photo from Internet
…Miałam dwadzieścia kilka lat, gdy po raz pierwszy
obejrzałam film Petera Weira „Stowarzyszenie umarłych poetów”. Udało mi się od
kogoś pożyczyć bardzo już zniszczoną od wielokrotnego uruchamiania taśmę video z
tym uhonorowanym Oscarem w 1989 r dziełem filmowym. Oczarowana i wzruszona fabułą
oraz przesłaniem filmu dobiłam kompletnie ową taśmę, gdy od nieustannego
przewijania do ulubionych przeze mnie scen ostatecznie wkręciła się w mechanizm
pierwszego w moim domu odtwarzacza video. Był
początek lat dziewięćdziesiątych. Tak wiele rzeczy było wówczas
pierwszych. Po okresie siermiężnego socjalizmu i zapóźnienia
gospodarczo-kulturalnego człowiek zachłystywał się wszystkim, co zachodnie i
cieszył jak dziecko kolorowymi reklamówkami, plastikowymi opakowaniami,
nieznanymi wcześniej smakami. Ubierał się w krzykliwie kolorowe, wielkie marynary,
słuchał zbuntowanych kapel rockowych, pisał nieporadne, lecz pełne żaru i szczerości
młodzieńcze wiersze, wierzył w siebie, w ludzkość oraz promienną przyszłość...
Pisząc ten tekst w przededniu zakończenia 2017 roku wspominam
ten miniony czas z nostalgicznym uśmiechem, z łezką w oku i z tęsknotą za sobą z tego
okresu. Sprawdzam, ile mnie dawnej jest w obecnej Oli…
Parę dni temu znalazłszy przypadkowo na YT mój
ukochany przed laty film, nabrałam ochoty aby znowu go zobaczyć, odnaleźć w
sobie dawne wzruszenia, przemyślenia i skonfrontować je z obecnymi.
Przypuszczam, że większość z Was zna i pamięta „Stowarzyszenie umarłych poetów”
– osadzoną w realiach końcówki lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku historię dojrzewania i przemiany
duchowej chłopców z elitarnej szkoły w USA. Sztandarowymi hasłami owego miejsca były:
Tradycja, Honor, Dyscyplina, Doskonałość. Niechętnie widziano tam natomiast
takie wartości jak umiejętność samodzielnego myślenia, niezależność,
uczuciowość, wolność i spontaniczność. Uczniowie podporządkowani byli woli
dyrekcji, nauczycieli oraz rodziców, przez nich programowani na swe dorosłe życie.
Aż nagle w murach tej szacownej uczelni pojawił się nowy, nietuzinkowy nauczyciel
literatury angielskiej, były uczeń tejże szkoły, (grany przez Robina Williamsa)
John Keating. Za jego sprawą posłusznym dotąd, pogodzonym ze swym losem uczniom
wyrosły skrzydła. Nagle dowiedzieli się, że mają prawo do marzeń, do swych
pasji, do pójścia za głosem serca. Otworzyły im się oczy na to, czym jest w
istocie życie i zrozumieli, iż nie warto go marnować na bycie manekinem w
cudzych rękach, na wypełnianie narzuconych sobie ról. „Carpe diem, carpe diem!” - to hasło pojawia się w filmie
wielokrotnie. Nie marnuj czasu, chwytaj dzień, korzystaj z niego, bo młodość tak
szybko odchodzi i zostaje tylko wspomnienie po zbyt krótko łopoczących albo
nawet nigdy nie użytych skrzydłach. W pewnym momencie nauczyciel każe przyjrzeć
się z bliska wiszącym na ścianach fotografiom klasowym sprzed dziesiątek lat.
Widać na nich nieco staroświecko ubranych, uśmiechniętych chłopców, przed
którymi było wówczas całe życie. Czy potrafili przeżyć je tak, jak chcieli czy
strawili je w niemocy i bezsensie, drepcząc po parapecie niby muchy z
oderwanymi skrzydłami i nadaremno marząc o swobodnym locie?
Dziewiętnastowieczny, amerykański myśliciel Henry David Thoreau w
powieści filozoficznej pt. „Walden, czyli życie w lesie” napisał: „Większość ludzi prowadzi życie w cichej
desperacji. To, co nazywa się rezygnacją jest usankcjonowaną rozpaczą”. No
tak… Prędzej czy później ludzie odrywają sobie samym lotki albo też w niemej
bezsilności dają je sobie obrywać. Dostosowują się do tego co jest. Uśredniają.
Wtapiają w tłum. Przestają wierzyć w spełnienie swych marzeń a nawet wyśmiewają
je jako dziecinne i kompletnie nierealne. I wiodą swój los codzienny
przyzwyczajeni do tego, co jest a nawet całkiem ze swego losu zadowoleni. I tylko czasem
dostrzegają w kącikach swych ust kolejną zmarszczkę goryczy. I tylko czasem
oglądając swe młodzieńcze fotografie
albo czytając stare, pełne naiwnego entuzjazmu wypracowania szkolne westchną
ciężko a potem szybko wcisną je na samo dno szuflady. Lepiej nie pamiętać,
lepiej nie burzyć tego, co jest…
Thoreau wielokrotnie
cytowany w filmie przez Keatinga zasiewa w umysłach młodych ludzi nieznaną im
do tej pory autorefleksję. Przygotowuje do czekających na nich przyszłości wyzwań,
do podejmowania podstawowych dla każdego wyborów, do odpowiedzi na pytania: co
jest ważne, czy opłaca się żyć bezpiecznie,
ale biernie i monotonnie, czy może lepiej podejmować ryzyka, wyznaczać sobie kolejne,
najbardziej nawet śmiałe cele i w dążeniu ku nim doznawać wielu ran, ale i
cudownych chwil tryumfu, radości, spełnienia.
„Dlaczego człowiek tak
mocno zapuścił korzenie w ziemi, że nie może z równą energią poderwać się i
wznieść ku niebu? Wszak szlachetniejsze rośliny ceni się dla owocu, jaki
ostatecznie rodzą pośród powietrza i światła, daleko od ziemi.” Czytam
powyższą myśl autorstwa Thoreau i dochodzę do wniosku, że to lęk przed bólem,
przed rozczarowaniem, przed osądem bliźnich nie pozwala człowiekowi wznieść się
wyżej, że bezpieczniej mu tkwić na nizinach i w zarodku dusić w sobie wszelkie
trzepoty. Na prawdziwą swobodę latania pozwalamy sobie tylko w snach i we
wspomnieniach z okresu młodości.
Mijają lata. Z
trudem rozpoznajemy samych siebie w lustrze. Na wiele pytań nadal nie znajdujemy
odpowiedzi a to, co było niegdyś tak jasne i proste skomplikowało się i
wykrzywiło. Zdewaluowały się dawne autorytety a nowych nie widać na horyzoncie.
Nie ma do kogo zawołać: „Kapitanie, mój kapitanie!”. Nie ma za kim pójść. Kim
się zainspirować. Wielkie idee zdają się zużyte, papierowe a nawet ośmieszone. Bywa,
że dochodzimy do ściany i walimy głową w mur. Doznany przy tym ból otrzeźwia i
zniechęca do brnięcia przed siebie tą samą ścieżką. A bańki mydlane, które
zdawały się nam realną rzeczywistością pękają i zostaje po nich tylko smętna,
mokra plama niepotrzebnych złudzeń…
Tak bywa a potem
przechodzi jakiś czas i człowiek w końcu zapomina o przykrościach, wylizuje
rany i otrząsa się jak pies, gotowy do następnego, radosnego biegu. I znowu
wraca tam, gdzie przyciąga jakiś blask, jakaś tajemnica do odkrycia, jakaś
ważna część „ja”. A wreszcie ośmiela się choć przez chwilę poruszyć skrzydłami,
zamarzyć o czymś, pomyśleć, że choć życie jest krótkie i pełne cierpień, to
jednak niekiedy bywa też piękne a to jakie one jest w dużej mierze od niego
samego przecież zależy. I dochodzi do
wniosku, iż dobrze jest czasem niczym John Keating wejść na biurko żeby
popatrzeć na świat z różnych punktów widzenia a potem spojrzeć w oczy bliźniego
i spróbować go zrozumieć lub przynajmniej zaakceptować a nie walczyć z nim, na
siłę zmieniać. Pokazać mu swój świat, ale nie zmuszać do życia w nim, do
zamykania oczu na inne przestrzenie i idee. Pozwolić pójść swoją drogą. Każdy musi sam dojść do tego, co najważniejsze.
Chcieć rozpostrzeć skrzydła. Przełamać nieufność i lęk. Nauczyć się po swojemu fruwać a przy tym umieć cieszyć się swobodnym lotem innych. Na niebie
starczy wszak miejsca dla każdego!
Po prawie
trzydziestu latach oglądam po raz kolejny film „Stowarzyszenie umarłych poetów”
i wyznam Wam, iż wzrusza mnie on tak jak niegdyś. A przy tym zdaje mi się, że
dzisiaj o wiele więcej rozumiem ze złotych myśli Johna Keatinga a cytaty z Thoreau docierają do mnie znacznie
głębiej, bo zahaczają o przebyte doświadczenia, bo dotykają dawnych, pełnych
entuzjazmu i prostej wiary uczuć, których blaski wciąż odnajduję w swym sercu.
Słuchając pełnej mocy, ale i subtelnościi muzyki z filmu spoglądam w migające na niebiesko oko monitora i szepczę
do Was: Fruńmy, póki się tylko da! Carpe diem, carpe diem, kochani!:-)
Moze trudno w to uwierzyc, ale nigdy nie ogladalam tego filmu.
OdpowiedzUsuńJa wierze, bo ja tez nigdy nie widzialam;)
UsuńJak będziecie miały chwilę czasu i ochotę na spotkanie z młodym Robinem Williamsem oraz ze sporym ładunkiem wzruszeń, to zachęcam do obejrzenia tego filmu!:-) Myslę, że każdy z nas ma takie filmy z młodości, które ponownie obejrzane budzą w nim duzo uczuć, zmuszają do spojrzenia w siebie...
UsuńNie znam tego filmu, ale jak wynika z Twojej relacji jest pewnie świetny. A temat jak najbardziej aktualny.
OdpowiedzUsuńTak, mieć skrzydła u ramion... frunąć, marzyć, spełniać marzenia, wznosić się ponad konwenanse, zasady, utarte ścieżki, isć swoją drogą, żyć, pełnią życia... bo tylko to się właściwie liczy i tylko wtedy można być naprawdę szczęśliwym!
Carpe diem Olgo życzę Tobie w Nowym Roku!
A choćby nam skrzydła znowu opadły, choćby ktoś nam je złosliwie podcinał, choćbyśmy my sami na skutek niewiary w siebie nie zdołali ich unieść - nie traćmy wiary, że kiedys znowu nam one załopoczą. I to nie raz jeszcze!:-)
UsuńCarpe diem, Amelio kochana!:-))*
Mam kilka filmów ze swojej młodości do których chętnie wracam. Jednak po latach odbieram je już troszeczkę inaczej i jest to chyba kwestia dojrzałości. Nie oznacza to, że osiadłam i np. nic mi się nie chce.
OdpowiedzUsuńChce mi się i to bardzo! Dalej marzę, snuję plany i rozkładam skrzydła do lotu.
Kochani! Życzę Wam szczęśliwego Nowego Roku i pozdrawiam serdecznie:)
Człowiek sie zmienia i zmienia sie też jego patrzenie na świat, inny staje sie odbiór tego, co go kiedys zachwycało i wzruszało. Tym bardziej cieszę sie, gdy okazuje się, że pewne rzeczy są niezmienne. Że jądro - sedno jest wciaz to samo. Wiara w dobro i ochota na zycie! Niech nas to nigdy nie opuszcza, Renatko kochana!
UsuńSzczęsliwego Nowego Roku i wielu, wielu następnych!:-))
Oglądałam ten film, namówiona przez moją młodzież, którą bardzo poruszył, ale to było dawno i niewiele z niego pamiętam:-)
OdpowiedzUsuńPrzypomniała mi się natomiast w kontekście tego co napisałaś, przeczytana kiedyś opowieść, chyba Anthonego de Mello o orle, wychowanym przez kury, którym człowiek podłożył orle jajo. Orzeł myślał, że jest kogutem, a kiedy się zestarzał ujrzał na niebie szybującego wysoko wspaniałego ptaka. Zapytał stojacą obok kurę co to jest. Kura odpowiedziała, że to jest orzeł, król ptaków i żeby więcej o tym szybującym ptaku nie myślał, bo oni po prostu są inni niż ten ptak. Tak więc orzeł więcej o tym nie myślał i umarł wierząc, że jest kogutem.
Wychowanie często podcina nam skrzydła, życie często zmusza do bezpiecznych wyborów. Podcięte skrzydła nie odrastają...
Pozdrawiam serdecznie:-)
Marytka
No tak, o tym też jest ten film Marytko, że nawet orłowi da sie wmówić, iż jest tylko kurą i że ma byc szczęsliwy pędząc kurzy żywot.
UsuńKocham ten film, i cieszę się, że kocham. To moja młodosc, to moje pierwsze bunty, marzenia, niepokoje, poszukiwania...Uważam, że każda młoda osoba powinna go obejrzeć. Zawsze jest szansa, że coś sie w jej wnętrzu poruszy, że będzie chciała cos zmienić, pójsc za swym wewnętrznym głosem, znaleźć siebie...
To smutna i tragiczna właściwie sytuacja gdy człowiek czuje, że chciałby wiecej, że mógłby więcej, a jednak coś go tamuje, a jednak rezygnuje i dostosowuje się, wybiera święty spokój i nie robi nic by te skrzydłą mu odrosły. Bo przecież jedno jest życie...Nie będzie więcej szansy na lot. A niechby i zostać Ikarem. I cóz z tego, że ten pierwszy w historii lotnik spadł, skoro przeszedł do historii, skoro jest inspiracją dla wielu pokoleń śmiałków?
Pozdrawiam Cię także serdecznie, Marytko!:-)
Carpe diem, Olu :))
OdpowiedzUsuńCarpe diem, Lidko!:-))
UsuńWidzialam ten film, ale teraz z przyjemnoscia sobie go znowu poogladam, ciekawa jestem wrazen...bardzo ciekawe sa Twoje wynurzenia na temat zycia, psychiki ludzkiej, wplywow innych na nasze widzenie swiata i sposob na nasze zycie. Warto jest na tym wszystkim sie zastanowic, przemyslec, ocenic. Ale carpe diem jak najbardziej...wiec carpe diem w 2018 roku, scislam serdecznie
OdpowiedzUsuńAż sama sie zdziwiłam, że ten film po latach znowu wywarł na mnie tak duże wrażenie. Myśle, że to dlatego, iż pewne wartosci nigdy sie nie starzeją.Że póki są one dla nas ważnymi wartosciami, póty odnaleźć mozemy siebie dawnych, póty chce nam si ezadawać pytania i nie osiadać na laurach. Szukać, szukać, szukać...I lecieć w tym szukaniu do marzeń, do siebie samych!
UsuńCarpe diem zatem, Grażynko w Nowym Roku!:-))
Film widziałam już jako dorosła z bagażem przeżyć, podobał mi się bardzo. Zaszczepienie uczniom umiejetności samodzielnego myślenia i odwagi to bardzo wiele. Zastanawiało mnie jedno, na jak długo im starczyło? Bo nauczyciel musiał odejść jako jednostka niepożądana w tamtej społeczności.
OdpowiedzUsuńCarpe diem zawsze mi się podoba i Tobie też życzę, chociaż przecież Twoje skrzydła jeszcze nie podcięte, może tylko troszkę zmęczone.
Cieszę sie, że znasz ten film, Ewo!:-)
UsuńNa jak długo tym uczniom starczyło samodzielności myślenia i odwagi? Mysle, że na tyle, na ile nam samym jej starczyło. W pewnych sytuacjach zadziwiamy siebie samych, w innych przykro rozczarowujemy, ale ważne, iż nic co ludzie nie jest nam obce.Nawet ból, nawet wstyd, nawet niemoc..I należy sobie wybaczać gorsze dni i należy sie cieszyc z chwil mocy.A przy tym pamiętać, co jest wazne.I wciąz próbować od nowa wykrzesać w sobie iskrę, co obie robimy przecież!
Carpe diem, Ewo!:-)
Fim widziałam dawno temu, potem oglądały moje dzieci. Bardzo nam sie podobał. Lubimy też Thoreau.
OdpowiedzUsuńCarpe diem to moje motto. Lećmy Olu do gwiazd i spowrotem, i znów wysoko!
Och, jak fajnie, że znasz ten film Ty i Twoje dzieci, że odczuwacie i myslicie podobnie!:-)
UsuńA myslę, iż Thoreau tchnął w wielu, podobnym nam osiedleńcom swoje idee. Zacytuję go tu z radością:
"Zamieszkałem w lesie, albowiem chciałem żyć świadomie, stawiać czoło wyłącznie najbardziej ważnym kwestiom, przekonać się, czy potrafię przyswoić sobie to, czego może mnie nauczyć życie, abym w godzinę śmierci nie odkrył, że nie żyłem. Nie chciałem prowadzić życia, które nim nie jest, wszak życie to taki skarb; nie chciałem też rezygnować z niczego, chyba że było to absolutnie konieczne."
Carpe diem, Owieczko kochana! Lećmy i nie bójmy się tego. Gwiazdy czekają!:-))!*
To jeden z tych filmów, które zostawiaja slad na dlugo :).
OdpowiedzUsuńTak, to naprawdę niezapomniany, mądry, głęboki, a przy tym wzruszający film - jakże inny niż wiekzość współczesnej kinematografii!
UsuńWzruszyłam się...tak dużo czasu już minęło odkąd oglądałam ten film...czas na wieczór filmowy, tym razem z młodszym pokoleniem :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę warto po latach zobaczyć coś, co kiedyś nas wzruszało.Odnaleźc w tym siebie i zobaczyć, jak odbierają to młodzi.A najpiekniej jest sie razem wzruszać, dyskutować o najwazniejszych scenach, wracać do nich. Ja tak miałam kiedys z moją córką i wspominam ten czas z wielkim sentymentem!:-)
UsuńWidziałam dawno, dawno. Chętnie obejrzę jeszcze raz z dziećmi. A za oknem nowy dzień, do złapania, muszę lecieć : ))) .
OdpowiedzUsuńŚwietnie, że go widziałaś, Łucjo!Nie wiem, czy Twoje dzieciaczki jeszcze nie za młode na ten film...Aby go zrozumieć i dobrze odebrać trzeba być co najmniej nastolatkiem - i to najlepiej zbuntowanym!:-)Ale dzisiaj dzieci dojrzewaja wcześniej, wiec wszystko jest możliwe!:-)
UsuńLećmy, fruńmy - do dnia ,do nocy, do wszystkich swoich ważnych ludzi i chwil! Carpe diem, kochana Łucjo!:-)))
Chyba nie znam tego filmu, będę musiała nadrobić, bo wierzę, że znajdę tam wiele wartości, skoro ty tak piszesz, to tak jest. Och...już mi się opis podoba. Tak, nie warto marnować życia na bycie manekinem. Czytam i jak to zawsze czytając Twoje posty...wzruszam się. Kochana, dla mnie ten rok nie jest łatwy, zrozumiałam za to wiele. Zrozumiałam, że się chowam, że chcę już wyjść i żyć pełnij, nie chce egzystować, chce poczuć życie. Cytaty, jakie przedstawiłaś, mnie poruszają. Ty zawsze piszesz, o tym, czego mi potrzeba. Tak, lęk jest moim największym wrogiem, ale już tak nie mogę, chce żyć jak najpiękniej. Męczy mnie rutyna, nawet miasto. Obiecałam sobie, że postaram się z całych sił. Chcę żyć, nie egzystować. Nie czekałam na nowy rok, już powoli zaczęłam działać. Twój blog to kopalnia wiedzy, jedno z moich najlepszych odkryć tego roku!!! Kochana!!! Calutkim sercem życzę Ci, by 2018 rok był przepełniony magią, był unikalny, zachwycający, obfitujący w wiele pięknych chwil. Zdrowia, poczucia spełnienia, siły wewnętrznej i tej wewnętrznej radości. Spełnienia marzeń. Jesteś przecudna i cieszę się, że Cię odnalazłam. <3
OdpowiedzUsuńNaprawdę warto zobaczyć ten film, Agnieszko!To jest chyba moja trzecia recenzja filmowa na tym blogu, więc rozumiesz, że byle czego tu nie polecam!:-))
UsuńZ tego co czytam u Ciebie widzę, że jesteś świadomą, mądrą osobą, że chcesz odnaleźć własną drogę i zrobisz wszytko by nią pójśc. Życze Ci tego kochana z całego serca! Cieszę sie, że odnalazłaś mnie w tym blogowym świecie i cieszę sie też, że mogę odwiedzać Twój świat!Jesteś niezwykłą, szczerą i pełną światła dziewczyną!Wszystko w Twoich rękach:-))
Carpe diem, Agnieszko! :-))*
Piękny wpis... wzruszyłam się. Oj dużo by wspominać...
OdpowiedzUsuńTen film, czasy, gdy był on rozpowszechniany na kasetach video albo potem puszczany w kinach - jak dawno to temu i niedawno zarazem. I u mnie Gabrysiu wywołuje on lawinę wspomnień. Ale to w przeważającej mierze dobre wspomnieniqa...Młodośc, entuzjazm, radość, szukanie swojej drogi...Ech!:-))*
Usuńczas filmów nastał... śnieg pruszy dwa dni przed nami. Marato się zapowiada...
OdpowiedzUsuńOczywiście zostawiam zyczenia najszczersze, zdrowia, radości i powodzenia w nowym 2018 roku. :)
Tak Alis. Filmy zimową porą to dobra rzecz. I ksiązki i muzyka i grzane wino z cynamonem i zabawy na śniegu i spotkania z przyjaciółmi... Grunt, żeby zdrowie było jako takie i humor dopisywał, czego zyczę Ci serdecznie w Nowym Roku!:-)
Usuńdziękuję slicznie :)
UsuńZwykle jest tak, ze jak ktos pisze tyiul filmu po polsku to nie zalapuje od razu o jaki chodzi, tym razem natychmiast wiedzialam, jeden z moich ulubionych filmow, juz kilka razy wracalam i ogladalam, pamietam kiedy pierwszy raz widzialam, bylo to juz tutaj, zupelnie na poczatku, ze slabym moim angielskim, ale juz wtedy mnie wzruszyl i poruszyl.
OdpowiedzUsuńOch, jak sie cieszę,Teresko, że znasz ten film i lubisz - to stwarza jakis ciepłego porozumienia, wspólnoty.
UsuńU Ciebie za chwilę już wybije Nowy Rok! Wzystkiego dobrego Ci życzą a najwięcej dobrych ludzi na Twej drodze i pieknych filmów do obejrzenia i do wspominania po latach!:-))
No widzisz tak sie wzruszylam tym filmem, ze zupelnie zapomnialam ze za chwile Nowy Rok bedzie, bo ja mialam 10 godzin wczesniej.
UsuńOlenka, wszystkiego najlepszego dla Ciebie i Twoich bliskich.
Tak, Nowy Rok nie dośc, że u Ciebie był 10 godzin wcześniej, to jeszcze w zupełnej niż u nas aurze pogodowej!:-)
UsuńTeresko ściskamy Cię oboje serdecznie już w Nowym Roku!:-))
Szybkiej regeneracji skrzydeł i wzlotu na wyżyny ducha!
OdpowiedzUsuńDziękuję, Iwonko. Bardzo na czasie Twoje zyczenia. Wam też zdrowia, spokoju, szczęścia...Ściskam Was mocno!:-))
UsuńH.D.Thoreau to wizjoner i fantasta, stara dusza i wolny ptak. Mądrze pisze ale .... nie każdy ma taką wrażliwość, potrzebę, możliwości. A życie w cichuteńkiej desperacji, może być spokojne i dobre, gdy się niewiele oczekuje i bywa zadowolonym a czasem nawet szczęśliwym.
OdpowiedzUsuńNa stowarzyszeniu beczę za każdym razem, gdy je oglądam. Ale na Mamma mia też.
Mimo różnic cieszę się, że Was mam. I niech tak będzie w Nowym Roku i do końca świata.
"Stowarzyszenie umarłych poetów" od nowa rozbudza we mnie młodość,przypomina o dawnych ideałach, o tym, że nadal są ważne, przywraca chwile, gdy jeszcze wszystko było przede mną. I mam nadzieję, że ten film trafia też do współczesnej młodziezy, do ich wrażliwości.
UsuńTak, z tym życiem w cichuteńkiej desperacji i z zadowoleniem, że jest jak jest masz wiele racji, Krystynko. Umieć sie cieszyć tym, co jest to wielka, być może najwieksza sztuka. Choć i pofruwać w marzeniach jest czasem miło albo i wyrwać gdzieś raz na jakis czas, ale dobrze jest też wrócić do znanej, oswojonej rzeczywistości, do świętego spokoju i dobrej ciszy...
Też sie cieszymy, Krystynko, że nasze światy sie spotkały i w tak sympatyczny sposób nadal to czynią.
W Nowym Roku Ściskamy Cię z serdecznym usmiechem!:-))
To klasyka, zawsze będzie na czasie...
OdpowiedzUsuńDobrze, jeżeli w środowisku znajdzie się ktoś, kto podrywa do lotu- kilku odważnych zawsze pofrunie.
Stagnacja i marazm to nie jest pełnia życia.
Leć Oleńko wysoko, każdego dnia rozpoczętego dziś roku.
Właściwie to ten i poprzedni tekst są o tym samym - o wadze spontaniczności w życiu, o umiejętnosci wyrażania siebie, o niepoddawaniu sie ogólnie przyjętym wzorcom i sztywnym ramom.
UsuńA mnie czasem chce sie lecieć a czasem nie...Jak każdemu chyba!Tak czy siak, w chwilach gdy nie mam siły na loty a wena pierzcha sobie gdzieś hen zawsze pozostają miłe wspomnienia!:-))
"Nie potrzebuję skrzydeł by latać,....potrzebuję ludzi dzięki którym nie upadnę"
OdpowiedzUsuńDo tego stwierdzenia musiałam dorosnąć.Wychowywałam sie pod dobrymi,mądrymi skrzydłami.
To w domu rodzinnym....rodzice,dziadkowie dodawali mi po piorku do moich skrzydeł.
Napełniali pozytywną energią,motywowali,dzięki nim umiałam patrzeć na wszystko z lotu ptaka.
Zycie...ludzie...no właśnie...ludzie,wydarzenia,rzeczy...podcinanie skrzydeł.Tęsknię za dawną sobą):
Moje skrzydła już wiekowe....ale w piórach wciąż tkwią wartości mi dane,choć tak trudno....Idę swoim tempem.Ludzie,którzy mnie nie znają...ich ocena nie jest nic warta...tego się trzymam.A najważniejsza jest świadomość obecności osób,które w razie kryzysu są mi ostoją,nie pozwolą upaść
Są takie zdania,myśli,słowa,które wyjątkowo głęboko zapadają w pamięć."Stowarzyszenie umarłych poetów"......dla mnie przysięga poetów,ta niesamowita pochwała życia"wyssać wszystkie soki życia...
żyć pełnią życia....gromić to co życiem nie jest...." Chciałabym moc powiedzieć...zrobiłam to!
Mój ukochany tato{bardzo mi go brak)mowił"wszystko zależy od Ciebie,nic się samo nie wydarzy"
Mimo tej świadomości,gubimy gdzieś po drodze ideały....tak ważni są ludzie obok nas.
Dziękuję Oleńko,że jesteś....Basia:):)
Niech to będzie dobry rok...rok szeroko rozpostartych skrzydeł i wysokich lotów,marzeniami przeganianymi mgieł na szlaku i tylko białych żagli,dobrych wiatrów.
Dzień dobry, Basiu! Cieszę się, że tu jesteś, że znowu się odezwałaś i napisałaś tak wzruszająco, tak szczerze o sobie.
UsuńBardzo wiele z Twoich przemysleń znajduje odbicie w mojej duszy - o piórkach, których dodawali najbliżsi do moich skrzydeł, o ich roli i ogromnej wadze ich bliskosci w zyciu. Móc na kimś polegać i wiedzieć, że chocby nie wiem co, to oni zawsze podeprą człowieka, bo są na dobre i na złe...Dali nam poczucie spokoju i pewnosci, nauczyli co jest w życiu ważne. Niestety, im jesteśmy starsze, tym tych ludzi-opok mniej jest przy nas. Czas ich zabiera,nie bacząc na nasz ból i gniew. Zostawia nam jednak jakąs wewnętrzną siłę, przekonanie, że wiemy, co jest naprawdę ważne i w razie czego my także będziemy potrafili być najbliższym podporą, byc tymi, do których sie biegnie w potrzebie, po pomoc, po słowo albo po milczące, lecz pełne zrozumienia i serdecznosci przytulenie.
"Wyssać wszystkie soki z życia" - tak, też to zdanie dźwięczy mocno we mnie. A z wiekiem nawet robi to coraz mocniej. Bo coraz mniej czasu przed nami. Bo wiemy, co jest ważne i za tym powinniśmy isc, ni rozmieniajac sie po drodze na drobne...
Człowiek nie jest jednak pomnikiem, nie jest ideałem ani jasnowidzem i choćby nie wiem jak próbował, to nie ustrzeże sie od błędów, od ślepych uliczek, fałszywych przyjaciół i pustych ideałów. Jednak po kolejnym oparzeniu, w koncu leczy rany i wynosi dla siebie nową naukę, znowu docenia to, co jest stałością, sednem, najprawdziwszą opoką...
Czasem w człowieku coś sie łamie, czasem gubi światełko i wątpi, czy jeszcze je odnajdzie.Czasem ludzie długo płaczą w cichosci, pokaleczeni, zniechęceni do wszystkiego. Ale ten trudny czas też w końcu przemija. I niczym członkowie Stowarzyszenia umarłych poetów znowu nabieramy wiatru w żagle, znowu usmiechamy sie do zycia i wierzymy, że wiele jeszcze przed nami.
Ściskam Cię serdecznie Basieńko, wszystkiego dobrego w Nowym Rolu życząc. I tych skrzydeł radosnych i swobodnych, które oby Tobie i mnie jak najczęściej łopotały!:-)***
Właśnie skończyłam oglądać, pod koniec prawie się popłakawszy. Widziałam go po raz drugi, dokładnie nie pamiętam, kiedy po raz pierwszy. Bardzo lubię wracać do takich ważnych dla mnie filmów, czy też książek. Konfrontować swoje dawne wrażenia z tymi najświeższymi. Przyznam, że bywa z tym różnie, bo czasem coś się wypala i traci swoją moc. Trochę się obawiałam, czy i teraz tak nie będzie. Jednak nie tym razem - w moim osobistym odbiorze ten film nadal trzyma klasę. Dobrze jest mieć takie perełki do których można w każdej sposobnej chwili wrócić. Dla mnie to wielkie bogactwo.
OdpowiedzUsuńI dla mnie ogromnym przezycime jest obejrzenie tak dobrego filmu i miła jest świadomosć, że istnieja takie jak on perły, że można do nich wracać kiedy sie chce i uczestniczyć w tej cudownej uczcie dla ducha.
UsuńCieszę sie Errato, że podzielasz mój entuzjazm i podziw dla tego dzieła filmowego.Obejrzenie go tak jakos człowieka oczyszcza, odmładza, pomaga wejsć na właściwe tory, dodaje sił ducha. To dobrze, że "Stowarzyszenie umarłych poetów" wcale sie nie zestarzało, nie straciło swej mocy ani nie wyblakło po latach, bo przecież z wieloma filmam, ksiązkami czy piosenkami tak właśnie jest.I gdy człowiek zauważa tę dewaluację, to jakoś mu sie robi smutno, jakby coś ważnego stracił...
Ściskam Cię serdecznie Errato i dziekuję za Twoje słowa!:-)***