Już
ponad dwa tygodnie minęło od czasu, gdy pokazywałam na blogu naszą kozią
czeredę. To dla koźląt cała epoka! Wyrośnięte, zadowolone z życia koźlaczki
codziennie szaleją na łące u boku swych zajętym pasieniem mam. Kozy nadal bardzo czułe i opiekuńcze mają już
momentami serdecznie dość wszędobylstwa i zaczepialstwa swych pociech. I wręcz widać jak odpoczywają psychicznie,
gdy koźlaki zajmują się na dworze sobą wzajemnie im nareszcie dając odrobinę
spokoju.Także ostatnio coraz bardziej nabuzowany testosteronem capek Łobuz Kurdybanek niewinnie rozkoszuje się wówczas otwartą przestrzenią i smakiem świeżej trawy, czasami od niechcenia poświęcając trochę swej uwagi niezmiennie chętnej do zabawy Zuzi.
Gdy
jest w miarę ciepła, słoneczna pogoda spędzamy razem po parę godzin na otwartej
przestrzeni, gdzie ja zazwyczaj oddaję się błogim obserwacjom a szczęśliwe stado
rozkoszuje się wszystkimi urokami wczesnej wiosny. Wczoraj, gdy już mnie nogi
rozbolały od tego stania czy też krążenia wokół kóz przyciągnęłam sobie z pobliskiego
lasku gruby pień i rozsiadłszy się na nim tkwiłam tak dość długo niby
nieruchoma część krajobrazu. I dobrze mi tak było, bo coraz bardziej lubię te
chwile, gdy nic nie muszę a czas staje w miejscu, nie przepędzany moimi
stroskanymi myślami. Bo tych myśli zazwyczaj we mnie sporo. Tak bezradna w
wielu sprawach się czuję. Nie potrafiąca pomóc bliskim mi, cierpiącym ludziom. Zasmucona
tym, co nieuniknione. Zazdroszcząca koźlętom ich beztroski a jednocześnie
zgnębiona przeznaczonym im losem. Miotająca się między niewiarą i zwątpieniem a
nagłym blaskiem nadziei, która potrafi, na szczęście, dodać magicznego napędu do
działania oraz do robienia czegokolwiek dla wiecznie żywych, niepokornych marzeń.
Po
głowie chodzą mi wówczas strzępy jakichś wierszy, starych piosenek, fragmenty
rozmów czy listów od przyjaciół. Każdy z
nich ma tyle problemów. Każdy uwikłany w sprawy nie do przejścia. A przecież
mimo wszystko trzeba żyć, cieszyć się tym, co jest i mieć nadzieję, że przetrwa
się trudne chwile, doczeka lepszych czasów. A wiosna zapanuje nie tylko w lesie
i na łące, ale także w duszy. Coś się wreszcie uda. Coś się odblokuje. A wtedy pobiegniemy razem z wiatrem w zawody,
ciesząc się, śmiejąc, śpiewając, niczego się nie bojąc, przed niczym nie
uciekając, oddychając znowu głęboko i bezboleśnie…
Ach, siedziałabym tak na mym pieńku w
nieskończoność, ale chłodny, kapryśny wiatr kazał mi wstawać i biegać by się
rozruszać i nie zmarznąć. A ponieważ i to do porządnego rozgrzania nie
wystarczało, to połączyłam przyjemne z pożytecznym i wykonałam kilka kursów w
roli konia pociągowego, przyciągając z naszego lasku kilka rozłożystych
drzewek, ściętych tam ubiegłej jesieni i pięknie przez zimę podeschniętych. Dzięki
temu będzie czym palić w piecach przez parę następnych, chłodniejszych dni. Porządnie
to z mężem pocięliśmy i teraz po wejściu do kotłowni nasze oczy cieszy wielka
skrzynia pełna pachnącego drewna leszczynowego, jaworowego i wierzbowego.
Cezary
trudzi się ostatnio by przywrócić sprawność naszym dwóm traktorom. Jeden już
prawie reanimował. Natomiast drugi potrzebuje jakichś linek, które zamówione w
Internecie dotrą do nas za parę dni.
Wówczas będzie można zaorać nasze pole żeby
móc zacząć wszystkie wiosenne prace w warzywniku. Wyruszymy też traktorem z przyczepką
po drewno. Trzeba już zacząć gromadzić
zapasy na przyszłą zimę. Teraz wszak jest najlepsza pora na ścinanie drzew.
Jeszcze nie krążą w nich intensywnie soki. Jeszcze nie ma listków. Przyroda
powoli, ale sukcesywnie budzi się do życia. Zaczynają już pomału kwitnąć
fioletem najpopularniejsze w naszych okolicach leśne kwiatki – żywce. Pojawiły
się też pojedyncze kaczeńce i kokorycze. Zielenią się pierwsze listki czosnku
niedźwiedziego. Las pachnie świeżością i tętni radosnymi głosami ptaków. Ach,
to najlepszy czas na nieśpieszne, nie męczące jeszcze upałem spacery.
Także koźlęta zaznały już przyjemności
leśnych wędrówek. Kluczyły za matkami między drzewkami i krzakami. Próbowały
smaku wiecznie zielonych traw i liści jeżyn. Tarzały się na suchych trawach i
liściach a nawet bawiły w chowanego w gęstwinie młodych brzózek. A po powrocie
z wiosennych popasów z ogromnym apetytem opijały się maminym mlekiem a potem odpoczywały
u boku strudzonych rodzicielek. Po kilkunastu minutach widać było, iż znowu roznosi
je energia. W takich chwilach maluchy niczym pchełki wskakują na żłoby.
Odwiedzają się wzajemnie by bóść się dla zabawy i wyjadać sobie smakołyki z
karmideł. Ostatnio rozsmakowały się w sianie, owsie, tartej marchewce i w
gotowanych ziemniaczkach. Najedzone wychodzą z koziarni i ciekawe wszystkiego bawią
się na podwórzu, póki nie dobiegnie ich nawoływanie zaniepokojonych o nie mam
albo coś ich nagle w pobliżu nie spłoszy.
Mieszkamy na skraju wsi, ale dużo ostatnio w
pobliżu nas warkotliwych traktorów przejeżdża, psów rozszczekanych przebiega,
motorów i quadów spragnionych rozrywki wyrostków śmiga. W ogródkach i wokół
domów tętni życie. Trwają wiosenne porządki i remonty. Pierwsze wysiewy i
sadzenia w warzywniakach i na polach. Stęsknieni słońca i ruchu gospodarze
obchodzą co dzień swe włości planując przyszłe prace, przynosząc z lasu
wierzbowe i osikowe gałęzie, dobre do reparacji płotków, do zastosowania jako
żerdki i podpórki.
Nasze kury całe dnie spędzają na swym
wybiegu, gdzie wyjadają wszelkie trawki i listki, które się tam ukażą. Dużo
jednak czasu minie zanim naprawdę się tam zazieleni i wszechobecne, pozimowe
błoto wyschnie. Jak każdej wiosny pojawiły się w tych stronach jastrzębie i
lisy. Strzeżemy więc, jak tylko się da naszego ptactwa i staramy się nie
oddalać nigdzie, pozostawiając kury na ten czas bez opieki. A one odwdzięczają się nam biegając
radośnie, wiodąc hałaśliwie rozgdakane dysputy, upiększając wczesnowiosenny
ogród swym jaskrawym upierzeniem oraz, oczywiście, znosząc najpyszniejsze na
świecie jajka.
I tak oto rozpoczął się kolejny, pracowity
okres w naszym pogórzańskim żywocie. Jeszcze nie rozruszaliśmy się na dobre.
Jeszcze do codziennej intensywności pracy nie przywykliśmy. Szybko się męczymy. A po długim schylaniu, kucaniu czy dźwiganiu całkiem z sił opadamy. Mięśnie bolą
każdego ranka a w kościach coś skrzypi i zgrzyta. Łykamy zwiększone dawki
witaminy D3, dowiedziwszy się od jednej z życzliwych czytelniczek bloga, że
taka kuracja może bardzo pomóc na dolegliwości mięśniowe. A ponieważ bardzo
potrzeba nam teraz mocy i wytrwałości robimy wszystko by się jakoś postawić na
nogi oraz odzyskać dawny wigor. Zajadamy czosnek i cebulę. Popijamy po trochu
kozie mleko. Raczymy się przeróżnymi herbatkami z ziół zebranych przeze mnie
ubiegłego lata na tutejszych łąkach. I staramy się wzajemnie dopingować do
dbania o siebie. Doceniamy choćby najmniejsze swe sukcesy. Zauważamy starania
by w czymś się wyręczyć, by pomóc w czymkolwiek. A kiedy nie mamy siły na nic,
bo wiosną zmęczenie i senność szybko człowieka ogarnia, po prostu siadamy przy
budynku gospodarczym na zielonych, wykonanych przez Cezarego taborecikach i
wygrzewamy się w dobrotliwych promieniach słońca obserwując pocieszne harce
beztroskich, nic nie wiedzących jeszcze o prawdziwym życiu koźląt…
Jejku, takie malenstwo, a juz rozki mu rosna!
OdpowiedzUsuńW miastach czlowiek szuka tej wiosny w przydomowych ogrodkach, Wy macie ja tuz obok na wyciagniecie reki, dzika i prawdziwa. Jednak kazdy czuje jakies takie zamulenie, zmeczenie i to akurat wtedy, kiedy przydaloby sie wiecej energii i sil. Chyba tylko te Wasze male kozki maja ich nadmiar.
Buzinki wiosenne :*****
Tak, różki pojawiaja sie bardzo szybko u tych rozkosznych diabełków. I wiosna jest do wysledzenia w nowych trawkach, kwiatkach, pączkach czy listeczkach. Ale zimno. Rano minus cztery. I znowu kolejny dzionek pracowity czas rozpocząć.Życie nie poczeka.
UsuńPozdrawiam ciepło!***
To przysiadam i witam z Wami wiosnę.
OdpowiedzUsuńNie ma jak jajko od szczęśliwych kur, pycha... Kolory piór kurzych piękne. Szczególnie te czarne ogony. i tego szczęscia kurzego spore stadko.
Też wzdycham, bezradność częstym gościem czasem.......
Podziwiam, sporo pracy czeka na wiosnę przy takich gromadkach.
Witaj wiosną! Dzisiaj chłodno, ale juz od jutra ma znowu wrócic wiosenna, ciepłą aura.
UsuńTak. Zwłaszcza koguty zielononóżek mają piekne upierzenie. U ptaków to właśnie panowie są przystojniejsi.
Czasem człowiek musi powzdychać, głowe pochylic, zagłębić sie w rozmyslania - nie da się stale chodzic z głową wysoko w chmurach, choc może ładniej to wygląda.
Tak, pracy sporo mamy, ale wierzymy że jeszcze przez jakiś damy radę.Póki ostatecznie choroby i starosc nie dopadną i skrzydeł nie podetną.
Ciepłe pozdrowienia zasyłam Ci Alis!:-))*
I to jest życie właśnie :)
OdpowiedzUsuńJa jakos też rozruszać się nie mogę i sił jakoś brakuje, a ja to czasem mam tendencję do zacharowywania się- bo czas, bo mam jeszcze godzinę, a potem padam, bo nie zjadłam, nie wypiłam...
U mnie wreszcie wybieg kur ogrodzony, jutro dzwonie po koguta, ciekawe kiedy przybędzie :)
Uściski dla Was i Waszych zwierzów :)
Tak, Tupajko, to jest zycie - bez ubarwiania i udawania. Bywa ciężko. Rozumiem to Twoje zaharowywanie - przecież wiesz, że jesli Ty czegos nie zrobisz, to kto? A jak teraz nie zrobisz, to kiedy? Potem wszystko sie nawarstwi i juz zupełnie człowiek będzie zawalony robotą.
UsuńWidziałam Twój wybieg. Wygląda z daleka bardzo łądnie, tylko jak piszesz kury przełażą i tak...Panowie mogli Ci doradzic w sprawie oczek w siatce, że za rzadkie. Ale przecież to wygodniej zrobic swoje i pójsć, nie angażując sie zbytnio. My też wciąz nasze płoty łatamy. Kury to spryciule. Jak nie znajda dziury, to przelecą nad płotem - zwłaszcza zielononózki są takimi akrobatkami.
Ściskamy Cie przyjaźnie i sił do wszystkich Twoich zamierzeń życzliwymi myslami dodajemy! Dobrego dnia Tupajko!:-))*
Jak temat kóz, to musze tu być:):) Masz rację Olu, można im pozazdroscić tej beztroski....Podziwiam wszystkie Osoby mieszkające na wsi..mogę się tylko domyslac ile tam jest pracy...mój mąż kocha wieś..jak będziecie potrzebować Kogoś do koszenia trawy to przyjedziemy:):):):):):) On to uwielbia:):) Choć Wy macie przecież kozy:):) Ja miastowa Kobieta, podziwiam wieś z daleka....
OdpowiedzUsuńSerdeczności Wam ślę
Póki sama nie miałąm kóz, to nie zdawałam sobie sprawy jak ciekawe to stworzenia, no i ile z nimi zachodu. A każda z nich ma inny charakter. i wszystkie o siebie wzajemnie zazdrosne - jak dzieci, ktre trzeba sprawiedliwie traktować i każdemu dać po cukierku. Kozy są dobre jako kosiarki - robia to na naszej łace od dwóch lat. A trawnik ogrodowy mąz kosi zwykła kosiarka. A skoszoną trawę kurom do jedzenia daje. Nic sie u nas nie marnuje.Na wsi wszystko jest po coś. Jedno z drugiego wynika. A wszyscy tutaj od pór roku i od pogody najbardziej zalezymy.
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie miastowa Kobieto i cieszę się, że z taka zyczliwoscią przeczytałaś powyższy tekst i tak przyjaźnie sie do nas odezwałas. Wszystkiego dobrego - w mieście i na wsi. No bo może kiedyś i Wy z mężem gdzieś do domku wiejskiego z miasta uciekniecie?!:-))
serdeczności dla Was
UsuńJola:):):
I dla Ciebie, droga Jolu!
UsuńWszystkiego dobrego na wiosnę!:-))*
Ale ładne zdjęcie z tą kwitnącą jabłonią? :)
OdpowiedzUsuńSłodkie te Wasze maluchy, macie z nimi niezły ubaw, ale i pracy mnóstwo. To chyba normalne, że na przednówku człowiek słabszy jest i zniechęcony do życia, mimo łagodnej bardzo zimy. Ale i to minie. W tym tygodniu przewidziana jest pełnia Księżyca, więc ona również na nas wpływa.
Miłego dnia, Olu :******
To krzywe, kwitnące drzewo to dzika czereśnia, zwana przez nas trześnią. Jeszcze nie kwitnie (to zdjęcie z zeszęłgo roku), ale zawsze zakwita jako pierwsza spośrod wszystkich naszych owocowych drzew. Jest prekursorką wiosny. I ozdobą naszego podwórza.
UsuńMaluchy są urocze i rosną bardzo szybko. To ich najlepszy, beztroski czas. Szkoda, że muszą dorosnąc...Teraz dzieki nim mamy tyle powodów do usmiechu.
Mam nadzieję, że ta pełnia wpłynie dobrze.
Ciepłe mysli zasyłam Lidusiu!:-))***
Olu nie bierz na swoje barki trosk ludzi. Przygniotą Cię one do ziemi. Widzę już pochylone plecy masz. Co można zrobić?
OdpowiedzUsuń"Nie jest dany człowiekowi problem z jakim by nie umiał sobie poradzić" te słowa starożytnych zawsze mam na uwadze. Chociaż wiem, łatwo powiedzieć.
Oleńko na bóle mięśni i artretyczne ale również uwaga, uwaga na candidę odkryłam balsam z omułka zielowargowego. Smaruję nim moją prawą stopę dla której wystarczy odrobinę zimna by zaczęła boleć, smarowanie bardzo pomaga. Znajomemu lekarz polecił na... ...candidę, na drożdżycę stóp. Stosuję balsam także na bark i kręgosłup, na szyję. Usuwa świetnie flegmę z oskrzeli. To moje odkrycie ostatnio spowodowało że noga szybko została wyleczona i nawet nie kuśtykałam, no troszeczkę ale porównania nie ma.
Balsam jest bardzo wydajny i kosztuje 35 zl. http://jardin24.pl/balsam-z-omulka-zielonowargowego-150-ml-na-stawy-zdrowe-stawy-p-10.html
Dziękuję Ci kochana za piękny post, za radość patrzenia na życie które rośnie o odradza się po zimie..
Dobra, idę sobie poprzeć poczytać raz jeszcze a potem porzucam kiciakowi piłeczkę bo Lorcia z pańciem wyjechała. :))
Mocno przytulam. ♥
Wiem, że za mocno sie wieloma sprawami przejmuje.Własnymi i cudzymi. Nie mam wpływu i własnie to mnie dobija. Trzeba umieć sie zdystansować, nie przezywac wszystkiego tak mocno, troche odciąć i zobojętniec. Ale z wiekiem niestety człowiek coraz wrazliwszy. Jakas bezludna wyspa mi sie czasem marzy a na niej samotny erem...
UsuńCiekawe jest to, co piszesz o tym balsamie z omułka zielowargowego. Dziękuje Elusiu, że zawsze dzielisz sie swoją wiedzą i potrafisz tak serdecznie do duszy zajrzeć!***♥
Piękną macie gromadkę! U nas jeszcze nic się nie urodziło, czekamy.
OdpowiedzUsuńMnie już od kilku lat "boli cały człowiek". Pewnie to zmartwienia tak zatruwają i jeszcze trochę reumatyzmu i coś tam innego do kompletu.
Może byś brała ze sobą na pasionkę takie leciuteńkie składane krzesełko rybackie? Nie ustałabym tak długo.
Wszystkiego dobrego!
Może to i lepiej, że jeszcze Ci się nic nie urodziło - jak się małę urodza, to będzie juz cieplutko i od razu bedą mogły na łakę pójśc.
UsuńNo tak, boli cały człowiek...A wszystko sie chłonie i chłonie, Nie ma żadnej warstwy ochronnej, a wszelkie balsamy tak krótko działają...
Dobrze, że mi podpowiedziałaś z tym krzesełkiem rybackim. Mamy gdzieś dwa takie. Musze na strychu pogrzebać i wydostać je spod stosów gratów! Przydadzą sie teraz w sam raz! Dzięki Madziu!
Ściskam Cię serdecznie!:-)***
Piękne koźlątka... :). Pięknie dbacie o siebie, miło poczytać... Wiosna się rozkręci to i Wy sił nabierzecie...
OdpowiedzUsuń:)
Tak, wiem że sie rozkręcimy. Na początek tak człowiek kwęka i skrzypi. Potem zycie nabiera rumieńców i wigoru. A koźlątka mają teraz właśnie najlepszy swój czas. Trwa cudownie beztroskie dzieciństwo. Niech trwa jak najdłużej!
UsuńCiepłe myśli zasyłam Ci Abi!:-))
:)))... :*
UsuńJakie one piekne te kozlatka :)) Za kazdym razem nie moge sie napatrzec i napodziwiac! Tyle radosci w nich, tyle zycia i te usmiechniete malutkie pyszczki! Normalnie rece sie same wyciagaja :))) serdecznosci!
OdpowiedzUsuńTak, Maju! Sa przeurocze - jak wszystkie dziaciaczki zresztą. nasze gospodarstwo dzieki nim tętni radością i usmiechem. Tak cudownie na nie patrzeć i podziwiać ich wyczyny. To takie wszędobylskie iskiereczki. Wiosenne skarby.Pierwszy raz w naszym gospodarstwie mamy takie cudne maluchy, wiec i dla nas to cud nad cuda.
UsuńSerdeczności zasyłam ci wiele!:-))***
Kochana Oleńko jak mi brakowało Twojego pisania, tak się cieszę,że wiosna idzie a wraz z nią nowe nadziej. Piękne Twoje kozule i kurki, dają na pewno wyśmienite mleko i znoszą smakowite jajeczka. Ja w Kołobrzegu odpoczęłam, nawdychałam się jodu i codziennie maszerowałam wzdłuż plaży po kilkanaście kilometrów. Pogoda sprzyjała.
OdpowiedzUsuńSciskam i serdeczności jak najwięcej zostawiam.
Piszę teraz rzadziej bo wiosna ma swoje prawa - tyle się na dworze rzeczy ciekawych dzieje, tyle pracy na zrobienie czeka. I każdy słonka stękniony.
UsuńOdpoczełaś sobie pewnie cudownie w Kołobrzegu - nie masz to jak nasze morze na wiosnę. Jeszcze bez tłumu tudzi. Bezkres, spokój, mewy i szum fal.
Pieknej wiosny Ci zyczymy Alinko!:-))
Olu, razem z Tobą zamyślam się i martwię tym co niesie życie. Czasem nawet trudno się nim cieszyć tak bywa okrutne i niesprawiedliwe.
OdpowiedzUsuńNiezmiernie podziwiam Was za ogrom pracy jakiego się podjęliście.
Kózki śliczne. Chciałabym aby zostały u Was na zawsze.
No własnie Gosiu, zmartwienia człowieka potrafia tak przytłoczyć, osaczyć, że aż cięzko cieszyć sie tą wiosną i niewinna słodyczą odradzającej się przyrody o raz tych cudnych koźlątek.
UsuńNie za dobrze jest ten świat skonstruowany, że tyle na nim cierpienia i okrucieństwa a każde dziecko nieodwołalnie musi dorosnąc i porzucić świat rajskiej zabawy i beztroski. Gdybyż to nasze koźlątka na zawsze pozostały takie malutkie. Gdybyż wszystkie były kózkami...Niestety, jest jak jest i późną wiosną przyjdzie siez trojgiem z nich pożegnać.Więc póki co, chwilo trwaj - jestes piekna!
Dziekuję Gosiu, za Twoje pełne zrozumienia słowa!***
Czekam na wiosne z utesknieniem, u nas rowniez pojawiaja sie juz pierwsze oznaki tej pieknej pory roku. Chociaz wczoraj zima zaatakowala nas ponownie co spowodowalo prawie paraliz miasta, bo drogowcy juz zasneli snem zimowym.
OdpowiedzUsuńRozumiem wasze samopoczucie, my tez po scianach chodzimy i czekamy na cieplejsze dni.
Kozki urocze i z tego co widze sa zajmujace. Usciski dla Was, dbajcie o siebie - buziaki:)
Mogłaby sobie już ta zima dać spokój i przestać nas dręczyć swymi powrotami. Najwyższa pora cieszyć się słońcem i zielenią. Cieszyć sie czymkolwiek - bo przecież zycie takie kruche i nieprzewidywalne.
UsuńRoboty na wiosnę w gospodarstwie mnóstwo, jednak powoli dochodzimy do siebie i dajemy radę zrobić wszystko, co trzeba. Wczoraj wykonalismy tytaniczną robotę czyszcząc po zimie dwa kurniki. Teraz dysponujemy setkami kilogramów kurzego guano! Będzie czym użyźnić warzywnik!:-))
Całusy zasyłamy Ci serdeczne i wszystkiego dobrego Wam obojgu zyczym1:_))*
Piekne stadko masz Olu, tez o takim marzyłam i o wielu innych rzeczach, ale ze wszystkim trudno dac radę w pojedynkę.
OdpowiedzUsuńTakie beztroskie i kochane te nasze zwierzęta, tez lubie tak przysiąsc sobie na pniu i patrzeć na nie... jak one zyją, jak potrafia tak po prostu i zwyczajnie cieszyć się zyciem, są sama radościa, i tak mało im do szczęścia potrzeba?!
A my... wiecznie mamy albo za mało, albo za dużo, albo wciąz jakieś troski... rozterki, dlaczego nie potrafimy cieszyc się wszystkim tak jak one? Powinnismy naprawdę brać przykład z naszych zwierząt. One sa mądre... a nam niekiedy tej mądrości własnie brakuje...
Olu, dużo dobrego Wam życzę i wiele radości z nadchodzącej wiosny.
Tak, Amelio stadko sie rozrasta i w związku z tym obowiązków coraz więcej. Zdaje mi się, ze dziaąmy bardziej z rozpędu niż z rozsądku, bo czasami ta ilośc pracy jest powalająca. Ale na szczęście równowazy ją przyjemnośc z obcowania ze zwierzetami. Ich szczęście. Ich prosta, ale jakże mądra radość
UsuńZwierzęta potrafia cieszyć się chwila, bo nie mają świadomości przemijania i wiedzy o tym, co będzie. i zazdroszczę im tego, bo człowieka mogą zatruć i przytłamsić jego stroskane mysli, wspomnienia, stresy. A przecież i w naszym, ludzkim zyciu należy cieszyć sie tym, co jest - dobrymi chwilami.Bo to one są najwazniejsze.I przemijają tak szybko. Lata pędzą też jak szalone. I wciaz by sie tyle chciało, nie patrząc na zmęczenie, stresy i niemożności.
Dziekuję Ci Amelio za ciepły, wrażliwy komentarz!:-)*
Serdeczne mysli zasyłam Ci i zyczenia byś zawsze potrafiła znaleźc w sobie tak dojrzałe, spokojne zrozumienie dla rzeczywistości. Niech z tego płynie siła i sens. Niech życie mimo wszystko rozpościera sie barwnym, ciepłym kobiercem!:-))***
Jakże piekne te koźlątka :) I taki spokój bije z tego refleksyjnego wpisu. Pozdrawiam serdecznie, Olgo :)
OdpowiedzUsuńKoźlątka są kochane i słodkie, jak wszystko co małe i niewinne...
UsuńSpokój to najcenniejsza dla mnie wartość w życiu. Dążę do niego stale i gdy udaje mi się osiagnac ten stan umysłu jestem szczęścliwa. Bo tak w ogóle zycie dostarcza tyle powodów do niepokojów i trosk, że coraz trudniej o wyciszenie, zadowolenie z życia i niemęczącą jego kontemplację.
Sonic! Witam Cię serdecznie na tym blogu i dziękuję za ciepły komentarz!:-)
Tak pięknie napisałaś Oleńko, "zwierzęta cieszą się chwilą, bo nie mają świadomości ...." a człowieka ta świadomość dobija i to myślenie co by było gdyby .... ale przecież tych myśli nie można z głowy wyrzucić. potrafią zatruć najpiękniejsze chwile. Mnie jeszcze wykańcza myślenie co będzie, czy dam radę, czy ogarnę to wszystko.Przecież i tak będzie co los da. Na to nie mam wpływu. Mąż mówi... będziesz się martwić jak się stanie .... ale nie ja już teraz wałkuję w głowie co może być !!!
OdpowiedzUsuńZdjęcie zamiast tych śnieżnych widoków takie sielskie anielskie :)
Tak pięknie opisujesz Waszą codzienność, że można sobie pomyśleć ... o matko ale życie na tej wsi cudowne, pakujemy manatki, sprzedajemy mieszkanie w bloku i szukamy domku na wsi ... i wtedy pojawia się codzienność, ta prawdziwa rzeczywistość i jeśli nie mamy w sobie tego czegoś co pozwala nam zachwycać się nowym kwiatkiem, ptaszkiem, pięknym niebem.... o zobacz jak chmura cudna ... pozamiatanym podwórkiem i załataną dziurą na wybiegu dla kur ( oczywiście z tego co mamy zgromadzone bo może się przydać ) i z ilości kurzego obornika na grządki .... to może lepiej zachowajmy to mieszkanie w bloku :)
Bo ta sielskość /anielskość okupiona jest przecież ogromną pracą i jeszcze większymi wyrzeczeniami. Ale nie myśl Oleńko, że ja narzekam, nie, ja kocham swoje życie :)
Serdeczności przesyłam i trzymam kciuki by mięśnie przestały boleć bo wiemy co to za ból. Może ten omułek pomoże, muszę sprawdzić na sobie :))))
Oleńko, a co to za kwiatki "żywce" ?
UsuńMireczko! Najpierw a propos żywca - to są takie fioletowe, dośc pospolite w moich stronach kwiatuszki porastające stoki wzgórz. Moze w Twoich stronach ich nie ma, bo ukształtowanie terenu u Ciebie inne? Specjalnie dla Ciebie dołączyłam własnie do posta powyzej na sam jego koniec dwa zdjecia z żywcem, z daleka i z bliska. Przyjrzyj sie, moze gdzieś to widziałaś?
UsuńA co do tych mysli osaczajacych i nie pozwalajacych odetchnąc, to naprawdę bywa ciezko. I tego zazdroszczę zwierzetom, że ich tak własne wspomnienia czy lęki dotyczace przyszłosci nie dręczą. Co nie znaczy, rzecz jasna, że zwierzeta nie mysla, czy nie przezywaja czegos głęboko. Wystarczy popatrzeć na spiacego psa by zrozumieć, jak męczące potrafi mieć sny, jak wiele pamieta z rzeczy, które przezył na jawie...
Wisenne zdjecie tytułowe bloga jest sielsko - anielskie? Lubię ten widok. Lubie to krzywe drzewo.i ceglasty mur budynku gospodarczego. Tam najmocniej zawsze słonce świeci. i miło jest usiaść, plecy oprzeć o ciepły mur czy ławkę, lubię oczy przymknąć i ...cieszyc sie tą chwilą!
Odbierasz ten mój tekst jako idealistyczny opis wiejskiej rzeczywistości? A mnie sie wydawało, że napisałam tu nawet za duzo o towarzyszącym człowiekowi zmęczeniu, niemocy i trudzie. Można pewnie odnieśc takie wrazenie, że jest tu sielsko-anielsko, gdy piszę o tym, że siedzę godzinami na pniu patrząc na kozy. A to kradzione koniecznej pracy cenne chwile odpoczynku. Trzeba robić mnóstwo, bo wszystko na naszej głowie. Nie ma zastepców. Nie ma wyręki ani zwolnienia lekarskiego, ani świąt. Trzeba robic dzień po dniu, póki pogoda, póki siły jako takie, żeby wszystko toczyło sie do przodu, bo wszystko od tej pracy zależy. Bywa ciezko, ale do bloku wracać? Nie wyobrażam sobie tego. Tu jest sens i smak zycia. nawet ten pot, łzy, westchnienie bezsilnosci...Lepsze to niż klatki murów, ulic, braku przestrzeni i swieżego powietrza, lasu, łąk i zapachu zwierząt, kolorów zmieniajacej sie przyrody...
Widzisz Mireczko, podobnie na naszą rzeczywistosc patrzymy?!:-))
Usmiech zasyłam Ci serdeczny i ciepły! Trzymajmy sie jakos, leczmy sie jak sie tylko da, by móc dalej toczyć ten swój ciezki, ale przecież ukochany i niezamienialny na żadne miejskie wygody wózek!:-))***
Piękna czereda:-)))))
OdpowiedzUsuńOddycham u Ciebie pełnią piękna Oleńko!
Dzisiaj "czereda" była niepocieszona, nie mogąc wyjśc na codzienny spacer. Przez cały dzień padało i wiało a kozy bardzo takiej pogody nie lubią! Nudziły sie w koziarni straszliwie. Jadły na wyścigi i psociły ile tylko sie dało! Czekam na powrót słonka - wtedy razem z kozami i z Zuzią znów wyruszymy w dal.I to lubimy najbardziej!
UsuńUśmiech serdeczny zasyłam, Basieńko!:-)))
Żyć chwilą, tu i teraz - radzą wszyscy mędrcy i wiedźmy. Ale jakie to niełatwe dla człowieka. No bo jak nie planować, nie zarządzać, nie kontrolować - jak nie troskać się o jutro, o bliskich. Jak zaufać mannie z nieba, bożej miłości i "chleba powszedniego daj nam dzisiaj". Ja nie potrafię, choć się bardzo staram już 70 lat. Komplikuję zamiast upraszczać.
OdpowiedzUsuńAno widzisz Krystynko - za duzo myslenia, za dużo wyobraźni. Ten typ tak ma. Nasz typ.Nie umiemy sie wyłaczyc jmagicznym pstryczkiem-elektryczkiem i niczym sie nie przejmować. To musi stać sie samo z siebie. A gdy już sie staje - jest to cudowny, wręcz ekstatyczny stan pełni szczęścia. Człowiek czuje sie częścią jakiegos mądrego planu. Nie szuka dziury w całym. Cieszy sie po prostu tym, że jest. Żebyż to zawsze można było tak sie czuć! Ale nie! Zaraz jakiś namolny kornik w nas budzi sie i zaczyna namolnie wiercic swoją dziurę...
UsuńI to od wieku niezalezne wcale. Juz taka konstrukcja psychiczna i chyba trzeba sie taką polubić i już. A poza tym z dwojga złego lepiej sie za bardzo przejmować niż byc lekkoduchem, nieprawdaż?!:-))
wow...ależ fenomenalny spacer z kózkami.....moja córcia wariowałaby z radości, gdybyśmy i my mogli zażywać spacerów w takim towarzystwie...
OdpowiedzUsuńSzkoda wobec tego, że nie mieszkasz blisko. Mogłabyś pospacerować z córeczkami do woli. Koźlęta są urocze.Dorstają jednak i niestety, niedługo skończy sie ta sielanka.
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie Jowi i dziękuję za miłe odwiedziny!:-))
Super stadko pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń