejetnośc zycia bez wszelkich zbędnosci, naleciałosci, udziwnień, wynalazków i gratów.A takze umiejetnosć bycia sobą w każdych okolicznościach. Nie uleganie propagandzie, plotkom, jawnym czy niejawnym naciskom. Zachowanie wolności wewnętrznej.
UsuńJestes niesamowita w tym co robisz tam u siebie na wsi. Jestem pełna podziwu! Jak to dobrze, ze tam zamieszkałaś. Wypełniasz wspaniała misje zblizania ludzi ku sobie, pomocy w otworzeniu sie na świat i na innych. W dzisiejszych czasach to bezcenne!A przecież pomysł, na który wpadłaś jest taki prosty, ale właśnie w prostocie swej genialny!
Pozdrawiam Cie gorąco i buziaki od nas obojga zasyłam!:-)***
Spokój można mieć w sobie i go zachować. To samo uczucie szczęścia. To jest naprawdę możliwe. Mawiam, że smutki i nerwy przychodzą same i można je wyrzucić. Dużo jednak zależy od naszej woli i nastawienia.
OdpowiedzUsuńOczywiście zdarzają się takie tragedie, że nie da się tak szybko pozbierać, ale da się pozbierać. Prędzej czy później.
O obozach nic nie czytuję. Za to nie wiem czemu, od dawna lubuję się w powieściach o tematyce więziennej.
Zdjęcia bardzo mi się podobają.
Tak, na pewno dużo zalezy od naszej woli, nastawienia, ale i charakteru, doświadczeń, które ma się za sobą. "Czas nas uczy pogody" - podobno!:-)
UsuńCzas przynosi zrozumienie i pociechę - prędzej czy później.
Powieści o tematyce więziennej? Ciekawe! Próbuje sobie teraz przypomnieć jakis tytuł, ale nic mi do głowy nie przychodzi.Za to widziałam niedawno film o Tomku Komendzie - "Dwadzieścia lat niewinności". Wstrząsający! Podobno można tez teraz gdzieś obejrzeć serial o tym samym tytule.
Cieszę się, że zimowe zdjecia (w konwencji czarno-białej Ci sie podobają!:-)Dzięki!:-)
Kiedy odkryłam, że moje uczucia są moje i, że mogę mieć na nie wpływ, to mną wstrząsnęło. Okazało się, że przez większość życia tylko reagowałam, na to co wokół. Mogłam obwiniać świat i ludzi, że przez nich cierpię. Dość wygodne :)
OdpowiedzUsuńA wzięcie odpowiedzialności za siebie i to, co przeżywam, było w jakiś dziwny sposób straszne. Więc pamiętam i nadal miewam te fugi, kiedy jakby mam ogarnięte. Albo kiedy stoję obok chaosu i patrzę. Uczucie odrętwienia, kiedy jest za dużo i kiedy nie chcę czuć. Blokuję uczucia. Ale nie tędy droga...Tylko czasem niezgoda na to co się dzieje, jest zbyt duża, zamarzam więc, tyle, że teraz już rzadziej. I umiem nazwać emocje, wiem, co akurat przeżywam, kiedyś nie wiedziałam.
Niedawno w rozmowie z jasnowidzką usłyszałam: ty umiesz przetrwać, ale naucz się żyć...
Ola, kiedy czytasz książkę o cierpieniach innych osób, to każde uczucie jakie masz, jest twoje. Ty je generujesz. Ty je czujesz. Nie te kobiety z książki, to tylko litery i jakaś opowieść. Nie wiesz, co one czuły. Za to czujesz coś, co jest ci znane. Z twego życia teraz. Czasem próbuję to wytłumaczyć czytelniczkom czytającym o tych arabskich kobietach. Dlaczegoś rezonujesz z taką historią. Malujesz ją swymi uczuciami. Rozejrzyj się w swoim życiu. Nikt mnie nie rozumie raczej. A może nie chce...Tak jak ja kiedyś :D
Przepieknie to napisalas Aniu. Tak wlasnie jest, ze czesto zamiast skupic sie nad tym co mozemy to panikujemy nad tym na co nie mamy wplywu. A przeciez mamy na pewno wplyw na nasze reakcje i to nimi nalezy sie zajac. Ja mowie do siebie jak mam takie stany, ze mnie wszystko wku**ia to siadam i przemawiam do wlasnego rozsadku. Nie zeby go byl nadmiar czy w ogole duzo, ale mowie do tego co jest, nawet jesli to tylko resztki, bo z nich da sie odbudowac wiecej. Stad wlasnie powstaly pomysly, o ktorych pisalam wyzej.
UsuńJest mi niezmiernie milo i cieplo na sercu widzac, ze nie jestem sama.
Aniu,każdy po swojemu różne rzeczy przeżywa i uczy się siebie przez całe życie. W teorii można wiedziec bardzo dużo, cóz z tego jeśli nie zawsze potrafi jednak te wiedzę wykorzystac w codziennym zyciu. Tym niemniej psychologia, psychoanaliza to bardzo ciekawe dziedziny wiedzy. Cóz moze być ciekawszego, niz dusza ludzka?Napisałam kiedyś taki wiersz(jest tu gdzieś na blogu): "Co dzień sie bardziej uczę siebie, schowki spostrzegam nowe, znajduję bramy, zamki, klucze, i schodki tak strasznie pionowe..."
UsuńDziekuję Ci za komentarz Aniu. I pozdrawiam Cie serdecznie!:-)*
Stardust, ja też gadam do siebie ;)Od dziecka to robię. Kiedy przestałam, będąc już dorosła, bo głupio było, zaczęły się kłopoty. Od kilku lat znów ze sobą rozmawiam, a jak nie dam rady mówić, to piszę. Nas jest więcej, Ola do nas też należy ;)
UsuńOla, każdy sam powoli idzie własną ścieżką. Historie innych ludzi potrafią być inspirujące, baź ukazują nam nasze własne uczucia. Można z nich czerpać, tak jak napisałaś :) To też narzędzia do wykorzystania. Myślę, że każdy dojdzie tam gdzie powinien. Każdy ;)
Oj, należę, należę do takich gadaczy jak Wy!Przeważnie gadam ze sobą w myślach, ale bywa, że wypsnie się coś na głos tudzież na bloga!:-)
UsuńTak, każdy idzie własną ścieżką. Czasem sie te ścieżki krzyżują, czasem biegną równolegle.To, że ktos idzie obok po tych samych kamieniach, albo że szedł już tą samą ściezką, czyli udowodnił, że jest ona do przejścia - pomaga!:-)
Lubię czytać biografie i autobiografie, siłą rzeczy najczęściej o kobietach. Ciekawych, bojowych, silnych, odważnych ale i słabych, zwyczajnych, potulnych, targanych przez los. I w każdej znajduję to o czym piszesz: jeszcze nigdy tak nie było żeby jakoś nie było, a czasem i szczęśliwiej, ze czas goi rany choć blizny pozostają, że mamy w sobie siłę ziarna, które latami potrafi czekać a gdy przyjdą sprzyjające warunki - wykiełkuje, dorośnie, zakwitnie i zaowocuje.
OdpowiedzUsuńPieknie to napisałaś, Krystynko, że "mamy w sobie siłę ziarna, które latami potrafi czekać na kiełkowanie, ale gdy przyjdą sprzyjajace warunki wykiełkuje, dorośnie, zakwitnie i zaowocuje". Nic dodać, nic ująć!
UsuńDziekuję i pozdrawiam Cie serdecznie!:-)*
Kiedy trwamy w jako takiej równowadze i jedynie narzekamy na monotonność dni, nie dociera do nas, że jednak świat zmienia się, że Jesteśmy tutaj na pewien czas. Przychodzą czasy, które muszą chyba wstrząsnąć nami. Ja jednak pewnie trochę naiwnie myślę, że byłoby inaczej gdyby człowiek nie stał się takim pazernym. Nie wiem kiedy to nastąpiło, co było bodźcem siłą napędową, że nasza dociekliwość żądza władzy bywa przysłania nam inne wartości. Z drugiej strony musimy czymś wyróżniać się. Wszak był okres tzw. "urownirowki", nic dobrego z tego nie wyszło. Tak sobie myślę, że brak nam zrozumienia, niejednokrotnie współczucia. Fajnie, że nauka rozwija się, tylko pytam, czy za wszelką cenę. Czy my musimy wszystko poznać "ulepszyć"? Nie mamy czasu na zwykłe zatrzymanie się spojrzenie na drugą osobę uśmiechnięcie się do niej.
OdpowiedzUsuńNie wszystko potrafię wyjaśnić słowami co mnie niepokoi, co zastanawia.
Nic to mam tylko nadzieję, że jeszcze jakiś spokój nadejdzie, zatrzyma się ta niesamowita karuzela.
Nawet zawieruchy śnieżne miotają naszymi emocjami. Jednych bardziej, drugich wcale.
Pozdrawiam Was ciepło, w zdrowiu bądźcie.
Moze tak to właśnie jest, że po momentach zastoju, stagnacji, monotonnej a więc niby nudnej codzienności przyjsc musi jakaś odmiana, cos co porusza w posadach nasze życie, nasze dusze i cały swiat dookoła. A my upieramy się, że chcielibyśmy by było tak, jak dawniej. A to przecież niemozliwe. Rzeka stale płynie naprzód, choć czasami zamarza, ale potem znowu nurt ożywa...
UsuńA śniegu nadal u nas duzo i podobno zblizają sie następne opady. Ale taka powinna być przeciez zima. Niech trwa!
Pozdrawiam Cie ciepło, Oleńko!:-)
Całe swoje życie byłam w pogoni za spokojem i szczęściem. Kiedy docierałam do tego spokoju w różnych momentach mojego życia - dochodziłam do wniosku, że nie oto mi chodziło- nie o taki spokój, nie o taką ciszę, nie o takie szczęście. Wyprowadzka na wieś to też ucieczka za spokojem i kolejne rozczarowanie. Aż w końcu, dotarło do mnie, że ten spokój jest we mnie. Miałam otwartą ranę, którą nie zaleczyłam, nawet nie zawinęłam bandażem. I za każdym razem kiedy jakiś człowiek ją dotykał, byłam zdziwiona, że ona boli. Dawkuję sobie sama informacje. Może to egoistyczne ale przestałam zbawiać świat, zamartwiać się światem. Pomóc mogę sobie sama oglądając takie filmy i takie książki, które nie powodują, że wpadam w jakieś doły. Skarbie dlaczego chcesz zostać męczennicą która chce dźwigać zło całego świata. Moja koleżanka powiedziała mi kiedyś - Ludzie tacy są i kropka. Są źli i dobrzy. Są złe i dobre wiadomości - od ciebie zależy które bierzesz do swojego serca. Pomyśl o tym.
OdpowiedzUsuńTakze dla mnie jest oczywiste, że gdziekolwiek bysmy nie poszli, jak daleko nie pojechali (choćby i na koniec świata!) zawsze zabieramy siebie se sobą. Nie da sie siebie zostawic w starym miejscu. Na nowym znowu sobą meblujemy życie. I nie dziwota, że znowu pojawiają sie te same elementy umeblowania, choc niby wszystko miało być po nowemu.
UsuńNie chcę być męczennicą, nikt chyba nie chce (przynajmniej świadomie!). Po prostu piszę, co czuję, gdy czuję za mocno (to jak z parą, która predzej czy później wydobywa sie dziobkiem czajnika, musi tak sie dziac bo inaczej czajnik by eksplodował!). I zdaje mi się, że parę osób poza mną czuje podobnie.A wiec poniekąd piszę o trudnych sprawach i niełatwych uczuciach nie tylko dla siebie, ale i dla tych innych. Sama się już po wielekroc o tym przekonałam, że gdy ktos napisze o swoich uczuciach, przegladam sie w nich jak w zwierciadle, cos mi to uświadamia, coś wydobywa na swiatło dzienne. A najgorzej chyba jak się swojego smoka zawsze trzyma na łańcuchu w ciemnicy. On wtedy rosnie, staje sie groźniejszy. Natomiast światło słonca odbiera mu częśc tej grozy i siły.
Olga przepraszam Ciebie, za swój komentarz. Nie powinnam zajmować stanowiska. Każdy żyje jak chce< jak potrafi
UsuńPrzepraszam
Daj spokój, Graszko. Wszystko jest w porządku!:-)
UsuńA może my lubimy się trochę martwić? mąż mi zawsze powtarza, że świata nie zbawię, zamartwianie się nic mi nie da, bezsenne noce też ... ale co poradzę, jak nic nie poradzę, taka jestem:-) a śnieg sypie dalej, świat coraz ładniejszy, a już zdawało się że wiosna u wrót:-) pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMoże rzeczywiscie cos w tym jest, że lubimy sie martwić. Ale nie dlatego, że martwienie sprawia nam przyjemność, ale dlatego, że dlatego, że czujemy sie bezpieczniej, gdy to robimy, gdy wyrażamy na głos swoje myśli, obawy, albo gdy wałkujac jakis temat w głowie w ten sposób troche go oswajamy.Moze też w ten sposób (niechcący, nieświadomie) powielamy zachowania naszych mam, które też stale sie o coś martwiły?
UsuńOj, śniegu masa znowu! Pięknie na dworze, tylko błękitnego nieba brak.
Pozdrawiam Cię serdecznie, Marysiu!:-)
Hey dear! Loved your post and allready followed your blog, i want invite you to visit and follow my blog back <3
OdpowiedzUsuńwww.pimentamaisdoce.blogspot.com
Hi! Thank you for You visit and invitation.Greetings!:-)
UsuńAch, co za cudne zdjecia... po prostu bajkowe :))
OdpowiedzUsuńOlu, Tobie i tym , ktorzy znaja angielski polecam taki krotki filmik na Youtubie :
“ 5 Life Lessons people often learn too late”.
Tylko 5 – a jakie madre i wazne.
Tutaj jest link, trzeba go skopiowac i wkleic w youtuba , albo wpisac tytul.
https://www.youtube.com/watch?v=KOXnT9virIA
Dla tych co nie znaja angielskiego w skrocie:
1. Wszystko w zyciu jest TYMCZASOWE, NIC nie trwa na zawsze , NIC. Dlatego nie warto ciagle wracac do przeszlosci , ani martwic sie przyszloscia, bo to nie jest zycie. Nasze zycie jest TERAZ– o tym zapominamy nie zyjac pelnia zycia , a marnujac czas na zadreczanie sie przeszloscia, badz martwienie rzeczami, ktore w ogole moga nie nastapic, podczas gdy TERAZ przemija ...
2. Dzisiejsze poswiecenia – zaowocuja jutro. Wbrew pozorom nie stoi w sprzecznosci z 1. To, ze mamy zyc pelnia zycia dzisiaj, nie znaczy, ze nie mamy czynic wysilkow i trudow, aby jutro bylo lepsze, owocniejsze. Dzisiaj , jest tym, co nazywalismy Jutrem Wczoraj. Buduj cos co przyniesie korzysci jutro, albo przynosi ci ogromna radosc juz dzisiaj. Korzystaj z okazji i zyj aktywnie – jak bedziesz stary nie bedziesz wspomnial samotnych wieczorow przed TV , ale to co robiles z przyjaciolmi i bliskimi.
3. Zycie nie jest fair! Zaakceptuj to ! Nie ma sensu ciagle litowanie sie nad soba , bo myslisz, ze cos ci sie nalezy, albo inni dostali cos zamiast ciebie. Pracuj i probuj, jak polegniesz to znowu probuj , a w koncu ci sie uda osiagnac to, czego chcesz.
4. Nie rob z igly widly. Nie wyolbrzymiaj. Nie narzekaj . Nie zyj gniewem. Wielkosc czlowieka mierzy sie tym, jak sie zachowuje , gdy jest bardzo zly. Zamiast tragizowac, zuzytkuj te energie na cos innego. Zycie na ogol samo sie naprawia. Mysl, zanim cos powiesz.
5. Spojrz w oczy swoim strachom, badz soba, idz za swymi marzeniami. Sa ludzie, ktorzy nigdy nie maja w zyciu porazek, nigdy. Ci sa zwani sredniakami, nigdy nie podejmuja ryzyka, aby oblac. Jesli chcesz zrobic cos waznego, badz gotowy poniesc porazke. Nie raz, nie dwa, ale sto razy. Ucz sie i docen krytyke, ktora otrzymujesz, nawet jesli jest niekonstruktywna. Ucz sie i wyciagaj wnioski dla siebie. Spojrz w oczy swoim strachom , zanim cie zjedza i pochlona. Strach jest uczuciem ostrzegawczym, ale tez powstrzymuje nas od rozwoju na naszej drodze. Zatrzymuje w miejscu. Staw mu czolo. Jak raz przestaniesz sie czegos bac, bedziesz w stanie isc naprzod.
Droga Kitty! Bardzo dziękuję za te linki. To są prawdy życiowe, które niby dobrze się zna a tak często o nich zapomina albo nie potrafi się ich wdrożyć w życie. Tym niemniej trzeba próbować, bo przecież nikt tego za człowieka nie zrobi.Człowiek sam moze wiele zmienić, choć często w to nie wierzy.
UsuńPozdrawiam Cię bardzo serdecznie i raz jeszcze dziękuję!:-)***
💝
UsuńPrzepraszam za skrotowe tlumaczenie - ale pisze w pospiechu.
OdpowiedzUsuńKitty! - zrobiłaś dużą i ważną robotę, tłumacząc angielski tekst. Myślę, że nie tylko ja, ale wielu czytelników tego bloga skorzystało z Twego wspaniałego tłumaczenia! Dziękuję, kochana dziewczyno!:-)***
UsuńJak zwykle Olgo u Ciebie - przecudne zdjęcia i wzruszający tekst.
OdpowiedzUsuńMyślę sobie, że spokój i szczęście to stany bardzo ulotne. Więc jak się już je złapało to powinno się je mocno trzymać.... Inna sprawa, że nie zawsze się to udaje...
Najpiękniej Cię pozdrawiam:-)
Ponieważ spokój i szczęście to stany ulotne, wiec nie sposób ich pochwycić, tak samo jak nie da sie złapać powietrza, chmury czy tęczy. To przypływa i odpływa i cieszyć sie należy, doceniać ,gdy to jest.
UsuńJeśli mój tekst szepnął coś znaczącego w stronę Twego serca, jest to dla mnie ważne. Bo właśnie po to piszę, właśnie po to własne serce odsłaniam, by trafiać do innych serc.
Dziękuję i pozdrawiam Cię ciepło, Stokrotko!:-)*
Olu, te nocne zdjęcia są tak artystyczne, że skrzący się snieg i błękitne niebo wydają się banalne w swojej piekności:)
OdpowiedzUsuńNa pewno dobrze znasz ten cytat z "Nocy i dni""-człowiekowi często się zdaje,że już się skończył,że się w nim nic więcej nie pomieści.Ale pomieszczą się w nim jeszcze zawsze nowe cierpienia,nowe radości, nowe grzechy."
Ja czasami myślę, że osiągnęłam ten wymarzony spokój i dystans do wszystkiego, jakbym czytała książkę którą mogę odłożyć w dowolnym momencie. Chłodno ocenić, nie angażować się, wybrać sobie z niej tylko najlepsze. A wtedy podstępnie przychodzi coś, co mnie chwyci za gardło i sprawi, że jestem bezbronna jak kociak z wrażliwością i rozpaczą na wierzchu.
Ale coraz dłuższe są okresy spokoju, a okresy nadwrażliwego cierpienia szybko się wypalają, wszystko jest potrzebne, nie zamienię się przecież w bryłę. Wszytsko gdzies jest.
Dobrze robią radykalne zmiany, ciągle jeszcze mam w sobie radość i poczucie niewyobrażalnego szczęścia po ostatnim wyjezdzie w miejsce dosłownie kipiące zyciem, tańcem i muzyką. Wmieszać się w tłum radosnych ludzi, jeść nieznane potrawy, biegać po plaży i patrzec z wysokich gór- daje szczęście i zapomnienie. Daje fantastyczne ukojenie i zamazuje szarość za oknem. Nie widzę gołych drzew. Nie zawsze zabieta się swoje rozterki zmieniając otoczenie.
Ja czasami świadomie nie czytam książek, które by mnie bolały. Tak jak moje ciało się dopomina o odpowiednie jedzenie, tak i dusza o lektury. Czasami mogę i robię to z tych wszystkich powodów jakie wymieniłaś, ale i dlatego, żeby poznać prawdę, żeby wiedzieć co się wydarzyło, bo oni na to zasługują. Bardzo lubię Twoje przemyslenia Olu, pozdrawiam cię serdecznie.
Tak, Marylko - znam ten cytat z "Nocy i dni" i przeglądam sie w nim jak w lustrze. Bardzo trafnie napisałaś o tym dystansie do wszystkiego i spokoju duszy, który podobny jest do ksiazki, którą mozesz odłozyc w dowolnym momencie.Otóz to! Nieraz zdaje sie człowiekowi, że juz wszystko w sobie przepracował, przebolał, wyszedł na prostą. A potem znów - obuchem w głowę i znowu wraca się do starej ksiazki.
UsuńNo tak, radykalne zmiany na pewno dobrze robią, ale w dzisiejszej rzeczywistosci mało kto może doswiadczyc tak radykalnych i odświeżajacych go zmian jak wyjazd w inne rejony, pomiędzy innych ludzi, w ogóle pomiędzy ludzi. wszystkich męczy ten dystans społecznych, przymusowa i sztuczna alienacja a na hasło "zostań w domu" juz sie zgrzyta zębami.
Tak, dusza dopomina się o różne lektury, także takie, które w jakiś sposób pomogą uwolnić sie jego róznym uczuciom ( i tym bliskim nieba i tym rodem z piekłą a najczęściej tym spomiędzy).
Bardzo dziekuję Ci Marylko za pełen przemysleń komentarz. To jak piszesz bardzo trafia do mojego serca!*