…Czy ktoś w dzisiejszych czasach czyta jeszcze wiersze? A ci, co je piszą – skąd biorą wiarę, że do kogoś ich słowa dotrą…? A jeśli nawet dotrą, to czy są w stanie zmienić cokolwiek?
Tego typu pytania retoryczne błądzą po mojej głowie nie od dziś. Bo przecież tak jakoś stało się na świecie, że liczy się wzajemne przekrzykiwanie, granicząca z butą pewność siebie, no i kłamstwa tak wymieszane z prawdami i półprawdami, że często nie sposób odróżnić jednego od drugiego. I gdzie w tym miejsce na poezję? Słowa leją się zewsząd brudnym, kipiącym potokiem, nieustającą powodzią zalewając rzeczywistość, zamulając zdolność zaufania komukolwiek oraz wyłączając chęć zrozumienia bliźniego a poprzez to zdolność empatii.
Cisi nadwrażliwcy stają się w tym świecie coraz bardziej cisi a głośni i pewni siebie osobnicy, coraz głośniejsi. Ci pierwsi nie wierzą, by ich głos miał jakiekolwiek znaczenie, wybierają zatem milczenie, wycofują się i tylko patrzą z przerażeniem, bezradnością i smutkiem na to, co się dzieje. A ci drudzy wrzeszczą tak głośno, że zagłuszają wszystko inne, a przede wszystkim własne wątpliwości (o ile je, rzecz jasna, mają). I ci drudzy zdają się rządzić. Górować. Wypierać wszystko inne. Pogardzać, ośmieszać i wyszydzać myślących inaczej. Nawet tych cichych, niby to zupełnie dla nich niegroźnych. Tych zgnębionych naporem chamstwa, kłamstw i jawnej manipulacji, tych, którzy w ciągu dnia wypierając ze swych głów trudne tematy, w nocy przewracają się bezsennie z boku na bok. Coś ich boleśnie kłuje w sercu a śniąc popadają w jakieś męczące majaki o końcu świata albo przeciwnie, w marzenia o zbawionej od wszelkiego zła, niemalże rajskiej codzienności. I sami już nie wiedzą, czy lepiej śnić złe, czy dobre sny? Bo po tych dobrych jakże ciężko wraca się do takiej jaka jest rzeczywistości, gdy strach włączyć telewizor albo Internet, bo stamtąd nadal płynie tylko ten po dawnemu brudny, coraz groźniejszy, coraz bardziej zawłaszczający wszystko potok…Natomiast po koszmarach można przynajmniej odetchnąć z ulgą, że dobrze, iż nastał czas przebudzenia. Że przecież może być gorzej…Ech, marna to jednak pociecha, zatem człowiek znowu robi wszystko by o tym, co boli nie myśleć. Ucieka się w swoją bańkę mydlaną. Zajmuje się swoimi zwyczajnymi sprawami, bo przecież życie toczy się nadal i wymaga należnego mu czasu, uwagi, starania…
Piszę tego posta w kilka dni po przeczytaniu tomiku wierszy pt. „Piędź”, autorstwa ukraińskiego poety Ołeksija Czupy. I chociaż wiele się od tej pory zdarzyło w naszym kiszącym się w sprawach okołopandemicznych i politycznych kraju, to ja czuję w tej chwili się od tego dziwnie daleka. Natomiast wciąż bliska jestem emocjom i uczuciom, które zrodziły się we mnie w trakcie lektury owych wierszy. Piszę „zrodziły”, lecz może lepiej byłoby napisać „uwolniły”. I to uczucie uwolnienia, a także spojrzenia z kiełkującą na nowo wiarą w przyszłość jest dla mnie bezcenne.
Spróbuję Wam napisać jak to było, choć już na wstępie wiem, że nie będzie to łatwe…
Jakiś czas temu na blogu Ani M. ( http://bloganiam.blogspot.com/2020/10/wesprzyjcie-jesli-uznacie-ze-warto.html ) przeczytałam wzruszający wiersz Ołeksija Czupy o tym, co przeżywa wygnana ze swego kraju kobieta, co straciła, jak bardzo czuje się odarta ze swojej bezpiecznej codzienności, z tego, co choć zdawało się pewne i niezmienne, zniknęło, jakby nigdy tego nie było. Zostały tylko poplątanie wspomnienia, znaki na duszy i ciele, drogocenne blizny…
„O, to wytatuowane na obojczyku słowo „światło”
na pamiątkę po lecie pod okupacją.
O, to długa blizna na nodze,
odłamek rakiety cię drasnął.
I pieścisz, pieścisz te znaki,
mając nadzieję, że skóra się przetrze
i światło duszy zostawi ten kostium,
przesiąknięty goryczą i swądem pożarów
żeby szukać nowego.”
Fragment wiersza – „L.#25”
Mało kogo dzisiaj obchodzi już los uchodźców z ukraińskiego Donbasu. Tyle się wszak wokół złych rzeczy dzieje, tyle beznadziei i zgrozy wszędzie, że historie tamtych nieszczęsnych wygnańców na prawie nikim nie robią już wrażenia. Tym niemniej ci ludzie nadal walczą, nadal wierzą, że zdołają odbić z rąk najeźdźców i odzyskać swe miejsce na ziemi, nadal tęsknią za normalnością. Jednak osacza ich coraz silniejsza niemożność, coraz większa obojętność a nawet niechęć. Świat ma wszak swoje sprawy i próżno czekać z jego strony na jakieś zmiłowanie.
Przejrzałam się w tym wierszu i pojęłam, iż przecież nieomal każdy z nas jest dzisiaj takim bezradnym uchodźcą. Schowaliśmy się w sobie, nie mogąc znieść tego, co dręczy nas na zewnątrz. Pielęgnujemy dobre wspomnienia, pocieszamy się czymkolwiek się da, żeby nie oszaleć, nie załamać się, żeby ocalić fragment zwyczajnej, niezmiennej codzienności. I choć wydaje się, że na pozór wszystko jest w porządku, to w środku, w sercu nieustannie czuć tę upartą drzazgę i nijak nie da się jej pozbyć…
Kilka dni potem otrzymawszy z rąk listonosza zamówiony tomik poezji trawiona niecierpliwością i ciekawością rzuciłam wszelką robotę. Usiadłam przy kuchennym stole, wzięłam w dłoń tę kilkudziesięciostronicową książkę i zaczęłam czytać ją na głos mężowi. Na początku myślałam, że przeczytam wiersz czy dwa, ale lektura wciągała nas oboje coraz mocniej. Niektóre fragmenty odczytywałam po wielekroć. Tak adekwatnie, tak silnie oddawały nasze pochowane głęboko uczucia i przemyślenia, jakby z nas samych wyartykułowały i wypłynęły w końcu na światło dzienne, jakby nareszcie wolno im było płynąć po wielu dniach dusznej blokady.
Co jakiś czas robiłam pauzę w czytaniu. Głos mi się łamał. Łzy skapywały na okulary i zamazywały obraz a w oczach Cezarego widziałam, że podobnie jak ja, mocno przeżywa słowa ukraińskiego poety…Jak kipi w nas gorycz, żal, gniew i ból, że stało się z nami wszystkimi to, co się stało…
…Przystosowanie społeczne – jak słodko i mdło.
Przeżuli cie i uznali za swego,
dali ci pracę i postawili za ciebie wszystkie znaczki w ankietach.
Przystosowanie społeczne – to gdy cie ruchają, a ty uśmiechasz
się do kamery.
Inaczej przystosować się nie da, zwłaszcza z twoim wrodzonym
masochizmem.”
Fragment wiersza „Anarchizm bytowy”
A potem uderzyły mnie słowa innego wiersza:
„A złodziej zalał moją ziemię
wódką
krwią
łzami
potem
Zamiesił obcymi rękami czarno-czerwoną
glinianą grudkę
ulepił, jak Bóg,
figurkę człowieka.”
Fragment wiersza – „L.#39 Magia voodoo”
W nieco ponad godzinę przeczytałam dwadzieścia parę wierszy Ołeksija Czupy.* Nie mogłam się od nich oderwać i pochłaniałam je niczym spragniony wędrowiec, który cudem jakimś znalazł na spieczonej żarem drodze wspaniale soczyste jabłko. Tego właśnie smaku szukałam od dawna, choć nie wiedziałam, że szukam. Te uczucia ożyły, o których nie ośmielałam się myśleć, że istnieją i są dla mnie, dla Cezarego tak ważne…Bo przecież, jak pisze poeta:
„Zmęczona trawa siwizny
kiełkuje na naszych głowach,
załamany głos nie wie już, co to śpiew –
tylko krzyk.”
Fragment wiersza – „L.#10”
Pogładziłam z troskliwością jasnoszarą okładkę książki przedstawiającą na czołowej stronie poplamioną krwią kartkę papieru i dłoń usiłującą przykryć owe czerwone kropki... A potem z głębokim westchnieniem odłożyłam na bok przeczytany tomik, wiedząc, że nie raz jeszcze do niego zajrzę, nie raz jeszcze będę czuła potrzebę przejrzeć się w zwierciadle tych prostych a tak silnie oddziałujących słów owego nieznanego do niedawna, młodego poety z ukraińskiego miasta Makiejewka…*
Niedługo potem poszliśmy
z mężem do ogrodu aby posadzić na polu nowe krzewy dzikiego bzu. Na tym naszym małym kawałku pola. Na tej
piędzi, która jest tylko nasza i tylko od nas jeszcze zależy, co na niej będzie
rosło. I może za rok albo dwa znów doczekamy się obfitego kwitnienia a potem owocowania naszych ukochanych, bzowych krzewów...?
Kończę tego posta tymi samymi słowami, którymi go zaczęłam. Tymi pytaniami, na które najlepiej poszukać odpowiedzi w głębi własnych serc…
…Czy ktoś w dzisiejszych czasach czyta jeszcze wiersze? A ci, co je piszą – skąd biorą wiarę, że do kogoś ich słowa dotrą…? A jeśli nawet dotrą, to czy są w stanie zmienić cokolwiek?
* * *
*Książkę Oleksija Czupy kupić można w prowadzonym przez Anię Matysiak wydawnictwie „Convivo”. Cały dochód z jej sprzedaży przeznaczony będzie na pomoc zajmującego się ukraińskimi uchodźcami stowarzyszenia” Dom otwarty”. Zamawiać książkę można tutaj:
https://convivo.com.pl/2020/10/07/piedz-oleksija-czupy-w-tlumaczeniu-janusza-radwanskiego/
*Urodzony w 1986 r. Ołeksij Czupa – prozaik, poeta i tłumacz z zawodu jest filologiem oraz chemikiem. Obecnie mieszka i pracuje w Polsce. Poniżej link do ciekawego wywiadu z nim, w którym opowiada o tym, jak doszło do inwazji rosyjskiej na obwód doniecki i jak zareagowali nań wówczas jego znajomi i przyjaciele a potem jak bardzo zmieniła się tak swojska dotąd rzeczywistość.
https://krytykapolityczna.pl/swiat/czupa-donbas-bylo-stac-tylko-na-oszustow-i-zlodziei/
Kiedys bardzo lubilam poezje, teraz... chyba mam za duzo stresu w zyciu, nie moge sie skupic, przemyslec. Ograniczam sie do ksiazek latwych i przyjemnych, czesto znanych, bo jednak bez ksiazek nie wyobrazam sobie zasnac. Bo kiedy czytam, mysli uciekaja mi gdzies indziej i lapie sie na tym, ze niby czytam, a nie wiem, o co chodzi. Za wielki chaos mam w glowie.
OdpowiedzUsuńTe wiersze, ktore zacytowalas, rzeczywiscie poruszaja, mozna w nich odnalezc siebie.
Też mam problem ze skupieniem...Człowiek często teraz jakiś rozedrgany, rozkojarzony, podminowany i nieswój. Mnie w przełamaniu tego stanu bardzo pomagają spacery na świeżym powietrzu, praca fizyczna, powtarzalnosc jakichś czynności, codzienne, niezmienne rytuały domowe, zabawa z psami a przede wszystkim czytanie ksiażek, oglądanie filmów, słuchanie muzyki itp. Ale mimo wszystko i tak w sercu tli się stale jakis niepokój...
UsuńDawno już żadne wiersze tak mocno do mnie nie przemówiły, jak te, o których piszę. A było to na tyle silne uczucie, że musiałam podzielić sie wrażeniami z tej lektury. Myślę, że trzeba teraz takie wiersze czytać. To jakoś pomaga człowiekowi coś sobie uświadomić, coś w sobie przełamać...
Dziękuję, Olgo, wspaniale o tej książce napisałaś, to dla mnie dowód, że warto pisać i warto książki wydawać. Bardzo się wzruszyłam.
OdpowiedzUsuńZbiórka dla Domu Otwartego idzie powoli, ale zbliża się już do tysiąca złotych, a to już coś.
Dodam tylko, że na pomoc dla Domu Otwartego przeznaczony jest nie dochód, lecz wszystkie wpływy z książki. Wiem, że nie każdy to wie, jeśli sam nie prowadzi firmy, że dochód to to, co zostaje po zwróceniu się kosztów. Moja działalność wydawnicza nie przynosi dochodu w ogóle. Żeby utrzymać firmę, muszę redagować książki dla innych wydawnictw (to tak tytułem wyjaśnienia). Na szczęście robię to, co kocham, i to jest szczęście. Nie zawsze się to ma.
A ja bardzo sie cieszę Aniu, że tak pozytywnie odebrałaś to, co napisałam. Tuż po lekturze wierszy czułam w sobie taką burzę uczuć, że nie byłam w stanie tego ogarnąć, nazwać. Musiało minąc parę dni bym spróbowała wyartykułować z siebie najważniejsze z nich. Tak, to ważna dla mnie książka.. Dotykajaca czegoś najdelikatniejszego a jednocześnie najmocniejszego w duszy. Na pewno warto takie ksiazki pisać, wydawać, czytać.
UsuńNapisałam o dochodzie, mając oczywiscie na myśli wpływy ze sprzedaży.Zdaje sobie przecież sprawę, że nie zarabiasz na nich, że jest to tylko Twoja wielka pasja, a może i powołanie i misja.To jest jakis rodzaj szczęścia i spełnienia. Cieszę się, że znalazłaś coś takiego dla siebie. Nie każdemu przecież udaje się tak zgodny mariaż pracy z pasją.
Pozdrawiam Cię serdecznie!*
Nie wiem co napisać, nie powiem żebym nagminnie czytała poezje. Jednak są chwile kiedy sięgam po wiersze są mi potrzebne takie słowa pozwalające zajrzeć w siebie. Zastanowić się, poczuć piękno słowa. A tak najczęściej sięgam po książki obyczajowe raczej z tych lżejszych podobnie jak Pantera. Czytać lubię i nie wyobrażam sobie dnia bez książki. Mocne słowa wierszy jakie Przytoczyłaś, Zawarty jest wielki żal, ból nadzieja. Pozdrawiam serdecznie, Trzymajcie się zdrowo.
OdpowiedzUsuńCzytanie - właściwie czegokolwiek - bardzo pomaga oderwać się od trosk albo pozwala umieć je nazwać, oswoić. Trzeba tylko znaleźć dla siebie coś, na czym będziemy potrafiły sie skupić na dłużej. Coś, co wzbudzi w nas jakieś uczucia, nie pozostawi obojętnym.Te wiersze, o których piszę bardzo mocno poruszają,coś ważnego budzą w sercu. A zdaje mi sie, że w obecnym natłoku fatalnych wieści, zmartwień i niepokojów coraz trudniej nam o takie poruszenie.
UsuńKsiązki były, są i będą. Kojarzą nam sie z czymś pozytywnym, trwałym, odwiecznym i pewnym. Są bramą do innego świata. A przecież zawsze są na podorędziu. Stoją sobie w milczeniu na półce i czekają cierpliwie na naszą uwagę. Na moment, gdy poczujemy, jak bardzo są nam potrzebne...
My także pozdrawiamy Cię serdecznie, Oleńko!
Wbrew pozorom jest wiele osób czytających poezje.
OdpowiedzUsuńWiersze, zwłaszcza refleksyjne, nie są lekturą do poduszki czy obiadu, ale sięgamy po nie w szczególnych chwilach.
Tu nie liczy się ilość, ale jakość. Liczą się emocje, a nie obrazy.
Twoja recenzja jest poezją sama w sobie, gratuluję:-)
Cieszę się Jotko, że napisałaś o tym, iz wciąż wiele jst osób czytających poezję. W końcu, któż jeśli nie bibliotekarka miałby najlepiej o tym wiedziec? To dla mnie bardzo pozytywna wiadomośc i dziekuje Ci za nią! Mówi mi ona, że wciąz dużo jest w nas tęsknoty za wyrażaniem uczuć, za czystym wzruszeniem, za głębią przeżywania oraz za pięknem i mocą mowy polskiej, najbardziej według mnie widocznym właśnie w strofach wierszy.
UsuńMoże nie zginiemy ze szczętem, skoro wciąż są wśród nas ludzie potrzebujący poezji...
Pozdrawiam Cię serdecznie, Jotko!
Nie byłam dobra z polskiego ani za historią nie przepadałam. Było to dla mnie trudne, ale o dziwo napisałam kilka dłuższych i krótszych wierszyków - które do dzisiaj nie przetrwały - spłonęły. Tak, żałuję ale nie odzyskam ich. Kiedyś były publikowane na pierwszym blogu, który założyłam jakoś 16 lat temu albo nawet i 17, kiedy WP miała serwer blogowy.
OdpowiedzUsuńPodziwiam osoby, które rozumieją poezję, wiersze i piszą je tak, że wywołane są niesamowite emocje.
Serdeczności.
Zmieniamy się całe życie. Coś, co kiedyś nas nie interesowało po latach okazuje się byc dla nas ażne i na odwrót. To dobrze, że tak sie dzieje. Taki proces świadczy przecież o dojrzewaniu, o nabieraniu nowych doświadczeń i nowego spojrzenia.
UsuńWiersze mogą i powinny byc rózne. Pisze sie je wszak w róznych stanach ducha, w róznych momentach zycia. To samo dotyczy tez ich czytania.
Najważniejsze by wywoływały uczucia. By coś w nas budziły, jakas refleksje, jakiś stan ducha.
Serdeczności zasyłam!
Pięknie i wzruszająco zachęciłaś nas do zainteresowania się tym tomikiem poezji.
OdpowiedzUsuńTo prawda, że czasy są wyjątkowo trudne i to nie tylko dla tych którzy mają w swoim kraju wojnę, ale także dla wszystkich innych.
Łatwiej jest coś napisać a dużo trudniej zainteresować swoją twórczością inne osoby.
Wiersze to "produkt wyjątkowo delikatny", a świat jest teraz brutalny i okrutny.
Zawsze lubiłam wiersze i w młodości nawet je pisałam.
Niewykluczone że zainteresuje mnie bardziej ten tomik i będę go chciała nabyć na własnośc.
Serdecznie Ci dziękuję Olgo.
Miło mi, że spodobał Ci sie sposób, w jaki napisałam powyższy tekst. Wiersze Ołeksija Czupy wywołały we mnie mnóstwo uczuć i emocji, zatem poczułam przemożną potrzebę aby się swymi wrażeniami z lektury tutaj podzielić.
UsuńMasz racje, o wiele łatwiej jest coś napisać, niż coś wydać a potem zainteresować czytelników swoją twórczością. A przecież dla autora każdy jego wiersz, jest obnażeniem duszy.Każda ksiązka jest kawałkiem jego serca. Utwory literackie potrzebują odzewu. Potrzebują potwierdzenia, że mogą być komus potrzebne, dla kogos ważne. Nie powinny tkwić w próżni, niezauważone, pomijane milczeniem...
Myślę, że warto zapoznać sie z poezją Ołeksija Czupy. Ona naprawdę mocno wnika w serce...
Pozdrawiam Cię serdecznie, Stokrotko!
JA tez czuje sie bezradna uchodzczynia, Olu. i to coraz bardziej bo tracaca nadzieje, ze nie kiedys orzestane byc. Co wiecej, zaczynam sie czuc podwojna bezradna uchodzczynia i juz brakuje sil. Moje dziewczyny , ich mezowie tez tak sie czuja.
OdpowiedzUsuńPoezja rzeczywiscie przejmujaca, bardzo bolesna, z poezja to tak jest, ze musi przemowic do czytajacego, poruszyc go do glebi, poezje trzeba sobie wynalezc, odkryc, odczuc w niej podobna wrazliwosc, z proza jest prosciej.
A Oleksij porusza....
Niech dziki bez Wam pieknie rosnie.
Zdjecia Twoje sa zachwycjace!
Też się czujesz bezradną uchodźczynią, Grażynko? Myslę, że wielu z nas też tak to czuje, mimo, iż często nie potrafi sobie tego uświadomić, nazwać. Jesteśmy wytrąceni z równowagi, pozbawieni swoich ostoi, zanurzeni w chaosie, coraz bardziej tracący wiarę i nadzieję, że moze byc lepiej. Ale jest nas tak wielu, czujących i myslących podobnie, że nawet w tym jest jakaś pociecha. Bo najgorsza jest samotność w odczuwaniu. Alienacja w sposobie patrzenia na rzeczywistosć.
UsuńTe wiersze ukraińskiego poety są falą, która mocno porusza...Ważne są teraz takie fale.
Mamy nadzieję, że posadzony przez nas dziki bez sie przyjmie. Że objawi się zawarte w nich piękno, dobro i wolność.I to pocieszy serce.I da nową nadzieję.
Pozdrawiam Cię serdecznie, Grażynko!
Pytasz Olu - Po co komu poezja?
OdpowiedzUsuńMyślę, że wielu ludzi ją czyta, ludzi obdarzonych szczególną wrażliwością na słowa. Myślę też, że nie każdy rodzaj poezji przemawia do każdego czytającego. Poezja ma to do siebie, że trafia do zamkniętego kręgu tych czytelników, którzy pewne rzeczy przeżywają podobnie albo doświadczają czy doświadczyli w życiu przeżyć, których dotykają słowa poety.
Nie jestem jakimś wyjątkowym miłośnikiem poezji pisanej, ale mam swoich ulubionych poetów i ulubione wiersze, do których wracam w pewnych momentach życia wyzwalających we mnie taką potrzebę.
Dlaczego napisałam o poezji pisanej, bo myślę, że poezja jest wszędzie. Można ją odnaleźć we wszystkim co nas otacza, w najwyklejszej zdawałoby się prozie życia, w piciu porannej kawy, ulubionej muzyce, w słowach piosenek, w szumie wiatru, w kroplach deszczu, w śpiewie ptaków, w śmiechu dziecka, w mruczeniu kota, czasem w prostych słowach innych ludzi, w Twoich postach Olu:)
Poezja jest wszędzie. Kiedy się nadstawi uszu słychać ją w delikatnych słowach, ale także i w krzyku tych najgłośnieszych. Ona jest wszędzie tylko nie wszyscy ją słyszą...a może słyszy ją każdy, tylko nie każdy wie, że to poezja...
Pozdrawiam serdecznie, moc uścisków i buziaków posyłam, jak zawsze, niezmiennie, wszystkiego dobrego życząc całej Waszej jaworowej gromadce:)***
Masz rację. Marytko - poezja jest i może być wszędzie. Nie tylko w książkach (a może i wiecej jest jej poza ksiazkami, bo czymże jak nie ucieleśnioną poezją jest wędrówka po lesie albo obserwowanie wschodu słonca?). Tyle, że ksiązki oferują nazwane a przez to jasne i jednoznaczne przedstawienie poezji. Wymagają też od czytajacego checi by sie zanurzyć w ich specyficzny przekaz. Gotowości do skupienia sie i przeżycia czegos duchowego w moemncie otwarcia ksiazki. Ale te przeżycia duchowe nie zawsze niestety przychodzą. Nie są na zawołanie, bo tak wypada, bo inni ich doświadczyli a wiec i my powinnyśmy. Czasem przecież przeczyta sie wiersze, w dobrej wierze, w oczekiwaniu na odczucie czegos głębokiego w duszy - i nic. Głucha cisza. Nie trafiły do nas. Nie ten moment, nie ten nastrój, nie ten głos. To troche jak z wejściem do kościoła. Bywa (i sama parę razy w życiu czegoś takiego doświadczyłam), że msza z tłumem ludzi wewnątrz nie robi żadnego wrażenia, natomiast wejscie do pustego koscioła i obcowanie w jego ciszą, spokojem, kolorytem, specyficznym zapachem oraz przestrzenią staje sie czymś wzruszajacym, przejmującym niby dotyk Absolutu. Natomiast z ksiazka o której pisze w poscie było tak, że juz po przeczytaniu tego pierwszego wiersza o uchodźczyni poczułam, że chce wiecej, że to może być dla mnie niczym wejscie do świątyni. I było. Dlatego pozwoliłam sobie napisać na ten temat posta.
UsuńBardzo mnie wzruszyło to Marytko, ze widzisz, odbierasz poezję w moich postach. Dziekuję!*
I takze pozdrawiam Cię serdecznie Marytko, niezmiennie ciesząc się Twymi życzliwymi odwiedzinami na tym blogu oraz mądrymi, pełnymi rzadkiej wrażliwosci słowami!:-)***
Dziękuję kochana!* Przyjmuję Twoje słowa w odniesieniu do mojej duszy, bo to ona się pod wpływem Twojego pisania uruchamia:)
UsuńCo do mnie, to różnie z tą mądrościa i wrażliwością słów bywa, nie przeceniałabym tego zbytnio w moim wykonaniu, w codziennym życiu, oj nie:))
A Twoje pisanie Olu jest pełne poezji, przecież między innymi po tą poezję do Ciebie przychodzę, ale nie tylko, po całą atmosferę, kolory, smaki Twojego pisania, po piękno zawarte w zdjęciach i po wiele innych miłych rzeczy:) No a głównie chodzi o spotkanie z Tobą i Twoją wrażliwością na otaczający świat.
Uściskowuję mocno:)***
Oj, Marytko! Najchętniej uściskałabym cię mocno, serdecznie i tkliwie. Przytuliła do serca. Tyle ciepłych uczuć budzą we mnie Twoje słowa, że aż mi oczy wilgotnieją.
UsuńWidzisz, jest czymś pięknym, czymś niesamowicie ważnym ta magia połączonych naczyń, to działanie dobra w obie strony. I w życiu i na blogach. Jeśli dajemy komuś kawałek siebie, swoje ciepło, szczerość i wrażliwość a inni czując to dzielą się ciepłem swojego serca - jest to bezcenne, najlepsze co w życiu może się zdarzyć. I chyba każdemu z nas bardzo potrzebne. W każdych czasach, a szczególnie w tak trudnych, jakie są teraz.
Dziękuję, Marytko!)***
Nigdy nie bylam wielka milosniczka poezji, widocznie sie na niej niewiele poznalam. Ale przyznaje, ze lubilam od czasu do czasu siegnac po tomik wierszy. Teraz od 36 lat nie mam stycznosci z polska poezja (wiem moglabym kupic, ale nie widze sensu w kupowaniu ksiazek, ktorych nie przeczyta nikt poza mna) a z kolei do poezji w jezyku angielskim chyba nie dojrzalam.
OdpowiedzUsuńBardzo duzo czytam, czesto az do bolu oczu i glowy, ale nie jest to "latwe i lekkie" czytanie, bo czytam o zagadnieniach z serii "ciezkie" ale prawdziwe. Nie jest latwo, bo potem czesto nie moge zasnac, bo w glowie wiruje tysiace mysli "co by bylo gdyby... inaczej potoczyly sie losy..." Oczywiscie odpowiedzi nie ma, ale sen nie przychodzi... i tak sie tluke jak przyslowiowy Marek po piekle:))
Teraz w tym domu mam metode, jak nie moge zasnac to wstaje, siadam przed kominkiem, gapie sie na tanczace plomyki ognia i co raz czesciej udaje mi sie medytowac... a to juz bardzo wiele dla uspokojenia. Probowalam odcinac sie od kasiazek i wiadomosci na godzine przed pojsciem to lozka, ale to nie dzialalo bo.... haha nigdy nie wiedzialam kiedy jest ta magiczna godzina:)))
Apetyt na poezję (zawartą w słowie pisanym) pojawia sie u człowieka i znika. To tak jak z apetytem na niektóre smakołyki. Nieraz cos człowieka napada i dopada, i po prostu wtedy wie, że nic innego, tylko właśnie ta konkretna rzecz, może zaspokoić jego potrzebę, ochotę. Ja mam tak ostatnio z natką pietruszki - niby królik chrupałabym ją namiętnie co dzień !(widocznie mam niedobór witaminy C i w ten sposób organizm podpowiada mi, czego mi potrzeba). Tak też bywa z poezją, z prozą...Wiemy czego nam trzeba i tego w ksiazkach wówczas szukamy.
UsuńNie dziwię Ci sie, Marylko, ze nie masz checi do czytania poezji w j.angielskim. Bo mimo znajomości tego języka, jest chyba w człowieku jakaś obcość, jakaś niemożnosć wniknięcia w duszę tej poezji i zespolenia jej ze swoją duszą.
A tak w ogóle, to upodobanie do takiego albo innego rodzaju literatury bardzo sie u człowieka w ciagu całego zycia zmienia. Ja mam tak, że teraz bardzo odpowiada mi literatura faktu, jakieś wspomnienia, opowieści z życia wziete. A kiedyś wolałam odpłynąc w czytaniu gdzies w siną dal i zanurzyc sie w wyobraźnię, fikcję, a nawet magię.
Uśmiałam się, jak przeczytałam o tej magicznej godzinie, przed pójściem spać!:-)) No właśnie - człowiek nigdy nie wie, kiedy będzie ten czas, bo przecież samo położenie sie do łóżka wcale nie oznacza, że zaśnie sie w określonym momencie.A do tego jak człowiek w końcu zaśnie, to choćby nawet przed snem czytał pogodne bajeczki dla dzieci, to przecież nikt mu nie zagwarantuje, iż nie przyśnią mu sie jakieś koszmary!
Ech, ściskam cie serdecznie Marylko, dobrych snów i pogodnych poranków żźycząc (pełnych poezji śpiewu ptaków, szumu liści i wiatru, tańca światłocieni na ścianach a przede wszystkim kojącej bliskości kochającego człowieka obok)!:-))
Olenko, spelnilam obietnice, jak bedziesz miala czas to zapraszam.
UsuńOk! Dziękuję, Marylko!:-)
UsuńWydaje mi się, że do literatury, a zwłaszcza do poezji, trzeba przede wszystkim dojrzeć. Pamiętam jak w szkole średniej nie znosiłam twórczości wieszczy narodowych, a dzisiaj pasjami zaczytuję się w Mickiewiczu i Słowackim.
OdpowiedzUsuńWspomniany przez Ciebie tomik poezji zapowiada się bardzo interesująco.
Pozdrawiam serdecznie
zgadzam sie z Tobą Karolinko, że do określonego rodzaju literatury trzeba dojrzeć. Tu nic nie można robic na siłę, sztucznie przyśpieszać albo przymuszać się, bo skoro inni, to czemu nie ja? Czas nas zmienia i rodzi w naszych duszach nowe potrzeby. Natomiast stare wycisza. I tak powinno być. To rodzi nadzieję, że z wieloma ciekawymi rzeczami jeszcze sie w przyszłosci zetkniemy, odczujemy je, zachwycimy się, zechcemy nie tylko czytać, ale i może sami cos tworzyć (tak np., jak Ty teraz).
UsuńI ja pozdrawiam Cię serdecznie, Karolinko!:-)
Ostatnio jest tak wiele stresu, że uciekam sobie w świat fantasy, książki łatwe do czytania, a wiersze jak już to Franciszka Klimka. Ale te przytoczone - przemawiają. W ogóle widzę, że musze nadrobić wpisy, bo blogger przestał mnie informowac o nowych :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla Was!
To dobrze, Kocurku, że masz coś, co przynosi ci uspokojenie i zapomnienie o bolączkach i stresach. Dla jednych to literatura fantasy, dla innych literatura faktu albo proza pisarzy dziewiętnastowiecznych a jeszcze dla innych poezja. Wybór jest ogromny. Nic tylko z tego czerpać.
UsuńMiałam długą przerwę w pisaniu na blogu, wiec nic chyba nie straciłaś!:-)
Od kiedy zaszły zmiany w wyglądzie bloggera, to i owo szwankuje w jego funkcjonowaniu. Mam nadzieję, że z czasem to minie.
Pozdrawiamy Ciebie i Twą ferajnę bardzo serdecznie!:-))
Czytam od czasu do czasu wiersze...co dają? Dla mnie przekaz, ktory zastanawia....Pamiętam ze szkoły średniej jak nas maltretowano pytaniem Co artysta miał na myśli.?.najgorsze co może być to zmuszać kogoś do interpretacji wiersza..tego nie można robić na siłę...to jak poeta musi mieć wennę to i odbiorca sam musi miec ochotę na poezję:) Pozdrawiam Oleńko:)
OdpowiedzUsuńMasz rację, Pati. Do poezji trzeba podchodzić z własnej woli i chęci. Zmuszanie do jej czytania i interpretowania może ją człowiekowi na długo obrzydzić. Wszak poezja to przestrzeń wolnosci i uwolnienia ducha i tak powinno pozostać.
UsuńI ja pozdrawiam Cię ciepło, Pati życząc tej wolności ducha oraz jego spokoju jak najwiecej!:-)
Dziękuję i nawzajem:)
Usuń!:-)*
UsuńPoezja, muzyka, malarstwo to jest coś co przepływa " stamtąd" - tu, ważne jest by znalazł się odpowiedni doręczyciel, ten który potrafi usłyszeć, poczuć i na dodatek przekazać światu. Po co?... po to, by nakarmić głodne Dusze , bo one też - aby wrastać muszą swój pokarm mieć. Wczoraj słuchałam wiolonczelisty, słuchałam i obserwowałam i chłonęłam w zachwycie patrząc jak z niego ta piękna muzyka dosłownie wypływa , a jego dłonie zgrabnie skacząc po wiolonczeli z tego niewidzialnego piękna " stamtąd" tworzą choć, co my słyszymy i piękniejemy. To samo jest w poezją Oleńko. Pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńDobrze to okresliłaś Gabrysiu. "Poezja to coś, co przypływa stamtąd". I muzyka także. Sztuka w ogóle. Kawałek jakiejś boskości, odczucia czegoś większego, przerastającego nas, ogarniającego i bardzo silnego, choć nieuchwytnego.To mocno wpływa na nasze dusze, wzmacnia je, zasila, buduje.
UsuńDziękuję Ci za tę refleksję, Gabrysiu i pozdrawiam Cię serdecznie!:-)*
Dziękuje Olu za to, ze się podzieliłas swoimi uczuciami. Pozdrawiam serdecznie z drogi
OdpowiedzUsuńA ja dziekuję Ci Marylko, że tu zachodzisz nawet z drogi!:-)
UsuńPozdrawiam cię ciepło i szczęśliwiej drogi życzę!:-)*
Skąd wiarę bierzemy? ona jest, była i będzie we mnie...piszę bo wierzę, nie czekam, nie wołam...wierzę...
OdpowiedzUsuńTwoja wiara Basiu jest niczym ziemia - dająca podstawę życia, oparcie i bezpieczeństwo. Z niej czerpiesz siłę do istnienia, do pokokonywania przeszkód. Z niej bierze się tez Twe natchnienie do tworzenia. I to jest piękne oraz wzruszające!*
UsuńNie jestem wielbicielką poezji tak jak się nie zachwycam muzyka poważną. Uważam to za defekt ale się tym nie stresuję. Jedni mają tę wrażliwość, ja nie. Jedynie piosenki z dobrym tekstem Czapińskiej, Osieckiej, Młynarskiego,Kofty itp. wzruszają mnie i zatrzymują w biegu. Są skowronki i są sowy, są motyle i są tygrysy, są kwiaty i drzewa.... wszystko potrzebne a nawet niezbędne. A może nawet i przemoc jest potrzebna? Nie rozumiem ale nie zwalczam.
OdpowiedzUsuńKażdy lubi co lubi, to każdego święte prawo.Każdy z nas jest inny - i całe szczęście, bo nie jesteśmy manekinami, tylko żywymi, pełnymi przeróżnych wspomnień, doświadczeń i potrzeb osobami. Jednym bliżej do wierszy, innym do prozy.A jeszcze w innych się to wszystko miesza i dopowiada wzajemnie.
UsuńTeż uwielbiam piosenki z dobrym tekstem. czasem ten tekst o wiele lepiej do człowieka przemawia niż przeczytany właśnie wiersz.
Czy przemoc jest potrzebna? Hmm...Pewnie bywają takie momenty, że skoro prośbą i groźbą się nie da czegoś osiagnąć, to i siły trzeba użyć. Na pewnych ludzi wszak nic innego nie działa.
Ech, życie! Krystynko droga. Życie...