poniedziałek, 29 października 2012

Spacer dla psa



   Psu się nudziło. Nie umiał wysiedzieć spokojnie w domu. Wyspany i żądny ruchu zaczepiał nas do zabawy, ciągnąc za ręce i za nogawki spodni. Chcąc nie chcąc, pogoda nie pogoda trzeba z psiną codziennie wyjść z domu chociaż na godzinny spacer po lesie. Przy okazji i nam dobrze to robi. Od kiedy zamieszkaliśmy na wsi prawie wcale nie chorujemy. Ogorzali od słońca i wiatru, zahartowani na wszelkie warunki atmosferyczne  brniemy po błotnistych bruzdach ziemi, skaczemy przez kałuże, ślizgamy się na błocie i śniegu, wdychając ostre, świeże powietrze górskie.
    Nie spotykamy prawie nikogo po drodze. Tylko w okresie grzybobrań słyszymy w lesie nawoływania grzybiarzy lub mijamy się z nimi w przesiekach czy paryjach.
    Najważniejsze, że psina jest zadowolona. Skacze jak zając po polu. Wwąchuje się w ślady pozostawione przez dzikie zwierzęta. Znika nam z oczu czasem na bardzo długo, by potem pojawić się radośnie w całej swej zasapanej, sympatycznej postaci.
   A my, ocierając mokre nosy i poprawiając czapki podziwiamy widoki wokół, pochylając się czasem nad jakimś ciekawym listkiem czy trawką i uwieczniając to na zdjęciach.






   Po powrocie nieodzowny jest kubek gorącej herbaty i własnej roboty ciasteczka do przegryzienia. Często przy tym oglądamy zrobione właśnie zdjęcia albo wracamy do starych folderów z fotografiami, będącymi pamiątką po dawnych spacerach.
   Jeszcze dwa lata temu nasza Zuzia (tak ma na imię rzeczona psina) była małym, grubym, nieporadnym szczeniaczkiem. Nie potrafiła sama wrócic z lasu do domu. Trzeba było wziąć malca na ręce i nieść słodki ciężar, póki nie odpocznie i nie nabierze sił do dalszej wędrówki.


   Dzisiaj Zuzia bez zmęczenia przemierza kilometry dróg i bezdroży. Na spacerach jest uosobieniem energii i szczęścia. Interesuje ją wszystko, co się rusza i nie raz już pogoniła za jakąś sarenką czy zającem. Przysparza nam tyle radości, że nie wyobrażamy już sobie życia tutaj bez niej.
   Teraz, gdy to piszę psina śpi na kanapie w pokoju obok. Pochrapuje, poruszając łapkami i strzygąc uszami. Pewnie śni o dzikich gonitwach i zabawach na śniegu. Dzisiaj było go jeszcze niewiele, ale nadal pada więc jutro będzie pewnie zupełnie biało. I Zuzia znowu pobiegnie przed siebie lekko i szybko jak młody wilk a my, niezgrabne istoty dwunożne odziane w nieodzowne gumofilce poczłapiemy za nią...
  


11 komentarzy:

  1. Tośmy Was, Sąsiedzi kochani, namierzyli! :D Już się nas tak łatwo nie pozbędziecie. :D

    Pozdrawiamy z samego środka totalnego młyna. :D

    (I będziemy nadrabiać zaległości. :D)

    Go, Rado i Cyprian

    OdpowiedzUsuń
  2. Tośmy się Was, kochani Sąsiedzi nareszcie doczekali!Witajcie serdecznie i wpadajcie do nas jak Was tylko ochota najdzie - toć to rzut beretem!
    A co to za młyn Was w swe ramiona totalne pochwycił? Czy aby ta machina i po resztę Kosztowej zachłannie nie sięgnie?!
    Wytchnienia życzymy i zdrowia do walki z młynami tudzież innymi wiatrakami!
    Pozdrowienia i uśmiechy zasyłamy!

    Olga i Cezary


    OdpowiedzUsuń
  3. Och, to parszywy młyn cywilizacyjny, z którego mąki nie ma... Taki, na szczęście, Kosztową omija i stąd pewnie nasza do niej miłość i tęsknota :D

    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kosztowa i jej siostra Drohobyczka (żyjemy właściwie na styku tych dwóch wsi) uparte są i na tanie chwyty cywilizacyjnych młynów prawie zupełnie odporne. Ludzie żyją tu nadal podług pór roku i wyznaczonych przez przodków tradycji. W miedzielę na obiad zawsze jest rosół - stąd wiadomo w poniedziałek, że to własnie ten dzień, bo wczoraj był rosół!
      P.S. A u nas - dziwaków osiedleńców - rosół był dzisiaj! Uch, może to niedziela?!

      Niech się Wam kochani jak najszybciej ta tęsknota za naszą kosztowską wsią zaspokoi. Życzymy Wam tego z całego serca, jak i jedzonego już tutaj, na swoim rosołu!

      Pozdrowienia i kciuków trzymania za realizacje Waszych zamierzeń!

      Usuń
  4. Heh, rosół w Kosztowej ma tę przewagę nad innymi, że jest w nim lubczyk z ogródka :DDDD


    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakbyście zgadli! Lubczykiem mrożonym doprawiam rosoły tudzież inne zupki. Dostałam go sporo od sąsiadki i używam ile się da. Posadziłam też w tym roku własny - mam nadzieję, że latem będzie pachniało nim w ogródku. No i że się nam kurza gromadka jeszcze bardziej rozrośnie - odurzona lubczykowym narkotykiem! Byle nie dotyczyło to kotów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak... Jem ten lubczyk na okrągło, w poprzek i w paski. Jedno wiem, że od pewnego czasu zzieleniały mi oczy. Nie potrafię wytłumaczyć mojej obecnej żonie, że dodawanie lubczyku do każdej potrawy nie zmieni już stanu zakochania i uwielbienia, bo jak tak dalej pójdzie to wskazówka na liczniku wygnie się od nasilenia. Ach Kobiety...

      Usuń
  6. Fantastyczny blog. Dodaje do ulubionych :)

    OdpowiedzUsuń
  7. To fantastycznie, że uważasz go za fantastyczny! A jeśli jeszcze ulubiony to, ho, ho!
    To fajnie, że ktoś to czyta i nie milczy w tym internetowym kosmosie lecz odważnie "daje głos".
    Dzięki!
    Pozdrowienia z deszczowej wsi podkarpackiej!:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Z przyjemnością czytam Waszego bloga.

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost