piątek, 19 października 2012

Kolory jesieni w Australii

   Dzisiaj na spacerze po lesie, który rozciaga się kilkadziesiąt metrów od naszego domu  chłonęłam całą sobą to cudowne, prawie letnie ciepło oraz kolory liści tak wspaniale różnorodne i zmienne. Nie wzięłam, niestety, ze sobą aparatu fotograficznego (nie omieszkam tego zrobić jutro)! A szkoda, bo pewnie jutro wszystko będzie inne, przemalowane ręką nieustającego w swym dziele wszędobylskiego pejzażysty.

    Teraz, wieczorem słuchając australijskiej muzyki przypominam sobie moje jesienie w kraju kangurów.
Australia jesienią naprawdę potrafi zaskakiwać. To już nie tylko wszechobecne, ciemnozielone eukaliptusy oraz błękit oceanu, lazur nieba i żółć piasku. To nie znana wszystkim pocztówka z gorących Antypodów. Nagle wybucha tu i ówdzie istna feeria gorących, prawie meksykańskich barw. Malarzami ogrodów i parków stają się zwłaszcza europejskie drzewy i krzewa, zmieniające o tej porze roku barwy. Kwitną nieznane mi z nazwy kwiaty. Kolory są wyraziste, pełne ekspresji i żaru. A czasami wplata się w ten ognisty pejzaż delikatny fiolet zamyślenia, mgiełka pajęczyny, krople deszczu na poręczy krzesła...

                                                    

   Najpiękniejsze jesienią były dla mnie góry Dandenong. Góry położone niedaleko Melbourne, gdzie mieszkaliśmy. Miejsce weekendowych, lub popołudniowych wypadów Australijczyków. Pełne ogromnych paproci, starych, obłażących korą eukaliptusów, kolorowych papug, tajemniczych ogrodów oraz parków ukrytych malowniczo między polami i wzgórzami.


 

                                                               
   A ulubiony i zawsze zaskakujący był ogród w pobliżu małej miejscowości górskiej o nazwie Olinda. Ogród w stylu angielskim z pięknie przystrzyżonymi żywopłotami, wtopionymi w nie starymi furtkami, z rzeźbami faunów i pasterek, z postumentami, starymi fontannami,  pokrytymi patyną czasu dzbanami i wazami.
   Chodziło się tam całymi godzinami i zawsze na koniec żal było wychodzić.... Przemierzało się go  krętymi alejkami albo schowanymi w gęstwinach róż i krzewów, wysypanych żwirkiem ścieżkami. Zachodziło się do maleńkiej kawiarenki, połączonej z galerią malarską  na filiżanke gorącego kakao, albo tylko po to by popatrzeć na nowowystawione obrazy. Odpoczywało się na zacienionych ławeczkach...

                                                            
                                                                    
    Wydawało mi się, że zwiedzający ogród, napotkani ludzie wokół stawali się łagodni, zamyśleni, cisi. Delikatny uśmiech plątał się na ich ustach a w oczach błyszczało ciepłe zamyślenie...Tak daleko stąd było do autostrad, wieżowców i fast foodów. Tak blisko do raju dzieciństwa. Do czasów "Zaczarowanego ogrodu","Mary Poppins", "Dziadka od orzechów", "Krainy Narnii" oraz do ilustracji  J.M. Szancera ze starych, ulubionych baśni...

                                                                      
   Czasami siąpił jesienny deszczyk i  kolory rozmywały się albo zwielokrotniały w osiadłych na roślinach i obiektywie aparatu kroplach  dżdżu...

                                                   
   Aż późno się robiło i trzeba było wracać do domu, w pamięci i w oczach mając tyle barw, marzeń, zamyśleń...


                                        

8 komentarzy:

  1. Niezmiernie urokliwie, każdy strona świata ma coś w sobie, a ja Australię widzę po raz pierwszy, zazwyczaj kojarzyła mi się z gorącym, nieprzyjaznym i suchym interiorem; pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie - ja też kiedyś miałam zupełnie inne, bardziej stereotypowe wyobrażenia o tym kraju. Dlatego cieszyłam się zawsze, gdy dokonywałam takich odkryć i nowych spojrzeń na tę prawie banalną, pocztówkową jakby rzeczywistość. Oswajałam ją sobie w ten sposób. Sprawiałam, że była bardziej moja...
    Mam nadzieję, że jeszcze nie raz uda mi się pokazać tutaj coś w tym stylu.
    Pozdrawiam ciepło, choć już przedlistopadowo...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszędzie można znaleźć cudowne miejsce do życia. Jakoś o Australii zawsze intuicyjnie myśleliśmy z sympatią. :D

    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to! Ludzie łaknący przestrzeni, rozległych widoków, oddechu od tłumów i ludnych miast wybierają na miejsce swojego życia Australię albo ...Kosztową!!!

      Pozdrowienia z sympatią coraz bardziej rosnącą!

      Usuń
  4. Australia albo Kosztowa - rozwaliła nas ta alternatywa :DDDD Znaczy, nie mogliśmy lepiej wybrać.


    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost