Po kilku dniach
przedwczesnego przedwiośnia znowu nawiedziła nas śnieżna i mroźna zima z silnymi
zawiejami i dujawicami. Pejzaż za oknem odmienił się zupełnie w jedną noc.
Przykrył wszechobecne błoto, rozległe kałuże, wypłowiałe, suche badyle na łące
oraz pokłady psich kupek w naszym ogrodzie, które wciąż nie mogą doczekać się posprzątania.
Znowu zrobiło się pięknie i magicznie, jak to zwykle na Pogórzu o tej porze często
bywa. Pieskom, rzecz jasna, w to graj. W domu wprost usiedzieć nie mogły, bo na
ten świeży śnieżek je gnało do szaleńczych gonitw, zabaw i tarzania. I nam też
w końcu zachciało się wyjść, bo kiedy minęły zamiecie zza chmur wyjrzało słonko i
pomalowało okolice w optymistyczne, wyraziste barwy. Także jaskrawoniebieskie
niebo wprost zapraszało do zimowego spaceru i nawet kilka kłębiastych chmur
dodawało mu urody.
Wobec tego nie zastanawiając
się wiele odzialiśmy się ciepło, a pieskom ubraliśmy obroże i wyruszyliśmy na
spacer drogą wiodącą do lasu. Lodowaty wiatr od razu wionął groźnie w nasze
twarze a zamarznięte kałuże zatrzeszczały głośno pod naporem naszych stóp.
- Przynajmniej psy się nie ubrudzą, no i kleszczy nie
nałapią (bo z poprzedniego spaceru, który odbył się w znacznie cieplejszej
aurze już parę na sobie tych ohydnych pajęczaków przyniosły)! – stwierdziliśmy
nasuwając mocniej czapki na uszy.
I rzeczywiście!
Ani jeden przebrzydły kleszcz nie pojawił się tego dnia na naszej ścieżce,
natomiast piesuńki wpadły na przechadzce w tak wyśmienity nastrój, jakiego
dawno już u nich nie widzieliśmy.
Widocznie się niebożęta za śniegiem bardzo stęskniły a widokiem
roześmianych pysków oraz niespożytą energią do biegania bezustannie dawały temu
wyraz.
- Zobacz, jaka Misia szczęśliwa! – ozwał się Cezary, patrząc
na podskakującą radośnie naszą niewidomą psinę, na jej sprint tuż za resztą
pobratymców, na rycie noskiem w śniegu i smakowite jego podjadanie, na
przybieganie do nas i trącanie naszych nóg w porozumiewawczym geście wspólnie
odczuwanej przyjemności z tego lutowego spaceru.
- Wszystkie zadowolone i rozhasane, ale rzeczywiście u
Misi widać to najwyraźniej! – odparłam z uśmiechem poklepując puszysty zadek mojej
wesolutkiej, białej jak śnieg ulubienicy, całym swym ciałem pokazującej bezmiar
szczęścia i beztroski! Niestety, uśmiechnęłam się przy tym cokolwiek za szeroko
i natychmiast mroźny powiew wniknął w głąb mej paszczy przypominając o wyrwanym
kilka dni wcześniej zębie. Wielki, bolesny krater po nim nadal dokuczał mi i
zmuszał do wielkiej ostrożności w jedzeniu i piciu oraz przywodził na myśl sceny
jak z najgorszego horroru albo z filmu „Maratończyk”, gdzie esesman - dentysta
dręczył Dustina Hoffmana, wiercąc mu z upodobaniem w zębach i dopytując przy
tym monotonnie, czy torturowany czuje się bezpiecznie!
- Można by pomyśleć, że to istne niewiniątko a tymczasem
nie dalej jak trzy dni temu ten aniołeczek zagryzł nam kurę! – odparł z
przekąsem mój mąż, ale ponieważ zdążył już wybaczyć małej morderczyni jej
przewinienie pogłaskał czule pyszczek łaszącej się do niego Misi.
Oj tak! Misia
odziedziczyła po swym ojcu nie tylko białe umaszczenie, ale i silny instynkt
łowiecki. W ogóle w wielu zachowaniach oraz upodobaniach była do niego podobna.
Na przykład oboje tak samo krzyżowali łapki podczas spoczynku, oboje to śpiochy i piecuchy, uwielbiające wylegiwać
się na kanapie, podczas gdy Zuzia z Hipcią, nie zwracając uwagi na mróz wolą
leżeć na betonowych schodach przed domem i godzinami obserwować otoczenie,
oboje pieszczochy wystawiające bezwstydnie brzuszki do głaskania. Ach, dużo można
by tych podobieństw jeszcze wymieniać.
Wracając jednak
do historii z kurami…Otóż kilka dni ciepłego przedwiośnia sprawiło, iż nasze
zamknięte przez kilka miesięcy w kurniku zielononóżki – emerytki (sztuk pięć plus
kogut) także zapragnęły wyjścia na świeże powietrze i wystawienia piórek ku
słońcu. Wprawdzie jastrzębie też zdążyły
się już uaktywnić wiosennie i co jakiś czas pojawiały się ze złowróżbnym
piskiem nad naszym siedliskiem, ale póki co zdawały się jeszcze nie być gotowe
do ataku na nasz drób. Niewiele zdążyły się kurki swobodą nacieszyć, albowiem
od kiedy zdarzył się ten przykry incydent z Misią
mimo pięknej pogody bały się wychodzić do ogrodu i tkwiły biedaczki zastrachane w swoim domku.
A jak to było z tym zagryzieniem? Otóż wracaliśmy akurat z psami z długiego spaceru. Psiska wybiegane i zmęczone maszerowały grzecznie na smyczach. Tylko Misia – szła jak zwykle bez uwięzi i tryumfalnie okazywała pobratymcom swoją wyższość i lepszość odbiegając swobodnie na boki, drocząc się z nimi albo skacząc wesoło po przyległych do lasu łąkach. W chwili, gdy zbliżyliśmy się do płotu naszego ogrodu ze zdumieniem ujrzeliśmy kury, które wydostały się ze swego wybiegu i beztrosko maszerowały po polu wydziobując z niego jakieś smakołyki. Niestety, Misia natychmiast wyczuła je ostrym zmysłem powonienia i nie zważając na nasze krzyki i rozpaczliwe nawoływania zaczęła gonić biedne ptaki. Pierzaste biedaczki, które wydostały się przez jakaś dziurę w płocie teraz w ataku paniki nie umiały jej znaleźć i obijały się bezradnie o ogrodzenie albo usiłowały wzlecieć w powietrze, chcąc umknąć szczękom białego potwora. Cezary czym prędzej pobiegł za nieusłuchaną Misią a ja dzierżąc w dłoni smycze pozostałych psów mogłam tylko bezradnie obserwować rozwój wypadków. Zanim mój mąż dopadł Misię ta zdążyła już, niestety, capnąć jedną z kurek i w jednej chwili zagryźć. Odgoniona od niej przez Cezarego przyszła potulnie do mnie i już po chwili wprowadzałam całe podniecone tym zdarzeniem psie towarzystwo za bramę naszego podwórka. Potem zamknęłam psiska w domu a sama wyszłam do ogrodu po ową zagryzioną nieszczęśnicę. Podczas gdy ja zajęłam się jej oprawianiem i patroszeniem (bo dlaczego ma się dobre mięso marnować, lepiej żeby psy sobie je zjadły) Cezary sprawdzał co stało się z pozostałymi kurami. Trzy wraz z kogutem wróciły do kurnika, natomiast jedna biedaczka wcisnęła się w róg ogrodu i przylgnięta do ziemi zwyczajem będących w stanie zagrożenia zielononóżek tkwiła tam nieruchomo, niewidzialnie usiłując przeczekać złe chwile. Gospodarz wziął ją na ręce, pogładził delikatnie drżące ptasie ciało a potem zaniósł do kurnika i zamknął go wiedząc z doświadczenia, że tego dnia żadna z kur nie odważy się już wyjść na zewnątrz. Następnie załatał dziurę w ogrodzeniu, którą najprawdopodobniej wygryzł sobie szykujące się do napadu na nasze kury któryś z okolicznych lisków – chytrusków.
mimo pięknej pogody bały się wychodzić do ogrodu i tkwiły biedaczki zastrachane w swoim domku.
A jak to było z tym zagryzieniem? Otóż wracaliśmy akurat z psami z długiego spaceru. Psiska wybiegane i zmęczone maszerowały grzecznie na smyczach. Tylko Misia – szła jak zwykle bez uwięzi i tryumfalnie okazywała pobratymcom swoją wyższość i lepszość odbiegając swobodnie na boki, drocząc się z nimi albo skacząc wesoło po przyległych do lasu łąkach. W chwili, gdy zbliżyliśmy się do płotu naszego ogrodu ze zdumieniem ujrzeliśmy kury, które wydostały się ze swego wybiegu i beztrosko maszerowały po polu wydziobując z niego jakieś smakołyki. Niestety, Misia natychmiast wyczuła je ostrym zmysłem powonienia i nie zważając na nasze krzyki i rozpaczliwe nawoływania zaczęła gonić biedne ptaki. Pierzaste biedaczki, które wydostały się przez jakaś dziurę w płocie teraz w ataku paniki nie umiały jej znaleźć i obijały się bezradnie o ogrodzenie albo usiłowały wzlecieć w powietrze, chcąc umknąć szczękom białego potwora. Cezary czym prędzej pobiegł za nieusłuchaną Misią a ja dzierżąc w dłoni smycze pozostałych psów mogłam tylko bezradnie obserwować rozwój wypadków. Zanim mój mąż dopadł Misię ta zdążyła już, niestety, capnąć jedną z kurek i w jednej chwili zagryźć. Odgoniona od niej przez Cezarego przyszła potulnie do mnie i już po chwili wprowadzałam całe podniecone tym zdarzeniem psie towarzystwo za bramę naszego podwórka. Potem zamknęłam psiska w domu a sama wyszłam do ogrodu po ową zagryzioną nieszczęśnicę. Podczas gdy ja zajęłam się jej oprawianiem i patroszeniem (bo dlaczego ma się dobre mięso marnować, lepiej żeby psy sobie je zjadły) Cezary sprawdzał co stało się z pozostałymi kurami. Trzy wraz z kogutem wróciły do kurnika, natomiast jedna biedaczka wcisnęła się w róg ogrodu i przylgnięta do ziemi zwyczajem będących w stanie zagrożenia zielononóżek tkwiła tam nieruchomo, niewidzialnie usiłując przeczekać złe chwile. Gospodarz wziął ją na ręce, pogładził delikatnie drżące ptasie ciało a potem zaniósł do kurnika i zamknął go wiedząc z doświadczenia, że tego dnia żadna z kur nie odważy się już wyjść na zewnątrz. Następnie załatał dziurę w ogrodzeniu, którą najprawdopodobniej wygryzł sobie szykujące się do napadu na nasze kury któryś z okolicznych lisków – chytrusków.
Porzućmy jednak
przykre wspomnienia i wróćmy do naszego niedawnego, zimowego spaceru. Zimno
było, ale pięknie i przechadzka ta dobrze nam wszystkim zrobiła. Wróciliśmy do
domu zmęczeni, lecz potężnie dotlenieni i zadowoleni. Psy padły jak nieżywe i
zasnęły w try miga. My takoż. Albowiem nie masz to jak pospać sobie smacznie po
południu!
Po dwugodzinnej
drzemce psia czereda zjadła swój ulubiony obiadek, czyli zupkę wątrobianą z
makaronem, my także wrzuciliśmy co nieco na ruszt a potem obserwowaliśmy jak
psy bawią się na podwórku. Znowu cała ich czwórka wpadła w szampański humor.
Zwłaszcza biała Misia i jej mama Zuzia szalały w psich zapasach, podgryzaniach
i dzikich skokach.
Potem w domu Misia kontynuowała zabawę ze swym białym tatusiem,
Jacusiem. Natomiast podobne do siebie niemal jak dwie krople wody Zuzia i Hipcia,
po chwili czułego iskania wyimaginowanych pcheł zajęły się obgryzaniem
olbrzymich kości wieprzowych. Nie dały im jednak rady i wkrótce owe krwiste
smakołyki wzięły w obroty Misia z Jacusiem.
W końcu, po kolejnych wzajemnych pieszczotach cała psia rodzina udała
się na zasłużony odpoczynek i pokładła się gdzie bądź, na kanapy, fotele,
zmiętoszone kocyki, albo i na gołą podłogę.
W domu cieplutko,
bo pod piecem kuchennym pali się od rana i mróz nie ma do nas przystępu. Za
oknem znowu pogodny, ale bardzo zimny dzień. Piesunie, które pół nocy szczekały
przy płocie, wyczuwając zapewne przemykające nieopodal zwierzęta leśne, wybawiły się już przed południem na podwórku a teraz śpią
sobie smacznie - niewiniątka!:-)
Sporo nam drewna
opałowego przez tą zimę poszło, ale nie żałowaliśmy sobie i codziennie do syta
karmiliśmy piec centralnego ogrzewania oraz ten w kuchni, który ogrzewa nam nie
tylko ją, ale także przyległy do niej pokój psio-komputerowy. Pewnie trzeba będzie palić jeszcze przed
dłuższy czas, bo wiadomo jak to jest z wiosną i zimą w naszym klimacie. Wciąż
zamieniają się miejscami i aż do lata trzeba być na wszystko przygotowanym. Ale
to zupełnie tak jak z dobrym samopoczuciem i nastrojem. Dziś jest, jutro nie
ma. Ale pojutrze znowu ni stąd ni zowąd się pojawia. I wówczas wystarcza
człowiekowi do szczęścia naprawdę niewiele – ot, chociażby patrzenie na cudowną,
psią radość. I mijają wszelkie bóle,
zapomina się o przykrych zdarzeniach – liczy się tylko ten złocisty łańcuszek
dobrych, codziennych chwil, które oby zdarzały się jak najczęściej…
Oboje z Cezarym oraz z całą naszą psią czeredą pozdrawiamy serdecznie wszystkich czytelników tego bloga!:-)
Zazdroszcze Wam tego sniegu, bo to jednak zima, a zima jest zawsze piekniejsza w bieli. U mnie mimo, ze snieg padal chyba trzy razy to nigdy nie lezal nawet 24 godziny. Jest slonecznie, ale jednak brak tej bieli... ale sza.. ciagle luty, wiec moze jeszcze napada:)))
OdpowiedzUsuńUsmialam sie czytajac o Misi u jej podobienstwach do Jacka, bo ja tez tak krzyzuje nogi jak spie, wiec mam cos z Jacka i Misi. Jeszcze nikogo nie zagryzlam, ale kto wie, na pewno zanalazby sie taki co stwierdzilby ze i owszem:))
Wspanialy sie smieje, ze ja spie w pozycji wiewiorki, czyli podkurczone i skrzyzowane nogi oraz podkurczone ramiona i dlonie w piastki pod broda:))) Faktycznie tak spie, tak mi najwygodniej.
Buziaki dla Was i Waszej gromadki:***
A my za trzy godziny wylatujemy na Floryde.
Tak, zimie rzeczywiście bardziej do twarzy w bieli. Bez śniegu jest szaro a cała roślinnośc wygląda na stłamszoną albo i martwą.Ucieszyliśmy się z powrotu śniegu, bo o tej porze powinno jeszcze byc śnieżnie i zimno. Na prawdziwą wiosne będzie pora w marcu albo i w kwietniu (a i w maju zdarzaja sie przecież czasem przymrozki). Na pewno jeszcze nie raz śnieg popada i u nas i u Was!:-)
UsuńJa też sypiam często ze skrzyzowanymi nogami. Tak też najczęściej siedzę (choć to ponoć niezdrowo), ale człowiek ma swoje upodobania i nawyki (i psy takoż) i nic nie mozna na to poradzić!:-)
Szczęśliwej podrózy na Florydę życzymy i miłego tam pobytu!:-)
Pozdrawiamy Cię serdecznie!:-)***
Jestem zachwycona Hipcią, jest piękna. Pierwszy raz mogłam dokładnie obejrzeć ich mordeczki. Mają takie inteligentne spojrzenia, prawdziwy raj stworzyliscie psiej rodzinie. A ja wczoraj zrywałam żonkile, kwitną drzewa na biało i różowo, hotrensje mają juz listki, chaszcze się zazieleniły, ale mokro i nieprzyjemnie. Tej zimy nie było u nas śniegu. Na szczęście zobaczyłam go gdzie indziej. Fajnie, ze masz ciepło i opału nie zabraknie do lata. Ciekawe czy tym razem uda mi się zamieścić komentarz, naprodukowałam się przy Aborygenach i wszystko poszło w kosmos. Serdeczne pozdrowienia dla Was.
OdpowiedzUsuńMaria Kowalewski.
I my uważamy, że nasza Hipcia jest piękna (jak i pozostałe psy) i az dziw, że taka ślicznotka z niej wyrosła, bo jako szczeniaczek przypominała nam bezkształtnego hipopotamka - stąd zresztą wzięło sie jej imię!:-) I mądre są te nasze psiska. No i kochane, ale tak o swoich zwierzętach myśli i mówi większosc ich opiekunów. I tak byc powinno!:-)
UsuńU Was już wielkie kwitnienie wiosenne? Och, jak cudnie! Wszystko u Was wcześniej, intensywniej, bo i klimat znacznie cieplejszy.
Mamy nadzieję, że opału nam nie zabraknie. Jak pomyslę, ileśmy sie przy nim napracowali, to od razu przypominam sobie ból w mięsniach i kręgosłupie.
Coś sie porobiło nie tylko u mnie z tymi problemami z dodawaniem komentarzy. Zlikwidowali google plus, moze to jest tego przyczyną. Oby minęło szybko, bo strasznie to jest irytujące.
