niedziela, 29 lipca 2018

Jaworowa manufaktura...




   Obfitujący w dobra wszelakie ogród pochłonął nas w ostatnich dniach bez reszty. Prawie wszystko dojrzało jednocześnie, prawie wszystko o wiele wcześniej nadaje się do zbiorów niż w latach ubiegłych.  Trwa nieustanna, radosna i wielobarwna symfonia letniego dojrzewania. A więc zbieramy i przetwarzamy ile się da i co się da.  A i tak wiele owoców się zmarnuje, bo nie damy rady zebrać i zagospodarować wszystkiego. Po prostu jest tego za dużo, jak na nasze możliwości i potrzeby. W spiżarni zalega jeszcze mnóstwo przetworów sprzed roku, dwóch a nawet i trzech lat. Co roku obiecuję sobie, że nie będę już tak szaleć ze słoikami. I sukcesywnie zmniejszam ilości przerabianych owoców i warzyw, lecz mimo to wciąż jest tego za dużo. Ale nie da się nic nie robić, gdy tyle wspaniałych owoców wisi na gałęziach, gdy tyle ich zalega na trawniku. Człowiek choćby mimochodem podniesie, do podołka z koszuli schowa, kolejny kosz napełni. Można by oczywiście na to machnąć ręką, ale jakoś tak przykro i głupio by marnowały się cenne dary boże…








   Mieszkamy na Pogórzu Dynowskim już osiem lat, ale nie mieliśmy jeszcze tutaj takiej ilości owoców. Rok temu nie było prawie wcale urodzaju. Poza czarnym bzem, który zawsze się udaje nie miałam wówczas właściwie czego zbierać i przerabiać. Obecny rok cechuje zachwycający i przerażający zarazem wysyp wszelkich owoców. To nie tylko my w Jaworowie mamy problem z ich nadmiarem. Gdziekolwiek się ruszymy dostrzegamy oblepione jabłkami jabłonie, obwieszone śliwkami śliwy, uginające się od ciężaru klapsów i ber grusze, obsypane orzechami i brzoskwiniami drzewa w sadach, pasące się na słodkich, fermentujących spadach osy, pszczoły, bąki i motyle. Już w czerwcu mimo panującej wówczas suszy mnóstwo było truskawek, wiśni, czereśni i trześni. Pełnia lata pokazuje cały wachlarz swych niezmierzonych możliwości. Nawet drzewa, które od lat nie owocowały w tym roku pokazały na co je stać. Widzimy jak po wsiach gospodarze grabiami zgarniają jabłka na wielkie stosy. Cześć z nich przyda się dla zwierząt, część skrzętne gospodynie przerobią na musy, kompoty i soki albo ususzą na zimę. Jednak przeważająca ilość jabłek wyląduje po rowach albo na oborniku, bo nie da się zagospodarować wszystkiego. Takoż i u nas się dzieje. I chyba nic nie można na to poradzić. Obserwując ten ogromny urodzaj zastanawiam się, czy przyroda nie przygotowuje się na wyjątkowo wczesną, ostrą i długą zimę.  A może to tylko kwestia postępujących stale zmian klimatycznych? 






   Na bieżąco objadamy się mizerią oraz leczo, do którego wykorzystuję swoje cukinie, fasolkę szparagową, cebule, papryki i pomidory. Opychamy się jabłkami i śliwkami. Ale to niewiele pomaga. W ogrodzie nadal wszystkiego masa a co dzień dojrzewa więcej i więcej. Ukisiłam ogórki. Nastawiłam kilka słojów pokrojonych jabłek na swojski ocet jabłkowy. Będzie gotowy za kilkanaście tygodni. Ubiegłoroczny popijam o poranku razem z wodą, co podobno nie dość, że dobre jest na obniżenie apetytu, to jeszcze dostarcza cennych witamin. Używam też go czasem do płukania włosów, bo zmiękcza je i nadaje im blask. Ocet wykorzystuję także do zakwaszania równych potraw (a przede wszystkim do ulubionej przez nas botwinki!)



   Całe szczęście, że kupiliśmy na wiosnę wolnoobrotową wyciskarkę do owoców. Dzięki niej spady jabłek przerabiamy na sok albo na cydr. Z bzu czarnego zwisającego wielkimi, czarnymi kiściami z krzewów przy pomocy parownika robimy esencjonalny sok. Ja się go nazbiera kilkanaście litrów będzie z czego nastawić wino w baniaku. Niestety, coraz większy upał, ogromna wilgotność powietrza  i gryzące owady sprawiają, że nie da się długo przebywać w ogrodzie. Człowiek z miejsca oblewa się potem i szybko męczy. Wobec tego zbiera się do koszy i wiader to, co pilnie wymaga zebrania i zmyka do domu, gdzie jest zdecydowanie chłodniej i przyjemniej. W kuchni działamy z Cezarym na cztery ręce. Ja myję i kroję jabłka, on wyciska je w wyciskarce a potem zlewa sok do baniaka, gdzie bulgocze cydr. Razem obrywamy baldachy czarnego bzu a potem je płuczemy. Czuwamy przy sokowniku i napełniamy  wielki gar czarno-bordowym, pachnącym sokiem bzowym. Cezary myje i czyści z nalepek butelki po soku pomidorowym (którym opijaliśmy się na wiosnę, bo był w promocji) a następnie pomaga mi je napełnić, dokręcić i wkładać do pasteryzacji. Lada chwila weźmiemy się za wyrób wina oraz konfitur z czarnego bzu, ulubionych przez nas przetworów. Z myślą o nich kupiliśmy mnóstwo nowych słoików, kilkadziesiąt kilogramów cukru i kilkanaście opakowań pektyny. Jaworowa kuchnia pachnie owocami, nasze ręce są fioletowo-brązowe od ich soku, pestki jabłek pryskają na wszystkie strony. Ledwo przerobi się jedną partię, czas na następną. Zbiera się zatem i wnosi się kolejne kosze jabłek, śliwek oraz bzu. Wynosi na obornik wiadra obierek i wytłoczyn po produkcji soku. Ta sama praca co dzień od nowa. Od rana do wieczora. Kręgosłupy mocno już to czują. A trawa rosnąca jak na drożdżach co parę dni o koszenie woła. A psy o spacer się dopominają. A w lesie właśnie pojawiły się borowiki, gąski oraz kozaki i też przyzywają do siebie. A kolejne dojrzewające i spadające z drzew owoce spokoju nie dają. Prawie codzienne deszcze i burze strącają ich coraz więcej na ziemię. Śliwki zalegają fioletowym kobiercem na trawnikach.  Jest ich taki ogrom, iż nie da się ich nie deptać. Duża ich część, niestety,  zgnije. Powoli zaczynają czerwienić się późne maliny. Dobrze, że przynajmniej nasze gruszki jeszcze nie nadają się do zbiorów. Ich pora przyjdzie pewnie we wrześniu i październiku. Chociaż kto wie? Skoro w tym roku wszystko jest wcześniej, to może i one przyspieszą dojrzewanie? 







   Tak ogromny urodzaj zdarza się raz na wiele lat. A więc i praca z nim związana jest i będzie w tym roku cięższa i dłuższa niż zazwyczaj. Pogórzański ogród darzy nas serdecznym ciepłem, żywymi kolorami, boskimi smakami i aromatami. Wdzięczni ogrodowi za to wszystko kursujemy między nim a domem i robimy co możemy by jak najmniej z tych skarbów się zmarnowało…



P.S.1
Ucieszymy się jeśli ktoś z Was chętny byłby na jaworowe przetwory. Podzielimy się nimi z radością! Wprawdzie mam już paru chętnych na soki i konfitury, ale to kropla w morzu potrzeb. W sprawie ewentualnych zamówień i cen prosimy kierować listy na naszego e-maila:  wanderers147@gmail.com
P.S.2
W związku z owocowym zapracowaniem nie mam teraz kiedy odwiedzać Waszych blogów ani pisać kolejnych odcinków „Karczmy na rozstaju dróg”. Kiedy pojawi mi się więcej wolnego czasu będę kontynuować tę opowieść. Osobnym wpisem poinformuję Was o tym na tym blogu.
 P.S.3
W piątek obserwowaliśmy zaćmienie księżyca. Zrobiliśmy też parę fotek temu niezwykłemu zjawisku...







   Pozdrawiamy Was serdecznie z letniego Jaworowa!:-))

69 komentarzy:

  1. Przydalby Wam sie pulk ludzi do pomocy, cztery rece to stanowczo za malo na taki urodzaj. Oprocz niewatpliwych walorow smakowych, wszystko dodatkowo cieszy oczy, tak tam pieknie, tak kolorowo. I zdrowo. Bedzie co pogryzac i popijac w zimowe wieczory.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwykle nasze cztery rece jakos wystarczają, ale ten rok jest naprawdę szalony jeśli idzie o ilosci owoców.Tak, pyszne to wszystko i zdrowe (szkoda tylko, że przetwory wymagają sporego dodatku cukru)!:-)

      Usuń
  2. Czytam o tym urodzaju jak o innym świecie. Tutaj niezmiennie owoce i warzywa drogie, często lekko przywiędłe i nie wiadomo czym podkarmiane.Można by jeszcze od rolnika ale trzeba mieć transport, "ręczny udźwig" mocno ograniczony. Przestałam robić przetwory bo się po prostu nie opłaca, no i trzymać nie ma gdzie bo w piwnicy niewygodnie, a w domu za ciepło.
    Życzę Wam siły i pogody bardziej sprzyjającej do zbierania tych wszystkich dobroci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W mieście jest inaczej a na wsi inaczej. Tutaj przeważnie każdy ma swoje owoce i warzywa. Wiekszosc gospodyń robi przetwory, właśnie po to by sie te dobra nie marnowały i by zima jak najmniej kupować w sklepie. Ja też po zamieszkaniu na wsi zaczęłam pakować co sie da w słoiki. Tutaj to ma sens. Pewnie gdybym musiała kupować owoce też bym ich nie przetwarzała. Moja spiżarka już trzeszczy w szwach a to dopiero początek sezonu!:-)
      Dziękujemy za Twoja zyczliwosć Ewo i pozdrawiamy Cię serdecznie z upalnego i deszczowego Podkarpacia!:-)

      Usuń
  3. Aż ślinka leci... A my mieszczuchy jesteśmy skazani na to, co w sklepach. A tam mało co polskie. Nawet naszych ziemniaków ostatnio nie mogłam dostać. Skoda gadać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sklepach rzeczywiście czasem warzywa i owoce wyglądają nieciekawie. No a poza tym nie wiadomo, na jakich nawozach to rosło. Jednak co swoje, to swoje! :-)

      Usuń
  4. Ależ ta manufaktura jest cudowna, ale kręgosłupy wieczorem na pewno wysiadają:-) pozdrawiam oboje Właścicieli:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasza jaworowa manufaktura troszke juz skrzypiąca i pordzewiała, ale mimo wszystko jakoś daje radę!:-)
      Pozdrawiamy Cię z ciepłym usmiechem, Basiu!:-)

      Usuń
  5. Kochani aż ślinka cieknie. Mocnych kręgosłupów życzę i czekam na zamówionko. Skoro tak, to zamieszczę Twój wpis na mom profilu fb może zamówień przybędzie 😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, mocne kręgosłupy i silne nogi bardzo by sie przydały!:-)
      Twoje zamówionko Gabrysiu jest w trakcie realizacji. Na razie tylko soki bzowe gotowe. Będziemy działać sukcesywnie w miarę sił i dojrzewania kolejnych owoców. Jak juz będzie wszystko - dam znać!:-)
      Ciekawa jestem czy będzie jakiś odzew na fb.Tak czy siak bardzo dziekuję Ci Gabrysiu za chęć pomocy!:-))

      Usuń
  6. A u mnie tylko borówki obrodziły i winogrona ciemne ale jeszcze nie dojrzały. Reszta mizerna, prawie cztery tygodnie nieobecności zrobiły swoje, fasolka przejrzała, pomidory pospadały, ogórki zżółkły, jeszcze cukinie się bronią. Na przetwory za mało ale na objadanie się dość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A u mnie z kolei borówki były marniutkie a winogrona będą jasne, ale też jeszcze nei dojrzały!
      Tak, wszystko dojrzewa teraz, przejrzewa i opada błyskawicznie. Wystarczy, że trzy dni nie wejdę w ogórki a tam juz witają mnie istne kolosy!
      Ech, bardzo fajnie i ciekawie spędziłaś pierwszą połowe lata, Krystynko! Czasem dobrze jest sie gdzies wyrwać i cos nowego poznać, z ludźmi sie interesującymi spotkać! Nie zawsze ogród najwazniejszy!:-)

      Usuń
  7. Myślałam, że nie lubię nic czarnego, a tu niespodzianka - uwielbiam Wasz czarny bez. Zamówienie złożone i mam nadzieję, że przyjęte.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo sie cieszę, że uwielbiasz nasz czarny bez. I bez też sie cieszy, gdy tak miłe rzeczy o sobie słyszy. Wtedy jeszcze piękniej dojrzewa i jeszcze lepiej smakuje!
      Zamówienie, rzecz jasna, przyjęte!:-))

      Usuń
  8. Olgo, u nas to samo, dopiero co skończyły się maliny, a już są gruszki, jabłka i jezyny. I do tego tyyyyle grzybów! Nie pamiętam takiego lata, a mieszkam na Pogorzu Dynowskim 6 lat. Maliny znosilam wiadrami, aż mi szkoda było, że nie mogłam zebrać wszystkich. A przecież zaraz będzie drugi wysyp, to jakieś szaleństwo tego roku:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, istne szaleństwo w tym roku! Nadązyć nie sposób ze wszystkim!Letnia pora mozna by właściwie życ samymi owocami i warzywami!I właściwie tak powinno sie robić, ale człowieka niestety i inne rzeczy kuszą!:-)

      Usuń
  9. Podziwiam Waszą wytrwałość, poradzić sobie z przetworzeniem tylu darów natury to naprawdę sztuka. Swoją drogą niesamowity ten urodzaj. A przecież ostatnio były susze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O suszy dawno już tu zapomnieliśmy, bo już chyba od miesiąca mamy tu deszczową pogodę. Teraz jeszcze doszły upały a w takich warunkach wszystko błyskawicznie dojrzewa.Wszystkiego nie damy rady przetworzyć, ale staramy się by jak najmniej sie zmarnowało!:-)

      Usuń
  10. Aż mnie zaczęło strzykać w kręgosłupie jak czytałam post :-) Ogrom pracy, ale te butelki i słowiczki jak żołnierze na półeczkach, te kolory, faktury, smaki. Zimą będziecie jak hobbity w waszym Jaworowie. One też lubią dobrze i smacznie pojeść i zapobiegliwe są bardzo. Pozdrawiam z Podlasia, u nas też taki urodzaj, a w lasach kurki, kurki, kurki :-) Dbajcie o kręgosłupy :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dosc męcząca, ale i satysfakcjonująca praca, bo na bieżaco widać jej efekty. Te kolorowe słoiczki i buteleczki bardzo sie zimą przydają. Mówisz, że jak hobbity jesteśmy? Fajne porównanie i chyba trafne, bo to w młodosci nawędrowaliśmy się prawie jak Bilbo i Frodo a od ośmiu lat budujemy swój zywot w naszym podkarpackim Hobbitowie-Jaworowie! A poza tym sporo we mnie z Frodowej nostalgii...
      U Was kurki? Mniam, mniam! Musimy i my wkrótce wyprać sie na leśne szperanie!:-))

      Usuń
  11. Czytam jak bajkę, ja, która tęsknię za prawdziwymi papierówkami i śliwkami węgierkami. Wiem, że praca związana z domową manufakturą jest ciężka, ale założę się, że będziecie wspominać ten czas wyjątkowo ciepło. Prezent od natury za pracę. Jestem zachwycona zdjęciami, pozdrawiam gorąco.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Papierówki już sie kończą, śliwek ilości nieprzebrane, dojrzewają jabłka z moich starych jabłoni. Cydr bulgocze i bulgocze!Czarny bez coraz czarniejszy.Szkoda, że mieszkasz tak daleko, bo bym Cię chętnie poczęstowała moimi przetworami!:-)
      Roboty ogrom przed nami. Taki to intensywny, pracowity czas. Trzeba zrobić co jest do zrobienia i cieszyc się z efektów.
      Bardzo się cieszę Eulampio, że podobaja Ci sie zdjęcia!:-)
      Pozdrawiam Cię serdecznie o mglistym na razie poranku!:-))

      Usuń
  12. ale się tam fajnie macie :) i pracowicie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się ma ogród i sad owocowy, to radosci jest wiele a roboty jeszcze więcej. Ale tak właśnie powinno chyba byc!
      Pozdrawiamy Cię serdecznie, Lucynko!:-)

      Usuń
    2. Chyba tak :)... Buziaki dla Was :*

      Usuń
  13. W tym roku jest bardzo dużo owoców nawet u nas. Zaczyna powoli brakować słoików a maliny dopiero co dojrzewają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niesamowicie urodzajny ten rok! Ja będę musiała słoików dokupic. A mąż dodatkowych półek narobić, żebyśmy mogli to wszystko gdzieś upchnąć!:-)

      Usuń
  14. też za duzo słoików robię ostatnio.... czas przystopować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko jak tu przystopować, skoro tyle tego dobra dojrzewa na drzewach i krzewach?:-)

      Usuń
  15. Właśnie się zastanawiałam dlaczego cisza u Ciebie na blogu...
    U mnie z powodu suszy mniej jabłek niż w zeszłym roku, za to grusze obrodziły :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, na razie nie bardzo mam czas na pisanie.Bardzo pracowity mam czas w zwiazku ze zbiorami owoców i ich przetwarzaniem.
      Obrodziły u Ciebie grusze? To też pewnie będziesz zamykać je w słoikach. Pyszne są musy gruszkowe albo gruszki w syropie...

      Usuń
  16. Bardzo pracowite u Was to lato, za to zimą będzie przyjemnie sięgnąć po te soczki, dżemy, cydr (bardzo lubię) i powrócą zapachy i smaki tego lata.
    Nam zostają sklepy i czytanie etykietek na słoiczkach i butelkach. Zastanawianie się nad wyborem tego gdzie mniej chemii, odganianie pytań: czy tam jeszcze są jakieś owoce czy już tylko sama chemia?.
    U Was urodzaj owoców, a u nas w sklepach jakoś tego nie widać. Truskawki były nawet sporo, ale kwaśne i dużo było nadpsutych z kilograma pozostawało po przebraniu dużo mniej. Pojedliśmy trochę czereśni, dopóki kosztowały 11-13zł za kilogram, nadal kuszą piękne, słodkie wielkie, ale 20zł za kilogram:-( Maliny, borówki w malutkich pudełeczkch, porcje jak dla dziecka, po 10zł za pudełeczko... W sieciówkach w obfitości banany, kiwi, arbuzy, nawet pomarancze i inne zamorskie owoce, a na dobre jabłko trzeba zapo!ować. Po rodzime owoce trzeba jechać na rynek, a to spory kawałek jazdy tramwajem i dźwiganie w siatkach w tym upale i duchocie odpada. Pozostaje tylko "jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma":-))) No i oglądanie tych pyszności na Twoich zdjęciach, czytanie i przypominanie sobie jak to wszystko smakuje i pachnie.
    Uściski serdeczne posyłam***
    Marytka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zimą będzie co wyjadać ze spizarki (i kolejne kilogramy przybędą, niestety bo większosc przetworów ma duży dodatek cukru!).Najlepiej, najzdrowiej jest jeśc owoce na świeżo, ale, ile można jeść?:-) Troche sliwek pewnie zamroże, ale moja zamrażarka nie jest z gumy!:-)
      Tak, ja też obserwuje w sklepach to, że owoce są dziwnie drogie, choć jest ich taki nadmiar. Ciekawa jestem, czy jesienią ta tendencja sie odwróci, gdy dojrzeją rózne odmiany jabłek i gruszek.
      Na owoce cytrusowe nie mam teraz absolutnie ochoty. To jest dobre zimą, gdy nie ma nic innego.
      Pogoda nas nie rozpieszcza. Co dzień pada (a coraz gorecej przy tym!).W ogrodzie mokrawica straszna. Gałezie czarnego bzu i śliwek zwisają juz do ziemi, tak je ulewy do ziemi przyginają.Coraz wiecej owoców spada.
      Kolejny, pracowity dzionek przed nami.Uff!:-)
      Pozdrawiamy Cię serdecznie, Marytko!:-)***

      Usuń
    2. Ojej! Współczuję robienia przetworów w takiej duchocie. U nas też gorąco i parno, ale ze słońcem. Ściskam Wasze spracowane łapki, jak P. Gosia:-), a Ciebie mocno przytulam*.
      Źle znoszę te upały. Zrobiłam się gorsza w marudzeniu od Barbary Niechcic:-). Ucieka ode mnie wszystko co żyje, ale już wolę upały i duchotę ze słońcem niż z deszczem. Nawet mój tabek momentami świruje:-)
      Buziaki! Marytka

      Usuń
    3. Ja też źle znoszę upały, szczególnie te połączone z dużą wilgotnością powietrza. A z tego, co zapowiadaja w prognozach nadal ma byc właśnie taka pogoda.
      Ech, Marytko!Czasem i pomarudzic trzeba. Lepiej powiedzieć, co sie ma na wątrobie, niz ściskać to w sobie.Nic co ludzkie nie jest nam wszak obce.
      U nas Internet świruje od upałów. Wszystko sie przegrzewa, to i ten biedak ledwo juz dycha!
      Dużo serdecznosci zasyłam Ci w pierwszy dzien sierpnia!:-))

      Usuń
  17. WOW!!! Rozumiem, ze manufaktura bo to wszystko wyroby Waszych wlasnych rak, ale dla mnie wyglada jak wytwornia:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Manufaktura działa pełną parą! Tylko pogoda dobija, bo deszcz codziennie i upał coraz gorszy!No istna sauna!
      Buziaki serdeczne dla Ciebie, Marylko!:-))

      Usuń
  18. Czyżby nas wszystkich opanowała gorączka "przetworowa"?:-) no ale z drugiej strony jak zostawić tyle plonów na zmarnowanie, drzewa łamią się pod ciężarem owoców, moje stare śliwki już bardzo okaleczone, teraz zbieram gruszki do beczki, będzie destylat, do nalewek:-) pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dobre okreslnie - "gorączka przetworowa". Cóz począć, skoro tyle w tym roku owoców, że najstarsi ludzie takiej ilosci nie pamietają? trza przetwarzacco się da. Destylat z gruszek, mówisz? Ciekawe! Trzeba i nam sie nad czyms takim zastanowić, bo nas wprost sliwki zalewają.
      Marysiu!Pozdrawiamy Cię serdecznie o mglistym poranku!:-)

      Usuń
  19. Olgo, a czy możesz zdradzić, jakiej marki jest ten twój wyciskacz?
    Myślę o zakupie od jakiegoś czasu, ale mam kłopoty z wyborem, a jeżeli coś jest sprawdzone i działa dobrze, to zawsze łatwiej podjąć decyzję, niż tak bez podstaw.
    U nas na szczęście sad jest młody. Ale już zaskoczył nas papierówkami i letnimi jabłkami. Tu by się przydał wyciskacz.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że mogę!:-) To jest BLAUPUNKT. Wyciskarka pozioma kupiona przez Allegro. Ma fajne dodatki dzięki, którym mozna nie tylko wyciskać, ale i kroic na plasterki albo trzeć jak na tarce. Spisuje sie, jak na razie, dobrze. Soki z wyciskarki są inne niz z sokowirówki czy z sokownika parowego. Z wyciskarki lecą soki mętne, z zawiesiną owocową i z dużą ilością piany.Nam to akurat nie przeszkadza a wręcz przeciwnie. Taki świeżo wyciśniety sok z jabłek - pycha!:-)

      Usuń
  20. A u mnie zupełna owocowa posucha ! Sad dopiero posadzony, jedyna stara reneta rodzi co trzy lata, borówki amerykańskie zjadły jelenie, maliny posadzę dopiero, tylko malutkie śliwki teraz dojrzały, więc zabieram się za nie. Ogórki miałam do tej pory trzy ! siałam drugi raz. Pomidory na szczęście wyszły super - zjadamy i rozdajemy, a już w ten weekend zacznę je przerabiać.Jak też papryki, cukinie etc.. warzywa mam. Chyba zostanę Twoją klientką Olu. Serdecznie pozdrowienia z lasu ślę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z borówek i my nie mielismy pociechy, bo sie zawiązało zaledwie parę owocków. Prawdziwy wysyp malin dopiero przed nami, bo mam późną odmianę. A odmiany wczesnej miałam niewiele. Ogórków u nas ogrom, za to pomidory bardzo powoli dojrzewają. Czyli u każdego jest z tym róznie. Urodzaj zależy od wielu czynników. Najwiecej pewnie od pogody. Twój młody sadek, Andziu za parę lat pokaze swoje możliwosci. Nasze papierówki posadzone dwa lata temu dały nam w tym roku kilka kilogramów pysznych owoców.Ale bez czarny i śliwki to w tym roku istna nawała bez końca!:-)
      (Jesli rzeczywiscie chciałabyś cos z moich przetworów, to daj znać!:-)Chętnie sie podzielę!:-)
      Uściski serdeczne z mojej górki zasyłam!:-))

      Usuń
  21. Nie wiem jak było u ciebie ale u mnie w zeszłym roku późno wiosenny przymrozek unieruchomił owady i nie zapyliły kwiatów, nie mieliśmy żadnych owoców, nawet mirabelek, u niektórych wręcz przemarzły drzewka owocowe :/. I tak sobie myślę, że w zeszłym roku odpoczęły i jak przyszła tegoroczna pogoda ciepła a nawet gorąca to te drzewa wystrzeliły a owady mocno zapylały i stąd ogrom owoców u nas. Też mamy ten problem i nie mamy się z kim podzielić. Nawet byśmy zawieźli do domu dziecka, ale oni oczekują gotowców i owoce, z którymi musieliby coś zrobić ich nie interesuje. Więc dostaną kury... przykre ale prawdziwe.
    czytam dalej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Agatku - przez majowe przymrozki u mnie w zeszłym roku było dokładnie to samo. Prawie żadnych owoców poza czarnym bzem i kaliną nie miałam.Parę kilo jabłek i gruszek - mizerota.
      Masz racje, że to pewnie drzewa odpoczęły i dlatego w tym roku tak dużo wszystkiego.
      Jak tak napisałam o tym domu dziecka, w któym nie są chętni na Wasze owoce, to mi sie przypomniała zaraz ksiazka "Drewniany różaniec" N.Rolleczek, opisująca biedę, głod i koszmar przedwojennego sierocińca. Tam wzięliby z radoscia wszystkie owoce i jeszcze zaprzęgli dzieci do pracy przy ich przetwarzaniu. Teraz czasy zupełnie inne. Dzieci mają wszystko i nikt ich do pracy nie przymusza. Tylko tych jabłek i gruszek szkoda...

      Usuń
  22. Ależ u Was zapasów. Chociaż muszę się pochwalić, że i u nas ze swojskich wiśni wyszło 56 słoików przetworów. Tak, ten rok jest wyjątkowo urodzajny...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 56 słoików wiśni?! Ho, ho! Gratulacje! Ileż było tego drylowania, wyobrażam sobie! Ja tez duzo dryluję, ale sliwki, z nimi troche łatwiej niż z wiśniami.
      Pozdrawiam ciepło, Karolinko!:-)

      Usuń
    2. Kuchnia do dzisiaj nosi ślady drylowania. A dzisiaj obliczyliśmy, że wyszło nam 24 słoików ze śliwkami.

      Usuń
    3. No tak, w trakcie drylowania pryska na wszystkie strony! U mnie z kolei kuchnia w fioletowych plamkach i kropkach od codziennego przerobu czarnego bzu!:-)
      24 słoiki ze śliwkami? Karolinko- podziwiam i ściskam spracowane rączęta!:-))

      Usuń
    4. A ostatnio rodzice dowieźli jeszcze aronie i pierwszy raz zdecydowali się na nalewkę z tych owoców. Oczywiście wszystko robią z duszą na ramieniu, bo nikt z nas nie wie co z tego wyniknie

      Usuń
    5. Na pewno świetnie wyjdzie Twoim rodzicom nalewka! Trzeba wierzyc w sukces!:-) Moje sąsiadki robią (bo maja dużo krzewów aronii) i ich nalewki są przepyszne!Ja w tym roku zrobiłam nalewkę z wiśni! Też dobra!:-)

      Usuń
  23. Zgłosiłam się :) mam już tylko 3 słoiczki bzu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chętnie dopiszę Cię do listy zamówień, Kocurku!:-))

      Usuń
  24. Piękna Twoja spiżarnia, Olu :) Masz rację, trzeba to przerobić ,zostawiać na zmarnowanie się można, bo przyjdą lata uboższe w owoce i wtedy będzie jak znalazł :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spiżarka pęka już w szwach. Przydałaby sie jeszcze jedna!:-))
      Tak, Lidko! Pewnie w przyszłym roku nie będzie tylu owoców, co w tym. Trzeba zatem odgonic lenia, zewrzeć szyki, mocno zakazać rękawy i działać w pocie czoła na niwie przetwórczej ile sił w dłoniach i kręgosłupie!:-))

      Usuń
  25. Uau, az sie zaslinilam do pasa :). Wprawdzie robota dosc katorznicza, ale zmarnowac tyle pysznosci tez bym nie miala odwagi, byle tylko zdrowai przy tym nie nadwyrezyc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo też pychotki to są prawdziwe a najważniejsze, że bez żadnej chemii! Robota rzeczywiscie katorżnicza, ale przeciez nie co roku jest taki urodzaj. Działamy zatem, ile sił!:-)
      Uściski serdeczne zasyłamy!:-))

      Usuń
  26. Hi !Gdzies przeczytalam ze WIES NIE JEST DLA LENIWYCH LUDZI-i to prawda jest!!! pozdrawiam serdecznie lapki sciskam p.Gosia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wsi wszystko zależy od pracy własnych rąk. Przez ciepłe miesiące praca jest na okrągło. Dopiero zimą można odpocząć. Do zimy jednak daleko a pracy jak na razie nie ubywa!:-)
      Serdecznie ściskamy Twoje łapki, Gosiu!:-))

      Usuń
  27. A ja wczoraj marynowałam gruszki;) Jeszcze przede mną zmagania z ogórkami;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nigdy nie jadłam marynowanych gruszek. A słyszałam, że dobre!:-)

      Usuń
  28. I ja pozdrawiam wakacyjnie. Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za pamieć Dorotko i również pozdrawiam serdecznie!:-)

      Usuń
  29. Dajcie znać, czy żyjecie :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost