wtorek, 17 października 2017

I znowu się życiem ucieszyć…





   
    Czasem trzeba w człowieku przycisnąć jakiś guzik, gdy zacina się niczym źle naoliwiony mechanizm albo stara płyta i zapętla wokół jakiegoś tematu, wokół smutku czy troski. Zrobić coś, by go odczarować, by znowu ruszył z kopyta, by mógł się życiem ucieszyć…Wprawdzie przeważnie nie wiadomo, gdzie się ów guzik znajduje i jak nim trzeba kręcić aby nastroić się odpowiednio, tym niemniej trzeba próbować. Bywa, iż wystarczy wyjść z codziennej rutyny, zrobić coś po nowemu albo ruszyć się gdzieś, gdzie jeszcze człowieka nie było. Tam, gdzie nas nie było istnieje i czeka na nas jakaś  magiczna, dziewicza kraina, którą dopiero musimy odkryć aby pomalować ją w barwy swych odczuć, nastrojów i wspomnień. 


   Taką krainą od kilku lat były dla mnie i dla Cezarego Bieszczady. Niby mieszkamy dość blisko od nich (do Sanoka mamy ok. 70 km), ale nigdy jeszcze nie zapuszczaliśmy się w legendarne, najwyższe i najdziksze części tego pasma górskiego. Widzieliśmy już kilka razy Solinę i przyległe do niej miejscowości, ale to właściwie wszystko. I wciąż był w nas duży niedosyt. Marzenie, które czekało cierpliwie w przedpokoju i nawet nie tupało, bo jak tupać, skoro nie było nigdy z kim całego naszego zwierzyńca zostawić, więc jakże tu swobodnie wyruszać?


   Ale w końcu stwierdziliśmy, że nie ma na co czekać. Życie przeleci nam w try miga, zdrowie do reszty się zepsuje a my wciąż będziemy tylko wzdychać za tą upragnioną wycieczką.  A tymczasem teraz, właśnie teraz złota, polska jesień wprost zaprasza by zobaczyć o tej porze wymarzone góry, by je podziwiać, fotografować a może i przemierzyć jakiś szlak?  Może już za parę dni wróci plucha i szarobure odcienie nieba i nie zdążymy, znowu nie zdążymy?  



-„Carpe diem, carpe diem, kochanie!” – zakrzyknęliśmy do siebie w sobotni wieczór, wstając od komputerów ! Uff! W końcu podjęliśmy decyzję. Spróbujemy  zwiedzić najważniejsze miejsca Bieszczad w tempie ekspresowym, to jest „objazdowym”. I zajmie nam to jeden dzień, bo więcej zająć nie może, ponieważ nie damy rady zostawić na dłużej naszych czworonożnych przyjaciół oraz kurzej gromadki.


   Wyruszyliśmy w niedzielę przed ósmą rano zabierając ze sobą mnóstwo pysznych kanapek, kilka butelek wody mineralnej i trochę owoców. Cezary był kierowcą a ja jego pilotem. Na moich kolanach spoczywała mapa interesujących nas okolic i to ja decydowałam, którędy i dokąd będziemy jechać. Bardzo mi ta rola odpowiadała!


   Przejechaliśmy tego dnia około 400 kilometrów robiąc wielką pętlę po Bieszczadach i zatrzymując się choć na chwilę w takich miejscowościach jak: Komańcza, Cisne, Wetlina, Ustrzyki Górne, Stuposiany, Muczne, Czarna Górna i Lutowiska. Niestety, przez większość dnia niebo było zachmurzone, kilka razy też pokropiło, dlatego jesienne barwy gór wyglądały na mocno przytłumione. Zdarzały się jednak chwile, gdy słońce pokazywało nam swoje łaskawe oblicze i oświetlało pięknie kolorowe stoki, lasy, przełęcze, szczyty, potoki i szlaki. Łapaliśmy wtedy szybko aparaty fotograficzne i olśnieni feerią jaskrawych kolorów pstrykaliśmy tyle zdjęć, ile się tylko dało.


  

  

  Najważniejszym jednak momentem całej wyprawy była wspinaczka na Połoninę Wetlińską (1228 m. n.p.m.). Szkoda przecież byłoby spędzić całego dnia głównie w samochodzie i nie dotknąć prawdziwych Bieszczad, nie poczuć ich w płucach i mięśniach, nie uraczyć ich poezją duszy… Wędrówkę na połoninę zaczęliśmy z Przełęczy Wyżnej, znajdującej się między Wetliną a Brzegami Górnymi, zostawiwszy pierwej samochód przy drodze, pomiędzy innymi, ciasno zaparkowanymi tam autami (na parking nie zdecydowaliśmy się, ponieważ żądają tam aż 20 zł za postój!).


   

    Cała wspinaczka pod górę miała potrwać godzinę i piętnaście minut – taka informacja widniała na tabliczce przy szlaku. Ha! Nie tak łatwo się jednak wspinać po stromych i wąskich, pokrytych ostrymi kamieniami albo błotem ścieżkach. Musieliśmy się zatem często zatrzymywać by odsapnąć. Zaczynaliśmy nawet powątpiewać, czy w tym tempie w ogóle zdołamy dokaraskać się na górę. Wreszcie, po mniej więcej pół godzinie powolnego marszu zziajany Cezary, patrząc mi serdecznie w oczy  wydyszał:

- Oleńko! Masz zdecydowanie lepszą ode mnie kondycję. I widzę, jak się palisz do tego wejścia na szczyt. Żal byłoby tam nie wejść, skoro już tu jesteśmy, skoro tyle się na tę wyprawę wyczekałaś. Idź dalej sama, napstrykaj pięknych zdjęć za nas dwoje a ja tu poczekam na Ciebie w lesie przy szlaku. Siądę sobie na jakimś pieńku i odpocznę, rozejrzę się dokoła spokojnie, też co nieco sfotografuję. Czas szybko mi zleci. I już będziesz z powrotem! Idź i niczego się nie bój! Dasz radę! – przekonywał a ja rozdarta między wyborem pozostania z mężem i troską o niego a wejściem na upragniony szczyt długo nie umiałam podjąć decyzji. 


   Patrzyłam w jego oczy i spoglądałam na niknącą w oddali szarą nitkę magicznie przyzywającej mnie drogi. Przez kilka chwil rozpatrywałam w sercu wszystkie za i przeciw a w końcu ucałowawszy mocno mego miłego postanowiłam, że jednak pójdę. Czułam bowiem, iż potrzeba mi było tej wspinaczki, zmierzenia się z tym wyzwaniem, poczucia, że coś ode mnie zależy, że mam w sobie siłę aby pójść i dojść i choć na ten czas zapomnieć o wszelkich zgryzotach. I chyba potrzeba mi też było tej odrobiny samotności, aby znowu zrozumieć kim jestem i czego chcę.


   I poszłam. A ponieważ mogłam poruszać się swoim tempem, to okazało się, iż daję radę iść szybko, miarowo i omal bez zmęczenia. Zdaje się, iż nasze wspólne, nieomal codzienne wyprawy do lasu, połączone z licznymi wspinaczkami oraz trudnymi zejściami w doliny rzeczywiście zaowocowały u mnie całkiem dobrą kondycją i wytrzymałością fizyczną. I oto  teraz ja, pani w średnim wieku, z lekką nadwagą oraz bolesnymi ostrogami na piętach, wspinałam się jakby mnie wicher niósł. Ubrana na cebulkę (bo w górach pogoda jest wszak zdradliwa), obuta w stare trampki gnałam przed siebie, mijając po drodze odzianych w markowe ciuchy młodzieńców, kobiety z małymi dziećmi na rękach i marudzące ze zmęczenia, depczące im po nogach szkraby, smukłe dziewczyny w eleganckich sandałkach, przycupniętych na rozłożystych korzeniach drzew turystów i popijających tam gorącą kawę z termosu a wreszcie nawet jakąś pannę młodą wspinającą w ubłoconej sukni ślubnej u boku swego nie mniej ubrudzonego, świeżo poślubionego małżonka. 



   Wędrowałam patrząc uważnie pod nogi aby się nie potknąć na śliskich występach skalnych ( wielu przede mną się potykało a niektórzy upadali boleśnie) a jednocześnie spoglądając często na boki i przed siebie by nie stracić nic z uroków mijanej okolicy. Od czasu do czasu odpowiadałam na zwyczajowe przywitania, schodzących z góry wędrowców i wspinałam się dalej i dalej, ocierając pot z czoła i przecierając co jakiś czas zaparowane okulary. Nie czułam się samotnie. Nie bałam się niczego. Góry otulały mnie swoją mocą a ludzie uśmiechali się do mnie. Ja uśmiechałam się do nich. Wszyscy oni kompletnie mi przecież nieznani, dziwnie w tamtych chwilach byli bliscy. Połączeni tym samym marzeniem, potrzebą i celem. Iść i dojść. Odpocząć od spraw świata. Zmierzyć się z samym sobą i pokłonić się tym górom, które uosabiają marzenie o wolności, niezmienności i surowym pięknie. Jak to śpiewał kiedyś Jacek Kaczmarski o Bieszczadach…?


„Co ty tam robisz jeszcze na Zachodzie
Czy cię tam forsa trzyma, czy układy
Przyjedź i mojej zawierz raz metodzie:
Ja - zawsze, gdy jest jakiś ruch w narodzie -
Wyjeżdżam w Bieszczady.

Mówią, że Polska o głodzie i chłodzie -
No cóż, na głód i chłód nie znajdziesz rady,
Lecz po co tłuszcz ma spływać nam po brodzie
Gdy można żyć o owocach i o wodzie
Jadąc w Bieszczady.

Tam niespodzianki cię czekają co dzień
Gdy w połoniny wyruszasz na zwiady,
A potem patrzysz o słońca zachodzie
Siadłszy na drzewa przewalonej kłodzie
Jak żyją Bieszczady.

Przyjeżdżaj zaraz, jeśliś jest na chodzie.
Rzuć politykę, panny i ballady.
Tutaj jesienią - jak w rajskim ogrodzie
Oprócz istnienia - nic cię nie obchodzi
Przyjeżdżaj w Bieszczady”



   I doszłam. Doszłam wreszcie na sam szczyt. Zobaczyłam tam przepiękne, bezkresne połoniny otulone sinosrebrnym niebem. Ujrzałam przestrzenie mgliste i dalekie a jakże urokliwe i wabiące. Jakieś nieznane szczyty, jakieś przełęcze, osady w dole i maleńkich jak mrówki wędrowców na szlaku. Barwy pasm górskich na powitanie promieni słonecznych połyskiwały czerwienią i żółcią, pomarańczem, różem i fioletem. A ostry wicher świstał i zrywając mi raz po raz czapkę z głowy śmiał się do mnie wołając, że życie jest piękne, że tyle jeszcze cudownych rzeczy można w nim napotkać, że wystarczy nie bać się i iść, po prostu iść... A ja mu uwierzyłam…I uśmiechając się do wszystkich mijanych w drodze powrotnej ludzi mówiłam do nich: dzień dobry, dzień dobry…A oni mi odpowiadali. Tej pani w średnim wieku, rumianej ze zmęczenia, dyszącej ciężko, w czapce wciśniętej tyłem do przodu i patrzącej na nich lśniącymi ze wzruszenia oczami…


   Cała ta samotna wędrówka w obie strony nie zajęła mi więcej niż godzinę. I już byłam z powrotem przy Cezarym, który cierpliwie oczekiwał na mnie oparłszy się wygodnie o pień starego buka a na mój widok uśmiechnął się szeroko i zawołał:
- Już jesteś? No to z ciebie prawdziwa torpeda, Oluniu!
- A tak! Lux torpeda! – ucieszyłam się i uścisnęłam go serdecznie. Potem chwyciliśmy się za ręce i razem zeszliśmy powoli w stronę samochodu, podziwiając po drodze mieniące się barwami, jesienne, zaczarowane Bieszczady …





71 komentarzy:

  1. Wspaniały pomysł na reset :) Jakże piękne są Bieszczady jesienią :) Jeszcze nigdy nie byłam o tej porze roku, ale kto wie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakochałam się w Bieszczadach i marzę o następnej wyprawie!:-)

      Usuń
  2. piękne widoki :) szkoda że ja od kilku lat nie moge gdziekolwiek wyruszyc.Pozdrawiam Was cieplo ,mnie choróbsko dopadło i drugi tydzien choruje a i domownicy tez załapali ode mnie buuu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla tych widoków, dla tego zachwycenia i powrotu światłą do duszy naprawdę warto było jechać w Bieszczady. Myślę jednak, że każde piękne miejsce blisko natury dostarczyłoby podobnych wrażeń. Niekoniecznie muszą to być Bieszczady. Życzę Ci Urszulko byś wyzdrowiałą szybko i jeszcze mogła nacieszyc sie pieknem tej jesieni w swoich okolicach!:-)

      Usuń
  3. Poszłaś z ufnością przed siebie, a nawet trochę wzwyż...:)
    Z każdego szczytu rozciąga się inny widok i zmienia się perspektywa patrzenia na rzeczywistość. My jako ludzie stoimy w rozwoju świadomości na różnych górkach, które zdobyliśmy, czasem w dolinach i dlatego tak trudno się nam porozumieć. Z perspektywy K2 zapewne wszystkie nasze ziemskie sprawy mają jeszcze inny wymiar.
    Miło jest wędrować z towarzyszem, ale świadomość, że pewien odcinek drogi da się radę pokonać samemu jest bardzo budująca.
    Wiwat stare trampki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo potrzeba człowiekowi takiej mozliwości zmiany perspektywy, tego wydostania sie ze swojego pudełka i popatrzenia innymi oczami na świat, zrozumienia czegoś, co pobyt w pudełku przytłumiał albo całkiem uniemozliwiał.
      Cudnie było wędrować i czuć skrzydła u ramion. Dawno się tak nie czułam i zapomniałam, że można sie tak czuć. A ponieważ stare trampki są nadal w całkiem dobrej kondycji to mam nadzieję, że jeszcze nie raz pomogą mi osiągnąc jakieś szczyty!:-)

      Usuń
  4. Wspaniała wyprawa i dobrze, że się zdecydowaliście. Ja byłam w Bieszczadzie (tak mówią niektórzy) kilkanaście razy i za każdym razem - oczarowanie. A Chatka Puchatka to moje ukochane schronisko, raz nawet tam nocowałam na dostawce. Szkoda, że Cezary tego nie widział ale pewnie miał i on swoje oczarowania w bieszczadzkim lesie przy szlaku i nie raz słyszał Dzień dobry, to serdeczne pozdrowienie na szlaku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, to z Ciebie Krystynko wędrowniczka całą gębą! Gdzież mi tam do Ciebie!Ja Bieszczady dopiero zaczęłam odkrywać i pragnę jeszcze nie raz do nich zawitać, bo jest w nich taka magia, która leczy serce i na nowo cos w głowie układa. Bezcenne to uczucie, gdy mozna poczuć sie szczęsliwym i zespolonym ze swiatem.Cudne jest to zmęczenie w czasie wędrowania i satysfakcja, gdy przemoze sie swoje ograniczenia i osiagnie szczyt.
      Cezary, czekajac na mnie trochę zmarzł, a ja powróciwszy ze szczytu byłam rozgrzana jak piec. Trzymajac go za ręke przekazałam mu połowę mego żaru i szybko sie rozgrzał.
      Pozdrowienia od dwojga wędrowców dla bliskiej sercu wędrowniczki!:-)

      Usuń
  5. Piękna relacja, Olu :) A te zdjęcia aż nierealne ....
    Dobrze, że się na taki reset zdecydowaliście - może trzeba by częściej? Osobiście nigdy w Bieszczadach nie byłam, od nas jest jednak dość daleko ;) ale mąż mój ma znajomego, który tak kocha tamto miejsce, że kiedy ma tylko kilka dni wolnych, to jedzie. Ma swoją miejscówkę u jakichś dobrych znajomych, a nam przysyła kartki z pozdrowieniami i śmiesznymi wierszykami o niedźwiedziach, pannach, wódeczce itp. :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdjęc narobiliśmy z męzem prawie pół tysiąca - trudno było wybrać coś do posta, bo i to ładne i tamto...
      Tak, marzy sie nam częściej taki wyjazd. Szczególnie ja aż sie palę by znowu powędrować i odkrywać nieznane okolice Bieszczad. Bo naprawdę są niezwykłe, bo rozumiem już czemu tak wiele wędrowców wciaz tam powraca, czemu tak wiele powstało wierszy i piosenek o Bieszczadach. I nie dziwie sie zupełnie temu znajomemu Twego męża, który jeżdzi co i rusz w Bieszczady i dzielac sie z Wami wysmienitym nastrojem przysyła zabawne kartki pocztowe!:-))

      Usuń
    2. A najśmieszniejsze jest to - jeśli chodzi o znajomego, że był w wojsku w Arłamowie, a wysłali go tam za karę :))) Już nie pamiętam, komu i jak podpadł, ale była to najlepsza kara na świecie, jak się okazało :)))) W wojsku miał świetnie i tak się zaczęła jego miłość do Bieszczadów :)

      Usuń
    3. Przeciw takiej karze i ja nie miałabym nic przeciwko!:-))Bieszczady są jak narkotyk a wojsko, nie przypuszczajac jaką przysługę Twemu znajomemu wyświadcza, podarowało mu naprawdę końską dawkę tej ambrozji!:-)) Patrz, jak to czasem z czegoś, wydawałoby się przykrego, mogą wyniknąc dobre rzeczy.Często tak sie w życiu zdarza.I dobrze!:-)
      Buziaki o deszczowym poranku zasyłam Ci Lidko!:-))

      Usuń
  6. Mieliscie piekna wycieczke. Zdjecia zachwycajace w tych jesiennych kolorach.
    I brawo Olu!!!mialas wspaniala wspinaczke, znam to uczucie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wycieczka była wspaniała, ale wróciliśmy do domu strasznie zmęczeni. Przejechać czterysta kilometrów w polskich warunkach o nie przelewki. Ale warto było. Bardzo warto!
      A propos pięknych, jesiennych kolorów, to przypomniało mi się, że i w Au jest niezwykłe miejsce, które warto odwiedzic jesienia i zachwyca sie zmiennymi barwami liści. To Bright w Victorii (32 km od Melbourne). Byliśmy tam kilka razy aby zobaczyć miejsce tak do polskich, jesiennych widoków podobne.Prawie jak w Bieszczadach!:-)

      Usuń
    2. Masz racje, Bright ma wlasnie duzo drzew lisciastych, europejskich, bylam kilka razy, juz na samym poczatku wlasnie Polacy polecali nam to miejsce, wiec chyba popularne wsrod Polakow.
      Wczoraj wspomnieniowo sluchalam Jana Kaczmarka z kabaretu Elita i miedzy innymi cudnej piosenki "Babie lato"

      Usuń
    3. Myślę, że Bright jest popularne w ogóle wśród Europejczyków. Stęsknieni za innymi niż nieco monotonne oliwkowo - ciemne eukaliptusowe barwy znaleźli to miejsce i pokochali.
      Dziękuję Ci Teresko za wspomnienie o tej piosence J.Kaczmarka. Z z usmiechem i nostalgią i ja jej posłuchałam. Słowa proste, szczere i piękne. Szkoda, że Jasio Kaczmarek niczego już nie napisze...

      Usuń
    4. Wielka szkoda, Elita to moje studenckie lata. Nasze akademiki byly obok, takie zlaczone, oni wtedy zaczynali, czesto ogladalam, sluchalam Kaczmarka w klubie studenckim, ktory byl w ich akademiku, dla mnie te pierwsze piosenki to specjalne wspomnienia.

      Usuń
    5. Masz ciekawe i piękne wspomnienia, Teresko. Możesz sie odnieść osobiście do legendy polskiego kabaretu i piosenki. Takie wspomnienia to bogactwo.Najmocniej serce poruszają...

      Usuń
  7. Uwielbiam jesien, to moim zdaniem najpiekniejsza pora roku. Jakos sie spoznia w tym roku u nas, ale juz na przyszly rok planuje wyjazd wlasnie o tej porze w gory Adirondocks, tamtejsza jesien jest tak piekna, ze hotele, motele i wszelkie inne miejsca noclegowe trzeba zamawiac juz na poczatku roku na wyjazd w pazdzierniku. Dam rade, na pewno sie nie spoznie, bo Adirondocks sa bardzo wysoko na mojej liscie. A jest tam tyle do zobaczenia i objezdzenia, ze tydzien to minimum inaczej szkoda sobie robic smak tylko po to zeby zakonczyl sie niedosytem.

    Przepiekne te Wasze zdjecia, wlasnie na takie kolory czekam i z dnia na dzien licze, ze moze juz. W weekend namowie Wspanialego na wycieczke, moze juz bedzie kolorowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, góry jesienią są przepiękne! Człowiek pasie oczy i duszę tymi wspaniałymi barwami i wciaż mu nie dosć.
      Obejrzałam sobie w necie zdjecia z gór Adirondocks i jestem zachwycona. Nie dziwię się, że Cie tam ciągnie Marylko. Życze Ci aby pogoda dopisała i abys mogła w najbliższym czasie wyruszyc w to piękne miejsce by powędrować, ile tylko sił w mięśniach i cieszyć sie tymi cudami, które natura wespół z jesienią stworzyła!:-))

      Usuń
    2. Wyprawe do Adirondocks planuje na przyszly rok dopiero, tak natychmiast nie znajde zadnego noclegu, tam trzeba rezerwowac na 4-6 miesiecy wczesniej zeby sie zalapac na jesien. To jedno z najczesciej odwiedzanych miejsc jesienia w calej Ameryce wlasnie ze wzgledu na przepiekna jesien tamtejszego rejonu.

      Usuń
    3. Nawet samo planowanie takiej wyprawy jest przyjemnością - człowiek już w wyobraźni tam jest, planuje, marzy, usmiecha sie sam do siebie...Niech tylko zdrowie dopisuje a wszystko sie uda!:-))

      Usuń
  8. Dobrze jest wybyc poza swoje domostwo choćby na przysłowiowa chwile - popatrzeć na życie, które niby takie samo, a jednak inne... Inne kolory, powietrze, widoki, nieznani ludzie. Pomyśleć w spokoju...i powrócić z zregenerowana dusza. Ściskam mocno Olenko :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dla tej cudownej regeneracji duszy warto ruszyć sie gdzieś dalej.Nie zawsze mamy taką mozliwosć, ale jeśli sie ona pojawi, to nie ma sie co ociągać i odwlekać. Taka górska wędrówka to najlepsza terapia dla ciała i ducha, to nabranie świeżego oddechu, to nowy blask w oczach.
      I ja ściskam Cię mocno, kochana Orszulko i pogodnych, regenerujących chwil tej jesieni zyczę!*

      Usuń
  9. Mozna umrzec z rozkoszy na widok tych jesiennych gor, cos przepieknego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Aniu. Mozna umrzeć, ale znacznie lepiej jest zmartchwywstać po to by móc cieszyc sie tym pieknem. Jak dobrze, że istnieją takie miejsca jak Bieszczady, miejsca mocy, magii i unikalnego piękna. Trzeba je odkrywać, trzeba tam dązyć, gdy człowieka życie przytłoczy. To piekno gór, to zmeczenie na szlaku cudownie wręcz potrafi zreperować duszę!

      Usuń
  10. Oleńko, dotknęłaś najczulszych strun mojego serca, kocham Bieszczady, dość dużo ścieżek tam wydeptałam, Chatkę Puchatka znam doskonale. W ostatnią sobotę mieliśmy ruszyć na Bieszczady, ale od nas daleko, więc jednodniówka to mało, uderzyliśmy w Pieniny i też było cudownie, ale Bieszczady nie mają równych sobie. Dobrze zrobiłaś, że poszłaś, bo to zostanie w Tobie na zawsze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, Basiu - dopiero co wróciłam z Bieszczad i znowu za nimi tęsknię! One mają jakąś moc przyciągania, chciałoby sie je przemierzać co dnia, widziec to piękno, czuć w mięsniach ten wysiłek i radosć, że daje sie radę pokonać zmęczenie. Do Chatki Puchatka nie weszłam nawet, bo tłum kłebił sie już przy wejsciu. Bardziej pociągały mnie te oszałamiające widoki ze szczytu, ten bezkres i odczucie wolności.
      Po Pieninach troche kiedys wędrowałam i też byłam zachwycona ich urodą. W Polsce jest duzo cudownych miejsc. Jak dobrze, że są i mozna o nich marzyć, można je podziwiać i odkrywać na nowo...

      Usuń
  11. To była cudowna wyprawa Oleńko...tak przyjemne z Tobą to wędrowanie."W górach jest wszystko co kocham......." Jeśli się zakochać w górach to tylko jesienią.To ona potęguje ten niezwykły klimat.I tak też zakochałam się po raz pierwszy będąc licealistką w Bieszczadach.I wracam tam,na te gorskie wędrówki,które choć wymagają już teraz większego wysiłku,ale jest to niczem co za to otrzymuję.Tam nic mnie nie przytłacza,nie zatruwa myśli,wycisza i daje tę wolność i siłę.....mogę wszystko!Są tylko one i ja.To właśnie w Bieszczadach w letnią noc po raz pierwszy dotknełam nieba,gwiazdy do rąk sie sypały.Tak naprawdę góry są częścią mnie....moj M z troszkę wyższych górek,Sudety.Dziękuję Olu za wędrówkę,za kadry urodziwe.A może twoje stopy stąpały po moich śladach????? to przyjemna myśl dla mnie:):) Buziaczki Basia U nas" lato" w barwach jesieni 24 stopnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Basiu! Jest właśnie tak jak napisałas - "w górach nic nie zatruwa mysli, nic nie przytłacza, góry wyciszają i dają wolnośc oraz siłę".Dla tych wspaniałych odczuć warto tam powracać. I mam nadzieje, że powrócimy tam z Cezarym jeszcze nie raz, bo jak sie okazuje nawet jednodniowa wycieczka daje radosć i moc, bo stąpa sie po śladach tysiecy podobnych do nas wędrowców, bo tam ludzie są ludźmi a nie wrogo i podejrzliwie nastawionymi do siebie człekopodobnymi, nieszczęsnymi istotami.
      Basiu, u nas też lato! Cudnie po prostu!Nasze pogórzańskie, bukowe lasy pełne barw i ...grzybów. Niech to trwa jak najdłużej, niech dusza pasie sie tym ciepłem i pieknem!:-))

      Usuń
  12. Zatęskniłam za Bieszczadami, byłam kilka razy, ale bardzo dawno. Piękne zdjęcia i gratuluję zdobycia Połoniny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja znowu tęsknię, choć dopiero tam byłam. Oglądam raz po raz zdjęcia, czytam o Bieszczadach w necie i ...najchętniej wybrałabym sie zaraz na kolejną wyprawę, bo mam wielką ochotę zdobyć kolejny szczyt. Tak sie rozhulałam!:-)

      Usuń
  13. Widoki przepiekne i chociaz czlowiek jest smutny to takie widoki na pewno rozweselaja serce i dusze.Jak widac czasami warto pojsc na zywiol i taki spontaniczy jednodniowy wypad moze nas bardziej ucieszyc niz cos od dawna skrupulatnie planowanego (wiem cos o tym).Zdjecia zapieraja dech w piersi.Juz wiem ze jak w Bieszczady to tylko jesienia:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Kasiu - warto wyruszyc choc na jeden dzień, bo potem ten dzień pamieta sie długo, bo człowiek znowu wie, że życie jest piękne, że mozna sie nim znowu ucieszyć.
      Mysle, że Bieszczady są piękne o każdej porze roku. Ogladałam w necie zdjęcia zimowe stamtąd i jestem olśniona. Ale zimowa wyprawa to wielkie i pewnie przerstające nieco nasze mozliwosci wyzwanie...Zresztą, niczego nie przekreslam. W zyciu wszystko jest mozliwe, jesli sie w to wierzy, jesli ma sie siłę ducha oraz ciała i mocno dązy ku realizacji marzeń!:-)))

      Usuń
  14. No to sie o siebie ocieralysmy, bo dzisiaj wlasnie wrocilam z polonin bieszczadzich, na wetlinskiej poloninie bylam w piatek, ale caly czas krecilysmy sie z Arte po okolicach, bylam w Mucznej w niedziele. stamtad weszlysmy na Bukowe Berdo...no popatrz Olu, szkoda, ze sie nie spotkalysmy.Bieszczady sa przepiekne! a Twoje zdjecia to piekno oddaja! Sciskam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To niesamowite, co piszesz Grażynko! Jaki ten świat jest mały! Myśmy byli w Mucznej między trzecia a czwartą. Może minełyśmy się a nie poznałyśmy? Oglądaliśmy tam wtedy zagrodę dla żubrów. Stałam sobie przy nich i obserwujac zachowania tych olbrzymich zwierzat chrupałam jabłko!:-)
      Na pewno zdasz relacje na swym blogu z Waszej Bieszczadzkiej wyprawy. Z ciekawoscią obejrzę Twoje zdjecia, bo tęsknie znów za Bieszczadami, bo znowu chce mi sie powędrować!Marzy mi sie teraz właśnie Bukowe Berdo!:-))

      Usuń
    2. WArto wejsc na Bukowe Berdo, nie jest to wspinanie meczace a piekne w lesie bukowym, duzo cudownych wrazen wzrokowych no i zadowolenie ,ze jednak spokojnie mozna takie trudnosci pokonac...
      W tym czasie kiedy Ty podziwialas zubry ja i Artenka schodzilysmy z poloniny, wiec sie minelysmy. Mysle, ze gdyby Artenka Ciebie zobaczyla to byscie sie poznaly.
      Zdjecia zamiszcze ale kiedy? mam takie zaleglosci a jutro znowu ruszam w podroz ...do Postugalii, wiec blog musi poczekac. Buziak przesylam

      Usuń
    3. Bukowe Berdo przyzywa mnie coraz mocniej. Niech tylko ta cudna pogoda jeszcze trochę potrwa!
      Ciekawa jestem, czy Arteńka by mnie poznała,bo trochę sie od tamtej pory zmieniłam. Nie wiem też czy ja poznałabym Arteńkę. Czasem tak jest, że człowiek przypisany jest do jakiegos miejsca i sytuacji a poza nimi trudno go skojarzyc i rozpoznać.
      Na pewno jak już znajdziesz czas na bloga, to pokażesz takie cuda z Bieszczad i Bukowego Berda, że mi oko zbieleje!:-)
      Pozdrawiam ciepło i Ciebie i Arteńkę!:-))

      Usuń
  15. JEST MOC


    moje ukochane kolory krajobrazu...
    moj ulubiony czas...
    jaki przepych, jakie cuda natury

    i ta pełna optymizmu i siły opowieść

    dziękuję, A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Alis. Jest MOC, jak dobrze, że ona jest, jak dobrze, że nastała tak piękna jesień i można zachwycić sie tymi barwami, słońcem, ciepłem i wędrówkami. To wszystko ważne na teraz i na potem, gdy zima zawładnie światem i zmieni kolory na czarno-białe.
      Ściskam Cię mocno!:-)

      Usuń
  16. Piękne zdjęcia, wspaniała wyprawa! Mam nadzieję, że my też się kiedyś ruszymy w Bieszczady.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bieszczady są i czekają, one mają czas, duzo czasu. To tylko my - ludzie musimy się pospieszyć by zdązyć zanim siły odejdą, zanim na wszelkie wyprawy będzie za późno. Życze Ci Anno by czas wyprawy w Bieszczady nastąpił wkrótce i byś mogła tą eskapadą ucieszyć serce!:-)

      Usuń
  17. ależ pięknie opowiadasz :) aż miałam łzy w oczach ze wzruszenia! jesień w Bieszczadach jest magiczna - gdy pierwszy raz przed laty dostałam zdjęcie jesiennych bieszczadzkich lasów robione "z lotu ptaka" (helikoptera) długo nie wierzyłam, że to naturalne kolory - coś pięknego! i to na Waszych zdjęciach też widać :) życzę Wam powrotów, może 4 pory roku tam znajdziecie? ja byłam w zimie, równie pięknie było :) pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to piękno jesiennych Bieszczad oszałamia i wzrusza. I przyzywa by znów i znów doznać tych przenikajacych serce wzruszeń...Cztery pory roku w Bieszczadach to marzenie, które przecież wcale nie jest tak niemozliwe do realizacji. Skoro zrobiliśmy pierwszy krok, to już wiemy, że mozliwe są kolejne. Byleby zdrowie jako takie było i byle autko nam nie nawalało.
      Dziękuję za zyczliwe słowa i pozdrawiam Cię ciepło, Elajo!:-)

      Usuń
  18. Jaki piekny wpis i wspaniala przygoda! Z Ciebie to prawdziwa poetka Olgo.... Zdjecia z Waszej wyprawy sa po prostu bajkowe. Nie ma to jak polska zlota jesien! Oby wiecej takich wypraw dla Was obojga, cieszyc sie zyciem to sztuka prawdziwa. Zastanawia mnie jedkanze czemu panna mloda w sukni slubnej sie na szczyty wspinala :) Usciski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyprawa, choc bardzo męcząca ze względu na ilośc przejechanych kilometrów była bardzo udana i niezapomniana. Zostawiła w sercu wzruszenia i radosć oraz silne pragnienie by znowu w Bieszczady wyruszyć.
      A co do panny młodej na szlaku, to myslę, że taka wyprawa górska jest cudownym podkresleniem ważnosci chwili zaślubin, ich ważnym dopełnieniem, wyprawą poślubną w miejsca najbliższe sercu, odniesieniem do najgłebszych wzruszeń, do najmocniejszych uczuć, do zainteresowań, które ta dziewczyna miała przed ślubem, obietnicą, że nadal będzie wędrować po górach już jako żona...
      Ściskam Cię serdecznie Maju!:-)

      Usuń
  19. Bardzo się cieszę, że wyrwaliście się na chwilę z wiru obowiązków. Róbcie tak co jakiś czas, to bardzo pomaga. Piękne zdjęcia : )))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo nam to było potrzebne i cieszymy się, żeśmy sie wyrwali i doswiadczyli tego cudownego uczucia wolności, uskrzydlenia, zachwycenia, przypomnienia jak to jest wędrować w bezkres, zapomnieć o zmartwieniach i po prostu cieszyc sie życiem. Ośmieleni tym, że wszystko poszło tak dobrze mamy oczywiscie nadzieję i ochotę na następne takie wyprawy.
      Serdeczne mysli zasyłamy Ci Łucjo!:-)))*

      Usuń
  20. Och Oleńko, w Bieszczadach byłam tylko raz w życiu i z sentymentem wracam do tych pięknych wspomnień. Z przyjemnością pojechałabym tam jeszcze raz, zawsze jednak coś staje mi na przeszkodzie. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdaje mi się, że nikt kto był w Bieszczadach nie pozostał na ich urok obojętny. Cieszę sie ,że i Ty Karolinko tam byłaś. Rozumiesz więc moje wzruszenie i tęsknotę...
      Pozdrawiam Cię ciepło!:-)

      Usuń
  21. Jestem Olu, jestem...cały czas powtarzałam w myślach czytając Twoje ostatnie teksty. Wracam by, jak napisałaś "znowu się życiem ucieszyć..." Piękne te Bieszczady, piękne zdjęcia i jak zawsze Twoje pisanie. Byłam tam dawno temu, w srodku lata. Pamiętam te widoki, tą drogę i to dzikie piękno natury.
    Dziękuję Tobie i Marylce za ciepłe słowa. Można z czasem zapomnieć dotyku czyjejś ręki, ale dotyku duszy zapomnieć się nie da.
    Pozdrawiam najserdeczniej jak potrafię :)
    Marytka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz Marytko jak bardzo mi miło, że jesteś, że odezwałaś sie znowu.Wzrusza mnie i napełnia radością to Twoje odezwanie, jakbyś pojechała na inną, strasznie odległą planetę i cudem jakimś wróciła.
      Jeśli tekst o Bieszczadach to sprawił to tym bardziej wierzę, iż są magiczne. Bieszczady łączą ludzi podobnych duchem, tęskniących za przestrzenią, nieokiełznaną naturą, dzikim, nietkniętym ludzką ręką pięknem.Łączą tych, którzy pragną choć na chwilę oderwania od tego, w czym żyją na codzień, od własnych ograniczeń czy lęków i dotknięcia jakiegos Absolutu, jakiejś ponadczasowej mocy...To w człowieku zostaje na zawsze i przyzywa...Właśnie tak, jak dotyk duszy.
      I ja pozdrawiam Cię Marytko, usmiechajac sie do Ciebie serdecznie i ogromnie ciesząc się, że jesteś!:-)*

      Usuń
    2. Dobrze odgadłaś Olu, ja naprawdę czuję się jakbym wracała z odległej planety. Pewne wydarzenie w moim życiu spowodowało, że przyszło mi przewartościować niektóre swoje poglądy, z czymś się pogodzić, z czymś pozegnać. No cóż jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana, a my boimy się zmian i chcielibyśmy to co dobre i piękne zachować na zawsze, nie da się,
      Wszystkie Twoje teksty mnie poruszają, po prostu Twoje pisanie jest mi bliskie.
      Pełnego dobrych wydarzeń dnia Ci życzę :-)
      Marytka

      Usuń
    3. Czasem każdy z nas musi wyruszyć na tę odległa planetę aby dowiedzieć sie czegos nowego o sobie, o świecie i o ludziach których niby znał do tej pory, ale tak naprawdę nie znał wcale. Los daje człowiekowi takie ważne przystanki po drodze. A czy potrafimy z nich odpowiednio skorzystać, nauczyć sie czegoś na dłużej i nabrać nowego spojrzenia i oddechu zależy od nas samych...
      Marytko, życzyłaś mi pięknego dnia i naprawdę był piękny, a nawet niezwykły, na pewno wart opisania.
      Pozdrawiam Cię z ciepłym usmiechem i jak najwięcej pozytywnych rzeczy życzę na tej i każdej innej planecie!:-)

      Usuń
    4. Dziękuję:-)
      Marytka

      Usuń
  22. Czasami takie samotne wyprawy są potrzebne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak myślę, bo człowiek wtedy sie sprawdza, przejmuje odpowiedzialność za siebie, musi sie ogarnąć i nabrać większej siły, niż kiedy jest z kimś...

      Usuń
  23. Jak dobrze, ze w koncu zdecydowaliscie sie wybrac, bo Bieszczady jesienia sa rzeczywiscie powalajace :). Zaczelam je poznawac w epoce przedpotopowej, prawie 60 lat temu. I szczerze mówiac, wole je pamietac z czasów, kiedy tygodniami nie widzialo sie zywej duszy :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, bardzo nas cieszy, żeśmy sie w końcu dali radę w te wymarzone Bieszczady wyrwać. Było to wspaniałe, niezapomniane przeżycie.I nawet nam te tłumy ludzi nie przeszkadzały. Marzyliśmy nawet, że pod koniec tego tygodnia znowu uda nam się tam pojechać, ale pogoda zaczęła sie wyraźnie psuć. Ochłodziło się i gęste mgły zalegają wszędzie.I pewnie trzeba będzie odłozyć wyprawę na blizej nieokreslony czas. Ale co sie odwlecze, to nie uciecze - taką przynajmniej mamy nadzieję!:-)

      Usuń
    2. Szkoda :(.
      Ja natomias marze, zeby pogoda sie w koncu definitiwnie popsula. Mielismy kilka dni nieco chlodniejszych i troche deszczyku. Niestety od poniedzialku maja wrócic temperatury bliskie 30-tki. Czarna rozpacz, bo widmo pozarów powraca :(((. Tylko w ostani weekend zginelo w pozarach 35 osób (juz setka w tym roku). Takiego koszmaru, odkad tu jestem, nigdy nie bylo :(((.

      Usuń
    3. To cos okropnego z tymi pożarami w Portugalii. Jak długo taka piekielna pogoda może jeszcze trwać?! Pamiętam, że już kilka razy wspominałaś tutaj o upałach i pożarach, trawiących portugalskie lasy. Ogromnie współczuję i życze by nareszcie ta pogoda była dla tego kraju i zamieszkujących go ludzi łaskawsza. Jedyne pocieszenie, że zima coraz bliżej, może i u Ciebie w końcu zła passa się odwróci...

      Usuń
  24. A ja byłam w Ustrzykach Górnych w piątek wieczorem, z przyjaciółmi spotkać się na kolejnym Czartgraniu w zajeździe pod Caryńską, nie zostawaliśmy na dłużej, bo mąż przeziębiony. Spotkaliśmy też Gosię i Radka Barłowskich, bardzo zasmuciła ich wiadomość o śmierci Magdy ... a mieliśmy ją kiedyś odwiedzić w drodze na północ ... nie zdążyli ...
    Gratuluję zdobycia Wetlińskiej, nie taki diabeł straszny, prawda? trzeba tylko uwierzyć w swoje siły; pozdrowienia ślę serdeczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiec nasze drogi coraz częściej się krzyzują!:-)
      Przykro jest chyba każdemu, kto cenił i darzył sympatią Magdę a nagle dowiedział się, że Jej nie ma...Łączymy sie w tym smutku, my, Ty, Barłowscy i cała rzesza innych blogujących, wrażliwosć i szczerosć nade wszystko ceniących.
      Wejście na Wetlińską bardzo pomogło mi w odnalezieniu promienia, nowego sensu i radosci życia. Warto, bardzo warto chodzić po górach, póki zdrowia i sił starczy!
      Pozdrawiam Cię serdecznie Marysiu w imieniu nas obojga!

      Usuń
  25. jak pięknie się kochacie,takpieknie:):)
    Serdezcności ślę:)

    OdpowiedzUsuń
  26. Uwielbiam takie opisy! Uwielbiam takie zdjęcia! Uwielbiam takie spontaniczne wypady! Brawo WY!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że uwielbiasz! Wpadaj zatem na kolejne tego typu opisy, na oglądanie zdjęc, na spotkanie z nami.Zapraszamy!
      Pozdrawiamy Cię serdecznie, Ago!:-)

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost