Końcówka
stycznia w naszych stronach jest omal zupełnie bezśnieżna, z plusowymi temperaturami, lecz straszliwie
przy tym wietrzna. A dzisiaj po kilku dniach pochmurnych i deszczowych, pogoda ni stąd ni zowąd cudownie słoneczna o
świtaniu się stała. Na południu niebo przybrało barwę indygo a na zachodzie
otulał je granatowy woal z przebłyskującą spod spodu srebrzyście - błękitną sukienką. Nie dziwota więc, że
pognało mnie z samego rana na dwór by zdjęć jakowyś trochę napstrykać, uwieczniając
w ten sposób owo ulotne, zależne od słońca i przepływów obłoków piękno Pogórza.
Moja ukochana połowa spała jeszcze smacznie a ja obudzona przez tańczące na
szybach okna promienie i łomoty targanych wichrem blach na dachu naszego domu
wstałam, dobrze wiedząc, że już nici ze spania. Ubrałam się cieplutko. Czapkę
na uszy naciągnęłam. Sprawdziłam, czy aparat mam naładowany i hajda na pola! Psów
ze sobą wziąć nie mogłam bo by mi się na wszystkie strony rozbiegły a ja
zamiast skupić się na robieniu zdjęć musiałabym za nimi biegać i nawoływać
rozbrykane huncwoty. Wiedziałam, iż wspólny, popołudniowy spacer i tak nas pewnie
dzisiaj nie minie, ale wówczas będzie z nami Cezary i pomoże w upilnowaniu
całej hałastry. Póki co wypuściłam rozentuzjazmowane, psie bractwo do ogrodu,
żeby tam się wyszalało i w domu nie hałasowało.
W porywistym,
lodowatym wietrze wytrzymałam zaledwie pół godziny! Ręce mi grabiały a oczy
łzawiły. I doprawdy nie umiałam sobie nawet wyobrazić jak znieść można o wiele
gorsze wichury oraz towarzyszące im ujemne temperatury gdzieś w Himalajach albo
w Alpach. Wszystko jest pewnie kwestią przyzwyczajenia i prawdopodobnie gdybym
wytrwała na zewnątrz dłużej nie czułabym już tak dotkliwie tego zimna. Jednak
tego ranka śpieszyło mi się do domu. Planowałam jeszcze przed obudzeniem
Cezarego w kuchennym piecu szybciutko rozpalić, wątrobę wieprzową i kurze
korpusy dla zwierzaków do gotowania wstawić oraz barszcz czerwony do popijania dla
nas zagrzać, jako że ogromnie ostatnio z mężem w tej bordowej zupie,
zakwaszonej domowym octem jabłkowym, gustujemy.
A tymczasem
jeszcze gnałam po okolicznych wertepach, zaglądałam do lasu, biegłam drogą po
urokliwej przełęczy wiodącej. Na szczycie pobliskiej górki od razu porwały mnie
w swe tańce pogórzańskie siostry – wichrzyca z dujawicą. Zakręciły mną dookoła. W pola bezkresne
porwały. Liśćmi młodych dębów, aż dotąd na drzewach tkwiącymi, z całej siły
miotały. Trawom fryzury fantazyjne układały, nie mogąc się zdecydować, w którą
stronę ma iść grzywka a w którą koński ogon. Delikatne gałązki wierzbom na
przemian zaplatały i rozplatały. A
wreszcie moją ulubioną czapkę zabrać chciały i pobawić się nią wesoło. Jednak
przytrzymałam ją mocno i schroniwszy się przez chwilę w lasku brzozowym
przetrzymałam bezpiecznie te opętańcze zabawy. Chwilę potem niezauważona przez rozbisurmanione
żywioły przebiegłam drogą ukrytą wśród wysokich nasypów, upiększonych ostatnimi
łatami śniegu i zżółkłymi od słońca, przeczesanymi przez wiatry badylami.
Na koniec
jeszcze zachwyciłam się płomieniście jarzącymi się z dala przydrożnymi łozinami.
Akurat słońce spojrzało łaskawie na ich złociste gałęzie i kazało rozstąpić się
chmurom aby uroda bezlistnych krzaków mogła zajaśnieć całą pełnią.
Wreszcie
wróciłam do domu, gdzie powitały mnie szalejące z radości psy oraz kucający
przy piecu Cezary, który dopiero co wstawszy spod ciepłej kołdry od razu
przemarzł w wychłodzonym przez szalejące wichry domu i dlatego nie zwlekając od
razu wziął się za rozpalanie.
- Widziałem Cię przez okno, jak na tym wygwizdowie biegałaś
po polach! Wyglądałaś z dala w tej swojej pomarańczowej czapeczce jak mały dzieciak
albo zwariowany krasnoludek! A psy, na czele z wyjącym przy bramie Jacusiem
przeboleć tego nie mogły, żeś ich ze sobą nie wzięła!
- Obudziły Cię te nasze gagatki! Mogłam się tego
spodziewać! – westchnęłam – Nie gniewasz się na mnie o to, mam nadzieję? –
zapytałam skruszona i na przeproszenie dałam mężowi w policzek serdecznego,
choć okropnie chłodnego jeszcze po powrocie z zimnego spaceru, buziaka.
- Och! Jesteś zimna jak Królowa Śniegu! – wzdrygnął się Cezary
zszokowany mym mroźnym pocałunkiem. Chwilę potem stwierdziwszy, że w piecu
wesoło już buzuje ogień podążył ze mną do pokoju komputerowego, by obejrzeć
efekty dzisiejszej porannej sesji fotograficznej. Oglądając świeże fotografie
uśmiechał się odpowiadając na moje niedawne pytanie:
- Dobrze, że mnie
psiska obudziły! Przecież najwyższa już była pora bym wstał! Jakbym dłużej
poleżał, to by mi się tylko głupoty zaczęły śnić! A w ogóle to przecież wiesz,
jak lubię gdy napada Cię taka nagła potrzeba fotografowania, pisania, czy
malowania! Masz wtedy w sobie taki radosny blask i tyle pozytywnej energii,
jakbyś była samą panią Wiosną!
Słysząc tak miłe
sercu wyznanie nie mogłam powstrzymać się aby nie uściskać serdecznie mego
drogiego pochlebcy. On zaś od razu wykorzystał okazję i spojrzawszy prosząco w
me oczy szepnął:
- A upieczesz dzisiaj takie dobre ciasteczka jak w
zeszłym tygodniu? Tak mi się czegoś słodkiego chce…
- I pieski też byłyby na pewno zadowolone! – dodał
jeszcze sprytnie wiedząc, że ten argument ostatecznie przemówi do mego twardego
serca. A psiaki, jakby rozumiejąc, że o nich mowa od razu przybiegły łasząc się
namolnie i ogonami wachlując, nieznośną zimnicę nam przy okazji w pokoju robiąc.
- No dobrze, upiekę! Nie ma to jak chrupiące kokosanki na
chłodne wieczory i ranki! Albo słoneczniaki na chandry nagłej ataki! – odrzekłam rymując po swojemu.
- No to ja przygotuję dla nas obiad! Jest jeszcze od
wczoraj trochę pieczonego schabu. Pokroję go w cienkie plasterki, zrobię do
niego ciemny sos z torebki, utłukę z masełkiem ziemniaki na puree a do tego
otworzę słoik Twojej pysznej marynowanej papryki i pieczarek! Co Ty na to, Oluniu? – Cezary
roztoczył przede mną tak smakowite wizje, że natychmiastową odpowiedzią było
rozgłośne burczenie w mym brzuchu.
- Ja na to, jak na lato! Wiesz, że smakuje mi wszystko,
cokolwiek ugotujesz! – odparłam entuzjastycznie bardzo zadowolona, że dzięki
temu, iż odkąd zimową porą pasją mego męża stało się kuchmarzenie, ja mogłam
być od tej czynności coraz częściej uwalniana.
- Ale na razie obejrzymy zdjęcia a potem, na dobry
początek dnia napijemy się pysznego barszczyku! - stwierdziłam ogromnie łaknąc
ogrzania zziębniętych dłoni o kubek gorącego napoju.
A tymczasem za oknem pogoda znowu się
zmieniła. Słonko przegnane przez dzikie tańce pogórzańskich sióstr schowało się
za chmurami i lasami, w bezpiecznej
kryjówce sobie odpoczywając przed kolejnym, niebiańskim spektaklem…
Przepis na moje kruche ciasteczka!:-)
Robię je zawsze z takiego samego ciasta, bo po pierwsze przeważnie mam w domu wszystkie potrzebne składniki, po drugie zawsze mi się z niego ciasteczka udają a po trzecie są pyszne zaraz po upieczeniu a także nazajutrz. Czy są równie dobre trzeciego dnia? Nie mam pojęcia, bo w moim domu, przy tylu łakomych paszczach nigdy dłużej nie przetrwały!:-)
Podstawowe składniki są zawsze takie same, tylko dodatki mogą być różne!
Biorę ok. pół kg mąki, kostkę margaryny, szklankę cukru, łyżeczkę proszku do pieczenia, cukier waniliowy albo jakiś olejek zapachowy, dwa jajka i ok. 1/4 szklanki mleka. Wszystko to razem na stolnicy tak długo siekam i wygniatam aż mi się wszystkie składniki porządnie połączą a ciasto będzie odchodzić od dłoni i do stolnicy nie będzie się lepić. Gdyby się długo lepiło to podsypuję mąki i znowu wygniatam aż do skutku. Gdyby było za suche dolewam więcej mleka.
Następnie rozpłaszczam dłońmi ciasto i wysypuję na nie smakowe dodatki, czyli: paczkę wiórków kokosowych albo pół szklanki sezamu, słonecznika, ziarenek dyni, maku, lnu czy owsianych płatków górskich. Starannie te dodatki w ciasto wrabiam. Następnie podsypawszy sobie mąki na stolnicę wałkuję ciasto na grubość ok pół centymetra. Posypuję z wierzchu jakimiś ziarenkami i znowu delikatnie wałkuję żeby się ziarenka do ciasta przyczepiły.
Wykrawam szklanką, foremką do pierników albo wykrawaczką do pierogów ciasteczka i układam je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Z takiej ilości przeważnie wychodzą mi trzy duże blachy ciasteczek!:-)
W piecu rozgrzanym do temperatury ok. 200-220 stopni piekę je na złoty kolor, przewracając na drugą stronę, jak się już z jednej dostatecznie zrumienią.
Ciasteczka są boskie, i niestety, co chwilę kuszą do chrupania!:-))
Jak ciepło, jak miło jak serdecznie u Was! Nic tylko rozsiąść się wygodnie za stołem przy tylu smakowitościach i biesiadować. Takie codzienne, małe okruchy szczęścia, ale jakże ważne!
OdpowiedzUsuńŚciskam cieplutko, mimo chłodu na zewnatrz.
Tak, myslę, iż takie zwykłe, dobre chwile są najlepsze. Z nich się przecież życie głównie składa, czy też powinno sie składać. Dla człowieka bardzo wazne jest ciepło domowe, spokój, usmiech, no i oczywiście coś dobrego do zjedzenia!:-)
UsuńU nas dzisiaj już nie tak wietrznie, ale w nocy był mróz. I niebo nie takie piękne jak wczoraj.
Pozdrawiam serdecznie, Amelio!:-)
Chętnie bym taki pogórzański krajobraz z bliska zobaczyła. Horyzont u Ciebie tak daleko i widoki piękne.
OdpowiedzUsuńNie ma to jak czerwony barszczyk na rozgrzewkę.
Dopóki tu nie zamieszkałam nigdy nie widziałam takich nieb, takich cudnych przestrzeni. Bardzo mi ta przestrzeń do szczęścia jest potrzebna.I chyba każdemu przydałoby sie raz na jakis czas po takich polach pochodzić, płuca świezym powietrzem nasycić a oczy kolorami i odległym horyzontem. Ale dobrze tez wrócic do domu, do ciepła i przytulności!:-)
UsuńA czerwony barszczyk właśnie skończyliśmy. Trzeba wstawić nowy!:-)
Krasnoludku w pomaranczowej czapeczce, powinnas na takie spacery cegly do kieszeni wkladac, bo Cie kiedys te wiatry porwa w przestworza. :))) Albo jednak brac ze soba psy, zeby Cie trzymaly przy ziemi.
OdpowiedzUsuńOch, żadne wiatry mnie nie porwą, bo jak sie tak ciasteczek oraz Cezarowych obiadków objem , to swoje już ważę, oj, ważę!:-)
UsuńAż nabrałam apetytu na ciasteczka, barszczyk, a nawet na ciemny sos :)
OdpowiedzUsuńBo zimą chce się człowiekowi podniebieniu dogadzać (a potem w spodnie sie nie mieścić, he, he!:-) A to wszystko prawdziwa pycha! Przepis na ciasteczka dodałam pod ostatnim zdjęciem w poście.Jak będziesz miała czas i ochotę na coś przyjemnie chrupiącego i słodkiego, to zachęcam do pieczenia!:-)
UsuńPewnie kiedyś spróbuję :) mam tez swój ulubiony przepis - ciasto jak na kruche, tyle że masła daje tylko trochę, a w to miejsce daję tłusty twaróg o miękkiej konsystencji. Kiedyś zrobiłam przez przypadek i odtąd cieszą się wielkim powodzeniem.
UsuńChyba Twoje ciasteczka Aniu jeszcze lepsze od moich, bo z masełkiem. A i ser na pewno dodaje troche innego smaku i konsystencji!Fajnie sobie czasem coś upiec - zwłaszcza wiedzą, że sie uda, bo przepis wypróbowany po wielekroć!:-)
UsuńInspirujesz, Olu nie tylko do pisania wierszy, malowania, ale i do gotowania barszczu i pieczenia ciasteczek. Nawet Hania namawiała mnie do kupna nowego aparatu fotograficznego, ale lustrzanki jeszcze nigdy nie miałam w ręce. Może uda mi się kiedyś zainspirować wstawaniem o świcie, ale na razie jest to to trudne, gdy chodzę spać o pierwszej - drugiej w nocy. Przy takim trybie życia to można fotografować głównie fazy księżyca. cieszymy się, że zaczynasz być radosna jak nadchodząca Wiosna!
OdpowiedzUsuńBarszcz jest idealny do popijania przez cały dzień. A przy tym to zupa zdrowa i nietucząca - w przeciwieństwie do ciasteczek, niestety!:-) Ale nie można sobie wszystkiego odmawiać i umartwiać się niepotrzebnie. Smak życia tworzymy sami, poprzez rozwijanie swoich pasji, poprzez umiejętnosć dostrzegania dobrych chwil i ich pielęgnowania.
UsuńMój aparat fotograficzny nie jest lustrzanką. To aparat cyfrowy Olympus 810 UZ.Taki najzupełniej wystarcza mi do szczęścia. Cezary ma porządną lustrzankę, ale dla mnie taki aparat byłby za ciężki. Jak biegałąbym z nim po polach i lasach?!:-)
O świcie wartyo wstać, bo widać wtedy cudne kolory na niebie. Zupełnie inne niż o zachodzie. Mysle, że i noca można zrobić fajne fotografie, ale zrobić dobre zdjęcia w ciemności, tylko przy świetle księżyca to juz wyższa sztuka!:-)
Zimnica nadal u nas okropna, ale słonko pięknie świeci, myśli o rychłej Wiośnie przywodząc!:-)
Serdeczny usmiech, zasyłam Wam dziewczyny!:-))
Grzechem byłoby nie skorzystać ze słońca i nie porobić pięknych zdjęć :))
OdpowiedzUsuńBarszczem i ciasteczkami nie pogardziłabym :)
Kiedyś częściej chciało mi się tak spontanicznie wybiec raniutko z domu. Teraz przewaznie po wstaniu potrzebuję dużo czasu na rozruch. Dlatego cieszę sie, że jednak czasem jeszcze ogarnia mnie ten bzik i lecę, nie bacząc na nic!:-)
UsuńBarszcz i ciasteczka na pewno są warte grzechu!:-):-)
Pięknie... malowniczo, ciepło, serdecznie i słodko. Takie zwyczajne ludzkie szczęście...:) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńPięknie tezn stan nazwałaś, Gabrysiu - zwyczajne ludzkie szczęście...
UsuńUściski serdeczne Ci zasyłam!:-)
Tak, zwyczajne, nadzwyczajne ludzkie szczęście:) Dziękuję Olu za cudną wycieczkę, Ty chyba musisz czuć, że ja tak tęsknię za polami, ścieżkami polnymi, lasami. Przepiękne kolory, kontrasty, pobiegłabym z Toba! Jeszcze z innego powodu Twoje zdjęcia są dla mnie ważne, dobrze wiedzieć jak wygląda miejsce akcji Twojej opowieści.
OdpowiedzUsuńPrzepis na ciasteczka można? Rozejrzę się tu trochę, "siedzę" w Machu Picchu i zgodnie z Twoją sugestią piszę obszerniej, dopiero teraz zobaczyłam Twój komentarz.
Ciekawa byłam Eulampio, jak Ci sie moje okolice spodobają - tak inne, niż te, które widzisz na co dzień, te, które przemierzasz w egzotycznych krajach. To moje urokliwe, nieodkryte jeszcze przez chmary turystów Pogórze Dynowskie...Cieszę się, że Ci te zdjęcia i okolice do gustu przypadły! Mnóstwo tu wielkich lasów bukowych, jarów i dolin, dzikich strumieni i uroczysk, pól bezkresnych i dróg polnych nie wiadomo gdzie wiodących... Jest gdzie akcję mojej opowieści umieścić...
UsuńPrzepis na ciasteczka dodałam powyżej, na sam koniec mojego posta. Wypróbuj i daj znać, jak Ci wyszły!:-)
Ciekawa jestem, co ciekawego napiszesz o Machu Picchu!:-))
W domu cieplutko i cisteczkami pachnie, a za oknem takie widoki. Pieknie tam u Was :).
OdpowiedzUsuńOj, pachnie! Te wczorajsze upiekłam z olejkiem migdałowym i słonecznikiem. No istna poezja. Psy na krok mnie nie odstępowały - łakomczuchy jedne!:-)
UsuńZa oknem nadal pięknie, tylko chmur takich niezwykłych dzisiaj nie ma a niebo błękitne jak na pocztówkach!:-)
No i zginął nam cały śnieg, temperatury dodatnie, pąki na drzewach, eh! nic to dobrego w przyrodzie, zima musi być zimą; najgorsze to błoto, psy jak czorty wybrudzone, nie do ogarnięcia, ja mam tylko dwa, a Ty aż cztery:-) pozdrawiam serdecznie zza Sanu.
OdpowiedzUsuńAno właściwie śniegu niet! Bo te marne resztki ,co po rowach jeszcze zalegają bardziej jak wieczna zmarzlina wyglądają niz jak śnieg. Pogoda zwariowana, przyroda też od tego głupieje.Cztery psy wnoszą do domu kilogramy błota. Już mróz był lepszy! Mysle jednak, że zima nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.
UsuńCiepłe pozdrowienia zasyłam!:-)
Takiej ochoty wczoraj nabrałam na ciasta po Twoim wpisie, ze chociaz babeczek sobie po drodze wzięłam do herbaty.
OdpowiedzUsuńPoza tym podnoszą na duchu Twe opisy i aż chce sie tej wiosny.
I dalszego ciągu historii Karczmy, choć to niełatwa historia bedzie pewnie.
Paczuszke powoli przygotowuje. :)
Bo te domowe ciasteczka są najlepsze! Nie dośc, że miło sie je robi w ciepłęj kuchni i pięknie pachnie w domu, jak sie je piecze, to i smakują potem o wiele lepiej, niz sklepowe.
UsuńNie wiem, czy do wiosny blisko czy daleko, ale jak jest taka słonczna pogoda jak wczoraj czy dzisiaj, to zyć się chce i o bólach czy zgryzotach nie pamiętać.
Karczma się pisze!:-)
Na paczuszkę czekam z wielką ciekawością!:-)
Dzień dobry Olu:-)
OdpowiedzUsuńTwój tekst jest dla mnie jak list, list od bliskiej, a dawno nie widzianej osoby. W liscie zdjęcia, czytam, oglądam, zamykam oczy, wracam do Twojego listu jeszcze raz widząc Cię biegającą po polach z aparatem w ręku, by uchwycić te chwile zachwytu.
Poczułam świeży zapach wiatru, usłyszałam jego gwizd w uszach, zmarzły mi dłonie. Potem ogarnęło mnie ciepło ognia rozpalonego w piecu i aromat pieczonych ciasteczek.
Spędziłam z Wami jeszcze jeden pogórzański dzień, pod tym samym chmurnym niebem rozjaśnionym przebłyskami słońca.
Miło było znowu z Wami pobyć! ☺ ☺
Marytka
Dzień dobry, Marytko!:-)
UsuńCieszę się, że tak pozytywnie odbierasz moje pisanie. Moją intencją jest dzielenie sie z przyjaciółmi, rodziną czy też poznanymi przez bloga osobami naszymi dobrymi chwilami, opisami zwyczajnej, pogórzańskiej rzeczywistości. Zamiast więc pisać wiele listów, do każdego z osobna, piszę jednego, takiego jak powyżej posta i juz wszystko wszystkim wiadomo!:-)
Pogórze potrafi człowiekowi w głowie zawrócić, zaprosić do przemierzania tutejszych lasów, pól, dolin i ścieżek, zachwycić tak bardzo, że aż czuje się, iz upływ czasu nie ma znaczenia, że można być młodym i radosnym, bo świat jest potrafi być piękny i płynie z niego siła, nadzieja i dobro...
Cudownie,że odbierasz swym wrażliwym sercem to wszystko! Miło mi, że spędziłaś z nami ten wietrzny, pogórzański dzień!:-)☻☻
Olu, tyle szacunku i dobra w Was dla siebie i innych. Mało się takich ludzi spotyka. A ciepło Waszego domowego ogniska czuje na odległość, jestem daleko a tak blisko... Dobrze, ze masz pomarańczowa czapeczkę, zawsze ja można dostrzec wśród tych zimowych krajobrazów, które raczej ubrały szatę późnej jesieni. Czy mogę prosić przepis na ciasteczka ? :))) Serdeczności dla Was ❤️
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci Orszulko za te ciepłe, zyczliwe słowa...Mysle, iż aby ognisko domowe nie wygasało trzeba do niego stale dokładać i muszą to robić wszystkie osoby, którym na tym cieple zależy...Gdybym robiła to tylko ja sama ognisko przestałoby grzać. Jesteśmy tu we dwoje z naszą zwierzęcą czeredką i staramy sie jak możemy o to nasze codzienne, zwyczajne szczęście...
UsuńDzisiaj ubrałam niebieską czapeczkę, bo mnie na niebieski kolor coś wzięło! Ta barwa lepiej odcina się od obecnych kolorów królujących na Pogórzu, ale za to jest cieńsza i bardziej przewiewna, co nie jest za dobre na czas wichrów.Ale na szczęście mam też w zapasie ciepłą czapeczkę zawiązywaną pod brodą. Jej żadne wichrzyce mi nie porwą!:-)
Przepis na ciasteczka dodałam w treści posta, na samym jego końcu!:-))
Uściski gorące zasyłamy!:-))♥
U nas po lesie chodzi pani z kilkoma psami. Zawsze jeden jest na smyczy, ale za każdym razem, jak ją spotykam, inny. Może to jest sposób na rozbrykane psy :)
OdpowiedzUsuńJak my z Cezarym chodzimy z psami na spacer, to najpierw wszystkie biegną luzem, bo strasznie siechcą wybiegać, ale w drodze powrotnej bierzemy na smycz Zuzię i Hipcię, wtedy reszta grzecznie wraca do domu!:-)
UsuńDla takich cudnych zdjęć warto było wyfrunąć z domowych pieleszy:-)
OdpowiedzUsuńA ciasteczkami rozbudziłaś mój wieczny głód słodyczowy!
Pewnie, że warto było! W ogóle warto robić coś spontanicznie!:-)
UsuńA do upieczenia ciasteczek serdecznie Cię Basiu zachęcam - przepis na nie podałam na samym końcu posta!:-)
My też bardzo lubimy barszczyk : ). Ciasteczka też się u nas często pieką, ale też są z gatunku znikających zaraz po wyjęciu z piekarnika. pewnie upieczemy Twoje, bo to dobry pretekst, żeby znowu połasować. W celach naukowych, oczywiście.
OdpowiedzUsuńZdjęcia piękne, nastrojowe, chwytające ulotność poranka.
Pozdrawiam słodko, ciasteczkowo!
Nie ma to jak pyszny barszczyk zimową porą! Oraz ciasteczka w ilościach hurtowych, chociaz i tak zawsze ich za mało! Ale można wszak upiec następne, więc nie ma zmartwienia!:-)
UsuńCieszę się ,że na powyższych zdjęciach udało mi sie pokazać to, co widziały moje oczy, to,co czuło serce!:-)
Buziaki przesyłam jCi Łucjo ak najbardziej ciasteczkowe, albowiem właśnie schrupałam boskie, słonecznikowe ciastko pachnące migdałami!:-))
Eureka mogę wstawiać komentarze. (laptop był w serwisie) Tak malowniczo opisałaś harce wichrzycy i dujawicy, aż uśmiech sam pojawił się na twarzy. U mnie też one szaleją. A na niebie to chmury to słońce a i deszcz nie poskąpi. Olu masz wspaniałego męża, dba o Ciebie - pozdrawiam. A ciasteczka muszą być smakowite. Wprawdzie mogę wstawiać komentarze, to jeśli pozwolisz od czasu do czasu napiszę maila do Ciebie.
OdpowiedzUsuńCudownie OLu, że nareszcie możesz wstawiać normalnie komentarze!:-)
UsuńPogoda nadal wietrzna i szalona. Przewiewa człowieka na wskroś. Byliśmy dzisiaj na targu i widzieliśmy jak sprzedawcom towar ucieka.Fruwały wszędzie czapki, bluzki i firanki a nawet buty!:-)
Pewnie, że miło będzie, jak czasem napiszesz do mnie liścik. Liścik to wszak coś zupełnie innego niż komentarz na blogu!:-)
Pozdrawiam serdecznie!:-)
"Jak dobrze wcześnie wstać,dla tych chwil...."nie przegapić bo tak ulotne.
OdpowiedzUsuńNie przegapiłaś Olu:)Dzięki temu wiem jak smakuje pogórzański świat-pełen aromatów,przypraw niecodzienności w codziennym dniu.A te przyprawy nadają smaku: ciepła,dobroci....radosnej czułości roześmianej.:):
"Jak dobrze wcześnie wstać,dla tych chwil,gdy nie ma wad..piękny świat......"
Po raz kolejny zawładnęłaś Oleńko moim sercem...kadry i słowa....przyprawa niezwykła:)
Od tych smaków i aromatów jestem uzależniona...no co zrobić? Taka Basia:)
Pewnie Basiu, że dobrze wstać dla tych chwil, choć nie zawsze się człowiekowi chce!:-) Pogórze o każdej porze dnia i roku pokazuje inną twarz, odkrywa nowe zakamarki swego piękna. Wszystko też zależy od nasroju, w którym sie jest oglądąjac te spektakle podniebne. Jak człowiek ma pogodę w sercu, to wszystko wydaje mu sie dobre i piękne!:-)
UsuńNo i ciasteczka pyszne warto mieć na podorędziu, żeby po dopieszczeniu duszy dopieścic również ciało!:-)
Ściskam Cię serdecznie, Basiu!:-)
hmmmm fotki piękne a ciasteczka jeszcze piękniejsze ,musze takie zrobic ,pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTereny tu piekne i malownicze, jest zatem co fotografować!:-) A ciasteczka polecam Ci Urszulko - proste w przygotowaniu i pyszne! Pozdrawiam ciepło!:-)
UsuńHI !Olga -ta przestrzen !!!mozna buzie W...ierac ile sie chce to taka terapia-hi,hii widoki ze ojej ,ojej
OdpowiedzUsuńtylko zimy nie widac u nas w ogrodzie juz tulipany sa wysokosc ok.10cm sciskam lapki p.Gosia
Hi, Gosiu! U nas do tulipanów daleka droga - taką mam nadzieję, bo jeszcze na przyjście wiosny za wcześnie. Bo pewnie zima powróci, diamentami pola zarzuci, lodowe pieśni zanuci, zatańczy, pohula z wichrami, otuli w szronu aksamit a wreszcie odejdzie na biegun, gdzie nigdy nie braknie jej śniegu!:-)
UsuńŚciskam serdecznie Twoje łapeczki!:-)
CZyTAM Z SMIECHEM, TAKIEJ ODPOWIEDZI SIE NIE SPODZIEWALAM -pozdrawiam serdecznie
UsuńGosiu! Fajnie, że udało mi się Ciebie zaskoczyć i rozśmieszyć!
UsuńA zima powróciła, tak jak przewidywałam. I przepieknie jest na polu, ho, ho!:-))
Aż trudno po tych zdjęciach poznać, że jesteśmy w samym środku zimy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo tak, ale w zapowiedziach pogodowych jest powrót mrozów i prawdziwej zimy. A wtedy pejzaże zmienią sie zupełnie!:-)
UsuńPiękna ta Wasza górka a aparat w Twoich Olu rękach pięknie 'widzi' i utrwala to piękno. Taka seria zdjęć to jak wiersz bez słów, poezja widziana i czuta.
OdpowiedzUsuńMiejsce, w którym mieszkamy naprawdę jest malownicze a tereny tak zróznicowane i rozległe, że można w nieskonczoność robic zdjęcia, bo wciąz zauważa sie cos nowego, urokliwego.
UsuńA od wczorajszego wieczora jest u nas tak śnieżnie i biało jako chyba jeszcze tej zimy nie bywało! Oj, będę miała co fotografować! JUż łapki zacieram!:-))
spacer zaliczony, przyjemność podwójna bo uziemniona byłam od niedzieli... :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jak dojdziesz do siebie, to sobie jeszcze zimową porą pospacerujesz. Wszak w Twoich stronach Alis, jest przepięknie!:-))
UsuńZdjęcia naprawdę urzekające i piękne, zupełnie jak nie zimową porą.
OdpowiedzUsuńDzielna DZiewczynka! Warto było w ten wietrzny poranek wyskoczyć na spacer.
Ciasteczka wyglądają smakowicie, ja jednak ze słodkości lubię tylko śledzie:))
"Jak dobrze wstać skoro świt!" O świtaniu najpiękniej jest na świecie, tylko musi sie człowiekowi chcieć z domu wyjsć i uchwycic okiem aparatu to piękno!
UsuńI ja gustuje w śledziowych słodkosciach! Ach, w ogóle, to czym to ja nie gustuję - nieszczęsna łakomczuszka!?:-))
Witam, jestem tutaj, aby się przyznać; Finansowanie firmy Sun było bardzo pomocne w udzieleniu mi pożyczki w wysokości 35 000,00 na spłatę rachunków szpitalnych. niezależnie od okoliczności, pożyczka kredytowa 3000/50 000 000,00 bez banków wypoczynkowych E-mail: sunfinanceloanlendingcompany@gmail.com Whats App: +2348122587810
OdpowiedzUsuń