środa, 1 września 2021

Dnia pierwszego września…

 



   Z takim oto śpiewem na ustach, zrywając kolejną kartkę z kalendarza rozpoczęłam któryś z kolei pochmurny dzień. Słowa tej pieśni niby dobrze znane zaczęły mi się jednak mylić. Cezary coś mi tam  z boku podpowiadał, ale w sumie mylił jeszcze bardziej. Szybko zatem włączyłam komputer i YT, żeby odnaleźć ten utwór. A jak już znalazłam i zaśpiewałam zachciało mi się więcej pieśni z tamtych czasów, no więc poleciały „Siekiera, motyka…”, „Teraz jest wojna”. „Warszawo ma”, „Serce w plecaku” i inne w tym stylu. Rozpalałam w kuchennym piecu wciąż nucąc, krążąc między pogodnymi nutkami oraz tymi  nieodmiennie łapiącymi za serce.

 




   Kroiłam jarzyny na zupę, rozmyślając o tym, że chociaż wszystko wokół wydaje się tak normalne i zwyczajne, to jak donoszą media niewesoło się raczej na świecie dzieje. Jakby mało było dotychczasowych problemów to jeszcze na wschodnich rubieżach naszej ojczyzny, przy styku z Białorusią wprowadzany ma być stan wyjątkowy. Dziwna to dla mnie i przesadzona reakcja na to, co dzieje się na granicy. Po co aż tak poważne ruchy? Oby nie były one wstępem do czegoś poważniejszego…

 


   Pochodzące w większości z naszego warzywnika buraczki, por, lubczyk, marchewki i pomidory wylądowały w esencjonalnym wywarze mięsnym. Do tego dodałam trochę soli, majeranku, czosnku i pieprzu. Pokroiłam na skwarki kawałek wędzonego podgardla. Dołożyłam pociętą w plasterki cebulę.Zaskwierczało apetycznie. Na drugiej patelni usmażyłam naleśniki sezamowe jako dodatek do zupy. Zapachniało w całym domu, w brzuchu zaburczało…

                                                                     nalesniki sezamowe

                                      lipcowa zupa grzybowa z makaronem nalesnikowym


 

                                             wrzesniowa zupa z buraczkami i pomidorami

   Przysiadłam przy  oknie kuchennym. Krople deszczu głośno i monotonnie uderzały w szyby. Zamazywał się widok na ogród. Na mokre krzewy bzów i róż. Na opadające z lip i jabłoni liście. Wszystko stało się jakieś odległe i nierealne. I gdyby nie upojne aromaty dochodzące z garnka na piecu, zdawać by się mogło, że świat wokół jest jakimś filmem, snem tylko. Przymknęłam oczy i wsłuchiwałam się w ten jednostajny dźwięk tłukących się o parapet kropel. Ten plusk, który od kiedy istnieje świat zawsze i wszędzie brzmiał podobnie, choć różne były okoliczności jego słuchania i różne rodziły się z nim skojarzenia…”Deszcz, jesienny deszcz. Smutne pieśni gra…” – zaśpiewałam cichutko, do wtóru szaroburej, pogórzańskiej słocie, uśpionym lasom i wzgórzom, które w nie tak dalekiej przecież przeszłości były świadkami niejednych, często tragicznych wydarzeń.

 


   Ludzie żyjący w latach 40-tych ubiegłego wieku śpiewali smutne i poważne pieśni by oddać grozę tamtych wojennych dni, uwolnić nagromadzone w sercach emocje albo też zdystansować się jakoś, a nawet wyśmiać to, co osaczało i przerażało ich na co dzień. My też dzisiaj robimy podobnie.  Ale czy będziemy tworzyć i śpiewać jakieś piosenki o naszych czasach? Czy zrodzi się taka potrzeba? Jak to się wszystko rozwinie? Mam nadzieję, że nic naprawdę złego się nie wydarzy…

 


   Jak już skończyłam z zupą zabrałam się za chleb. Odkąd jesteśmy z Cezarym na diecie  ketogenicznej czy też niskowęglowodanowej (ten sposób odżywiania bardzo dobrze nam służy) nie jadamy wypieków z mąki i paru innych rzeczy, natomiast nauczyłam się piec ciastka bez cukru i maki, pasztety miesne i warzywne oraz pyszne bochenki oparte na mielonym siemieniu lnianym, nasionach chia, babce jajowatej, sezamie, mące migdałowej, jajkach i innych tego typu składnikach.  Gdyby jednak nastały gorsze czasy, rzecz jasna, nie będę wybrzydzać i powrócę do zwyczajnej mąki pszennej czy żytniej, której kilkanaście kilogramów zgromadziłam jeszcze w ubiegłym roku, na początku pandemii. Przydać się może wszystko. Jednak najważniejszy chyba pozostanie chleb. Od zawsze wyrabianie i pieczenie chleba było dla mnie czymś magicznym, czymś, czemu oddawałam w danej chwili całe serce. Potem napawałam się zapachem dochodzącym z piekarnika a ostatecznie chrupiącą skórką oraz puszystym miąższem.  Oby nigdy nie zabrakło w naszych domach chleba. Tej ostoi niezmienności i spokoju…

 

                                                                     pasztet z cukinii
                                                                 chleb majonezowy

 

                                                                      kokosanki z ksylitolem

                                                      chleb z siemienia lnianego i babki jajowatej

   W związku z tym, że wielkimi krokami zbliżają się zimne pory roku szykuję dużo przetworów warzywnych, owocowych i mięsnych.  Jestem dopiero na półmetku a w spiżarni i w szafkach na ganku już piętrzą się słoiki mielonki ze smalcem, kiszonkami, dżemami i sokami. W pudełkach po lodach zgromadziłam kilka rodzajów ulubionych, suszonych ziół: dziurawca, wrotyczu, melisy, mięty, lubczyku i pokrzywy. W wielkim baniaku buzuje ciemnobordowe, bzowe wino.


 

 Przetwory robię co roku. Po pierwsze lubię to zajęcie a po drugie daje mi ono jakieś, być może złudne, atawistyczne poczucie bezpieczeństwa. No a do tego ważne jest, iż nic się zazwyczaj w ogrodzie nie marnuje (o ile nie zjedzą naszych plonów ślimaki, o ile całkiem nie zgniją na skutek tej zbyt długo trwającej mokrawicy). Tym razem owocowe wyroby opieram na ksylitolu (cukrze brzozowym) oraz erytrytolu. Te słodziki nie podnoszą poziomu glukozy we krwi, a równie dobrze jak cukier konserwują zawartość słoików. Jedyną ich wadą jest, niestety, dość wysoka cena. W szafce mam też oczywiście zwykły cukier, ale póki się da, staram się go nie używać. Niech sobie spokojnie stoi razem z butelkami oleju rzepakowego, torebkami soli, kaszy, ryżu itp. Trzeba zadbać o to na przyszłe miesiące, by bez potrzeby z domu nie wychodzić i żeby mieć zapasy, dzięki którym przetrwać będzie można niepogodę, czy też jakiekolwiek czające się za rogiem kryzysy…

 


   Deszcz chyba nie zamierza przestać dzisiaj padać. Zupa gotowa, chleb gotowy. Rozleniwione psy śpią gdzie popadnie. Cezary zawaliwszy kuchenny stół jakimiś śrubkami i nakrętkami przerabia starą, nieużywaną od lat latarkę. Wrześniowy dzień kroczy ku sobie tylko wiadomemu przeznaczeniu a ja nadal nucę stare piosenki…




                                                             

33 komentarze:

  1. Olu, te przygraniczne zawieruchy są bardzo blisko mnie, bo przez moje miasto przechodzi granica z Białorusią. Mam nadzieję, że wszystko dobrze się rozwiąże. Oj dzieje się teraz na świecie, dzieje się, naszykowano nam wiele złego, ale mam nadzieję, że uda się nam to wszystko zło pokonać :/
    Zaciekawiły mnie bardzo Twoje mięsne przetwory, napiszesz coś o nich więcej ? <3
    Ślę mnóstwo serdeczności, Agness:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Agness. Miejmy nadzieję, że wszystko rozejdzie sie po kościach i nic, co teraz sie dzieje niczym nam nie zagraża. A swoją drogą, skoro Twoje miasto graniczy z Białorusią, to pewnie będziesz miała teraz pole do różnych ciekawych obserwacji.
      Mięsne przetwory to u mnie zazwyczaj mielonki i pasztety w słoikach. Pasztety robi sie tak jak pieczone, tyle, że sie ich nie piecze a gotuje.
      A mielonki? Sporą ilość surowego miesa (łopatka, karczek, szynka, boczek, słonina itp) trzeba zmielić przez maszynkę, doprawic solą, pieprzem, czosnkiem, jałowcem albo jakimikolwiek ziołami, które lubisz. Do mięsa dolewa sie też troche zimnej wody - to pomaga w mieszaniu.Potem nakłada się to wymieszane porządnie mięso do słoików do wyskokości trzy czwarte(u mnie słoiki, 0,45 litra), zakręca i pasteryzuje trzykrotnie. To znaczy robi się to po kilka godzin przez kolejne trzy dni. To tzw. proces tyndalizacji, który sprawia,że mięso na pewno sie nie zepsuje i mozna je przechowywać latami - nawet poza lodówką czy piwnicą.
      Ta mielonka świetnie pasuje do chleba, jako podstawa do zupy czy tez na ciepło do makaronu itp. Smalec z niej jest pyszny, bo pachnący przyprawami. No i tworzy sie też w słoikach z mielonką pyszna galaretka!
      Pozdrawiam Cię gorąco i serdeczne myśli zasyłam!:-)*

      Usuń
  2. Mimo wszystko musimy myśleć pozytywnie. Pięknie wyglądają te przetwory i zapewne jeszcze lepiej smakują. Też trochę narobiłam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, i ja staram sie mysleć pozytywnie, bo przecież zmartwienia w niczym nam nie pomagają. Tym niemniej dzisiejsza data niezbyt miło człowieka nastraja...
      Też robisz przetwory? Witaj w klubie, Agnieszko!:-) Jak zapewne sama zauważyłaś sporo z tym roboty, ale i jakiegoś specyficznego zadowolenia z siebie, jakiegos poczucia, że robi sie to, co należy, to co sensowne!:-)

      Usuń
  3. Refleksyjnie dziś u Ciebie i apetycznie.
    Wielu chyba zapomniało o wojnie, o ofiarach, które dziś nazywa się bohaterami, a to byli synowie, bracia, córki, ojcowie...
    Słuchałam kilku wypowiedzi ekspertów o tym stanie wyjątkowym i ich opinie są druzgocące dla premiera.
    Przetworów nie robię, bo nie mam z czego, a i kiedyś zniechęciły mnie popsute zaprawy, tyle roboty do kosza!
    Piosenki wojenne i powstańcze są piękne, szkoda, że okoliczność smutna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech! Refleksyjnie to u mnie prawie zawsze, ale apetycznie o wiele rzadziej!:-)) Ale żeby zachować równowagę trzeba wszak dawać coś nie tylko duchowi, ale i ciału. Nieprawdaż, Asiu?!:-)
      Naprawdę, co do tego stanu wyjątkowego, to nie potrafię zrozumieć w czym ma to nam pomóc. To jak strzelanie z armaty do komara. No chyba, że chodzi o jakieś poważniejsze zagrożenie. Wszak za naszą wschodnia granicą odbywają sie podobno rosyjsko-białoruskie manewry wojskowe...Co my tam zresztą, malutkie mróweczki wiemy...?
      Też bym nie robiła przetworów, gdybym nie miała z czego, ale skoro mam to robię, by sie te dobra nie marnowały. A poza tym to co swojskie zawsze lepsze, niż sklepowe.
      Bardzo lubię wojenne piosenki. Ich melodie a przede wszystkim słowa. Wzruszają mnie, przejmują, budzą ciepłe uczucia i jakieś odległe wspomnienia czy skojarzenia.Tak jakos jest, że w czasach smutku, zagrożenia i niepokoju poeci tworzą najpiękniejsze teksty...

      Usuń
  4. Olu, jak w kazdych ciezkich czasach teraz tez powstaje muzyka "na temat". Jest wielu Raperow tak w US jak i w Kandadzie, ktorzy o tym spiewaja, tworza utworu. Wiem muzyka raperow to "nie nasza muzyka" ale trafia do mlodszych pokolen i to jest wazne.
    Oprocz Raperow to Eric Clapton, ktory jest uznawany za najlepszego gitarzyste swiata po przyjeciu dwoch zastrzykow Pfizera nie mogl nawet wziac gitary do reki przez kilka ladnych miesiecy. Teraz juz gra, ale jak sam twierdzi (widzialam wywiad z nim) nigdy nie wroci do tego co bylo. On wlasnie napisal i skomponowal muzyke do utworu pt. "This has gotta stop", czyli "to musi sie zatrzymac".
    Bardzo latwy utwor, posluchaj sama:
    https://www.youtube.com/watch?v=dNt4NIQ7FTA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałam parę dni temu tę przejmującą piosenkę Claptona, tym niemniej dziękuję Ci Marylko za jej podesłanie. Widziałam niesamowity teledysk do tego utworu.Tak, to naprawdę robi wrażenie.Aż mróz idzie po kościach. I ten refren, że dosyc już tych kłamstw... I wiem o tym ,co stało sie Claptonowi po szczepieniu. Jest sławny a zatem nie udało sie tej sprawy zamieśc pod dywan tak jak pozostałych.
      Raperów rzeczywiście nie słucham, ale skoro piszą mądre piosenki, które trafiaja do serc młodych to wspaniale.Każde pokolenie ma swoja muzykę, swoich idoli. Dobrze, by nie było to tylko bezmyślne łubu-dubu ale cos z sensem, wartościowym przekazem, coś co pomaga tłumaczyć ten świat!
      Serdeczne uściski Ci zasyłam z deszczowego Podkarpacia!

      Usuń
    2. Wlasnie obejrzalam to video - teledysk jest niesamowity! Obnaza wszystko , genialnie jest to zrobione, ale niestety uwazam, ze sama piosenka nie jest wystarczajaco " mocna". Slucha sie tego jak ( gydyby sie jie wiedzialo o co chodzi), jak latwej i przyjemnej pioseneczki, takie troche tralala... Szkoda, mogl to zrobic bardziej w stylu " Another brick in the wall " - mialoby niesamowity wydzwiek ...

      Usuń
    3. Olu, prosze zerknij w poczte, wyslalam Ci maila na temat przetworow.

      Usuń
    4. Kitty, gdyby zrobil mocniej to by ten utwor nie ujrzal swiatla dziennego, wiec wiesz. Ten co chce bedzie wiedzial o czym to jest, a ten co nie chce to chocbys mu mlotem pneumatycznym w leb kladla i tak nie zrozumie:))))

      Usuń
    5. Star, dzięki za maila!:-)
      Też uważam, że gdyby ten utwór był mocniejszy, bardziej dosłowny, to miałby problem z dystrybucją. Poza tym nie wszystko musi być zawsze łopatologiczne, by dotarło do adresata. Ludzie potrafią przeciez zrozumieć międzysłowia, metafory i inne, stylistyczne środki przekazu. Co wiecej - moim zdaniem, jesli utwór odnosi sie do spraw bardziej ogólnych, nie tylko aktualnie występujących to będzie istniał dłużej,przemawiał mocniej do wszystkich, będzie słuchany w przyszłosci równie chętnie jak teraz i być może stanie sie coverem na miarę np. "Imagine" Lennona.

      Usuń
  5. Dwa miesiące jesteśmy już na diecie - od dietetyka też bez cukru i bez mąki.Podciągnął ją trochę pod moje jelita i w końcu się uspokoiły. Ubyło też 6 kg , Bogdanowi 14 :)
    Świetnie się czujemy Oluś , jak plan zostanie wykonany i jelita dojdą całkowicie do formy to zgłoszę się po przepisy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli chyba jesteśmy na podobnej diecie, Gabrysiu! Też troche schudliśmy a mamy nadzieję, że ubędzie jeszcze tych kilogramów, a co ważne nie przybędzie ich - jak to zawsze przez okres jesienno-zimowy bywało.Ale tu głównie o samopoczucie i zdrowie chodzi. Chudnięcie tak przy okazji!:-)
      Jak będziesz kiedyś zainteresowana ciekawymi przepisami, to chętnie sie z Tobą podzielę.
      Buziaki serdeczne zasyłam Wam, Gabrysiu!:-)

      Usuń
  6. Mialam cie zapytac jak tam keto i czy nadal kontynuujecie, a tu dalas takie obszerne wyjasnienie👍:) Podziwiam cie Olu za inwencje z tymi przepisami i za checi. Ja albo nie mam czasu, albo checi, albo juz sil na probowanie roznych przepisow, wiec trzymam sie tych najprostszych i najmniej pracochlonnych. A Ty masz juz caly reperturar potraw👏👏👏 Brawa dla was obojga , mysle ze przed zima bedziecie w znakomitej formie 👌Buziaki serdeczne 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kitty, brakowało nam chleba, wiec trzeba było coś zrobić by wypełnić ten nieprzyjemny brak. Teraz możemy sobie robić fajne kanapki. I nie martwić się o zbyt wysoką ilośc węglowodanów. Duzo oglądam filmików o keto, czytam ciekawych stronek na jej temat, więc naturalnie pojawiła się ciekawość i chec wypróbowania niektórych przepisów oraz samodzielnych eksperymentów kulinarnych (bo ja nie znoszę twardo sie trzymać żadnych receptur, lubię wariacje na temat i różne kuchenne czary-mary!:-).
      Ściskam Cie serdecznie, Kitty!:-)

      Usuń
    2. Super Olu, tez tak w sumie robie, modyfikuje przepisy " pod siebie" , pod to co mam akurat w domu albo pod wlasna fantazje. Musze powiedziec, ze chleba mi w ogole nie brak! Ani troche! Jestem tym bardzo zdziwiona, ale tez ucieszona, bo od roku nie mialam chleba " w gebie" i zupelnie tego nie zauwazylam :) Wypelniaczem i moim chlebem codziennym sa warzywa , na czele z baklazanem, ktore tu sa na szczescie ciagle dostepne i niezwykle tanie👍Autentycznie smazony badz pieczony baklazan jest moja baza , po prostu je uwielbiam.... Nie piekevtez zadnych ciast czy ciasteczek, bo tez zupelnie nie mam na nie ochoty czy potrzeby. Zanikla mi potrzeba na slodycze. Ale gdyby mi ktos przygotowal pyszne keto ciasteczka czy deser to pewnie bym nie pogardzila 😉Poki co chetnego nie ma, a moi domownicy w slodycze zaopatruja sie wg wlasnych potrzeb - kazdemu to co lubi👍🤗Usciski 🥰

      Usuń
    3. No tak, każdy z nas jest różny i nikt nie powinien być niewolnikiem jakichś sztywnych reguł czy przepisów. W żadnej kwestii - takoż żywieniowej, jak i wszelkiej innej. Stad u nas pojawił sie chleb niskowęglowodanowy a u Ciebie bakłażany.Masz szczęście, że u Was bakłażany tanie. U nas tania jest kapusta, cebula i marchewka, a i to nie zawsze!:-)
      Ja lubię eksperymentowac w kuchni a im chłodniej na dworze, tym więcej czasu w niej spędzam. Dlatego naturalnie pojawiają sie rózne pomysły i eksperymenty kulinarne. Niektóre okazuja sie dziwaczne i są tylko jednorazowym wyskokiem a inne przyjmują sie na stałe.Grunt, żeby jako tako nadal trzymać się wyznaczonych sobie zasad, sprzyjać swojemu zdrowiu, no i nie przytyć znowu!:-)
      Ściskam cie mocno, Kitty!:-))*

      Usuń
  7. Otworzyłam dziś rano oczy, a tu słońce, słońce, błękitne niebo, zbrzydła już ta jesienne szaruga, a wczoraj jeszcze paliłam w kominku:-) byłabym na takiej diecie, ale mąż nie wiem, czy wytrzymałby, a prowadzić dwie kuchnie dla dwóch osób to lekka przesada:-) moja mama robiła takie słoiki mięsne, jeszcze w wekach z gumkami, a potem zapiekała je w piecu chlebowym, bo przecież nie było lodówek; do dziś krążą opowieści w rodzinie, jakie to było dobre:-) przerażają te poczynania polityków i w ogóle cała sytuacja, może lepiej nie słuchać, nie czytać, bo żołądek skręca się z nerwów, jeszcze w wojnę nas wplączą; piosenki na miarę czasów, jedne smutne, jedne wesołe, marszowe, podtrzymujące na duchu, piosenkę "Serce w plecaku" napisał Michał Zieliński, który urodził się w Jarosławiu, gdzie mieszkamy:-) przerabiam pomidory i spadający ciągle dereń, dojrzewają węgierki, które chyba mnie zasypią, tak ich dużo; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, nareszcie zrobiła sie ładna pogoda! Wprawdzie wieczory i ranki są chłodne i wilgotne, ale w ciagu dnia robi się przyjemnie. I całe szczęście, bo za duzo już było tego deszczu. Ziemia już wody nie przyjmowała i wszędzie stały kałuże.
      Co do zmiany sposobu zywienia to rzeczywiscie trudno to przeprowadzić, gdy jedna osoba nie chce zmian i trzba przygotowywać posiłki osobno dla każdego.
      Te słoiki miesne to świetna rzecz. Przechowują sie bardzo dobrze i są żelazną rezerwą w razie czego. A do tego taka swojska mielonka jest naprawde pyszna.
      Ech! To, co wygadują i wyprawiają politycy zdumiewa, przeraża i irytuje wiele osób. Dziwaczne zamierzenia i działania bez sensu. A ludziom coraz trudniej sie w tym połapać, coraz trudniej zyć.
      Dzięki za informację o Michale Zielońskim. Nie miałam pojęcia, że jest stąd!
      U nas też sporo śliwek, ale więcej ich już pod drzewami, niż na drzewach.Wręcz fioletowo pod nogami.
      Pozdrawiam Cię serdecznie, Marysiu.

      Usuń
  8. Usiłuję napisać po raz kolejny komentarz, ale moje ustrojstwa netowe są już starutkie, no i często szwankują. To z kolei rodzi moje frustracje i niechęć do pisania. Bo jak tu chcieć się wypowiedzieć kiedy po długim pisaniu, mój tabek albo telefon pokazują mi środkowy palec i niemal słyszę jak złośliwie przy tym rechocą, kiedy ustrojstwo do pisania blokuje się jakby dostało stuporu i ani w te, ani we w te. A kiedy usiłuję je uaktywnić nagle cały komentarz znika i pozamiatane. Jak to dobrze, że poza ścianami pokoju i rzeczonym ustrojstwem nikt nie słyszy co mam wtedy do powiedzenia na temat elektroniki w związku z zaistniałą sytuacją:-))
    A odnośnie Twojego posta Olu, urodziłam się kilka lat po wojnie i zawsze pierwszego września ożywa we mnie wspomnienie tamtych czasów. Jako dzieci powojenne wiele słyszeliśmy opowiadań dorosłych o tych okrutnych i smutnych latach, widzieliśmy też wypalone ruiny domów, wyrwy po bombach i pociskach w ulicach i chodnikach, pokryte dziurami w tynku po ostrzeliwaniu ściany domów, okaleczonych ludzi poruszających się o kulach, okalczonych wybuchami drzew itp. Jak bardzo różni się tamta biedna, wypalona, siermiężna rzeczywistość od dzisiejszej. Czasem czytam w necie komentarze młodych ludzi na temat tamtej wojny tak bzdurne, tak nieprawdziwe, że aż mnie z oburzenia zatyka, a w głowie wyświetla się pytanie, o to gdzie są ich rodzice, kim są, co wiedzą o tych okrutnych czasach i co na ich temat przekazali swoim dzieciom?...
    Co do przetworów, to robiliśmy ich kiedyś bardzo dużo. W piwnicy stoją regały, kiedyś pełne słoików z różnościami. Dawno już tego nie robimy. Postarzeliśmy się, już nie te siły żeby dźwigać z rynku kilogramy owoców i warzyw, myć, szykować słoiki, stać godzinami w pełnej pary kuchni pinując gotującego się wielkiego gara. Wyjmować z gara, układać na stole uważając żeby się nie poparzyć, sprawdzać, dokręcać wieczka, a potem wynosić partiami do piwnicy. No i w tym czasie, to obiady były oczywiście gwizdane, bo kuchenka, stół blaty i ręce zajęte wekami. A robiliśmy ich naprawdę dużo, całe wanny gotowych weków szły do piwnicy. Oj nie lubiłam tego czasu, pracy było przy tym wiele, za to konsumowało się nadzwyczaj szybko i lekko:-)) Czasem aż ze złością zgrzytałam zębami jak do obiadu szły dwa słoiki kompotu, słoik sałatki, ogórków. Schodziło to bardzo szybko wciąż przypominając ile pracy musiałam w to włożyć, jak mnie potem bolał kręgosłup, ręce, wszystkie mięśnie. Broniłam też zażarcie kończących się z prędkością światła zapasów żeby zostało choć trochę na przedwiośnie, wzbudzając tym oczywiście zgryźliwą niechęć rodzinnych konsumentów naszych przetworów.
    Tak więc, jak sobie to wszystko przypomnę, to straszna niechęć mnie nachodzi wobec myśli, że miałabym znowu robić jakiekolwiek przetwory.
    Ilekroć czytam u Ciebie Olu, o robieniu weków, to budzi się we mnie szacunek i podziw dla Ciebie, że wciąż je robisz co roku i na dodatek jeszcze to lubisz! Wow!
    I to by było na tyle:-) Udało się napisać komentarz, a teraz będę go wprowadzać. Już widzę jak mój tabek szykuje się do pokazania mi środkowego palca, muszę być bardzo ostrożna i uważna co przyciskam:-) No Was to oczywiście ściskam serdecznie, ciepłego, słonecznego czasu życząc:-)***
    P.S. Skupiam się przed wysyłką tego komentarza jak snajper przed rozbrojeniem bomby. O matuchno:-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko, jakie to długie! Przepraszam Oleńko, nie wiedziałam, że tyle pary ze mnie ujdzie, po dwóch nieudanych próbach wysłania poprzednich komentarzy. Sorki, bardzo, bardzo***

      Usuń
    2. Marytko droga! Dziękuje za tak długi i ciekawy komentarz. Cudownie, ze w końcu udało Ci siego zamieścić. Rozumiem Twoja frustracje z powodu kolejnych nieudanych prób publikacji Twego komentarza. Też mi sie to czasem zdarza. słowa ulatują w niebyt i wówczas żałuję, że nie piszę w wordzie a potem nie kopiuję tego na bloga. Wtedy by nic nie przepadało.
      Urodziłam sie 21 lat po II w. św. i jeszcze wtedy wciaż silne były w ludziach wspomnienia z tamtego strasznego czasu. W Tv wciaz pokazywali filmy wojenne. W szkole mnóstwo było lekcji na temat wojny. Rozmawiało sie o wojnie z dorosłymi. Nie dało się niczego o tym nie wiedzieć.To był temat wciaz żywy i ważny. Dzisiejsza młodzież jest juz w większosci od tego tak daleka, jak my od I w.św. Coś im tam dzwoni, ale nie wiadomo, w którym kosciele...Tak to jest z historią, przmemijaniem. Kolejne tematy zastępują poprzednie. Idziemy wciaz do przodu, a to co za nami coraz mniejsze ma znaczenie.
      Takoż i w temacie przetworów. Kiedyś prawie wszyscy je robili, bo czasy były ciezkie a czymś trzeba było w ziemie rodzinę nakarmic. Potem wszyscy zachłysnęli sie dostępnoscia przetworów sklepowych. Następnie wielu pojęło, że te sklepowe nijak nie umywaja sie od domowych, zatem znowu wielu powróciło do domowego przetwarzania. Tak, jest z tym ogrom roboty - zwłąszcza gdy sie ma ogromny wysyp jakichs warzyw czy owoców i szybko trzeba to przetworzyć. U nas przeważnie co dwa lata jest taki wysyp jabłek i gruszek, że wprost rozpacz bierze co z tym wszystkim począć, jak nie dać zmarnować. Na szczęście w tym roku jabłek i gruszek niewiele. Mogę wiec spokojnie, bez pośpiechu i wielkiego zmęczenia na bieżąco przetwarzać to, co jest.A nie jest tego jakos szczególnie duzo, więc tym lepiej dla mnie!:-)
      Marytko, mnóstwo serdecznosci Ci przesyłam i uśmiechu. Miłego weekendu Ci życzę!:-)***

      Usuń
  9. Chylę czoło przed Tobą, podziwiam niezmiernie pracowitość, zapobiegliwość. Pewnie gdybym miała jakąś działkę też starałabym się zagospodarować plony. W moim przypadku nie wiele mi potrzeba, więc nie robię żadnych przetworów. Jedynie być może usmażę trochę śliwek bo bardzo lubię powidła. Piszesz o nuceniu dawnych piosenek, niepokoi Cię sytuacja w kraju. Nie ma dnia, żeby nie słyszeć o przykrych wydarzeniach. Nie wiem czy ludzkość się kiedyś opamięta. Czy już każdy nasz dzień będzie pełen niepokoju. Chciałoby się swobodnie uśmiechać nucić wesołe piosenki, ale niestety coraz rzadziej jest nam to dane. Pogoda też nie nastraja optymistycznie, coraz częściej słyszymy o podtopieniach. U mnie również pogoda w kratkę prawie co drugi dzień pada, chociaż nie jest tak groźnie. Wykorzystuję każdy pogodny dzień na jakiś spacer. Pozdrawiam Was Olu i Cezary, nie zapominając o czworonogach. Oby jeszcze wróciło jesienne ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oleńko, ja też bym nie robiła przetworów, gdybym nie miała ogrodu. Ot, po prostu nie lubię by sie tyle doba marnowało.A poza tym te domowe przetwory po prostu bardzo nam smakują i przydają sie przez cały rok.
      No właśnie! Czy ludzkosć sie opamięta? Szczerze wątpię! Przeważnie, jak wynika z historii, musiało dojsc do jakichs strasznych wydarzeń, musiało zginąc wiele ludzi, by cos sie zmieniło, by zatrzymał sie zwycieski pochód zła.
      Co do pogody, to na szczęcie nareszcie sie u nas zrobiło ładnie i oby pozostało tak jak najdłużej!Czego sobie i Tobie z całego serca życzę!
      Serdeczne myśli zasyłam Ci o poranku!:-))

      Usuń
  10. Upublicznione prywatne spotkania.Przepraszam ,już wychodzę, już mnie nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  11. HI !Jestem czytam kazdy wpis :-) W-wa misto rodziny mojego meza, mama brala udzial w postaniu .Aja jak uslysze piosenke W-wo ma -RYCZE a to dla tego ze chyba sie starzeje i wzruszam sie w najmiej oczekiwanym momecie ).JA zatopilam sie w literaturze ROSYJskiej -jesli ktosnie czytal to nieCH zrobi tO szybko Gogola MARTWE DUSZE .KONIECNIE .Pieknie pozdrawiam sciskam lapki p.Gosia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hi, Gosiu! Bardzo sie cieszę, że nadal mnie odwiedzasz, że się odezwałaś.To naprawdę miłe i cenne dla mnie, że od tylu lat mogę Cie gościc na łamach bloga!:-)
      Mnie też zawsze bardzo rozrzewnia ta piosenka "Warszawo ma". I tak jak Ty, coraz wiecej rzeczy mnie wzrusza i porusza. A czy to kwestia starzenia, czy moze zwiększonej wrazliwości? Sama nie wiem.
      "Martwe dusze" Gogola? Kiedyś to czytałam, ale niewiele pamiętam. A zdaje mi się, że problem "martwych dusz" w obecnej, dziwacznej rzeczywistosci mocno jest aktualny!
      Oboje z Cezarym pozdrawiamy Cie serdecznie Gosiu i pięknego września zyczymy!:-))

      Usuń
  12. Ledwo wyjechałam, a tu tyle uczty dla ducha i oka:) Nie mogę napisać komentarza z telefonu na bloggerze niestety, ale na szczęście mogę czytać. Jestem pełna podziwu dla Ciebie za produkcję przetworów, a już za pasztety i mielonki szczególnie. Lubię piec, nawet chleby cierpliwie potrafię dopilnować, z przetworów najchętniej ogórki, bo uwielbiam kiszone i nigdzie takich nie kupię u nas. Fajnie, że dieta służy i masz tyle samozaparcia, żeby jej się trzymać. Ja na pewno bardzo ograniczyłam węglowodany, ale nie widzę najmniejszego powodu, żeby sobie odmawiać ziemniaczków czy z rzadka dobrego chleba. Jednak gdybym chciała schudnąć, albo lepiej się czuć fizycznie, to pozbyłabym się i tego. Fajnie, że można przebierać w przepisach i się uczyć. Dwa tyg. objazdówki było cudne, ale tragiczne właśnie ze względu na jedzeni.Tym razem było smacznie, ale za warzywa "robiła" tylko fasola w sosie i kukurydza, no czasami jakiś listek sałaty się trafił. Za to BBQ obłędne. Takim ciepłem bije z Waszego domu, że chciałoby się w jesienną szarugę usiąść z Wami przy piecu, pozdrawiam serdecznieOlu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że już jesteś, Marylko!:-)*
      Dwa dni temu udało mi sie skończyć robotę z przetworami bzowymi na ten rok. A pewnie i z pozostałymi, bo poza cukiniami, które wciąz dojrzewają, buraczkami oraz fasolką szparagową właściwie nic już na grządkach nie mam.Uff!:-) I kto to wszystko zje?!:-) A jeść oboje z Cezarym lubimy. Oj, lubimy, ale wielu rzeczy przy tej diecie musimy sie wystrzegać albo ograniczać.Zwłaszcza za ziemniaczkami bardzo tęsknię, bo nic nie moze zastąpić ich smaku!:((
      Fasola w sosie i kukurydza, jako warzywa? Ach, jakież to typowo amerykańskie!:-) A BBQ też lubię. W Au mieli dobre!
      Serdeczne uściski Ci zasyłam i usmiech o poranku!:-)*

      Usuń
  13. Same ziemniaczki są wartościowe i wcale nie tuczą, bardziej się obawiam tłuszczu. Tak silnego przekonania nie pokonają nawet badania radzieckich uczonych:) A jednak fasolka Ci wyrosła! Pyszna jest w pomidorach, albo po niemiecku przysmażona na cebubce z boczkiem. Zresztą cukinia podobnie, jadłam gdzies w trasie i często ją tak przygotowuję. Leczo bez papryki. Kupuję u nas doskonały ajwar, łyżka dodana do duszonej cukinii robi z niej smakołyk. Zresztą sama na pewno masz tysiące sposobów. Acha, ja uwielbiam zapiekankę z cukinii, to lasagne bez makaronu. Młodziutka cukinie tnę w długie i poziome pasy i układam jak makaron, a na to duszone mięso w sosie pomidorowym. U mnie jest za gorąco na cukinię, ale na szczęście mogę ją kupić przez cały rok. I ja Ci przesyłam serdeczności z mojego poranka, tylko kilka godzin poznije:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nawet nie chodzi o "tuczliwośc" ziemniaczków, ale o dużą w nich zawartosc węglowodanów, które niestety podnoszą poziom cukru we krwi, powodując spory wyrzut insuliny. Tłuszcz nie podnosi poziomu glukozy. I rzeczywiście - same ziemniaczki nie tuczą, ale kto je je same, skoro najlepiej smakują z tłuszczykiem? A to już nie jest niestety dobre połączenie.
      Tak w koncu doczekałam sie fasolki.Nie pokonały jej ślimaki ani mrówki. Teraz jemy ją śpiesząc sie ,by nie pokonały jej przymrozki, które lada chwila moga nadejśc którejś nocy. To samo z cukinią. Pięknie mi teraz owocuje i rzeczywiscie do wielu potraw sie przydaje a najbardziej do lecza. Mam też jeszcze na polu sporo czarnej rzepy( też cudem oparła sie slimaczym hordom, choć na początku objadły ją prawie do gołych łodyżek). Uwielbiamy jej smak! Jedzona z białym serem albo śmietaną jest wspaniała!:-)
      Marylko! Buziaki serdeczne ślę Ci dnia następnego!:-)

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost