…Wszystko ma swój czas, a ostatnie dwa tygodnie
poświęciliśmy w całości naszemu gościowi z Australii. Drogie sercu dziewczę
urodzone w kraju kangurów i niewiele dotąd mające okazji by z prawdziwą zimą i
śniegiem obcować, podczas pobytu w Jaworowie nasyciło się do syta cudowną,
śnieżną i mroźną pogodą. Biały puch jak na życzenie pojawił się już na samym początku jej
pobytu. Najpierw posypał świat nieśmiało i delikatnie cukrem pudrem i już wówczas
widok naszego siedliska wzbudził w Australijce zachwyt. A to było tylko
preludium do symfonii bieli, chłodnego błękitu, chrzęszczącego pod nogami lodu
i śniegu spadającego na twarz i okrywającego mięciutką pierzynką pogórzańską
rzeczywistość, która nastała potem i otuliła przyjaźnie tak rzadkiego w naszych
stronach gościa.
Tak szybko
przeleciały te wspólne, dobre chwile…Dopiero co obserwowaliśmy z Cezarym na
lotnisku w Jasionce kołowanie samolotu z Warszawy, którym po przesiadce w
Dubaju nasza kochana M. przybyła do nas z gorącego o tej porze roku kraju
kangurów. A już trzeba było się pożegnać, odprowadzić ją z powrotem na samolot
i wracać do opustoszałego nagle i dziwnie cichego domu by tęsknić i marzyć o
kolejnych tak radosnych odwiedzinach.
A co zdarzyło się
między przylotem a odlotem naszego gościa? Było tego tak dużo, że na ten temat powstać
by mogła kilkudziesięciostronicowa epopeja. Wobec tego napiszę tylko w telegraficznym
skrócie o najbardziej pamiętnych, najmocniej w serdecznych wspomnieniach
zapisanych momentach z tego wspólnego czasu. A wszystko okraszę mnóstwem
ilustrujących te dwa tygodnie zdjęć. Zdjęcia wszak czasem więcej potrafią opowiedzieć
niż wszystkie słowa świata.
Najważniejsze
były nasze codzienne spacery do lasu! Uszczęśliwione psy biegły na wyścigi by
tarzać się w śniegowych zaspach, ścigać między drzewami, gonić wiatr i tańczące
wesoło płatki śniegu a potem przybiegać do naszych dłoni na gorące pieszczoty,
na serdeczne liźnięcia, na krótki odpoczynek przed kolejnym sprintem w
bielusieńkie oddale. Nawet gdy wokół unosiła się siwa mgła, nawet gdy w
kolejnych dniach topniał śnieg i na łąkach oraz w lesie marne jego resztki
widoczne były tylko pośród kałuż i błota nasza droga M. widziała w tym
krajobrazie niezwykłe piękno. I choćby nam z Cezarym wcale się na żadną
przechadzkę iść nie chciało, ona swym entuzjazmem potrafiła nas skutecznie zarazić
i przekonać do obucia gumofilców oraz zanurzenia się w błotnisto-mglistą
przestrzeń otaczających nas lasów, pól i wzgórz.
A potem znowu kolejny
dzionek witał nas odmienną pogodą. Rozświetlał okolice niepokalaną bielą i
ustrajał Jaworowo w diamentową szatę królowej śniegu. Słońce przebłyskujące między
drzewami na intensywnie niebieskim niebie sprawiało, iż chciało nam się wędrować
i wędrować bez końca a radosny uśmiech na twarzy naszego gościa był dla nas
najwspanialszym podziękowaniem i ozdobą tych dni.
Udało nam się w
czasie tych dwóch tygodni odwiedzić Przemyśl, pospacerować po tamtejszym rynku,
objadać się wypiekanymi tamże najpyszniejszymi na świecie ciepłymi pączkami w
kształcie pierogów, wędrować wzdłuż bulwarów nad Sanem, zjeść pyszny placek po
węgiersku oraz pojechać na tonący w śniegu kopiec tatarski, z którego widać
było zamgloną panoramę całego Przemyśla i okolic.
Wielkim
marzeniem moim i Cezarego było odwiedzenie w zimowym czasie ukochanych Bieszczadów.
