W życiu jest
czas na wszystko, na smutek i radość, na narodziny i na śmierć, na słońce i na
deszcz, na samotność oraz ciekawe spotkania z ludźmi. I pewnie natura jakoś to
reguluje, utrzymuje w równowadze a tylko nam zdaje się czasem, że czegoś mamy
zanadto a czegoś innego za mało albo wcale. Ale dzisiaj jest tak a jutro
inaczej. Nie da się przewidzieć, zaplanować czy też powstrzymać wielu spraw.
Tak jak pogody. Proszę, oto lipiec zaczął się tak, jakby był wrześniem a nawet
październikiem. Chłodno a nawet zimno, deszczowo i pochmurnie. Mieliśmy nietypowo
gorący i suchy maj a więc przyroda równoważy to teraz chłodnym i mokrym
początkiem lata. Jak będzie potem? Czas pokaże.
Bo czas prędzej czy
później odkrywa swe karty – nie zawsze jednak takie jakich byśmy pragnęli. Ale dzięki sile woli oraz wierze w siebie i ludzi,
gramy dalej i niekiedy udaje się nam osiągnąć
jakiś mały czy też większy sukces. Wszystko
wymaga cierpliwości i wytrwałości. Największa moim zdaniem sztuka, najbardziej
potrzebna w życiu umiejętność to cieszyć się tym, co mamy i zawsze umieć
zauważać jakieś światełko w tunelu. Przyjmować z pokorą swój los a dzięki
małym, codziennym radościom żyć dalej…Nie zawsze mi się to udaje, dlatego tym
bardziej podziwiam ludzi, w których trwa niezmienna pogoda ducha, którzy wręcz
nią promienieją, nie przejmując się niczym zanadto, po prostu idą dalej biorąc
rzeczy takimi, jakimi są i patrząc z ufnością w przyszłość...
Spotkałam przedwczoraj pewną niezwykłą kobietę na parkingu przed sklepem. Czekając na
Cezarego, który poszedł po pasek klinowy do naszej krajzęgi ucięłam sobie dość długą
pogawędkę z mieszkanką pobliskiej wsi. Siedziałam na progu otwartego samochodu,
odpoczywając po kilku godzinach pracy przy drewnie. Wyjazd do sklepu
potraktowałam jako miły przerywnik od tej ciężkiej harówki. Wystawiłam utrudzone
nogi przed siebie a twarz ku tak rzadkiemu w ostatnich dniach na Podkarpaciu słońcu.
Przymknęłam oczy rozmyślając o paru sprawach, na które nie mam wpływu a głównie
o tym, że ta robota przy drewnie z roku na rok zdaje mi się coraz cięższa…
Wtem ktoś delikatnie
zadzwonił tu przy mnie dzwonkiem rowerowym, wyrywając mnie z tego ciężkiego zamyślenia. A ledwo zadzwonił odezwał się z tak charakterystycznym
dla tych stron nieco śpiewnym akcentem.
- Miło tak w słoneczku posiedzieć!
Otworzyłam oczy
i zobaczyłam przed sobą szczuplutką, pogodną, skromnie, ale gustownie ubraną
kobiecinkę, która po zrobieniu zakupów dosiadała właśnie swego brązowo-żółtego
rumaka, roweru damki. Uśmiechnęłam się do niej i zapytałam skąd dojeżdża. A ona
rozgadała się tak bardzo, że opowiedziała mi niemal całe swoje życie. A że
mówiła ciekawie i z pasją, to kilkanaście minut w jej towarzystwie przeleciało
mi jak z bicza strzelił.
Pani Maria i jej mąż nie mają samochodu, ale
mimo to nieźle sobie radzą. Kobieta na rowerze dojeżdża co dzień do oddalonego
o dobrych parę kilometrów sklepu. W pogodę i niepogodę. W lecie i w zimie. Ładuje
zakupy na koszyczek bagażnika i dzielnie pedałuje pod górkę z powrotem. Ma siedemdziesiąt
dwa lata. Nie dałabym jej nawet sześćdziesięciu. Rower dostała dwa lata temu od dzieci na pięćdziesiątą
rocznicę ślubu. Mąż też dostał, ale ani razu się na nim nie przejechał. Kobieta
dba o swój pojazd. To widać. Rower błyszczy jakby prosto ze sklepu. Tak jak błyszczą
młodzieńczym blaskiem jej szarobłękitne oczy. Bardzo wcześnie wyszła za mąż.
Urodziła sześcioro dzieci. Ma kilkanaście wnucząt i kilkoro prawnucząt. Działa
aktywnie na rzecz parafii. Pomaga w prowadzonym przez siostry zakonne domu
opieki. Przynajmniej raz na tydzień lepi kilkaset pierogów dla jego pensjonariuszy.
Za darmo. Lubi być pomocna. Lubi widzieć radość na twarzach ludzi. Zanosi
zakonnicom wszystko to, czego ma za dużo z gospodarstwa, pola i ogródka.
- A co się ma marnować! – śmieje się.
- A tam wszystko się przyda. Ziemniaki, buraki, koperek i
ogórki, mleko i biały ser! Cokolwiek!
Rozmawia ze staruszkami, za rękę potrzyma, po buzi
pogłaska. I leci do siebie, bo robota czeka a chorujący na serce mąż niewiele
jej w czymkolwiek pomaga.
- Prawdę mówiąc, to nigdy za bardzo nie pomagał. Zrobił
swoje w polu i w domu już nigdy za nic się nie brał. Tak był wychowany a i ja
nie spodziewałam się po nim wiele, bo i w mojej rodzinie kobiety były zawsze
robotne i wesołe a mężczyźni niewiele interesowali się domowymi sprawami.
- Mój mąż był i jest nerwusem, uparciuchem i marudą.
Nigdy za nic nie podziękuje, niczego dobrego nie zauważa, nie docenia. Nie za bardzo się da z nim spokojnie pogadać. Pewnie
dlatego tak mnie ciągnie do innych ludzi… - westchnęła kobieta. I to był jedyny
moment podczas całej naszej rozmowy, gdy zachmurzyła się na moment. Bo już za
chwilę rozjaśniła się mówiąc o planach na dzisiejsze popołudnie.
- Dzieci z miasta się spodziewam! Upiekłam rano sernik i
placek z wiśniami. Pierogów z kapustą i ziemniakami nalepiłam. Ich ulubionych.
- Syn zostanie na kilka dni, to drewno nam potnie a wnuki
zwiozą wszystko do szopki żeby wyschło.
- A na wakacje przyjadą wnuki z Francji. Cóż to za
kochane dzieciaczki! Mówią zawsze, że nigdzie nie jest im tak dobrze, jak u
babci!
- A jak u pani ze zdrowiem? – pytam pełna podziwu nad jej
nieskazitelną sylwetką, gładką skórą na twarzy, gęstą szopą siwych włosów.
- Ech! Dzięki Bogu wszystko dobrze! Kręgosłup czasem
tylko nawala, ale jak się maścią rozgrzewającą posmaruję, wszystko jak ręką
odjął przechodzi! – odpowiada poprawiając koszyczek na rowerze.
- Teraz to ludzie na wszystko narzekają, stale czegoś niezadowoleni
i smutni chodzą. W przychodni pełno młodych siedzi. A ja urodziłam się w kurnej chacie i przed
świtem do roboty wstawałam a kładłam się, jak już wszyscy posnęli. I nic mi nie
było. Długo nikomu z naszych nie śniło się o elektryczności. Człowiek przywykł
do wszelkich trudów. Dlatego byle co go cieszyło. A najbardziej to, co dzięki
pracy własnych rąk zdobył! – mówi z przekonaniem pani Maria a osłaniając oczy
przed słońcem uśmiecha się i szepcze:
- Mnie się zdaje, że jak się robi coś dobrego, to już
samo to człowieka powinno cieszyć. Bo po to jest to życie żeby wykorzystać dany
nam czas na działanie, na pracę, na pomoc innym. I robić tak nie dla żadnej
podzięki, choć miło jest, gdy ktoś nas zauważa i docenia, ale po prostu dlatego
by nie marnować czasu, by dziękować Bogu za wszystko, co człowiekowi daje. Po
mojemu to grzech narzekać, gdy wszystko wokół kwitnie a człowiek ma dwie ręce
zdatne do roboty.
- A wie pani, jaka mnie radość zeszłej soboty spotkała? –
uśmiechnęła się kobiecinka.
- Otóż zachodzę ja do kuchni moich siostrzyczek w domu
opieki. Niosę im placek z kruszonką, bo
wiem, że lubią a tu one od drzwi ściskają mnie i do gościnnego pokoju
prowadzą. A tam stół bogato zastawiony różnymi smakołykami. Nawet wino porzeczkowe
było, co tylko od wielkiego dzwonu wyciągają. I wielu staruszków siedziało za
stołem a na mój widok zaczęli wszyscy śpiewać „sto lat”!
Bo ja parę dni wcześniej skończyłam siedemdziesiąt dwa
lata a oni się o tym jakoś dowiedzieli i chcieli zrobić mi z tej okazji miłą
niespodziankę!
- Ach, popłakałam się aż ze wzruszenia! – wyznała kobieta
ocierając zwilgotniałe nagle powieki.
- Teraz muszę już jechać, ale może jeszcze kiedyś się spotkamy
i pogadamy! – szepnęła na pożegnanie uśmiechając się do mnie serdecznie.
Odwzajemniłam
ten szczery uśmiech. Chętnie bym ją uścisnęła, ale nie miałam odwagi. Zawołałam
tylko, że cieszę się, iż ją spotkałam i dziękuję za miłą rozmowę. Zauważyłam,
że zbliża się Cezary z upragnioną częścią do naszej cyrkularki a więc czas
wracać do domu i zabierać się za ciąg dalszy pracy ze stosami drewna na opał.
- Ale gaduła z tej kobiety! Widziałem was stojąc w
kolejce do kasy. Jakbym nie przyszedł, to chyba by tak pół dnia nawijała! Chyba
mocno zmęczyła cię tym gadulstwem! - stwierdził mój mąż odpalając silnik i
wyjeżdżając z zatłoczonego od wielokolorowych samochodów parkingu. Chmury nad
pobliskimi wzgórzami układały się w łagodne, szaro - granatowe fale a
srebrzysta szosa rozpościerała się przed nami zachęcająco i tajemniczo. Wiatr
przywiewał z oddali słodki zapach dojrzewających zbóż, rumianków i przekwitających lip.
- Wcale nie! Bardzo się cieszę, że ją spotkałam! –
odrzekłam odwracając się i śledząc z uśmiechem znikającą za zakrętem drogi
szczupłą postać siwowłosej kobiety na brązowo-żółtym rowerze…
Ach, Olgo. Z Tobą nigdy nie wiadomo, czy prawdziwa kobieta to była, czy zmyślona wewnątrz Ciebie.
OdpowiedzUsuńAle niezależnie od tego, piękną opowieść nam dałaś w niedzielne, spokojne południe. Dzięki!
Kobieta jak najbardziej prawdziwa, tylko jej imię zmyślone, bo zapomniałam ją zapytać o imię!:-))
UsuńPiękny tekst. Taki z głębi serca.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci.
Dziękuję, Stokrotko!:-)
UsuńZawsze wierze, ze spotykamy na drodze takich ludzi jacy akurat nam sa potrzebni w zyciu. Widocznie z jakiegos powodu byla Ci Olu bardzo potrzebna ta radosna rozmowa z kobieta duzo od Ciebie starsza. Moim zdaniem to nie jest przypadek, mysle, ze wiesz co mam na mysli;))
OdpowiedzUsuń:-) Star, dokładnie to samo pomyślałam czytając post Oli. Dobrze, że przeczytałam komentarze, co nie zawsze robię pisząc swój, bo powieliłabym Twój. A to dobre:-))
UsuńOlu, czytając Twój post pomyślałam, że nic nie zdrza się przez przypadek, a ludzie, których spotykamy i to co nam się przytrafia bywa często odpowiedzią na to co nas nurtuje, martwi albo cieszy. A ogólnie mówiąc na to co aktualnie najmocniej zajmuje nasze myśli.
Ściskam Was obie serdecznie:-)
Marytka
Bardzo mi milo Marytko, tym bardziej, ze nie pierwszy raz myslimy podobnie:***
UsuńStar, Marytko! Też mi sie zdaje, że ta potrzebne mi było spotkanie kogoś takiego jak pani Maria. Tak pozytywnego i zarażajacego swoim pozytywnym myśleniem, nie komplikującego zanadtoo prostych spraw i pokazującego, co jest w życiu ważne. ( a w ogóle mieszkajac na koncu wsi i rzadko sie stąd ruszajac jestem prawie jak pustelnica, więc tym bardziej cenię sobie spotkania z dobrymi ludźmi, z mądrymi, ciepłymi kobietami!):-)
UsuńSerdecznie pozdrawiam Was obie, kochane dziewczyny!:-)***
Niezwykła kobieta. Ale starsze pokolenie potrafi zachwycić swoim wigorem i spojrzeniem na świat. Uwierzysz, że mój dziadek w wieku 91 lat potrafił wziąć motykę i iść kilka kilometrów w pole, aby kopać rów? I to w środku lata w pełnym słońcu i ubiorze. My żeśmy nie mogli wytrzymać w cieniu, a jemu w pracy nie przeszkadzał lejący się z nieba skwar! Chciałabym zachować tak długo werwę jak on!
OdpowiedzUsuńCi starsi ludzie z jakiejs innej gliny są chyba ulepieni.To są ludzie - dęby. Zahartowało ich trudne dziecinstwo, skromne jedzenie a nawet głód. My mielismy od rau podane wszystko na tacy i wyrosły z nas takie delikatne brzózki, którym byle wietrzyk i deszczyk szkodzi!:-)
UsuńBardzo miło mi się czytało tę opowieść. Znam bardzo niewielu takich ludzi, większość raczej przypomina męża Twojej rozmówczyni.
OdpowiedzUsuńStaram się nie narzekać i nie marudzić. Cieszyć codziennością i małymi rzeczami już od dawna umiem i cenię sobie tę umiejętność. Z pokorą nieco gorzej, buntuję się na przeciwności losu.
Myslę, że sporo jest takich pozytywnych ludzi, tylko rzadko ich spotykamy. Ale jak juz spotkamy, to tego spotkania nie da sie szybko zapomnieć, bo jest ono jak rozbłysk gwiazdy pośród ciemnej nocy.
UsuńJa też często buntuję sie wobec przeciwnosci losu, wobec niemożności i wale głowa w mur a mur stoi jak stał. Każdy z nas jest inny i ma prawo takim być, czasem jednak chciałoby sie odetchnac od siebie, potrafic patrzeć na świat inaczej, pogodniej, prosciej ot, jak np. pani Maria z mojej opowieści....
Dkładnie... Trzeba się cieszyć tym, co jest. A niewiele trzeba do szczęścia, kocyk, herbata, i kotek, który mimo wszystko nadal walczy, by z nami być...
OdpowiedzUsuńCzasem naprawdę niewiele potrzeba do szczęscia. Uświadamiamy sobie to jednak zazwyczaj dopiero wtedy, gdy bliscy jesteśmy utraty tego, co mamy albo już to straciliśmy...
UsuńTacy ludzie właśnie, pokazują nam, że warto żyć i warto się cieszyć...
OdpowiedzUsuńTak, dlatego też radoscią napełniło mnie o spotkanie!
UsuńPiękna opowieść, to prawdziwa umiejętność czerpać z życia to co najlepsze, nawet jeśli jest to ciężka praca. Jeśli daje radość to warto.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, ta pani emanowała wprost pozytywną energią i siłą wewnętrzną. Bardzo dobrze mi to spotkanie zrobiło!
UsuńNiesamowita kobieta :) Takie osoby pokazują nam, młodszym, że warto być aktywnym, pogodnym, a nie siedzieć w domu i wiecznie smęcić. Takich dziarskich siedemdziesięciolatków spotykam na zawodach biegowych. I nie są to najczęściej osoby, które przybiegają jako ostatnie ;) To są moje wzorce do nasladowania, podobnie, jak poznana przez Ciebie pani Maria.
OdpowiedzUsuńTak, niesamowita! Pełna blasku wewnętrznego i prostoty. Piękna duchem i ciałem. Naprawdę godna naśladowania!:-)
UsuńTak. Czasem kiedy najbardziej potrzebujemy, dostajemy pomoc. I to jest oczywiste Ola, że to nie był przypadek. Kosmos do ciebie zagadał. I pokazał co masz w środku :-) Bo wszyscy my na tej planecie jesteśmy połączeni, a podobne przyciąga podobne. I to jest cud codzienny. Do zobaczenia sercem. A twoje serce widzi dużo :-)
OdpowiedzUsuńOla, mnie się jeszcze przypomniało, że moja mama mówiła, że sąsiad kupił elektryczny rębak. Starszy już on i ciężko mu z tym drewnem. Zrobił pokaz dla sąsiadów, siedzieli wokół rębaka, sączyli piwko, a rębak rąbał podstawiane pieńki. Mama mówiła, że lepsze niż telewizja :-) Może i dla was ta opcja :-)
UsuńKosmos do mnie zagadał? Bardzo mozliwe. I ja wierzę, że podpowiedzi od losu czy tratwy ratunkowe są zawsze blisko nas albo pojawiaja sie wtedy, gdy trzeba, tylko my nie zawsze potrafimy je dostrzec albo z nich skorzystać.Bardzo fajnie mi sie z tą pania rozmawiało, patrzyło na nią nawet. Jejku! Ona ma siedemdziesiat dwa lata a ja pięćdziesiat dwa a patrząc na nią i słuchając miałam wrażenie, że jest dokładnie na odwrót!:-)
UsuńA propos rębaka, to chyba rzeczywiscie jest opcja dla nas. Mąz też widział jakisczas temu u sąsiada to ustrojstwo i z głowy mu ono nie schodzi. Rozgląda sie teraz za takim w miarę tanim, ale dobrym rębakiem. To naprawdę powinno nam ułatwic pracę, przynajmniej jeśli idzie o rąbanie, bo nadal pozostaje podnoszenie, piłowanie i taczkowanie, co też potrafi człowiekowi mocno dać w kosć! W każdym razie dziekuję Ci Aniu za zyczliwą podpowiedź. Patrz, jakim podobnym torem idzie nasze myslenie! Dziekuję!:-)*
Cieszyc sie tym, co mamy i dzielic, czym mozemy. Jedno i drugie czyni czlowieka lepszym.
OdpowiedzUsuńOby jak najwiecej takich ludzi pojawialo sie na naszej drodze.
Tak Aniu, obyśmy mogli spotykać takich pozytywnych ludzi zawsze wtedy, gdy nad naszymi głowami znowu zbieraja sie ciemne chmury i mamy problem z samodzielnym ich odgonieniem!
UsuńRzadko teraz spotyka się tak pozytywnie nastawionych do życia ludzi. Trzeba więc z tego korzystać :)
OdpowiedzUsuńTak, rzadko. Tym bardziej odnosi się wrażenie, że ich spotkanie jest jak łyk świeżej wody!:-)
UsuńOlu jak Ty pięknie piszesz, aż chce się czytać i nigdy nie przerywać. Tak jak Ty z przyjemnością wysłuchałaś tej sympatycznej Kobiety. Być może potrzebowała chwili rozmowy z całkiem obcą osobą. Młodzi nie mają czasu, a może nawet już zapominają o rozmowach. Zaraz przypomniały mi się moje szkolne lata jak jeździłam na wieś i wieczorami po wszelakich pracach siadaliśmy nad Wisłą i snuliśmy różne gadki. Pozdrawiam serdecznie ze słonecznej Jeleniej Góry
OdpowiedzUsuńMyślę, że obie potrzebowałysmy tej rozmowy. Nic nie dzieje sie bez przyczyny. Ja w ogóle lubię rozmowy z ludźmi, nawet takimi przypadkowymi, w przychodniach, pociągach, czy kolejkach. Nie dosć, że można sie od nich czegoś ciekawego dowiedzieć, to często dzieki nim zapomina sie o włąsnych zmartwieniach albo uświadamia siesobie, że wcale nie są one takie duże.
UsuńPozdrawiam Cię Olu z zachmurzonego Podkarpacia!:-)
Tacy ludzie swoją postawą przypominają światu, że trzeba iść przez życie z uśmiechem i cieszyć się nawet z małych rzeczy. Piękny tekst. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTak, tacy ludzie o czyms ważnym przypominaja światu i są tak potrzebni jak krople deszczu w czas suszy.
UsuńPozdrawiam Cię Patrycjo!:-)
Jakie budujace spotkanie Olu! ja uwielbiam zaczepiac ludzi i z nimi pogawedzic, zawsze to jest odkrywcze, czesto nastawia optymistycznie do ludzi i swiata. BArdzo pieknie to spotkanie opisalas. Sciskam serdecznie
OdpowiedzUsuńTak, Grażynko - budujące i wspierajace, rozświetlające nawet. Lubię rozmowy z ludźmi, ale rzadko to ja inicjuję te rozmowy, chyba jestem na to zbyt nieśmiała. Natomiast jak sie już rozkręcę to bym rozmawiałą i rozmawiała dusze przed ludźmi coraz bardziej otwierajac. I bardzo cenie takie rozmowy, w których widać ludzką szczerosć i dobro, w których pokazują sie uczucia. Nie lubie natomiast rozmów o niczym, takich zapchaj dziur.Już wole milczenie.
UsuńPozdrawiam Cie serdecznie!:-)
Super spotkanie! Bardzo cenię takich ludzi, niesamowita kobieta!
OdpowiedzUsuńSpotkanie piękne i niezapomniane. Cieszę się, że miało miejsce, że los postawił na mojej drodze tak pozytywnie nastawioną do zycia osobę!:-)
UsuńBardzo na temat Twojego spotkania-Czasami widzę starszych ludzi
OdpowiedzUsuńI tyle życia w każdym z nich
Wtedy się we mnie zazdrość budzi
Bo tak jak oni chciałabym
Zachować w sercu tę pogodę
A w oczach taki cudny blask
I ten nieustający zachwyt
Że piękny jest ten świat https://www.youtube.com/watch?v=2zBwNxSa7Ec prosze posluchaj pozdrawiam p.Gosia
Przepiekna, wzruszajaca bardzo piosenka Gosiu. Dziękuje za tego muzycznego linka. Ze Stanisławy Celińskiej bije sama prawdai ogromne ciepło.Słowa i melodia cudne...Bardzo dziekuję!:-)***
UsuńOch ! Jak dobrze spotkać kogoś takiego, od kogo bije pozytywna energia !!! I nie narzeka ten człowiek , choć pewnie życie cały czas nie było dla niego łatwe i przyjemne. Tak niewiele nam potrzeba, by uśmiechnąć się do siebie i z nowym zapałem znów kroczyć przez życie !!! Uściski serdeczne :))
OdpowiedzUsuńTak, takie spotkania są człowiekowi bardzo potrzebne. Oby jak najczęściej nam sie zdarzały i oby spotkania z nami samymi potrafiły wywierać na innych równie pozytywne wrażenie.
UsuńPozdrowienia ciepłe Ulu!:-))
dziękuję za pozytywne słowa, na drugi nie zagladam, bo dołki mam, a to za cięzko. Ale potem poczytam, chocby wszystko na raz. Pozdrawiam cieplutko....
OdpowiedzUsuńAlis, ściskam Cię mocno i pozdrawiam bardzo serdecznie!*
Usuń