Popadało!
Nareszcie obficie zlało u nas ziemię a zdaje się, że to jeszcze nie koniec
opadów, bo i dzisiaj niebo po słonecznym poranku zaczyna znowu się chmurzyć. I
bardzo dobrze! Tutejsza spieczona ziemia wchłonie każdą kropelkę i odwdzięczy się
krystalicznie czystym powietrzem oraz obfitością kolorów i roślin w ogrodach, w
lasach, na polach i łąkach. Już tak jest! Wszystko pachnie. Ziemia nareszcie
oddycha z ulgą! A obfitujące we wszelkie odcienie szarości niebo obiecuje
kolejną, sporą porcję dobroczynnej wody.
Wieczorami wychodzę
do ogrodu z wiaderkiem wypełnionym do połowy wodą z solą i pracowicie zbieram z
grządek i trawników ślimaki. Ich obecność oraz ślimacza żarłoczność to jedyny
minus deszczu. Jednak zbierając ohydne pomrowy mam okazje dokładnie obejrzeć
sobie rosnące jak na drożdżach warzywa i kwitnące coraz to nowe kwiateczki,
zerknąć w górę, na drzewa owocowe oblepione jak jeszcze nigdy jabłkami,
gruszkami i śliwkami. Popatrzeć na rozległe przestrzenie łąk i lasów dookoła. Zachwycić się cudownym aromatem będących właśnie w pełni
rozkwitu lip, róż oraz bogatej w
niepowtarzalną, oszałamiającą wręcz woń liliowej, drobnokwiateczkowej, jakże
niepozornej z wyglądu maciejki. Tego
roku posiałam maciejkę gdzie tylko się dało, w doniczkach i na grządkach. Mam nadzieję,
że będzie kwitnąć całe lato i otulać cały ogród w swój najwspanialszy na
świecie, niemożliwy wręcz do opisania zapach.
Moja mama kochała zapach maciejki
i ja też od kiedy tutaj mieszkam nie wyobrażam sobie bez niej wiosenno-letnich
wieczorów. Maciejka to wspaniały przykład na to, że naprawdę skromna,
nierzucająca się w oczy roślinka może pozytywnie zaskakiwać i zachwycać
bardziej niż pyszniące się bogatym wyglądem róże, piwonie czy lilie. Tak samo
bywa też z ludźmi! Jak często zdarza się, że te cudownie piękne dziewczyny,
przy bliższym poznaniu wiele tracą. Szybko rozczarowują, nudzą i odstręczają od
siebie a ta ich niezwykła uroda okazuje się tylko profesjonalnym makijażem,
maską za którą nie kryje się nic wartego zgłębiania. Natomiast te niepozorne
okularnice, nieśmiałe, szare myszki pochylone nad jakaś lekturą albo pracą, we
właściwy sposób zagadnięte a później cierpliwie oswojone okazują się ciekawe i
pełne rzadkiego blasku. Tylko musi znaleźć się ktoś, kto będzie chciał poznać
je lepiej, nie zrażać się brakiem papuzich barw oraz hollywoodzkiego uśmiechu
za milion dolarów!
Wcześnie rano
wybiegam z domu w gumiakach i koszuli nocnej. Z mokrej trawy woda aż skacze
kropelkami wysoko do góry. Osiada diamentowym lśnieniem na każdym liściu i
owocu. Nawet siatkowy płotek ozdabia w przyciągające oko brylantowe błyski. W
porzeczkach lśni pąsowo słoneczny promień a z dojrzewających owoców młodej
trześni, poruszonych przez kilka żarłocznych szpaczków spada na mnie zimny
prysznic. Śmieję się i piszczę zaskoczona a potem uciekam dalej.
Lecę do kurzej
części ogrodu. Za mną nieodłączne Misia i Hipcia. Tam psiakom wchodzić nie
wolno, bo znając ich dzikie zapędy zaraz napadłyby na biedne kurki i marny
byłby los mego drobiu. Zostają za bramką, wiernie czekając tam na mnie. Wypuszczam
kury z kurnika. Wsypuję im pszenicy do karmnika. Kogut od razu donośnie nawołuje
wszystkie swoje żony.
Przemierzam mokry trawnik. Krople wody znowu tańczą i
podskakują wysoko. Mijam kwitnące teraz jadalne kasztany. Oglądam krzaki pomidorów, które po wczorajszej ulewie ugięły
się nieco i chyba o kilkanaście centymetrów urosły. Podwiązuję je po raz już
chyba czwarty tej wiosny. Zerkam też na rosnące obok cukinie. One również wydają
się większe niż wczoraj. To samo jest z dyniami, kapustami i ziołami na grządce w
kształcie łezki. Nigdy jeszcze nie miałam tak bujnej i wysokiej mięty jak w tym
roku.
Spoglądam na
przyległy do budynku gospodarczego warzywnik. Oho! Koperek wygląda coraz lepiej.
Cudnie perlą się na nim kropelki deszczu. Nareszcie porządnie podlane wyrosły ładnie buraczki, papryki,
sałata i fasolka. Ogórki też zaczynają
wypuszczać już wąsy. Oj, czuję, że urodzaj w tym roku będzie ogromny. Co ja z
tym wszystkim pocznę?!:-)
Koty się
pobudziły. Miałczą do mnie na powitanie ze strychu, na którym sypiają w letniej
porze. Zaraz przyniosę im świeże jedzonko. Wygłaskam porządnie. Tymczasem Misia, ta nasza cyrkówka sprawnie wspina się do nich po drabinie. Byleby
być bliżej, powąchać albo i kłapnąć szczęką. Żaden z pozostałych naszych psów
nie potrafi się wspinać. Nawet nie próbują takich sztuczek. Zresztą im koty nie
dziwne, widziały je nie raz. Wiedzą dobrze, kto zacz. Nie raz pewnie spotkały się z
ich ostrymi pazurkami, więc nie pchają się do nich wcale. Misia zna tylko koci zapach, słyszy wydawane
przez nie dźwięki. To dla niej wciąż fascynująca, nierozwiązana zagadka. Dlatego
rozmiałczany strych jest dla niej nieodmiennie silnym wabikiem. Nie wiedząc jak wysoko
wchodzi, nie boi się widocznie tej wysokości. Dobrze, że drabina kończy się z pół metra
przed wejściem na strych, bo i tam by pewnie się dostała i szalała za kotami
skacząc po stosach siana. Czym prędzej odwodzę ją stamtąd stanowczym wołaniem”
Misia, złaź! Złaź szybciutko!” Posłusznie złazi natychmiast ta moja
kochana mądralka. Jest najmniejsza i najlżejsza z wszystkich psów. Dlatego czasem
jeszcze z wysileniem biorę ją na ręce. Teraz też całą w emocjach przypada do mnie i wspina się aż do piersi
prosząc bym ją dźwignęła i popieściła chwilkę. Mokrusieńka jest okropnie, ale
tulę ją mocno do siebie, całuję w białą główkę, szepczę parę miłych słów na uszko a potem znowu stawiam ten słodki
ciężar na trawie. Biegnie za mną w podskokach do domu.
Jestem kompletnie
przemoczona. Muszę się przebrać i wyjąc pranie z pralki, bo słyszę, że właśnie się
skończyło. Powieszę je na dworze, bo nawet gdyby znowu popadało, to je tylko
lepiej wypłucze a gdy wiatr pogórzański je przewieje i wysuszy porządnie, to
pachnieć będzie piękniej niż wszystkie płyny do płukania razem wzięte.To będzie zapach łąk, traw, świeżego siana, wody, ziemi
i nieba. Czy ktoś na świecie potrafi zrobić perfumy o tak cudownym aromacie?
Oto początek
dnia, do wieczora wydawałoby się tak wiele jeszcze godzin. Jednak przelecą one
w try miga na pracy w ogrodzie, na zakupach, gotowaniu, myciu naczyń, sprzątaniu,
karmieniu zwierzaków, być może też spacerze do lasu w poszukiwaniu pierwszych
prawdziwków oraz pisaniu dalszego ciągu „Karczmy na rozstaju dróg”, o ile oczywiście czas
pozwoli i najdzie mnie kolejna fala natchnienia. Piszę te moją "Karczmę" już od pół roku. Za mną już 31 części a końca tej toczącej się podczas drugiej wojny światowej historii póki co nie widać! Ale dobrze mi się pisze, więc póki mam pomysły na ciąg dalszy, będę kontynuować tę opowieść...
Tymczasem kolejny dzionek roztacza przede mną swe wyzwania, nadzieje i obietnice. A potem znowu przyjdzie
wieczór i jak nie będzie padać, to wyruszę z wiaderkiem ze słoną wodą na obchód
moich włości…
W imieniu swoim i Cezarego pozdrawiam wszystkich serdecznie życząc obfitego deszczu tym, którzy czekają na deszcz oraz życzliwego słońca tym, którzy stęsknili się już za jego promieniami!:-)
O tak deszcz zbawienny i u nas padał i teraz też kropi. Pięknie przedstawiłaś swoją roślinność. Przypomniały mi się pobyty u moich krewnych na wsi w dzieciństwie. Misia niesamowita i zwinna nadrabia brak wzroku. Radzi sobie świetnie - pieszczocha. Wyobrażam sobie ten rozchodzący się zapach maciejki. Czyż nasz bliski świat nie jest piękny, gdy tylko człowiek nie niszczy, a żyje zgodnie. Pozdrawiam Was serdecznie.
OdpowiedzUsuńOtóz to, Oleńko! Nasz bliski świat jest piękny, tylko trzeba umieć to dostrzec i pielęgnować a nie niszczyć, wycinać, zasmradzać spalinami i chemicznymi wyziewami, zasypywać górą śmieci czy pokrywać betonem. To niby takie proste a tak trudne do wykonania. Dlatego tak lubię tę moją wysepkę zieleni, gdzie udaje nam sie życ w zgodzie z naturą i nie szkodząc jej, po prostu cieszyć sie tym wszystkim, co jest dookoła.
UsuńOboje pozdrawiamy Cię serdecznie!:-)
No cóż, na usta ciśnie mi się taki komentarz:
OdpowiedzUsuńChwała Temu, który stworzył trawę, maciejkę, krople deszczu na liściach kapusty, drzewka owocowe, kurki, Misię i Olgę Jawor!
Tak, chwała, bo przecież te proste, zwyczajne sprawy, te codzienne maleńkie zachwycenia są najlepsze, najcenniejsze a tak często przegapiane jakby ich wcale nie było. Olga Jawor stara sie takie skarby dostrzegać, doceniać i opisywać i cieszy się, że ma sie z kim dzielić swymi wzruszeniami!:-)
UsuńAle pięknie! Mieszkasz w raju. Wiem ile pracy trzeba było włozyć, żeby wszystko tak wygladało, tym bardziej cieszy to wszystko, co sami stworzyliście. Tak to wszystko pokazałaś, że sama miałam ochotę iść się przebrać po tuleniu Misi i kroplach rosy:) Kogut nawołuje swoje zony, kot wygląda ze stryszku, warzywa i owoce takie bujne. Zupełnie inaczej niż u mnie, gdzie są wielkie przestrzenie wystrzyżonych trawników i tylko niekłopotliwe krzewy pod domem. Dlatego bardzo tęsknię za nieskrepowana roslinnościa, za Polską. Koleżanka przysłała mi nasiona maciejki, wyrosła taka biedna, chora jakaś i ledwo pachniała. Nie będę już jej katować tym klimatem, a też uwielbiam jej wieczorny zapach. Porównałaś krzykliwe, kolorowe kwiaty do wyczarowanego kosmetykami piękna dziewczyn. Krótko trwa takie piękno nie wsparte inteligencją i głębszą myślą. Jest rozpaczliwe, bo od wyglądu uzależniają wszystko, starzenie się będzie trudne. U mnie pysznią się mieczyki własnie, kolory niesamowite, zaraz lilie pachnące zakwitną. Świetnie się mają aksamitki, bo to kwiat pochodzący z Meksyku, na słońcu wyrasta jak krzew. W sklepie ogrodniczym jest zatrzęsienie tropikalnych roślin, dla mnie to jak spacer po ogrodzie botanicznym, wszystko wymagają 6-8 godzin słońca dziennie. A potem daja radę nawet w czerwonej glinie Georgii. To tez lubię, ale tylko polskie łąki , sady i lasy kocham i juz.
OdpowiedzUsuńSą takie chwile, gdy i ja wyraźniej niż zazwyczaj uświadamiam sobie, że mieszkam w pięknym, dajacym mi dużo powodów do zachwytów miejscu. Zazwyczaj dzieje sie tak, gdy wyjadę stąd do miasta i męczę się tam pośród murów, betonów, tłumów i kakofonii zapachów oraz głosów. Tutejsza cisza i bliskosc natury jest mi wówczas ogromnym wytchnieniem. A takie poranki prostą, nieomal dziecięcą radoscią.
UsuńTak, maciejka nie lubi upałów i suszy. Dobrze czuje sie chyba tylko w klimacie umiarkowanym. Posiałam też groszek pachnący, bo też bardzo lubie jego aromat, ale jest jeszcze malutki i do kwitnienia mu daleko.
U Ciebie z kolei inne rzeczy sie udają i rosną lepiej niz w polskim klimacie. Tak to już jest, że nie można mieć wszystkiego a człowiek zawsze teskni za tym, czego nie ma...
Nie wiedziałam, że aksamitki pochodzą z Meksyku i mogą wyrosnąc w duzy krzew. Niesamowite!
U mnie znowu potęznie lało przez całą noc a i teraz słyszę w oddali jakieś grzmoty! Niech leje, bo zapowiadają, że lipiec będzie w tym roku wyjątkowo suchy!
Serdeczne usciski Ci zasyłam do gorącej Georgii o chłodnym i mokrym, podkarpackim poranku!:-))
Pięknie opisujesz poranek po deszczu. Ech, chciałabym tak sobie pomieszkać przez jakiś czas, kiedyś w domu z ogrodem miałam przynajmniej namiastkę tego. Maciejkę uwielbiam, ale piania koguta nad córką śpiącą w wózeczku pod drzewem, wspominam raczej niemile.:-) Misia na drabinie jest niesamowita.
OdpowiedzUsuńJak człowiek długo czeka na deszcz i się go w końcu doczekuje, to cieszy sie jak dziecko! A tym bardziej, gdy dostrzega, że wszystkie rośliny cieszą się tak samo.
UsuńO tak, kogut swoim pianiem potrafiłby każdego chyba obudzić. Jednak jest on opiekunem stada i wszystkie dźwięki, jakie wydaje mają duze znaczenie dla jego wiernych żon!:-)
Wspaniale wszystko opisałaś, jakbym z Tobą spacerowała po Waszych włościach... Ogrom włożonej pracy daje efekty, cudownie u Was.:) U mnie po deszcz obsypało mszycami, które sieją spustoszenie. Deszcz jeszcze by się przydał, bo za głęboko nie przemokło. Przesyłam serdeczne pozdrowienia dla Was i głaski dla czworonogów. Misia na drabinie - super akrobatka.:)
OdpowiedzUsuńDziękuję Lenko za miłe słowa!:-) Taki duży ogród rzeczywiscie wymaga ogromu pracy, ale potem i radosc jest ogromna, gdy widzi sie, jak wszystko pięknie rośnie.
UsuńU mnie też widuję mszyce. Nie jest ich w tym roku szczególnie dużo, tym niemniej jak widzę oblepione ich czarnymi ciałkami łodygi lubczyku czy pietruszki martwię sie o moje warzywa. Próbujemy pryskać nasze rośliny mocnym wywarem z wrotyczu. Może i to troche na mszyce pomaga?
Pozdrawiamy Cię serdecznie, Lenko!:-)
Bardzo mnie wzruszyłaś tym postem. Opisałaś tak pięknie wszystko co kocham i co bliskie memu sercu. Uwielbiam wprost zapach maciejki, kilkakrotnie wysiewałam do doniczek albo skrzynek na balkonie. Niestety bezskutecznie, nie chciała rosnąć. Moje sąsiadki też próbowały i tylko jednej udała się taka sztuka, i tylko raz. Dla tego zapachu mogłabym cały wieczór aż do nocy przesiedzieć na balkonie.
OdpowiedzUsuńA pianie koguta miałam kiedyś nagrane na kasecie i jak mocno zatęskniłam, włączałam kasetę, ale to nie to samo niestety. Po dłużych pobytach na wsi u babci albo wujostwa zawsze brakowało mi tego naturalnego budzika, zapachu maciejki, piwonii, gdakania kur, wieczornego szczekania psów, zapachu trawy przesyconej słońcem, muczenia krów, owoców jedzonych prosto z krzaka albo drzewa, no i tych leniwych niedziel zalanych słońcem, wypełnionych zapachem ogrodu i obiadu gotowanego przez babcię. Jadło się go potem na ganku. Ach jak on smakował.
Oczywiście z radością odsłuchałam piania Twojego koguta. Zaskoczyła mnie odwaga Misi i jej chęć poznania nieznanego. Odważna Ta Wasza sunia.
Zapach wysuszonego wiatrem i przesiąkniętego powietrzem prania, ta naturalna świeżość, której nie zastąpią żadne płyny i proszki. Kiedyś wieszalismy pranie na balkonie. Od lat tego nie robimy, zdarzały się różne, niemiłe niespodzianki w prezencie od nieuważnych sąsiadów z góry i całe pranie szło jeszcze raz do pralki. A czasami pewnych plam nie można było doprać.
Tak miło było pochodzić z Tobą rano po ogrodzie, przypomnieć sobie jeszcze raz te wszystkie zapachy i odgłosy. Dziękuję:-)*
Marytka
Cieszę się Marytko, że tak Ci sie ten post spodobał!:-)
UsuńMaciejka zdaje się lubi półcień i częste podlewanie. A nie potrzebuje jakiejś szczególnie bogatej w składniki mineralne ziemi, bo u mnie rośnie nawet na gliniastej, twardej dośc glebie. Szkoda, że na Twoim balkonie się nie udaje.
I ja bardzo lubie wszystko to, co swojskie i naturalne. Panie jednego koguta, to nic. Kiedys mieliśmy i dwadzieścia parę kogutów jednoczesnie. To dopiero było pianie!:-)
Uwielbiam jedzenie owoców prosto z krzaka czy drzewa. Moja mama zawsze mnie przed tym przestrzegała, bojac sie brudu i bakterii, ale tutaj na Pogózu jest tak czyste powietrze, iz mam wrażenie, że nic mi nie grozi, gdy objem sie porzeczkami wprost z krzaka czy własnymi czereśniami!
Nie wiem czy u Misi to kwestia odwagi, czy niewiedzy. Ona po prostu nie ma pojęcia jak wysoko sie wspina. Nigdy jeszcze nie spadła, bo pewnei wtedy by sie jej od razu odechciało tej akrobatyki!:-)
Powieszone wczoraj przeze mnie pranie nadal wisi - kompletnie przemoczone - bo przez całą noc lało i nadal leje!:-)Ale niech leje! Nie narzekam, bo po pierwsze nie mam na sznurkach nic pilnego a po drugie podobno w lipcu znowu mają być susze!
Pozdrawiam Cie ciepło, droga Marytko i dobrego dnia zyczę!:-)*
O mamuniu:-) Oleńko, piania dwudziestu kogutów to chyba bym jednak nie polubiła pomimo, że tak to pianie lubię. Znam takich, którzy własnego koguta nieraz chętnie umieściliby w garnku na rosół za to pianie:-))
UsuńZastanawiałam się nad maciejką. Napisałaś, że lubi półcień, tak podejrzewałam kiedy nie udało mi się jej wyhodować na naszym balkonie. Jest bardzo nasłoneczniony, już od wczesnego południa mamy na nim słońce aż do wieczora. Musimy zaciągać rolety i zamykać okna. Dopiero pod wieczór aż do nocy otwieramy okna żeby wywietrzyć. Po południu nie da się na tym balkonie wytrzymać dłużej niż kilka minut oczywiście kiedy jest słońce. Jest wiele kwiatów, które się na naszym balkonie nie utrzymają ze względu na duże nasłonecznienie. Pewnie z maciejką jest tak samo.
I u nas w końcu spadł deszcz, a od rana już słoneczko mamy.
Pozdrawiam Was serdecznie:-)
Marytka
W czasach gdy mieliśmy tyle kogutów i kur było tu mrowie. W porywach nawet ponad setka. Niestety, potem jakaś bakteria zdziesiątkowała nasze spore stadko a potem jastrzębie, myszołowy i lisy dokończyły dzieła. Koguty oczywiście w większości poszły na rosół, ale jeszcze do zeszłego roku mieliśmy dwa, bardzo ze sobą zaprzyjaźnione kogutki. Niestety, jednego z nich porwał jastrząb i teraz ten jedyny ocalały opiekuje się naszym malutkim stadkiem kurzych staruszek.
UsuńCiekawe, czy gdybyś posiała maciejke w donicy i postawiłą ją w domu w takim miejscu, gdzie miałąby półcień, czy by Ci sie w koncu udała. Moze warto spróbować?
Bardzo siecieszę, że wreszcie spadł u Was deszcz. Ależ to ulga dla ludzi, zwierząt i roslin. A teraz znowu słoneczko Wam przyświeca? To pięknie! U nas leje. Ale nic to. Niech sobie leje!:-)
Uściski zasyłamy Ci Marytko!:-)
O rany! Misia mi zaimponowala, i to jak! Sama mam lek wysokosci i jeszcze nie widzialam psa, ktory by popylal po drabinie, a Misia przeciez jeszcze nie widzi. Jestem pod wielkim wrazeniem.
OdpowiedzUsuńMaciejke zawsze wysiewal moj dziadek, ktory mial dobra reke do kwiatow. Lubilam siadywac wieczorami na balkonie i wdychac ten niepowtarzalny zapach. Kiedys Ilonka przyslala mi nasiona, bo tutaj maciejki nie widzialam, pewnie za brzydka dla Niemcow.
Wasze kureczki maja imponujacy wybieg i gdyby nie jastrzebie, lisy czy kuny, bylyby chyba najszczesliwszymi kurkami na ziemi.
Dobrze mi zrobil ten poranny spacer z Toba, choc i ja nie moge narzekac, bo znacznie sie ochlodzilo. Dzisiaj na przyklad temperatura nie przekroczyla w dzien 15°, lepiej sie oddycha i czlowiek nie splywa tak potem.
Pieknie tam macie...
Misia nie wie co to lęk wysokości, bo w ogóle nie zna czegos takiego, jak wysokość. Czasem jak sie okazuje niewiedza czy pewien rodzaj upośledzenia moze sie przydać w rozwijaniu jakichs szczególnych zdolnosci, tak jak u niej w wypadku tej akrobatyki. U ludzi jest chyba podobnie.
UsuńI co? Kwitła na Twoim balkonie maciejka przysłana przez Ilonkę? Bo ponoć ona na balkonach rzadko kiedy sie udaje.
U mnie teraz podobna temperatura, jak wczoraj u Ciebie. Chłodek a na dodatek pada. Fajnie, że pada. Psy śpią obok mnie pokotem a ja popijam zimną już kawę, żeby podnieśc sobie ciśnienie. Ogród nasyca sie deszczem a na drogach wielkie kałuże. Grzybów na razie jeszcze nie ma - sprawdzilismy wczoraj. Może ten rok nie będzie tak grzybowy jak poprzedni?
Aniu! Uściski serdeczne ślę Ci o poranku!:-)
Moja maciejka niestety nie zakwitla, owszem uroslo zielone, ale kwiatkow nie mialo. Ta dziadkowa, tez na balkonie, kwitla jak opetana, ale jemu wszystko kwitlo na wyscigi i na potege.
UsuńSzkoda, że Ci nie wyrosła. Zawszeć to byłby kawałek Polski, miła obecnośc ciepłego, pachnącego słodko wspomnienia z dziecinstwa...
UsuńPiękny poranny spacer, aż się czuje zapach Twojego poranka. Cudnie, pachnąco kolorowo i soczyście... wreszcie soczyście, moje porzeczki też odżyły po deszczu. Pozdrowienia dla Was od naszej trójki
OdpowiedzUsuńPiekne są takie poranki po deszczu, szczególnie tak długo wyczekiwanym! Powietrze nabiera niezwykłej przejrzystości i pachnie wspaniale a umyte przez deszcz owoce wprost zapraszają do skosztowania!
UsuńPozdrawiamy Cię serdecznie, Gabrysiu!:-)
O tak deszcz jest ważny...Niech wszystko rośnie co trzeba. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNajlepiej byłoby, gdyby przynajmniej raz na tydzien porządnie wszędzie polało.Lasy, pola i ogrody byłyby za to wdzięczne, a my, ogrodnicy, nie musielibyśmy biegać z konewkami ani przeciagać daleko węzy ogrodowych. Póki co, u mnie znowu pada. Bardzo mnie to cieszy!
UsuńPozdrawiam, Ago!:-)
Jakże pięknie to wszystko opisałaś, czułam zapachy i aromaty, czułam nawet chłód rosy na skórze. Siedzę w centrum wielkiego, śmierdzącego miasta i tęsknię za tym co masz na co dzień. Mnie to zaszczyca raz w miesiącu. Marzą mi się poranki z kawą na werandzie, wśród śpiewu ptaków. Wieczory pośród zapachów. Uwielbiam zapach maciejki, nie wiem czemu mama już jej nie wysiewa.
OdpowiedzUsuńTeż jestem w trakcie pisania powieści, ale odłożyłam ją na jesień bo teraz mi szkoda światła.
Pozdrawiam.
Też przez długie lata mieszkałam w mieście, wiec dobrze znam to, o czym piszesz Luno. Na szczęście takze w miastach są enklawy zieleni. Jakieś parki, laski, czy dzikie zagajniki na obrzeżach. Tam warto chodzić by odetchnąć od miejskiego zaduchu. Raz w miesiącu odwiedzasz ogród mamy? To wspaniale, to dobrze, ze masz gdzie jeździć a co ważniejsze, do kogo. Spróbuj sama posiać tam maciejkę. Powinna jeszcze spokojnie tego lata wyrosnąć i zakwitnąć.
UsuńCo do pisania powieści, to kiedyś już zawiesiłam to pisanie a ten czas zawieszenia przeciągnął sie na kilka lat. Boję sie wiec, że gdybym teraz zrobiła to samo, znowu ciezko byłoby mi sie do niej zabrać.
Pozdrawiam Cię serdecznie!:-)
Zatem będę Cię wspierać mentalnie w tym pisaniu, ja do swojej wrócę na jesień, może zimą, a tak na prawdę to chcę napisać o zwierzętach które obserwuję i na wsi i w parkach. Ale łapać pięć srok za ogon - to u mnie nie działa więc poczekam na koniec mojej pierwszej poważnej książki.
UsuńDziękuję Luno za to wsparcie mentalne i życzę aby Twoje pisarskie zamierzenia ziściły się i przyniosły Ci dużo zadowolenia!:-)
UsuńOlu, jakie my mamy szczęście, że możemy tak w koszulinie i gumiaczkach, brodzić raniusieńko po deszczu i zachwycać się światem skąpanym w brylantowych kropelkach !!!
OdpowiedzUsuńTak, Krystynko! To jest szczęście móc zachowywać sie u siebie naturalnie, bez żadnej krępacji i robić to na co sie ma ochotę, nawet biegać w koszuli nocnej po ogrodzie. Powinnam pewnie jeszcze zamiast wdziewać gumiaczki biegać boso, ale boje sie wdepnąć w jakas psią kupkę!:-))
UsuńŚwiat o 5 rano jest przepiękny. O 4 też :-) U nas deszczu nie było porządnego. Nadal czekamy. Mamy tak dziwnie, że Bug nie przepuszcza burz, chmur deszczowych idących z tamtej strony. Znaczy z tej, co my nie mieszkamy. Musimy czekać na chmury idące po naszej stronie rzeki. A i to jakoś czasem rzeka to odepchnie. Wokół pada. U nas nie. Hydrolog by to pewnie wytłumaczył. Ale tak mamy nad Bugiem. Więc chwilowo sucho. Choć przynajmniej pomrowów brak. Tyle dobrego, bo okropne są. Maciejka. Zapach dzieciństwa. Mama zawsze wysiewa. I lipy Ola, lipy kwitnące :-) Pierwszy raz się całowałam z moim przyszłym Mążem w zapachu lip. W ogóle pierwszy raz. Jednak zapach uaktywnia wspomnienia najbardziej. Kiedyś tam czytałam o tym artykuł. Misia włażąca po drabinie bezcenna. To dopiero :-) Pierwszy raz widzę. Dziękuję za cudny poranek :-) Miej tak samo cudny dzień :-)
OdpowiedzUsuńTo prawda, Aniu, że świat wcześnie rano jest piękny i zupełnie inny niz ten w pełnym blasku słońca. Też zdarza mi się często nie spać już o piątej, czy nawet czwartej. Mam wówczas sporo radosci dostrzegajac w ogrodzie czy na polu to, co wszystkim śpiochom umyka!:-)
UsuńNie było u Was porządnego deszczu? Współczuję, bo wiem jak bardzo by sie on przydał. Miejmy nadzieję, że i U Ciebie w końcu zdrowo lunie i podleje spieczoną ziemię, że Bug w końcu na to pozwoli.
Lipy kwitna teraz cudnie. O wiele wcześniej niz zazwyczaj. A pośród nich uwijają się tysiące buczących owadów. Zapach lip prawie tak samo piękny jak maciejki. I tak, masz rację, że zapachy bardzo uaktywniaja pamięć. Zapachów sie nie zapomina w przeciwieństwie do wielu innych rzeczy. Całowanie pod lipami? Ależ wspaniałe wspomnienie!:-)
Misia-akrobatka prawie codzień wspina sie po drabinie. Trzyma sie mocno pazurkami, spryciula!:-)
Dziękuję za piękne życzenia i Tobie takze Aniu udanego, spokojnego dnia życzę!:-)
Wspaniale oprowadzasz po swoich włościach. Czułam się jakbym z Tobą zbierała ślimaki, karmiła kury i doglądała warzyw. Mnie też dzień obecnie wydaje się za krótki. Zanim się rozejrzę już nadchodzi wieczór. Dobrze, że przynajmniej popadało :)
OdpowiedzUsuńO to mi właśnie chodziło, by podzielic się z czytelnikami swoimi prostymi zachwyceniami, kawałkiem zwyczajnej codziennosci.Cieszę się, że mi sie to udało i mogłam zabrać Ciebie i innych zaprzyjaźnionych gosci w obchód po zmoczonym deszczem Jaworowie.
UsuńWspaniale, że i u Ciebie popadało, Wietrzyku!:-)
Uwielbiam maciejkę, niestety, ona nie chce u mnie rosnąć, dziś poczytam czego ona wymaga!
OdpowiedzUsuńRankiem czekam na autobus szkolny i podziwiam świat. wieczorami siadam na chwilę na huśtawce i patrzę na wielki wóz:-)
No własnie, to dziwne, że tak skromna roślina jak maciejka jest dośc kapryśna i nie wszędzie chce roznąć. Ciekawa jestem co o niej wyczytasz, Basiu!
UsuńCudownie, że i Ty miewasz chwile, gdy spokojnie oddać się kontemplacji i podziwianiu piękna natury wokó oraz gwiazd na niebie. Te chwile to takie perełki, konieczne do osiagnięcia spokoju wewnętrznego, do poczucia sensu w tym wszystkim!:-)
Zupełnie zapomniałam o maciejce ! Chyba już za późno na wysiew. Te poranne spacery po ogrodzie w piżamie i gumiakach to clou wiejskiego, oddalonego od ludzkich oczu życia. Uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńMisia wchodząca po drabinie - rozbrajająca ! A wszystko inne bujne i przepiękne. Masz dobre życie Olu.
Myślę Andziu, że jeszcze mogłabyś spróbować wysiać maciejkę. Ona szybko wschodzi po posianiu i o ile ma półcień do i szybko rośnie.
UsuńSpacery w negliżu po swoim ogrodzie, wrażenie, iż mieszka sie na jakiejś odciętej od cywilizacji wyspie to jest to, co takie jak my tygrysy lubią najbardziej!:-))
HI !!OLGA jak ZOSIA z PANA TADEUSZA-ona tez w koszulince biegala absolutnie uroczo .....sciskam .p.Gosia
OdpowiedzUsuńWszystko sie zgadza, tylko wiek i sylwetka nie bardzo jak Zosia!:-))
UsuńUściski łapkowe, ślę Ci Gosiu!:-))
Nie ma jak na wsi. Człowiek nie musi przejmować się konwenansami:)
OdpowiedzUsuńWszystko jest na wyciągnięcie ręki, a poranna kawa wypita w ogrodzie nigdzie nie smakuje lepiej.
Pozdrawiam:)
Tak, na wsi mozna sie zachowywać u siebie nieco swobodniej niż w mieście - pod warunkiem oczywiscie, że mieszka się z dala od innych, najlepiej na samym krańcu wsi, jak w moim przypadku!:-)
UsuńPozdrawiam i ja Mario!:-)
I u mnie padało przez ostatnie dwa dni. Od razu inne jest powietrze :). A zapach maciejki? Po prostu uwielbiam
OdpowiedzUsuńDeszcz w porze suchej i upalnej to dobrodziejstwo dla wszystkich istot żyjących. No i rzeczywiscie powietrze też od razu inne. Da się żyć! A z wieczornym zapachem maciejki tym bardziej!:-))
UsuńOj jaki raj... Ja nadrobię karczmę jak się tylko uda. Tylko zaczynam myśleć czy nie dałoby rady na maila podtów wysyłać automatycznie jak tylko sie zamiesci :) Nie wiem czy to jakas wieksza technologia ale ja wpisalam maila jakos i od razu Przyjaciolka dostaje na maila tresc wpisow u mnie. Z tym, ze nie komentuje
OdpowiedzUsuńKocurku, nadrobisz karczmę jak będziesz miała czas. Przecież nikt Cię nie popędza. Czytanie to powinna być przyjemnosc a nie obowiązek. A co do wysyłania postów na maila, to w moim przypadku nie jest to wskazane. To blog zamknięty a jego treści chronione są przed kopiowaniem oraz szerokim rozpowszechnianiem i taki powinien pozostać do końca.
UsuńPozdrawiam z deszczowego Podkarpacia!:-)
O ja bym tak zablokowala u siebie ale nie umiem :(
UsuńZnaczy przed tym kopiowaniem
UsuńJa też nie umiem! To mój mąz zajmuje się sprawami komputerowymi w naszej rodzinie!Dla mnie wiekszosć z nich to czarna magia!:-))
Usuńcudnie tu... u nas nie padało od dawna, totalna susza. Trochę podlewamy, ale wszystkiego się nie da :)
OdpowiedzUsuńDziwnie wybiórcze są te chmury burzowe. Czasem i w naszych okolicach tak bywa, że w sąsiedniej wsi zdrowo popada a u nas nic. Oby ten deszcz przywędrował i do Wa i przyniósł ulgę od spiekoty i ciąglego podlewania ogródka!:-)
UsuńAle masz tam pięknie, mieszkasz na wsi? Pianie koguta najpiękniejszy odgłos na świecie:) Muszę rozejrzeć się za tą maciejką w UK:)
OdpowiedzUsuńTak Sylwio, mieszkam na podkarpackiej wsi, na samym jej krańcu. Mój stary kogut całkiem dobrze się spisuje i pieje lepiej niż niejeden młodzik! Nie wiem, czy dostaniesz maciejkę w UK. Mam wrażenie, że to typowo polskie kwiatki, ale może się mylę?W każdym razie życzę wszystkiego dobrego w domu i ogrodzie!:-)
UsuńWspaniale jest móc mieszkać na wsi, wspaniałe widoki! Już czuję to świeże powietrze i spokój, który towarzyszy na wsiach <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie oraz zapraszam do siebie! :)
Tak, dobrze się mieszka na wsi, tym bardziej, że mieszkamy na krańcu wsi, tuż przy lesie i rozległych łąkach,z dala od ciasnej zabudowy centrum.
UsuńDziękuję Ci za odwiedziny i zaproszenie!:-)
Dziękuję za wszystko. Także za życzenia deszczu. Bo jak nie podleję to wszystko mi powysycha - nawet trawa.
OdpowiedzUsuńI dziękuję za przypomnienie zapachu maciejki.
Moja Mama też uwielbiała maciejkę. Mówiła, że jest tak niepozorna a taka pięknie pachnąca.
Życzę pięknych letnich dni - bo przecież zaraz lato będzie.
Z tym deszczem to rzeczywiście bieda w tym roku. Wciąz go za mało. I podobno lipiec też ma być suchy.
UsuńMaciejka nadal kwitnie a także lipy i wieczorami pachnie cudownie w całym ogrodzie!
Pozdrawiam Cię życzliwie Stokrotko i dobrego, niemęczącego zanadto upałem czasu podczas zbliżającego się lata życzę!:-))