Pomału dobiega
końca ten wyjątkowo parny i gorący sierpień. W tym miesiącu nawałnice i burze
nawiedzały nas tu tak często, że nim kałuże i błota zdążyły odrobinę chociaż
wyschnąć, to już pojawiały się następne ulewy. Taka tropikalna pogoda sprawiła,
że wspaniale owocowały nam i nadal owocują ogórki. Nie dziwota więc, że
spiżarka zawalona jest ogórkowymi kiszonkami (aż w związku z tym musieliśmy
dokupić kolejny regał gospodarczy) i że niemal co dzień zajadamy się mizerią
albo po prostu chrupiemy ogórki z solą. W ogóle dzięki tym letnim, częstym deszczom
niesamowicie porosły wszelkie drzewa i krzewy. Jednakże to, co służy jednym
roślinom w tym samym czasie szkodzi innym. Np. pomidory uległy zarazie i
niewiele jest z nich pożytku w tym roku. A w zeszłym, gdy panowała u nas
totalna susza rodziły mnóstwo zdrowych i dorodnych owoców. Natomiast ogórki były wtedy marne.
Tegoroczna nadmierna wilgoć wpłynęła
destrukcyjnie na jedną z psich bud. Zbudowana przez Cezarego trzynaście lat
temu na bazie starej skrzyni na zboże, wielokrotnie poprawiana i udoskonalana, znakomicie
służąca niegdyś Zuzi a potem jej dzieciaczkom była stałym elementem naszego
podwórka. Jednakże zasypywana zimą zaspami śniegu a latem zalewana co i rusz
kolejnymi deszczami, podmywana od spodu w szybkim tempie zaczęła próchnieć,
pękać, gnić, ulegać przeróżnym żuczkom, wijom, kornikom i mrówkom. Po
dokładnych jej oględzinach okazało się, że buda nadaje się tylko do rozbiórki a
drewno z niej do spalenia albo do rozrzucenia między krzewami porzeczek by się
tam ostatecznie rozłożyło i zasiliło kiedyś glebę. Dziwnie teraz bez niej na
podwórku. Zauważam, iż jej brak jak dotąd odczuwa tylko Misia, która
najczęściej lubiła się w niej chronić
albo zakopywać w wyścielającym ją sianie kości i inne psie skarby. Często też,
ilekroć pokłóciła się ze swą siostrzyczką Hipcią biegła do owej budy, by w jej
bezpiecznym wnętrzu dojść do siebie i przespać zły czas. Teraz została jej do
dyspozycji ogromna buda - bliźniak.
Znacznie mniej dotąd przez psy
lubiana oraz rzadziej odwiedzana. Może się Misia do niej przekona i przyzwyczai
a może uda się Cezaremu za jakiś czas zbudować nową budę? Zobaczymy. Mamy tu na najbliższy miesiąc zaplanowanych
kilka poważnych prac związanych z betonowaniem tarasu przed budynkiem
gospodarczym oraz zabezpieczających przed wilgocią murków wokół domu. Jeśli
starczy czasu i siły na robienie kolejnej budy, to dobrze, a jeśli nie, to może
odwlecze się to na przyszły rok albo w ogóle nie dojdzie do skutku, jeśli
zaobserwujemy, że psy zadowoliły się budą - bliźniakiem.
No bo cóż. Nie można przecież mieć w życiu wszystkiego. Zawsze z czegoś trzeba umieć zrezygnować i potrafić się zadowolić tym, co jest. A do tego starać się zapomnieć o tym, co boli, zaburza spokój. Ale żywa istota to nie maszyna, którą da się zaprogramować. Dlatego stany bliskie ideałowi to rzadkość. Zawsze czegoś w życiu jest za dużo a czegoś za mało. To dotyczy rzeczy, zwierząt czy roślin, ale i wielu innych także ludzkich spraw: wspomnień, marzeń, lęków albo tęsknot. I często my ludzie nie pojmujemy nawet, nie chcemy wiedzieć, jak wiele w nas kotłuje się sprzecznych uczuć i wypieranych do podświadomości emocji. Ile warstw zalega w nas jedna na drugiej i tkwi na dnie duszy w kompletnej ciemności i pozornej ciszy. Niekiedy jednak nagle coś się zdoła spod tych warstw wydostać na światło dzienne. I zaskoczyć swą siłą...
Niedawno coś takiego właśnie mnie spotkało. Otóż
oglądałam w TV jakiś naiwny, familijny
film o wpływającym na losy rodziny, z którą mieszkał, mądrym piesku rasy golden
retriever. Na koniec ów piesek umierając podsumowywał w myślach swe życie.
Przypominały mu się różne dobre chwile. I żegnał się ze swoimi bliskimi,
dziękując im za miłość, jaką mu okazali… Scena ta ku mojemu zaskoczeniu wywołała
u mnie ogromny wybuch płaczu. Dawno już nie zdarzyło mi się tak zalać łzami.
Niewiele widziałam przez zapuchnięte oczy a z głębi piersi wciąż wydobywał się szloch. Wszystko to trwało zaledwie kilka minut. Po czym bardzo szybko się
uspokoiłam, wyciszyłam. I poczułam, że ten płacz był mi jakoś potrzebny. Coś we
mnie odetchnęło głęboko i wypogodziło się…To chyba tak jak z niebem. Ono też musi się
widocznie czasem porządnie wypłakać zalewając przy okazji ziemię, lasy, ogrody
i łąki. A potem zabłysnąć słońcem. Widocznie wszystko jest po coś…
A propos
łąk…Dzięki tym częstym ulewom w powietrzu mnóstwo jest wilgoci a czasem zdarza
się, że nad okolicznymi polami i wzgórzami unoszą się magiczne, malownicze opary
i mgły. Niestety, przeważnie tak jest, że to ,co widzą oczy nijak się ma do
tego, co dostrzega obiektyw aparatu fotograficznego. Tym niemniej zrobiłam
kilka zdjęć temu tajemniczemu, niezwykle ulotnemu zjawisku. Mleczny opar ponad łąkami przez kilka chwil
trwał i lśnił w poświacie zachodzącego słońca. A potem rozpłynął się, zniknął
tak szybko, jakby go nigdy nie było.
W związku z tym
mlecznym oparem, który dane mi było zaobserwować przypomniała mi się piosenka o
dziewczynie ze snu, której tekst napisałam niegdyś do piosenki Michaela
Jacksona „Liberian girl”. Lubiłam bardzo kiedyś jego piosenki i zdarzyło mi się
ułożyć do nich kilka swoich tekstów np. tu: (Pod tym samym
niebem: Uzdrów świat... (wewanderers.blogspot.com)
Niedawno
obejrzałam na YT ciekawy, dwuczęściowy film o życiu tego zmarłego w 2009 roku niezwykle
utalentowanego twórcy (Michael
Jackson - cz. 1 Droga na szczyt - YouTube,
Michael Jackson -
cz. 2 Wygnanie i śmierć - YouTube) .
Smutny miał los, choć wielu wydawał się królem sceny i dzieckiem szczęścia. Ale tak jak napisałam
powyżej – nie można mieć wszystkiego. A to, co widać z zewnątrz często ma się nijak do tego, co człowiek przezywa w
środku. Popularność Michaela Jacksona kompletnie go przytłoczyła. Dołożyły się
do tego problemy związane z trudnym dzieciństwem a potem (bezpodstawnymi moim
zdaniem) oskarżeniami o molestowanie
seksualne. Michael Jackson, ten wieczny Piotruś Pan, w życiu prywatnym
kompletnie nie miał szczęścia, choć bezustannie go szukał. I choć wciąż
otoczony ochroniarzami, fanami, menadżerami to w duszy był coraz bardziej bezradny
i samotny…
Dziewczyna ze snu
(Liberian girl)
Dziewczyna ze snu
Przyniosła mi ciszę łąk
I czułość swych rąk
Dziewczyna ze snu
Nie boi się kochać mnie
Spoglądać w mój cień
Dziewczyno ze snu!
Bądź ze mną na zawsze
Nie odchodź znów
Nie sprawiaj mi bólu
Gdy zniknie znowu sen
A ja obudzę się
By szukać, wołać cię
Że kocham cię, kocham,
mój śnie....
... Oto moja łąka, oto moja łąka, wołam cię...
Dziewczyno ze snu
Też pragnę być tam, gdzie
ty
I w świecie twym żyć
Dziewczyno ze snu
Przeraża mnie zimny świt
I powrót z twej mgły
Dziewczyno ze snu!
Tak dużo w mym życiu
Zrobiłem źle
I nie chcę pamiętać
Chcę ukryć wreszcie się
W twej magii zniknąć
gdzieś
Odetchnąć tuląc cię,
I szeptać
Że pragnę cię śnie...
... Oto moja łąka, oto moja łąka, wołam cię...
Dziewczyno ze snu!
Pajęcza samotność oplata
mnie
A ludzie jak cienie
Tak mija każdy dzień
Ja w próżni mojej tkwię
I tęsknię, wołam cię
Że pragnę cię dobry śnie!
Mój śnie…
... Oto moja łąka, oto moja łąka, wołam cię...
Powoli ten mokry
i parny sierpień dobiega końca, ale przed nami jeszcze kilka dni z upałami,
ulewami i burzami. Podobno i wrzesień
zapowiada się wyjątkowo ciepło. Przekonamy się o tym już niebawem, witając
każdy kolejny dzień w naszym pogórzańskim siedlisku pod lasem…
Byłam, przeczytałam, pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńRównież Cię pozdrawiam, Lenko
UsuńPiekne lato macie w tym roku, ach zazdroszczę....Olu, nie chce mi się wierzyc, ale ty wiesz, ze ja nigdy nie widziałam tego teledysku? Znam te piosenkę, melodia znajoma, ale ten teledysk mnie po prostu zaskoczył i zauroczył... To ten dawny oryginalny Michael Jackson... A dziewczyna przepiękną, i nawet nie wiesz , jakie jej widok poruszył struny w moim sercu :) Piękne chwile i momenty wrócily jak żywe... dziękuję w ten piątkowy poranek - i dziękuję za piękna poezje Twoja ... Kitty
OdpowiedzUsuńTak, Kitty. Obecne lato jest niezwykle bujne i zielone. Bardzo gorące i mokre, ale dla roślin to dobrze.
UsuńA co do teledysku Michaela Jacksona, to rzeczywiscie jest piękny. Ta smukła, tajemnicza dziewczyna, ten Michael, który wyglądał jeszcze na zdrowego i spełnionego człowieka. No i wszystko razem - atmosfera lat osiemdziesiatych i dziewiećdziesiatych ubiegłego wieku. Ach, jak to dawno i niedawno zarazem. Czas naszej młodości. Czas młodości Michaela. Wiesz, czasem patrze na stare teledyski róznych gwiazd z tamtych czasów i myslę sobie, że oni dla mnie zawsze pozostaną młodzi. Nie przyjmuje do wiadomości tego, że oni tak jak i my, zestarzeli się...
Ściskam Cię serdecznie, droga Kitty!*
Witaj końcówką sierpnia Olgo
OdpowiedzUsuńTak upały dookoła. Rozczuliły mnie te psy na śniegu. Zatęskniłam za odrobiną chłodu. Ale pewnie jak zrobi się rzeczywiście zimno, to zatęsknię za ciepłem.
Zdjęcia urocze, wiersz jak zawsze piękny.
Pozdrawiam ciepło, mając nadzieję, że jeszcze nie końcem lata
Witaj, Ismeno!
UsuńJak to szybko przeleciało - już końcówka sierpnia. Kwitną astry marcinki, a one zawsze kojarzą mi sie z koncówką lata. Za chwilę jesień i zima...I znowu psy będą bawic sie na śniegu!:-)
Pozdrawiam Cię równie ciepło!
Pozdrawiam początkiem meteorologicznej jesieni
UsuńDziękuję i także serdecznie Cię pozdrawiam!:-)
UsuńRobi się nostalgicznie i magicznie. Bardzo lubię ten czas jest obfity w jakąś taką łagodność, mglistość i rozleniwienie. No i oczywiście w dary nieba. Skóra i kolory za oknem wcześniej tak jaskrawe, teraz brązowieją. Serdecznie pozdrawiam i życzę udanego weekendu.
OdpowiedzUsuńTak...Rzeczywiscie końcówka sierpnia ma w sobie jakąś łagodność i mglistość a do tego melancholię. Zaczyna sie czas pożegnań. z tą bujnością przyrody, z czasem intensywnego kwitnienia.A dopiero co był czas powitań..
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie MaB.
U mnie teraz, w czasie tej wielkiej zmiany, stale coś wyłazi na wierzch schowane i zapomniane. Wczoraj cały dzień przesiedziałam i przepłakałam nad listami znalezionymi w pudełku na dnie szafy. Oj, ależ to był oczyszczający dzień, jak po wielkiej ulewie. Jakaż ja byłam niemądra pół wieku temu, jakaż okrutna dla wielbicieli.
OdpowiedzUsuńLubię te melancholijne, krótkotrwałe mgły poranne.
Pozdrawiam.
Ano własnie! Czasem wylezie taki płacz spod spodu, bo widocznie wyleźć prędzej czy później musi. Nic co ludzie nie jest nam obce. Wspomnienia sprzed wielu nawet lat poruszają bardzo mocno.
UsuńMgły o poranku, mgły o zachodzie...Same cuda.
Pozdrawiam Cie, Krystynko
Całe lato w tym roku było gorące, jeśli ktoś takie lubi, nie powinien narzekać.
OdpowiedzUsuńdeszcz nie bywa rozdzielany sprawiedliwie, niektóre rejony kraju pustynnieją, wysychają jeziora, reszty zła dopełnia działalność człowieka.
Może twój szloch w trakcie filmu, to nie do końca przeżyta żałoba po psach, które odeszły?
Chyba każdy powinien się wypłakać, to podobno przynosi ulgę, może po to został dany nam szloch i łzy?
jotka
To prawda - nie wszędzie deszcz występował tak często i obficie jak u nas w tym roku. Natomiast rok temu było dokładnie na odwrót. Trwała tu kilkumiesieczna susza. Moze wiec jednak przyroda jest sprawiedliwa i w dłuższej perspektywie czasu wszystko sie to jakos wyrównuje?
UsuńTen pies z filmu, który wywołał atak płaczu u mnie rzeczywiscie przypomniał mi moją zmarła dwa lata temu psinkę Zuzię. Smutek po jej odejściu chyba nigdy do konca mnie nie opuści, choć z czasem na pewno zblednie.
I tak, Jotko. Sądzę, iż płacz jest czymś potrzebnym, czymś bardzo ludzkim. Jesteśmy zbiorem radości i smutków a nie pomnikami ze spiżu. Jesli ktoś nie umie płakać, jesli ma w sobie jakąś blokadę, to moim zdaniem o czymś niedobrym świadczy.
U nas suchawo, ale i tak lepiej niż w zeszłym roku.
OdpowiedzUsuńPłacz czasem czai się i czeka na moment, żeby się zadziać. Czasem jest to film, czasem muzyka, czy coś innego. Kilka lat temu byliśmy w Gdańsku i pojechaliśmy do Oliwy. Trafiliśmy akurat w katedrze na koncert organowy. Pierwszym utworem była Fuga Bacha. Dźwięki wywołały u mnie ogromny atak płaczu, nie mogłam się uspokoić przez ładnych kilka minut.
Dobrze to ujęłaś, Lidko. "Płacz czai sie i czeka na moment, żeby sie zadziać". I ja mam takie wrażenie. To tak jakby były w nas jakieś super wrażliwe struny, które tylko czekają na potrącenie aby zabrzmieć pełna moca. Co wiecej, zauwazyłam, że struny śmiechu i płaczu są tuz obok siebie a nawet czasem wydają sie splątane ze sobą. Nie dziwę się, że Fuga Bacha wywołała u Ciebie taki atak płaczu. Ta muzyka ma w sobie ogromną moc. Trafia prosto do serca i porusza, porusza aż do bólu.
UsuńPrawda Oleńko: albo ogórki, albo pomidory, to jest cała mądrość życiowa...Przepiękne fotografie. Nasze pieski miały oddzielne budy i Ruduś był przywódcą stada, ale gdy nadciągała burza pokornie wkładał łapkę do budy Browcia i kroczek po kroczku ( nie w stylu przywódcy) wciskał się do jego budy i zajmował pozycję na tyłach:-) Browciu żyje już miesiąc od owego opuszczenia domostwa, ale jest bardzo słaby, on umiera na starość...
OdpowiedzUsuńTak. Ogórki lubią deszcz a pomidory wręcz przeciwnie....U mnie, po silnym ataku zarazy pomidorowej, o dziwo parę krzaczków pomidorowych przetrwało, przezywcięźyło zarazę i teraz rodzą piękne owoce. Do tego stopnia, że parę dni temu zrobiłam kilkanaście słoików soku pomidorowego!:-)
UsuńAch, te pieski i ich obyczaje! To prawda - burza sprawia, że i moje psy porzucają swoje animozje i prawie tulą sie do siebie ze strachu przed grzmotami.
Twój Browciu jest dzielny i wzruszający. Biedny staruszek...
Serdeczne myśli posyłam Ci, Basieńko!*
Olenko, wiesz, ze ze mnie ogrodniczka jak z koziej dupy puzon 😂 ale wiesz tez, ze staram sie jak moge uczyc od madrzejszych i z ogrodkiem jest tak samo. W ubieglym roku jak i w tym za porada madrzejszych obcinam liscie pomidorow, wiem, Wspanialy tez sie nie dawal na to namowic cale lato chodzil patrzyl, ogladal, kombinowal czemu sie liscie zwijaja, albo skad sie wziely mszyce... ale lisci obcinac nie chcial. Hej taka byla jego wola i nic mi do tego.
OdpowiedzUsuńJa obcinam jak tylko krzaczek rosnie i pokazuje sie kolejna warstwa lisci to juz obcinam te nizej. Robi sie to wlasnie po to zeby pomidory nie atakowaly zadne zarazy, bo te biora sie z mokrych lisci, ktore dotykaja ziemi i to cala filozofia. Pamietam jeszcze z ubieglego roku, ze Ty tez jestes przeciwna obcinaniom lisci ale moze w przyszlym roku sprobujj tak zrobic z jednym krzakiem i zobaczysz jaki bedzie efekt.
Nic na sile oczywiscie, ja tylko staram sie podzielic tym co sama robie.
Moje pomidory nie maja lisci na wysokosc 20 -25 cm od ziemi, tak jak wyzej, obcinam systematycznie to co moze "zalegac" na mokrej ziemi zarowno w przypadku deszczu jak i podlewania.
Inne liscie obcinam jak juz sa zawiazane owoce, wycinam tez te boczne zwane u nas suckers, bo one wcale nie daja wiecej owocow, a jesli to mizerne. Zarowno w tym roku jak i ubieglym mam zatrzesienie pomidorow i bez zadnych problemow zarazowych. A mielismy w tym roku tez kilka burz takich, ze myslalam, ze wiatr wyrwie te krzaki z korzeniami a woda stala w skrzyniach przez 2-3 godziny.
No to sie wymadrzylam 🤣🤣🤣i uciekam.
Droga Star! Na pewno masz dużo racji z tym obcinaniem liści. I tak, głównym powodem rozprzestrzeniania sie zarazy na pomidorach moze być właśnie nadmierna ich ilość. Głównym, ale nie jedynym, bo zaraza ta, przynajmniej na Podkarpaciu, dotyka nawet tych upraw pomidorów, które były poprawnie pozbawione wiekszości liści. Ot, przychodzi coś z powietrzem albo z deszczem i osiada na pomidorowych krzaczkach a potem je niszczy. Można z tym walczyć a właściwie próbować zapobiegać róznymi opryskami, ale nie zawsze to działa. Szczególnie w tak wilgotne lato jak teraz .
UsuńJa w tym roku obrywałam sporo liści, ale na pewno za mało, bo gęstwina zrobiła sie taka, że nie dało sie przejsc miedzy pomidorami. No, istna pomidorowa dżungla! Inna sprawa, że w ogrodzie za gęsto posadziłam pomidory a to dlatego, że miałam tyle ich sadzonek, że gdzieś musiałam je upchnąć. Większosc sadzonek wobec tego posadziłam na polu, gdzie miały mnóstwo miejsca a do tego grzecznie obrywałam im liście. I niestety, nic to nie dało. Zaraza zaatakowała tak czy siak. Na szczęście w pewnym momencie nie wiadomo dlaczego postępy tej pomidorowej zgnilizny, o dziwo, sie zatrzymały i mam teraz kilka krzaczków pomidorów na których dojrzewają mi piękne, zdrowe owoce.Cieszę się, bo nie dość, że możemy teraz zajadać własne pomidory, to jeszcze starcza na zrobienie z nich soku!:-)
Ściskam Cię serdecznie!:-))*
Oleńko, jestem pod wrażeniem pomysłu na budy - są rewelacyjne. Myślę, że my tak odbieramy tą temperaturę ze względu na wilgotność powietrza. Przez 2,5 tygodnia byłam w Portugalii, gdzie było o wiele cieplej (nawet 40*), ale można było to znieść. Zresztą w Panamie było podobnie. Zdjęcia mgły mnie oczarowały. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńTeraz ostała się naszym pieskom jedna buda, ta większa i póki co musi im ona wystarczyć. Zresztą i tak sypiają w domu, wiec w ich przypadku posiadanie bud nie jest tak istotne, jak w przypadku psów, dla których są one jedynym schronieniem.
UsuńTak, masz racje z tą wilgotnością powietrza. To ona jest najbardziej męcząca dla organizmu, bo człowiek wciaz sie oblewa potem i w ogóle szybciej się męczy. Na szczęście teraz się ochłodziło (choć wilgotność nie spada, bo co chwilę pada i mgły unoszą sie rankami) i od razu człowiek lepiej się czuje.
Pozdrawiam Cię serdecznie, Karolinko!:-)
Sierpień faktycznie okazał się kapryśny i nieprzewidywalny. Tobie jak na drożdżach rosną ogórki, mi fasolka szparagowa, którą wsadziłem do gruntu jakiś miesiąc temu. Uwielbiam obserwować jak przyroda się zmienia, czy to w swoim ogrodzie, czy w okolicznych polach, sierpniową porą dynamika tych zmian wzrasta i też przy okazji co chwila przypomina, że za rogiem już czyha jesień. Dziękuję za te słowa o tym że nigdy nie ma się w życiu wszystkiego co by się chciało... Niby sentencja prosta, wręcz taka błahostka, a często nie jesteśmy w stanie jej sprostać, często trzeba przypominać sobie jej sens i ważność w tym zwariowanym świecie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie! :)
Tak, Maksie. Sierpień był zmienny i dokuczliwy, jesli idzie o temperatury i poziom wilgotności. Ale to my ludzie tak to odbieraliśmy. Wiekszosci roślin taka pogoda pasowała. U mnie tez fasolka pięknie rosła!:-)
UsuńTak, nie mozna mieć wszystkiego. Z tą oczywistą prawdą trudno sie jednak pogodzic. Uczymy sie tego pogodzenia całe zycie i nie zawsze sie to udaje. Tym niemniej trzeba próbować, tym bardziej, że czasem mniej znaczy wiecej.
Także pozdrawiam Cie serdecznie!:-)
Nostalgicznie, ciekawy utwór. Czekam na wrzesień z ciekawością, bo lubię ten piękny miesiąc na pograniczu lata i jesieni. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Urocznico!:-) I już wrzesień. U nas zaczął sie chłodem, ale to przyjemny chłód po gorącym sierpniu.
UsuńWitam serdecznie ♡
OdpowiedzUsuńU mnie lato było różne, mam wrażenie że wymieszały się w nim wszystkie pory roku :D Teraz jest mokro i gdzieniegdzie tylko przebija się słońce, ale lubię tę pogodę. Czekam na wrzesień, jaką jesienią nas zaskoczy. Mam nadzieję, że będzie piękny i inspirujący :)
Pozdrawiam cieplutko ♡
Witam Cię Klaudio! Tak, lato było zmienne i nieprzewidywalne, ale zdecydowanie zbyt gorące. Wrzesień, na szczęście zaczął sie chłodniejszą, bardziej przyjazną dla ludzi pogodą. Lepiej sie teraz pracuje i tworzy, odpoczywa, myśli...
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie!:-)
Sierpień minął tak, że nawet nie zorientowałam się, a to dziś już wrzesień. Wczoraj pożegnaliśmy Augustów, w którym w końcu zrobiło się cicho i... chłodniej. Doświadczyliśmy tam 3 tygodni nieustannego błękitu nieba, a co za tym idzie, pogody rodem z ciepłych krajów. Teraz dopiero odpoczniemy :) Ale nie żałuję, tym bardziej że tam odwiedził nas syn z dziewczyną mieszkający od 2 lat w Białymstoku. To był najpiękniejszy prezent na moje okrągłe urodziny. To miejsce nie było dane nam przypadkowo...
OdpowiedzUsuńCieszę się Gabrysiu, że dostałaś tak wspaniały prezent na urodziny. Wyobrażam sobie jak byłaś szczęśliwa. Niech ten cudowny nastrój trwa, niech sie dzieje dobro!:-))
Usuń