Kończąc poprzedni post obiecałam Wam
opowieść o Misi, jednej z czterech córeczek Zuzi i Jacusia. Za chwilę podejmę
ten wątek, ale na wstępie chciałabym zwierzyć się z czegoś… Otóż zauważyłam
ostatnio, że paradoksalnie dzięki chorobie i śmierci mojej Mamy, przynajmniej
na razie, nabrałam więcej odwagi by być sobą, by mówić i pisać o tym, co
naprawdę myślę, by działać niesztampowo. Jej śmierć uświadomiła mi z całą mocą,
jak kruche jest nasze życie, z iloma sprawami możemy nie zdążyć, jak wiele
ominąć albo zupełnie niepotrzebnie z nich zrezygnować. Uważam, iż mam prawo żyć
po swojemu bez przesadnego przejmowania się cudzymi opiniami i obowiązującymi,
nierzadko stereotypowymi wzorcami zachowań. Mam prawo myśleć inaczej i nikomu się
z tego nie tłumaczyć. Mam prawo nie wstydzić się swoich wyborów. Mam też, rzecz
jasna, prawo do pomyłek i błądzenia.
Zaczęłam na powrót prowadzić bloga, choć jeszcze kilka miesięcy temu byłam
bardzo od tego daleka. Potrzebowałam odseparowania od blogów, od tego na poły
ekshibicjonistycznego odsłonięcia siebie. Chciałam tego czasu milczenia internetowego
by uświadomić sobie znowu, czego chcę, jaka jestem, ku czemu dążę. Dzięki temu nie
mam oporów by pisać na przykład o rodzinie naszych psów. Niczyje potępiające
milczenie ani zupełnie jawnie wyrażone krytyczne opinie nie robią mi krzywdy,
nie wyprowadzają z równowagi. Czuję, iż jestem silniejsza niż kiedyś i nie
przejmuję się wszystkim tak bardzo. Razem z Cezarym robimy to, co uważamy za
słuszne. A moja Mama, jeśli nadal czuwa przy mnie, jeśli mnie widzi, to na
pewno jest zadowolona ze swej córki i uśmiecha się przez łzy, jak to zawsze
zwykła robić, ilekroć opowiadałam jej o naszym tutejszym życiu, o naszych
troskach i blaskach. Acha! I z pewnością patrzy ze wzruszeniem na Misię, swoją jaworową
ulubienicę, psinkę, której w życiu prawdopodobnie będzie trochę trudniej niż
innym psom, ale która mimo to potrafi być tak jak inne szczęśliwa i radosna.
Misia, jak przystało na szczeniaka,
urodziła się niewidoma. Jednakże, kiedy po dwóch tygodniach jej siostrzyczki bez
ociągania otworzyły oczy i zamglonym, błękitnym spojrzeniem zaczęły spoglądać
na otoczenie, Misia nadal miała zamknięte powieki… Pomyślałam wtedy, że pewnie
są sklejone, że otworzy je z czasem, że mogę jej w tym dopomóc przemywając jej
oczka kilka razy dziennie naparem z rumianku. Także Zuzia, czując najwidoczniej,
iż z jej córeczką jest coś nie tak wiele
razy wylizywała z troską jej zamknięte oczęta… Ku memu ogromnemu zmartwieniu,
nic to nie dawało i gdy Misia skończyła trzy tygodnie pojechaliśmy z nią do
weterynarza by sprawdził, w jakim stanie są oczy białej psinki. Miła pani
doktor spróbowała ostrożnie otworzyć jej powieki i zajrzeć pod nie. Nie
dostrzegła tam niestety nic prócz przekrwionych, niewykształconych do końca
gałek ocznych bez śladu tęczówek i źrenic… Spojrzała na nas ze współczuciem.
Już wszystko zrozumiałam.
- Szkoda jej…Taka
śliczna psina! – westchnęła wreszcie tuląc do siebie trzytygodniowe maleństwo.
- Niestety, dość często
u psów zdarzają się takie wady rozwojowe, że brakuje im oczek. Nie ma szans by
w przyszłości się one wykształciły. Pies już do końca życia będzie niewidomy, o
ile oczywiście właściciele zdecydują, iż powinien w takim stanie żyć… Najczęściej
podejmują decyzję o uśpieniu argumentując ją tym, by się pies w przyszłości nie
męczył – dodała wręczając mi z żalem nieświadomą niczego, puszystą i niewinną niczym
kulka śniegowa sunię.
- Nie będziemy
teraz podejmować tej decyzji – odrzekłam, czując bolesną gulę w gardle i tuląc
do piersi ciepłe, ufne ciałko. Cezary milczał, lecz na jego twarzy widać było
ogromne wzruszenie i przykrość. Musnął dłonią główkę Misi i odwrócił się
gwałtownie szukając kluczyków od samochodu w kieszeni obszernej kurtki.
- Pojedziemy
jeszcze do innego weterynarza. Skonsultujemy się! Może jakimś cudem powie nam
coś innego! – zdecydowałam w drodze powrotnej do domu.
- Dobrze, Oluniu,
ale nie liczyłbym na wiele – stwierdził mój mąż obierając natychmiast kurs na
gabinet weterynaryjny w odległym od nas o 10 km miasteczku.
- Oczywiście, nie
ma co się zastanawiać! Trzeba ją uśpić! – orzekł kategorycznie zaprzyjaźniony z
nami, stary weterynarz.
- Wiem, że
pani żal psiny, że przykro. Współczuję, ale nie ma wyjścia. Proszę pomyśleć, jakie życie będzie
miał ten pies. Ani pobiegać swobodnie, ani widzieć świata bożego. Biedna, nieszczęśliwa
kaleka! – dodał gotowy by od razu zakończyć ten problem.
- Ja się jeszcze
zastanowię! – szepnęłam, czując zbierające się pod powiekami łzy.
- Na razie
jedziemy do domu, Czarek – wycofywałam się w stronę drzwi wyjściowych tuląc do
siebie Misię tak mocno, że aż pisnęła.
- Ale proszę nie
zastanawiać się zbyt długo! Piesek jest jeszcze mały i głupi. Niczego nie wie,
nie rozumie. Potem będzie pani trudniej, bo zacznie się pani do tej ślepotki
przywiązywać! – wołał jeszcze za mną stary doktor. Jednak ja siedziałam już w
samochodzie i nie pragnęłam niczego innego niż to, by Misia mogła przytulić się
do swej czułej mamy Zuzi i poczuć się przy niej jak zawsze pewnie i bezpiecznie.
Chciałam także pogrzebać w necie i dowiedzieć się czegoś więcej na temat
niewidomych psów. Czy ich życie naprawdę musiało być z góry przegrane?
Skarbnica Internetu błyskawicznie pokazała
mi ciekawe informacje z całego świata. Były to zdjęcia ślepych, ale całkiem
szczęśliwych i dobrze radzących sobie zwyczajnych psów. Były to także historie
psich przewodników i rehabilitantów. Szlochając czytałam na głos Cezaremu przejmującą
opowieść o niewidomym od urodzenia, mieszkającym w Kanadzie golden retrieverze
o imieniu Smiley, który potrafił dużo lepiej niż inne psy pomagać niedowidzącym
czy starszym osobom, wczuwać się w położenie niepełnosprawnych dzieci, koić je
swą czułą obecnością i delikatnym, rozumnym dotykiem. Spoglądałam na fotografie
przedstawiające tego dorosłego już psa. Jak kroczy z dumą i pewnością siebie,
jak biega, skacze, jak cieszy się i uśmiecha do swych opiekunów. Obejrzałam
filmik, na którym inny niewidomy psiak biegał swobodnie po ogrodzie podnosząc
przy tym łapy tylko nieco wyżej niż towarzyszący mu widzący pies.
Smiley - pies bez oczu
- Nie wiem, co Ty
o tym wszystkim myślisz, ale ja nie zamierzam usypiać Misi. Przecież to
córeczka naszej ukochanej Zuzi. Przecież to skóra zdjęta z Jacusia. Zobaczysz,
jaka piękna i mądra sunia z niej wyrośnie. Ile będzie z nią radości! – cała drżąc
szeptałam do męża, tuląc się do niego z całej siły.
- Czyli co? Poza
Zuzią i Jacusiem zostawiamy sobie Hipcię i Misię? – upewnił się Cezary z
miejsca aprobując moją decyzję. Co do Hipci oboje byliśmy od samego początku pewni,
ze to właśnie ta sunia powinna z nami zostać jako kontynuacja rodu Zuzi i
Jacusia, a także jako najbardziej przypominająca swą wspaniałą matkę psinka.
Po chwili
milczenia ostatecznie próbując uporządkować sobie wszystko w głowie mój mąż zapytał:
- Tylko czy damy sobie
radę z czterema psami?
- Damy, na pewno
damy. Musimy dać! – westchnęłam spoglądając
przez okno, za którym widać było akurat, jak Zuzia z widoczną na pysku
błogością karmi swoje cztery pociechy a Jacuś leżąc na studni przygląda się im
z ciekawością…
c.d.n.
Będzie dobrze. Będzie miała słuch i węch ponadprzeciętny, poradzi sobie! Towarzystwo Hipci, opieka mamy i Wasza miłość wprowadzą ją w życie.
OdpowiedzUsuńZnasz może http://kanionek.pl/? Ona ma niewidomą sukę, wziętą ze schroniska. Wszystko świadczy o tym, że "Mając" jest szczęśliwym psem, a i Kanionek chyba też nie żałowała swojej decyzji ...
Ściskam serdecznie!
Potraficie kochać i jesteście odważni! Podziwiam!
UsuńNie znam tej strony kanionka. Zajrzę tam z ciekawością w najbliższym czasie. Lubię teraz czytać o psach w podobnym do Misi położeniu. Wzruszają mnie i dają nadzieję dla niej. Choć już widzę, że Misia w wielu sytuacjach radzi sobie lepiej niż można by sie spodziewać. Robi błyskawiczne postępy. Nawet starego doktora już zadziwiła swymi umiejętnościami przemieszczania sie po ogrodzie, gdy tydzień temu przyjechał szczepic do nas Zuzię i Jacusia.
UsuńA co do kochania i odwagi to chyba te uczucia powinny iśc ze sobą w parze. I najczęsciej idą, tylko człowiek nie zdaje sobie z tego sprawy.
I ja ściskam Cię serdecznie, Magdusiu!:-)*
Nie potrafie wyrazic slowami co czuje po przeczytaniu tego posta. Jedyne co moge napisac to chyba tylko, ze jestescie oboje niesamowici, ludzie nie tylko o ogromnym sercu ale i madrosci.
OdpowiedzUsuńNie pamietam juz gdzie ale gdzies czytalam lub widzialam historie niewidomego psa, ktory uratowal zycie tonacej nastolatce. W poblizu nie bylo nikogo, ta tonaca dziewczynka byla corka wlascicieli psa wiec wiedziala, ze pies jest niewidomy i rowniez wiedziala, ze to dla niej jedyny ratunek wiec glosno wolala imie psa. A ten instynktownie plynal w jej kierunku za glosem.
Kazdy czlowiek, kazde stworzenie ma swoja role do spelnienia w zyciu i nie, nie mysle, ale czuje i jestem gleboko przekonana, ze Wy o tym wiecie i swoja madroscia i miloscia pomozecie Misi byc nalepsza sunia na swiecie.
Olenko jeszcze kilka slow do Ciebie pod adresem tego jak rozpoczelas ten post.
Jestem tak z Ciebie dumna, zupelnie jakbys wlasnie byla moja corka:)))
Kochana jak bardzo sie ciesze, ze nie tylko odnalazlas w sobie te sile, ale postanowilas z niej korzystac.
Ludzie... no coz, to tylko ludzie, najczesciej zamiast zajac sie ukladaniem i poprawianiem swojego wlasnego zycia lubia dyktowac innym.
Tego ani Ty ani ja nie zmienimy, jednak zawsze mozemy zmienic jak na to reagujemy i to jest nasza sila.
Wtracanie sie w cudze zycie nie tylko nie wymaga zadnej odwagi ale jest wyrazem slabosci, mozemy tym ludziom tylko wspolczuc i isc dalej. Nie warto sie przy tym zatrzymywac, bo tacy ludzie maja za duzo negatywnej energii.
Kocham Cie za to co napisalas o sobie ♥♥♥
Czytam ze wzruszeniem Twoje słowa Star, dziękując Ci za Twoje zrozumienie, wsparcie, bliskość (nieledwie matczyną) i mądrość zyciową. I nawet beczę sobie trochę, żałując że moja Mama nie może tego przeczytać ( ona bardzo lubiła Twoje komentarze, Star a kiedyś nawet z ciekawością podczytywała Twojego bloga i zachwycał ją Twój humor, polot oraz lekkość z jaką opisujesz najtrudniejsze w życiu sprawy).
UsuńŚciskam Cię mocno w imieniu swoim, Cezarego i mojej Mamy!***♥♥♥
Olenko, zapomnialas na chwile, ze Twoja Mama moze teraz wszystko czytac i nawet nie musi siadac przy komputerze.
UsuńBuziaki serdeczne dla Was :***
Masz rację, Marylko. Ona może teraz wszystko. W ostatnich miesiącu swego życia nie miała już siły by siedzieć.Czytała leżąc, z tabletu.Ale potem nawet tablet trudno jej było utrzymac w dłoniach. Wiesz kochana, szkoda mi tylko, że nie mogę usłyszeć jej opinii na ten i inne tematy. Rozmawiałyśmy ze sobą przez telefon nieomal codziennie. A najlepiej rozmawiało się nam, gdy wychodziłam z kozami na łakę, czy do lasu.
UsuńPozostaje wierzyć, że Mama widzi wszystko i nawet usmiecha się jak niegdyś...
Ściskam Cię mocno!***
czytam przez łzy, płaczę ze wzruszenia ...
OdpowiedzUsuńdobrze, że robisz się odporna na złe słowa i krytykę, tak zdrowiej - nieważne "co ludzie powiedzą", ważne co Wy myślicie i czego Wy chcecie! a krytykantom dziękujemy, blog to jest Wasz "kawałek podłogi", komu się nie podoba niech idzie dalej!
Wasza decyzja co do Misi jest dla mnie oczywista, a nie rozumiem tego starego weterynarza :( jak można usypiać, bo niewidoma? przecież ślepota nie boli, nie przysparza cierpienia, jedynie życie czyni trudniejszym, a to nie wyrok!
Ja też popłakuję, Elajo...Płaczmy więc razem, razem jakoś raźniej...
UsuńMam nadzieję, że krytykanci dadzą już sobie spokój i nie będą zaśmiecać mi bloga nieżyczliwymi komentarzami.
A stary weterynarz, choć stary to nie miał jeszcze nigdy do czynienia z niewidomym szczeniakiem a tym bardziej z ludźmi, którzy by chcieli niewidomego psa wychowywać. Na wsi jest trochę inny świat. Tu trzeba być twardym i nie raz podejmować szybko decyzje...
Przecież psinka nie ma porównania. Dla niej świat będzie się składał z dźwięków i zapachów. Poradzi sobie, Wy także, bo jesteście z dobrej gliny ulepieni.
OdpowiedzUsuńNo własnie! Misia nie wie, jak to jest "widzieć". Ona nie wie,nie żałuje, że czegos nie ma. Zna tylko świat mroku zapachów i dźwięków. To jest dla niej zwykły świat.I szybko sie uczy - a najbardziej na własnych błędach.
UsuńPozdrawiamy Cię Ewo i dziękujemy za dobre słowa!:-)*
Nasz nieżyjący już pies, Rubin, oslepł dość wcześnie. Potem ogłuchł. Był to przepiękny i mądry miks setera z bretończykiem. Mimo to wydawał się całkiem szczęśliwy. Na znanym terenie poruszał się całkiem swobodnie, biegał, rozrabiał. Mąż z początku nawet nie chciał mi wierzyć, kiedy stwierdziłam, że Rubi nie widzi, zmienił zdanie, kiedy pies wpadł na nieopatrznie postawioną na alejce taczkę. W nieznanym terenie poruszał się przytulony do mojej nogi, nie mogłam mu dawać komend głosem, więc nauczyłam się robić to dotykiem. Przeżył 17 lat, z tego 9 jako niewidomy. A jaki był miły i szczęśliwy! Wasza sunie ma szansę być jeszcze sprawniejsza, niż on, bo będzie uczyła się od maleńkości. Zobaczysz, będzie hasać i bawić się, nawet biegać.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci Jagodo za tę wzruszającą opowieśc o Rubinie. Piękna historia! Aż w gardle ściska...A skoro Rubin był szczęśliwy, to i Misia będzie. Bo przecież już jest. Ma swoją psią rodzinę, ma nas, ma znajomy świat.I widać, że jest rozumna i szybko wyciąga wnioski. A na spacerach jestem najczęsciej jej przewodniczką. Lubi biegać tuż za mną albo za swoją siostrzyczką...
UsuńOlenko, na trolla albo hejtera to trzeba sobie zasluzyc, oni nie bywaja na nudnych i nijakich blogach. Wiem, to slabe pocieszenie, ale znaczy tez, ze Twoja nietuzinkowosc jest innym sola w oku.
OdpowiedzUsuńMysle, ze Misia, jak kazda niewidoma istota, wypracuje sobie sposob na zycie, poruszanie sie w obrebie domu i obejscia, a Wasza milosc i pomoc jej psiej rodziny pozwola jej cieszyc sie zyciem i pewnie nawet nie zauwazy (nomen omen), ze czegos jej brakuje. Wyostrzy inne zmysly na tyle, ze bedzie w miare normalnie zyc.
A Ty przyjelas dobry kierunek, nie wolno przejmowac sie frustratami, bo to jedyna ich pozywka.
Sciskam :*
Może masz rację z tymi hejterami, może rzeczywiscie przytrafiają sie oni tym, którzy jakos odbiegają od ogólnie przyjętych wzorców. Kiedyś bardzo sie takimi krytycznymi uwagami przejmowałam. Ale teraz spływa to po mnie, bo są wazniejsze rzeczy na świecie, bo wiem swoje, bo wreszcie w obliczu smierci najbliższych takie głupoty zupełnie nie mają znaczenia.
UsuńA Misia radzi sobie z wszystkim coraz lepiej. Myśle, iż to, że ma obok siebie siostrzyczkę i rodziców jest dla niej najlepszą z mozliwych sytuacji.
Ściskam Cię mocno, Aniu!*
Wzruszyłaś mnie Olu do łez, bo choć wiem jaka jesteś dobra, czuła i wrażliwa to poznałam, jaka jesteś odważna. Tak trzymaj!
OdpowiedzUsuńAch, Krystynko!Człowiek rzeźbi i odkrywa sam siebie przez całe zycie. I na pewno jeszcze nie raz stanę przed jakimś dylematem czy murem krytyki. "Ale nic to" - jak mówił Michał do swojej Basieńki!Z tego sie przecież zycie składa. To nasze jedyne, ulotne jak mgła zycie...
UsuńOlu pisałam kiedys o naszej niewidomej suni Norze,która ma 16 lat i pomimo swojej ułomności jest wesołą psią staruszką. Dacie radę a hejterów nie komentuj szkoda czasu.Jak zwykle pozdrawiam i wciąż czekam na kolejne relacje z,,psiego dworu,, trejtka.
OdpowiedzUsuńAch, zapomniałam o tym, że mi kiedyś o Norze pisałaś! Dopiero teraz cos mi sie zaczeło przypominać, rzeczywiscie...
UsuńW psach jest tyle radosci, optymizmu, szczerego entuzjazmu i siły zycia.Może dlatego tak jest, że żyją krótko w porównaniu z nami i dlatego muszą przeżyć dany im czas intensywniej, doceniając każdą chwilę? Powinniśmy sie tego od nich uczyć.
Pozdrawiam Cię ciepło, Krysiu!:-)
W sytuacji, kiedy ktoś jest w pełni człowiekiem, to jest jedyna słuszna decyzja. Zwierzę żyje i rozwija swoją duszę, człowiek ustawia sobie wyżej poprzeczkę i rozwija ducha. Łatwe zadania przecież nas nie rozwijają.
OdpowiedzUsuńA jak człowiek staje się sobą, i nie zwraca uwagi na to, co o nim pomyślą inni, to uzyskał wolność. Głos wewnętrzny jest najlepszym doradcą.
Nie zwracaj na to uwagi, ale powiem Ci szczerze, że wiele chciałabym się od Ciebie nauczyć.
Uściski dla Misi i ich opiekunów.
Dlatego też wszystko się we mnie buntowało na mysl o tym, że miałabym podsać Misię eutanazji. Przecież całe zycie przed nią.A jej dusza dopiero rozwija skrzydła....I my też bezustannie się kształtujemy. A propos, to czytam teraz świetną książeczkę dziewiętnastowiecznego pisarza amerykańskiego P.Mulforta "Przeciw śmierci" On tam pisze m.in."Nie zamykajmy nigdy drogi przyszłym mozliwościom. Tylko z zamków na lodzie powstają na ziemi pałace. Bać się nieszczęścia, przewidywać przeszkody, rozmyslać o możliwych trudnościach - jest rzeczą wprost rujnującą i najpewniejszą drogą do nędzy. Czuć, że sie zyje - oto istota szczęścia" - ileż to wszystko daje do myślenia, jak umysł zapładnia...
UsuńIwonko, ściskam Cię gorąco w imieniu swoim własnym ,bo cała reszta bractwa już sobie słodko chrapie!:-)*
Też czytałam w necie o niewidomych psach, czy kotach, które doskonale dawały sobie radę w życiu. Słowa weterynarza mnie zmroziły, szczerze mowiąc ... a z drugiej strony nie dziwią. On pewnie patrzy na zwierzę, jak na stworzenie użytkowe. Niestety.
OdpowiedzUsuńDobrze, że wróciłaś do blogowania, Olu :)
Psy to trochę inny od naszego świat. One dzięki silnemu smysłowi węchu i dobremu słuchowi potrafią świetnie orientować sie w terenie.
UsuńMasz rację do weterynarza. To dobry człowiek, ale mający do czynienia głownie z krowami i świniami. Tam nie spotyka sie często jakichs dylematów moralnych a zwierzę to tylko zwierzę...Jednak ten weterynarz zupełnie niedawno miał y nas moznośc zdziwić się jak dobrze sobie Misia radzi. I chyba byłnawet wzruszony jej postępami, choć tutejsi ludzie mało czasem dają po sobie poznać...
Znowu weszłam do tej blogowej rzeki, ale podobno rzeka za każdym razem jest trochę inna...
Uściski na dobranoc zasyłam Ci Lidusiu!:-)*
Czyli Misia da radę z pomocą swojej ludzko - psiej rodziny :)
UsuńTak myślałam, że Wasz wet miał do czynienia głównie ze zwierzętami gospodarskimi i innym podejściem ... a jeśli, kiedyś tam, dawno, miał jakieś inne poglądy, plany, marzenia, to życie je zweryfikowało. Misia wytrąciła go z utartego traktu i schematu :)) Wy z Cezarym również.
Co do rzeki - to sama się pewnie przekonasz, czy jest inna, czy też nie :)
Ściskam porannie :*****
Mam nadzieję, że ten weterynarz jeszcze nie raz zadziwi sie u nas - oczywiscie pozytywnie. A przecież każdemu z nas sie zdarza skostnieć, nabrać rutyny, odzwyczaic się od dziecięcej wrażliwosci - czasm dzięki temu skostnieniu po prostu mniej cierpimy, co w przypadku zawodu weterynarza i pielęgniarki czy lekarza jest dobre.To taki rodzaj ucieczki przez bólem. Tego typu ludzie muszą mieć jakis pancerz ochronny by nie oszaleć albo by nie poddać sie nałogom, które dopadają, gdy człowiek za mocno cos przezywa.
UsuńCiekawa jestem tej rzeki. Na razie zachwyca mnie jej omalże zupełnie czysty, pełen słonecznych blasków nurt!
I my ściskamy Cię kochana, zycząc dobrego, pogodnego dnia!:-)***
Psy mają inne zmysły wyostrzone, więc Misia da sobie radę. Miłość dodatkowo jaką dostaje od swojej matki, a również od Was jest dodatkowym motywatorem do udanego życia. Pozdrawiam całą Waszą szcześliwą gromadkę.
OdpowiedzUsuńI my wierzymy, że Misia da sobie radę. Tylko musi być z nami, w znanym sobie otoczeniu, wśród przyjaznych ludzi, między bliskimi.
UsuńI my pozdrawiamy Cię serdecznie, Olu!:-)
Brawo, to Twoje życie i rób tak jak Ty uważasz, a nie inni.
OdpowiedzUsuńdawno przestały mnie obchodzić opinie innych. Oni sąpo prostu inni, ani lepsi, ani gorsi- są inni.
Każdy z nas ma prawo zyć po swojemu, tylko żadne z nas nie ma prawa narzucać swojego sposobu na zycie innym.Każdy do wszystkiego powinien dochodzić sam albo przy pomocy bliskich, szczerych i oddanych sobie ludzi.A na końcu tak jest się samym i trzeba się wówczas z sobą zmierzyć, rozliczyć, wybaczyć sobie i nnym, po to aby móc pójśc dalej. Gdzie? Oby w jaśniejszy, lepszy wymar istnienia...
UsuńUściski gorące ślę Ci, Basieńko!:-)
Misia ... aż mi się łezka w oku kręci na wspomnienie mojej Miśki ... Olu, zrobiłabym tak samo, a zresztą to chyba nie oddałabym żadnego szczeniaka nikomu, i dlatego uprzedzając następstwa nasze psy są wysterylizowane ... Olu, masz prawo żyć po swojemu, szczeniaków nie porzucasz, opiekujesz się nimi, to świadoma decyzja ... hm! chyba tylko polecę modnym ostatnio sloganem: brawo TY! pozdrawiam serdecznie zza Sanu.
OdpowiedzUsuńMarysiu! Pamiętam Twoją kudłatą Misię...Szkoda kochanej psinki. Dobrze, że masz u siebie inne, drogie sercu istotki. Trzeba w zyciu kogos kochac, bo to istota życia. I umieć zyc według podszeptów swego serca, żeby niczego nie żałować, żeby przeżyc to życie jak najpełniej.Tylko to sie liczy...
UsuńŚciskam Cię porannie i słonecznie!:-)*
Ale ciekawa historia...
OdpowiedzUsuńżycie podsuwa nam różne przygody...
zaciekawiłaś opowieścią...
:)
Historia z życia wzięta. Życie pisze najciekawsze, zupełnie nieprzewidywalne scenariusze a nam pozostaje grać dobrze swoje role w tym filmie.
UsuńPozdrawiam Cię ciepło, Alis!:-)
Łzy płynęły same po policzkach kiedy czytałam Twojego posta. Już niejednokrotnie udowodniliście jakimi wspaniałymi jesteście ludźmi. Pełno w Was miłości, czułości, wrażliwości i innych pięknych przymiotów.
OdpowiedzUsuńregian
Bo i ja sporo łez wylałam martwiac sie o Misię a nawet ostatnio, pisząc o niej. Łzy są dobre. Oczyszczają nasze serca z trudnych emocji. Czasem dzięki nim, dzięki jakiemuś impulsowi, który je z nagła wyzwolił możemy odreagować swoje własne, niewyrażalne w słowach i zwierzeniach problemy.
UsuńDziękuję z dobre słowa! Ściskam Cię Regian i pozdrawiam o słonecznym poranku!:-)
Olu,jestem szczerze wzruszona opowiescia o Misi. Brakuje mi slow aby napisac jak wspanialymi, dobrymi, i o wielkich sercach ludzmi jestescie.
OdpowiedzUsuńPoryczalam sie jak bobr, p. zapowiedzial, ze odlaczy mi internet kiedy zobaczyl jak szlocham, ale po przeczytaniu Twojego wpisu sam mial mokre oczy.
Misia bedzie z Wami szczesliwa, u boku Zuzi i Jacusia i siostrzyczki, a przede wszystkim Was.
Bardzo cieszy mnie to, ze sie nie poddalas i wracasz do pisania bloga. Zobacz Olu ilu wspanialych czytelnikow do Ciebie zaglada. Milych, serdecznych z podobna wrazliwoscia jak Ty.
I nie jest tak, ze nie zaboli jak ktos napisze, czy powie cos nieprzychylnego, zaboli. Wazne jest to, ze zrozumials czego chcesz,podazaj za swoimi marzeniami czego Ci zycze z calego serca.
Moc serdecznosci Wam przesylam:)
Nie wiedziałam jak opisać historie Misi...Obawiałam sie, że jest ona nazbyt łzawa, senstymentalna. Ale potem pomyslałam, że trzeba pisac szczerze jak było. Podzielić sie z Wami naszymi emocjami bez owijania w bawełnę i koloryzowania.
UsuńJa codzień wzruszam sie patrząc na Misię. Dostrzegam jej postępy, ale i nieusuwalne ograniczenia. Widze też, że to szczęśliwy pies, który przyjmuje wszystko tak, jak jest, bo przecież nei wie o tym, co to jest mozliwosć widzienia...
tak, mam wspaniałych czytelników i naprawdę uskrzydla mnie to, gdy widze, jak wszystko rozumieją, jak odbierają na tych samych falach, jak są mi bliscy. To własnie przeważa, to jest skarbem, za który jestem bardzo wdzieczna - Tobie Renatko i wszystkim, któzy odwiedzają tego bloga i zostawiają nam masę zyczliwosci. A ci, co lubią dokuczać, szukać dziury w całym i bruździc, to na szczęście mniejszosć.I niech tak zostanie.
Serdeczne myśli i podziękowania za bliskosć oraz ciepło przesyłamy oboje z Cezarym Tobie i Twemu drogiemu p.!:-)*♥
Cieszę się, że wróciłaś do pisania bloga, Mama jest na pewno z Ciebie dumna!
OdpowiedzUsuńChciałabym by była...
UsuńPozdrawiam Cię ciepło
Olu kochana bardzo Cię wspieram a bliscy z którymi miało się ciepłe serdeczne więzi są zawsze blisko nas. ♥
OdpowiedzUsuńDziękuję, Elusiu...♥
UsuńMam nadzieję, że Mama jest blisko, że wszystko wie, że jest jej tam dobrze, ale wiesz...bardzo tęsknię za jej głosem, przytuleniem...
Witajcie Jaworowi Ludzie.Cieszę się,że będę mogła znowu Was czytać:)
OdpowiedzUsuńMyślę,że nie można źle oceniać weta bo on po prostu bardzo dobrze zna realia polskiej wsi.Co by się działo z Misią gdyby urodziła się w typowo wiejskiej rodzinie i minęła pierwsza fascynacja"ładnym szczeniaczkiem"?
Serdecznie Was pozdrawiam,życząc aby Misia była zawsze zdrowa,obecna"choroba"jej już wystarczy.
Witaj, Orko! Wróciliśmy tutaj, bo czułam taką potrzebę. Czy na długo? To się okaze...
UsuńZauważyłam ostatnio, że Misia jest dla większosci miejscowych przeźroczysta, bo skoro to kaleka to nie warta jest chyba najmniejszego zainteresowania. Wszyscy zachwycają się wesołą Hipcią a Misia biega obok a jakby jej dla oglądaczynie było. Ale dla nas Misia jest bardzo wazna. Pieścimy ją nawet więcej niz Hipcię (choć chcemy być sprawiedliwi) a to po to by czuła sie kochana, by jej cos zrekompensować...
I my pozdrawiamy Cię serdecznie:)
Jaka piękna decyzja!... :)!. A lekarze mało kompetentni... :/
OdpowiedzUsuńTeraz, patrząc na mądrą, przywiązaną do nas Misię, nie wyobrażam już sobie by mogło jej nie być. A co do weterynarzy czy lekarzy...Cóz, myslą czasem nazbyt stereotypowo...
Usuń