Pozdrawiamy Cię z serdecznym uśmiechem Mario a ja dodatkowo moc życzliwych myśli Ci zasyłam!:-)
za pozdrowienia przepieknie dziękuję. Cudny spacer z Wami zaliczyłam. Taki eneretyczny post. Cóz taki los kurzy. narazone sa zawsze. A jajek wam starcza od nich. Dla waszej gromadki znoszą na tydzien dostateczną ilośc tych smacznych jajek ?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Fajnie, że zimowy spacer z pieskami spodobał Ci sie, droga Alis. Co do jajek od naszych kurek, to od jesieni ich nie znoszą i nie wiem, czy w ogóle będą jeszcze znosić bo to bardzo wiekowe juz kurki. Jajka kupujemy od dawna w sklepie.A nasze kurki mają tylko cieszyć sie beztroskim życiem emerytek (choć nie sądzę by spokój i szczęscie były im sądzone, tyle jest u nas zewsząd zagrożeń czyhajacych na nie).
UsuńPozdrawiam serdecznie!:-)
to może warto wiosną dokupić jakieś ptactwo, i tak dokarmiacie, chodzicie, zaglądacie to i jajko się przyda
UsuńNie chce już żadnych nowych kur, bo zbyt duzo negatywnych emocji kosztuje mnie każdorazowy atak na nie, czy to drapieżnika z zewnątrz, czy któregoś z naszych psów. Juz wolę jajka kupować w sklepie i miec świety spokój.
UsuńPozdrawiam Cię ciepło, Alis!:-)
rzeczywiście, bardzo porusza Cię ten temat. Znam to sporo nerwów psiaki kosztują. Nasze ostatno z nudów do sąsiada się przedostały, dobrze, że bramę miał zamkniętą, bo by nam osiedle "zwiedziły", a przyjemniaczki dla obcych z nich żadne.... Buda niezmiennie prezentuje się bardzo pięknie. dziękuję za pozdrowienia i marcowe uśmiechy posyłam...
UsuńOj, te nasze pieski - potrafią nabroić, oj, potrafią!Tęz zdarza sie im uciec, bo potrafia dziury w płocie wygryzać!:-)
UsuńBuda prezentuje się ładnie, ale nie wiadomo czemu żaden z psów w niej nie sypia!Choć właściwie wiadomo - wolą sypiać w domu!:-)
Pozdrawiam Cie serdecznie juz w marcu!:-))
To ci Misia jedna, niewiniątko... Instynkt jest jednak najsilniejszy, co by tu dużo nie mówić.
OdpowiedzUsuńFajne spacery z taką czeredą, w dodatku w tak pięknych okolicznościach przyrody ☺️
Bolącej dziury po zębie bardzo współczuję, potrafi to wszystko życie uprzykszyc. Mam nadzieję, że niedługo przestanie Cię boleć... A jakiś antybiotyk bralas po, Olu? Bo z mojego doświadczenia wynika, że szybciej się goi i mniej boli - mnie przynajmniej.
Tak, instynkt jest silniejszy niz wszystko i okazuje się, że nasza słodka, niewinna Misia potrafi być groźnym zabójcą. Ale kur zostało już na szczęście niewiele...
UsuńFajne są spacery z naszymi pieskami. Patrzenie na ich radość i nasz czyni radosnymi.
Nie brałam antybiotyku po wyrwaniu tego zęba, ale będę musiała pójśc w poniedziałek do dentysty i poprosić o lekarstwo, bo ból nie mija i zdaje się, że ropa mi sie pojawiła w tym kraterze pozębowym. Myślałam ,ze będzie ulga a tu dalej ból. Och i wyrywanie tego zęba było straszne. Po kawałeczku, bo sie łamał. A srodki znieczulajace wcale nie działały. Pół godziny męczarni, jęków i łez. Oby nigdy więcej!
To tym bardziej antybiotyk powinien być. Mam nadzieję, że wczoraj byłaś, Olu u dentysty i coś w końcu przepisał ... oni niechętnie to robią, wiem ... a takie rwanie to trauma jest, bo mąż mój miał coś takiego ładnych parę lat temu i teraz boi się iść :(
UsuńTak, byłam w poniedziałek u dentysty i zaaplikował mi lekarstwo wprost do zęba. We wtorek znowu mi je tam włożył a dzisiaj już jest wszystko ok. Uff! I nie dziwie sie Twmu męzowi, że sie boi pójśc do stomatologa, bo takiego bólu nie da się zapomnieć.I pomysleć, że w dawnych czasach balwierze i cyrulicy rwali ludziom zębiska obcęgami kowalskimi bez żadnego znieczulenia!:(
UsuńU nas dzisiaj tez piekna pogoda, ale zima zdecydowanie udala sie gdzie indziej. Na spacerze towarzyszyl nam klucz zurawi przelatujacych nad naszym miastem, bo jakos tedy prowadza ich trasy lotow. Odkrylismy juz pierwsze mikro listki, bo przebisniegi, ranniki, podbialy, krokusy, bazie juz nam spowszednialy i teraz wypatrujemy listkow. Toya tez sie wyszalala z innymi psiakami spotkanymi po drodze.
OdpowiedzUsuńJak Wy rozrozniacie Hipcie i Zuzie? Dla mnie one sa identyczne. :)
Ja widzę, że jedna ma ciemniejsze na czole
UsuńZnaczy Hipcia ma ciemniejsza plamke taka jakby gwiazdke na czole widze i ona ma ogonek do gory puchaty taki - wszystkie zdjecia przejrzalam i tylko takie roznice widze :D
UsuńByle było słońce wtedy jest pięknie na dworze, nawet gdy nie widać śniegu. U Was zdecydowanie bardziej wiosennie niz u nas. Ale wiadomo, że w górach wszystko przychodzi później.
UsuńTwoja Toya sie wyszalała i na pewno miło Ci było na jej szczęście popatrzeć.
Tak, jak pisze Kocurek Hipcia ma wiele miejsc ciemniejszych od Zuzi. Poza tym jest szczuplejsza od swojej mamy. Ma inne spojrzenie. I w dotyku jest miększa.
Bardzo przyjemny pieskowy wpis! :) Misia jest kochana, no łobuz, ale łobuzy ponoć kochają najbardziej :)
OdpowiedzUsuńOj, tak! Istny łobuziak z tej naszej Misi, ale jak tu jej nie kochać, skoro ona tak bardzo swoje uczucia okazuje, skoro jest tak ufna, serdeczna i czuła?
UsuńPozdrowienia ślemy dla Ciebie i Twej kociej gromadki!:-))
Dziękujemy za pozdrowienia, Was tak ze pozdrawiamy. A i pytanie mam czy nadal można coś u Was zamówić z konfitur? Na spokojnie jak Wam śnieg nie będzie przeszkadzał itp
UsuńPozdrowienia serdeczne przesyłam Wam i dzisiaj. Gorzej z konfiturami z czarnego bzu, bo mamy ich juz niewiele - tylko na swoje potrzeby. Tyle ich wysłałam po Polsce, że zostało nam dosłownie parę słoików.Tak sie w nich ludzie rozsmakowali. Przykro mi kochana, ale będziesz musiała poczekać na nie do jesieni, kiedy będę robiła nowe przetwory (o ile czarny bez znowu nam obrodzi!).
UsuńUściski zasyłam!:-)
A poza czarnym bzem coś zostało? Jak nie to poczekam do jesieni :* od razu zamawiam magiczne 7 słoików, o! ❤️❤️❤️❤️❤️
UsuńCosik tam w spiżarce zostało, ale też już raczej tylko na nasze potrzeby, bo na pewno w tym roku nie będzie takiego szalonego urodzaju owocowego jak w ubiegłym roku, a wiec to, co mamy musi nam pewnie starczyć na długi czas.
UsuńJesli czarny bez obrodzi jesienia i będę z niego robiła przetwory, to wtedy chetnie wyśle Ci te siedem słoiczków. Przypomnij o tym wówczas,drogi Kocurku!:-):-)♥
Śliczna psia rodzina na zimowym spacerze.
OdpowiedzUsuńPoszłam dzisiaj szukać wiosny, ale było około zera, trochę wietrznie, śniegu od dawna ani śladu, znalazłam tylko kilka ranników, wszędzie jeszcze szaro-buro. Na dodatek aparat mi się popsuł i zrobiłam tylko trzy zdjęcia.
Szkoda kurki, Misia okazała się sprawną łowczynią, zawsze podziwiam jak sobie radzi w swoim pozbawionym wzroku świecie.
Pozdrawiam serdecznie.
U nas też śnieg topnieje teraz w szybkim tempie - a szkoda, bo tak z nim było ładnie i pieski sie cieszyły!:-)
UsuńW Krakowie już pojawiły sie ranniki? U nas jeszcze ani słychu ani widu żadnych wiosennych roślinek, poza nielicznymi baziami na wierzbach. Oj, mam nadzieję, że Twój aparat fotograficzny tylko na chwilę sfiksował i sam sie naprawi.
Szkoda kurki, bo wiele lat przeżyła u nas szczęśliwie i miałam nadzieję, że dane jej będzie umrzeć kiedys śmiercia naturalną. Niestety, w naszych stronach jest duże ryzyko ataku jak ni z powietrza, to zza płotu.
Misia działała tylko zgodnie ze swym instynktem. To było silniejsze niż rozum.
Pozdrawiam Cię serdecznie, Ewo!:-)
Czekamy na to "pojutrze", aż Pikunia wydobrzeje na tyle, żebym mogła czytać posty ze zrozumieniem. Na razie popołudnia głównie u weterynarza na badaniach, zastrzykach i kroplówkach, nocne czuwania...
OdpowiedzUsuńZapatrzyłam się z uśmiechem na ostatnie zdjęcie i wzięłam głębszy oddech, bo też jestem z tych, którym psia radość się udziela. Nawet jeśli są to cudze psy. Pozdrawiamy serdecznie.
Biedna Pikunia! Cierpienie zwierzęcia i nasz ból oraz bezradnosc w zwiazku z tym, to najtrudniejsze uczucia.
UsuńIwonko!Przytulam Was obie mocno i tkliwie, mając nadzieję, że jej stan już wkrótce sie polepszy.
Nasze piesuńki na razie zdrowe i pełne energii. Wiem, że to nie będzie trwało wiecznie, tym bardziej wiec cieszę sie tym ,co jest teraz.
Dużo życzliwych myśli Wam przesyłam!*
Jakaż wspaniała fotorelacja. Psiaczki są wspaniałe, szczęście okazują na każdym kroku. Najbardziej spodobało mi się zdjęcie Cezarego z całą czeredką psią za Nim. Nie ujmując nic każdemu następnemu z psimi mordkami. Żal kurki, miały pecha, zapragnęły wolności no i tak to się skończyło. A Misia zapewne przez jakiś czas będzie na smyczy wracała ze spacerów. U mnie pogoda (pomijając góry) to raczej cały czas przedwiośnie. Jak miałam z trzy dni porządnego śniegu to wszystko. Jak będzie dalej nie wiadomo. Słońce już wysoko to śnieżyce raczej nie liczę. Pozdrawiam serdecznie, a mordki jak zwykle szmeram za uszami.
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa, Oleńko!:-)
UsuńJuz dawno nie pokazywałam na blogu moich piesków a chyba jeszcze nigdy nie publikowałam tylu ich zdjęć na raz. Ale zapragnęłam pokazać ich radość, bo ona sie udziela. Od samego patrzenia na te ich wesołe pyski człowiek sie uśmiecha.
Kończymy hodowlę kurek, bo za dużo tu ryzyk i niebezpieczeństw dla nich.Nic nie można na to poradzić. Będziemy sie skupiać głownie na pieskach, ogrodzie i pracy zwiazanej z gospodarstwem.
Zobaczymy, jak będzie z tą pogodą. Z doświadczenia wiem, że może byc bardzo róznie, ale mamy taki a nei inny klimat, wiec trzeba podchodzic do zmian pogody spokojnie.
Pozdrawiamy Cie serdecznie i dziekujemy raz jeszcze za Twój ciepły komentarz!:-)*
Hola! Dawno nie zaglądałam w nadmiarze zajęć i podróży. Widzę, że się powiększyła psia rodzina! Super futrzaste potworki, sama słodycz :D Cieszę się, że u Was radość i piękne przesilenie zimowo-wiosenne. Tęskno mi do Podkarpacia. Może kiedyś się uda w końcu zawitać z rodzinką. Uściski ślę z już po mału gorącej Portugalii. O.
OdpowiedzUsuńCieszymy się, że odezwałaś sie znowu droga O. Często wspominamy dawne czasy, kiedy wpadałaś do nas po sąsiedzku i było nam razem tak miło. Mamy nadzieję, nie raz sie jeszcze zobaczyć i pochodzić po znanych, podkarpackich ściezkach!:-)Z Tobą, cała psiarnią i Twoją rodzinką(!):-)))
UsuńPozdrawiamy Cię gorąco i pięknej wiosny w Portugalii życzymy!:-)))
Dzięki i oby oby się udało! <3
UsuńOby, oby!:-))
UsuńPiękne pieski macie. U nas niestety, Ruduś ma nowotwora i nic się nie da zrobić:-(
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro z powodu choroby Twojego Rudusia, Basiu. Przytulam Cie serdecznie.
UsuńAleż udane sesje psiaków, są widocznie stworzone do pozowania przed obiektywem ;) Teraz tylko czekać by nadeszła prawdziwa wiosna i było jak najpiękniej... Pozdrawiam Was bardzo serdecznie! :)
OdpowiedzUsuńOstatnio fotografując moje psiaki miałam wrażenie, że moje psy to lubią. Na widok obiektywu pyski im sie śmiały, podbiegały do mnie radośnie i zaczepnie,pokazywały sie z róznych stron jakby wiedziały o co chodzi.
UsuńDo wiosny u nas jeszcze daleko, ale przyjdzie w końcu, zawsze przecież przychodzi.
Pozdrawiamy Cię serdecznie, Maksie!:-)
Nigdy nie mam dość niebieskiego nieba, śniegu i psich swawoli :-)Takie proste przjemności Ola, spacer, zima, psie uśmiechy, ciepły piec. Czas takiego jeszcze troszkę hibernowania przed gorączkową energią wiosny. Widziałam u nas wracające gęsi. To już niedaleko. Słońce jest już bardziej kaloryczne. Rano słyszę jakieś pitulające ptaszki. Moje trzy kotki są bardzo ruchliwe, kocyki coraz rzadziej są oblegane. A w sadzie słychać codzień obrzucające się obelgami kocury. Instynkt, tak jak u Misi :-) Pozdrawiamy z Podlasia ciepło choć na razie minus 8 :-)
OdpowiedzUsuńTaka pogoda, jak przez osatnie dni była cudowną dawką energii dla nas wszystkich. Nawet ten mróz był przyjemny, jakiś taki rzeźki.
UsuńNo właśnie - proste przyjemności są bardzo ważne. Czasem nie zdajemy sobie nawet sprawy, jak ważne.Jak dobrze sie czymś ucieszyć, tak po prostu. Przynajmniej raz na jakis czas.
Tak, cos sie w przyrodzie zmienia, pomału budzi sie wszystko do życia. Jesteśmy tego częścią, wiec i w nas zachodzi jakieś odrodzenie. Taką mam przynajmniej nadzieję.
U nas też jeszcze pare stopni mrozu, ale czuć, że zbliza sie ocieplenie. I śnieg, niestety, znika!
Buziaki serdeczne, ślę Ci Aniu!:-)*
U nas też już trzeci dzień śnieg i spacery po lesie stały się bardzo przyjemne. Ale widać, że wiosna rusza do natarcia. Zielenieje :)
OdpowiedzUsuńU nas juz dzisiaj śniegu niewiele. I mróz coraz mniejszy. Zbliża sie kolejna fala ocieplenia, jednak do zieleni u nas jeszcze bardzo daleko, niestety. Ale nic to - doczekamy!:-)
UsuńPsiaki świetne :D One z pogody chyba najbardziej zadowolone :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
Nasze psy uwielbiają zimę i wcale im sie nie dziwię - mają tak grube futra, ze latem jest im po prostu za gorąco.
UsuńPozdrawiam serdecznie!:-)
U Was zima pełną gębą, a u nas już prawie wiosna. Zwierzęta są cudowne, chociaż ich instynkt łowczy potrafi się obudzić w najmniej spodziewanym momencie. A jak czytam Misia sobie radzi w życiu mimo swoich ograniczeń. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńKarolinko i u nas zima w odwrocie. Z dnia na dzień staje sie cieplej i śnieg znika z otoczenia, choć pieski wolałyby by był przez cały rok, tak bardzo lubią zabawy na śniegu.Misia radzi sobie bardzo dobrze i jest mądrym i kochanym pieskiem, a że miewa czasem swoje narowy - a któż ich nie miewa?:-)
UsuńPozdrawiam serdecznie!:-)
No nareszcie, od godziny prawie walczę z tabkiem, netem, przeglądarką o wejście na Wasz blog. Piesuńki kochane, mądre, inteligentne oczy, takie oczy i spojrzenia mają ponoć pieski z duszą:-) gdzieś tam przeczytałam, oj tam, oj tam:-). Najbardziej spodobało mi się patrzenie Acusia, takie ludzkie, mądre. Misia narozrabiała, ojoj:-( Te Wasze kurki, to nie mają łatwo, kiedy wyjdą na dwór, czeka na nie tyle niebezpieczeństw, jastrzębie, lis, a tu jeszcze Misia, ktoś by się spodziewał, że psica ma taki silny instynkt łowiecki?
OdpowiedzUsuńMiło było popatrzeć na baraszkującą gromadkę, tym bardziej, że otworzyły mi się wszystkie zdjęcia. Odnoszę wrażenie, że to "guglowska" przeglądarka ma jakiś problem z blogami. No, ale przecież wiem, że życie to ciągłe zmiany, więc i ten problem przeminie:-)
Buziaki serdeczne dla Was:-)*** Mechlanie za uszkami dla piesków*. No i spokoju dla biednych kurek* Tulę do serca to całe Wasze domowe towarzystwo a Wami włącznie:-)))
Cieszę się, Marytko, że mimo trudności w końcu udało Ci sie dostać na nasz blog. Ilekroc czytam Twoje komentarze robi mi sie jakos tak ciepło na sercu!:-)
UsuńPieski nasze są rozumne, potrafiące w rózny sposób wyrażać uczucia, zadowolone z żyia. I sądzę, że na pewno przyczynia sie do tego to, że stale są z nami.Tyle do nich mówimy, tyle je pieścimy, obserwujemy niuanse ich zachowań a one obserwują i wyczuwaja dobrze nas. Tak sie to wszystko wzajemnie dopełnia.
Misia radzi sobie bardzo dobrze mimo swojej ślepoty a wydarzenie z nieszczęsną kurką tylko to potwierdza.
Fajnie, że otworzyły Ci sie wszystkie zdjęcia, bo z kilkuset zrobionych ostatnio wybrałam tu najciekawsze i warte, moim zdaniem, pokazania.
Biedne te nasze kurki. Na wiosnę na pewno nie będą mieć spokoju. To najgorszy dla nich czas, bo myszołowy i jastrzębie wciaż krążą w pobliżu a do tego lisy (a jeszcze i Misia oraz Hipcia, które jak zaczarowane całymi godzinami siedzą przy płocie i obserwuja z niezdrową fascynacją chodzące po ogrodzie zielononózki).
Dziękujemy za buziaki, mechlanie i głaski!:-) Odwdzięczamy sie serdecznym uśmiechem i życzliwymi myslami, które ślemy w Twoją stronę, Marytko!:-)***
Skoro dzisiaj bez problemów weszłam na Waszą stronę, to jak mam nie zostawić komentarza:-) Dobra nasza:-) Uprzejmie donoszę, że też mam intensywny kontakt z dentystą, a to w sprawie ponownego kanałowego przeleczenia ząbka. Od czasu operacji bardzo muszę dbać o zęby, nie ma zmiłuj:-) Czeka mnie jeszcze kilka wizyt, nie lubię tego grzebania w mojej paszczy, mało tam miejsca. Odczuwam ogromny dyskomfort jak się w niej rozpychają łapki mojego dentysty, no i to godzinne siedzenie z otwartą paszczęką. Dentysta zadaje czasem pytania i jak mu odpowiedzieć jak z paszczy sterczą jakieś dziwne urządzenia. No czuję się wtedy jak głąb absolutny. Podsumowując, warto mimo wszystko trochę pocierpieć, bo dentystę mam dobrego, gorzej, że przy okazji wydrenuje mi portfel:-(. No, cóż, coś za coś:-) Mam nadzieję Oleńko, że dostałaś się do dentysty, że problemy po wyrwaniu zęba ogarnięte, bo coś to nie halo, tak nie powinno zrobić się po ekstrakcji ząbka.
UsuńMiło mi na sercu kiedy czytam, że Tobie Olu miło kiedy czytasz moje komentarze:-) No, bo tak ma być, kiedy piszę, to z sercem inaczej nie potrafię:-)*
U nas od kilku dni słoneczko i cieplej się zrobiło. Wykorzystuję tą pogodę jak mogę najlepiej, "latając" tędy siędy. Lubię wracać po takiej intensywnej przebieżce do domu, czuć pozytywne zmęczenie i dotlenienie. Dotlenienie, hihi, na ile to możliwe w moim mieście. Wracając do tekstu, się rozpisałam, o matuchno! Lubię po takim wysiłku usiąść z kubkiem kawy nad Waszą stroną, jak jeszcze mnie net wpuści to już pełnia szczęścia:-)
Buziaki, buziaki rozdaję dziś pełną garścią:-)* i moc uścisków***
Dzień dobry, Marytko!:-) Cieszę się, że zniknęła jakaś tama utrudniajaca wejscie na mego bloga. Oby tak jej to zostało.
UsuńChyba nikt nie lubi wizyt u dentysty (no chyba, że jest masochistą!). Moim zdaniem, są dwie specjalizacje lekarskie, które nie wywołują w człowieku szczególnie przyjemnych skojarzeń i nie chodzi sie do nich z entuzjazmem. Mam na myśli stomatologię i ginekologię! Obie te specjalizacje dotyczą naturalnych otworów ludzkich i gmeranie w nich przeważnie odbierane jest jako przykra konieczność.
Ja chodzę do lekarza w mojej przychodni, wiec na razie wizyty te nic mnie nie kosztują. Oczywiście jakosć usług z NFZ - u na pewno pozostawia wiele do życzenia, ale jak mówi mądre przysłowie "jak sie nie ma co sie lubi, to sie lubi, co sie ma"!:-)Poza tym dentystka jest bardzo sympatyczna, co jest dla mnie ważne przy kontakcie z lekarzem. Na szczęście nie ma u mnie wielkich kolejek do dentysty, wiec dostac sie tam można bez problemu. Byłam tam znowu w poniedziałek i we wtorek też bo moja dentystka aplikowała mi lek wprost do dziury w zębie. Pomogło i dzisiaj juz chyba tam nie pojadę.Jutro jadę do endokrynologa, wiec dzisiaj odpoczywam od widoku przychodni i nareszcie mogę sobie planować inne zajęcia na dzisiejszy dzionek.
U nas też z każdym dniem coraz cieplej i lada chwila trzeba będzie zaczęć robić cos w ogrodzie. Czekaja na przykład na wycięcie gęsto rosnące pędy malin.Czekają na wkopanie wierzbowe podpórki pod winogrona.Jak sie już robota zacznie, to się pewnie nie zatrzymamy aż do...listopada!:-)
Marytko miła! Pozdrowienia, uściski i serdeczne buziaki Ci zasyłam wraz z życzeniami dobrego dnia!:-)***
Misie chyba jednak coś w sobie mają. Dawno temu też miałam Misię, która była słodką przytulanką i kanapowcem. Gdy przyjechaliśmy w góry na urlop, zanim powyjmowałam bagaże z samochodu, usłyszałam przeraźliwe ostatnie pianie zagryzanego koguta. A Misia wróciła z zakrwawiona paszczą i jakby nigdy nic , wskoczyła z powrotem do samochodu.
OdpowiedzUsuńSzybko uwinęła sie Twoja Misia z biednym kogutem! Ale wystarczy przecież jedno kłapnięcie uzębioną paszczą i ptak nie ma szans. Słowo Misia oznacza wszak i słodkiego, przytulańskiego misia, ale i groźną, kierującą sie instynktem drapieżnika niedźwiedzicę. Pewnie dlatego te nasze pieski Misie potrafią zachowywać sie tak róznie.
UsuńBuziaki serdeczne, Gabrysiu!:-)
Macie na prawdę cudowną tą psią gromadkę i jak czytam charakterną. Szkoda kurki, musiała się bardzo bać, ale cóż, tak czasem bywa u zwierzaków.
OdpowiedzUsuńPsiaki fantastycznie się prezentują na śniegu, wyglądają na bardzo szczęśliwe. Co się dziwić, takich mają państwa, kochających, wrażliwych i dobrych.
Nasza psia gromadka, to zestaw czterech róznych charakterów, ale widać, że Hipcia upodobniła sie nie tylko fizycznie do swej mamy - Zuzi a Misia bardzo przypomina Jacusia. Duzo do psów mówimy i zdaje sie nam, że one coraz wiecej rozumieją. Czasem nawet mówic nie trzeba, bo one wyczuwaja wiele bez słów. Kochane są i mądre a nawet jak coś przeskrobią, nie da sie długo na nie gniewać - tak skruszone robia wtedy minki!:-)
UsuńPozdrawiamy Cie serdecznie, Luno!:-)
Ja mam tylko psią dwójkę, a Wy całą czwórkę, i to wcale nie mikrych psiaków, wiem, ile jest pracy, gotowania garów, wycierania łapek, mycia podłogi, zamiatania błota, sierści, o, tak! to jest utrzymanie:-) ale psie oczy, wpatrzone w człowieka, radosne powitania, ciepło w stopy albo zmarznięte plecy, kiedy się przytulają, one wynagradzają trud; moja Mima jest bardzo zazdrosna o Amika, a jak u Was z tymi psimi uczuciami? pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że jest bardzo duzo pracy przy czterech psach. Tak, jak napisałaś gotowanie posiłków, wycieranie piesków, zamiatanie, mycie podłogi, czyszczenie z kłaków na kolanach szczotką ryzową dywanów, sprawy zwiazane z opieka weterynaryjną. Duzo tego, ale traktujemy nasze psy prawie jak dzieci, więc wszystko, co dla nich robimy jest naturalne. A one kochają nas prawie jakby były naszymi dziećmi i to jest najlepszą dla nas nagrodą.
UsuńCo do animozji miedzy nimi, to rzecz jasna zdarzaja się. Misia z Hipcią potrafia sie casem stro pokłócic i pogryźć z zazdrosci o kość. Zuzia, jako suka dominująca i rządzicielka chce byc najważniejsza i gdy za mocno pieścimy Jacusia od razu interweniuje i wciska sie miedzy niego i nas, by pieścic ją i tylko ją.Ale w sumie mało jest między psami jakichs nieprzyjemnych epizodów.Raczej żyją ze sobą w zgodzie.
Pozdrawiam serdecznie, Marysiu!:-)
JAk sie nacieszylam tymi zdjeciami psin...piekne a psy szczesliwie, i zdrowo wygkadajace. No pooatrz, Misia caly tatus, nie widzi i potrafila upolowac kure, jak ona to zrobila? jaki musi miec wech? z przyjemnoscia uczestniczylam w Waszym zyciu...sciskam srdecznie
OdpowiedzUsuńTak myślałam Grażynko, że spodoba Ci się sesja fotograficzna z udziałem naszych psin, bo fajnie jest obserwować rozwój znanych od kilku lat piesków, widzieć, że są szczęsliwe. Jacuś nie ten sam, co kiedyś! Mądry i emocjonalnie zrównoważony a przy tym radośnie szczeniakowaty,do tego zupełnie pewny swego miejsca w naszej ludzko-zwierzęcej rodzinie.Obserwuję, że zestaw psich min, jakimi ten piesek operuje bardzo mu sie poszerzył. Reszta psów też zadowolona z życia, co nas z Cezarym bardzo cieszy, bo te nasze psiaki są dla nas prawie jak dzieci. A Misia nie dosć, że ma silny węch, to jeszcze słuch. Wszystko to pozwala jej wyczuwać o wiele wiecej, niz "zwyczajnym" psom.
UsuńPozdrawiamy Cie ciepło!:-)
Jaka piękna psia opowieść, jakie cudne portrety szczęśliwej czwórki. Brak mi choćby skrawka szczęśliwej Oli, bo Cezary się załapał, szkoda, że tyłem. Rzeczywiści z pogodą jak z nastrojem, zmienny teraz i przeplata, trochę mroźnej zimy, trochę ciepłego przedwiośnia. Ale na szczęście, u mnie i u Was, wszystko w harmonii i równowadze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam luto!
Szczęsliwej Oli mozna dopatrzeć sie na każdym zdjeciu w wyrazie pysków szczęsliwych psów!:-) Jam to przecież robiła im te radosne zdjecia, ale i zagadywała do nich wesoło, pieściła, na dywanie z nimi szalała i na kanapie, na dworze przyzywała do siebie szczebiotliwie. Popatrz w oczy Jacusia, Zuzi, Hipci i na uśmiech Misi - tam znajdziesz Olę, Krystynko!:-))
UsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję!:-)
Usuń