Tak się złożyło, iż kilka dni temu odwiedziliśmy odległy od nas o około 70 km Sanok. Pojechaliśmy tam aby kupić za pół ceny okap do kuchni a po złatwionym interesie trafiliśmy na sanocki zamek, gdzie otwarta jest stała ekspozycja dzieł Zdzisława Beksińskiego...On i jego rodzina są teraz bardzo na czasie, albowiem napisano ostatnio kilka książek o Beksińskich a w kinach tryumfy święci oparty na ich historii film pt. Ostatnia rodzina". Filmu jeszcze nie widziałam. Zobaczę pewnie, gdy będzie dostępny w Internecie albo i nie zobacze, bo nie film jest tu najważniejszy. Otóż Beksińscy - ojciec i syn interesowali mnie od dawna. Jako i moją Mamę oraz jeszcze kawałek rodziny. Dlatego nie mogłam przegapić owej wystawy. A tylko z jej powodu na pewno byśmy się do Sanoka nie wybrali. Za daleko to od nas a droga choć malownicza, to do najłatwiejszych nie należy. Staramy się zawsze łączyć przyjemne z pożytecznym, czyli robić coś dla duszy i ciała za jednym zamachem. Rok temu był to skansen w Sanoku i piła typu cyrkularka. Teraz znowu Sanok, odpowiedni dla nas okap kuchenny i ta wspaniała wystawa. Musiałam i chciałam ją obejrzeć w tych niełatwych dla mnie dniach żałoby szukając jakiegoś zajęcia myśli, jakiegoś światła fascynacji, poczucia wspólnoty oraz jakiegokolwiek ukojenia...
Zdzisław Beksiński - tytan pracy, erudyta, genialny malarz, rysownik, grafik, rzeźbiarz, a także fotograf. Zafascynowany tematem śmierci, destrukcji, smutku, tworzący dzieła w gatunku oniryczno-fantastycznym. Dzieła wciagające bez reszty. Oszałamiające bogactwem wyobraźni twórcy, dopracowanymi detalami, głęboką kolorystyką, nastrojem posępności i wychylającej się z nagła spośród tej mrocznej aury delikatnej jak błędny ognik nadziei, maleńkiej nadziei...
Beksiński twórca i Beksinski człowiek osadzony tu i teraz. Na codzień pogodny, zwykły a często i rubaszny w obyciu. Nie dający się zaszufladkować. Aż dziw bierze słuchając jego rozmów z bliskimi, czy monologów (w necie natrafić można na filmiki jego autorstwa, którymi zwykł dokumentować znaną sobie codzienność, zostawił również po sobie bogatą fonotekę), że to tak wielki człowiek był. Lecz wielkość nie polega wszak na bezustannym tkwieniu na cokole i wygłaszaniu tam płomiennych, porywajacych tłumy mów. Wielkość jest cicha, skromna, pełna delikatnych uczuć i zazwyczaj wcale nie pcha się na afisz. Trzeba się w nią wsłuchać, odnaleźc, wyłuskać, rozpoznać, dać się oczarować, ucichnąć, zaszlochać, nie przechodząc jak zwykle obojętnie. Rozgarnąć porośniętą bluszczem furtkę i wejść odważnie niby do tajemniczego ogrodu. Tam czekają róże, ale i towarzyszące im zawsze kolce. Piękno i cierpienie...Jednakże wielkość mości się także w normalnej, pachnącej curry i kapuśniakiem codzienności. Potrzebuje do życia wsparcia bliskich, ciepła i powtarzalności. Choć czasem właśnie ta powtarzalność zdaje sie ją dusić, to jednak bez niej wszystko więdnie, schnie jak kwiat, wsadzony do suchej, nieprzyjaznej gleby...
Druga postać - syn malarza - Tomek Beksiński...Dziennikarz muzyczny (w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku prowadził słynne trójkowe, nocne audycje muzyczne), tłumacz z języka angielskiego (jego dziełem jest m.in. wspaniałe tłumaczenie filmów Monthy Pythona, Bondów, westernów oraz licznych horrorów, którymi się fascynował).Człowiek nawrażliwy, neurotyczny, depresyjny a jednocześnie pełen życia, poczucia humoru i potrzeby by odnajdywać w danej nam egzystencji to, co warte jest odkrycia i dobrowolnego oddania temu siebie w jasyr. Czymś takim dla Tomka była muzyka rockowa, powieści i filmy grozy, a wreszcie miłość, która może odbudować, uleczyć duszę, ale i zniszczyć ją do reszty, gdy nie trafi się na odpowiednią osobę....
Tomek Beksiński popełnił samobójstwo w wigilię 1999 roku. Jego ojciec został zamordowany niecałe sześć lat później we własnym mieszkaniu. Była rodzina, nie ma rodziny... Wydaje się, iż taki los był im pisany, że sami to przeznaczenie ukształtowali...Zostało po nich mnóstwo pamiątek (całe wyposażenie pracowni Zdzisława Beksińskiego zostało przeniesione do muzeum w Sanoku), obrazów, szkiców, ukochanej muzyki Tomka, jego felietonów, tłumaczeń. Są jak żywi na taśmach magnetofonowych i video. Nadal facynują, poruszają, skłaniają do zamyślenia i szukania sensu istnienia. Chętnie usiadłabym w cieple kuchni, w ich towarzystwie, przyrządziła warzywa na ostro z curry i pieprzem, pogadała o ważnych sprawach, popatrzyła im w oczy, wsłuchała się w kipiące w ich wnętrzach uczucia i pasje oraz lęki, bez żadnych obaw zwierzyła się ze swoich...
Odnajduję w ich mentalności i zainteresowaniach dużo podobieństw. Widzę śmierć oswajaną, wyobrażaną, zgłębianą, jak coś co jest, będzie i niezależnie od tego jacy jesteśmy prędzej czy później pojawi się i zawłaszczy. I wszyscy zostawiamy po sobie wszystko. Naszą wielkość, ale i małość. Odchodzimy nadzy tam, gdzie nie ma żadnych zasłon...
Oglądam teraz zrobione w sanockim muzeum fotografie dzieł Zdzisława Beksińskiego. Wpatruję się w tą pełną grozy, nagiej prawdy, ale i nadziei rzeczywistość, słucham wspaniałych ballad rockowych i miękkiego, pełnego tłumionych uczuć głosu Tomka. Odlatuję na chwilę w ten świat, gdzie można głęboko coś przeżywać, płakać, rozpaczać, bać się, przeczuwać,wspominać, a nawet rozdrapywać rany, nie wstydząc się tego wcale i nie ukrywając. Tego potrzebuję. Taki mam czas...
A okap? Jeszcze leży grzecznie w oczekiwaniu na swój czas. Kiedyś wreszcie ten moment nadejdzie a okap zostanie zawieszony w naszej kuchni, gdzie dane mu będzie pewnego dnia zaszumieć by wchłonąć zapachy curry i kapuśniaku...
link: Do poczytania rozmowa z marszandem Beksińskiego
A na koniec jeszcze do posłuchania przejmująca pieśń w wykonaniu Sinead O'Connor - "Nothing compares to You". Od kilku dni snuje się za mną ten utwór...
U nas też otwarli wystawę malarstwa Zdzisława Beksińskiego. Podobają mi się jego fotografie, obrazy przygnębiają. Film widziałam, pdobała mi sie także książka Grzebałkowskiej "Portret podwójny"- polecam.
OdpowiedzUsuńCałej twórczości a szczególnie malarstwa Beksińskiego nie da się zapomnieć, ominąc obojętnie. Pierwszy raz na jego wystawie byłam kilkanaście lat temu i pamiętam, jako coś niezwykłego, szokującego, ale i w jakis sposób fascynującego.
UsuńCiekawa jestem filmu, choć boję sie pewnych przerysowań zachowań (szczególnie odtwórcy roli Tomka Beksińskiego, któy podobno zrobił ze swojego bohatera zupełnego wariata, furiata i egoistę). Książkę Grzebałkowskiej spróbuję złowić w jakiejś bibliotece, choć czytałam na jej temat trochę niepochlebnych opinii(chodzi o wścibskie grzebanie w prywatnej korespondencji Beksińskich i ujawnienie jej światu bez żadnych oporów).
Bardzo ciekawy post.
OdpowiedzUsuńDziękuję i zachęcam do osobistego zetknięcia się z tworczością obu panów Beksińskich.Na kazdym wywiera ona inne wrażenie, ale zawsze jakieś wywiera.
UsuńCiekawa świata jestem i ludzi. Zachęciłaś do zgłębienia tematu. Rok temu wpadła mi w ręce książka o Beksińskich - bardzo interesująca. Niech pamięć o nich nie zginie. To część naszej kultury narodowej. Pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńTo dobrze, jesli zachęciłam Cię Ulu do zgłębienia tematu. Beksińscy naprawdę warci są zainteresowania. Obaj osadzeni byli przecież w naszych realiach. Tak bliscy przez to są i tak fascynujący poprzez swoje ciekawe na tą rzeczywistosc patrzenie, poprzez wyłuskiwanie z niej tego, co warto wyłuskać. Obrazy Z.Beksinskiego dopiero teraz zaczynają zyskiwać należne im uznanie. Ogladałam wczoraj reportaż z aukcji, na której to jego dzieła a nie dziewiętnastowiecznych, uznanych malaży zyskały wiekszą cenę. Z zagranicznych odbiorców do tej pory właściwie tylko Japończycy byli nim bardzo zafascynowania. A Tomek Beksinski...Bardzo wrażliwy, pełen ogromnej wiedzy człowiek. Jest w necie dużo stron z jego felietonami. Warto poczytać i posłuchać proponowanej przez niego muzyki. Dla wielu był on guru w kwestiach muzycznych.
UsuńI ja pozdrawiam Cię Ulu!:-)
Olu! o Beksinskich niewiele wiedzialam, bo nie bylo mnie ponad 40 lat w Polsce, ale teraz duzo sie o nich mowi, wiec wchodze w ich swiat,i mam mieszane uczucia, pewnie nie baardzo moge ich zrozumiec, najbardziej do mnie przemawia audycja trojki Tomka, obrazy ojca przerazaja, chociaz technicznie sa fascynujace, chyba najbardZiej z tych obrazow, ktore pokazujesz, odpowiada mi ten ostatni...pozdrawiam Cie bardzo cieplo, i jeszcze dodam ,ze wzruszylas mnie postem o bielusienkiej Misi!
OdpowiedzUsuńOtóz to, Grażynko! Beksińscy budzą mieszane uczucia, ale budzą, jakos poruszają. Chyba nikogo, kto się z nimi zetknął nie pozostawiają obojętnymi a to jest właśnie duża wartosć ich zycia i twórczości. Jak wiele człolwiek rzeczy w życiu widział, słyszał, dotknął...I co? Połowa z tego przeleciała przez nas, jakby tego w ogóle nie było. A Beksińscy jakos tam w duszy zostają, jakieś prawdy ożywiają...
UsuńDziękuję Ci, ze wspomniałaś o Misi, córeczce Jacusia, Grażynko. To kochana, niezwykła psinka, która ma w zyciu trochę pod górkę, ale daje radę!
I ja pozdrawiam Cię ciepło z zimnej, mokrej i zamglonej wioski podkarpackiej!:-)*
Witajcie oboje w ten deszczowy i ponury jak obrazy mistrza Beksińskiego wieczór. Tak, one wpływają na mnie depresyjnie lecz za każdym pobytem w Sanoku idziemy je oglądać.Taka dziwna mieszanka uczuć.Pozdrawiam Was ciepło.
OdpowiedzUsuńWitaj, Krysiu. Deszczowa pogoda nadal trwa a poranek wygląda niczym wieczór. Cóz, jakos mimo wszystko trzeba działać by ozywiać duszę i ciało czymkolwiek sie da.Moim zdaniem taka pogoda może być bardzo twórcza. Wyobrażam sobie, że w taki czas Z.Beksiński słuchajac ulubionego Mahlera malował by z pasja następne, wstrząsajace w wymowie dzieło a Tomek tłumaczyłby z zacięciem kolejny film grozy albo przygotowywałby ciekawą audycję dla radiowej Trójki ( a propos, to szkoda Trójki, co to sie z nia teraz porobiło!)
UsuńCo do tej mieszanki uczuć, to zgadzam sie z Tobą w zupełnosci. Rzeczywistosć ma przerózne oblicza. Czasem odpowiada nam to pogodne i jasne a czasem dobrze nam w mroku i we mgle.Bo i my przecież jesteśmy rózni. Mamy prawo do tego.
I my pozdrawiamy Cie ciepło, Krysiu
Ja dbając o komfort mojej duszy trzymam się od takich mrocznych klimatów z daleka, wręcz mnie odstręczają, więc komentarz nie będzie długi.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się nad mechanizmem tego zjawiska, o którym napisała powyżej krysiatrejt. Może czasem kiedy ludziom jest źle, patrzą w stronę tych, którym było gorzej. No bo wiedzieć, że coś działa depresyjnie i się temu z własnej woli poddawać?
Rozumiem Cię, Iwonko, ale ze mną jest trochę inaczej. Też, jak Beksińscy zawsze lubiłam horrory, mroczne, mgliste klimaty, krainy bolesnych dla kondycji ludzkich zamysleń.Nie wtrącało mnie to nigdy w stany depresyjne, ale wręcz przeciwnie pozwalało oswoić moje smutki i lęki, znaleźć pewien rodzaj tratwy poprzez wspólnotę i jawnosc ich przezywania. Mimo widocznego tu zazwyczaj na blogu mego pogodnego oblicza i ja mam drugą stronę medalu, która ma prawo do istnienia i nie znosi udawanie, że jej nie ma.To jak w tym filmie "Między piekłem a ziemią", gdzie Anna popadła w cierpienie i samotnosć, ale nei na zawsze przecież - myslę, iż trzeba czasem opaśc na dno, zmierzyć sie ze swym mrokiem i smutkiem aby cos zrozumieć, by odzyskać siły i powód do wypłynięcia na powierzchnię.
UsuńNie wyobrażam sobie, by obrazy Beksińskiego mogły u kogokolwiek depresję wygenerować. Ani nawet tę już zdiagnozowaną pogłębić. Mówię z doświadczenia, bowiem sama z takową się borykam.
UsuńTeż sobie nie wyobrażam - ja, jako zwykły oglądacz jego dzieł. Natomiast syn malarza, Tomek przebywał w tym specyficznym nastroju, wystroju i temacie od zawsze.Czy wywarło to na niego jakis wpływ? Moze tak, może nie...Mysle, ze pociąg do pewnych klimatów wynika bardziej z genów. A poza tym obaj Beksińscy mieli niesmaowite poczucie humoru, takze czarnego - a to jest świetna rzecz na wyjściechoc na chwilę z dołka!:-)
UsuńBardzo dobrze, ze trafilas tam akurat teraz, tuz po smierci Mamy. To prawda smierc przeraza dopoki sie jej nie oswoi, nie przytuli do serca i nie zaakceptuje jako kolejny etap zycia. Ten ostatni.
OdpowiedzUsuńJa po smierci mojego Taty znalazlam ukojenie w buddyzmie, mialam okazje bywac na organizowanych przez Buddystow "Death Workshops", ktore wlasnie w bardzo doglebny sposob pozwolily mi pogodzic sie ze smiercia, zaakceptowac ja jako koniecznosc zyciowa.
Bylo to lekko ponad dwa lata po smierci Taty, ale dopiero wtedy po tych wykladach odzyskalam spokoj, wczesniej robilam sobie wyrzuty, ze mnie tam nie bylo, czulam sie winna, ze nie moglam jechac nawet na pogrzeb. To wszystko poukladaly mi w glowie tamte wyklady, odzyskalam po nich niejako siebie, a przeciez bylam sobie (i dziecku) bardzo ciagle potrzebna.
Każdy jest inny i każdemu pomaga coś innego. Tematu śmierci nie należy unikać, bo jest nieodłączną częścią życia, ale jest wiele przyjemniejszych sposobów jej oswajania. We Wrocławiu będzie za tydzień konferencja na ten temat z udziałem min. znanego hipnoterapeuty pana Kaczorowskiego. Tu zapowiedź:
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=rebDguaVbPg
W przypadku niektórych ludzi, którzy zaczynają rezonować z mrocznymi klimatami w sztuce istnieje niebezpieczeństwo, że cierpienie po odejściu kogoś bliskiego będzie trwało dłużej. Bo nie da się zaprzeczyć, że co, jak co, ale sztuka wpływa na nasz nastrój. Potem już trudno odróżnić, z jakiego powodu człowiek jest w depresyjnym nastroju.
Ale nie mogę się zgodzić z tym, że śmierć jest ostatnim etapem życia. No, chyba że życia w materii.
Dziękuję Ci Star, za te słowa. Już po raz któryś piszesz cos, co wzrusza mnie ogromnie, gdyz jest bardzo bliskie memu przeżywaniu, pojmowaniu rzeczywistości, uczuć. Niezwykle mądra i wrażliwa z Ciebie kobieta, Marylko!*
UsuńTak, i ja myslę, że w chwilach smutku, zagubienia ważne jest by móc sie z nim nie kryć, lecz by móc znaleźć teren, na którym znajdziemy ujście dla swych nielatwych uczuć. Ujście, jak wentyl bezpieczństwa a jednoczesnie świadomosć, że inni przezywają pewne rzeczy podobnie, że tak jak mamy prawo do takiego przezywania, nawet jesli odbierani przez to jesteśmy jako frustraci i nadmierne smutasy.
Dobrze, że znalazłaś drogę do Buddyzmu. Dobrze, że istnieja takie miejsca, gdzie człowiek doznaje pocieszenia, wytłumaczenia, poukładania czegos w sobie, przjerzenia w lustrze cudzych uczuć.
Muszę jakos zmierzyć sie ze śmiercią Mamy. Bez żadnego udawania i spychania w niebyt tego faktu. Czasem pomaga na to same intensywne zycie, jego wyzwania i drobne radosci a czasem zwykły płacz, czy bolesne wspominanie, mówienie tym, co boli . A między sa stany pośrednie, mieszane. Tych jest najwięcej...
Tak, Iwonko! ja wiem, że istnieje możliwosc zagubienia się w tym wszystkim i późniejszych problemów z rozpoznaniem, co jest wpływem rezonującej z naszym stanem duszy a co samą potrzebą duszy. Nie wiem, jak ze mną będzie, ale sądzę, że wchodzę po prostu po kolei w kolejne etapy żałoby i trafiam tam, gdzie powinnam trafić. Bo chyba najgorzej to cos przed sobą udawać. Zamykać sobie drogę do czegoś, z lęku że to nas zawłąszcy pochłonie. Wszystko jest dla ludzi. Wszystko jest potrzebne. Także chłód, smutek, poczucie straty, z którymi to odczuciami trzeba jakoś żyć...
UsuńA przecież są i moemnty pogody, radości, ciepła. Tam też trafiam.Tam też znajduję ukojenie. Wszystko ma swój czas.
Ściskam Cie serdecznie, Iwonko jak zwykle dziękując za Twą bliskosć!:-)*
Maksiuputkowa, tak kazdy z nas jest inny i kazdy z nas ma prawo do swojej innosci. Na konferencje pana Kaczorowskiego nie przyjade, mimo wszystko troche za daleko:)
UsuńSama o malo nie zetknelam sie z wlasna smiercia wiec, ze tak powiem mam doswiadczenie rowniez nieco inne, bardziej osobiste i w moim przypadku jak najbardziej to dziala tak jak powinno.
Pozdrawiam.
Ja też niedługo idę do szpitala na specjalistyczną diagnostykę i liczę się z każdą ewentualnością. Ale od dawna wiem, że co się odwlecze, to nie uciecze. Ale chciałam na inny temat, temat wyborów życiowych, które kształtują przyszłość. W skrócie, tak jak w filmie "Biegnij, Lola, biegnij", który serdecznie polecam, mamy możliwość decydowania o tym, co nas czeka za chwilę, a ośmieliłabym się nawet o tezę, że mamy wpływ na to, jakim przeżyciem będzie dla nas nasza śmierć i warunki, w jakich znajdziemy się po śmierci. Bo według mnie śmierć na tym świecie to jak narodziny na tamtym.
UsuńCzytałam trochę o Beksińskim i jego synu i miałam nieodparte odczucie, że fascynacja tym tematem u ojca mogła się przełożyć na tendencje samobójcze syna. W takim klimacie żył. U mnie już zapędy do destrukcji się wyżyły (pomijając stare nawyki za 13zł 20 gr paczka) i nie oglądam niczego, co mnie ściąga w dół.
Ale obie życzymy Oldze jak najlepiej, i to najważniejsze.
Również pozdrawiam.
Maksiuputkowa, przepraszam ze byc moze nie potrafie zrozumiec, ale ani pan Kaczorowski, ani film "Biegnij Lola biegnij" oraz panowie Beksinscy sa dla mnie nie osiagalni ze wzgledu na miejsce w ktorym mieszkam. Byc moze nie powinnam sie wypowiadac... nie wiem.
UsuńWplyw na to co nas czeka za chwile tez uwazam mamy ograniczony. Osobiscie nie mam oczekiwan w stosunku do tego co moze przyniesc kolejna chwila i tak jakos funkcjonuje:)
Ja sie akurat otarlam o silna reanimacje, na szczescie skonczylo sie to pozytywnie ale gdbyby bylo inaczej to przeciez nie mialam na to wplywu.
Oczywiscie, ze laczy nas niewatpliwe dobro Olgi i tego sie obie trzymajmy :)))
Dziewczyny kochane - Marylko-Star i Iwonko Maksiputkowa! I dla mnie najważniejsze jest w tej dyskusji, że chodzi Wam o moje dobro i że obie jesteście dobrymi, wrażliwymi, godnymi zaufania osobami. Każdy po swojemu musi oswajać rzeczywistosc, dochodzic do jakiegoś spokoju duszy. Ważne aby umieć to robic, nie podawać sie a przy tym nie zamykać oczu i serc na innych.Wy obie to umiecie.A ja jestem Wam za to wdzieczna, bo uczę sie od Was róznych rzeczy, bo rozumiecie tak duzo, bo obie obdarzacie mnie ciepłem i mądroscią wynikającą z doswiadczenia zyciowego i jakiegoś wyczuwalnego pokrewieństwa dusz. Dziękuję!***
Usuńprzysiadam poczytać, posłuchać...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję,Alis, że to co powyżej napisałam okaże sie dla Ciebie ciekawe, godne zamyslenia.
UsuńPozdrawiam Cię ciepło w sobotni, pochmurny wieczór!:-)*
Ach, Olu, balsamem na moją duszę stał się dziś Twój post. Byłam na filmie i miałam swe wrażenia spisać. I co? Ano, to co zwykle, czyli sprawa rozmyła się i po kątach rozeszła. Teraz już moje pierwsze wrażenie jest zmodyfikowane przez to, co usłyszałam i przeczytałam w necie.
OdpowiedzUsuńZawsze fascynowało mnie malarstwo Zdzisława, posiadać choć jeden obraz to moje marzenie ściętej głowy:) Natomiast muszę przyznać, że Tomasza nie znałam, choć owszem, coś tam mgliście o uszy mi się być może obiło. Przybliżyła mi go właściwie jedna z blogowych koleżanek, przy okazji pisania o muzyce. Muszę bardziej zgłębić temat, bowiem czuję się trochę wykluczona, jakby pozbawiona czegoś ważnego, co powinno jednak być moim udziałem. To takie niejasne wrażenie.
Cieszę się, Errato, że trafiłam tym postem w Twoje potrzeby i zainteresowania. Moze jeszcze napiszesz o filmie? Ciekawa bym była Twojej opinii, bo w necie jest tyle przeciwstawnych, że nie bardzo wiem, co o tym mysleć.
UsuńA Tomka Beksinskiego warto posłuchać (na YT jest duzo jego nocnych audycji). Był romantykiem, poetą, czuł muzykę całą duszą i potrafił dzielic sie jak nikt swoją fadcynacją.Miał niesamowitą charyzmę.I kojący głos.A poza tym pisał nietuzinkowo, obrazoburczo, odwaznie. Na pewno warto poświecić tak niezwykłej osobowosci troche czasu.
Właśnie od rana o tym myślę. Będę pisać, tylko w swojej kolejności.
UsuńPoczekam i oczywiscie poczytam, gdy już napiszesz!
UsuńJako fanka obrazow Beksinskiego zapewne nigdy nie obejze tego filmu. Cos mi sie ostatnio porobilo i nie lubie kiedy ktos mi pokazuje co mam myslec i jak mam postrzegac, moja niechec glownie skierowana jest do Hollywood i nagminnego naginania prawdy. O Tomaszu Beksinskim nie slyszalam do tej pory, swoj pierwszy film Monty Pythona ogladalam kiedy tlumaczenia za bardzo mnie interesowaly jakies 20 czy wiecej lat temu a potem to juz w orginale. Natomiast malarstwo Zdzislawa znam od dawna i od dawna podziwiam. Szczegolnie kolorystyke :) Kiedy (jesli) kiedys bede w Saoku to nie omieszkam obejzec tej wystawy :) Dziekuje i pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńObrazy Beksińskiego mówia same za siebie. Nie potrzeba wdzierać sie do prywatnego obszaru codziennosci artysty by zachwycic sie zafascynować jego twórczością. A to, co piszesz o Hollywood, o produkowanych tam biografiach i ekranizacjach literatury rozumiem i odczuwam podobnie. Mamy prawo myslec i odbierać cos po swojemu - bez narzucania, bez upraszczania i banalizowania.Zdzisłam i Tomasz byli oryginałami - zawsze działali nietypowo, nie dawali sie wtłoczyc w żadne ramy. Podziwiam ich także za to.
UsuńA odwiedzenie muzeum w Sanoku szczerze polecam. Tym bardziej, ze poza dziełami Beksińskiego mozna tam zobaczyc m.in. ogromną kolekcję ikon oraz malarstwa XVIII i XIX wiecznego).
Pozdrawiam serdecznie, Maju!:-)
Pamiętam audycje Tomka Beksińskiego i jego piękny głos ... to był czas, kiedy słuchałam Trójki nagminnie i non stop.
OdpowiedzUsuńCo do twórczości ,to się nie wypowiadam, bo to nie moje klimaty, absolutnie. Są to na pewno ciekawe i nietuzinkowe postaci, ale do mnie jakoś to nie trafia. No i nie musi, przecież ;)
Ale słyszałam niedawno, że ceny obrazów Beksińskiego poszły mocno w górę, na fali filmu i książki pewnie :)
Tak, Tomek miał piękny, aksamitny głos. Wyczuwało sie w nim ogromną wrazliwosć, kulturę osobistą i prawdę. Też słuchałam wtedy Trójki. To były czasy! Do dzisiaj słucham, choć coraz rzadziej, bo i czasy inne i muzyka a prowadzących programy z tamtych lat coraz mniej...
UsuńPewnie Lidko ,że twórczosć Zdzisława Beksinskiego nie musi trafiać do każdego. To nie żaden przymus. Sztuka to wolność przekazu i odbioru. Każdy ma przecież coś, co go bardziej czy mniej kręci.
Tak, ceny jego obrazów poszły mocno w górę. Szkoda, że tego nie dozył, ale tak to już jest, że śmierć choć taka destrukcyjna potrafi jednoczesnie podnieśc wartosc obrazów, rzeczy, ludzi, uczuć. Taka to ironia losu, niestety...
A tymczasem nowy dzień przed nami. Jakos go trzeba ogarnąć mimo chłodu i pluchy. Ściskam Cię mocno!:-)*
A życie biegnie dalej...Ori musi przenieść Dom Tymianka
OdpowiedzUsuńhttp://pelnialatawdomutymianka.blogspot.com/2016/09/no-i-jak-tu-nie-jechac.html
Tak, zycie biegnie dalej, nie ogląda sie na nic. Zycie odradza sie z popiołów, wnosi nadzieję tam, gdzie wczoraj jej nie było.Każdy ma swoje problemy wieksze i mniejsze i musi sie z nimi jakos zmierzyć.Na tym chyba to zycie polega - ciągłe wyzwania. Ori też to nie omineło, niestety...
Usuńzapomniałam dopisać to, co wydawało mi się oczywiste - trzeba pomóc. trzeba podać info dalej. wykorzystać social network wtedy, kiedy potrzebna jest konkretna pomoc Komuś, kto bezdyskusyjnie na nią zasługuje.
UsuńByłam przed laty w Sanoku z wycieczką i miałam możlwość obejrzenia obrazów Beksińskiego. Były niesamowite dla mnie trudne do interpretacji.
OdpowiedzUsuńMysle Olu, iż pewnych rzeczy nie trzeba interpretować. Wystarczy patrzeć, słuchać, być. Moze cos do serca samo przemówi a moze nie, bo czas jeszcze nie ten. tak czy siak możemy być dumni, że mieliśmy tak niezwykłego malarza. Zdaje się, że czasy sławy i chwały dopiero dla niego nadchodzą...
UsuńJego twórczość mnie przygnębia, przynajmniej część. A życie artystów jest naprawdę skomplikowane, łatwiej żyje się przeciętnym ludziom.
OdpowiedzUsuńPrzygnębia Cię? Rozumiem to, Basiu.To dziwna, mroczna tematyka, jakze inna od Twojej pogodnej przewaznie twórczości. Mysle, że w sztuce jest miejsce na wszystko, na najskrajniejsze treści i formy przekazu, na wolność i rozmach wyobraźni, na wszystki nastroje i kolory. Zawsze znajdzie sie ktos, dla kogos pewien rodzaj twórczosci będzie w danym momencie ważny, znaczący, silniej przemiawiający.
UsuńCzy łatwiej zyje sie przecietnym ludziom? Nie wiem...Przecież w nich też kłebi sie mnóstwo uczuć. I często mają problem z ich wyrażeniem, nazwaniem, ogarnięciem. Często ukrywają je w sobie, ściskają, wstydzą się, nie mając mozliwosci uzewnętrzenia ich choćby w postaci tak "dziwnej" jak u Beksinskiego sztuki...
Hmm...wielka postac, fatalista, mroczna tworczosc, nietuzinkowa postac.
OdpowiedzUsuńNa dzien dzisiejszy do mnie jego przekaz jako artysty, nie dociera. Zbyt morczna, niezrozumiala dla mnie.
Niewatpliwie byl wyjatkowym czlowiekem.
Oczywiscie gdybym byla w Sanoku odwiedzilabym muzeum, moze kiedys.
Pozdrawiam
Tak, fatalista - choć tylko w twórczosci ( i nie do konca, bo jak sam mówił w jego obrazach zawsze jest jakieś światełko nadziei). Zresztą malarz ten w codziennym życiu zdawał sie być człowiekiem pogodnym, pełnym kipiacej energii. Ale często tak jest, że w duszy mieszka światło i mrok, nadzieja i przygnębienie. I musi to znaleźc jakąś forme wyrazu.A on tworzył w ogromnych ilosciach. Pomagała mu w tym muzyka. Po Beksinskim zostało tysiące obrazów. I chyba teraz dopiero przychodzi ich czas.Beksiński kojarzy mi się trochez Witkacym.Też była w nim taka dziwna mieszanka i prawie wcale niepoznana za życia wielkośc.
UsuńMuzeum w Sanoku oraz sam Sanok warto odwiedzić.To przepieknie połozone w dolinie miasto. Jest tam np. unikalny skansen. A muzeum mieści sie w zamku usytuowanym na wzgórzu i widocznym juz z daleka.
Pozdrawiam Cię serdecznie, Ataner
Olu, jak dobrze, ze jestes...
OdpowiedzUsuńPo Twoim pozegnaniu mialam cicha nadzieje, ze moze jadnak wrócisz do wirtualnego swiata. Od czasu do czasu zagladalam z nadzieja... I wlasnie cos mnie tknelo, zeby znowu tu zajrzec. Z ogromnym smutkiem przeczytalam, ze to Jej odejsciu zawdzieczamy ten powrót... Pozdrawiam serdecznie, Leciwa
I ja dziękuję Ci, że jesteś, że pamiętałaś o mnie!♥
UsuńTak, nie przypuszczałam, że tu wrócę z takiego powodu...Ale próbuję wszystkiego by w tym nieustepliwym smutku, w tej tęsknocie jakoś żyć, widzieć światełko i sens...
Ściskam Cię serdeczni, Monikoe!*
Miałam w tym roku pojechać do Sanoka, do muzeum Beksińskich, ale chyba już na drugi przełożę :(... Zazdraszczam... :)
OdpowiedzUsuńTo stała wystawa, a więc nie ma pospiechu. Zresztą samo oglądanie jej wymaga czasu, wyciszenia, specyficznego nastroju...Może za rok dasz radę, Lucynko!:-)
Usuń