Wczorajszy
pierwszy dzień wiosny uczciliśmy kolejnym gromadnym spacerem do lasu! Jest mróz
i śnieg a więc niestraszne nam kleszcze! I ten fakt cieszy! Cieszy też radość
psów na śniegu! To zdecydowanie pieski polarne. Dla nich zima mogłaby trwać
chyba przez cały rok! Oczywiście, fajnie byłoby, gdyby wiosna nastała już na dobre, ale
przecież co ma przyjść, to i tak przyjdzie – bez poganiania. Cieszmy się tym,
co jest, bo ważne są nie tylko te chwile, na które się czeka, ale przede wszystkim
te, które trwają!
Od trzech dni na
Pogórzu słonko świeci wspaniale! Od rana kapie z dachów! Jedne sople odpadają,
drugie się wydłużają! Ptaszęta uwijają się przy słonince zawieszonej u
karmnika. Nad lasem kołują jastrzębie i myszołowy. Po drodze biegają jak gdyby
nigdy nic zające. Przyroda czuje nadejście wiosny i głupieje ze szczęścia! I
chociaż na naszym podwórzu zalegają wielkie zaspy śniegowe, chociaż na tył
ogrodu nie da się wejść, bo furtka zamarzła i blokują ją masy śniegu, choć na
strychu budynku gospodarczego po ostatnich zamieciach nieomal tak samo biało
jak na dworze, to wiosna jest i już!:-)
A więc idziemy
na spacer! Nie czas wysiadywać w domu, gdy słońce do wyjścia zaprasza a psy
nudzą się jak mopsy obszczekując przy bramie każdy samochód czy
przechodnia. Ubrawszy się na cebulkę, bo
minus trzy na termometrze a porywisty wiatr wzmaga wrażenie zimna, wyruszamy.
Psy od razu na
przyległej do ogrodu łące puszczają się w szalone biegi. Napadają na siebie
wzajemnie, przewracają, podgryzają, zaczepiają, gonią się i w śniegu buszują!
Szczęśliwe jak nie wiem co! Przestrzenie wokół zapraszają je do sprintu, do
zakręcania zwariowanych ósemek, do szusowania po białych polach i głębokich
paryjach.
Jacuś, jak
zwykle wyrywa się do przodu. Pełen energii i blasku. Tuż za nim gna Hipcia.
Ciekawska i w wyścigach ze swym ojcem ogromnie gustująca! Zuzia odbiega gdzieś na chwilę
a potem wraca aby się do nóg przytulić, uśmiechem radosnym obdarzyć, o
pieszczotę poprosić. Misia goni za Hipą, ale nie lubi odchodzić od nas za
daleko. Ot, poskacze, drzewka dokoła obiegnie, wyturla się we wszechobecnej
bieli i już jest z powrotem. Zmęczona kładzie się na śniegu. Wwierca się weń
nosem. Zajada go ze smakiem. Przybiega do rąk, popiskując wesoło i pyszczek ku
nam unosząc, tak jakby opowiadała o swoich wrażeniach i przygodach!
Po
kilkudziesięciu metrach opuszczamy owładnięte wichrami otwarte przestrzenie pól
i łąk i zagłębiamy się w leśną drogę. Tu wieje o wiele mniej i przyjemniej się
idzie. Tylko trzeba omijać kałuże, co zdradziecko czają się pod śniegiem, a
mimo mrozu nie zamarzły i czasem nogi się zapadają się głęboko w ich grząskiej
błotnistości.
Teraz
rozpościerają się na obie strony
zupełnie inne widoki. Po lewej gęsty, głównie bukowy las. Po prawej laski mieszane
i pola. Cienie rzucane przez gałęzie drzew malują białe powierzchnie pól w
fantastyczne wzory.
A co to Jacuś
niesie w pysku? Pojawił się nagle znikąd i trzyma tryumfalnie jakąś krwistą
kość. Przypatrujemy jej się dokładnie. To chyba kawałek kręgosłupa sarny wraz z
kawałkiem czaszki. Jego cenna zdobycz od razu wywołuje żywe zainteresowanie
pozostałych psisk. Lecą za nim jak oczadziałe. Każde chętnie zabrałoby mu
smakowitego gnata. Jacuś kluczy jak może, zwodzi psie towarzystwo, przyśpiesza,
a jednak w końcu Zuzia – przewodniczka stada,
dopada go i sprytnie odbiera mu znalezisko. Jacenty bez sprzeciwu oddaje
jej swój skarb. Chyba mu na nim niezbyt zależało, bo gdyby zależało, to
położyłby się gdzieś w chaszczach i w tajemnicy przed pobratymcami schrupałby
go sam na osobności. Prawdopodobnie chciał się tylko kością pochwalić,
podrażnić ze stadem, zabawić ich zazdrosnymi spojrzeniami i oddać smakowite
gnacisko. Zuzia zadowolona biegnie w najbliższe krzaki i kładzie się w śniegu z
rozkoszą wgryzając się w kość. Reszta psów musi obejść się smakiem.
Przynajmniej na razie.
Stoimy z Cezarym
przez kilka minut w pobliżu naszej najstarszej suki i dyskutujemy na
temat jej smakołyku. Już nie raz nasze psy znajdowały tutaj takie „skarby”.
Czasem były one wręcz szokujące, bo zdarzały się tu całe czaszki sarny, długie nogi
z byle jak oskórowanym udem, kręgosłup, czy ogromna część żeber. Od zawsze w
naszych stronach grasują kłusownicy. I chyba nigdy nie zaprzestaną swego
ohydnego procederu, bo uznają go za swoje święte prawo i tradycję! Mamy z mężem
przypuszczenia, kim są te osoby, ale cóż z tego?! One wypierają się wszystkiego
z bezczelnym uśmieszkiem a poza tym nikt ich za rękę nie złapał, więc o co
chodzi? Najgorsze jest to, że nie robią tego z biedy, bo wtedy można by to jeszcze
jakoś zrozumieć i usprawiedliwić. Zabijają zwierzęta leśne, bo chcą, bo czują
się panami tych ziem, bo czymś obcym jest dla nich szacunek dla przyrody i
litość dla czujących istot. Od razu przypomina mi się książka Olgi Tokarczuk "Prowadź swój pług przez kości umarłych". Filmu "Pokot" nakręconego na jej podstawie nie widziałam, więc nie wiem dokładnie jak ten problem
przedstawiła w nim Agnieszka Holland. Ale w książce główna bohaterka dokonała
niesamowitej zemsty na myśliwych i kłusownikach. Przydałoby się tutaj coś
takiego, bo ten koszmar kłusowania nigdy się nie skończy!
Przyszło nam też
do głowy, iż znaleziony przez Jacusia krwisty gnat nie powstał w wyniku
kłusowania, ale wilczego polowania. Wszak w naszych stronach widuje się duże
stada wilków. Jakoś musiały sobie przez zimę radzić. Nadal muszą. Gdyby ów
tajemniczy mord był ich dziełem, to moje serce wcale by się przeciw temu nie
burzyło. To ich wilcze prawo drapieżcy aby złowić jakieś zwierzę i je zjeść.
Silniejszy zjada słabszego. To w przyrodzie normalne i słuszne. O ile tym
silniejszym jest oczywiście drugie zwierzę, a nie człowiek…
Tymczasem Zuzia,
choć w domu ani nie popatrzy na kości wieprzowe ani na miskę suchej karmy uwagi
nie zwróci uparcie chrupie ze smakiem sarni kręgosłup i powarkuje przy tym na
ciekawską, oblizującą się z zazdrością Misię. Tak to z naszymi psami jest, a
myślę, że ze wszystkimi w ogóle, iż najbardziej cenne jest oraz smaczne to, co
same sobie wywęszą, znajdą, upolują, drugiemu odbiorą. A jeśli jeszcze przy tym
wspaniale to znalezisko pośmierduje, wówczas są w siódmym niebie!:-)
Czas iść dalej,
bo to przecież dopiero początek spaceru. Wołamy psiska i ruszamy w głąb leśnych
ostępów. Łakoma Zuzanna zostawia swą kostkę i biegnie za nami. Śmiejemy się z
Cezarym, że na pewno w drodze powrotnej zajrzy do swojej skrytki i będzie
kontynuowała obgryzanie gnata, gdyż nieraz tak już bywało. Psy mają znakomitą
pamięć! A nasza Zuzia nie raz już nas pod tym względem zadziwiała!
Nikogo poza
nami, rzecz jasna, w całym lesie nie ma zatem napawamy się ciszą, spokojem,
pięknem i przestrzenią pogórzańskich okolic. Wędrujemy swoją stałą trasą,
zatrzymując się często po drodze dla odpoczynku oraz dla zdjęć popstrykania.
Nawołujemy pieski widoczne gdzieś tam w głębi lasu albo na horyzoncie.
Spoglądamy na błękit nieba i malownicze chmurki na nim. Wdychamy ostre, świeże
powietrze. I znowu podejmujemy wędrówkę w głębokim, dziewiczym śniegu albo po
udeptanej przez nas podczas ostatnich spacerów dróżce.
Po mniej więcej
godzinie zawracamy, robiąc nasze ulubione kółeczko. Łapiemy na smycze Zuzię,
Jacusia i Hipcię. Tylko Misia nadal ciesząc się wolnością odbiega beztrosko na
boki, wyrywa do przodu, wraca aby polizać pyski członków swego stada, przysiąść
przy nas na moment i opowiedzieć o swoich przeżyciach. Wreszcie dochodzimy w
pobliże miejsca, gdzie Zuzia ukryła kość. I cóż się dzieje? Oto Misia biegnie
tam jak po sznurku i przywłaszcza sobie gnata a potem kładzie się na środku
drogi i na oczach swej zazdrosnej rodzinki chrupie ją z ogromnym apetytem! Oj,
ta Misia! Zuzanna jest niepocieszona! Gdyby tylko nie była uwięziona na smyczy
od razu zabrałaby to, co swoje. Ale w obecnym stanie rzeczy pozostaje jej tylko
położyć się w pobliżu swej żarłocznej, bezczelnej córeczki i popatrywać z
zawiścią na jej ucztę. Reszta psiej gromadki także oblizuje się nerwowo. Jednak
Misia nie zwracając na nikogo uwagi w try miga zjada kość do ostatniego
okruszka a potem wesoła i tryumfująca biegnie za nami jak gdyby nigdy nic.
Wracamy do domu.
Psy przypadają do swego wiadra z wodą a potem kładą się gdziekolwiek by
powyjmować sobie z łapek kawałki zlodowaciałego w twarde kulki śniegu. Zmęczone
i szczęśliwe ziają rozgłośnie. Ja przyrządzam im w tym czasie ukochaną zupkę
wątrobianą, którą w parę chwil wychłeptują ze smakiem a potem kładą się pokotem
i zapadają w długi, zdrowy sen. My z Cezarym rozpalamy w piecu i także nareszcie odpoczywamy.
Za oknem
tymczasem zachód słońca maluje niebo w herbaciano – cytrynowo - śliwkowe
odcienie. Znak, że jutro też będzie piękna pogoda. Znak, że wiosna robi już
swoje!:-))
P.S.
Wyniki konkursu jaworowego ogłoszę na blogu pierwszego kwietnia!:-))
No to się pieski wyszalały i z pewnością były szczęśliwe. Znalazły też smakołyk, który mam nadzieję, nie był wynikiem kłusownictwa. Pozdrawiam wiosennie :)
OdpowiedzUsuńPsy uwielbiają takie szaleństwa. I dobrze, że mają gdzie poszaleć! Nie nadają sie absolutnie na pieski kanapowe!:-)
UsuńI ja pozdrawiam Cię wiosennie, Gigo!:-)
Czyżby nie mogło tak być w każdy dzień. Spokój bez zaciętości, przepychanek. Fajnie jeszcze wyglądają te przestrzenie w zimowej otulinie. Oby tylko raptownie nie chciała ta zima spłynąć. Cieszmy się każdym fajnym dniem. Oby tylko zdrowie było dobre, czego Wam serdecznie życzę. A psiny smeram po futerku.
OdpowiedzUsuńNastrój fajny i pogoda też, bo mimo śniegu i mrozu słonko świeci pięknie i to dodaje człowiekowi energii i optymizmu. Jak się zaczną prawdziwe roztopy to na naszym Podwórku będzie grząsko i błotniście,czego nie lubię.
UsuńTak, zdrowie Oleńko najważniejsze.Niech nas nie opuszcza, niech sie naprawia, niech życie uśmiecha siedo nas i do Ciebie!:-)
u nas niedaleko wilki zaatakowały ogrodzone stado danieli.
OdpowiedzUsuńwesoły spacer zapewniłaś, u nas buroo szaro i ponuro. Bez słonca i pogody.... niestety
Populacja wilków chyba sie odradza i stają sie przy tym coraz odważniejsze.
UsuńSzkoda Alis, że nie ma u Ciebie słońca. Gdy ono jest, to nawet mróz i śnieg niestraszne!Życzę Ci aby sie u Ciebie wypogodziło i wkrótce zazieleniło!:-)
No ja sie pytam, skad ten tytul posta? Jaka wiosna? Przeciez macie tam syberie z antarktyda.
OdpowiedzUsuńA nie boicie sie, ze mozecie natknac sie na wilki, bedac z psami na spacerze? Co by to bylo, oesu, oesu! :)
Wiosna astronomiczna, kalendarzowa i wiosna w nastrojach naszych oraz odżywającej powoli pogórzańskiej przyrody. Powoli, powoli i do nas przyjdzie prawdziwe ocieplenie, ale wiadomo - w górach klimat zawsze jest inny niż na nizinach.
UsuńJakos przestaliśmy sie bac wilków i niedźwiedzi, bo ileż mozna sie bać? Człowiek do wszystkiego sie przyzwyczaja i akceptuje. Myślę, że wilki słyszą nas na spacerach, bo psy poszczekują, my rozmawiamy, podśpiewujemy - wilki trzymają siez daleka. Przecież to mądre zwierzęta!:-)
Ja też przestałam bać się wilków, a chodzę po lasach w pojedynkę. Tzn z psami, ale beż męża, bo ma problemy z biodrami.I tez nikogusieńko wokoł nas, bo ludzie nie chodza tu do lasu dla przyjemności. Najwyżej po drzewo, albo grzyby. Ale teraz jest puściutko. Las należy do mnie.:)
UsuńFajnie sie tak chodzi po ogromnym, bezludnym lesie. Jaka cisza, jaki spokój, jaka przestrzeń!A masz rację, że miejscowi nie chodzą tam dla przyjemnosci, zawsze muszą mieć jakis konkretny powód. Takie łaziki jak my to dziwaki!:-))
UsuńZaczytałam się, zapatrzyłam w piękne pogórzańskie krajobrazy, uśmiałam się próbując wyłapać z kłębiącej się i podgryzającej kupki futerek poszczególne pieski. Piękne to, pogórzańskie niebo, takie czyste, niebieskie, od dawna już takiego nie widziałam. Nasze miejskie, szaro-sine, nawet w słońcu, tylko latem bywa czasem takie czyste, do momentu, dopóki nie pokryją go mleczne, rozszerzające się z godziny na godzinę smugi pozostawione przez samoloty.
OdpowiedzUsuńU nas nie ma już śniegu, ale nadal zimno i często siąpi deszczem z zaciągniętego szarymi chmurami nieba.
Kłusownictwo to wciąż trudny, nierozwiazany problem:-(
A tak, jak ten mieszczuch zapytam, to takie zdobycze nie szkodzą pieskom? Nie pozwoliłabym naszemu ruszyć takiej zdobyczy, ale nasz tez był mieszczuchem, to pewnie szybko by się takiego posiłku pozbył z żołądka i to jak na złość na środku dywanu, jak to nieraz bywało po powrocie z takich wycieczek do lasu. Zachodziliśmy wtedy w głowę co też on takiego zjadł, bo robił to tak sprytnie, że nigdy go na takim podżeraniu podczas wycieczek nie złapalismy.
Te ptaszki, czy to sikorki? Takie ładniusie, kolorowe:-)
Fajne mieliście łazikowanie:-)
Marytka
Jak słońce u nas świeci i niebo robi sie takie niebieskie to aż chce sie żyć, na spacery isć, działać jakkolwiek. I nie przeszkadza wówczas śnieg i mróz. Grunt to ta pogoda na dworze i w sercach.
UsuńNie, te kostki nigdy jeszcze nie zaszkodziły naszym pieskom. To duże psiska, prawie jak wilki. Dzika natura jest im bardzo bliska, poprzez te codzienne spacery do lasu, poprzez to bieganie po łąkach. Czują sie tu u siebie, jak wilki właśnie i chyba wilcze zrobiły im sie żoładki.
Wczoraj Zuzia wprawiła nas znowu w zdumienie, podziw ale i irytację. Bo wyobraź sobie, że gdy my nieświaodmi nieczego siedzieliśmy sobie przed południem w domu ona znalazłą sobie jakaś dziure w płocie (nie wiadomo gdzie, bo obeszłam kilkukrotnie nasze włosci i niczego nie znalazłam)i pobiegła sobie sama do lasu, skąd przytargałą ciag dalszy owej padliny, z której pochodził przedwczorajszy gnat. Okazało się, że to jednak był dzik a nie sarna, bo psina przyniosła kawałek mocno owłosionej, dziczej nogi i obgryzała ją ze smakiem leżąc za płotem. Reszta psów bardzo nad tym biadała po naszej stronie płotu a Zuzia do domu oczywiscie przyjsc nie chciała. Jedyna rada aby złapać "gada" i przerwac jego ucztę byłą taka by czym prędzej ubrać sie i pójśc z wszystkimi psami do lasu.Podeszlismy w ten sposób psychologicznie naszą niedobrą sukę, bo wiadomo, że spacer jest najlepszy na świecie i pal sześć z wszelkimi dzikimi gnatami dzika! Porzuciła bez żalu znalezisko a mysmy je wtedy dokładnie obejrzeli i zakopali w głębokim śniegu ogon i kłeby sierści, które Zuzieńka zębiskami od mięsa oderwała!A potem był kolejny gromadny, zimowy spacer,na szczęście, juz bez żadnych dzikich uczt po drodze!
Tak, te ptaszki to sikoreczki. Mnóstwo ich do nas przylatuje, od kiedy Cezary zrobił karmnik.
Pozdrowienai słoneczne slę Ci, Marytko!:-)
O maaatko! Uśmiałam się czytając o wyczynie Zuzi:-))) A to spryciula:-) A czy ona przypadkiem nie przeskoczyła ogrodzenia? Widziałam na zdjęciach u Panterki jak robi to Toyka. Niesamowite!
UsuńMyślisz, że pieski nie znajdą zakopanych pozostałości dzika? One, mają świetny węch, a Wasze szczególnie, bo to nie mieszczuchy i w lesie są jak u siebie. Miejskie pieski głupieją w lesie, za dużo nieznanych im zapachów. Naszego trzymaliśmy w lesie na smyczy, dużo słyszałam historii o miejskich pieskach, które pobiegły za nieznaną wonią i zgubiły się.
No, popatrz jaka ta Zuzieńka przemyślna:-)))
Buziaki! Marytka:-)
Nie, na pewno nie przeskoczyła bo ma za cięzkie cztery litery, no i to już nie taka młódka!:-))Zuzia po prostu jest sprytna i inteligentna. I ma swoje tajemnice.Jak każdy chyba pies.
UsuńNa razie śniegu kupa, wiec pozostałosci dzika są w nim bezpieczne. Koło naszego ogrodu nocą biegają dziki, sarny, lisy, kuny i nie wiadomo jakie zwierza. Fruwają też rózne ptaszyska. Pewnie one znajdą wkrótce te resztki dzika i rozwleką albo sobie wezmą.
Zuzieńka jest niesamiwotym psem, naprawdę!
Buziaki, Marytko!:-))
Piękną macie zimę, chociaż wyobrażam sobie, że musi dawać Wam się we znaki. A kłusownikom mówię stanowcze "NIE!"
OdpowiedzUsuńTak, zima na Pogórzu nie przestaje nas zachwycać, nawet jak tak długo trwa. Podczas zimy kłusownicy maja dobre pole do działania, bo dokładnie widać tropy dzikich zwierząt a wiec dla nich łatwizną jest założyć sidła tam, gdzie trzeba.Dla mnie takie zachowanie jest godne najgorszej kary!
UsuńA u mnie naprawdę wiosennie, rozłożyłam parasol ogrodowy, rozłożyłam leżaki w celu przewietrzenia i położenia się na jednym z nich pod kocykiem, żonkile kwitną, pierwiosnki w skrzynkach na oknach ukazują swoje piękne kolory, truskawki wypuszczają nowe zielone listki, Feliks stał się kotem ogrodowym - podparasolowym aby za bardzo się nie opalił ;) Wasza wiosna piękna ale jeszcze troszkę będzie piękniejsza. Psiaki szczęśliwe, rozbrykane :) Piękne zdjęcia Olu - nie uwierzyłabym, gdybym nie zobaczyła na nich Waszej wiosny :) Sciskam mocno wiosennie 😊
OdpowiedzUsuńNa wyspy brytyjskie wiosna zawsze przychodzi szybciej, wiec nie dziwię się Orszulko, że masz tam tak ciepło, zielono i kwiatowo.I leżakujesz już sobie? No, niesamowite! Sama radosć!:-)
UsuńU nas trzeba będzie na te przyjemnosci wiosenne troche poczekać, ale nie martwimy sie tym jakos.Jest, co jest i też dobrze.Psiaki szczęsliwe. Ptaszki świergolą. Niebo niebieskie i słonko coraz łaskawsze!
Pozdrawiamy Cię gorąco, Orszulko!:-))
Orszulko, przeczytałam to, co napisałaś. Ujrzałam tą wiosnę, jej wszystkie barwy i zapachy, i poryczałam się. Tak bardzo już za nią tęsknię!
UsuńMarytka
Pogoda na wyspach jest bardzo zmienna, ale na pewno wiosna przychodzi szybciej. Oleńko, lubie się opatulic kocykiem /bo aż tak gorąco to nie jest/ i sobie poleżeć, wyciszyć się, posłuchać ptaków, popatrzeć na kwiaty. Marytko, czasami człowiek tak tęskni za czymś bardzo wyczekiwanym, ze emocje dają o sobie znać. Ale powiem Ci, ze popłakać tez czasami trzeba, wtedy jakos lżej się robi na sercu. Ja się doczekałam troszkę wcześniej tych prawdziwych wiosennych widoków, Ty niedługo tez się doczekasz - wymęczył nas ten jesienno zimowy okres. Serdeczności dla Ciebie 🌷🍀☘️🌷😊
UsuńWiosna ma rózne oblicza, ale każda cieszy!:-))
UsuńOrszulko, Marytko - ściskam Was obie serdecznie o słonecznym, choć mroźnym poranku
Dziękuję Olu! Dziękuję Orszulko! Serdeczne uściski dla Was obu:-)***
UsuńP.S. Orszulko, koniczynka czterolistna ojej, to wiosna już blisko:-)
!:-))♥♥
UsuńToż to reportaż z dalekiej Alaski a nie swojskiego pogórza. Te psy, te kości, te śniegi, nawet szałas na końcu. Zapatrzyłam się na amen
OdpowiedzUsuńHe, he, he!:-) Na Pogórzu Dynowskim prawie jak w Bieszczadach. Dziko, biało, przestrzennie i wrażenie wolności też podobne. Uwielbiam te nasze spacery, gdy mróz nie kąsa juz tak bardzo a ostro świecące słońce obiecuje rychłe ocieplenie. A psiaki są w siódmym niebie!:-)
UsuńPiękny krajobraz i spacer, pieski cieszące się z przestrzeni, niemalże poczułam zapach rześkiego powietrza.
OdpowiedzUsuńTylko gdzie ta wiosna?
Te krajobrazy i spacery rekompensują nam oddalenie od cywilizacji oraz późniejsze nadejścia wiosny, niz w reszcie kraju.
UsuńGdzie jest wiosna? - pytasz Ewo - w sercach!:-))
Moje psy też znoszą takie różne resztki po wilczych ucztach, choć ostatnio sąsiad wyrzucił resztki kozła, i psy pochorowały się, bo najadły się skóry z sierścią, i potem były "wyplujki", jak u sowy:-) och, Olu, jak ja czekam tej wiosny, a raczej ciepła, zła jestem już na ten śnieg, mam go dosyć do następnej zimy:-) pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNo tak, zżeranie sierści tak sie właśnie kończy!:-)
UsuńMarysiu, wiosna przyjdzie lada chwila. Ten atak zimy był chyba ostatnim. I zobaczysz jak w ciągu miesiaca wszystko sie zazieleni i zakwitnie. A o zimie wcale nie będziemy juz pamiętać!Co roku tak przecież jest. Będzie dobrze, kochana sąsiadko!:-))
Pięknie tam u Was...
OdpowiedzUsuńProblem z kłusownikami to chyba jest wszędzie. Nawet w naszym małym lasku od czasu do czasu znajdujemy pozostałości sarny w pudełkach i to tuż przy drodze. Pokot oglądałam i polecam. Książki jeszcze nie czytałam, ale poszukam w zaprzyjaźnionych bibliotekach :)
Coraz bardziej doceniam to, że mogę mieszkać w tak pięknym, nieomalże zupełnie dzikim miejscu. Każdorazowy wyjazd do miasta czy nawet miasteczka uświadamia mi to coraz wyraźniej.Ale oczywiscie nie ma rózy bez kolców - chociazby ci kłusownicy. To koszmar. A jak piszesz i w Twoim małym lasku prowadzą swój potworny proceder. Chyba ludzie nigdy sie nie zmienią...
UsuńA ksiazke polecam, bo świetnie sie czyta. Film też pewnie kiedys obejrzę!:-)
Super spacerek szczegolnie dla arktycznych pieskow. Ogladalam zdjecia z przyjemnoscia, chociaz wiosny juz sie nie moge doczekac, niestety znowu nas strasza zimnem i sniegiem na Wielkanoc. Pozdrawiam Kasia z prawie wiosennej Irlandii.
OdpowiedzUsuńPieski spacerowałyby najchętniej od rana do zmierzchu! Są wciaz pełne energii. Fajnie byłoby mieć jej tyle, co one!:-)
UsuńZapowiadają u Ciebie powrót zimy? Może prognozy sie jednak nie spełnią, a jeśli nawet, no to byłoby to potwierdzenie jakiejś tradycji, bo z tego co mi sie przypomina,to w zeszłym roku też był śnieżek w czasie tych wiosennych świąt!:-) Ale cokolwiek będzie, wszak zdrowie i uśmiech najwazniejsze!
Pozdrawiam Cię z uśmiechem, Kasiu!:-)
Olgo,jakbyś pisała o mnie. I też spacerują ze mną moje cztery psy.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z naszego Pogórza Sąsiadko :)
Cieszę się Agnieszko, że znajdujemy między nami coraz więcej podobieństw, że sąsiadujemy geograficznie i nie tylko!:-))
UsuńJa też Olgo:)
Usuń!:-))
UsuńPieski są szczęśliwe z takiego stanu rzeczy. U nas mniej śniegu, ale też zimno!
OdpowiedzUsuńPewnie, że szczęśliwe! Im żadne śniegi niestraszne, a wrecz przeciwnie - to ich żywioł!Śniegu nadal u nas mnóstwo i wolno to topnieje z powodu nocnych i porannych mrozów.
UsuńUściski serdeczne slę Ci Basiu o poranku!:-)
Na początku wyglądało groźnie, ale wróciliście do domu w komplecie, więc to nie była chyba kość niezgody.
OdpowiedzUsuńMisi i Hipie rzeczywiscie zdarza się nieraz pokłócić o kość. Wówczas tak sie kłębią, tak gryzą, że aż kłaki latają w powietrzu! Ale już w kilka godzin potem żyć bez siebie nie mogą, wylizują sie wzajemnie, łapkami sie obejmują, bawią sie grzecznie i wyglądają jak dwa aniołeczki!:-))
UsuńSpacer cudowny, aż miałam wrażenie, że sobie też spacerowałam!
OdpowiedzUsuńMisia genialna! :) I dobrze, że coś ma od życia, a co! :)
Fajnie tak pospacerować po lesie, gdy jest piekna, słoneczna pogoda! A Misia jest mądrą, sprytną psinką a do tego ma bardzo czuły nosek - wyczuje nawet to, czego jej stado nie zauważy i usłyszy to, czego tamci nie słyszą!:-))
UsuńOj jak to sie stalo, ze bylam i nie napisalam komentarza? przeciez wiem, ze bylam i czytalam... no dobrze, skleroza nie boli:)) czasem sie tylko trzeba nachodzic.
OdpowiedzUsuńOlenko u mnie w pierwszy dzien wiosny tez padal snieg i nawet go napadalo tak cos ok. 5 cm. ale juz nastepnego dnia wiosna sie wnerwila, wyslala slonce i wszystko zniknelo w jego promieniach.
Jest naprawde ladnie i cieplo, owszem rano i wieczorem (po zachodzie slonca) jest zimniej, bo jednak w nocy jest jeszcze okolo zera, a nawet czasem i -1 sie trafi. Ale ogolnie idzie ku lepszemu:)))
Upss... sklamalam z tym zerem lub -1 C w nocy. Ostatni raz tak bylo wlasnie ostatniej zimowej nocy, traz juz jest ok 3 - 5 na plusie w nocy. Jak dobrze czasem powiedziec Wspanialemu co sie wlasnie napisalo, on sprawdzi i wyprowadzi czlowieka z bledu:))
UsuńTo chyba mamy dośc podobną pogodę! U mnie ostatnio nocami jeszcze minusy na termometrze, ale w dzień słonko pięknie przygrzewa i śnieg topnieje.Ale do całkowitego jego zniknięcia jeszcze daleko, bo na Pogórzu napadało go mnóstwo! Tak czy siak z każdym dniem jest coraz cieplej i wydaje się, że tym razem to już na pewno wiosna!:-))
UsuńUściski serdeczne dla Ciebie Marylko oraz Twego ukochanego Wspaniałego!:-)))
Och te piesy jedne ... wiadomo, własnoręcznie upolowana zdobycz smakuje najlepiej, a ta w misce jest zbyt trywialna i pospolita, żeby do pyszczka wziąć ;)
OdpowiedzUsuńKłusownikom dowaliłabym takie kary fizyczne i psychiczne, że odechciałoby się im raz na zawsze polować. Mysliwym też, zresztą.
Udanej wiosny :))
Nie da sie nudzic z naszymi psami. Zawsze coś wymyśl, spsoą, pogryzą, zepsują, wynajdą cokolwiek żeby było ciekawiej!:-)
UsuńPrzydałoby się, żeby służby leśne wzięły sie wreszcie za skuteczniejsze tropienie kłusowników i wymierzanie im kar.Zdaje mi sie jednak, że one już dawno dały za wygraną i traktuja istnienie kłusownictwa jako dopust boży, z którym prózno by walczyć. Jak sie tak zastanowię, to stwierdzam, że Myśliwych nie widziałam tu od kilku miesięcy.Ale nie sądzę by był to dowód na ich odwrót. Pewnie po prostu nie sezon na polowanie.
I Tobie udanej wiosny, Lidko! Ściskam Cię serdecznie!:-))
Przepiękny spacer.
OdpowiedzUsuńJuż wczoraj poszłam sobie z Wami i z pieseczkami .... I potarzałam się trochę w śniegu.
Dziękuję Wam.
I ja dziekuję Stokrotko, że zacheciłam Cie do wspólnego spaceru wiosenno-zimowego! Śniegu u nas teraz znacznei mniej, ale wciąż całymi połaciami po polach i lasach zalega. Pewnie ledwo stopnieje świeża zieleń sie pokaże!
UsuńPozdrawiam Cie ciepło!:-)
Mam wrażenie, że byłam tam z Wami 😀 my przed chwilą wróciliśmy z lasu i usilnie próbowałam znaleźć chociaż mały pączuszek, ale nic. Dalej zimnem wieje 😿
OdpowiedzUsuńZiemia jest przemarznięta i to od niej najbardziej zimno ciągnie. U nas też ani widu ani słychu pączuszków. Śniegu nadal sporo. Trzeba jeszcze poczekać cierpliwie na porządne ocieplenie. Ale przecież to już bliżej, niż dalej, Gabrysiu!:-))
UsuńPrzepięknie,kraina jak baśń.Piękny spacer, wierzyc się nie chce,że tam ,u Was taka prawdziwa zima. I te psiska ,takie szczęśliwe,roześmiane! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTo zdjęcia sprzed paru dni. Teraz śniegu jest już o wiele mniej, ale nadal sporo białych plam na polach i w lesie. Takie spacery to to coś, za czym nasze pieski przepadają, to i nie dziwota, że maja szczęsliwe pyski!:-)
UsuńPozdrawiam serdecznie!:-)
Piękna zima Olu, zdjęcia przepiękne. Zazdroszczę Wam tych spacerów z psami, ja z moimi niestety nie mogę takich spacerów odbywać. Maks,był kiedyś najwidoczniej psem mysliwskim, i na spacerze jedynie węszy i gdy coś wyczuje wyrywa się, że nie sposób go utrzymać,więc zaprzestałam w ogóle spacerów z nim. Misia,młoda suczka,może iść jedynie na smyczy, bo już chyba podłapala bakcyla łowieckiego od swego starszego kolegi. Jedynie Wandzia najmniejsza, może biec bez smyczy. Ale gdy idę z tą dwójką to Maks tak przerażliwie wyje, że słychać go kilometrami.
OdpowiedzUsuńJak bardzo marzą mi się spacery z "normalnymi" swobodnie, biegnącymi obok psami, ale niestety tak już mam i nic na to nie poradzę.
Ale cieszmy się Olu nadchodzacą wiosną, tym pięknem, które wnet nadejdzie i znów nas porwie. Uściski.
Zima była u nas piękna, bardzo śnieżna i malownicza. Nadal jest sporo śniegu, mimo ocieplenia. I błota, niestety, też pełno.Dlatego teraz psy wracają do domu brudne jak nieboskie stworzenia.
UsuńSzkoda Amelio, że nie możesz sobie swobodnie z psami połazić po lesie. Tym bardziej, że masz do lasu tak blisko. Ale z drugiej strony to może i dobrze, bo od kiedy zrobiło sie cieplej, to znowu sie kleszcze pobudziły i tylko czyhają żarłoki na dawców krwi! W ogrodzie jest przynajmniej szansa, że nie będzie tych ohydnych pajęczaków.
Wiosna, przyjdzie mam nadzieję ciepła i radosna. Taka, o jakiej wszyscy marzymy!
Pozdrawiam Cię gorąco, Amelio!:-)*