Ponieważ jednak nie dysponujemy pojazdem z napędem na cztery koła, zdolnym
przedrzeć się przez śniegowo-lodowe zasieki poczekać musieliśmy do dnia, gdy na
Podkarpaciu zrobiło się tak ciepło, iż nieomalże wiosennie. Mieliśmy nadzieję,
że przy dwunastu stopniach na plusie uda nam się dojechać w Bieszczadach w
najciekawsze miejsca i zobaczyć śnieżne czapy leżące na najwyższych szczytach
tych gór. Niestety, okazało się, iż w górach śnieg nie zdążył stopnieć do tego
stopnia co u nas i przy temperaturze plus sześć stopni zalegał grubą,
zlodowaciałą warstwą na drodze do Mucznego, gdzie chcieliśmy pokazać M. zagrodę
żubrów i wejście na Bukowe Berdo. Dostrzegłszy nagle na wijącej się serpentynami
szosie ku Mucznemu uwięźnięty w rowie jeep oraz usiłującą go wyciągnąć stamtąd
furgonetkę musieliśmy zrezygnować z dalszej jazdy. A ponieważ nie było gdzie
zawrócić, to przez ponad trzy kilometry zjeżdżaliśmy powolutku tyłem ślizgając się
na lodowych bryłach i tańcząc w koleinach.
Mimo to, nie tracąc nadziei na
dojazd do Cisnej postanowiliśmy kontynuować naszą podróż. Dopiero za Ustrzykami
Górnymi, gdy kierowca napotkanej tam odśnieżarki poinformował nas, że dalej, ze
względu na głębokie koleiny ciężko będzie nam się przedostać zrezygnowaliśmy z
dalszej jazdy. Jedynym miejscem, które dane nam było wówczas zwiedzić w górach
okazało się Arłamowo wraz z jego luksusowym kompleksem hotelowym. Zrobiliśmy
także kilka ładnych zdjęć w Lutowiskach i odwiedziliśmy Ustrzyki Dolne, gdzie
od handlujących tam Ukrainek kupiliśmy najpyszniejsze cukierki czekoladowe,
jakie dane nam było do tej pory zjeść!( z wędzonymi śliwkami, orzechami i
prażonym słonecznikiem!). Innym, niezapomnianym smakołykiem były zwykłe
zapiekanki pożarte w sympatycznym barze w pobliskim Dynowie (w Australii nie znają takich jak w Polsce
zapiekanek!:-)
A ponieważ dni
grudniowe krótkie są i po szybko nadciągającym zmierzchu dużo czasu trzeba
spędzać w zaciszu domowym wymyślaliśmy sobie na te długie godziny przeróżne rozrywki
takie jak, oglądanie wszystkich części Trylogii Sienkiewicza, rozwiązywanie
krzyżówek, lepienie pierogów, picie grzanego, bzowego wina albo delektowanie się
regionalnymi piwami, nostalgiczne opowieści z dzieciństwa, rozmowy o
przyszłości i rzewne śpiewy, szalone zabawy z rozpuszczonymi jak dziadowski
bicz psami, smażenie ziemniaczanych łódeczek, naleśników i gotowanie typowo
polskich zup a także wyjadanie zapasów z domowej spiżarki, która to spiżarka
budziła u naszej miłej M. zachwyt oraz ataki niepohamowanego łakomstwa.
Zdumiona wielkim popytem na moje przetwory śmiałam się zadowolona, gdy co dnia opróżniały się kolejne słoje z
konfiturami, kompotami, grzybkami, ogórkami, zielonymi pomidorami na ostro i
papryką na słodko.
Widząc jak
bardzo droga M. raduje się śnieżną aurą
zaproponowałam jej i Cezaremu zorganizowanie dla nas wcześniejszej o dwa
tygodnie wigilii Bożego Narodzenia. Wszak nasz australijski gość nigdy jeszcze
nie przeżył prawdziwie białych świąt. W Australii grudzień oznacza początek
upalnego lata a o prawdziwie świąteczny nastrój w takich warunkach nieco
trudno. Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy! Wspólnie ubraliśmy choinkę, śmiejąc
się i przekomarzając ustroiliśmy w migoczące lampki kuchenne okno, napiekliśmy
pierników, grzybowików i ryb, przyrządziliśmy śledzie z olejem, ugotowaliśmy
przepyszną zupę grzybową. A w sobotni, mroźny wieczór usiedliśmy przy nakrytym
czerwono-białym obrusem i zastawionym szczodrze stole kuchennym, gdzie
złożywszy sobie serdeczne życzenia i wychyliwszy bzowym winem toast za nasze rychłe
spotkanie zjedliśmy wigilijną wieczerzę spoglądając na śniegową pierzynką
okryty cichy świat za oknem. Ogień strzelał w piecu wesołymi iskierkami a nasze
cztery psiska leżały pod stołem albo kręciły się wokół nas upominając się piernikowe
smakołyki albo prosząc uwielbiającą je M. o pieszczenie brzuszków i głaskanie rozanielonych
pysków. I płynęły nam miłe, nieśpieszne godziny i niosły się w dal z naszego
białego Jaworowa melodie kolęd, tych najpiękniejszych, polskich i tych
tradycyjnych, staroangielskich, popularnych w Australii…
Spodobały nam się
bardzo prezenty od naszego gościa otrzymane: namalowany przez aborygeńskiego
artystę obrazek oraz wykonane z drewna eukaliptusa podkładki pod napoje
przedstawiające endemiczne zwierzęta australijskie. Teraz, gdy zostaliśmy we
dwoje z Cezarym gładzimy je z czułością, oglądamy też wykonane przez te dwa
tygodnie setki zdjęć i wzruszamy się wspominając tę cudownie i bardzo
intensywnie spędzoną z naszym gościem pierwszą połowę grudnia…
A tymczasem zima
u nas coraz sroższa. Oblodzona droga wiodąca do miasteczka absolutnie nie
zachęca do żadnych podróży. A trzeba będzie w tym tygodniu wybrać się znowu na
jakieś zakupy i do lekarza, na umówioną od dawna wizytę. Mamy nadzieję, że gdy
założymy na koła łańcuchy uda nam się dojechać tam i z powrotem by potem w
lubianym przez nas oddaleniu od całego świata na długi czas zanurzyć się w
cichą przestrzeń marzeń i wspomnień, w dającą nam poczucie bezpieczeństwa oraz
spokoju śnieżnobiałą, pogórzańską codzienność…
Oleńko, tak się stęskniłam! Obejrzałam, przeczytałam... Tyle pięknych zdjęć, tyle wrażeń, pięknych wspomnień dla Was i dla Waszego gościa. Pogoda nie zawiodła i Wasz gość wywiezie ze sobą piękne wapomnienia:-)
OdpowiedzUsuńZima taka biała, śnieżna! Szkoda, że nie udało się zobaczyć tych ulubionych miejsc w Bieszczadach, ale cóż one nadal bronią swojej dzikości i może dobrze, że tak jest, bo zachowują swój niezmienny urok:-)
Czy to Twój głos na filmiku tak czule nawołuje pieski?:-)
Ależ one miały frajdę z tych wycieczek do lasu, to widać na zdjęciach. Pięknie tam u Was, ale to też ma swoja cenę, trudny dojazd śnieżną zimą, konieczność gromadzenia opału i żywności, ale otaczajace Was piękno natury to wszystko wynagradza, prawda?
U nas bez śniegu i wielkiego mrozu, co raczej mnie cieszy, bo nawet jak ogladałam Wasze zdjęcia, to pomyślałam, że ten snieg chociaż piękny, dla mnie byłby dużym wyzwaniem:-)
Serdecznie pozdrawiam, buziaki posyłam i łańcuszek serduszek :-))
Marytka
Dzień dobry, Marytko! Miło mi móc podzielic sie na blogu swoimi pozytywnymi uczuciami i wspomnieniami. Miło mi, że ktoś na to czeka a nawet tęskni. Piszę dla siebie, ale i dla innych. Dla tych, którzy lubią tu przychodzić.Dlatego dziękuję Ci z całego serca, że nas odwiedzasz, że pamiętasz!:-)
UsuńTak, zima ma dwa oblicza - to piękne, zachwycające i to srogie, przerażajace nawet, gdy trzeba jakoś wydostac sie z tej potęznej i wszechwładnej bieli. Najlepiej byłoby móc tu siedziec stale, ale sie nie da przecież.Nasz gosć był bardzo zadowolony i na miejscu i w czasie wycieczek. Czyjś zachwyt pomaga nieraz spojrzeć na cos nowym okiem, zachwycić sie na nowo. Tak też stało sie i z nami. Cieszyliśmy sie wspólnie tą zimą jak dzieci i nie było nam straszne odśnieżanie, jeżdżenie tyłem po serpentynach czy upadki na schowanym pod śniegiem lodzie. Grudzień przez jego pierwszą połowę był dla nas radosny i nieomalże baśniowy. To prezent najlepszy jaki może być,to uśmiech losu. Wszak wiadomo, że życie biegnie naprzód i nie wiadomo, co skrywa sie za zakrętem.Dobre wspomnienia to skarb!
Ten głos na filmiku należy do naszej drogiej M., która przemawiała do piesków zawsze bardzo słodko i tak mocno je pieszczotami rozbałamuciła, że tęskniac za nia chodzą pod drzwi jej pokoju na piętrze i skrobią tam, nie mogąc zrozumieć, dlaczego im nie otwiera, dlaczego znowu nie pieści...
Marytko miła i my posyłamy Ci buziaków serdecznych wiele oraz usmiechów życzliwych korale!:-))♥
No i wzruszylam sie. Moge sobie wyobrazic Wasze emocje, radosci z tak niezwyklej wizyty, wspomnienia dawniejszego zycia w cieplych krajach. Marytka (podejrzalam w komentarzu powyzej ;)) miala wielkie szczescie, ze trafila na prawdziwa sniezna zime, choc tam u Was to nie rzadkosc. Tu na razie mielismy jeden dzien sniegu, ktory pod wieczor zniknal.
OdpowiedzUsuńPamietam nasz urlop zimowy w Polanczyku i strasznie trudne warunki drogowe, kiedy stanela cala komunikacja, a smialkow decydujacych o dalszej jezdzie, znajdowalismy w rowach po obu stronach drogi. Nasz kierowca autobusu zaproponowal nam, zebysmy pieszo szli do Cisnej, bo on postoi kilka godzin, zanim piaskarki go uwolnia. Z gorami nie ma zartow.
Aniu kochana,drobna uwaga - imię naszego gościa wprawdzie zaczyna sie na literę "M", ale to nie Marytka. Marytka jest po prostu życzliwym czytelnikiem tego bloga.
UsuńWzruszyłaś się? Masz wrażliwą dusze i potrafisz wczuc sie w czyjeś uczucia. Doceniam to bardzo, Anusiu!:-)
Nasz australijski gość miał tu taką pogodę, o jakiej marzył. Wdzięczni jesteśmy losowi, dobrym duchom i wszystkim siłom, które taka pogodę nad nasze Pogórze przywiały!
Miałaś zimowy urlop w Polańczyku? No to wyobrażam sobie jak tam musiało wyglądać! Pięknie i strasznie! Jak ktos nieprzyzwyczajony, to dla niego koszmar. Jednak po latach zostaną ekstremalne, ale jednoczesnie fajne wspomnienia. A góry są nieprzewidywalne.Trzeba podchodzic do nich z szacunkiem i pokorą.
U nas nadal śniegu a śniegu! To ostatnie zdjęcie z zaśniezoną drogą i rózowym niebem zrobiłam dzisiaj rano. Z każdym dniem ma być podobno zimniej. Jakos trzeba będzie sobie poradzić!Ale to dla Jaworów przecież nie pierwszyzna!:-)
Buziaki srdeczne ślemy Ci Anusiu z naszej białej wioseczki!:-))*
No coś pięknego! Jakbyś przez jakiś czas była w raju. Niech los Wam nadal sprzyja, a nam niech się udziela płynąca z Jaworowa radość.
OdpowiedzUsuńZimowe pejzaże zdają sie czasem rajskie, bo takie niepokalane, bo takie baśniowe i pełne niezwykłego blasku. A jak jeszcze dusza ludzka odpowiednio nastroi się do tego piękna, jak o troskach zapomni, jak sie po dziecięcemu życiem ucieszy i z pozytywnie nastawionymi istotami przebywa wtedy rzeczywiście mozna mieć wrażenie raju raju na ziemi...
UsuńDziękuję Ci Iwonko za ciepłe życzenia! Ściskam mocno, mocno!:-)♥
Ależ relacja :)) I te przepiękne widoki, biel śniegu - chociaż ja nie lubię zimy, jak wiadomo ;) ale zachwycić się nią umiem.
OdpowiedzUsuńRadość rozbisurmanionych ;) psów, które miały dodatkowe i chętne ręce skore do głaskania i nogi na długie spacery ...
A Wigilia - wspaniale, że udało się Wam razem przeżyć. Bo przylot z Antypodów jest prawdziwą wyprawą, a Waszej M. to chyba jakiś szaman śnieg wymodlił ;)
U nas śniegu nie ma i dobrze, nie lubię zimowej jazdy samochodem ... a ten Wasz zjazd tyłem po oblodzonej drodze ... dreszcz przerażenia mnie przeszył :)))
Zima ma swoje dobre strony! Ma i złe, ale niech te pierwsze, moim zdaniem, górują. To piękno, ta cisza, ten spokój, ten nastrój baśniowy. Wole to od czasu deszczu i odwilży, gdy szaro, błotniście i ponuro za oknem.Moje pieski są tego samego zdania! Uwielbiają zabawy na śniegu, i co ważne w mroźny czas brudu na łapach do domu nie wnoszą!:-)
UsuńPrzelot z Antypodów to prawie dwie doby w drodze! Podróz męcząca fizycznie i psychicznie, bo to nogi umęczone od długiego siedzenia w samolocie a umysł od zmiany czasu. Na szczęście M. odpoczęła tutaj po podrózy i zregenerowała się. Teraz z kolei odpoczywa u siebie!:-)
A Bieszczady poczekać muszą na nas do wiosny. Wcześniej nie ma sensu sie tam pchać, bo to dla nas prawdziwy survival!
Lidko!Buziaki zasyłam serdeczne!:-))
Cieszę się Waszą radością...
OdpowiedzUsuńBasieńko!Miło jest sie móc swoja radościa dzielić i czuć, iż jest to odbierane pozytywnie!:-)
UsuńOlu!! wprost nie moge uwierzyc ze macie tam tak pieknie, taka prawdziwa zima, gosc z Australii bedzie mial najwspanialsze wspomnienia z mozliwych w calym swoim zyciu, widac, ze pogoda dopisala a W zrobiliscie wszystko by podroz M. byla pieknym przezyciem.. Swietny pomysl z wigilia o dwa tygodnie wczesniej! jestescie genialni!
OdpowiedzUsuńSciskam Was mocno!!!
Tak, Grażynko! Jst u nas pięknie i biało jak w Bieszczadach. Właściwie to nei trzeba sie nigdzie stąd ruszać by ucieszyć sie prawdziwą zimą i zapierajacymi dech w piersiach widokami!
UsuńWspólna z naszym gościem wigilia była wzruszajacym, niezapomnianym przeżyciem.Myślę, że i M. będzie ją zawsze wspominać z usmiechem!
Pozdrawiamy Cię serdecznie, Grażynko!:-)
Czytalam to wszystko z otwarta geba:)) Przepieknie tam u Was. Dobrze, ze mieliscie okazje pokazac M. prawdziwa zime i tak piekna. Sama czesto narzekam na snieg i zimno, ale teraz czytajac Wasze przygody w czasie wizyty M. dochodze do wniosku, ze zycie w klimacie bez zimy jest niestety ubogie o takie wlasnie piekno. Wyobrazam sobie jak piekne wspomnienia zabrala ze soba M.
OdpowiedzUsuńCo do zimy w Australii, to rzeczywiście wygląda tam ona nieciekawie. Przeważnie jest tam wówczas chłodno (ok 10 stopni na plusie), wietrznie i deszczowo!A żeby zobaczyc tam snieg trzeba jechać około 300 kim w wysokie góry.Dlatego taka obfitosc bieli i śniegu u nas była dla naszej M. czymś wspaniałym i wymarzonym. Cieszyła sie tym, że może dotknąc śniegu dłonia, spróbować jego smaku, usłyszeć charakterystyczny chrzęst pod stopami, ulepic snieżki, poslizgać sie na zamarzniętych kałużach. A my cieszyliśmy sie wraz z nią. I własnie ta prawie dziecięca radosc była najwspanialszym dla nas prezentem!:-)
UsuńSerdeczne uściski ślemy Ci Marylko!:-))
W takiej snieznej czapie las jest jeszcze bardziej tajemniczy i bajkowy, a Twoje zdjecia uwydatniaja tylko jego magie. Ciesze sie razem z Wami, ze wasz gosc mial szczescie tej magi doswiadczyc. Takie piekne chwile zapadaja w pamiec na dlugo :).
OdpowiedzUsuńNasz las jest piękny o każdej porze roku, ale zdaje mi sie, iż zimą najbardziej!A gdy jeszcze zaświeci słońce i niebo błękitne przebija spoza koron drzew to jest zupełnie baśniowo. Nie trzeba nawet w Bieszczady jechać by doświadczyc tej magii dzikiego, białego piekna. Nasz gosc był zachwycony a my cieszymy się, iz wszystko tak dobrze sie udało i co najwazniejsze, pogoda sprzyjała!
UsuńPozdrawiamy Cię ciepło, Moniko!:-)
Olu, świetny pomysł z wigilią dla Waszego gościa:-)
OdpowiedzUsuńM. na pewno zabrała ze sobą wspaniałe wspomnienia, zima choć potrafi nam nieraz nieźle dokuczyć, jest przepiękna.
Bo jak to tak mają inni, tylko lato, lato, i cały czas lato:-) pozdrawiam serdecznie zza Sanu.
Tak sobie pomyslałam a propos tej wigilii, że to najmilsze świeto rodzinne, a że nie dane nam będzie przezyc go wspólnie 24 grudnia, to nic nie stało na przeszkodzie by zorganizować sobie świeta wcześniej!
UsuńA za kilka dni znowu świeta! He, he!:)
Jaka jest w naszych stronach zima Ty wiesz najlepiej, Marysiu! Wszak mieszkasz tuz, tuż! Dobrze byłoby gdyby ta zima była dla nas śnieżna i piękna, ale w miarę łagodna, bez lądowania w rowie i tym podobnych atrakcji!Ale jak będzie, czas pokaże!:-)
Pozdrawiamy Cie serdecznie, sąsiadko miła!:-)
Wspaniale świąteczną aurę macie za oknem :) Jeżeli ja cieszę się takim widokiem, to tylko mogę się domyślić jak radował się Wasz gość :)
OdpowiedzUsuńMieszkamy na Pogórzu, ok 70 km od Bieszczadów a wiec i klimat oraz wystrój otoczenia mamy tutaj dosc podobny, tylko górki nieco niższe niż w Bieszczadach, ale ludzi zdecydowanie mniej jest tu niz tam, co jest ogromnym plusem!:-) Nasz gość cieszył sie wszystkim całym sercem a my cieszyliśmy sie wraz z nim!:-)
UsuńPozdrawiam serdecznie, Wietrzyku!:-)
Sniegus,sniegus to jest cos czego mi bardzo brakuje w Irlandii. Swietnie ze Waszemu gosciowi przytrafila sie taka wspaniala zimow aura. Po kilku latach w Irlandi bardzo chcialam pojechac do Polski w zimie. Marzyly mi sie biale swieta, niestety jak sie w koncu wybralam nie bylo ani platka sniegu. Bylam strasznie zawiedziona tym bardziej ze maz zostal na swieta sam. Po powrocie do Irlandii zaczal padac snieg i mielismy zime stulecia przez dwa tygodnie :) Ten wyjazd uswiadomil mi,ze niewazne gdzie, kiedy i w jakich okolicznosciach przyrody, ale wazne z kim. Mysle ze Wasza wczesniejsza wigilia na dlugo zapadnie Wam w pamiec. Pozdrawiam i zycze wspanialej wigilii i cudownych swiat Kasia z Irlandii.
OdpowiedzUsuńZgadzam sie z Tobą Kasiu, iż niewazne gdzie i w jakich warunkach spędza sie wigilię a ważne z kim. Atmosferę świąt tworzą bliscy sobie ludzie i moznośc bycia razem w najważniejszych chwilach.
UsuńTym niemniej miło byłoby gdyby w te święta było choć trochę biało - jakos tak sie to człowiekowi dobrze kojarzy, czasy dzieciństwa przypomina, pomaga w stworzeniu magicznej aury. Ale jak będzie, tak będzie. Byleby być razem, byleby móc czuć sie spokojnie i bezpiecznie, byleby umieć cieszyć sie tym, co jest.
Pozdrawiam Cię serdecznie Kasiu i także cudownego czasu wigilijno-świątecznego życzę!:-)
Zima na Twoich zdjeciach jest przepiekna. Las, drzewa pokryte sniegiem, kazda galaz i galazka, wyglada bajecznie. Taka zime lubilam, pamietam wyprawy do lasu takiego osniezonego, zima moze zachwycac, wiec dla Australijki to musialo byc cudne, bardzo inne przezycie, takich lasow tutaj nie ma, lasy w Europie sa naprawde piekne.
OdpowiedzUsuńFajnie ze urzadziliscie taka wczesniejsza wigilie, a czy sprobowala sledzi?
Nasza Australijka była w siódmym niebie mogąc chodzic po tutejszych lasach, bawić się z psami na sniegu, próbowac smaku śniegu i lepić z niego śniezki.Szkoda, że Australia jest tak daleko, że ta wielogodzinna podróz to istna męka i drożyzna, bo dyby było łatwiej do nas przylecieć, myslę, iż byłaby u nas co najmniej dwa razy w roku. A i my moglibyśmy odwiedzic ją tam, w tak mile wspominanych przez nas australijskich stronach. Może kiedys wymyslą jakieś tanie i szybkie środki komunikacji międzykontynentalnej? Cudownie by było!
UsuńA co do śledzi to M. jadła je z apetytem, bo już ich kiedys próbowała a poza tym one podobne są dość w smaku i konsystencji do ostryg a zatem nie wzbudziły w niej żadnej awersji!:-)
Moi znajomi Australijczycy nie tkna sledzia. Ostrygi lubie i wystarczy mi do nich cytryna, ale jakos nie przyszlo mi do glowy podobienstwo do sledzia.
UsuńNasza M. jest pół Polką pół Australijką i może to tłumaczy najlepiej, dlaczego śledzie są dla niej czymś całkiem smacznym!:-) A porównanie śledzia do ostryg przyszło mi na myśl, gdy pierwszy raz ostryg w Au spróbowałam. Bałam się, że będzie to oślizgłe i ohydne a było śledziowate i delikatnie słone!:-))
UsuńAż się wierzyć nie chce, że mieszkamy w tym samym kraju. Takiej zimy nie widziałam od bardzo dawna, a na Twoich zdjęciach jest piękna. Życzę Wam jeszcze wielu tak miłych odwiedzin.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
W górach jest zupełnie inaczej niż na nizinach, niż w dolinach. O tym przekonuję się nawet ilekroć z naszej górski zjedziemy do połozonego w dole miasteczka - tam szaro i bezśnieznie a u nas w tym czasie biała bajka! Ma to jednak swoje złe strony, bo zjeżdżanie stąd w zimowej aurze jest trudne i za każdym razem martwimy sie czy uda nam sie wrócić do domu, bo podjazd mamy bardzo stromy.
UsuńPozdrawiamy serdecznie, Ewo!:-)
Ale macie zimę,u nas do tej pory tylko prószyło i potem błoto:( dzisiaj lekki mrozik :)
OdpowiedzUsuńKocham śnieg,może dlatego, że nie muszę nigdzie być na czas :)
Cudownie,gdy się na kogoś czeka i wszystko układa się jak w najpiękniejszych marzeniach.
A wigilia to pomysł na "6 z plusem"
Bieszczady też bym chciała zobaczyć zimą. Miałam okazję być na wczasach (jesienią) nad Soliną. Było cudownie,te kolory, pamiętam do tej pory.....a było to trzydzieści parę lat temu :) :) :)
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i czekam na masę zimowych zdjęć.
Mieszkanie w terenie górzystym nieomal na sto procent gwarantuje obecnośc śniegu, ale i u Was w koncu porządnie sypnie! Pamiętam Twoje piękne, śniezne zdjecia z zamarzniętymi stawami i szalejącymi ze szczęscia w śniegowych zaspach białymi pieskami!:-)
UsuńZa nami jedna wigilia, przed nami druga. Bedziemy musieli wykrzesać z siebie jakoś n nowo ten nastrój świateczny!:-)
Bieszczady piekne są chyba o każdej porze roku, ale zimą trudno sie tam dostać.Następna więc nasza wyprawa bieszczadzka planowana jest wiosną!:-)
Pozdrawiamy Cię serdecznie Mirko i obiecujemy mnóstwo zimowych zdjęc w przyszłosci. Wszak kalendarzowa zima nawet sie jeszcze nie zaczęła!:-))
Ktoś, kto po raz pierwszy widzi i się zachwyca naszymi, tak znanymi i ukochanymi miejscami to dar, bo i my widzimy to od nowa jego oczami i zachwycamy się podwójnie. I trafiło się Wam białe polskie przedzimie.
OdpowiedzUsuńA pomysł z wcześniejszą Wigilią znam i pochwalam, robiłam tak, gdy za życia Mamy, u której zawsze 'musiały' być Wielkie Rodzinne Święta, robiliśmy sobie tydzień wcześniej Nasze Maleńkie Prywatne BN.
No właśnie - fajnie jest móc popatrzeć na rzeczy znane i codzienne cudzymi oczami, a przez to docenic bardziej to, co sie ma!:-)
UsuńA w wigilii liczy sie nastrój rodzinny, atmosfera świąt w domu. Wyczarowanie tego zalezy od zgromadzonych w domu ludzi a nie od jakiejś konkretnej daty w kalendarzu. Czasem wszak wigilia w jej tradycyjnym terminie wcale sie nie udaje - z wielu powodów. Tyle ludzi jest samotnych i smutnych w ten czas...
Ciepłe pozdrowienia zasyłamy Ci Krystynko z naszej zasnieżonej górki!:-)
ależ przygoda!!! i pomysł na wigilię dla gościa.Moje zdumienie, i podziw dez końca dosłownie. Brawo. Niezmiennie cieszę się, ze trafiłam do Was w tej wielkiej sieci. Pozdrawiam serdecznie. A ilu osobom sprawiłaś opisem niespodziankę i radość. Takie zwykłe, zwyczajne dziękuję. Przemiło tu.
OdpowiedzUsuńCieszę się Alis, że sprawiłam Ci przyjemnosc powyższą opowieścią. O to mi własnie chodziło, by podzielic sie radością i rozchmurzyć inne nieba.
UsuńPozdrawiam Cię ciepło!:-)
Pięknie tam u Was:)
OdpowiedzUsuńTeż tak myslę Arteńko, gdyby było inaczej pewnie byśmy się tu nie osiedlili!:-))
UsuńI niech Wam będzie tam dobrze jak pięknie:)
Usuń!:-)*
Usuńale piękną zimę dostał Wasz gośc na powitanie..przepięknie,,a psiaki jakie zadowolone:):
OdpowiedzUsuńZ postu bije taka radość,takie zadowolenie, że aż miło...radosny czas macie za sobą i takich Wam Olu w tym i w Nowym Roku jak najwięcej życzę...u mnie zima była trzy dni ,teraz została tylko na blogu:):)Roztopy przyszły:)
Ale najważniejszy nastrój.Tak jak u Was. Cudny pomyłs z tą Wigilią..cudny,,wzruszający
Dobrych Świąt Olu Wam życzę..DOBRYCH świat!!!:)Olu:)
Czasem marzenia, dobre życzenia sie spełniają...Tak stało sie w przypadku naszego gościa, tak dzieje sie w wielu przypadkach.Czasem życie staje sie dobre, wdzięczne i serdeczne.To taka chwila jasności przed kolejnym zaciemnieniem. Bo w życiu jest wszystko na przemian - dobro i zło, jasnośc i ciemnosć, noc i dzień.I trzeba to zaakceptować, choć czasem o tę akceptacje najtrudniej...
UsuńU nas nadal zimowo i mroźnie. Ciekawam jak będzie na święta. Jedna wigilia już za nami. Niezapomniana i radosna.Mam nadzieję, że ta "przepisowa i kalendarzowa" będzie ciepła w sercach a mroźna za oknem. I takiej własnie wigilii i świąt życze Ci droga Pati!:-)) Ściskam Cię serdecznie i gorąco!:-))
A ja Was:)
UsuńBuziaki gorące!:-)))
UsuńPiękne są takie spotkania, bardzo wzruszający wpis. Ja też niedawno miałam przyjemność spotkania po szesnastu latach w urokliwym klimacie Limanowej. Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz wrócę do zdjęć bo są niezwykłe
OdpowiedzUsuńPiękne, ważne i niezapomniane są takie spotkania, wspólne wzruszenia, nowe zachwycenia, ciepłe wspomnienia, dobre, wspólne chwile. Bycie z ludźmi, którzy są dla nas albo byli kiedys ważni, odnajdywanie nitek, splatanie ich na nowo, radośc, że wzajemnosc uczuć i wspólnota przeżywania trwa i pogłębia się na nowo.
UsuńDziękuję za ciepłe słowa, Gabrysiu!:-)
Najważniejsze są: szczęście i uśmiech na twarzy, spędzanie razem czasu... Gdy blisko jest ktoś długo wyczekiwany, ważny, przyjazny i dobrze Wam razem, to w dolinie niech się dzieje co chce ! Najważniejsze jest tu i teraz ! Przeżyliście na pewno wspaniały czas i nawet święta nadeszły wcześniej :) I bardzo dobrze, bo to jest najważniejsze w życiu.
OdpowiedzUsuńZdjęcia przepiękne !!! Ładnie tam u Was - nieziemsko !!! Pozdrawiam serdecznie z nizin nadmorskich :)
Bardzo miły był to dla nas czas i na pewno będziemy go długo wspominać.
UsuńA tymczasem pani Zima znowu zdecydowała sie u nas sypnąc śniegiem. Leci teraz z nieba śliczna, biała kasza, tylko że mroźno i wietrznie. W piecu palimy i nie chce sie nam w taką pogodę na spacer iśc, zdjęc nowych robić. Nasza M. Pewnie by nas namówiła, a bez niej pozwalamy sobie jednak na nieco lenistwa!:-))
Ulu, pozdrawiamy Cię serdecznie na Twoich pięknych nizinach!:-))
Cudowne dwa tygodnie, zamieniłaś w piękną opwieść. Tyle w niej ciepła, miłości i serdeczności.
OdpowiedzUsuńWcześniejsza Wigilia wzruszyła mnie bardzo, bo i my czasami takie urządzaliśmy.
A zdjęcia są dopoełnieniem całej opowieści.
Moc serdeczności Wam przesyłam:)
Cieszymy się, że nasz gosć był u nas, że dodał naszemu domostwu życia i radości i że szczęśliwie doleciał z powrotem do domu na Antypodach. Mamy nadzieję, że równie miło jak my wspomina naszą wspólną wigilię.
UsuńPozdrawiamy Cię ciepło, Renatko!:-))
Wspaniały gość, który tak ożywia wszystko dookoła i zmusza do ruchu i odkrywania na nowo... Ściskam Was
OdpowiedzUsuńTak, ten gośc był dla nas wyjątkowy, ale w zasadzie każdy gosć wnosi cos nowego do naszego domu, każdy patrzy na wszystko po nowemu i zaraża swoim patrzeniem nas samych.I długo sie potem to wspomina...
UsuńŁucjo kochana,pozdrawiamy Cię z usmiechem!:-)