sobota, 3 marca 2018

Kilka wspomnień, parę nut…




                                                                                moja młodziutka babcia Eugenia, tuż po wojnie

   Przeczytawszy niedawno wpis u Ewy2 traktujący o starych zapiskach jej cioci - nauczycielki i zobaczywszy u niej kartki z pamiętnika tejże cioci przypomniałam sobie, że i ja mam tego typu pamiątki. Będąc jakiś czas temu w katowickim domu rodzinnym wygrzebałam w moich rzeczach zeszyty, w których w latach osiemdziesiątych babcia Eugenia robiła różne wpisy z myślą o mnie. Chciała mi coś po sobie zostawić a i ja nalegałam by koniecznie spisywała swoje wspomnienia i cokolwiek, co wyda jej się ważne. I oto mam dwa zeszyty pełne jej notatek i rysunków. Pierwszy zatytułowany „Rady babci dla Oli” zawiera m.in. różne przepisy kulinarne, porady dotyczące gospodarstwa domowego i pielęgnacji urody a drugi, ten bez tytułu mieści w sobie parę babcinych tekstów dotyczących historii przedwojennej.

 babcia Eugenia w latach dziewięćdziesiątych
  
    Mama mojej mamy zawsze bardzo lubiła pisać, rysować i śpiewać. Ach, ileż ona znała piosenek! Pamiętam cudowne chwile, gdy siadałyśmy z babcią i mamą w kuchni. A tam w cieple, w upojnym zapachu gotującego się bigosu czy rosołu śpiewałyśmy razem aż do zachrypnięcia. Szkoda, że nie nagrywałam tego wtedy, szkoda, że nie spisywałam tekstów tych piosenek. Większość z nich już zapomniałam... 
  Babunia umiała pięknie opowiadać o życiu, ale umiała też słuchać, co wcale nie jest tak częste.  Podczas wojny pracowała w zakładzie zbrojeniowym na Śląsku. Przez kilka miesięcy więziona była przez Niemców za pomoc włoskiemu jeńcowi zmuszonemu do pracy w tej samej fabryce. Była w nim zakochana z wzajemnością i dzieliła się z nim swoimi racjami żywnościowymi. W więzieniu ciężko rozchorowała się na płuca. To, niestety, zaważyło na całym jej późniejszym zdrowiu i życiu. W latach osiemdziesiątych niespodziewanie dostała list od owego Włocha. Nie mieli ze sobą kontaktu od wojny. Pisał o swoim życiu, o wdowieństwie i samotności. Prosił by przyjechała do niego, bo nie zapomniał nigdy o ich miłości. Nazywał ją w liście "Gina, blondina, mio cuore...". Uśmiechała się czytając jego słowa. Ocierała łzy wzruszenia. Kiedyś też tak do niej mówił. Była wtedy prześliczną blondynką o filmowej urodzie. Teraz z lustra spoglądała na nią zmęczona, schorowana, posiwiała starsza pani...Nie pojechała do Włoch. Ten wojenny romans był już teraz dla niej niczym odległa, budząca wzruszenie pieśń. Ta pieśń należąca już tylko do przeszłości. Eugenia miała w Polsce swoje życie, dzieci i wnuki, swoje pasje, smutki i radości.To było całe jej życie.Umarła w połowie lat dziewięćdziesiątych mając 72 lata. A mnie pozostały po niej poza ciepłymi wspomnieniami właśnie owe dwa zeszyty, kilka listów, fotografii i rysunków…




   Babcia pochodziła z Sosnowca, stolicy robotniczego Zagłębia. Całe jej życie toczyło się w tamtych stronach. I oto widzę w jednym z zeszytów spisaną jej ręką opowieść o leżącym w sąsiedztwie Sosnowca, przedwojennym Będzinie. Dotyczy ona zamieszkałej tam wówczas społeczności żydowskiej, która w tamtych czasach stanowiła ok. 60 procent ogółu mieszkańców. Wspomnienie babci, to wspomnienie bardzo młodej dziewczyny a właściwie dziewczynki, jaką wówczas była. A ja z racji tego, że od dawna interesuję się tematyką żydowską a obecnie piszę moją opowieść o mieszkańcach karczmy na rozstaju dróg, przeczytałam zapiski babuni z dużą ciekawością…



Będzin było to przed wojną miasto żydowskie. Wszędzie, nawet w suterenach były przeróżne sklepy i sklepiki, do których wciągali ludzi żydki zachwalając swój towar. Towaru różnego było dużo, było z czego wybierać i targować się o cenę. Ludzie z Pogoni lub z Piasków chodzili często na zakupy do Będzina, bo można było parę groszy taniej kupić chleb i żywność. Żydzi w czarnych, błyszczących chałatach i małych czapkach z daszkiem, tzw. jarmułkach krzyczeli i kręcili się wszędzie. Prawie wszyscy Żydzi nosili długie pejsy a starsi też brody. Stare Żydówki nosiły peruki, młode były ładne. Niektóre były krawcowymi, modystkami lub fryzjerkami. Inne pracowały jako sprzedawczynie w sklepach. Nie wszyscy Żydzi handlowali. Niektórzy zajmowali się rzemiosłem, byli krawcami, malarzami, piekarzami itp. (…)

   Ja sama, kiedy jeszcze mieszkałam w Katowicach byłam w Będzinie wiele razy. Lubiłam zwłaszcza jeździć na tamtejszy wielki targ, który z dawien dawna odbywał się w soboty i przyciągał rzesze ludzi z Zagłębia i Śląska. Pewnie i przed wojną zjeżdżali się nań kupujący i kupcy z całego powiatu a może i z dalsza. Wyobrażam sobie jak to mogło wtedy wyglądać. Na targowisku można było kupić mydło oraz powidło i spędzić parę godzin między stoiskami, kramami, kioskami i stolikami. Kwitło tam życie, słyszało się głośne rozmowy, śmiechy, sprzeczki i nawoływania w różnych językach. Wielobarwny, pogodny tłum pełen werwy i ciekawości w poszukiwaniu interesujących towarów podążał beztrosko przed siebie, nie wiedząc o tym, jak straszne niespodzianki szykuje los…



   Na stronie poświęconej żydowskim miasteczkom, tzw. sztetlom czytam o tragicznej historii Żydów będzińskich, których trzydziestotysięczna populacja została w czasie II w. światowej niemal doszczętnie przez Niemców wymordowana. Już na początku września 1939 roku zaczęło się ich prześladowane i poniżające traktowanie. Przymusowe golenie bród, obcinanie pejsów, zamykanie ich sklepów, aresztowania i rozstrzeliwania. W nocy z  ósmego na dziewiątego września hitlerowcy spalili synagogę wraz z modlącymi się tam 200 osobami. Potem podpalali w mieście dom po domu i nie pozwolili strażakom na ich gaszenie. Płonęła cała dzielnica żydowska a uciekający z pożarów Żydzi byli rozstrzeliwani. Ocalali z wrześniowych pogromów wyznawcy religii mojżeszowej zmuszeni zostali do zamieszkania w będzińskim getcie, skąd wywożono ich do obozów pracy przymusowej a od 1941 r. do obozu koncentracyjnego Auschwitz, gdzie większość z nich zginęła.  Na początku 1945 roku Będzin został wyzwolony przez armię radziecką. W rodzinne strony zaczęli powracać nieliczni, ocaleni z zagłady mieszkańcy tych terenów. Wychodzili z kryjówek ci, którzy zdołali ukryć się na czas wojny. Przyjeżdżali z łagrów w Kazachstanie i Uzbekistanie repatrianci narodowości żydowskiej. Latem 1945 roku w Będzinie było około 1300 polskich Żydów. W 1968 roku po fali antysemickich prześladowań większość niewielkiej, będzińskiej społeczności żydowskiej zmuszona została do emigracji…

***

   Od dawna szukam w internetowych zasobach piosenek nuconych mi kiedyś przez babcię i niedawno znalazłam dwie spośród nich na YT. Słowa pierwszej z nich są autorstwa Juliana Tuwima (kompozytor nieznany).”Stara piosenka” opowiada o pewnym żydowskim skrzypku wywodzącym się właśnie z Będzina. Śpiewała ją kiedyś Hanka Ordonówna...


 Miasteczko Będzin w Polsce jest
I rynek w tej mieścinie
Na rynku znany łobuz był
Jankielek Wasserstein

A ojciec jego grajkiem był
Na ślubach grał w Będzinie
I zwał się Abram Wasserstein
I wszystko było fajnie.


Gdy Jankiel miał 16 lat
Rzekł tata, buty włóż
Weź skrzypce synku i jedź w świat
ja stary jestem już
Jak tylko Żydek umie grac
To w świecie on nie zginie
Pamiętaj, kto ci skrzypce dał
I co twój tata grał.


Dźwięki starej piosenki, ojojoj
Płyną za tobą w świat.
Skrzypki weźmiesz do reki, ojojoj
Zagrasz pieśń dawnych lat
Czy to Rotszyld czy to ja
Każdy w życiu łzy w oczach ma
Gdy się te smętną piosnkę gra

Oj, bardzo ciężkie były dni
Na Muranowie w kinie
I w barze na Tłomackim źle
choć trochę lepiej było..
Aż wreszcie gdy w oazie grał
zapomniał o Będzinie
i zwał się już Modlicki Jan
tak bardzo mistrzem był
Lecz często Jankiel budził się
Czy shimmy grał czy blues
I w skrzypcach słyszał drżący głos
ten głos co przeszłość niósł
Jak tylko Żydek umie grać
To w świecie on nie zginie
Pamiętaj, kto ci skrzypce dał
I co twój tata grał

Dźwięki starej piosenki, ojojoj
płyną za tobą w świat
skrzypki weźmiesz do reki, ojojoj
zagrasz pieśń dawnych lat
czy to Rotszyld czy to ja
każdy w życiu łzy w oczach ma
Gdy się te smętną piosenkę gra


I po będzińskim rynku szedł
Abrama pogrzeb czarny
przybijał do New Yorku już
wspaniały Cunard-Line
dolarów 500 w Wilnie ma
najwięcej dziś kawiarni
charlestona król John Waterstone
nie, Jankiel Wasserstein
i pole ma i wilka ma
i stare skrzypce swe
wilkowi często na nich gra
i serce niezłe jest.
Jak tylko Żydek umie grac
to w świecie on nie zginie
te same skrzypce będzie miał
i swoim dzieciom grał.


Dźwięki starej piosenki, ojojoj
płyną za tobą w świat
skrzypki weźmiesz do ręki, ojojoj
zagrasz pieśń z dawnych lat
czy to Rotszyld czy to ty
każdy Żyd ma oczach łzy
przy tej piosence z dawnych dni.

   Druga, to żydowska kołysanka pt. „Srulek”. Jej autorem jest Emanuel Schlechter. Śpiewały ją m.in. siostry Rayfer.  Obie te pieśni bardzo mnie wzruszają. Przypominają mi ukochaną babcię. Jej drżący charakterystycznym, przedwojennym wibratem, miły głos. Ostatnio często słucham tych utworów, pomagają mi wyobraźnią przenieść się do dawnych czasów, pomagają pisać moją "Karczmę"…


 W małym żydowskim zaułku dziś gwar
dużo ludzi, radość, lamp naftowych żar
Handlarzowi z Łodzi dziś się syn urodził
Właśnie dostał piękne imię Srul

Ojciec z radości aż łzy w oczach ma
Bawcie się, radujcie, lecz już cicho sza
Srulek oczka zmrużył
Bal pewnie go znużył
Śpij kochany, nie znaj co to ból

Syneczku złoty Srulku mój
Nad tobą czuwa ojciec twój
Do ciebie nie ma żalu, szczęścia twego rad
Dopóki starczy sił, ty w szczęściu będziesz żył
I wielkim kiedyś ujrzy ciebie świat

Srulek już podrósł i do szkół chodzi już
Nad nim wiecznie czuwa ojciec anioł stróż
Choć jak wól haruje, Srul tego nie czuje
Synek wszystko musi mieć co chce

Wraca do domu ojciec w późną noc
Kaszel dusi w piersi, stracił dawną moc
Drżąca ręka sina głaszcze główkę syna
I przez łzy do Srulka śmieje się

Syneczku złoty Srulku mój
Nad tobą czuwa ojciec Twój
Do ciebie nie ma żalu, szczęścia twego rad
Dopóki starczy sił, ty w szczęściu będziesz żył
I wielkim kiedyś ujrzy ciebie świat

Srulka wesele dziś odbywa się
Sale roztańczone, goście bawią się
Srul dziś jest bogaty
nie zna swego taty
nawet nie zaprosił go na ślub

Stary, złamany, w oczach wielkie łzy
Stoi siwy ojciec skulony u drzwi
Choć boleśnie szlocha
Srulka zawsze kocha
Co tam ojciec, jutro może grób

Syneczku złoty Srulku mój
choć gorzko płacze ojciec Twój
Do ciebie nie ma żalu, szczęścia twego rad
Tyś pan dziś złota syt
Jam tylko stary Żyd
Bądź zdrów, ja idę w ciemny, straszny świat...

49 komentarzy:

  1. Z drugiej piosenki pamiętam tylko malutki fragment:
    ...Srulek był bogaty
    on nie zna swego taty
    nawet nie zaprosił go na ślub...
    Ten fragment śpiewała moja mama i też w kuchni, nie pamiętam czy znała całą piosenkę.
    Pochodzę z rozśpiewanego domu i tata i mama mieli dobre głosy i lubili śpiewać. Przed założeniem rodziny oboje śpiewali w chórach, potem mama przeszła ze śpiewem do kuchni, tata dalej śpiewał w chórach, różnych, długo, do siedemdziesiątki. Jak byłam dzieckiem to w naszym domu często odbywały się śpiewające spotkania, bo chórzyści po próbach przychodzili do naszego dużego mieszkania i przy herbatce, śpiewali. Ja też często sobie coś tam nucę pod nosem, a mój brat z którym mieszkam, wygwizduje melodie :)
    Pozdrawiam Cię Olu, bardzo często podczytuję, nie komentuję, bo ja jestem ciężka do pisania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze takie muzyczne wspomnienie, związane z żydowskimi piosenkami. Dawno temu w Niemczech w Hamm byłam na widowisku muzycznym pt Anatewka, była to adaptacja Skrzypka na dachu, a wystawiano ją w amfiteatrze w naturalnej scenerii parku, było to wspaniałe przeżycie! :)

      Usuń
    2. Czyli mamy podobne wspomnienia...Kuchenne, wielopokoleniowe śpiewanie, chór ( i ja nalezałam do chóru w czasach podstawówki).Cieszę się Mario, że znana Ci jest piosenka o Srulku. Jest tak melodyjna i wzruszajaca, że nie da sie jej zapomnieć.Na "Skrzypku na dachu" byłam dawno temu w katowickim Spodku. Przedstawiał go wówczas teatr muzyczny z Gdyni. To wspaniała opowieść. Lubie pochodzące z niej piosenki od kiedy pokazywano w TV filmową, amerykańska wersje "Skrzypka na dachu". Na YT znalazłam niedawno przepięknie spiewaną przez Zdzisławę Sośnicką piosenke o Anatewce.
      Fajnie, że się odezwałaś Mario.Dziękuję za opowieść o Twojej rozśpiewanej rodzinie. Dobrze wiedzieć, że czytasz mojego bloga. Pozdrawiam Cie serdecznie podśpiewując sobie od rana "Srulka"!:-))

      Usuń
  2. Ależ jesteś podobna do babci Gieni! Nawet chyba masz zbliżony charakter pisma. Ze wzruszeniem poczytałam przepisy i rady, żeby "z papryki wyjąć gniazda nasienne":)))Skorzystam i ja, bo właśnie szykuję śniadanie. Pozdrowienia gorące!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobna? A wiesz, że ja tego podobieństwa w ogóle nie widzę?!:-) Ale wewnętrznie podobna jestem bardzo. To niesamowite jak wiele rzeczy dziedziczy sie po przodkach - nawet charakter pisma.Cieszę się, że moge po latach poczytać to, co babcia pisała z myslą o mnie, skorzystac z rad, wzruszyć się ciepłem emanującym z kartek starych zeszytów...
      Pozdrawiam Was serdecznie dziewczyny z mroźnego i śnieżnego Pogórza!:-))

      Usuń
  3. Miło tak powspominać czasy młodości i ludzi którzy mieli na nas dobry wpływ. Mam nadzieję, że prawnuki będą czytać mojego bloga i wzruszą się odrobinę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, miło powspominać. Cieszę się, że mam taki namacalny kawałek duszy mojej babuni zaklęty w tych zeszytach.
      Na pewno Twój blog, Krystynko będzie kiedyś piekną i wzruszajacą pamiątką dla Twoich dzieci i wnuków!A poza tym będą miały moc ciepłych wspomnień.One są najwazniejsze!:-))

      Usuń
  4. Takie "wspomnieniowe" posty należą do moich najulubieńszych. Nasi wspaniali krewni i ich przyjaciele zasługują przecież na upamiętnienie. Nie muszą być to jakieś dramatyczne historie, wystarczą opisy codziennego życia - to naprawdę jest ciekawe nawet dla postronnych osób. Ważne, by umieć uchwycić te momenty, ożywić je i uwiecznić. Róbmy to, kochani! Olu, miałam ogromną radość czytając tę perełkę przy herbacie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, i ja uważam, że warto pisać o naszych krewnych, znajomych i przyjaciołach.Utrwalać pamiec o nich. Nie pozwolic im odejść zupełnie.Przecież byli i nadal są ważną częścią nas samych, a skoro tak, to ocalając pamięć o nich ,ocalamy kawałek siebie...
      Ciepłe pozdrowienia zasyłam Ci Errato!:-)*

      Usuń
  5. I ja miałam ogromną przyjemność czytać przy kawie z rana te cudne wspomnienia. Olu, miałas wielkie szczęście, ja niestety żadnej babci nie znałam. To coś niesamowitego, że zapisała dla Ciebie swoje rady prosto z serca i wspomnienia, zapisała Ci trochę siebie. Co za wspaniały dar.Ty moja droga po prostu wyglądasz na osobę, która była dobrze kochana:) Babcia była mądrą kobietą i swoją romantyczną historię miłosną zostawiła w przeszłości, zbyt duża różnica kulturowa ich dzieliła oraz całe życie, żeby poskładać z tego nowe. Talenty przechodzą z pokolenia na pokolenie, nie tylko uroda. Jak dobrze, że jest internet, że można pisać i spotykać ludzi, jakich by się nigdy nie spotkała. Twoja babcia na pewno by pisała ciekawego bloga.
    Jaka szkoda, że zniknął żydoski folklor z polskich ulic. Jaka szkoda, że wciąż padają obrazliwe słowa z ust bezmyslnych ludzi. Zawsze musi być ktoś gorszy, żeby maluczcy poczuli się lepiej.
    Dziękuję Ci za piosenki i trochę historii, interesowałam się losami Żydów z moich stron i stron moich rodziców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo sie cieszę, że spodobała Ci sie moja wspomnieniowa opowieść, Eulampio. Ostatnio tak bardzo "siedzę" w historii czasów przedwojennych i wojennych, że tamte czasy stały mi sie bardzo bliskie.
      Obie babcie - wileńska matki taty i sosnowiecka mamy - pomieszkiwały z nami na zmianę od czasu do czasu. Mieliśmy maleńkie, dwupokojowe mieszkanko w bloku i zawsze wtedy z którąś babć spałam!:-) Nasłuchałam sie wówczas róznych ciekawych opowieści, ale mnóstwo już niestety zapomniałam.
      Babcia Gienia pielęgnowała sztukę epistolarną. Ponieważ całe zycie chorowała na płuca, to wciaz jeździła po sanatoriach. Stamtąd słała do nas listy. Mnóstwo ich w moim domu rodzinnym. Poza tym rysowała, haftowała, plotła gobeliny i bardzo lubiła spotkania z ludźmi, nigdy nie mówiła o nich źle, zawsze starała sie znaleźć w każdym coś dobrego...
      Tak, i ja uwazam, że to ogromna strata dla kultury polskiej, że z naszych ulic zniknął polski folklor, że kawałek naszej duszy wraz ze zniknięciem Żydów z naszych miast, został nam wyrwany.Bola mnie wszelkie przejawy antysemityzmu. Nie pojmuję tego i bardzo mi przykro, że znowu podwór antysemityzmu podnosi u nas swój ohydny łeb.
      Cudne są niektóre piosenki żydowskie, piękna klezmerska muzyka. Te melodie tak łatwo wpadaja w ucho i docieraja do serca, poruszajac tam cos bardzo mocno. Ciekawa byłabym Twoich opowiści Eulampio o Żydach z Twoich stron...
      Ściskam Cię mocno!:-)*

      Usuń
  6. Nie wiem, czy masz tak samo, ale kiedy ja grzebie w przeszlosci, to az boli. Mam poczucie, ze cos sie skonczylo, odeszlo na zawsze i pozostawilo mnie samiutenka. I dlatego chyba rzadko zaglebiam sie w rodzinne albumy, bo za dlugo potem dochodze do siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze mna bywa róznie, Aniu...Zalezy to chyba od mojego nastroju. Czasem, grzebiąc we wspomnieniach rozrzewniam sie w taki ciepły, niebolesny sposób.Jestem wtedy blisko osób, które odeszły, jakby promień słońca znowu padł na nich i na mnie. Przywołuję dawne czasy tak mocno, jakby wcale nie minęły. I doceniam to, że mam tak dobre wspomnienia. A czasem jest to tak smutne, że wywołuje cierpienie i łzy.Wtedy nie mogę nawet spojrzeć na zdjecie bliskiej mi osoby. Zaraz boli serce...

      Usuń
  7. To, co przeżyli żydzi, mi się w głowie nie mieści. Nie rozumie i nie zrozumie. :(((

    To niesamowicie piękny tekst o babci. Chciałabym taką. Urocza, radosna, umiejąca słuchać. Napisałaś o Niej z tak ogromną miłością. Wspaniale, że masz te dwa zeszyty. Babcia wspaniale rysowała. Historia z Włochem bardzo mnie poruszyła. Szkoda, że się już nie spotkali, choć może są razem. Totalnie poruszający tekst. <3

    Cudownego weekendu dla Was. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, koszmar, który był częścią losu i historii Żydów to cos niewyobrażalnego. Ale jeszcze bardziej niewyobrażalna i niewybaczalna dla mnie jest wciaż żywa niechęć a nawet nienawiść dla nich...Zamiast pielęgnować w sobie dobro i dobre wspomnienia, my Polacy lubimy wywoływać demony, oskarżać, nienawidzić, nie próbować zrozumieć...
      Cieszę się, że mogłam napisać o mojej babci Gieni. Była taka cichą, wrażliwą i skromną osobą.A tyle miała przeróznych talentów!
      Historia z Włochem jest taką ciekawostką w jej życiorysie. Z tego, co pamiętam w czasie, gdy napisał do niej list była od niedawna wdową. Pełna była wtedy smutku i bólu po odejściu ukochanego męża, tamta historia sprzed lat, na chwilę wyrwała ja z przygnębienia...
      Pozdrowienia serdeczne, Agnieszko!:-)

      Usuń
  8. Ale mialas babcie!!! troche Ci zazdroszcze, moja babcia w ogole nami sie nie interesowala, ojca mama z kolei umarla, kiedy tato mial 11 lat, wiec jej nie znalam.
    MAsz przebogate, piekne wspomnienia, ktore nikt Ci nie zabierze.
    Ja teraz robie porzadki w korepondencji, ktora zostawila moja mama, nie wyrzucila zadnego listu..wiec czytam i dowiaduje sie wielu rzeczy, czasem chcialabym cos wyjasnic, ale juz nie ma kogo zapytac...
    Piekny post Olu! sciskam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam kochaną babcię, która była wrażliwą, skromną osobą. Miałą ciezkie zycie, borykała sie wciaż z chorobami, problemami, zgryzotami codziennymi i nie miała niestety mozliwości by w pełni rozwinąć i wykorzystać swych talentów.
      Po latach dostrzegam, jak bardzo jestem do niej podobna, to aż niesamowite...
      Dobrze mieć jakieś pamiątki po bliskich. Móc ich dotknąc, powąchać, zamyślic sie, przywołać dawne czasy, ożywić to, co odeszło...
      Dobrze, że masz Grazynko tyle listów po mamie. To istna skarbnica unikalnych, rodzinnych wspomnień.
      No tak, o tyle rzeczy chciałoby sie swych bliskich zapytać, a nie ma już na to szans. Gdy człowiek sobie to uświadomi wtedy najwiekszy smutek ogarnia...
      Pozdrawiam Cię serdecznie, Grażynko!:-)

      Usuń
  9. Wzruszajacy post, Olu! Twoja babcia miała talent do rysowania. Niełatwo jest narysować ludzką twarz w której odbija się uczucie zadumy lub uśmiech, a to właśnie zobaczyłam na rysunkach Twojej babci.
    Ach te stare zdjęcia naszych babć i mam, jakie one wszystkie do siebie podobne. Często z jakimś zwierzakiem na rękach, na tle ścian albo wejścia do domu. Też mamy takie w rodzinnych zbiorach.
    Byłaś kochana, to dar serca, który procentuje przez całe życie:-)
    Moja babcia była twardą, chłodną kobietą. Nie rozczulała się nad swoimi dziećmi ani wnukami. Bałam się jej, trzymała cały dom mocną ręką. Była nieprzeciętnie inteligentna, czytała mnóstwo książek, miała bardzo wielu przyjaciół z którymi toczyła długie dysputy. Bardzo ją lubili i szanowali. Nie była babunią z kotem na kolanach i wnuczętami na rękach, o nie:-) A jednak zostawiła trwały ślad w moim zyciu, może przez ten nieprzemakalny, mocny rys swojego charakteru, który jednoczył i wiązał naszą rodzinę w całość.
    Osobiscie nie lubię wspominać i wracać do przeszłości, szczególnie do tego co bolesne, niedwracalne. Ona oczywiscie żyje we mnie i odzywa się często podczas czytania niektórych Twoich postów, ale jest tylko migawką, mgnieniem, refleksją. Po czym z radością wracam do tu i teraz:-)
    Serdecznie pozdrawiam:-)***
    Marytka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Marytko - moja babcia miała talent do rysowania.O wiele większy niż mam go ja, czy miała moja mama. Patrząc jednak na rysunki mojej córki widze, że to ona ma największe zdolności w tym kierunku, ale niestety, nie rozwija ich tak, jak by należało.
      Babunia wciąz coś rysowała. Na byle skrawkach papieru. Wszędzie. To był nawyk i sposób na odreagowania stresów, na przywołanie usmiechu w sercu. Zawsze miała pod ręka ołówek czy długopis. Lubiła też wyplatac gobeliny i haftować oraz pisać - przede wszystkim listy.I piekła wspaniałe podpłomyki na kuchni węglowej!:-)
      Ciekawa jestem Marytko, jak wiele odziedziczyłaś po swojej surowej babci. Czy w ogóle jesteś w czymś do niej podobna?
      Wspomnienia są częścią nas. Raz wychodzą na światło dzienne, bo potrzebujemy ich, bo są haj haust ożywczego powietrza, a raz chowają się gdzieś w środku, gdy nie ma na nie czasu, miejsca i nastroju. Ale są. Dobrze, że są. To przecież ważna część nas, naszych rodzin.
      Pozdrawiam Cię ciepło, Marytko!:-)***

      Usuń
    2. Nie, Olu. Nie jestem podobna do mojej babci, ani z charakteru, ani z wyglądu. Do drugiej babci też nie. A podobno dziedziczymy cechy charakteru i wygląd własnie po swoich dziadkach. Ja jestem wogóle jakimś rodzinnym wyrodkiem:-))) Moja mama nieraz zachodziła w głowę: I po kim ty masz charakter? A mój ojciec śmiał się z tego jej dociekania: Daj spokój, ona ma swój charakter i już, co ty tam znowu wymyślasz:-)
      Buziaki! Marytka


      Usuń
    3. Charakter, Marytko droga i wygląda możemy dziedziczyć po przodkach nawet sprzed setek lat. To niesamowite i trochę smutne, że nigdy nie dowiemy sie po kim konkretnie. Ktoś, kto był do nas tak podobny zył, działał, marzył dawno, dawno temu a jedyny ślad jaki po nim został, to jakis szczegół w naszym charakterze, wyglądzie, zachowaniu...
      Pozdrawiam cie ciepło!:-)

      Usuń
  10. Olgo, przeczytałam z zapartym tchem oraz ze łzami w oczach Twój post. Jak wiesz, Będzin leży tuż obok Dąbrowy Górniczej, nawet zastanawiałam się, czy nie składać papierów do tamtejszego liceum im Wyspiańskiego, który przed wojną był szkołą żydowską. Zawsze z szacunkiem patrzę na żydowskie kamieniczki w pobliżu zamku. Kiedyś wybrałam się w miejsce, gdzie hitletrowcy urządzili getto dla Żydów - bardzo to przeżyłam. A sobotni targ dalej cieszy się niebywałym powodzeniem. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za ten ważny dla mnie post.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, Karolinko, ze ten post obudził w Tobie tak wiele żywych uczuć.Zagłębie jest bliskie memu sercu poprzez pochodzenie mojej prababci, babci i mamy.I ja mam tam kilka ważnych dla mnie miejsc. Dobrze, że w Będzinie ocalały te kamieniczki zydowskie, bo np. w najbliższym ode mnie miasteczku, w którym przed wojną Żydzi stanowili wiekszość ich drewniane domy zwane "kuczami" zostały przez Niemców spalone a cmentarz kompletnie zdewastowany...
      Pozdrawiam Cię ciepło!:-)*

      Usuń
  11. O, to dorzucę opowieść o mojej, sześcioletniej wówczas mamie, która ze swoją mamą (a moją babcią) wybrały się tak kole 1935 roku z Katowic za Rawę, do Sosnowca właśnie, do konfekcyjnego sklepu Srula (!) po płaszczyk. Babcia wybrała porządny i ładny, ale tu okoniem stanęła moja zawsze grzeczna mama. Nie, nie i nie! Awantura! No i moja stanowcza babcia musiała ulec, kupiły płaszczyk ponoć brzydszy i lichszy, choć wcale nie tańszy, ale za to z broszką z wisienkami przy kołnierzyku ;)
    Katowice i Sosnowiec, dziś prawie zrośnięte, należały do dwóch róznych zaborów, dwóch róznych swiatów...
    Galia Anonimia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Katowice i Sosnowiec należały do dwóch róznych zaborów odzielonych od siebie fizycznie rzekami Brynicą i Przemszą, odrębnych pod względem rozwoju ekonomicznego, kultury i mentalności światów. To widać zresztą jeszcze do tej pory we stosunku mieszkańców tych miast do siebie. Podział na "goroli" i "hanysów". Swoich i obcych wciąż bywa silny w pewnych środowiskach.
      Ciekawe masz wspomnienie rodzinne z odwiedzin Twej mamy w sklepiku Srula.Wspomnienie o płaszczyku z broszką i wisienkami...Takie właśnie drobiazgi zapamiętuje sie najwyraźniej.Ja pamiętam, że w Katowicach w latach siedemdziesiatych w dzielnicy Józefowiec był sklep obuwniczy prowadzony przez staruszkę- Żydówkę. Zawsze mówiło się, że najlepsze buty są u starej Żydówki.Miałam stamtąd ładne sandałki...

      Usuń
    2. Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa, za Brynicę oczywiście! Pisałam i Rawa Blues mi się po łbie snuła ;)
      W latach siedemdziesiątych takich prywatnych sklepików było w Katowicach jeszcze mnóstwo, nawet w centrum, (nacji włascicieli nie znam): odzieżowe, obuwnicze, z czapkami... Najlepsze drewniaki były z tych sklepów ;)

      Usuń
    3. Tak mnóstwo było wówczas takich sklepików. I chyba dopiero zmiany ustrojowo-ekonomiczne z lat dziewięćdziesiatych podziałały na nie jak spychacz - zostało ich tak niewiele...

      Usuń
  12. Napisałam komentarz i poleciał w kosmos. Bardzo wzruszajace Twoje wspomnienie o Babci i pamiatka po niej.
    Też miałam babcię blisko, ale takich wspomnień nie mam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, tak to czasami jest ze znikającymi komentarzami, jak człowiek cos niebacznie przyciśnie. Też mi się to często zdarza.
      Trzeba pamiętać o swoich bliskich. Odświeżać te wspomnienia. Niech ważne dla nas, ukochane osoby zyją chociaż w nas...
      Pozdrawiam Cię ciepło, Ewo!:-)*

      Usuń
  13. Ważna jest nasza historia i nasze korzenie. Nie wiem Olgo czy czytałaś na moim blogu w zakładce o anielskich niespodziankach historię odnalezionej rodziny ze strony mojej mamy. Ach - co to były za emocje... A tak w ogóle to nie wiedziałam, że masz śląskie korzenie - świat jest jednak mały :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Gabrysiu - i ja uważam, że nasza historia, korzenie i wspomnienia są dla nas czymś waznym. Wiele rzeczy, które są w nas, miały swe źródło dawno temu, wiele rzeczy dziedziczymy, zupełnie tego nieświadomi.
      Nie, nie czytałąm na Twoim blogu o odnalezionej cudem rodzinie Twojej mamy. Będę musiała w wolnej chwili tam zajrzeć. Dziękuje za informację o tym. Na pewno rzecz jest ciekawa i wzruszajaca!
      Mam korzenie zagłębiowsko-litewskie a urodziłam sie w Katowicach. To moje ukochane miasto dzieciństwa, młodosci i sporego kawałka dorosłości.Tyle tam sie teraz zmienia i buduje, że jest prawie nie do poznania.Woalabym oczywiście by pozostało takim, jakie znałam w młodych latach, ale zmiany są, niestety, nieuniknione...
      Pozdrawiam Cię serdecznie!:-)

      Usuń
    2. Popatrz, to wychowałyśmy się prawie po sąsiedzku :) Ja w Siemianowicach. Do Katowic jeździło się na większe zakupy :) A teraz szczerze mówiąc w samych Katowicach bywam rzadziej niż w Warszawie lub w Lublinie. Nawet nie widziałam ich po tych wszystkich zmianach. jedynie dworzec mam " opanowany"

      Usuń
    3. No to Gabrysiu jesteśmy sąsiadkami-krajankami!:-) I ja znam trochę Siemianowice. Mam sporo związanych z nimi wspomnień, ale dawno już tam nie byłam. Pewnei zmieniło sie mnóstwo....Zmiany, zmiany...Zachodzą wszędzie, to jest nieuniknione, niestety.I tylko we wspomnieniach, i tylko na fotografiach ocalamy niewinne krainy naszego dziecinstwa...

      Usuń
  14. Ja tylko pamiętam z lat sześćdziesiątych małe sklepiki w Tarnowie lub na wsi w rzeszowskim gdzie jeździłam na wakacje do mojej babci. To były prawdziwe "galerie" tam wszystko było i obsługa miła. Ja dzisiaj żałuję, że nie słuchałam uważnie wspomnień rodziców czy dziadków. No cóż tak bywa mając kilka czy kilkanaście lat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Olu - było jeszcze w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiatych mnóstwo tych małych sklepików w miastach. Bardzo je lubiłam. Miały zupełnie inną atmosferę niz dzisiejsze sklepy i markety, inny wystrój, zapach, asortyment i ludzi, którzy je prowadzili z sercem.Nadal gdzieniegdzie działają te małe sklepiki, ale to już nie to, co kiedyś...
      Szkoda, że nie słuchaliśmy uważniej wspomnień dziedków i rodziców. Nie ma już dzisiaj kogo zapytać o tak wiele spraw...

      Usuń
  15. Ostatnio z racji zimowej pogody też wiele czasu spędziłam przeglądając zdjęcia rodzinne...
    Wzruszająca opowieść :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zima to rzeczywiscie dobry czas na ogladanie starych albumów, na przeglądanie pamiątek. A w prawie każdym domu cos takiego jest. I bardzo borze, to przecież ważny kawałek naszej tożsamosci i historii.
      Pozdrawiam serdecznie, Wietrzyku!:-)

      Usuń
  16. Fajnie, że babcia Twoja spisała dla Ciebie różne rzeczy ... pamięć ludzka ulotna jest, moja np. dużo opowiadała o swoim dzieciństwie, młodości, ale ja już wielu tych opowieści nie pamiętam. Szkoda.
    Tym cenniejsze są takie swoiste pamiętniki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, fajnie Lidko. Dziś, gdy powoli sama wchodzę w wiek babciny wiem, jak ważne jest by zostawić po sobie dobre wspomnienia i może jakieś pamiątki, które mozna będzie po latach wziąć w dłonie i ożywic na chwilę dawny, na zawsze miniony czas...

      Usuń
  17. Ja także miałam taki rozśpiewany dom. Tato grał na skrzypcach i śpiewał, a my razem z nim. Pamiętam też spotkania ze znajomymi, kiedy tato grał i śpiewał z koleżankami mamy Zosią i Kazią.
    Tato zmarł kiedy miałam 15 lat.
    W głowie utkwił mi fragment starej piosenki, nie wiem czy go wiernie odtworzę.
    "Czy włóczęga to coś najgorszego,
    czy włóczęga nie ma prawa żyć,
    czy włóczęga jest tylko do tego,
    by go popychać, szturchać i bić.
    Wałęsam się jak ten opuszczony pies,
    o szczęściu nie wolno marzyć mi.
    Ten świat taki piękny, piękny jest,
    ale ludzie, ludzie są źli."
    Wzruszyłam się tymi wspomnieniami.
    regian

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przed chwilą znalazłam cały tekst. To jest tango z 1936 r "Włóczęga".
      regian

      Usuń
    2. Jak dobrze jest miec dobre wspomnienia o rodzinnym domu...Rodzice, znajomi, ich imiona, które wciaz budzą zywy oddźwięk w sercu. Cudne lata dziecinstwa i młodosci, gdy człowiek czuł sie tak bezpieczny,tak całym sercem kochany. Ach, wspomnienia, wspomnienia... Tak, one rozrzewniają, wzruszają, budzą tęsknotę, ale są częścią nas, kawałkiem duszy, czymś najsłodszym, najczulszym, pięknym...
      Regian, przepiękne są słowa tej piosenki o włóczędze!Dziękuję za ich zacytowanie tutaj. Nie znałam jej wcześniej a zainspirowana Twym komentarzem poszukałam sobie i mam tekst i samą piosenkę do słuchania. Nie wiem, czy znalazłaś ja na tej samej stronie ,co ja. Zajrzyj sobie tutaj: https://staremelodie.pl/piosenka/2582/Wloczega
      Pozdrawiam Cię gorąco!:-)*

      Usuń
  18. Niestety nie znalam zadnej z moich babc, strasznie zazdroscilam mojej kolezance ktora miala 4 dziadkow i przez kilka lat czworo pradziadkow. Ja mialam tylko jednego dziadzia, ktory mieszkal razem z moja rodzina. Praktycznie on mnie wychowal bo moi rodzice byli zbyt zajeci praca na gospodarstwie. Mial przepiekny glos prawie jak Mieczyslaw Fog spiewal, recytowal i pozwalal mi czytac ksiazki po calych nocach u siebie w pokoju, chociaz bardzo nie lubil spac przy swietle. W dzisiejszych czasach malo kto docenia zalety rodzin wielopokoleniowych, kazdy jak najszybciej chce isc na swoje. Lezka w oku mi sie zakrecila strasznie sentymentalna sie zrobilam na tej emigracji. Pozdrawiam Kasia z Irlandii.
    P.S. Niestety nie odziedziczylam pieknego glosu po dziadku, ktory ciagle ze mnie zartowal ze mam glos jak skowronek co konie dusi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękne wspomnienie o Twoim dziadziu, Kasiu! Głos jak Mieczysław Fogg?No wyobrażam sobie, to jego cudowne spiewanie i wspaniały nastrój, jaki tworzył. Pewnie też żałujesz, że tego nie nagrywałaś. Chociaż wiesz, co do odsłuchiwania nagrań najbliższych mi a nieżyjących osób, to mam takich parę i boję sie ich słuchać. Boje sie bólu, zalu, smutku...I dlatego nie słucham, jeszcze nie pora na to...
      Ja też jestem sentymentalna, Kasiu wiec dobrze rozumiem, co czujesz. Tak, emigracja wzmacnia takie uczucia, ale nie tylko ona. Im człowiek starszy, tym bardziej docenia to, co minęło, tym wyraźniej widzi pewne rzeczy.
      Ściskam Cię mocno, "Skowroneczku!:-)*

      Usuń
  19. Zeszyty które spisała dla Ciebie babcia, to prawdziwy skarb. Na pewno bardzo Cię kochała, wzruszyła mnie Twoja opowieść i aż łezka w oku mi się zakręciła.
    Nie miałam tego szczęscia babcia ze strony taty była zimną i oschłą kobietą, natomiast babcia ze strony mojej mamy zmarła w młodym wieku kiedy ja byłam małym dzieckiem. Z relacji mamy wiem, że bardzo mnie kochała. Pozostało kilka fotografii, jakieś drobne wspomnienia, ponoć jestem do niej podobna.

    Czasy wojenne to straszny okres, i pomyśleć, że to człowiek drugiemu człowiekowi taki los zgotował.

    Pozdrawiam Was serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja babcia umarła, kiedy ja byłam dorosłą, trzydziestoletnią osobą i duzo przebywała u nas. Zatem zdązyłyśmy poznać sie dobrze, znaleźc miedzy nami nitkę podobieństwa i bliskosci.Babcia poza mną miała jeszcze parę innych wnuczek, ale ja byłam spośród nich najstarsza, dlatego tematy naszych rozmów mogły być bardziej róznorodne, doroślejsze, niż z resztą wnucząt.
      Renatko! Obie Twoje babcie zyja w Tobie, ta oschła i ta, która która umarła młodo, i do której jesteś podobna żyje w Tobie. Dają Ci kawałek siebie, swojego ciepła, poczucia humoru, dystansu do świata, wraźliwości, twardości i rysów zewnętrznych.My wnuki, jesteśmy mieszaniną cech naszych przodków, choć często nei zdajemy sobie z tego sprawy. Nawet, jesli nie mamy pamiątek po najbliższych, ale mamy ich niewiele, to najwiecej z nich jest własnie w nas. A po latach widzimy, coraz więcej tych okruchów babć i dziadków w sobie...
      Czasy wojenne były straszne, ale myslę, ze ludzie od tamtej pory wcale się nie zmienili. Wystarczy jakaś iskra, jakaś głupota polityków, by znowu sie to powtórzyło albo było jeszcze gorsze, niż wtedy. Oby nie!
      Oboje z mężem pozdrawiamy Cię serdecznie!:-)*

      Usuń
  20. Znałam już wcześniej historię bedzinskich żydów... Ale przeczytać o nich... O czasach przedwojennych w pewnym sensie "z pierwszej ręki"... piękne i mocne przeżycie... Wzruszająca i piękna opowieść. .. Cudowny post.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo sie cieszę, że tak pozytywnie odebrałaś moją opowieść. Dziekuję za życzliwe słowa i pozdrawiam Cie serdecznie!:-)

      Usuń
    2. Niezwykłą osobą była Twoja Babcia.Piękne serdeczne wspomnienia, chciałabym,żeby moje wnuczki też kiedyś mnie tak wspominały. Poruszająca historia Żydów powinna dać wielu ludziom sporo do myslenia.Nienawiść i przemoc zawsze niszczą obie strony bez względu na czas ,w ktorym się dzieją.Dzięki za ten post!

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost