Patrząc przez okno na monotonnie od kilku dni zachmurzone niebo oraz na coraz bardziej nagie drzewa myślę sobie, że wielobarwne lato oraz początek jesieni zniknęły szybko i niepostrzeżenie jak sen, tak jakby nigdy ich nie było. Ale przecież były. Dowodem na to są chociażby zrobione w czasie minionych dni fotografie. Nie jest ich wprawdzie tak dużo jak w przeszłych latach, bo i ochota do fotografowania była w tym roku zdecydowanie mniejsza, a jednak spośród tych, które oglądam wyłania się obraz wielu pięknych chwil, pełnych zróżnicowanych odcieni, zachwycających światłocieni, kolorowych mgnień i dobrej energii. Cóż, tak to już z człowiekiem bywa, iż w pełni potrafi docenić tylko to, co już minęło i tęskni do tego wówczas, nie widząc z kolei ani nie doceniając momentów, które przelatują niepostrzeżenie właśnie teraz...A przecież nieomal zawsze, nieomal wszędzie da się znaleźć coś wartego uwagi i pamiętania, coś ładnego, wzruszającego, odrywającego myśli od niepokojów, budzącego uśmiech na twarzy i ciepło w sercu, ożywiającego pokłady ważnych emocji i uczuć. Nawet w tym niby szaro-burym listopadzie. Postanawiam sobie zatem, że nie dam się temu jesiennemu marazmowi, że na przekór ciemnym chmurom złych wiadomości nadciągających codziennie ze świata będę pilnie przypatrywać się temu, co pozytywnego druga połowa jesieni przynosi w darze, nanizywać koraliki takich spostrzeżeń, zamyśleń i chwil na delikatny łańcuszek zwyczajnej codzienności. Nie pozwalać im zniknąć bez śladu...
A póki co chciałabym pokazać Wam tutaj kilkadziesiąt wybranych przeze mnie zdjęć dokumentujących takie ładne widoki i dobre chwile, w które obfitowały minione miesiące. Nie było mnie tu trochę a więc i nie dziwota, że sporo się tego nazbierało!:-) A zatem zapraszam do wirtualnej przechadzki w czasie po naszych okolicach: po ogrodzie, łąkach, wzgórzach, lasach, strumieniach, niebach oraz drogach wiodących w tajemnicze dale...
W oddali nasz dom w otoczeniu czerwcowych, soczyście zielonych łąk i pełnego malowniczych chmur nieba...
Wejście do pobliskiego lasu. Zanurzamy się w dzikiej zieleni...
Łąki pełne bujnych, wonnych traw, kwiatów i ziół wszelakich
Jak nazywają się te niebieskie kwiateczki? Są nieco podobne do bluszczyku kurdybanka, ale to nie on...
A te fioletowo-różowe, pierzaste ślicznotki...Czy ktoś z Was zna ich nazwę?
Obfitość jaskrów i kwitnących traw tuż za płotem naszego ogrodu
Pogórzańskie kwietne łąki i wzgórza
Leśne dukty nad Sanem...Oto nasz czerwcowy ogród. Odpoczywałam po pracy siedząc na fotelu pod krzewami dzikiego bzu (na pierwszym planie widać moje fioletowe klapki). Przede mną leżak Cezarego a obok niego wierna Zuzia. Na stoliczku domowej roboty specyfik przeciw komarom i gzom. Obok buteleczka z wodą do topienia zdjętych z psów kleszczy!
Widać tu wspomniany wyżej fotel i dzikie bzy, jakże bujnie jeszcze kwitnące przed nadciągającymi w kolejnych dniach ulewami, które nie dość, iż zniszczyły mnóstwo bzowych kwiatków zanim owady zdążyły je zapylić, to dodatkowo w kolejnych miesiącach strąciły z krzaków większość dojrzałych owoców.
Zwróćcie uwagę na gałęzie bzu powyżej, jak nieliczne i marne są sierpniowe już owoce.
Wiata na drewno obsadzona pachnącymi, pomarszczonymi różami, winobluszczem i bordowym clematisem.Owe pomarszczone, wielce wonne róże rozrosły u nas wyjątkowo bujnie (posadzone onegdaj z pojedynczych gałązek także z tyłu ogrodu) nie dość, iż pachniały z dala, to ich płatki pracowicie zebrane przez Cezarego stały się surowcem na różane konfitury( pierwszy raz robiliśmy je w tym roku). Wyszło z tego zaledwie kilka malutkich słoiczków. Koniecznie trzeba na przyszłość zrobić więcej!
Kilka tygodni temu opróżniliśmy jeden z takich słoików (dodając sobie tychże konfitur do owocowej herbaty z miodem). Pusty, umyty porządnie słoiczek do dzisiaj pachnie wręcz bosko różami! Wącham go przymykając oczy i znowu czuję się, jakby wokół trwało czerwcowo - lipcowe lato!:-)
No i łubiny kwitły tego lata wspaniale! A posiałam je w zeszłym roku, pracowicie plewiłam, prowizoryczne płotki wokół nich stawiałam, żeby ich psy nie podeptały, doglądałam jak mogłam. Opłaciło się! Oczy nasze pasły się ich pięknem co dnia a pszczoły, osy, bąki i trzmiele objadały się łubinowym pyłkiem do syta.
Łubiny dobrze rosły w otoczeniu mięty, wrotyczu, malw, pokrzyw i chabrów!
Lipcowe sianokosy na naszym polu. Ech! Sąsiad, który kosił trawę i zbierał potem siano dla swoich krów miał ogromny problem w tym roku ze zbiorem siana. Co podeschło, to znowu deszcz je zlał. I tak w koło Macieju!
Tylko Zuzia popadała w euforię mogąc wytarzać się w owym czekającym na zwiezienie sianie!:-)
I reszta psów, rzecz jasna, też!:-)
Prawie co dnia zbierało się na wielki deszcz a pewnie i na burzę. I wiatr giął gałęzie trzech sióstr - wierzb posadzonych przez nas kilka lat temu z niby to suchych pni a tak niesamowicie przez ten czas rozrośniętych, jakby od zawsze tu niby strażniczki pola tkwiły.Granatowiło się coraz bardziej niebo nad łąką, w oczekiwaniu na potęgę letniej ulewy.
A po deszczu prześlicznie perliły się krople na trawach, listkach, kwiatkach i pajęczynach....
A żaby w kałużach nabierały nowego wigoru.
A nurt wody w oddalonym od nas o jakieś 10 km Sanie nabierał mocy i głębi.
Od czerwca poprzez lipiec wzbierały leśne potoki, zalewając pobliskie uroczyska i zamieniając je w bagna. Wzbierały lokalne, niewinne dotąd rzeczki, zrywając mosty, zalewając i niszcząc ludziom podwórka, ogrody, domy...
I tylko psy cieszyły się, mogąc pluskać się do woli w leśnych strumieniach i wędrować nimi w dal...
Bo spacery to coś co lubią najbardziej, w pogodę i niepogodę! Wędrówki bez końca. Swobodę i wiatr w kudełkach. Błoto pod łapami i taplanie się w kałużach a jesienią tarzanie w suchych liściach!
Albo leżenie w cieniu starej gruszy i namolne dopraszanie się o pieszczoty u gospodarza i gospodyni!:-)
Okoliczne bukowe lasy przywoływały nas do siebie i latem...
I jesienią!
Największą entuzjastką wspólnych wypraw do lasu była i jest Misia. Tak pięknie i tak śmiesznie jak ona żaden z pozostałych psów nie skacze z radości!:-)
A dokąd to prowadzi ta drabina? Czyżby do samego nieba?
Dzięki starej, lecz porządnie naprawionej przez gospodarza drabinie mogliśmy wspinać się ku gałęziom obficie owocujących trześni...
I objadać się jej słodziutkimi jagodami!:-)
A jesienią rwać śliwki albo dojrzałe owoce kaliny...
Nieraz w trakcie zachodu słońca droga przebiegająca obok naszego domu zdawała się wieść gdzieś w zaczarowane, tajemnicze rejony...
A suche kłosy traw i inne, tak zwykłe dotąd badyle na tle pomarańczowego nieboskłonu z nagła piękniały, całą swą misterność nagle i złożoność ukazując...
I tylko wzgórza trwały w dali niczemu się nie dziwiąc, a tylko powoli przyoblekając się w sierpniowe i wrześniowe barwy...
Takoż i łąki zgodnie z rytmem natury zakwitły w swym czasie fioletem ostów i dojrzałą żółcią wrotyczy...
Wrześniowe marcinki obsypały się ciemnoliliowymi kwiateczkami a ostatnie motyle obsiadły je z zapałem.
A winogrona dojrzały w ilościach ogromnych i co dnia kusiły by objadać się nimi bez umiaru a potem tłoczyć z nich ciemnopurpurowy, wspaniały sok...
Wreszcie obrastające nasz mały stawik drzewka zaczęły październikowo przebarwiać się i gubić liście a przy tym stale przeglądać się w tafli wody czy do twarzy im w tym skąpym przyodziewku. A potem nastał listopad...
* * *
I to już koniec tych letnio-jesiennych wspomnień. Mając wrażenie, że jakiś ciężar w mej duszy nareszcie odpuścił a przynajmniej znacznie się zmniejszył uśmiecham się do tych obrazków teraz. Uśmiecham się też do Was przesyłając Wam te barwy i nastroje, których magię spróbowałam przywołać wybierając zdjęcia i publikując je w powyższym poście!:-)
Przepięknie u Was....... magiczna ta droga o zachodzie słońca. Pozdrawiam Alicja.
OdpowiedzUsuńTak, to prawda. Na Pogórzu, w okolicach mego domu mogę obserwować wiele pięknych widoków i zjawisk. I właściwie nie muszę wcale stąd wyjeżdżać by znaleźć inspiracje do zdjęć, bo te same miejsca oświetlone w różny sposób, o innej porze roku czy dnia całkowicie zmieniają szatę, nastrój, emanują inną magią.
UsuńDziękuję i pozdrawiam Cię, Alicjo!:-)
Piekne jest Wasze lato, choc i jesienie nie mozna odmowic urody. Ale jesien jest smutna, a od listopada wyjatkowo dolujaca. Ja juz tesknie za wiosna, a tu jeszcze tyle czekania, tyle sloty, mgiel, zimna, potem moze sniegu. U Was przynajmniej nie odczuwa sie tak bardzo niedogodnosci zwiazanych z pandemia, nie tak jak w miastach. Smutne to wszystko, czlowiek boi sie spotkac z wlasnymi dziecmi, nie wiadomo, jak bedzie w swieta, moze tez spedzimy je osobno, jak niedawne moje urodziny. Przyjemnie chociaz popatrzec na ten Wasz zdrowy swiat, bez obostrzen, izolacji, masek - na te idylle.
OdpowiedzUsuńNa szczęście możemy mieszkać w miejscu, gdzie jest sie daleko od problemów i zmartwień toczących ludzi w miastach. Blisko lasów i łąk. W spokoju, nieomal na bezludziu. Taką decyzję podjęliśmy ponad 10 lat temu i nigdy jej nie żałowaliśmy a w obecnych czasach tym bardziej jesteśmy z niej zadowoleni. Gdybyśmy sie stąd nigdzie nie ruszali - do miasteczka na zakupy, czy gdzieś dalej, to właściwie nie odczuwalibyśmy w ogóle istnienia żadnej epidemii. Bo tutejsza natura jest taka sama jak była. Najważniejsze są dla niej pory roku. I nasza praca jest taka sama jak była. Związana z naturą, z dużym wysiłkiem fizycznym. I życie z prostotą i minimalizmem potrzeb a nawet z siermiężnoscią codzienności, życie nieomal pustelnicze. Ale więcej nam nigdy nie trzeba było. I niczego więcej nie pragniemy ponadto by to mogło trwać nadal.
UsuńI by jak najszybciej odwróciła sie ta zła fala, która niszczy na świecie to, co najważniejsze: spokój, szczęście, więzi międzyludzkie, zdrowie, plany na przyszłość, stabilizację finansową itp.
Pozdrawiam Cie serdecznie, Aniu!*
Pieknie tam macie i milo, ze robisz tak duzo zdjec. Mnie sie chyba najzwyczajniej nie chce... jakos sie rozleniwilam na tej wsi:)) Nawet jak mam troche zdjec to mi sie nie chce pisac i tak sie to kreci.
OdpowiedzUsuńTak, piękne są nasze okolice a do tego ciche, dalekie od miast, nieomal bezludne (co w obecnych czasach jest jeszcze większym plusem, niż kiedyś). Robię ostatnio znacznie mniej zdjeć, niz zazwyczaj, ale na szczęście nadal zdarzają mi sie chwile, że po prostu muszę, bo inaczej się uduszę!:-) Tak mnie coś nagle zauroczy, zachwyci, tak przyzywa do siebie uparcie, że lecę z aparatem i fotografuję, oddając z ten sposób niejako hołd temu pięknu, pokazując mu, że jest ktoś, kto je widzi i docenia.
UsuńSciskam Cię mocno, Marylko!:-)*
Dziękuję za wspaniały spacer.:) Piękna ta Wasza kraina, jakże odmienna od Wielkopolski. Z przyjemnością oglądam kadry ze wsi, Wasze psinki i cudne okolice. Pozdrawiam Was serdecznie i życzę dobrych dni.
OdpowiedzUsuńBardzo sie cieszę, że spodobał Ci sie ten długi spacer. Postanowiłam podzielić sie tym pięknem, tymi kolorami i ciepłem, tą magią dzikiej, bezludnej przestrzeni, wiedząc, że przez pandemię wiele osób nie miało i nadal nie ma możliwosci wyjazdu w takie okolice i odpoczynku od miejskiej codzienności.I mam nadzieję, iż patrząc na te zdjecia, mozna sie przynajmniej na chwilę oderwać od tego, co człowieka otacza i osacza.
UsuńPozdrawiamy Cię serdecznie, Lenko!:-)*
Jakie piękne zdjęcia wybrałaś Olu, droga do Waszego domu jest cudowna, od razu chciałoby się tam pobiec. Fotele pod bzem, łany łubinu, leśne ścieżki, wszystko jak z bajki. Czuję się w tej chwili zdyszana jak Wasze pieski, bo u mnie listopad jest piękny, taki listopad można pokochać. Prawdziwa złota jesień jeszcze bez okrycia można się obywać, dlatego codziennie gnamy na spacer po leśnym osiedlu.Cieszę się, że odeszło to, co blokowało, bo masz tyle leczniczego piękna wokół siebie. To pomaga zawsze. Cieszę się, że podzieliłaś się z nami swoim pięknym światem, uściski kochana, i u nas wkrotce będzie zimno i szaro, ale i taki czas jest potrzebny na czytanie książek i dobre wieczory w domu:)
OdpowiedzUsuńChoć w tym roku zrobiłam znacznie mniej zdjeć, niz zazwyczaj, bo jak wiesz wieści ze świata i zmartwienia o to, co jest i będzie zdusiły we mnie sporo energii, umiejętności zachwycania sie tym, co jest i chęci utrwalania tego, to widzę, że i tak sporo jest tych fotografii. Było wiec w czym wybierać a wybierając uśmiechać sie do tych wspomnień i widoków, do pełnych barw i ciepła chwil. Ta blokada, ten dziwny mur, który budował się we mnie od kilku miesięcy nareszcie zaczął pękać ( a pierwszy wyłom w tym murze jest Twoją zasługą, Marylko!:-)*. W końcu jakis nurt myśli, emocji i uczuć znowu zaczął sie ze mnie wylewać. To wielka ulga!
UsuńCieszę się, że masz wokół siebie urodziwy, kolorowy listopad. Myslę, iż to, co dostrzegamy wokół, to jak widzimy jest chyba w jakiejś mierze odbiciem naszej duszy, naszego nastroju. Tak więc nawet w bezlistnej i mglistej aurze można dostrzec piękno. Wszystko zalezy od nas!
Ściskam Cię mocno i serdecznie, Marylko!:-)*
Bardzo się cieszę, teraz wiem, że lepiej napisać niż się tylko martwić:) Świat był biedniejszy bez Twoich postów. Ściskam mocno kochana:)
UsuńKochana Marylko! I ja Cię ściskam mocno i serdecznie!:-)*
UsuńListopad jest moim miesiącem, czasem żartuję sobie, że został stworzony specjalnie dla mnie, bo nikt go nie lubi. W tym właśnie czasie prawie co dnia wychodzę z aparatem i przynoszę wspaniałe fotografie. Mówi się, że listopad na żywo jest nie do przyjęcia, a mi każda publikacja tych zdjęć, mocno podbija statystyki. ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że każdy miesiac moze być piękny, każdy może stać sie ulubionym, bo w przeważajacej mierze zależy to od naszego nastawienia, od umiejętnosci patrzenia na to, co nas otacza oraz od nastroju, jaki mamy. Często stereotypy i nawyki albo stadne myslenie zabijają w ludziach świeżość spojrzenia, mozliwość zachwycenia sie tym, czym mało kto sie zachwyca.A przecież warto mieć swoje zdanie, swoje spojrzenie. I po prostu doceniać to, co jest i fotografować. A Twoje fotografie są wspaniałe!:-)
UsuńPozdrawiam cie serdecznie, Anno!:-)*
Mam niepopularne zdanie na temat miesięcy letnich, a to przez samopoczucie, bo źle znoszę gorąco. Ale urodę ma, trzeba to przyznać. Jest co fotografować właściwie przez cały rok. :)
UsuńWszystkie pory roku są fotogeniczne i malownicze, tylko trzeba to umieć dostrzec, tylko trzeba chcieć to uwiecznić!:-)
UsuńPrzypomniałaś mi czas pogórzańskich powodzi, szaleństwo małych potoków, szkód poczynionych i ludzkiego nieszczęścia; jechaliśmy tamtędy tuż po, i na Drohobyczkę, i na Śliwnicę; w czwartek znowu jechaliśmy, idą roboty zabezpieczające, zimno, ludzie w w potoku, w wodzie budują kamienne umocnienia brzegów, ciężka to praca, wyczerpująca, kopary wyciągają zwały błota; dopiero zerwałam swoje winogrona koło domu, zastanawiamy się, co zrobić z taką ilością, bo na pergoli jeszcze większa część została; trochę dla ptactwa, a resztę może na sok i wino:-) te różowe śliczności to firletka rozpierzchła, w dzieciństwie nazywaliśmy ją kogutki:-) pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTak, Marysiu - i ja dobrze pamiętam ten czas błyskawicznych powodzi, te zalane tonami błota i śmieci drogi, zerwane chodniki i mosty, oberwane brzegi niewinnych dotąd rzeczek, któe zamieniły wie w niebezpieczne wodospady. I stosy mebli i innych rzeczy, które dotknięci owymi powodziami ludzie wystawiali przed domy do wywiezienia na śmietnisko. Tyle tragedii ludzkich...Do tej pory trwają jeszcze naprawy i remonty po tych strasznych zniszczeniach. A pomysleć, że wszystko to stało się w niecałą godzinę ogromnej ulewy. Takich zjawisk nigdy tu jeszcze nie widziano. W ogóle, ten rok obfituje w zdarzenia i zjawiska, na które nikt nie był i nie jest przygotowany.
UsuńDopiero co zerwałas winogrona? Och, to wyjątkowo długo u Ciebie rosły. U nas ptactwo dawno już wyjadło wszelkie resztki wyschniętych już winogron. Sok, który z nich zrobiliśmy jest wspaniały. Ciemnopurpurowy i kwaskowo-słodki! Dobry do herbaty!:-)
Firletka rozpierzchła? Och, bardzo dziękuję Ci za podpowiedź, Marysiu! Nie mam pamięci do nazw roślin, a bardzo bym chciała umieć nazywać wszystkie te piękne kwiatki łąkowe i leśne.
Firletka rozpierzchła...Ładnie!:-)
Pozdrawiam Cie serdecznie, sąsiadko zza Sanu!:-)*
Dziękuję Olu za kolejną porcję wzruszeń, za kolejne piękno w fotografiach!:)
OdpowiedzUsuńTo prawda, że doceniamy często dopiero to, co już za nami i bywa, że w biegu życia nie zauważamy tego, co piękne tu i teraz. Zanużeni w niepokoju, owinięci strachem, nie zawsze dostrzegamy, że są wokół nas piękne rzeczy, wydarzenia, ludzie czy słowa, dźwięki, zapachy i kolory, które mogą nas choć na chwilę wyrwać z tego strachu i niepokoju.
Nie znam nazw tych kwiatków, ale podobne znajdowałam na naszych osiedlowych łąkach do pierwszego koszenia.
Piękne i bujne są te pogórzańskie łąki, zachwycające. I te leśne dukty nad Sanem.
My też mamay podobne skrawki zieleni na naszym osiedlu, które jest tak zagospodarowane, że mamy nawet niewielkie kawałeczki iglastego i liściastego lasu wznoszącego się na wymodelowanych pagórkach. Lubię tam przychodzić latem w słoneczny dzień żeby pooddychać zapachem iglastego lasu. To taka mała osiedlowa namiastka lasu. Ale kiedy usiądę na ławce i zamknę oczy, a ciepłe promienie słońca grzeją mi twarz, ptaszki śpiewają wokół, a ja wdycham zapach trawy, tych małych kwiatków i igiełek sosnowych, to mam uczucie, że znowu jestem w lesie z dzieciństwa.
W Twoich zdjęciach tyle nasyconej zieleni i błekitu nieba. U nas w tym roku niestety niebo często było sinobure. Wciąż brakuje mi tego błękitu i białych chmurek tak częstych na naszym niebie z dzieciństwa.
I u nas kwitną krzaki dzikich róż i ten ich słodki zapach niesie się po osiedlu, ale łubinów od lat już nie widziałam.
Poprowadziłaś mnie tymi pięknymi widokami poprzez leśne wędrówki mojego dzieciństwa i młodości, obozy harcerskie, letnie kolonie, wakacyjne i jesienne pobyty u babci i wujostwa. Powróciły zapachy, kolory i smaki dzieciństwa.
Dziękuję za tę piękną podróż!***
Moc serdecznych uścisków i buziaków posyłam z zachmurzonego, jesiennego jeszcze żółcią i czerwienią ostatnich liści miasta:)***
Tak bardzo się cieszę, że mogłam sprawić Ci przyjemność publikacja tych zdjeć, Marytko!:-)
UsuńZdaje mi się, że nic tak bardzo duszy nie robi jak kontakt z naturą, z jej harmonią i pięknem. A w obecnych czasach ta natura w poblizu ma jeszcze większe znaczenie, niż kiedykolwiek. Tak, jak piszesz - nie trzeba wcale wiele by odetchnąć jej aromatami, zanurzyć sie w zieleni, zachwycić śpiewem ptaków albo zmiennością obłoków. Wystarczy kawałek parku, lasu, jakaś ławeczka na skwerze, jakiś schowany wśród drzew zaułek, jakis kolor i zapach, który przypomni czasy dobrego dzieciństwa. To jest taka zwyczajna a najlepsza z możliwych magia, która oby zawsze trwała, oby zawsze miała moc odciagania od smutków i obaw płynących z teraźniejszości.
Bardzo lubię takie proste, tradycyjnie uprawiane rosliny kwitnace, jak właśnie dzikie róże, łubiny, malwy, konwalie, niezapominajki, stokrotki i fiołki. Mam uczucie, że są one o wiele blizej duszy człowieka, tworzą z nim silniejszą wieź, niż jakieś wymyślne, ezgotyczne albo trudne w uprawie wspaniał i imponujące w barwach i kształtach kwiaty. Moze to dlatego, że te zwyczajne kwiatki rosły blisko, gdy byłyśmy dziećmi. To wśród nich człowiek sie bawił, hasał, śmiał się beztrosko i ufnie. Tyle sie na świecie zmieniło, a one nadal co roku zakwitają...To jest pociechą i opoką dla duszy.To pomaga zachować wewnątrz nas troche z tego ufnego, niewinnego dziecka.
Ściskam Cię serdecznie, Marytko i dużo życzliwych mysli zasyłam, mając nadzieję, że jeszcze w niejedną taką wirtualną podróż będę Cię mogła w przyszłosci zabrać!:-)****
Fotografie budzące radość. Ja nie jestem fanką lata, ale cenię naturę i, mimo że nie tęsknię za latem nic, a nic, to Twoje zdjęcia bardzo dużo radości mi dodały. Uważam to za piękne, że powiedzmy, nie przepadamy za jakąś porą roku, ale cenimy jej walory, cenimy to, co w niej piękne, a wręcz szukamy tego piękna, którego o każdej porze roku jest ogrom, tylko trzeba mieć serduszko otwarte. Post cały jest przepełniony niesamowicie dobrą energią i naprawdę czuję się przemiło teraz po przeczytaniu. Tyle cudownych miejsc, pieski to już mnie totalnie rozczuliły. Spojrzeć w uśmiech psiaka, to sama radość. Ta myśl, że nasze psiaki są z nami szczęśliwe, że dwa różne gatunki potrafią tak siebie pokochać, tak szczerze i mocno pokochać. Zaraz wytulę mojego Timmiego, kocham go nad życie. :) Jest ogrom smutków, ale też ogrom dobra wkoło. Przecież teraz właśnie pisze Ci tę wiadomość i mega miło się czuję, pisze do Ciebie, do kobiety tak unikalnej i dobrej, a przed oczami poza klawiaturą mam obrazy, którymi się ze mną podzieliłaś, dziękuję. <3 To jest piękno prawdziwe. <3 :)
OdpowiedzUsuńTo i dla mnie duża radość, gdy wiem, że komuś pokazaniem moich zdjec mogłam radosć sprawic! Taka właśnei miałam nadzieję, publikując tego posta i cieszę sie, iz tak właśnie sie stało!:-)
UsuńMasz rację, piękno można dostrzec wszędzie, byleby sie na to piękno nie zamykać, byleby nie wmawiać sobie, że go nie ma albo że brak mu mocy, by wyrwać nas ze stanu dusznego letargu, obezwładniającego smutku. Musimy za wszelka cenę starać się przełamywać w sobie takie stany, nie dać im zabrać naszego "ja".
Ach, te kochane nasze psiaki! Jakze smutne i puste byłoby zycie bez nich! Dają tyle radości, tyle czułości i beztroski.
A pomyslec, że mojej Hipci (tej psinie o brązowym, serdecznym spojrzeniu) groziła utrata wzroku! Jakis czas temu jej oczy całkowicie zasnuło bielmo i tylko dzięki pomocy weterynarza-okulisty udało sie ją wyleczyc zanim ta choroba stałaby sie nieodwracalna. Natomiast biała Misia, choć od urodzenia niewidoma, zachowuje się tak jakby widziała! Unosi główkę do góry i słucha, nadstawia uszka, wysyła intensywne uczucia. Patrzy sercem!
Ściskam Cie bardzo serdecznie, a Twojego Timmiego głaskam czule! Nie dajmy sie smutkom. Doceniajmy to, co mamy, bo przecież jest tego bardzo dużo!:-)***
Zaserwowalas przepiekne zdjecia, bylo piekne lato, masz co podziwiac i fotografowac, raj na ziemi...mozna zapomniec o pandemii i innych nieprzyjemnych bardzo zdarzeniach w naszym kraju.
OdpowiedzUsuńa te niebiesciutkie kwiatuszki to przetacznik ożarkowy. Pozdrawiam serdecznie
ożankowy mialo byc...aaa jeszcze zachwycily mnie lubiny, bardzo je lubie.
UsuńMimo przeważającej deszczowej pogody, można było znaleźć duzo pięknych, słonecznych chwil, nacieszyć się pogórzańskimi przestrzeniami i naturą, fotografowac od nowa to, co już setki razy było fotografowane, ale wciaz od nowa zachwyca.
UsuńPrzetacznik ożankowy? Bardzo Ci dziekuję Grażynko za podpowiedź. Obym już teraz zawsze patrząc na te niebieściutkie kwiatuszki mogła westchnąć: ślicznie kwitną w tym roku przetaczniki ożankowe! Cudności moje błękitne!:-)
Pozdrawiam Cię z serdecznym uśmiechem!:-)*
Piękna jest jesień w naszych Bieszczadach. Z przyjemnością bym się powspinała po tej drabince oraz usiadła na tym białym krześle. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńJesień w lasach, w parkach i w każdych górach jest piękna. A Pogórze Dynowskie, gdzie mieszkam, wcale nie jest od Bieszczad brzydsze.A już na pewno jest bezludniejsze, co w obecnych czasach jest dużą zaletą.
UsuńNiezwykle wygląda świat z wysokości takiej drabiny! I przyjemnie siedzi się na fotelu między krzewami. Mam nadzieję, że za rok znowu będę mogła sie wysoko wspiąć albo usiać w cieniu dzikich bzów.
Pozdrawiam Cię serdecznie, Karolinko!:-)*
Zatraciłam się w tej przepięknej opowieści. To wprost najpiękniejsze co mogło mnie obecnie spotkać.
OdpowiedzUsuńA po drugie postawiłaś mnie do pionu, dosyć tego marazmu. Zakochałam się w Twoich łubinach, przez to, że większość
czasu przebyłam w domu gdzieś umknęło mi wiele kwiatów. Zatęskniłam za tymi leśnymi ścieżkami.
Teraz odczułam, że jednak daleko mam do pięknych Karkonoszy, gór Izerskich. Jednak coś tam w pobliżu zostało,
będę z tego cieszyła się. A wracając do Twojej foto opowieści jeszcze bardziej utwierdziłam się,
że nasz kraj piękny jest. A radość psiaków jest nie do przecenienia. Szkoda, że to lato i kolorowa jesień
tak szybko minęła, a może to tylko takie wrażenie, bo więcej zmuszeni byliśmy przesiadywania w domu.
Dziękuję jeszcze raz za dawkę dobrej energii. Pozdrawiam cieplutko i Bądźcie w zdrowiu.
Cieszę się, Oleńko, że mogłam sprawic Ci przyjemnosc pokazaniem tych moich pogórzańskich fotografii. Pomyślałam, że nie powinny marnować sie w czelusciach komputera, a warto je wydobyć i pokazać ludziom, żeby widzieli, że świat nadal jest piękny. I będzie piękny. I nic nie może tego piękna zniszczyć. Chodzi tylko o to bysmy umieli tę urodę dostrzegać i cieszyc sie najmniejszymi choćby jej przejawami. Nie zasnuwać jej swoją apatią, zniechęceniem, czarnowidztwem, lękiem.
UsuńJeszcze i listopad pokaże nam magiczne oblicze. A potem grudzień. A jak spadnie śnieg, to juz w ogóle będzie magicznie na świecie. I żadna pandemia ani szaleństwo świata tego nie zmieni!
Ściskam Cię bardzo serdecznie, Oleńko!:-)*
Po prostu dziękuję.
UsuńA ja Tobie, Oleńko, za Twoją życzliwą bliskosć!:-)*
UsuńFioletowo- różowe to firletka, uwielbiam ją...
OdpowiedzUsuńTwoje fotografie Oleńko wnoszą tyle radości i normalności, tak bardzo potrzebnej nam wszystkim.
Firletka! Prześliczna nazwa dla prześlicznych kwiatków. Dziekuję, Basiu!:-)
UsuńUśmiech serdeczny Ci zasyłam!:-)*
Te zdjęcia powinny się znaleźć na pierwszych stronach wszystkich portali informacyjnych zamiast tego, co tam widnieje. Może ktoś zna sposób, jak to powymieniać?:)))
OdpowiedzUsuńSerdeczności przesyłamy i przetwory wyjadamy.
Ech, dobrze by było, naprawdę... Ale to niemożliwe, choćby dlatego, że pierwsze strony portali informacyjnych prześcigaja sie i będą sie prześcigac w ilości złych informacji i koszmarnych widoków te informacje dokumentujące i (niby to) uwierzytelniające! Złe informacje jakos lepiej sie sprzedają. Dziwne to i niezrozumiałe a nawet zatrważajace, bo jakże to świadczy o naturze ludzkiej, jak to prorokuje temu światu?
UsuńNa szczęście poza głównymi portalami informacyjnymi istnieją jeszcze inne źródła przekazu. Są blogi, inne portale społecznościowe, są listy i telefony,a przede wszystkim jest możliwosc wyjrzenia za okno i porównania tego co widać, z tym, co próbują nam wcisnąć na siłę wielkie portale. Nie dajmy sie całkiem ogłupić i zgnębić, bo wygląda na to, że komuś bardzo zależy na tym bysmy byli zgnębieni a nawet bezmyślni.
Pozdrawiam serdecznie Was obie, Iwonko i Haniu, zajadając owsiankę z jabłkami i cynamonem!:-)*
Tego mi było trzeba, tych widoków, tych psich uśmiechów i kolorów jak z bajki:-)
OdpowiedzUsuńGotowy kalendarz optymisty, jedno zdjęcie co dnia inne i już humor lepszy:-)
Bądźcie zdrowi i radośni!
Mimo tego, co pokazują nam media, mimo tego, co się wyprawia dookoła ten świat nadal posiada swoje pogodne, niewinne i ciepłe oblicze (tyle, że coraz trudniej je odszukać albo dostrzec w tych depresyjnych czasach). Ale to dobre oblicze nadal przecież istnieje. Mimo wszystko! I myslę, że trzeba sie takimi pogodnymi widokami sycić, leczyc zgnębioną duszę, odrywać sie od natłoku złych wieści.
UsuńPozdrawiamy Cię serdecznie Jotko z naszego domku pod lasem!:-)*
Jakże miło było wrócić i pooglądać Twoje okolice, są niezmiennie piękne.
OdpowiedzUsuńKonfitura z róży to perfumy lata, moja mama robiła, potem piekła pyszne rożki z różą.
Firletki to bardzo wdzięczne kwiatuszki, moja babcia mówiła na nie: kropidełka.
Piękne zdjęcie kropel deszczu na trawie, mnie się popsuł aparat, mam tylko stareńki, który niewiele potrafi.
Bo tu niewiele się zmienia, choć jednocześnie wciaz mozna dostrzec jakieś zmiany. Bo nadal wzgórza, lasy, łąki, pola i strumienie istnieją jak istniały. Tylko pory roku malują je w inne barwy i nastroje, tylko aparat fotograficzny zatrzymuje w kadrze nowe chwile, tylko tok prac na roli, w ogrodzie i gospodarstwach jest mniej lub bardziej intensywny...Wszystkim tu nadal rządzą tylko pory roku, których żadne zło ani zgroza płynąca ze świata się nie ima...Oby tak zostało na zawsze!
UsuńKonfitura z róży jest istnym cudem smaku i zapachu. Tylko żeby powstał z niej jeden słoiczek trzeba nazbierać kilkadziesiat albo i więcej płatków. Ale warto!:-)
Firletki - kropidełka! Pięknie!:-)
A co do aparatu, często robię też zdjecia telefonem. Bo przeważnie mam go przy sobie. I wtedy najważniejsze jest aby uchwycic jakąś chwilę w kadrze, jakiś piekny widok a mniej istotna juz jest jakość zdjęcia.
Pozdrawiam Cię ciepło, Ewo!:-)*
Wyobrażam sobie ile czasu zajmuje wybranie pół setki zdjęć z tysięcy wykonanych przez pół roku. Ja co roku próbuję wybrać trochę ulubionych z każdego roku ale skończyłam na 2012 roku. Ale zdopingowałaś mnie i niech tylko nadejdą słoty i pluchy, zmobilizuję się. Na zdjęciach nie widać złych dni, same radosne i cudne i to jest też post dziękczynny.
OdpowiedzUsuńPrzyjadę do Was wiosną po szczepki róży pomarszczonej,
Kochana Krystynko! Otóz wybór tych zdjęć nie zajął mi więcej, niż godzinę, ponieważ wyjątkowo w tym roku nie robiłam ich tysiącami, ale co najwyżej setkami. Inna sprawa, to umieszczanie ich na blogu. Od kiedy zaszły na blogerze diametralne zmiany w wyglądzie, statystykach i edycji zamieszczanie zdjęć stało sie bardzo czasochłonne. Kiedyś mogłam hurtem wstawić dowolną ilosc fotek. Teraz muszę to robić z każdym z osobna.Dlatego przygotowanie tego posta zajęło mi nieomal pół dnia! Aż szyja bolała i oczy od wpatrywania sie w ekran! I nie wiem, czy to tylko ja mam taki problem ze wstawianiem zdjeć (bo nie potrafię robić tego prosciej, bo czegos jeszcze w tej edycji nie rozkminiłam), czy tak po prostu teraz jest.
UsuńTak, czy siak udało mi sie pokazać dużo pięknych, beztroskich chwil - i ucieszyc tym oczy paru osób odwiedzających tego bloga - a wiec było warto sie troche pomęczyć!:-)
A po szczepki rózy, oczywiscie, serdecznie zapraszamy Cie wiosną! Te róże jak już sie przyjmą, to szybko i bujnie rosną. No i tak cudnie pachną, że niech sie wszelkie inne kwiatki schowają!:-))