Nie, nie będę tu pisała o sylwestrowych fajerwerkach, choć niestety, nie zabrakło tychże w naszych okolicach minionej nocy (która poza światełkami i kolorowymi rozbłyskami sztucznych ogni była wyjątkowo mroczna i nieprzenikniona). Chcę podzielić się z Wami pewnymi obserwacjami i przemyśleniami, które zrodziły się we mnie pod wpływem tego, co zdarzyło mi się ujrzeć i doznać podczas kilku, czy nawet kilkunastu ostatnich nocy grudniowych.
Dzięki moim psom (a może bardziej przez nie), po wielekroć dopraszających się w późnych godzinach wieczornych wypuszczenia do ogrodu miałam możliwość przyjrzenia się rzeczywistości odmienionej przez nienaturalnie wielki i jasny księżyc oraz zdumiewająco mocno świecące, jak gdyby bliższe ziemi niż zazwyczaj, gwiazdy.
Obudzona przez drapiące w drzwi sypialni namolne sierściuchy po wielekroć półprzytomnie wyłaziłam z ciepłej pościeli i jak to ja, bez okularów, w samych kapciach i nocnej koszuli przechodziłam przez łazienkę do przedpokoju a potem na ganek, gdzie otwierałam na oścież wyjściowe drzwi. Jak zawsze radosne na mój widok psiska z zapałem oblizywały mi dłonie a potem natychmiast, popiskując z podniecenia, podskakując i przeciskając się jeden przez drugiego biegły niczym strzały na tył ogrodu aby tam poszczekiwać, wyć i ujadać na ryjące na naszym polu dziki, pasące się tamże sarny oraz inne stworzenia przebiegające w oddali. A choć rozum nakazywałby mi natychmiastowy powrót do zacisznej sypialni oraz ponowne oddanie się w ramiona Morfeusza (tudzież śpiącego snem sprawiedliwym Cezarego) stałam jak zaczarowana na progu domu i wpatrywałam się w niebo oraz malowane srebrzystymi promieniami ciał niebieskich podwórko i ogród. Zdumiewałam się, gdzie też podziała się nagle gęsta mgła zasnuwająca wszystko dookoła od co najmniej tygodnia, od świtu do zmierzchu? Jak to się stało, że wtem wszystko było tak wyraziste a jednocześnie nierzeczywiste jak na obrazkach z książek z bajkami, czytanych w czasach dzieciństwa? Gdyby nie szczekanie moich czterech basałyków, dochodzące zza budynku gospodarczego mogłabym nawet przypuszczać, że chyba mi się śni ta dziwna chwila. Do niezwykłości tego, co obserwowałam dołączało się jeszcze i to, że absolutnie nie odczuwałam żadnego chłodu (choć termometr pokazywał około zera stopni albo najwyżej kilku stopni powyżej zera). Stałam tam niemal naga, bo tylko w zwyczajnej, frotowej koszulinie a czułam się jakbym trwała w jakiejś banieczce ciepła i spokoju. Żaden wiaterek mnie nie muskał chłodnym powiewem. Żaden mroźny podmuch do mnie nie dochodził. Po prostu chłonęłam ten czar, który się wokół dział całą sobą. I pewnie zapominając o wszystkim mogłabym tak stać godzinami.
Pierwsze, co mnie zachwycało i dziwiło to niewidziana nigdy wcześniej wielkość księżyca oraz to, że granatowo-stalowe chmury rozsunęły się jak gdyby specjalnie po to, by on, czarodziej i władca nocy mógł w pełni ukazać swe imponujące, jak gdyby z rtęci ulane oblicze. Po drugie przecierałam oczy ze zdumienia, bo choć nie było na ziemi szronu ani śniegu, to betonowe schodki, trawa i całe podwórko bielało a może wręcz świeciło delikatnym, jasnobłękitnym światłem. Sama sobie nie dowierzając, iż to nie śnieg a tylko niezwykłe światło, kucałam aby dotknąć kamiennego podłoża, na którym stałam. A potem szłam kilka kroków przed siebie aby pogładzić delikatnie czuprynę zimowych, wilgotnych traw. A każdy kłos, każda roślinka lśniła niczym lameta z choinki. A choć przesuwały się po nich ogromne cienie płynących w górze obłoków nie traciły niczego ze swego nieziemskiego blasku. Stojąc tam, jakby w centrum jakiejś sceny teatralnej nie bałam się wcale. Odczuwałam jakiś nieokreślony, ale dziwnie podniosły nastrój. Nie marzłam. Nie dygotałam. Nie dopatrywałam się w tym, co widziałam niczego złowróżbnego. Miałam wrażenie, że czuję jak cała ziemia oddycha spokojnie, jak w tajemnym misterium łączy się z niebem i przekazuje mi cześć swego uniesienia. Zdawało mi się, iż byłam przypadkowym świadkiem czegoś wielkiego i niepojętego. Ale nie jako intruz, ale cichy obserwator i jako drobna cząstka większej całości, która otaczała mnie i otulała spokojem. Odczuwałam całą sobą dawno już nie odczuwaną wolność i …wdzięczność. Bo dana mi była ta chwila. Ten cud, którego nie umiałam i dotąd nie umiem nazwać. I tak jak nagle rozwiewają się mgły, tak ode mnie odpłynęły gdzieś wówczas dzienne zmartwienia i uporczywe myśli. Byłam niczym czyste naczynie, w które ktoś wlewa powoli krystaliczną, szemrzącą łagodnie, żywą wodę. I myślałam, że jeśli nawet to tylko sen, niech trwa, niech dalej trwa...
Ech! W końcu, gdy jednak rozsadek brał wreszcie górę postanawiałam wrócić do domu. Najpierw jednak próbowałam przywołać do siebie psy, zapamiętałe w nocnym ujadaniu. Czasem do mnie przychodziły a czasem nie. Znając je dobrze wiedziałam, że nie ma co krzyczeć po próżnicy. Trzeba zostawić je na dworze, żeby się wyszczekały do woli. Zatem rzucając ostatnie spojrzenie na posrebrzony ogród i wielowarstwowe jakby, niewytłumaczalnie jasne niebo zamykałam za sobą drzwi i cichutko, by nie budzić Cezarego wracałam pod cieplutką kołdrę. Potem albo zasypiałam szybko, albo rozpamiętując to, co widziałam oraz czego doświadczyły moje zmysły leżałam na wznak i gładząc mruczącego na mych piersiach kota wpatrywałam się w cienie tańczące na suficie…Rano, jedyną pozostałością nocnych wyjść były tylko liczne, błotniste ślady zostawione przez psy na kuchennych kafelkach. A co ze mną? Cóż, nie miałam nawet kataru. Za to uśmiechałam się leciutko na wspomnienie tego, co przeżyłam.
Taka sytuacja powtarzała się po wielekroć przez kolejne noce. Zazwyczaj pierwsze moje wyjście następowało około północy albo godziny pierwszej. Drugie miało miejsce miedzy trzecią a czwartą rano. Co działo się w międzyczasie? Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że rzeczywistość widziana o północy i ta w parę godzin później była już zupełnie inna. Jakby dwóch artystów malowało coś inną techniką, a przede wszystkim z zupełnie odmiennym zamysłem.
Przed świtem wpuszczałam do domu spokorniałe i mokrusieńkie od kilkugodzinnego przebywania na dworze psy. A potem przez chwilę stałam na progu nadziwić się nie mogąc gęstym woalom mgły roztaczającej się nad podwórkiem, ogrodem i okolicznymi łąkami. Niebo tworzyło ciemnoszarą, nieprzeniknioną i zwartą, jednolitą kurtynę. Siąpiła delikatna mżawka. Za parę godzin miał się zacząć nowy, mglisty dzionek. Zniknął, jakby go nigdy nie było, nocny spektakl srebrzystych świateł i cieni. Znikła aura tajemnicy i czegoś mistycznego. Świat znowu ubrał się w maskę nieprzeniknionej mgły…
Skąd wzięła się ta mgła? Kto i po co rozpiął jej sieci nad oceanem przedświtu? Czym było to, co widziałam kilka godzin wcześniej? Nie wiem i pewnie się nie dowiem (choć nie zdziwiło by mnie, gdyby znalazło się na to wszystko jakieś racjonalne, naukowe wytłumaczenie). Pozostaje mi tylko wspomnienie zachwytu, wzruszenia i spokoju otaczającego mnie zewsząd. Kawałka cudu, którym podzieliła się ze mną nocna rzeczywistość, dając mi wgląd w jakiś nieuchwytny a kojący i pełen nadziei czar...
Takoż i ja dzielę się nim z Wami. I choć może zabrzmi to banalnie a pewnie i dziecinnie, to chcę Wam szepnąć, że zdaje mi się, iż liczy się nie tylko to, co widzimy, co odczuwamy na co dzień. Czy też to, co wlewa się nam zewsząd natrętnie do głów i serc trującym, bezlitosnym, pełnym sztuczności strumieniem. Że ten strumień wcale nie jest takie silny, wcale nie najważniejszy i jedyny. Bo przecież schowane przed wzrokiem ludzkim wszędzie dzieją się jakieś prawdziwie piękne, tajemnicze, pełne mocy, ale i łagodności oraz dobra rzeczy, które mają wpływ nie tylko na przyrodę, ale mogą go mieć także na nasze spragnione nadziei dusze. I dzieje się tak. I dziać będzie. Chociażby w magicznej jasności nocy …
P.S.
Obserwując te nocne zjawiska nigdy nie przyszło mi na
myśl by pójść po aparat fotograficzny i zrobić im zdjęcia. Dlatego ilustracją
powyższego tekstu są tylko fotografie mgieł otulających Pogórze Dynowskie
podczas kilku ostatnich dni minionego właśnie roku. I jeszcze poniższa piosenka, którą w jak zwykle charakterystyczny dla siebie, magiczny sposób śpiewa Enya. Koniecznie spójrzcie jak piękny jest teledysk, stworzony jako podkład do tego utworu...
Olgo, była Ci dana magia nocy księżycowej, do zapamiętania na długo:-)
OdpowiedzUsuńMgły i u nas codziennie roztaczają panowanie, ale nie wyczuwam w nich magii, jedynie przeszywający chłód.
Dlatego tym bardziej zachwycił mnie twój opis i razem z Tobą stałam na progu i magię opisaną chłonęłam.
Ja odczułam to jako coś niezwykłego, wrećz magicznego, ale być moze były to najzupełniej naturalne zjawiska. Ale przecież to, co naturalne, również może być magiczne. Natura, mimo destrukcyjnej działalności człowieka nadal jest pełna mocy i świetnie poradzi sobie bez nas. Tylko kto po nas będzie mógł świadomie obserwować i doceniać jej magiczność?
UsuńAle póki co, jesteśmy. Więc patrzmy i chłońmy to, co jest nam dane.
Im dalej od cywilizacji (tu w nienajlepszym tego slowa znaczeniu), od zanieczyszczen, smogow, spalin, latarni swiecacych przez cala noc, odglosow miasta, ktorych na codzien juz sie nie slyszy tak, jak slyszy sie cisze, a wiec im dalej, tym latwiej przezyc takie magiczne noce. Bo coz, nawet jesli czlowiek jest zmuszony wstawac za psia potrzeba, wypuszcza futrzaka za domem, zeby nie musiec sie ubierac, bo dokola wiele okien, a za nimi potencjalne oczy, choc przeciez wlasciwie wszyscy spia.
OdpowiedzUsuńDobrego roku dla Was, zdrowia przede wszystkim.
Ilekroc czytam o nadmiarze sztucznych luminescencji, ogromnej ilości emitowanych przez ludzkość świateł, a w końcu o zanieczyszczeniu światłem, które dotyka wielkich skupisk ludzkich - myslę sobie, że mam szczęście mieszkac w okolicach wolnych jeszcze od tego nadmiaru. Nie muszę jechac w Bieszczady (gdzie organizowane są nocne obserwacje ciał niebieskich), bo właściwie to samo mam u siebie. I za sprawą namolnych psów, czy chcę czy nie chce widzę to nocne piękno. Co koniec końców - doceniam!:-)
UsuńPiękny opis Oluś, można sobie to wszystko pięknie wyobrazić i to właśnie są chwile, gdy karmimy swoje dusze.
OdpowiedzUsuńTak jak piszesz - zło i tandeta jest nam wtłaczana bez naszej woli a prawdziwego pokarmu dla duszy musimy szukać sami. Cudnie, że się Tobie "sam" na tacy podał:) Wszystkiego najpiękniejszego dla Was
Tak, trzeba tym naturalnym, ale bliskim magii pięknem karmić dusze. Traktować je jako odtrutkę przeciw temu, co wciska nam cywilizacja. Och, przeczytałam właśnie informację, że w oceanach pływają teraz ogromne ilosci zużytych maseczek.To straszne, co ludzkosć wyprawia z tą planetą.
UsuńPozdrowienia serdeczne załączam, Gabrysiu!:-)
No widzisz Olutko ☺ tak oto pięknie przywitała Cię Era Wodnika. Właśnie w nią weszliśmy parę dni temu. Pięknie i czarownie to opisałaś, nie mam słów.
OdpowiedzUsuńTeż widziałam ostatnio taki księżyc i gwiazdy na naszym nocnym, bezchmurnym niebie. To u nas wielka rzadkość. A księżyc świecił tak jasno, że nie musiałam zapalać światła w pokoju ☺ Za to w dzień od ponad dwóch miesięcy słońca ani du du, tylko ciemna, gęsta mgła i trzeba zapalać lampkę żeby coś przeczytać.
Oj tam, oj tam ☺ byle do wiosny. Z każdym dniem coraz więcej światła i coraz jaśniej, przybywa dnia ☺
Odsypiałam dzisiaj sylwestrowe szaleństwo. Nie, nie moje, tylko wielbicieli fajerwerków, huku, łomotu i wystrzałów, którzy bez tej dżwiękowej nawalanki nie potrafią przywitać nowego roku. O, teraz znowu ktoś spragniony huku i łomotu odpala race.
Pozdrawiam serdecznie ☺ trochę przyklapnięta, niedospana, objedzona. Dobrego, Udanego, Spokojnego, Zdrowego Nowego Roku życząc Wam obojgu, Waszym bliskim, Waszym fatrzaczkom i Waszym czytaczkom i czytaczom ☺*
Nie wiem, czy to, co obserwowałam zwiazane jest jakos z Erą Wodnika. Tak czy siak było piękne i choć komuś mój opis mógł się wydać przesadzony, a sama sytuacja wyssana z palca, to dla mnie było to cos ważnego i prawdziwego. Dlatego tez chciałam sie tym z czytelnikami podzielić.
UsuńCieszę sie Marytko, że moja opowieśc Ci sie spodobała. I cieszę się, że sama też widziałaś podobne zjawisko. Ten niesamowicie jasny ksiezyc nocą a potem te monotonnie mgliste dni. Świat ma tyle przeróznych tajemnic. To fascynujące, moim zdaniem.
Tak, dnia juz przybywa. A od wczoraj wiecej u nas słonca. Mgły poszły sobie nie wiadomo gdzie. Kosmos działa według własnych zamierzeń i praw.
Koszmar z tymi fajerwerkami. Komuś urwało głowę, komuś rękę. Ludzie sami sie proszą o wypadki. Gwiazdy i ksiezyc to dla nich za mało, to nuda. Trzeba im sztucznych podniet. Jakze to smutne i żałosne.
Pozdrawiam Cie ciepło, za życzenia dziekuje i również wszystkiego dobrego życzę!:-)*
Może tak się widzi duchem, kiedy rozum jeszcze nie zdominował wyrwanego z łóżka ciała?
OdpowiedzUsuńWielu cudów, Oleńko, jeszcze cudniejszych przeżyć i bogatego życia wewnętrznego, bo tego nam nikt odebrać nie może...
Czasem chyba rzeczywiście rozum potrafi zaćmić prawdziwe widzenie. Zagłuszyc zmysły, podświadomosć i intuicję. Nie pozwolic dostrzegać cudów wokół. Wypierać je i zaćmiewać ironią, szyderstwem, żachnięciem jako przywidzenie albo nieistniejace fantasmagorie. A tak dobrze, tak pięknie jest móc doswiadczyc czegoś, co wymyka się racjonalnemu tłumaczeniu. Cieszę się, że dane mi było tego doswiadczyć.
UsuńI Tobie Iwonko wielu cudów życze. Niech nigdy nie zgaśnie w nas ta wewnętrzna lampka, która pozwala czuć i widzieć!:-)*
To jest magia. Zastanawiasz się co jest tego przyczyną jak to się dzieje, że są to zjawiska wytłumaczalne.
OdpowiedzUsuńA może dobrze, że nie zawsze wiemy co i jak dzieje się. Ja czasami myślę, że ta nasza nadmierna dociekliwość
nie zawsze jest dobra, może to naiwny wniosek z mojej strony. Tym nie mniej wspaniale jest takich zjawisk doznawać.
Psy nie na darmo wyciągają Cię o takich szalonych porach z domu. Obyśmy mogli spokojnie i w zdrowiu cieszyć oczy tym pięknem wokół nas.
Zastanawiam sie, bo z jednej strony rozum pragnie wytłumaczenia a z drugiej wcale go nie chcę. Wystarczy mi samo odczucie, że jest jeszcze na tym świecie coś pięknego, cos niezwykłego, czego nie da sie złapać, okiełznać, skategoryzować a moze i wyszydzic jako dziecinne wymysły.
UsuńMoje serce, moje oczy sfotografowały te piękne zjawiska. Mam je pod powiekami. I wiem, że żaden aparat fotograficzny nie potrafiłby oddać ich piękna, niezwykłości i magii.
Ach, te moje psy! Nieraz narzekam, że spac mi nie dają, że potem pół dnia chodze nieprzytomna. Ale jednak za tamte widziane nocami cudne chwile jestem im wdzięczna!
Pozdrawiam Cię serdecznie i wszystkiego dobrego życzę, Oleńko!:-)
Wstając przed świtem do pracy, zanim wsiądę do auta, patrzę się w niebo. Nieustająca plejada, czasem coś mrugnie, zachwyca mnie każdego dnia. Księżyc w tym miesiącu pełni doszedł jako mój wróg, bo kiedy chodzę na rano, przeszkadza mi się wyspać pomimo czarnej sypialni. W pełnię mogłabym w ogóle nie spać. I faktycznie był niewiarygodnie wielki.
OdpowiedzUsuńMyślałam, że to tylko w grudniu księżyc był tak wyjątkowo jasny, ale po jednej nocy przerwy (kiedy widocznie księzyc musiał sobie odpocząć:) znowu co wieczór zaczyna niesamowicie wyraziście świecić. Co mnie akurat w niczym nie przeszkadza (choć pewnie pobudza moje i okoliczne psy do intensywnego szczekania oraz wycia - chyba odzywa sie w nich wilcza natura:-))
UsuńAch:) Magia...Znam uczucie, kiedyś przestałam pół godziny pod osikami tańczącymi na tle błękitnego nieba. Czas nie istniał, byłam tylko ja i uczucia cudowności, spokoju, błogości, bycia w łączności ze wszystkim. U nas też nocami księżyc świeci jasno, widać gwiazdy. Zawsze wolałam nocne niebo, jest otwarte, widać Wszechświat :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Olu :)*
Ach,cudne są takie chwile czystego zachwytu i uczucia, że uczestniczy się w czymś niewytłumaczalnym, ale pięknym, wszechogarniającym i działającym leczniczo na nasze dusze. Bywają takie chwile - nie do zapomnienia.
UsuńMasz rację, Aniu. Nocne niebo jest otwarte, wszechświat ukazuje sie nam w całym swym wspaniałym majestacie, w nieskończoności i magii!:-)*
Takie chwile pozostają w nas na zawsze...
OdpowiedzUsuńTo prawda, Basiu...Póki życie trwa niech się nam takie dobre chwile zdarzają!:-)
UsuńTen księżyc zwariowany, od popołudnia wyłaniał się znad lasu, ogromny, na razie tylko ledwie bielejący, a potem w nocy nie pozwalał spać; dziś po 8-mej rano jeszcze wisiał wysoko, na zachodzie; rozumiem, o czym piszesz, o magii rozświetlonej nocy, srebrzystej, z cieniami, mnie też psy wyprowadzają na spacer o takich godzinach, czasami o północy, czasami nad ranem; i siedzę, czekam, patrzę w okno do sadu, czy aby gdzie nie przemykają szare cienie wilków, bo las za drogą:-) może dzięki naszym psom dane jest nam widzieć coś, co niektórzy po prostu przesypiają:-) czasami zdarzy mi się jeszcze drzemka do brzasku, a sny jakie wtedy śnię:-) dziś opowiadałam taki sen mężowi, popatrzył na mnie z niedowierzaniem i odrzekł "kobieto, jakie ty zioła używasz" pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńOj, trak! Dobrze napisane - "zwariowany księżyc"!:-) On nadal wariuje. A moze to jakis bal sie w niebiosach rozgrywa? Moze jakieś wielkie przemiany, które do nas, nieświadomych niczego mróweczek, docierają tylko jako wyjątkowo jasne noce?
UsuńTwoje psy też wyciągają Cię z ciepłej pościeli o tak niedorzecznych porach? Myślę, że nie tylko ta jasność nie daje im spać, ale udziela im sie nastrój dzikich zwierząt, które nocami prowadzą wyjątkowo intensywne życie. Ach, z jednej strony to nocne markowanie bardzo człowieka złości, ale z drugiej budzi w nim jakiś rodzaj zadowolenia, czy wdzięczności za mozliwość uczestniczenia w tym niesamowitym spektaklu ciał niebieskich.
Oj, tak! Nad ranem ma sie najbardziej niezwykłe sny. Czasem aż szkoda sie wybudzać, takie to wszystko niesamowite i tak rózne od zwyczajnej rzeczywistości!
Pozdrawiam Cię ciepło, Marysiu:-)
Pięknie ubrałaś Olgo wspomnienia w słowa. Pozdrawiam Was serdecznie i życzę wszelkiej pomyślności w nowym roku.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Lenko!:-) I Tobie także wszystkiego dobrego życzymy w Nowym Roku!:-)
UsuńTak trudno opisac takie wrazenia a Ty potrafisz, takie ulotne i niezwykle przezycia nie wszyscy potrafia dostrzec a bywaja piekne. Twoje pieski maja troche trudne do zniesienia zwyczaje, ale jezeli pozwalaja Ci dostrzec takie zjawiska no to mozna im przebaczyc. Chociaz nie wiem...chyba nie jest latwo wyjsc z cieplego domu w zimowe przestrzenia. Mialam psa, golden retrievera, ktory zasypial obok mego lozka a zawsze o 2 w nocy wstawal i pysk trzymal nas moja twarza bezszelestnie, ale to wystarczalo, zeby mnie obudzic..wychodzilam zaspana do drzwi i wypuszczalam do ogrodu...to bylo jeszcze w Andach. TAk bylo noc w noc.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Bardzo chciałam opisać te swoje nocne wrażenia, ale zdawałam sobie sprawę, że są rzeczy bardzo trudno ujmowalne w słowa, że słowa mogą je spłaszczać i strywializować i przez to gdzieś umyka ich sens oraz magia.Cieszę sie Grażynko, jesli uważasz, że choć trochę udało mi się opisać, przekazać to, co czułam.
UsuńTak, nie jest łatwo wyłazić z ciepłej pościeli o tak zwariowanych porach, szczególnie, że czasami robi sie to po wielekroć i niekiedy trudno usnąć ponownie. Radzę sobie z tym ostatnio w ten sposób, że trochę dłużej śpie w dzień, albo wcześniej niż zazwyczaj zasypiam wieczorem.
Jak sie ma psy czy koty, to trzeba sie liczyć z ich potrzebami i dziwnymi(dla nas ludzi) zachowaniami, niekiedy mocno utrudniającymi nam życie. Ale jak sie je kocha, to przecież wszystko sie wybacza! Tak, jak i one wiele nam wybaczają!
Pewnie tęsknisz za Andami...? Za tamtymi widokami i zupełnie innymi niż teraz czasami...?
Pozdrawiam Cię serdecznie, Grażynko!:-)*
Nocą dzieją się tajemnicze historie, a my wtedy przeważnie śpimy i rzadko udaje się podejrzeć cienie i blaski. Jeszcze w półśnie zobaczyłaś taką nierzeczywistą poświatę. Księżyc potrafi zaskakiwać :) Taki magiczny prezent noworoczny dostałaś, najpiękniejszy, jasne, że też byłaś częścią misterium. Bardzo mi się podobał opis Twoich nocnych olśnień, masz dar, przeniosłam się tam. Nie Olu, nic nie zabrzmiało dziecinnie, przecież każdy coś podobnego doświadczył, ale nie ma talentu, żeby to opisać, można tylko czuć.
OdpowiedzUsuńJakie to musi być fajne uczucie zasypiać z mruczącym kotem na piersiach:) Ja przez okno łazienkowe zawsze dojrzę jakieś zwierzęta szukające żołędzi, bo rano to już karmazynowe kardynały i niebieskie ptaki dzielą się pożywieniem z wiewiórkami. Też pędzę wtedy po aparat, ale lepiej stać i podziwiać zanim zniknie.
Życzę Ci w Nowym Roku więcej takich uniesień, poczucia wdzięczności i wolności. Oraz, żebyś potrafiła to przywołać przymykając oczy.
Tak, noc to przestrzeń sekretna, ukryta w mroku, pełna dziwnych szelestów, domysłów i fascynującego piękna.To trochę przeraża, ale i przyciąga. Jak każda tajemnica.Nocą swobodnie czują się dzikie zwierzęta - nareszcie nie niepokojone przez człowieka. I rózne mityczne, stworzone przez wyobraźnie ludzką stworzenia- począwszy od wampirów a skończywszy na duchach.
UsuńDobrze jest wyjśc czasem ze strefy swego komfortu i bezpieczeństwa (w tym wypadku z ciepłego łóżeczka), aby zobaczyć coś zazwyczaj przegapianego, coś pieknego, ulotnego i zachwycającego. Bycie cichym, pełnym szacunku i zachwytu obserwatorem w niczym chyba nocy nie szkodzi, w niczym jej nie zaburza. A nasze dusze, nasze umysły bardzo takie obserwacje ubogacają, uspokajają, inspirują, odwracaja bieg myśli na inne tory.
Bardzo sie cieszę, że spodobał Ci sie mój opis, Marylko. Ciekawa byłam jak sie do tego tekstu odniesiesz.
Jakie to uczucie zasypiać z mruczącym kotem na piersiach? Kojące, uspokajające, dające poczucie bezpieczeństwa, wzajemnej ufności, przywiązania i miłości.
Często zdjęcia i słowa nie są w stanie oddać tego, co dane jest nami widzieć, co dane jest nam doznawać. Można tylko stać w milczeniu i przeżywać coś całą sobą. Ewentualnie uzupełniać wrażenia muzyką, która cudownie potrafi malować uczucia i emocje, jest jak natchnienie, które płynie prosto z nieba.
Dziękuję za Twoje życzenia, droga Marylko.Niech ten świat pokazuje i mnie i Tobie i wszystkim czytelnikom tego bloga swoje cudowne, nieskalane smrodliwym oddechem cywilizacji oblicze.Niech uzdrawia nasze dusze i ciała!:-)*
U nas na szczęście w tym roku obyło się bez petard, co zaoszczędziło stresu wielu ogoniastym. Jak zwykle zachwycam się Twoją zdolnością ubierania codzienności w słowa oraz ilustrowania jej magicznymi fotografiami. Nocna magia działa na wyobraźnię.
OdpowiedzUsuńKochana, życzę Ci, aby ten rok był dobry dla Ciebie i Cezarego. Mimo wszystko.
Pozdrawiam noworocznie
Myslę, że w ubiegłą noc sylwestrową było o wiele więcej huku petard na wsiach niz w miastach. A to dlatego, że na terenie własnych posesji wolno było fajerwerki odpalać a teren miasta należy do miasta, wiec tam było to zabronione.
UsuńMiło mi, że przemówił do Ciebie opis moich nocnych wrażeń. Dziękuję za Twoje ciepłe słowa i życzenia, Karolinko.
Wszystkiego dobrego dla Ciebie, wrażliwa dziewczyno!:-)
Rzeczywiście piękny jest ten teledysk.
OdpowiedzUsuńAle dużo piękniejszy jest opis Twoich nocnych wycieczek w pobliżu domu.... To po prostu jakieś czary i magia
Masz Olgo niesamowitą wrażliwość i umiejętność spostrzegania .... Moje najwyższe uznanie.
I dużo zdrowia i ...bądż szczęsliwa :-)
Po napisaniu powyższego tekstu szukałam w necie jakiejś piosenki oddajacej w jakis sposób moje wrażenia, pokazującej piękno tego, co dane mi było zobaczyć. Ucieszyłam sie znalazłszy teledysk do piosenki Enyi, bo wszystko to w nim właśnie znalazłam.
UsuńCieszę sie, że spodobał Ci sie opis moich nocnych wrażeń, że przemówił do Twego serca. Mówi mi to, że warto pisać takie teksty, bo mam dla kogo. Jak to wspaniale, że na tym blogu mam zaszczyt gościć takich jak Ty ludzi o wrażliwych, chłonnych na piękno sercach.
Pozdrawiam Cię przyjaźnie Stokrotko i dużo dobrych chwil w Nowym Roku życzę!:-)
Hm...Olu, a znasz może kompozycję Claude Debussy "Clair de Lune" czyli "Światło Księżyca", która idealnie wręcz oddaje to wszystko czego doświadczyłaś. Znam ją od dziecka i jest jedną z moich ulubionych, a szczególnie wersja na oriestrę. Bardzo piękne wykonanie przez Orkiestrę Filadelfijską, są też piękne, bardzo subtelne wykoanania fortepianowe albo orkiestra i fortepian. Jestem przekonana, że znasz i nieraz słyszałaś ten utwór, a jego piękno świadczy o tym, że jest wielu ludzi równie wrażliwie jak Ty odbierających cuda księżycowego światła:)
UsuńOczywiście, że znam "Clair de lune" i bardzo lubię, Marytko droga! Ale bardzo dziekuję za przypomnienie o nim. Jakoś mi z głowy wyleciało, że istnieje ten przepiękny utwór, który w cudowny sposób oddaje magicznosc ksiezycowej nocy. A teraz słucham go i słucham a w sercu znowu świeci ten promień, znowu płynie strumień czystej, żywej wody...
UsuńPrzytulam Cię tkliwie i raz jeszcze dziękuję za podpowiedź!***
https://kaywilson.love/blog/2020/12/11/the-uluru-prophecy
OdpowiedzUsuńDziękuję za tego linka, Kitty!:-)
UsuńOlu , magiczna historia , Twoj opis cos mi przypomnial... Niedawno dostalam skads takiego linka ( powyzej) o Proroctwie Uluru i odrodzeniu naszej planety...Czyz to nie ciekawe? Wierze, ze nasza Ziemia sie odrodzi a my wraz z nia , poprzez milosc ... To co opisalas , ta czystosc plynaca z czystej enegii i swiatla skojarzyla mi sie z Uluru - a ze wiem jak bliska ci jest Australia... 😘😘😘
OdpowiedzUsuńMyślę, że potrzebujemy w życiu odrobiny magii i wiary, czegoś daje inny wgląd w rzeczywistosć, a przy tym pozwoli mieć nadzieję, że są we wszechswiecie siły, które są potężniejsze, niz wszystko, co znamy. Potrzebujemy czegoś co uwolni nas choc na chwilę od tego, co tu i teraz. Aborygeni mieli swoje mity, swoją mocną niczym skała wiarę w niekończący się Czas Snu, w nierozerwalną więź z Matką Ziemią i z jej opieką nad nami, z naturą w ogóle. I to jest piekne, godne pozazdroszczenia, bo my - ludzie zachodniej cywilizacji jesteśmy niby dzieci we mgle, samotne i nie potrafiące zawierzyć swej intuicji albo też nawet jej pozbawione.
UsuńPrzeczytałam na polecanym przez Ciebie blogu, coś takiego, że jeśli będziemy kochać naszą Matke Ziemię czystym sercem, z ufnością w jej moc, z szacunkiem dla niej, jeśli ożywimy jej serce, wówczas ona odzyska moc i obdarzać nas będzie miłością i opieką swego odrodzonego serca. Nie pozostawi samotnie.Musimy taka czystą, pełną miłosci intencję dobra i myśli o odrodzeniu planety przesyłać Matce Ziemi co dzień, aby pojedyncze myśli zdołały stworzyc jeden potęzny promień, którego moc da siłę do odrodzenia planety.
Jeszcze raz dziekuję Ci Kitty, za link do bloga Kay Wilson. Naprawdę tekst ten daje dużo do myślenia. Moze stanowic inspirację!!:-)***
Ciesze sie Olu, Aborygeni to jeden z najmadrzejszych i najbardziej zwiazanych z Matka Ziemia narodow - pieknie ujelas to przeslanie. Przeczytawszy ten tekst od razu pomyslalam o Tobie - a pozniej przeczytalam o Twoich nocnych przezyciach i doznaniach. To Matka Ziemia wysyla do nas swoja czysta energie , do osob, ktore sa na nia otwarte i czyste, i ktore kochaja ja z wzajemnoscia. A Twoja dusza jest tak wlasnie piekna i czysta Olu - dziekuje za to ze jestes i piszesz 😘
UsuńTak, pierwotne ludy mają zupełnie inną niż my, ludzie świata cywilizacji, charakter, światopogląd i wiedze. Żyją w symbiozie z naturą. Są jej dziećmi. I to daje im wiarę w to, że ona nigdy nie pozostawi ich na łasce losu. Ale my wszyscy wewnatrz siebie mozemy dokopać sie do tej pierwotnej natury, do dziecka, które ufa w dobro. Otwierajmy sie zatem na tę czystą energię i emitujmy ją z siebie dobrym słowem, myslą i uczynkiem .Nie dajmy jej sobie zabrać, zaburzyć, przestać jej ufać. Moze tylko ta moc natury pozostała nam w obecnych czasach jako tarcza i obrona przed unicestwieniem wolności, sprawiedliwosci i dobra. Jesli będzie nas dużo - może dużo sie zmienić.Bardzo chcę w to wierzyc!
UsuńDziękuje Ci za serdeczne słowa, droga Kitty. Przytulam Cię do serca i usmiecham sie do Ciebie o wschodzie słonca!:-)*
Ulotne chwile. Cudnie, że o nich napisałaś. Trzeba takie chwile zatrzymywać na dłużej. Pozdrawiam serdecznie.♥️♥️♥️
OdpowiedzUsuńTo właśnie o tych ulotnych chwilach powinniśmy pisać. Bo inaczej znikną jak gdyby nigdy ich nie było.A przecież były!
UsuńPozdrawiam Cie serdecznie Dorotko, ciesząc się, że powróciłaś na blogi!:-)♥♥♥