rzeźba przedstawiająca aborygeńskiego szamana , zdjęcie wykonane w pobliżu masywu "Trzy siostry" w Górach Błękitnych w Nowej Południowej Walii
- Czy tylko poprzez fakt, że spędziłam kilka lat w Au
wiem coś więcej na temat Aborygenów?
Nie wiem. Każdy kogo ciekawi ten temat może o nim równie
dobrze napisać czerpiąc informacje z książek czy Internetu. Jest tego bardzo
dużo.
- Czy spotkałam któregoś z Aborygenów osobiście, czy
wymieniłam choć słowo, spojrzenie?
- Widziałam zaledwie kilkoro z nich w miejscowościach
leżących w Południowej Australii, zwłaszcza w Port Augusta, gdzie najzwyczajniej
w świecie robili zakupy w sklepie. Podglądałam ich wówczas nieśmiało, nie chcąc
by odebrali mój wzrok jako wścibstwo, pustą ciekawość, irytujące gapiostwo.
- Czy zrobiłam im choć jedno zdjęcie?
Nie. Nie odważyłam się. Po pierwsze dlatego, iż
wiedziałam, że nienawidzą fotografowania ich niczym małp w cyrku (a robiono im tak
przez wiele dziesięcioleci), a po drugie to dla nich pewien rodzaj tabu.
Fotografia odbiera duszę. Pozwolenie komuś na sfotografowanie siebie to dowód
zaufania i zażyłości. Oni tak to czują. I wcale się im nie dziwię. Też nie chciałabym
ani nikt obcy mnie fotografował.
Dlatego też nie chciałam robić nic wbrew nim. Już dość im
przecież biali krzywdy zrobili. Moim zdaniem, należy się tym ludziom szacunek i
święty spokój.
- W takim razie dlaczego odważam się podjąć temat
Aborygenów? Czy nie napisano już na ich
temat wszystkiego?
- Napisano. I ja także na tym blogu już kilkukrotnie o
nich wspominałam. Jednakże to bardzo ciekawy i wielopłaszczyznowy temat. A
ponadto każda rzecz na świecie ma swój awers i rewers. Stronę jasną i ciemną. Ukazywanie
tylko jednej strony medalu byłoby wobec tego zakłamywaniem, wybielaniem
rzeczywistości. A zatem ilekroć piszę o wyjątkowości i pięknie australijskiego
lądu, tyle razy mam też ochotę poruszyć temat wstydliwych, haniebnych wręcz
kart w historii tego kontynentu. A taką kartą było między innymi dwustuletnie
traktowanie Aborygenów niczym zwierząt, czy też znacznie gorszej od białej czarnej
rasy ludzkiej.
zdjęcie z Internetu
Niegdyś ten lud
zamieszkiwał całą Australię. Nie niepokojony przez nikogo. Wolny. Wierny swym
wierzeniom i tradycjom. Ufny w mądrość plemiennych obyczajów. Zespolony duchem
z ziemią i niebem. Mobilny, bo nie gromadzący żadnych dóbr, które by go
obciążały. Nie łaknący postępu ani żadnych dóbr materialnych. Posługujący się zaledwie
kilkoma narzędziami. Szanujący przyrodę ożywioną i nieożywioną. Pewny, że tak
będzie zawsze, bo tak przecież było od ponad 50 tysięcy lat (A wg niektórych
znalezisk archeologicznych przodkowie Aborygenów żyli na terenie kontynentu od ponad 100 tys. lat i prowadzili nie tylko koczowniczy, ale i osiadły tryb
życia. Opis ciekawych odkryć na ten temat znaleźć można tutaj: https://nowosci.com.pl/kamienne-miasto-aborygenow/ar/11319291) .
Dawne czasy żyły
w przekazywanych ustnie opowieściach i
mitach, w znakach pogody, w rysunkach naskalnych, w zwierzętach totemicznych, w
codziennych rytuałach, czy też w Czasie Snu. W mitologii Aborygenów Czas Snu
był epoką, w której boskie istoty stworzyły ziemię, człowieka, rośliny,
zwierzęta i ustanowiły naturalny oraz prawny porządek świata. Wszelkie wydarzenia
z Czasu Snu istnieją w równoległym świecie – w przeszłości, teraźniejszości i
spełnią się ponownie w nieokreślonej przyszłości. Właśnie śniąc, można się do Czasu Snu przedostać i porozumieć z przebywającymi tam mitycznymi przodkami –
Tęczowym Wężem, Człowiekiem Gromem, Wandjiną, Siostrą Wagilak i wieloma innymi. O ich
wizerunek mieli dbać aborygeńscy strażnicy, uwieczniać je na skałach w określonych
kształtach i kolorach, pilnować aby nie zanikły nawet po długim czasie. Malowali przy
pomocy pędzelka, patyka, pęku włosów albo po prostu palcami. Używali tylko
czterech kolorów: czerni, bieli, żółtego i brunatnego. Czerń otrzymywali z
sadzy i węgla drzewnego, biel – z wapna i glinki kaolinowej. Źródłem barwy
żółtej była glinka hematytowa, która występuje tylko w kilku miejscach w
Australii. Brunatny kolor dawała powszechna na kontynencie ochra. Aborygeni
uzyskiwali ok. 30 jej odcieni, mieszając z różnymi rodzajami soku lub wypalając
w określony sposób. Kolory te były święte i każdy miał inne znaczenie.
Dla Aborygenów świat to jedno wielkie plemię, jedna harmonijna całość, natomiast płaska jak stół ziemia istniała od zawsze, zatem nie musiała być stwarzana. Przodkowie w Czasie Snu tworzyli ludzi, ale i wzgórza, groty, skały, strumienie, drzewa, jeziora i zwierzęta.
stado strusi w Górach Flindersa w Południowej Australii
Dla Aborygenów świat to jedno wielkie plemię, jedna harmonijna całość, natomiast płaska jak stół ziemia istniała od zawsze, zatem nie musiała być stwarzana. Przodkowie w Czasie Snu tworzyli ludzi, ale i wzgórza, groty, skały, strumienie, drzewa, jeziora i zwierzęta.
Kiedyś na żyznych, nadmorskich terenach stanu
Victoria, którego stolicą jest Melbourne mieszkało kilka wielkich plemion. Dziś,
niestety, rzadko spotyka się tam Aborygenów. Trzeba pojechać na południe albo
na północ Australii by mieć większą szansę na zobaczenie przedstawicieli tego
najstarszego na świecie ludu. Miałam okazję być w kilku miejscach odwiedzanych
niegdyś często przez Aborygenów, na terenach świętych i tajemniczych, pełnych
wspomnień o dawnych czasach, legend i tęsknoty za przeszłością(np. Hanging Rock, Blue Mountains, Góry Grampians,
Góry Flindersa, Góry Otway). Ogarniało mnie tam wzruszenie i żal, że jedynymi
świadkami czasów, gdy Aborygeni żyli tam swobodni i szczęśliwi pozostały tylko
te góry, skały i wodospady. A żeby dowiedzieć się jak było tam kiedyś trzeba
wsłuchać się w mowę skał, w szum wiatru i eukaliptusów, dotrzeć do legend i
mitów aborygeńskich, gdyż one nadal szepczą
o tym, co działo się tam przez kilkadziesiąt tysiącleci zanim przyjechał
do Australii biały człowiek i przekonany o wyższości swej cywilizacji
zaprowadził dziwne i okrutne porządki…
Biali
kolonizatorzy mają na sumieniu wiele grzechów. Pierwszy i najgorszy z nich to
zajęcie najlepszych terenów w Australii i wyrugowanie stamtąd rdzennych plemion
aborygeńskich oraz spychanie autochtonów w głąb suchej i nieprzyjaznej części kraju.
Europejscy osadnicy przywieźli ze sobą takie zdobycze cywilizacji jak ludobójstwo,
choroby, nałogi, biedę, obowiązek pracy, a przede wszystkim poczucie wyższości
uprawniające ich do niszczenia kultury aborygeńskiej, do narzucania swojej
religii, do przymusowej asymilacji „dzikich” a co za tym idzie odbierania aborygeńskim
matkom dzieci i umieszczania ich w sierocińcach aby zapomniały tam o swej
tożsamości, przestały czuć więź z członkami własnego plemienia i stały się
użytecznymi pracownikami, potulnymi sługami wypełniającymi wszystkie rozkazy
rasy panów. Może obiło się Wam gdzieś o uszy wyrażenie „skradzione pokolenie”(„stolen
generation”)? Dotyczy ono aborygeńskich (ale nie tylko, ponieważ podstępnie wywożono też z Wielkiej Brytanii białe dzieci) dzieci w latach 1900 –
1970 zabiernanych od rodziców i umieszczanych w przytułkach, internatach albo
adoptowanych przez białe rodziny. Były tam traktowane jak darmowa siła robocza.
Często bito je i wykorzystywano seksualnie. Kto chciałby dowiedzieć się czegoś
więcej na ten temat temu polecam gorąco obejrzenie australijskiego filmu fabularnego
z 2003 roku pt. „Polowanie na króliki” („Rabbit Proof Fence”). Opowiada on
przejmującą historię trzech dziewczynek aborygeńskich, które w latach
trzydziestych dwudziestego wieku siłą wywiezione do takiego sierocińca
postanowiły uciec i wrócić do swych matek przemierzając 1500 km spalonych
słońcem bezdroży i wędrując wzdłuż płotu, dzielącego Australię na pół a
mającego chronić ją przed plagą królików.
W chwili, gdy
pod koniec osiemnastego wieku angielski podróżnik James Cook dotarł do
wschodnich wybrzeży kontynentu australijskiego mieszkało tam od kilkuset
tysięcy do miliona Aborygenów. Prowadzili
zbieracko-łowiecki, koczowniczy tryb życia. Odżywiali się prosto, ale zdrowo.
Podstawę ich diety stanowiły nasiona, orzechy makadamii, zioła, korzenie, owoce
oraz jadalne liście rosnące w buszu, larwy owadów, mięso kangurów i strusi,
dzikie ptactwo, węże, żółwie i ryby. To wszystko zapewniało tubylcom zdrowie,
dawało poczucie trwałości, bezpieczeństwa i spokoju.
Później na
skutek eksterminacji prowadzonej przez kolonizatorów ich populacja zaczęła
szybko spadać. W latach trzydziestych dziewiętnastego wieku było ich już tylko
67 tysięcy. Obecnie żyje ich w Australii około 250 tysięcy..
zdjęcie z Internetu
Dopiero w 1967
roku Aborygenom została przyznana pełnia praw obywatelskich, fundusze na opiekę
socjalną i edukację a także zaczęto im zwracać część ziemi.
W 1971 roku
aborygeński artysta Harold Thomas zaprojektował flagę australijskich
Aborygenów. Górny, czarny pas flagi symbolizuje rdzennych mieszkańców
kontynentu, dolny – czerwony, australijską ziemię, pośrodku flagi zaś
umieszczono żółtą kulę symbolizującą słońce. W 1995 roku flaga ta została
zaakceptowana przez rząd Australii jako jeden z symboli narodowych tego
państwa.
W 2008 roku
australijski premier Kevin Rudd w parlamencie australijskim przeprosił za
wieloletnie praktyki dyskryminacji i prześladowania wobec rdzennej ludności Australii.
Powiedział wówczas: „Przepraszamy, że jako dzieci
zostaliście zabrani swoim rodzicom i umieszczeni w instytucjach, w których tak
często doświadczaliście molestowania. Przepraszamy za cierpienie psychiczne,
głód emocji i zimny brak miłości, czułości i troski.” Oglądałam wówczas
jego wystąpienie w australijskiej TV. Widziałam
szczerość w oczach Rudda i jego chęć zmiany na lepsze obecnego stanu rzeczy. Patrzyłam na twarze zgromadzonych w parlamencie oraz
przed ekranami telebimów Aborygenów. Ich oczy były pełne łez. Czekali na te
przeprosiny bardzo długo. Na uznanie ich za takich samych, jak biali ludzi. Na należny im szacunek. Na
zwrócenie im świętych ziem oraz umożliwienie życia według ich potrzeb i
zasad.
zdjęcie z Internetu
Za tymi przeprosinami miały pójść
nowe, korzystne dla Aborygenów ustalenia prawne oraz zmiana w postrzeganiu
Aborygenów przez białych. Okazuje się jednak, iż od momentu przemówienie Rudda niewiele się tam zmieniło. Nadal prym wiedzie dyskryminacja rasowa. Nadal wiele
osób postrzega ciemnoskórych autochtonów jako przestępców, spekulantów, prymitywnych
leni i nieuków albo zdemoralizowanych i niewdzięcznych osobników. Widać to
także wymiarze sprawiedliwości, który dyskryminuje autochtonów.
Według wskaźników, mimo że Aborygeni stanowią zaledwie 3 proc. spośród 24
milionów mieszkańców Australii, jednocześnie stanowią aż 27 proc. skazanych
więźniów. Natomiast jedyny formalny przedstawiciel aborygeńskiej społeczności -
Narodowy Kongres Pierwszych Ludów Australii, jest przez rząd w Canberze
lekceważony a jego rady i zalecenia względem polepszenia losu Aborygenów
zupełnie nie są brane pod uwagę. Aborygeni nadal są nierozumiani, nadal irytują
odmiennością swych zachowań i obyczajów. Przykładem tego jest np. fakt budowania
dla przez rząd domów dla Aborygenów i oczekiwania, iż osiedlą się tam na stałe
a potem będą dbać o swoje mienie. A przecież naturą tego rdzennego ludu Australii
jest wędrowanie i nieprzywiązywanie się do rzeczy materialnych. Źle się czują
tkwiąc wciąż w jednym, na dodatek narzuconym sobie, miejscu. Ponadto zgodnie z
wierzeniami aborygeńskimi, kiedy w domu ktoś umiera, to wraz z nim umierają wszystkie
sprzęty i przedmioty w nim zgromadzone. Takie miejsce należy opuścić a najlepiej spalić, gdyż dopiero wtedy zmarły
może opuścić ziemię i przejść do krainy przodków.
Na wiele rzeczy jest już chyba za późno. Los
Aborygenów zdaje się przesądzony. Nie potrafią a pewnie i nie chcą zasymilować
się z resztą australijskiego społeczeństwa. Za późno też
dla nich na powrót do tradycyjnego
życia tubylców. Nie da się przecież
odciąć zupełnie
od współczesności, zamieszkać w buszu i żyć jak gdyby
białych nigdy w Australii nie było. Są. A wraz z nimi istnieją miasta pełne
wieżowców. Autostrady pełne warkotliwych, śmierdzących aut. Kasyna pełne
automatów do gier. Mafie narkotykowe docierające swymi mackami do najmniejszych
nawet osad. Góry plastiku zatruwające powietrze. Jedzenie pełne tłuszczu,
cukru, soli, sztucznych barwników i konserwantów.
Doszło do tego, że większość mieszkańców
aborygeńskich osad nie ma pojęcia o tym, jak znaleźć pożywienie w buszu, jak
przetrwać z dala od cywilizacji. Odarci ze swojej tradycji i tożsamości, poranieni
wewnętrznie, zdani na truciznę cywilizacji
gubią się zupełnie. Organizowane są dla nich (przez białych!) specjalne kursy i
szkolenia na ten survivalu. Jednak nie cieszą się zbyt wielką popularnością.
Dziś większość Aborygenów
żyje w slumsach wielkich miast, w rezerwatach albo w osadach aborygeńskich. Tam
wielopokoleniowe, wieloosobowe rodziny tłoczą się w maleńkich domkach często
bez kanalizacji i elektryczności. Przeważająca ich większość nie pracuje. Tylko
kilka procent aborygeńskich dzieci kończy szkoły średnie. Codzienność
aborygeńską w tych położonych w upalnym interiorze terenów spowija apatia, brud,
marazm i przygnębienie. Otumaniają narkotyki i alkohol. Coraz większa panuje tam
agresja, coraz liczniejsze są samobójstwa, gwałty oraz rozboje. Plenią się
typowo cywilizacyjne choroby takie jak cukrzyca, otyłość, nadciśnienie a nade
wszystko depresja. Przeciętny Aborygen żyje 17 lat krócej niż biały. Duża jest także śmiertelność wśród ich niemowląt.
typowe pamiątki z Australii
O parze
współczesnych młodych Aborygenów wegetujących we współczesnym świecie w
przejmujący sposób opowiada np. australijski film z 2009 r. pt. „Samson and
Delilach” Warwicka Thorntona.
Na szczęście
jakiejś części Aborygenów udało się wyrwać z tego stanu beznadziejności i
osiągnąć coś w świecie białych albo też być głosem swego ludu, domagającym się
praw i szacunku dla rdzennych mieszkańców Australii. Niektórzy pracują jako
strażnicy i przewodnicy w parkach narodowych. Jeszcze inni zajęli się
tworzeniem muzyki, pisaniem prozy i poezji, malarstwem czy też sportem. Poniżej
przedstawiam sylwetki kilkorga najciekawszych reprezentantów tego tubylczego
ludu, który walczy o swoje prawa i tożsamość, który próbuje istnieć mimo
wszystko.
Nieszczęsna rasa
Mówi dziki człowiek
Biały człowieku,
należysz do nieszczęsnej rasy
Ty sam odszedłeś od
natury i ustanowiłeś prawa cywilizacji
Ty sam zniewoliłeś
siebie, jak zniewoliłeś konia i inne dzikie stworzenia
Dlaczego, biały
człowieku?
Wasza policja
zamyka twoje plemię w domach z kratami
Widzimy biedne
kobiety szorujące podłogi u bogatych kobiet
Dlaczego, biały
człowieku, dlaczego?
Wyśmiewasz się z
„biednych czarnuchów”, mówisz, że mamy być tacy jak ty
Mówisz, że mamy
porzucić dawną wolność i swobodny czas
Że mamy być
cywilizowani i pracować dla ciebie
Dlaczego, biały
człowieku?
Zostaw nas w
spokoju, my nie pragniemy
Twoich krawatów ani
kołnierzyków, nie potrzebujemy
Twojej codziennej
rutyny ani obowiązków
Pragniemy dawnej
wolności i radości, która mieszka wszędzie
Poza twoją
nieszczęsną rasą, biedny biały człowieku
Powyższy wiersz jest autorstwa Oodgeroo Noonuccal, znanej też jako Keith Walker (1920-1993), poetki i aktywistki aborygeńskiej z
plemienia Noonuccal. Wychowywała się na wyspie Stradbroke koło Brisbane, gdzie
rodzice uczyli ją szacunku dla natury i umiejętności przetrwania w buszu.
Wiodła szczęśliwe życie do czasu pójścia do szkoły, gdzie, gdy okazało się, iż
jest leworęczna prześladowano ją i bito za to, zmuszając od pisania prawą
ręką. Chcąc pomóc rodzicom przez kilka
lat w domach bogatych białych zatrudniała się jako służąca. Chciała zostać
pielęgniarką, ale jako Aborygence nie wolno jej było dalej się kształcić. Przez
całe swoje życie walczyła o polepszenie losu Aborygenów. Była pierwszą
Aborygenką, której wydano tomik poezji (We Are Going, 1964). Podróżowała do
wielu krajów świata, gdzie czytała swoje wiersze, opowiadała o życiu
współplemieńców. Wykładała na uniwersytecie. Otrzymała doktoraty honoris causa
od wielu instytucji . W 1988 roku w akcie protestu przeciw świętowaniu
dwustuletniego osadnictwa na ziemiach australijskich zwróciła nagrodę MBE,
którą osiemnaście lat wcześniej dostała od królowej angielskiej. Powiedziała
wówczas, że z punktu widzenia zdegradowanych do roli zwierząt, wyzutych z
godności, okradzionych z tradycji i pozbawionych ziemi Aborygenów naprawdę nie ma
powodu do żadnego świętowania takich rocznic.
Pierwszym znanym
aborygeńskim malarzem był Albert
Namatjira (1902-1959). Urodził się
wśród ludu Arrernte w Hermannsburgu, niedaleko Alice Springs na ziemi
zarządzanej przez misję luterańską. Jako nastolatek ożenił się z Aborygenką o
imieniu Rubina i miał z nią siedmioro dzieci. Na co dzień zajmował się różnymi
pracami dorywczymi. W połowie lat trzydziestych do jego osady trafiło dwóch
artystów z Melbourne, którzy w zamian za pokazanie kilku pięknych plenerów zgodzili
się nauczyć go swojego sposobu malowania farbami akwarelowymi. Albert okazał
się bardzo pojętnym uczniem i już kilka lat później miał swoją pierwszą wystawę
w Melbourne. Jego tak inne od tradycyjnego, „kropkowanego” malarstwa tubylczego
obrazy w szybkim czasie stały się sławne i rozchwytywane przez największe
galerie sztuki na całym świecie. Jak na Aborygena stał się bardzo bogaty.
Nareszcie mógł pomagać swojej rodzinie i członkom swego plemienia. Wyjątkową twórczością
Namatjiry zachwycała się nawet królowa angielska.
Swojej sławie zawdzięczał fakt przyznania jemu i jego żonie(jako pierwszym Aborygenom) w 1957 obywatelstwa australijskiego. Jako obywatel australijski zyskał m.in. prawo do głosowania, kupna ziemi, domu oraz alkoholu. I to właśnie sprawa owego nieszczęsnego alkoholu zniszczyła mu życie. Otóż jego współziomkowie oczekiwali, że będzie dzielił się z nimi mocnymi trunkami, gdyż w zamieszkiwanych przez nich rezerwatach panowała zupełna prohibicja a za posiadanie alkoholu tubylcom groziła kara więzienia. W 1958 roku policja oskarżyła Alberta o dostarczanie rumu Aborygenom. Nie uwierzyła Namatjirze w jego zapewnienia o niewinności. Uwięziono go na kilka miesięcy. Pobyt w więzieniu tak przybił Namatjirę, że wkrótce po wyjściu z niego zmarł na serce.
jeden z obrazów A. Namatjiry
Swojej sławie zawdzięczał fakt przyznania jemu i jego żonie(jako pierwszym Aborygenom) w 1957 obywatelstwa australijskiego. Jako obywatel australijski zyskał m.in. prawo do głosowania, kupna ziemi, domu oraz alkoholu. I to właśnie sprawa owego nieszczęsnego alkoholu zniszczyła mu życie. Otóż jego współziomkowie oczekiwali, że będzie dzielił się z nimi mocnymi trunkami, gdyż w zamieszkiwanych przez nich rezerwatach panowała zupełna prohibicja a za posiadanie alkoholu tubylcom groziła kara więzienia. W 1958 roku policja oskarżyła Alberta o dostarczanie rumu Aborygenom. Nie uwierzyła Namatjirze w jego zapewnienia o niewinności. Uwięziono go na kilka miesięcy. Pobyt w więzieniu tak przybił Namatjirę, że wkrótce po wyjściu z niego zmarł na serce.
Cathy Freeman,
to urodzona w 1973 roku lekkoatletka, biegaczka. Była pierwszą osobą
pochodzenia aborygeńskiego, która wygrała złoty medal Wspólnoty Narodów oraz
rywalizowała na olimpiadzie (Barcelona 1992).W 1996 roku zdobyła srebrny medal
w Seulu a w 2001 złoty medal olimpijski w Sydney. Po zwycięstwie, podczas rundy
honorowej, biegła z dwoma flagami: oficjalną australijską oraz nieoficjalną,
którą posługują się Aborygeni. Ten gest miał być symbolem pojednania między
białymi i czarnymi mieszkańcami Australii a także apelem, iż najwyższy czas by
rząd australijski przeprosił Aborygenów za wieki prześladowań. Ówczesny premier
John Howard nie był gotowy na takie przeprosiny a nawet zakazał wszelkich
manifestacji politycznych związanych z Aborygenami. Jednakże podczas tego
samego uroczystego zamknięcia igrzysk olimpijskich w 2001 r. wystąpił zespół
australijski „Midnight oil”, który zaśpiewał piosenkę o winach białych
kolonizatorów, o nędzy i nieszczęściu rdzennej ludności Australii. Członkowie
zespołu ubrani byli w czarne stroje z napisem „sorry”. Ogromna publiczność
zgromadzona na stadionie doskonale zrozumiała przekaz tej pieśni i wymowę
czarnych strojów. Wszyscy czuli, że najwyższy już czas na zmiany, że nie da się
dłużej zamiatać pod dywan problemu Aborygenów.
Archie Roach –
urodzony 1956 r. w Mooroopnie w środkowej Victorii aborygeński muzyk,
kompozytor, autor tekstów piosenek oraz działacz społeczny na rzecz Aborygenów.
Wraz z dwoma siostrami jako czteroletni chłopiec został odebrany swoim rodzicom
i wywieziony do sierocińca prowadzonego przez misję chrześcijańską. Później
adoptowała go rodzina szkockich emigrantów z Melbourne, dzięki której nauczył się grać na gitarze i
instrumentach klawiszowych. Mając piętnaście lat skontaktował się ze swoją
siostrą, która poinformowała, że właśnie umarła ich rodzona, niewidziana od
dawna matka. Ta informacja tak go załamała, że uciekł z domu swoich opiekunów i
przez czternaście lat błąkał się po najciemniejszych zaułkach miasta i wraz z
innymi bezdomnymi pił każdy rodzaj alkoholu jaki tylko udało mu się zdobyć.
Obecnie Roach wraz z żoną i dziećmi mieszka w Berri w Australii Południowej.
Jego dom stał się schroniskiem dla chcących wyjść na prostą owładniętych
narkomanią, alkoholizmem albo depresją Aborygenów.
Najbardziej znaną piosenką Archiego Roach jest: „Took The
Children Away” („Zabrali dzieci”). Poniżej sama piosenka oraz fragment znalezionego
w Internecie jej tłumaczenia.
Zabrali dzieci
„Ta historia jest prawdziwa
Nie powiedziałbym ci kłamstwa
Jak oni, którzy nie dotrzymali obietnic
Jak oni, którzy ogrodzili nas jak owce.
Powiedzieli nam, przyjdź, podaj nam rękę
Wysłali nas na ląd misyjny.
Nauczyli nas czytać, pisać i modlić się
Potem zabrali dzieci daleko, zerwali z piersi matki
Powiedzieli, że to jest najlepsze
Zabrali je.
Nie powiedziałbym ci kłamstwa
Jak oni, którzy nie dotrzymali obietnic
Jak oni, którzy ogrodzili nas jak owce.
Powiedzieli nam, przyjdź, podaj nam rękę
Wysłali nas na ląd misyjny.
Nauczyli nas czytać, pisać i modlić się
Potem zabrali dzieci daleko, zerwali z piersi matki
Powiedzieli, że to jest najlepsze
Zabrali je.
Czekał je przymusowy dobrobyt
Powiedzieli, że musimy to zrozumieć
Damy twym dzieciom to, czego ty nie możesz dać
Nauczymy je, jak naprawdę żyć.
Nauczymy, jak żyć, tak powiedzieli
Zamiast tego upokorzyli je
Nauczyli je tego i tamtego
Ale nie oduczyli się uprzedzeń.
Zabrali dzieci, dzieci są daleko
To łamie serca ich matek
Rozerwali nas wszystkich…”
Powiedzieli, że musimy to zrozumieć
Damy twym dzieciom to, czego ty nie możesz dać
Nauczymy je, jak naprawdę żyć.
Nauczymy, jak żyć, tak powiedzieli
Zamiast tego upokorzyli je
Nauczyli je tego i tamtego
Ale nie oduczyli się uprzedzeń.
Zabrali dzieci, dzieci są daleko
To łamie serca ich matek
Rozerwali nas wszystkich…”
I na koniec chcę
jeszcze przedstawić ostatnią interesującą, lecz niestety, tragiczną postać
aborygeńskiego muzyka, którego piosenek lubię słuchać. Geoffrey
Gurrumul Yunupingu (1971-20017),
był niewidomym od urodzenia
aborygeńskim piosenkarzem i kompozytorem oraz autorem tekstów śpiewanych przez
siebie pieśni. Grał na gitarze, perkusji, klawiszach i digderidoo. Gurrumul
urodził się w Galiwin'ku, na wyspie Elcho , u wybrzeży Arnhem Land. Większość
utworów śpiewał w języku plemienia Yonlgu. Nie potrafił za dobrze mówić po
angielsku i był bardzo nieśmiały. Zdobył wiele nagród muzycznych, w tym
prestiżową dla najlepszego, niezależnego artysty Australii. Ciekawostką jest to, iż w 2011 roku
występował w Sali Kongresowej w Warszawie.
Po jego przedwczesnej śmierci (chorował na nerki i wirusowe zapalenie
wątroby a jako Aborygen miał o wiele gorsze możliwości leczenia, niż biały) rodzina
G. Yunpingu wbrew aborygeńskiej tradycji, zgodnie z którą po śmierci imię
zmarłego staje się niewymawialnym tabu pozwoliła na dalsze używanie wizerunku i
imienia Gurrumula, stwierdzając, że jego osoba i twórczość były dobrem
narodowym, a jego śpiewane w starym, aborygeńskim narzeczu pieśni nie powinny
być nigdy zapomniane, tak jak nie powinny być zapomniane tradycje, języki i obyczaje tego najstarszego na świecie ludu…
Piękna historia o tym jakże ciekawym ludzie... Sam będąc mały bardzo lubiłem czytać o Aborygenach, najbardziej zaskakuje mnie chyba to że Aborygeni jako lud mieli tylko grupę krwi A i 0, żadnej innej ;) Pozdrawiam serdecznie! :)
OdpowiedzUsuńOch! Nie wiedziałam o tym, że Aborygeni mieli tylko grupę krwi A i O. Ciekawe! Dziękuje za tę informację, Maksie!:-)
UsuńJakis czas temu zostalam okrzyczana przez mieszkanke Australii jak napisalam cos na temat krzywd jakie rzad Australijski wyrzadzil Aborgenom. Bylo to na (wtedy zaprzyjaznionym blogu) i ona twierdzila, ze to absolutnie nie prawda, bo Aborgeni maja wszystko za darmo tylko nie chca korzystac.
OdpowiedzUsuńNo coz rozne bywaja krzywdy.
Moim zdaniem bialy czlowiek niesie za soba zniszczenia i smierc, tak bylo i jest w Australii i podobnie w Ameryce z rdzenna ludnoscia tego kraju. Nasi rzadzacy tu i owdzie tez przepraszaja za masakry, za odbieranie dzieci itp. Ale co z tego? Nic za tymi slowami nie stoi bo i nie moze stac. Sa krzywdy za ktore przeprosic nie mozna, a do takich nalezy bezprawne zawlaszczenie ziemi tubylcow i niewolnictwo.
Aborygeni są chodzącym wyrzutem sumienia, tak samo Indianie, Eskimosi, ludy Amazonii, Żydzi, Cyganie i wiele wiele innych.
UsuńMyslę, iż wszystko zależy od tego, co chcemy i potrafimy widzieć. Wiele osób wypiera trudne do zaakceptowania fakty, wiele nie chce zrozumieć i przyznać, że nie wszystko jest takie białe jak chcieliby to widzieć. Prawie każdy kraj ma w swojej historii ciemne karty. Nie ma niewinnego.Większosci tych win naprawic sie nie da, ale zaprzeczanie im jest kolejną krzywdą.
...Aborygeni mają wszystko za darmo, tylko nie chcą korzystać...l tak twierdzi mieszkanka Australii. Ponoć pod latarnią najciemniej. Obejrzałam wiele filmów, programów na temat Aborygenów, były momenty, że dłonie zaciskały mi się w pięści (cóż, zgodnie z podanym przez Ciebie testem Oluś, mam osobowość Rzecznika:-) Ach, my zielone ludziki:-)). Znam historię początków "białej Australii". Przypłynąć na cudzy ląd, okrzyknąć się jego właścicielem, zepchnąć rdzennych mieszkańców do roli istot gorszego gatunku. Hm...,ale my ludzie, nie wszyscy, wielu z nas tak przecież mamy. Żeby wykazać własną ważność nawet w obrębie własnej rasy, narodu, grupy społecznej, zawsze będziemy szukać kogoś, kogo można zdeptać, poniżyć, a choćby i trochę pomnniejszyć. Po co? Żeby powiększyć się we własnych oczach, podnieść własną wartość. To, co zrobiono Aborygenom wciąż robi się wielu ludziom, choćby z naszego otoczenia, tylko wymiar krzywd jest jakby mniejszy, mniej dostrzegany. Ale czy naprawdę mniejszy w poczuciu tych, których to dotknęło?
UsuńUściski serdeczne i buziaki Wam przesyłam:-)***
Ach, my ludzie! Tyle w nas dobra i tyle zła i boli, że chyba tego drugiego wciąz jest więcej. A do tego głupoty, która nie pozwala nam pojac jak wiele bezcennych rzeczy niszczymy bezpowrotnie. Tyle kultur tubylczych wyginęło, tyle dzikich zwierząt, tyle roślin. A my nadal kroczymy przed siebie z buldożerami, walcami, piłami spalinowymi, karabinami i człołgami, nie dostrzegajac jak niewiele zostało nam już dobrych miejsc do życia, czystego powietrza, przyjaznej przestrzeni, wciąz mysląc, że robimy to, co trzeba, że natura zniesie wszystko. Trwa wielkie wymieranie a my tańczymy wesoło niczym na tonącym Titanicu.
UsuńA poza tym, tak jak napisałaś, są zwyczajne, codzienne krzywdy i cierpienia, których nikt nie dostrzega, a które takze powinny obciązć jakieś sumienia. Jednak zdaje się, że wielu z nas nie posiada sumień, nie chce ich mieć, bo to wiązałoby sie z bólem i koniecznością zmiany swego egoistycznego postepowania.
Serdeczne uściski zasyłamy Ci Marytko oraz, rzecz jasna, soczyste cmoki zielonego smoka!:-)***
Oleńko, od jakiegoś czasu mam problemy z wejściem na jakikolwiek z ulubionych blogów. Dzisiaj potrzebowałam kilkunastu minut żeby wejść na Waszą stronę. Dostawałam jakieś bzdetne komunikaty o błędzie, braku takiej strony itp. W związku z tym będzie mnie mniej u Ciebie, bo kiedy już uda mi się wreszcie dostać na Waszą stronę, to albo jestem wkurzna na tyle, że nie chcę pisać komentarza albo nie jestem w stanie go napisać. Będzie mnie więcej jeżeli to się zmieni, może znajdę jakiś sposób żeby poprawić pracę netu na moim tabku.
UsuńZawsze Was lubiąca i bliska Waszemu postrzeganiu Świata:-) Przesyłam moc uścisków i całusów na zapas. Przesyłam Ci całą skrzyneczkę buziaków Oleńko. Codziennie rano otwórz tą skrzyneczkę, a dostaniesz buziaka z dobrymi życzeniami. To się nigdy nie wyczerpie. To taka samoładująca się skrzyneczka:-)***
Marytko, przykro mi, że masz takie problemy z wejsciem na mój blog. Wiem jednak, że nie tylko Ty masz z tym kłopot. Od jakiegos czasu cos mocno szwankuje na wielu blogach i nie wiadomo, co jest tego przyczyną i kiedy sie skończy. To jest irytujące i frustrujące zarówno dla autorów blogów, jak i osób komentujących. Wcale Ci sie nie dziwię, że gdy po wielu próbach nie udaje Ci sie zamieścic komentarza w koncu zupełnie odpuszczasz, bo ileż można zmagac sie z tą oporną maszynerią. Też mam podobnie i jak przez dłuższy czas nie daję rady czegos zrobić, przezwycieżyc to w koncu rezygnuję. Taka jest natura ludzka i dotyczy to oczywiscie nie tylko blogów.
UsuńDlatego tym bardziej wdzięczna jestem, że mi o tym napisałaś, bo będę rozumiała powody Twojej nieobecności, nie będę sie martwić, że coś zawiniłam, ale że Tobie coś sie stało (bo niestety często mam skłonności do takiego myślenia).
Miejmy nadzieję, że to ,co sie w tej maszynerii zepsuło szybko się naprawi i będzie tak, jak trzeba.
Marytko kochana, dziekuję za Twoja skrzyneczke z bezcennymi dla mnie skarbami. Będę ją otwierac i uśmiechać sie do jej zawartosci. I myśleć z ogromną życzliwoscią o miłej wrózce Marytce, która mi ją przesłała!:-)
Ściskam Cię gorąco i przesyłam pozdrowienia z owładniętej śnieżycą i zawieją wioski!:-)***
Czytałam dużo o Australii, wiem o tym wszystkim. Aborygeni byli tak związani z Ziemią, że byli nią samą właściwie. Mieli bardzo głębokie zrozumienie po co tu jesteśmy, skąd się wzięliśmy i dokąd odchodzimy. Naprawdę warto poczytać o ich sposobie patrzenia na świat. Bardzo ze mną rezonuje.
OdpowiedzUsuńNa całym świecie są takie historie. To się powtarza i powtarza, nie uczymy się nic. Wolę Olu myśleć, tak jak aborygeni, że tu nic nie jest prawdziwe. Oprócz miłości. I kiedy stąd odejdziemy, tam po drugiej stronie jest prawdziwy Dom.
I mnie odpowiada aborygeński sposób patrzenia na świat. To harmonijne współistnienie ze sobą wszystkiego, co żyje i pragnienie by wszystko pozostało tak, jak jest.I jeszcze jedno - Aborygeni cenią sobie spokój, milczenie, długie, głebokie zamyslenie i przeżywanie wewnętrzne tego, co ich otacza, tego, czego częścia są. Jestem w tym podobna- im jestem starsza tym więcej milczę, tym bardziej ważny jest dla mnie spokój i możliwośc odcięcia się od wszystkiego, co zaburzałoby ten dobry stan...
UsuńMam nadzieję, że miłość jest tą siłą, która rządzi światem, buduje go, leczy, naprawia i sprawia, że wszystko ma i będzie mieć sens.
Dzięki za ten wpis, Olgo.
OdpowiedzUsuńSmutne to wszystko, ten brak szacunku i pycha. W stosunku do INNEGO.
Czy to Czarny, Czerwonoskóry, Aborygen, Lapończyk, Innuit, Jakut, Ślązak, Żyd, Polak, kobieta, dziecko, staruszek, pedał, lesba. Właściwie każdego można zakwalifikować jako INNEGO czyli gorszego. Każdy sobie znajdzie tego kogoś gorszego, coby się nad nim troszkę poznęcać - najlepiej dla jego dobra. Och, jakże sobie trzeba patrzeć uważnie na ręce, w głowę i serce, żeby nie dać się tej skłonności.
Zdjęcia piękne, piosenki też, wiersze szczere i prawdziwe....
A ja dziekuję Ci Agniecho za sprowokowanie mnie do napisania tego posta. Przygotowując sie do tego spedziłam długi czas czytając i wyszukując informacje o Aborygenach, przeglądajac zdjęcia, tłumacząc teksty, oglądając o nich filmy . To był dla mnie twórczy i ciekawy czas.Cieszę się, że to, co napisałam i pokazałam wzbudziło Twoje zainteresowanie.
UsuńTak, masz rację, pisząc iż to pycha, niczym nieusprawiedliwione poczucie wyższości i lepszości, lęk przed innnymi wynikajacy z ich niezrozumienia, niechec a nawet nienawisc w stosunku do inności są przyczyną tego zła, które sprawia, iz jedne rasy dyskryminują inne.Jedni ludzie poniżają innych. To było, jest i będzie zawsze, niestety. I choc pisanie o tym jest głosem wołającego na puszczy, to i tak trzeba to robić. Wciaz i wciaż uswiadamiać ludziom jacy są, pokazywać ich prawdziwą naturę, budzić wrażliwosć na los innych, budować uczucie empatii. Moze choć maleńki ich promil coś dzięki temu zrozumie, moze zechcą coć zmienic w sobie i wokół siebie.
Pierwszy raz o ,,skradzionym pokoleniu" usłyszałam oglądając film ,,Australia". Dla mnie jako matki, to straszne. Nie wyobrażam sobie, jak ktoś mógłby zabrać mi dzieci tłumacząc to ich ochroną, wychowaniem w innej religii czy lepszym środowisku. I żadne przepraszania tu nie pomogą, to tylko słowa, za którymi nie idą czyny...
OdpowiedzUsuńTak, w filmie "Australia" bardzo dobrze pokazana jest krzywda, którą wyrządzali aborygeńskim matkom i dzieciom przekonani o słusznosci swego postępowania biali mieszkańcy Australii, o swojej szczytnej misji. Dla mnie jest najstraszniejsze w tym wszystkim właśnie to ich przekonanie, brak refleksji, empatii, odrobiny zrozumienia dla tych, których los zmieniali na zawsze. Ale co tu sie dziwić, skoro z australijskiej ksiegi fauny i flory wykreślono Aborygenów dopiero w latach sześdziesiątych dwudziestego wieku!!!Przez prawie dwieście lat wolno było strzelać do Aborygenów niczym do królików! To co? Mieli sie wczuwać w króliki?!
UsuńTak, żadne przeprosiny nie pomogą. Stały sie rzeczy, które sie nie odstaną a zaprzeczanie zbrodniom białych jest kolejną zbrodnią popełnianą na wspólcześnie zyjacych Aborygenach.
W imię czego biali tak niszczyli inne cywilizacje? Religii, która ponoć każe nadstawiać drugi policzek?
OdpowiedzUsuńZawsze mi żal było tych pięknych kultur zniszczonych przez konkwistadorów, unicestwionych dzieł rąk ludzkich, wprowadzania na siłę swoich obyczajów, wiary i pojęć o moralności.
Oglądałam film o tych dziewczynkach, był poruszający, a ludzkość nie nauczyła się niczego i zawsze gotowa wrowadzać siłą "swoje", najczęściej dla zysków materialnych, zasłaniając się wyższymi celami.
Ech, szkoda słów, zniszczymy w końcu sami siebie.
Na pewno przekonanie o własnej wyższosci a co za tym idzie i religii było główną przyczyną tego bezmiaru zła wyrządzanego Aborygenom, ale i chęć zdobycia cennych terenów, wyrugowanie stamtąd prawowitych właścicieli ziemi, poprzez zaprzeczenie, że są istotami ludzkimi, poprzez odebranie im wszelkich praw.Wynikał też z tego zupełny brak wyrzutów sumienia u białych, lecz przeciwnie, rosło zadowolenie z samych siebie, wszak Stwórca kazał podporządkowywać sobie ziemię i wszystko, co na niej zyje.
UsuńTen film "Polowanie na króliki" zrobił i na mnie ogromne wrażenie. Jest jeszcze jeden podobnie wstrząsajacy, którego wciąż szukam w sieci i znaleźć nie mogę. To "Oranges and Sunschine". Opowiada on białych (!!!)dzieciach z sierocińców albo dzieciach samotnych matek wywożonych z W.Brytanii do Australii i tam wykorzystywanych do ciezkiej pracy, bitych, wykorzystywanych seksualnie. Ten proceder trwał aż do 1970 roku.
To zło jest trudne do pojęcia, pamiętam sobie z młodości jakiś serial o handlarzach niewolników, i jak na tych statkach biali gwałcili murzyńskie kobiety, bo niewolnica w ciąży była więcej warta - drugi towar w środku, bezpiecznie zapakowany. Ci faceci w ogóle nie odbierali dzieci czarnych kobiet jako swojego potomstwa. W głowie się nie mieści.
UsuńI to wszystko gdzieś w nas trwa, zło, gwałt, nienawiść, to poczucie bycia lepszym od OBCEGO.
A ci sami handlarze niewolników albo inkwizytorzy i kaci albo esesmani i enkawudziści potrafili mieć dwie twarze. Dobrą dla swoich i złą dla obcych. Cudowny tatuś w domu,ale oprawca w pracy.Takie wygodne rozdwojenie.
UsuńNiestety, zło jest pojęciem relatywnym. Nie dla każdego zło jest złem, niektórzy skłonni są nawet uważać je za dobro (oczywiście jeśli służy ich interesom). Sumienie to coś, co łatwo wyłączyć jednym pstryczkiem. Tam, gdzie pojawia sie możliwośc osiągnięcia jakiegos zysku albo utrzymania czy zdobycia władzy znika moralnosć. Zawsze ludzkosc dzieliła sie na "nas - lepszych" i "tamtych obcych - gorszych". To usprawiedliwiało wszelkie podboje i okrucieństwa. Nadal usprawiedliwia. Jest wygodne. Daje pretekst do wyrażania pogardy wobec inności.
Hmm. Można by oskarżyć o wszystko męski testosteron, ale to byłoby zbyt duze uproszczenie, bo i kobiety potrafią być okrutne. A choć historia dziejów człowieka oparta jest na podbojach, wojnach, zabijaniu, niszczeniu, pogardzie, to jednocześnie paradoksalnie wojny te były źródłem postępu i powstawania nowych kultur (wszak najwięcej służacych nam obecnie wynalazków było wymyslanych pierwotnie dla wojska). Na gruzach jednego prędzej czy później powstawało nowe. Na chwilę nastawał pokój i znowu odradzała się wiara w siłe dobra, w jakąs trwałość, w szczytne ideały. Ale zło nigdy przecież nie ustaje w swej podstępnej robocie. Wciąz kuje w swych kuźniach nowe szable, tworzy nowe preteksty do kolejnych zmian, miesza nam w głowach...
Bardzo ciekawa hstoria... Kiedys duzo czyta;am takze o Indiach i rdzennych mieszkancach Ameryki... Tego, co zrobili wtedy ludzie nie cofnie niestety nic.
OdpowiedzUsuńTak, historia Aborygenów jest bardzo ciekawa. W powyższym tekście (choć jest tak długi jak na standardy blogowe)zaledwie ją musnęłam. Mam nadzieję, że jeśli to kogos zainteresowało poczyta sobie więcej w Internecie albo w książkach.Np. jest świetna ksiazka polskiego podróznika Marka Tomalika pt. Gdzie kwiaty rodzą sie z ognia". On mieszkał wśród Aborygenów, poznał ich na tyle, na ile dali mu sie poznać. To fascynująca lektura!
UsuńStraszny los spotkał Aborygenów i straszne jest to, że do dzisiaj im tych krzywd nie wynagrodzono... a biali Australijczycy nadal się za lepszych uważają.
OdpowiedzUsuńRany zadane aborygeńskiemu ludowi są zbyt głębokie aby mozna było je wyleczyć. Zmiany zaszły za daleko. Wynagrodzenie krzywd jest chyba niemozliwe. Obawiam się, że Aborygeni skazani są na wymarcie, bo świat taki jaki jest, nie jest ich światem. A nic nie zapowiada tego by miał sie zmienic na lepsze - wręcz przeciwnie.
UsuńBiały człowiek na przestrzeni dziejów dokonał wiele zła i dokonuje, również tuż obok nas...smutne.
OdpowiedzUsuńBiały człowiek niszczy ziemię, czyste środowisko, unikalne kultury, piękno...I chyba jedyną szansą na przetrwanie ziemi, na jej ocalenie jest...zniszczenie białego człowieka.
UsuńAborygeni zawsze mnie fascynowali z tą swoją egzotyczną kulturą. Pamiętam, że wszystko zaczęło się od przygotowania referatu z geografii i poszukiwania książek na ten temat(zawsze wolałam referaty i prezentacje przygotowywać na podstawie książek, a nie internetu", potem były jakieś filmy dokumentalne na ten temat. A teraz mam to wszystko u Ciebie na blogu niczym w pigułce. Tak bardzo jest żal czytać o tym, co nasza biała rasa robi z tym wspaniałym ludem, obawiam się, że wkrótce wyginą. Bardzo, bardzo szkoda...
OdpowiedzUsuńAborygeni są tak inni od białych a nawet od innych ciemnoskórych ludów świata, iż nic dziwnego, iż stanowią źródło fascynacji. Są niczym żywa skamielina i niczym żywy wyrzut sumienia dla białych. Studiujac ich mitologię można dowiedziec sie wielu interesujacych rzeczy.Niesamowite jest np. to, że oni nie zapisujac niczego a tylko przekazujac kolejnym pokoleniom swe opowieści potrafili zachować pamieć o wydarzeniach majacych miejsce nawet dziesiatki tysiecy lat temu( np. o czasach biblijnego potopu).
UsuńTo, co napisałam tu o Aborygenach to zaledwie nikły procent wiadomosci, które można o nich wyczytac w ksiazkach albo w Internecie. Z wielu dotyczących ich tematów musiałam zrezygnować, bo ten tekst (i tak przecież bardzo długi) musiałby mieć kilka kilometrów długości!
Pisz w odcinkach.:-)
UsuńCzęsto tak robię, ale tym razem chciałam zmierzyć sie z tematem w jednej części!:-)
UsuńOlgo - przede wszystkim gratuluję Ci tak ciekawego tekstu. Powinnaś /o ile już tego nie zrobiłaś/ opublikować go w wielu innych miejsach w sieci.
OdpowiedzUsuńDużo o Aborygenach wiedziałam, ale przecież nie aż tyle.
A że biały człowiek dokonywał i nadal dokonuje wiele zła to po prostu straszliwy wstyd.
Bardzo dziękuję za wspaniały chociaż smutny tekst.
Dziękuję za Twoje życzliwe słowa, Stokrotko.
UsuńNapisanie o Aborygenach, próba zawarcia w tekście najważniejszych informacji o nich były dla mnie sporym wyzwaniem. Jest tyle wiadomości na ich temat, że cięzko jest to wszystko jakos ogarnąć, z czegoś zrezygnować a coś innego uwypuklić. Jednak wiele jest w necie podobnych artykułów, wiec sądzę, iż nie ma potrzeby bym usiłowała gdzieś poza blogiem publikować ten swój tekst.
Dla mnie najważniejsze w powyższym tekście jest przedstawienie kilku osób ważnych dla kultury i tożsamosci Aborygenów.Mysle, że na przykłądzie ich życiorysów najpełniej można pokazać los Aborygenów. Smutny los.
Bardzo ciekawy wpis Olgo i zdjęcia - zaczarowane. Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńAborygeni to dla mnie samej ciekawy, nigdy nie nudzący temat, dlatego chciałam napisać o nich nieco wiecej i pokazać przy okazji trochę zdjęć z Australii.
UsuńPozdrawiam Cię bardzo serdecznie, Gabrysiu!:-)
Nie umiem pojąć jak można wejść na czyjąś ziemię, widzieć ludzi, bo przecież istota ludzka jest charakterystyczna i po prostu zająć ziemię ignorując jej mieszkańców. Pięknie napisane. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńSęk w tym, że biali nie uważali Aborygenów za ludzi. Pewniej wygodniej im było postrzegać ich jak zwierzęta, bo wszak człowiek sam siebie postrzega jako istotę wyższą, pana świata, a więc wszystko mu wolno i wobec zwierząt nie musi mieć wyrzutów sumienia.Grunt to własny interes. Do niego choćby po trupach. Tak było, jest i tak będzie, niestety.
UsuńPozdrawiam Cię Agatko.
W młodości czytałam książki o Indianach, ich kulturze, wierzeniach, obrzędach i o ich losie. To podobny los jak Aborygenów i biali też tam mieli swoją niechlubną rolę. A wcześniej Majowie, Inkowie ... a później Cyganie, Żydzi ... Ta biała rasa panów okrutna była i wstyd mi za nią, tym bardziej że te ludy nie broniły się bo mieli przekonania pokojowe, byli dumni ale nie hardzi, ufni i pełni spokoju.
OdpowiedzUsuńPiękne wzornictwo, takie kolorowe i radosne. Podobno taki motyw mają też samoloty australijskich linii lotniczych.
Aborygeni bronili się, nie byli potulni (zanim biali przybyli do Australii plemiona aborygeńskie toczyły czasem ze sobą wojny, jednak wówczas ich siły były wyrównane a zasady walki znane i akceptowane).Jednak w starciu z białymi ich próby obrony siebie i swych ziem zawsze kończyły się klęską, by nie powiedzieć masakrą z powodu na małej liczebnosci tubylców oraz ich braku nowoczesnej broni.Przez kilka lat Aborygeni zdołali w takich bitwach zabic dwustu białych, podczas gdy ich samych w tym samym czasie zginęło kilkadziesiąt tysięcy.To było trochę tak jakby Neandertalczycy próbowali walczyc z dobrze uzbrojonymi, współczesnymi zołnierzami. Zero szans na wygraną.
UsuńTak, to wzornictwo aborygeńskie, te precyzyjnie namalowane kropeczki, ta soczystosc barw wiele osób zachwyca - tak inna jest od wszystkiego, co znane. Smutne jest tylko, że przeważajacą większośc pamiątek aborygeńskich wykonuje sie taśmowo w Chinach a potem sprowadza do Au, żeby udawały oryginały.
Tak, australijskie linie lotnicze są ozdobione motywem sztuki aborygeńskiej. Z tego, co pamiętam stewardessy maja na sobie bardzo ładne sukienki z motywami tego kropkowanego wzoru.I w wystroju samolotów też sie ten motyw przewija.
Hi !!OLA -zmienilas zdjecie ,ja lubilam tp poprzednie nazywalam Cie CALINECZKA -Thumbelina!)
OdpowiedzUsuńNIE zabiera glosu w powyzej sprawie-przepraszam.
Pozdarwiam serdecznie sciskam lapki p.Gosia
Cześć, Gosiu! Tak, zmieniłam zdjęcie, bo musiałam zmienić profil z googlowskiego na blogerowski, żeby wszystko poprawnie mi na blogu działało. A zmieniajac tamto zachciało mi sie przy okazji zmiany zdjęcia.Na obecnym jestem już nie Calineczką, lecz wędrowniczką i to mi lepiej odpowiada!:-)
UsuńPozdrawiam serdecznie i ściskam Twoje łapki!:-)
Olgo kochana nie moge sie dostac do Twojego bloga, czasem udaje sie nie wiedziec jak. Historia Aborygenow zawsze mnie poruszala do glebi - wywoluje we mnie zal ale tez straszna zlosc : jako bialy czlowiek nie chce miec nic wspolnego z tymi ktorzy dokonywali tych masakr i podbojow - przeciez wiadomo kim byli , to byli glownie przybysze z Anglii! i tak jak przywoziliniewolnikow do Ameryki , tak i w Australii zagrabili i ludzi i ziemie ... to jedna zachlanna nacja dokonala wiekszosci tych zbrodni - a teraz ja jako bialy czlowiek tu i teraz sie od nich odcinam . To nie jest moj wstyd - to bylo i jest dzielo ' Korony' - Kitty
OdpowiedzUsuńTak, oczywiście, że w przypadku podporządkowania sobie Australii (oraz Ameryki Północnej) winę ponoszą głównie Brytyjczycy. Zaczęło sie to wszystko od wywożenia do Australii więźniów, zesłańców - róznej maści kryminalistów. Dopiero potem zaczęto tam wysyłać dobrowolnych osiedleńców (zazwyczaj byli to ludzie zdesperowani biedą i brakiem perspektyw w Anglii). Motorem zasiedlania Australii była też żądza zdobywania nowych, bogatych w złoża naturalne i żyzne ziemie terenów oraz chec posiadania darmowej siły roboczej.Ale Anglicy to przecież nie jedyna tak ekspansywna i przekonana o swej wyższosci nacja - przecież hiszpańskie podboje Ameryki Południowej były równie straszne. A średniowieczne najazdy mongolskie i tureckie? A potop szwecki? A podbój Syberii przez Rosjan? Można by jeszcze długo wymieniać bo historia świata pełna jest tego typu okrucieństw, ale bezlitosne postępowanie Anglików wobec Aborygenów boli nas chyba tak bardzo, bo działo sie to tak niedawno (a właściwie w pewnym sensie nadal sie dzieje w postaci dyskryminacji rasowej, niezrozumienia i pogardy wobec autochtonów australijskich). A wydawałoby sie, że przez wieki ludzkosc powinna zmądrzeć, że powinna umieć wyciągnąc wnioski z historii, nauczyc sie cenic to, co jest i chronić unikalne kultury a nie niszczyć. Aborygeni byli najstarszym ludem na świecie, którzy wraz ze swoją kulturą, swoim sposobem życia i wierzeniami przetrwał cało i zdrowo 50 tysiecy a moze i 100 tysiecy lat i wystarczyło dwieście lat panowania Anglików by prawie całkowicie to wszystko unicestwić. Strasznie to smutne, tym bardziej, że tendencja do podboju róznych krain dla zysku wcale nie zmalała - wręcz przeciwnie, niestety! Tam, gdzie jest można zarobić, tam gdzie jest np. ropa naftowa zaraz znajdują sie powody by zaprowadzać siłą "demokrację" i niby to przy okazji przejąc kontrolę nad złożami naturalnymi. Irak zniszczony, a już wkrótce pewnie ten sam los czeka Iran a moze i Wenezuelę...
UsuńCieszę się, Kitty, że udało Ci sie w końcu zamieścić u mnie komentarz. Przykro mi, że wciaz są z tym jakieś problemy.
Pozdrawiam Cię serdecznie!:-)*
Olgo, a wiesz co mnie jeszcze dodatkowo boli i wkurza? To ze tego dokonywali i dokonuja .... mezczyzni. Kobiety nie mialy nic do gadania, zreszta nie liczyly sie wcale ... To nie hordy kobiet najezdzaly , grabily i zabijaly - to byli i w wiekszosci sa mezczyzni. Dlaczego teraz zrownuje sie to do wygodnego stwierdzenia : bialy czlowiek , a niektore osoby nawet stwierdzaja ze w zwiazku z tym nalezy zniszczyc teraz bialego czlowieka... Jestem biala kobieta i buntuje sie przeciwko takim stwierdzeniom. ' Sa kraje szczegolnie wyposazone w tego Bialego czlowieka' ktory nadal eksploatuje i wyzyskuje, kradnie zasoby i niszczy cale kraje i kraiki, ale teraz robi to pod przykrywka obrony zagrozonej ' demokracji' i pokoju - przy pelnym poklasku mediow . A ja nie mam zamiaru posypywac glowy popiolem i brac odpowiedzialnosci za czyny tego ' bialego czlowieka' . Tacy ludzie jak Ty Olgo, jak cala rzesza osob przejmujacych sie losem Aborygenow , lacznie ze mna - my za to przepraszamy - my sie kajamy , a ta zabojcza karawana jedzie dalej. Wiec nie - ja wysiadam - ja tej karawanie urwalabym wszystkie kola i polamalabym dyszel - problem w tym , ze wiele osob nieswiadomie sie do niej przylacza . Tacy ludzie jak Maciek i im podobni wysiedli i ida pod prad - z wielkim wysilkiem , trudem ale w zgodzie ze soba. Pisze palcem na telefonie wiec ciezko mi idzie - to temat szeroki i goracy dla mnie jak wypalona ziemia Australii - usciski Kitty
OdpowiedzUsuńTak, Kitty - tego wszystkiego dokonywali mężczyźni, ale zauważ, że pierwszą żądną zamorskich terytoriów władczynią angielską była Elżbieta Tudor, natomiast czasem największych, imperialnych podbojów był wiek XIX, kiedy to władzę sprawowała królowa Wiktoria. Za czasów jej rządów podbito m.in. Cypr, Sudan, Egipt! Obawiam się, że władczynie musiały być bardziej męskie niż mężczyźni(czyli twarde, przebiegłe i wojownicze) aby móc utrzymać sie przy władzy. Poza tym sądzę, iż wszystkie te podboje wydarzały się za cichym przyzwoleniem kobiet a jeśli nie za przyzwoleniem, to wobec ich milczenia będącego rezygnacją z decydowania o czymś więcej niż o codzienności swej rodziny. Nie wiem, czy świat byłby lepszy, gdyby panował w nim matriarchat.Sądząc po zachowaniu wielu kobiet - nie.
UsuńŚwiat poszedł taką drogą a nie inną, bo chyba w charakterze człowieka leży cheć ekspansji i dominacji. W ogóle dotyczy to chyba większosci zwierząt. Jesli mogą, to zajmują coraz większe tereny wypierajac stamtąd słabsze zwierzęta albo zjadając je po prostu. A przecież człowiek (zarówno kobieta czy mężczyzna) to tylko ssak z rzędu naczelnych - a nie anioł.
Każdy jednak odpowiada za siebie. Nie możemy rządzić nikim poza samymi sobą. Nikt nie może nam zakazać kierować sie sumieniem, współczuć, chcieć pomagać słabszym, nie uczestniczyc w wyścigu szczurów, szanować przyrodę. Robimy, co możemy, ile dajemy radę w naszych realiach.Bywa cięzko, bo to kamienista droga, ale najważniejsze, że staramy sie nikogo na tej drodze nie krzywdzic, a przynajmniej traktować innych tak, jak sami chcielibyśmy być traktowani.
Ściskam Cię gorąco, droga Kitty!:-)
I smutno, i straszno, i nie wiadomo co zrobić. Pisanie, mówienie, przepraszanie, owszem jest ważne, ale i tak dociera tylko do tych, którzy chcą słuchać. A świat ( ludzie ) niestety w większości jest głuchy i dalej pędzi ku zagładzie. Tak myślę.
OdpowiedzUsuńMidnight oil - ech przypomniałaś mi stare czasy, gdy całą miesięczną objazdówkę po Hiszpanii z operami Verdiego umilała mi muzyka tego zespołu ( a raczej kaseta słuchana przez walkmana ).
UsuńW wielogodzinne, gorące przejazdy w autobusie bez klimy ( to początek lat dziewięćdziesiątych był )
ich mocne brzmienie i ważne słowa dobrze się wpisywały.
Serdecznie pozdrawiam z lasu Olu i dziękuję za Twój jak zawsze ważki post.
Oczywiście, że pisanie o takich tematach jak ludobójstwo, jak wyzysk człowieka przez człowieka, jak dyskryminacja rasowa dociera zazwyczaj tylko do tych, którzy chcą o tym czytać, i którzy są już tego wszystkiego świadomi. Świadomi i bezradni wobec przeważajacej siły mamony, która rządziła i rządzi wszystkim.Historia ludzkosci pisana jest krwią. Biegu wielu spraw nie da sie odwrócic. Można tylko na swoim małym poletku starać sie robic cos dobrego, widząc w takim lokalnym działaniu sens, wiedząc, że jest wielu podobnych wariatów-pasjonatów i że tylko w nich jest jakaś szansa dla tej naszej biednej planety.
UsuńOch! Fajne masz wspomnienie o Midnicht Oil. Gorące jak ich piosenki, jak klimat, z których pochodza.
Bardzo lubię utwory zespołu Midnight Oil. Cieszę się, że takze wśród białych muzyków znalazł sie ktos, dla kogo ważne były i są problemy społeczne Australii, którzy mieli na tyle odwagi, by śpiewać o nich i manifestować swoją postawę poparcia dla Aborygenów wówczas, gdy inni jeszcze milczeli. Muzyka tego zespołu wpada w ucho ich rytmiczna muzyka, poruszają niebanalne teksty ich piosenek. No i teledyski są nagrywane przeważnie w australijskich plenerach, a na nie zawsze miło popatrzeć, pomysleć przy okazji o skomplikowanej historii tych ziem.
Uściski serdeczne ślę Ci, Anziu!:-)
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !
OdpowiedzUsuńDziękuję i również serdecznie pozdrawiam!:-)
Usuń