Teraz, wieczorem słuchając australijskiej muzyki przypominam sobie moje jesienie w kraju kangurów.
Australia jesienią naprawdę potrafi zaskakiwać. To już nie tylko wszechobecne, ciemnozielone eukaliptusy oraz błękit oceanu, lazur nieba i żółć piasku. To nie znana wszystkim pocztówka z gorących Antypodów. Nagle wybucha tu i ówdzie istna feeria gorących, prawie meksykańskich barw. Malarzami ogrodów i parków stają się zwłaszcza europejskie drzewy i krzewa, zmieniające o tej porze roku barwy. Kwitną nieznane mi z nazwy kwiaty. Kolory są wyraziste, pełne ekspresji i żaru. A czasami wplata się w ten ognisty pejzaż delikatny fiolet zamyślenia, mgiełka pajęczyny, krople deszczu na poręczy krzesła...
Najpiękniejsze jesienią były dla mnie góry Dandenong. Góry położone niedaleko Melbourne, gdzie mieszkaliśmy. Miejsce weekendowych, lub popołudniowych wypadów Australijczyków. Pełne ogromnych paproci, starych, obłażących korą eukaliptusów, kolorowych papug, tajemniczych ogrodów oraz parków ukrytych malowniczo między polami i wzgórzami.
A ulubiony i zawsze zaskakujący był ogród w pobliżu małej miejscowości górskiej o nazwie Olinda. Ogród w stylu angielskim z pięknie przystrzyżonymi żywopłotami, wtopionymi w nie starymi furtkami, z rzeźbami faunów i pasterek, z postumentami, starymi fontannami, pokrytymi patyną czasu dzbanami i wazami.
Chodziło się tam całymi godzinami i zawsze na koniec żal było wychodzić.... Przemierzało się go krętymi alejkami albo schowanymi w gęstwinach róż i krzewów, wysypanych żwirkiem ścieżkami. Zachodziło się do maleńkiej kawiarenki, połączonej z galerią malarską na filiżanke gorącego kakao, albo tylko po to by popatrzeć na nowowystawione obrazy. Odpoczywało się na zacienionych ławeczkach...
Wydawało mi się, że zwiedzający ogród, napotkani ludzie wokół stawali się łagodni, zamyśleni, cisi. Delikatny uśmiech plątał się na ich ustach a w oczach błyszczało ciepłe zamyślenie...Tak daleko stąd było do autostrad, wieżowców i fast foodów. Tak blisko do raju dzieciństwa. Do czasów "Zaczarowanego ogrodu","Mary Poppins", "Dziadka od orzechów", "Krainy Narnii" oraz do ilustracji J.M. Szancera ze starych, ulubionych baśni...
Czasami siąpił jesienny deszczyk i kolory rozmywały się albo zwielokrotniały w osiadłych na roślinach i obiektywie aparatu kroplach dżdżu...
Aż późno się robiło i trzeba było wracać do domu, w pamięci i w oczach mając tyle barw, marzeń, zamyśleń...
Niezmiernie urokliwie, każdy strona świata ma coś w sobie, a ja Australię widzę po raz pierwszy, zazwyczaj kojarzyła mi się z gorącym, nieprzyjaznym i suchym interiorem; pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNo właśnie - ja też kiedyś miałam zupełnie inne, bardziej stereotypowe wyobrażenia o tym kraju. Dlatego cieszyłam się zawsze, gdy dokonywałam takich odkryć i nowych spojrzeń na tę prawie banalną, pocztówkową jakby rzeczywistość. Oswajałam ją sobie w ten sposób. Sprawiałam, że była bardziej moja...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jeszcze nie raz uda mi się pokazać tutaj coś w tym stylu.
Pozdrawiam ciepło, choć już przedlistopadowo...
Wszędzie można znaleźć cudowne miejsce do życia. Jakoś o Australii zawsze intuicyjnie myśleliśmy z sympatią. :D
OdpowiedzUsuńPzdr.
Otóż to! Ludzie łaknący przestrzeni, rozległych widoków, oddechu od tłumów i ludnych miast wybierają na miejsce swojego życia Australię albo ...Kosztową!!!
UsuńPozdrowienia z sympatią coraz bardziej rosnącą!
Australia albo Kosztowa - rozwaliła nas ta alternatywa :DDDD Znaczy, nie mogliśmy lepiej wybrać.
OdpowiedzUsuńPzdr.
No pewnie! I tak trzymać Sąsiedzi kochani!
UsuńCałusy!
Zdjęcia jak pocztówki piękne.
OdpowiedzUsuńBo tam jest jak w baśni...
Usuń