niedziela, 1 lipca 2018

Spotkanie na parkingu…




   W życiu jest czas na wszystko, na smutek i radość, na narodziny i na śmierć, na słońce i na deszcz, na samotność oraz ciekawe spotkania z ludźmi. I pewnie natura jakoś to reguluje, utrzymuje w równowadze a tylko nam zdaje się czasem, że czegoś mamy zanadto a czegoś innego za mało albo wcale. Ale dzisiaj jest tak a jutro inaczej. Nie da się przewidzieć, zaplanować czy też powstrzymać wielu spraw. Tak jak pogody. Proszę, oto lipiec zaczął się tak, jakby był wrześniem a nawet październikiem. Chłodno a nawet zimno, deszczowo i pochmurnie. Mieliśmy nietypowo gorący i suchy maj a więc przyroda równoważy to teraz chłodnym i mokrym początkiem lata. Jak będzie potem? Czas pokaże.
   Bo czas prędzej czy później odkrywa swe karty – nie zawsze jednak takie jakich byśmy pragnęli.  Ale dzięki sile woli oraz wierze w siebie i ludzi,  gramy dalej i niekiedy udaje się nam osiągnąć jakiś mały czy też większy sukces.  Wszystko wymaga cierpliwości i wytrwałości. Największa moim zdaniem sztuka, najbardziej potrzebna w życiu umiejętność to cieszyć się tym, co mamy i zawsze umieć zauważać jakieś światełko w tunelu. Przyjmować z pokorą swój los a dzięki małym, codziennym radościom żyć dalej…Nie zawsze mi się to udaje, dlatego tym bardziej podziwiam ludzi, w których trwa niezmienna pogoda ducha, którzy wręcz nią promienieją, nie przejmując się niczym zanadto, po prostu idą dalej biorąc rzeczy takimi, jakimi są i patrząc z ufnością w przyszłość...



   Spotkałam przedwczoraj pewną niezwykłą kobietę na parkingu przed sklepem. Czekając na Cezarego, który poszedł po pasek klinowy do naszej krajzęgi ucięłam sobie dość długą pogawędkę z mieszkanką pobliskiej wsi. Siedziałam na progu otwartego samochodu, odpoczywając po kilku godzinach pracy przy drewnie. Wyjazd do sklepu potraktowałam jako miły przerywnik od tej ciężkiej harówki. Wystawiłam utrudzone nogi przed siebie a twarz ku tak rzadkiemu w ostatnich dniach na Podkarpaciu słońcu. Przymknęłam oczy rozmyślając o paru sprawach, na które nie mam wpływu a głównie o tym, że ta robota przy drewnie z roku na rok zdaje mi się coraz cięższa…



   Wtem ktoś delikatnie zadzwonił tu przy mnie dzwonkiem rowerowym, wyrywając mnie  z tego ciężkiego zamyślenia.  A ledwo zadzwonił odezwał się z tak charakterystycznym dla tych stron nieco śpiewnym akcentem.

- Miło tak w słoneczku posiedzieć!

   Otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą szczuplutką, pogodną, skromnie, ale gustownie ubraną kobiecinkę, która po zrobieniu zakupów dosiadała właśnie swego brązowo-żółtego rumaka, roweru damki. Uśmiechnęłam się do niej i zapytałam skąd dojeżdża. A ona rozgadała się tak bardzo, że opowiedziała mi niemal całe swoje życie. A że mówiła ciekawie i z pasją, to kilkanaście minut w jej towarzystwie przeleciało mi jak z bicza strzelił.

    Pani Maria i jej mąż nie mają samochodu, ale mimo to nieźle sobie radzą. Kobieta na rowerze dojeżdża co dzień do oddalonego o dobrych parę kilometrów sklepu. W pogodę i niepogodę. W lecie i w zimie. Ładuje zakupy na koszyczek bagażnika i dzielnie pedałuje pod górkę z powrotem. Ma siedemdziesiąt dwa lata. Nie dałabym jej nawet sześćdziesięciu.  Rower dostała dwa lata temu od dzieci na pięćdziesiątą rocznicę ślubu. Mąż też dostał, ale ani razu się na nim nie przejechał. Kobieta dba o swój pojazd. To widać. Rower błyszczy jakby prosto ze sklepu. Tak jak błyszczą młodzieńczym blaskiem jej szarobłękitne oczy. Bardzo wcześnie wyszła za mąż. Urodziła sześcioro dzieci. Ma kilkanaście wnucząt i kilkoro prawnucząt. Działa aktywnie na rzecz parafii. Pomaga w prowadzonym przez siostry zakonne domu opieki. Przynajmniej raz na tydzień lepi kilkaset pierogów dla jego pensjonariuszy. Za darmo. Lubi być pomocna. Lubi widzieć radość na twarzach ludzi. Zanosi zakonnicom wszystko to, czego ma za dużo z gospodarstwa, pola i ogródka.

- A co się ma marnować! – śmieje się.
- A tam wszystko się przyda. Ziemniaki, buraki, koperek i ogórki, mleko i biały ser! Cokolwiek!

Rozmawia ze staruszkami, za rękę potrzyma, po buzi pogłaska. I leci do siebie, bo robota czeka a chorujący na serce mąż niewiele jej w czymkolwiek pomaga.

- Prawdę mówiąc, to nigdy za bardzo nie pomagał. Zrobił swoje w polu i w domu już nigdy za nic się nie brał. Tak był wychowany a i ja nie spodziewałam się po nim wiele, bo i w mojej rodzinie kobiety były zawsze robotne i wesołe a mężczyźni niewiele interesowali się domowymi sprawami.
- Mój mąż był i jest nerwusem, uparciuchem i marudą. Nigdy za nic nie podziękuje, niczego dobrego nie zauważa, nie docenia.  Nie za bardzo się da z nim spokojnie pogadać. Pewnie dlatego tak mnie ciągnie do innych ludzi… - westchnęła kobieta. I to był jedyny moment podczas całej naszej rozmowy, gdy zachmurzyła się na moment. Bo już za chwilę rozjaśniła się mówiąc o planach na dzisiejsze popołudnie.
- Dzieci z miasta się spodziewam! Upiekłam rano sernik i placek z wiśniami. Pierogów z kapustą i ziemniakami nalepiłam. Ich ulubionych.
- Syn zostanie na kilka dni, to drewno nam potnie a wnuki zwiozą wszystko do szopki żeby wyschło.
- A na wakacje przyjadą wnuki z Francji. Cóż to za kochane dzieciaczki! Mówią zawsze, że nigdzie nie jest im tak dobrze, jak u babci!
- A jak u pani ze zdrowiem? – pytam pełna podziwu nad jej nieskazitelną sylwetką, gładką skórą na twarzy, gęstą szopą siwych włosów.
- Ech! Dzięki Bogu wszystko dobrze! Kręgosłup czasem tylko nawala, ale jak się maścią rozgrzewającą posmaruję, wszystko jak ręką odjął przechodzi! – odpowiada poprawiając koszyczek na rowerze.
- Teraz to ludzie na wszystko narzekają, stale czegoś niezadowoleni i smutni chodzą. W przychodni pełno młodych siedzi.  A ja urodziłam się w kurnej chacie i przed świtem do roboty wstawałam a kładłam się, jak już wszyscy posnęli. I nic mi nie było. Długo nikomu z naszych nie śniło się o elektryczności. Człowiek przywykł do wszelkich trudów. Dlatego byle co go cieszyło. A najbardziej to, co dzięki pracy własnych rąk zdobył! – mówi z przekonaniem pani Maria a osłaniając oczy przed słońcem uśmiecha się i szepcze:
- Mnie się zdaje, że jak się robi coś dobrego, to już samo to człowieka powinno cieszyć. Bo po to jest to życie żeby wykorzystać dany nam czas na działanie, na pracę, na pomoc innym. I robić tak nie dla żadnej podzięki, choć miło jest, gdy ktoś nas zauważa i docenia, ale po prostu dlatego by nie marnować czasu, by dziękować Bogu za wszystko, co człowiekowi daje. Po mojemu to grzech narzekać, gdy wszystko wokół kwitnie a człowiek ma dwie ręce zdatne do roboty.
- A wie pani, jaka mnie radość zeszłej soboty spotkała? – uśmiechnęła się kobiecinka.
- Otóż zachodzę ja do kuchni moich siostrzyczek w domu opieki. Niosę im placek z kruszonką, bo  wiem, że lubią a tu one od drzwi ściskają mnie i do gościnnego pokoju prowadzą. A tam stół bogato zastawiony różnymi smakołykami. Nawet wino porzeczkowe było, co tylko od wielkiego dzwonu wyciągają. I wielu staruszków siedziało za stołem a na mój widok zaczęli wszyscy śpiewać „sto lat”!
Bo ja parę dni wcześniej skończyłam siedemdziesiąt dwa lata a oni się o tym jakoś dowiedzieli i chcieli zrobić mi z tej okazji miłą niespodziankę!
- Ach, popłakałam się aż ze wzruszenia! – wyznała kobieta ocierając zwilgotniałe nagle powieki.
- Teraz muszę już jechać, ale może jeszcze kiedyś się spotkamy i pogadamy! – szepnęła na pożegnanie uśmiechając się do mnie serdecznie.

   Odwzajemniłam ten szczery uśmiech. Chętnie bym ją uścisnęła, ale nie miałam odwagi. Zawołałam tylko, że cieszę się, iż ją spotkałam i dziękuję za miłą rozmowę. Zauważyłam, że zbliża się Cezary z upragnioną częścią do naszej cyrkularki a więc czas wracać do domu i zabierać się za ciąg dalszy pracy ze stosami drewna na opał.

- Ale gaduła z tej kobiety! Widziałem was stojąc w kolejce do kasy. Jakbym nie przyszedł, to chyba by tak pół dnia nawijała! Chyba mocno zmęczyła cię tym gadulstwem! - stwierdził mój mąż odpalając silnik i wyjeżdżając z zatłoczonego od wielokolorowych samochodów parkingu. Chmury nad pobliskimi wzgórzami układały się w łagodne, szaro - granatowe fale a srebrzysta szosa rozpościerała się przed nami zachęcająco i tajemniczo. Wiatr przywiewał z oddali słodki zapach dojrzewających zbóż, rumianków i  przekwitających lip.

- Wcale nie! Bardzo się cieszę, że ją spotkałam! – odrzekłam odwracając się i śledząc z uśmiechem znikającą za zakrętem drogi szczupłą postać siwowłosej kobiety na brązowo-żółtym rowerze…




41 komentarzy:

  1. Ach, Olgo. Z Tobą nigdy nie wiadomo, czy prawdziwa kobieta to była, czy zmyślona wewnątrz Ciebie.
    Ale niezależnie od tego, piękną opowieść nam dałaś w niedzielne, spokojne południe. Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kobieta jak najbardziej prawdziwa, tylko jej imię zmyślone, bo zapomniałam ją zapytać o imię!:-))

      Usuń
  2. Piękny tekst. Taki z głębi serca.
    Dziękuję Ci.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze wierze, ze spotykamy na drodze takich ludzi jacy akurat nam sa potrzebni w zyciu. Widocznie z jakiegos powodu byla Ci Olu bardzo potrzebna ta radosna rozmowa z kobieta duzo od Ciebie starsza. Moim zdaniem to nie jest przypadek, mysle, ze wiesz co mam na mysli;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-) Star, dokładnie to samo pomyślałam czytając post Oli. Dobrze, że przeczytałam komentarze, co nie zawsze robię pisząc swój, bo powieliłabym Twój. A to dobre:-))
      Olu, czytając Twój post pomyślałam, że nic nie zdrza się przez przypadek, a ludzie, których spotykamy i to co nam się przytrafia bywa często odpowiedzią na to co nas nurtuje, martwi albo cieszy. A ogólnie mówiąc na to co aktualnie najmocniej zajmuje nasze myśli.
      Ściskam Was obie serdecznie:-)
      Marytka

      Usuń
    2. Bardzo mi milo Marytko, tym bardziej, ze nie pierwszy raz myslimy podobnie:***

      Usuń
    3. Star, Marytko! Też mi sie zdaje, że ta potrzebne mi było spotkanie kogoś takiego jak pani Maria. Tak pozytywnego i zarażajacego swoim pozytywnym myśleniem, nie komplikującego zanadtoo prostych spraw i pokazującego, co jest w życiu ważne. ( a w ogóle mieszkajac na koncu wsi i rzadko sie stąd ruszajac jestem prawie jak pustelnica, więc tym bardziej cenię sobie spotkania z dobrymi ludźmi, z mądrymi, ciepłymi kobietami!):-)
      Serdecznie pozdrawiam Was obie, kochane dziewczyny!:-)***

      Usuń
  4. Niezwykła kobieta. Ale starsze pokolenie potrafi zachwycić swoim wigorem i spojrzeniem na świat. Uwierzysz, że mój dziadek w wieku 91 lat potrafił wziąć motykę i iść kilka kilometrów w pole, aby kopać rów? I to w środku lata w pełnym słońcu i ubiorze. My żeśmy nie mogli wytrzymać w cieniu, a jemu w pracy nie przeszkadzał lejący się z nieba skwar! Chciałabym zachować tak długo werwę jak on!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ci starsi ludzie z jakiejs innej gliny są chyba ulepieni.To są ludzie - dęby. Zahartowało ich trudne dziecinstwo, skromne jedzenie a nawet głód. My mielismy od rau podane wszystko na tacy i wyrosły z nas takie delikatne brzózki, którym byle wietrzyk i deszczyk szkodzi!:-)

      Usuń
  5. Bardzo miło mi się czytało tę opowieść. Znam bardzo niewielu takich ludzi, większość raczej przypomina męża Twojej rozmówczyni.
    Staram się nie narzekać i nie marudzić. Cieszyć codziennością i małymi rzeczami już od dawna umiem i cenię sobie tę umiejętność. Z pokorą nieco gorzej, buntuję się na przeciwności losu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myslę, że sporo jest takich pozytywnych ludzi, tylko rzadko ich spotykamy. Ale jak juz spotkamy, to tego spotkania nie da sie szybko zapomnieć, bo jest ono jak rozbłysk gwiazdy pośród ciemnej nocy.
      Ja też często buntuję sie wobec przeciwnosci losu, wobec niemożności i wale głowa w mur a mur stoi jak stał. Każdy z nas jest inny i ma prawo takim być, czasem jednak chciałoby sie odetchnac od siebie, potrafic patrzeć na świat inaczej, pogodniej, prosciej ot, jak np. pani Maria z mojej opowieści....

      Usuń
  6. Dkładnie... Trzeba się cieszyć tym, co jest. A niewiele trzeba do szczęścia, kocyk, herbata, i kotek, który mimo wszystko nadal walczy, by z nami być...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem naprawdę niewiele potrzeba do szczęscia. Uświadamiamy sobie to jednak zazwyczaj dopiero wtedy, gdy bliscy jesteśmy utraty tego, co mamy albo już to straciliśmy...

      Usuń
  7. Tacy ludzie właśnie, pokazują nam, że warto żyć i warto się cieszyć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dlatego też radoscią napełniło mnie o spotkanie!

      Usuń
  8. Piękna opowieść, to prawdziwa umiejętność czerpać z życia to co najlepsze, nawet jeśli jest to ciężka praca. Jeśli daje radość to warto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, ta pani emanowała wprost pozytywną energią i siłą wewnętrzną. Bardzo dobrze mi to spotkanie zrobiło!

      Usuń
  9. Niesamowita kobieta :) Takie osoby pokazują nam, młodszym, że warto być aktywnym, pogodnym, a nie siedzieć w domu i wiecznie smęcić. Takich dziarskich siedemdziesięciolatków spotykam na zawodach biegowych. I nie są to najczęściej osoby, które przybiegają jako ostatnie ;) To są moje wzorce do nasladowania, podobnie, jak poznana przez Ciebie pani Maria.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, niesamowita! Pełna blasku wewnętrznego i prostoty. Piękna duchem i ciałem. Naprawdę godna naśladowania!:-)

      Usuń
  10. Tak. Czasem kiedy najbardziej potrzebujemy, dostajemy pomoc. I to jest oczywiste Ola, że to nie był przypadek. Kosmos do ciebie zagadał. I pokazał co masz w środku :-) Bo wszyscy my na tej planecie jesteśmy połączeni, a podobne przyciąga podobne. I to jest cud codzienny. Do zobaczenia sercem. A twoje serce widzi dużo :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ola, mnie się jeszcze przypomniało, że moja mama mówiła, że sąsiad kupił elektryczny rębak. Starszy już on i ciężko mu z tym drewnem. Zrobił pokaz dla sąsiadów, siedzieli wokół rębaka, sączyli piwko, a rębak rąbał podstawiane pieńki. Mama mówiła, że lepsze niż telewizja :-) Może i dla was ta opcja :-)

      Usuń
    2. Kosmos do mnie zagadał? Bardzo mozliwe. I ja wierzę, że podpowiedzi od losu czy tratwy ratunkowe są zawsze blisko nas albo pojawiaja sie wtedy, gdy trzeba, tylko my nie zawsze potrafimy je dostrzec albo z nich skorzystać.Bardzo fajnie mi sie z tą pania rozmawiało, patrzyło na nią nawet. Jejku! Ona ma siedemdziesiat dwa lata a ja pięćdziesiat dwa a patrząc na nią i słuchając miałam wrażenie, że jest dokładnie na odwrót!:-)
      A propos rębaka, to chyba rzeczywiscie jest opcja dla nas. Mąz też widział jakisczas temu u sąsiada to ustrojstwo i z głowy mu ono nie schodzi. Rozgląda sie teraz za takim w miarę tanim, ale dobrym rębakiem. To naprawdę powinno nam ułatwic pracę, przynajmniej jeśli idzie o rąbanie, bo nadal pozostaje podnoszenie, piłowanie i taczkowanie, co też potrafi człowiekowi mocno dać w kosć! W każdym razie dziekuję Ci Aniu za zyczliwą podpowiedź. Patrz, jakim podobnym torem idzie nasze myslenie! Dziekuję!:-)*

      Usuń
  11. Cieszyc sie tym, co mamy i dzielic, czym mozemy. Jedno i drugie czyni czlowieka lepszym.
    Oby jak najwiecej takich ludzi pojawialo sie na naszej drodze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Aniu, obyśmy mogli spotykać takich pozytywnych ludzi zawsze wtedy, gdy nad naszymi głowami znowu zbieraja sie ciemne chmury i mamy problem z samodzielnym ich odgonieniem!

      Usuń
  12. Rzadko teraz spotyka się tak pozytywnie nastawionych do życia ludzi. Trzeba więc z tego korzystać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, rzadko. Tym bardziej odnosi się wrażenie, że ich spotkanie jest jak łyk świeżej wody!:-)

      Usuń
  13. Olu jak Ty pięknie piszesz, aż chce się czytać i nigdy nie przerywać. Tak jak Ty z przyjemnością wysłuchałaś tej sympatycznej Kobiety. Być może potrzebowała chwili rozmowy z całkiem obcą osobą. Młodzi nie mają czasu, a może nawet już zapominają o rozmowach. Zaraz przypomniały mi się moje szkolne lata jak jeździłam na wieś i wieczorami po wszelakich pracach siadaliśmy nad Wisłą i snuliśmy różne gadki. Pozdrawiam serdecznie ze słonecznej Jeleniej Góry

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że obie potrzebowałysmy tej rozmowy. Nic nie dzieje sie bez przyczyny. Ja w ogóle lubię rozmowy z ludźmi, nawet takimi przypadkowymi, w przychodniach, pociągach, czy kolejkach. Nie dosć, że można sie od nich czegoś ciekawego dowiedzieć, to często dzieki nim zapomina sie o włąsnych zmartwieniach albo uświadamia siesobie, że wcale nie są one takie duże.
      Pozdrawiam Cię Olu z zachmurzonego Podkarpacia!:-)

      Usuń
  14. Tacy ludzie swoją postawą przypominają światu, że trzeba iść przez życie z uśmiechem i cieszyć się nawet z małych rzeczy. Piękny tekst. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tacy ludzie o czyms ważnym przypominaja światu i są tak potrzebni jak krople deszczu w czas suszy.
      Pozdrawiam Cię Patrycjo!:-)

      Usuń
  15. Jakie budujace spotkanie Olu! ja uwielbiam zaczepiac ludzi i z nimi pogawedzic, zawsze to jest odkrywcze, czesto nastawia optymistycznie do ludzi i swiata. BArdzo pieknie to spotkanie opisalas. Sciskam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Grażynko - budujące i wspierajace, rozświetlające nawet. Lubię rozmowy z ludźmi, ale rzadko to ja inicjuję te rozmowy, chyba jestem na to zbyt nieśmiała. Natomiast jak sie już rozkręcę to bym rozmawiałą i rozmawiała dusze przed ludźmi coraz bardziej otwierajac. I bardzo cenie takie rozmowy, w których widać ludzką szczerosć i dobro, w których pokazują sie uczucia. Nie lubie natomiast rozmów o niczym, takich zapchaj dziur.Już wole milczenie.
      Pozdrawiam Cie serdecznie!:-)

      Usuń
  16. Super spotkanie! Bardzo cenię takich ludzi, niesamowita kobieta!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spotkanie piękne i niezapomniane. Cieszę się, że miało miejsce, że los postawił na mojej drodze tak pozytywnie nastawioną do zycia osobę!:-)

      Usuń
  17. Bardzo na temat Twojego spotkania-Czasami widzę starszych ludzi
    I tyle życia w każdym z nich
    Wtedy się we mnie zazdrość budzi
    Bo tak jak oni chciałabym
    Zachować w sercu tę pogodę
    A w oczach taki cudny blask
    I ten nieustający zachwyt
    Że piękny jest ten świat https://www.youtube.com/watch?v=2zBwNxSa7Ec prosze posluchaj pozdrawiam p.Gosia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepiekna, wzruszajaca bardzo piosenka Gosiu. Dziękuje za tego muzycznego linka. Ze Stanisławy Celińskiej bije sama prawdai ogromne ciepło.Słowa i melodia cudne...Bardzo dziekuję!:-)***

      Usuń
  18. Och ! Jak dobrze spotkać kogoś takiego, od kogo bije pozytywna energia !!! I nie narzeka ten człowiek , choć pewnie życie cały czas nie było dla niego łatwe i przyjemne. Tak niewiele nam potrzeba, by uśmiechnąć się do siebie i z nowym zapałem znów kroczyć przez życie !!! Uściski serdeczne :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, takie spotkania są człowiekowi bardzo potrzebne. Oby jak najczęściej nam sie zdarzały i oby spotkania z nami samymi potrafiły wywierać na innych równie pozytywne wrażenie.
      Pozdrowienia ciepłe Ulu!:-))

      Usuń
  19. dziękuję za pozytywne słowa, na drugi nie zagladam, bo dołki mam, a to za cięzko. Ale potem poczytam, chocby wszystko na raz. Pozdrawiam cieplutko....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alis, ściskam Cię mocno i pozdrawiam bardzo serdecznie!*

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost