niedziela, 26 lutego 2017

Szybko i zdrowo...



Cezary gotuje…

Dzisiaj podzielę się z dającymi radę czytać Cezarego sposobem na podobno zdrowe, szybkie zaspokojenie uczucia wilczego głodu, który daje znać, że ruszty są puste. Kiedy wracamy po dłuższej nieobecności i rozpakowaniu przede wszystkim żarcia dla psiaków mamy wybór, albo zupka chińska na szybko, albo…


Parę miesięcy temu zrobiłem doskonały zakup w jednym z okolicznych supermarketów za jedyne 40 PLN. Nabyłem coś na wzór chińskiego woka, czyli w miarę głęboką patelnię o słusznej średnicy. Idealna to, jak na polskie warunki patelnia do przyrządzania chińszczyzny. Niestety nie jest żeliwna i ciężka, tak, że nie nadaje się do rozbijania głów. Już widzę, jak niektórym zrzedły miny. A poza tym ciężka, solidna i na życie kosztowałby krocie. Jest fantastyczna, nic nie przywiera i myje się ściereczką bez płynu. Dlatego, też sam osobiście czyszczę ją zaraz po użyciu, a cały proces trwa dosłownie sekundę.


Przed wyjazdem przeczuwając, że wrócimy zgłodniali rozmrażamy porcję mięsa. Składujemy pocięte w paski mięso z piersi lub mięso z nogi kupione już bez kości. Może też być karkówka pocięta na cienkie plastry, tak, że można zobaczyć przez nie Kraków, tzn. jeśli coś jest tak cienkie, że nie może być cieńsze to nadaje się do oglądania Wieży Mariackiej z Podkarpacia. Mięso z kurczaka/indyka tniemy na „frytki”. Chodzi o to, by proces smażenia samego mięsa był krótki, nie więcej niż pięć minut.



A teraz grzejemy wok do czerwoności i kawałek po kawałku wrzucamy mięso, by ciągle skwierczało. Smażymy na oleju z dodatkiem masła, tak długo, by tylko straciło różowy kolor z każdej strony. Przeważnie pięć minut, a może trochę dłużej, zależy. W międzyczasie przygotowujemy czosnek, miażdżymy go, solimy i parę ząbków zostawiamy w całości, które dodajemy do smażonego mięsa. Te ząbki możemy pozostawić w łupce. Smakuje wybornie.


Następnie(w tym wypadku) dodajemy marchewkę i seler pokrojony w słupki. Smażymy kolejne pięć minut i dodajemy pokrojone w nieprzewidywalne kawałki warzywa. Cebula w ćwiartki, por na spore długości i kapustę pekińską lub każdą inną w zależności, co mamy i czego chcemy się pozbyć ze względu na okres przydatności. Szczypta soli nie zawadzi. Zupełna dowolność. Jak chińszczyzna, to chińszczyzna. Przecież patrzymy na nią i tak skośnym okiem. Smażymy kolejne minuty, krótko.


Na koniec możemy dodać jogurt lub kwaśną śmietanę, mieszamy. Robimy jakikolwiek sos wedle uznania. Jeszcze minutka i przed wyłączeniem dodajemy zmiażdżony czosnek, dużo. Prawie gotowe. Warzywa muszą być al dente. Oboje lubimy chrupać i czuć pod zębem każdy kawałek oddzielnie pomimo, że gotowy produkt wygląda na jednolitą masę. Już na talerzu dodajemy świeżo rozczłonkowany pieprz. Wcześniej wkładamy nos do moździerza i delektujemy się wybornym zapachem. Dzisiaj popijaliśmy to danie czerwonym barszczem z poprzedniego dnia. 


Ideałem jest mieć mrożone warzywa na patelnię. Wtedy cały proces trwa pojedyncze minuty. Prawda, że kolorowo? A za oknem szaro i buro!
Już sam nie wiem czy mam odżywiać się zdrowo i żyć parę dni dłużej, czy jeść same półprodukty i rozkładać się też dłużej? Pomyślę…


  

33 komentarze:

  1. Wszystko fajnie, ale po co patelnia, ktora nie mozna nikogo skrzywdzic w razie potrzeby???
    Patelnia jak wiele innych sprzetow kuchennych powinna byc wieloczynnosciowa (czy takie slowo istnieje? czy jest adekwatne w tym miejscu?)
    Nie znam odpowiedzi na zawarte w nawiasach pytania, ale kto by sie tym przejmowal?
    Nawet jak Cezary rzuci we mnie patelnia to ona lekka jest i moze nie doleciec do celu :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wieloczynnościowa czy wielozadaniowa brzmi podobnie, ale poprosiłbym ekspertów o wyrażenie opinii. Ja tam jezdem od kuchcenia. Próbowałem rzuty patelnią w stronę NY lecz doleciała tylko do pobliskiego sioła i zawróciła. Pewnie ma coś wspólnego z bumerangiem. Poza tym, jakbym śmiał…
      Nikt nie zna odpowiedzi na pytania ujęte w zawiasy(?). Podobno są to pytania retoryczne czy jakieś tam.:)

      Usuń
  2. Hmmmm, mam podobna i okazalo sie, ze nie jest wcale taka lekka. Przynajmniej tak mi oznajmil mój maly palec od stópki :))). Dosc podobne zarelko lubie robic, choc wole miesko z mlodej krówki, bo na drób juz patrzec nie moge. Szkoda tylko, ze seler glowiast pojawia sie tutaj tak ze trzy razy w roku, a ten lodygowy, wprawdzie chrupiacy, zielskiem smakuje. Inna dziwnosc mojego grajdolka to fakt, ze o korzeniu pietruszki tubylcy nawet nigdy nie slyszeli o:, a warzywne mrozonki ograniczaja sie do marchewki, groszku, zielonej fasolki, rzepy i cebuli, bo sa potwornie tradycyjni i zadne "nowosci" tu nie nabywców nie znajda :(.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Leciwa, zawsze przywołujesz „grajdołek”. To w końcu gdzie to jest? Pewnie w Islandii, a może gdzieś gdzie jest ciepło ale nie ma gejzerów. Lubimy seler w każdej postaci i przez kilka ubiegłych lat sadziliśmy w naszym ogródku. Zostało jeszcze kilka. Ze względu na złe warunki przechowywania zbrązowiały i od pewnego czasu kupujemy. Nać selera jest doskonała. W Polsce jakaś mizerna, ale tam na antypodach jest ogromna i bardzo soczysta, dopieszczona słońcem. Polecana dla osób chcących zgubić kilogramy. Myślę, że polska kuchnia też jest tradycyjna w każdym wymiarze. Przyzwyczajenia z pokolenia na pokolenie. Inaczej jest w krajach wielonarodowościowych, a kucharze prześcigają się w serwowaniu potraw narodowych.

      Usuń
    2. Mój grajdolek znany jest pod nazwa Serpa, w krainie gdzie sie Europa konczy :).

      Usuń
    3. To chyba gdzieś za Uralem.:( A ta Serpa to chyba Syberia?:( A jak w drugą stronę to Grenlandia:( Jak widać nie tylko z geografią mam problem! A, już wiem, to mieszkasz w Serpa. Gdzieś na półwyspie Iberyjskim. :)

      Usuń
  3. Ja tez czesto podobnie gotuje z tego, co mam akurat pod reka i w lodowce, takie cos z niczego. Z mala jednakowoz roznica: u nas w domu nie uzywa sie czosnku, moj nos i organizm go nie toleruja. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedzenie nie jest priorytetem, jest koniecznością. Jemy w miarę proste potrawy. Czasem dogadzamy sobie i też w miarę prostymi i szybkimi posiłkami. Czy jemy zdrowo? Nie wiemy, bo zdrowie szwankuje tak i tak. Wiem, wiem, że Pantera nie lubi czosnku. Jakoś zostało mi w pamięci i parę jeszcze innych rzeczy.

      Usuń
  4. Wok dobry jest :) Mamy coś podobnego od 10 lat, trochę się porysował, ale jeszcze daje radę. Nie jest biały, tylko czarny ;)
    A półprodukt półproduktowi nierówny, moim zdaniem ;) od składu zależy ;)
    Jedzenie na zdjęciach wygląda nader apetycznie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wok to podstawowy „garnek” dla Chińczyków. Robią w nim cuda. I rzeczywiście używają solidne, ciężkie woki. W domowych warunkach trudno jest osiągnąć odpowiednio wysoką temperaturę i często z naszych zamysłów nic nie wychodzi. Ma być bardzo gorąco i szybko. Użycie podkowy gazowej(takiej do podgrzewania olbrzymich garów) gwarantuje sukces ale potrzebna by była znajomość chińskiej sztuki kulinarnej. I tu pies pogrzebany. Cudownie, zauważyłaś kolory pomiędzy szarością dnia. Dziękuję.

      Usuń
  5. Wszystko wygląda bardzo apetycznie, aczkolwiek nie lubię niczego al dente. Surowe natomiast i owszem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Surowe! Ba, moje przednie zęby wytarły się od ciągłego przeżuwania i wyglądam… co najmniej okropnie. Od pewnego czasu wszystko musi być zmiękczone do pewnego stopnia. Nie łykam też kawałków choć to zalecenie lekarza. W końcu to rzecz gustu i potrzeb. Nie będę się spierał. :)

      Usuń
  6. Mam taką patelnię ale rzadko uzywam. Ktoś kiedyś powiedział że chińszczyzna to dwie godziny krojenia i pięć minut jedzenia. Oczywiście przesada, ale na kuchence gazowej wok żle funkcjonuje.
    Danie wygląda apetycznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na kuchence gazowej trudno osiągnąć wysoką temperaturą. Polecam użycie największego palnika i odpowiednio małe ilości produktów. Cezary, jak zwykle przesadził z ilością, brak mu umiaru nawet w gotowaniu. Smakowało wybornie i dzięki ilości mogliśmy pominąć kolację. :)

      Usuń
  7. Pożarło mi komentarz napisze później. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie siadaj do pisania komentarzu głodna. Złośliwość komputerów pod tym względem jest ogólnie znana.

      Usuń
  8. ale tu wiosennie i kolorowo...
    mam wok, ale już wiekowy
    dania nie próbowałam, nie miałam pomysłu na taki chiński specjał :)

    Alis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co facet nie zrobi, by zadowolić kobietę? Kolorowo, bo za oknem szaro i buro oraz potrzebujemy odskoczni, by zaspokoić głód i dodatkowo pocieszyć oko. Trzeba uwierzyć w siebie i nawet w gotowaniu dać sobie szansę. Improwizacją szansą na zaistnienie, a jak nie wyjdzie to do następnego razu.

      Usuń
  9. Wlasnie sobie przypomnialam o moim woku 😉 Stoi na polce w rupieciarni, a jego zawartoscia sie nie pochwale, bo to przekracza wszelkie pojecie mojej kobiecej pomyslowosci 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spisałaś wok na straty. Odesłałaś na emeryturę przed osiągnięciem wieku emerytalnego. Niedobrze, a nawet nieładnie. Nie wierzę, że kobietom brakuje pomysłowości. To przecież one są motorem napędzającym wszelkie działania, motywują i stojąc za plecami mężczyzn kontrolują wszelkie procesy.

      Usuń
    2. Cezary, zapewniam Cię, ze pomysłowości to mi absolutnie nie brakuje 😊 Wok przeznaczyłam na narzędzia pierwszej pomocy - jest w nim młotek, śrubokręt, pare gwoździ, śrubek i takie tam różności 😊

      Usuń
    3. Nie narzekasz na brak pomysłowości, wspaniale. Dowodem jest sposób na przyrządzenie narzędzi na chińską modłę. Zasadniczym wkładem jest młotek i śrubokręt, a przyprawy to śrubki i takie tam różności. Już czuję wspaniałe tlenki skośnookiego metalu w powietrzu. Tak myślę, co jeszcze da się przyrządzić w ten sposób. :)

      Usuń
  10. Jak się śpieszę gotuję podobne danie w woku. Przeważnie w zamrażarce mam warzywa do dań chińskich, a jak nie to smażę pieczarki, cebulę, paprykę, kawałki kurczaka wcześniej posypane czosnkiem granulowanym, wszystko łączę razem, dodaję trochę ketchupu lub sosu pomidorowego i przyprawy. Podaję z ryżem lub makaronem.
    regian

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomysłowość nie zna granic, strachu. I to jest piękne. Puszczajmy wodze fantazji nawet przy czymś tak prozaicznym, jak gotowanie. Może okazać się, że przygotowany posiłek da się recytować, jak poemat.

      Usuń
  11. Uważam, że fajnie jest kiedy mężczyzna porafi a nawet lubi przygotować coś "na ząb".
    Faceci którzy potrafią przypalić przysłowiową zupę chyba już nie istnieją na szczęście dla nas, kobiet:)
    W ogóle uważam, że męski ród ma lepszy smak i na szczęście coraz więcej mężczyzn wraca do kucharzenia.
    Potrawa którą przygotowałeś na pewno nie jest daniem chińskim, jednak wygląda bardzo smacznie i zapewne tak smakuje. Uważam, że samo podanie dania na stól ma również wielkie znaczenie, bo jestesmy poniekąd wzrokowcami.
    Potrawa przez Ciebie przyrządzona i podana wygląda bardzo apetycznie.
    Dania proste, szybkie i mało skomplikowane w przygotowaniu zawsze sa bardzo smaczne.
    Prosimy zatem o więcj przepisów jak Cezary gotuje.

    Pozdrawiam Was serdecznie:)
    PS. A ja dzisiaj gotuję flaki, może jakieś wskazówki, tajemne składniki? Za boga nie smakują jak flaki chociaż tak wyglądają:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że w dzisiejszych czasach występy facetów w fartuszkach nie są potępiane i nie są paleni na stosach. Podobno mamy równouprawnienie i my faceci domagamy się równego traktowania. Pewnie z okazji dnia mężczyzn zorganizuję marsz pod hasłem „Koniec dominacji kobiet”. Liczę na to, że i kobiety wezmą w nim udział, bo różnice pomiędzy nimi powoli zatracają się.
      I masz rację, nie jest to typowa potrawa chińska lecz uzurpator na polskie warunki i możliwości. Ale przy odrobinie wyobraźni smakowała, jak oryginalna chińska. W poście nie napisałem, że jako posypki użyłem suszonego czosnku niedźwiedziego. Czy to coś zmienia? Proste(z wyjątkiem bananów) i nieprzedobrzone jest najlepsze. Przecież w jedzeniu, jak i w życiu coś musi dominować.
      Ataner, w dzisiejszym świecie nie ma tajemnic. Wszyscy wszystko wiedzą. Przepadam za flakami w każdej postaci. Same flaki są bezsmakowe i trzeba dobrze się napocić, by przyrządzić je odpowiednio. Oprócz wiadomych składników można dodać do flaków pieczarki, te takie duże z brązowym odcieniem pokrojone w paski i mięso wołowe pocięte podobnie. Gwarantem jakości jest użycie mocnego wywaru(może być z kartonika) i odpowiednie zagęszczenie, bo inaczej wygląda i smakuje, jak skośnooki rosół. Więcej przepisów? Muszę kupić kolejny fartuszek, bo obecny przetarł się na łokciach.
      I my pozdrawiamy serdecznie i zazdrościmy(ja) możliwości przebywania w otoczeniu kolorowych braci mniejszych. A ten nowy aparat fotograficzny w fachowych rękach robi cuda. Lubię dopieszczone zdjęcia.

      Usuń
    2. Dziękuję za rady. Flaki gotuje na wywarze z wołowych pręg a następnie mieso kroje i dodaje do zupy, wyglądem i owszem przypominają flaki ale jednak czegoś im brakuje. Może dlatego, że u nas w sprzedaży są już "wyprane" i brakuje im tego specyficznego posmaku.

      Walory smakowe czosnku niedźwiedziego odkryłam stosunkowo niedawno i również króluje w moich potrawach. Bardzo lubimy czosnek więc używamy go dość dużo, czesto grilujac mieso piekę czosnek w całosci zawijając go w folie aluminiową. Podczas pieczenia traci swój specyficzny zapach (który mi nie przeszkadza) i można go używać jako masła - po prostu picha!
      Aparat uwielbiam, jest mały i nie jest ciężki, co ma dla mnie duże znaczenie. Uczę się go i faktycznie robi świetne zdjęcia:)

      Usuń
    3. W obecnych czasach w „cywilizowanych” krajach flaki są wyjaławiane, a co gorsza traktowane chlorem(podejrzewam) dla pozyskania niewinnego koloru i zupełnej eliminacji tego wszystkiego, co flaki czyni flakami. W naszych okolicach jest dużo czosnku niedźwiedziego, szczególnie nad Sanem. My mamy prywatne poletko blisko naszego domu. Oczywiście najlepszy jest świeży. Umyte liście(stos) kładziemy na posmarowanej kromce chleba i zajadamy. Niestety jest to bardzo krótki okres, tylko do czasu kwitnienia. Potem podobno staje się trujący. Suszony smakuje inaczej i trzeba go polubić w imię walorów zdrowotnych. Na pewno spróbuję zapiec czosnek w folii i użyć, jako smarowidło.
      We włoskiej kuchni często używa się czosnku w łupinkach. Mam taki przepis na przyrządzenie ziemniaków lecz… może kiedyś.

      Usuń
  12. Odpowiedzi
    1. Mężczyzna gotuje z konieczności w obliczu śmierci głodowej, przeważnie. Ostatnie podrygi przy rozgrzanej patelni. Chyba, że lubisz patrzeć na takie tańce. :)

      Usuń
  13. Może tym razem komentarz pójdzie. Mam unowocześniany komputer i muszę uczyć się od nowa.
    Cezary, polecam takie danie ostatnio często robię, na cienkie plasterki pokrojone ziemniaczki, duszone na masełku z mrożonymi warzywami. Pyszne jedzonko.
    Staramy się nie jeść czerwonego mięsa, na ekologicznym kiermaszu kupuję warzywa i pani przywozi czasem kurkę lub kurczaka, poćwiartowane na kawałki zamrożone mięso używam tylko do zupy. A tak ryby najczęściej i serki kozie na śniadanko, znalazłam na kiermaszu panią co robi takie sery i pasty i kupuję od niej mleko kozie a nawet jajka zielononóżki. Olu one u nas są po 1,40 albo po 1.50 jak się nie jest stałym odbiorcą. Do tej pory pani nie miała jajeczek od kurek, bo się nie niosły, zaczęły niedawno i uzbierała całe dwa pojemniczki, ku mojej radości stała odbiorczyni akurat tego dnia nie przyszła. Ciekawe czy dojdzie komentarz. :) Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno uczymy się do końca ziemskich dni(?). Mam też taką możliwość i skwapliwie z niej korzystam. W moim przypadku idzie, jak po grudzie, informacje stały się mało przyswajalne i wymagają nadmiarowego wysiłku. Ale do rzeczy…
      Ze względów zdrowotnych unikam ziemniaków, chleba, co nie znaczy, że nie jadam. Proponowane danie wygląda na nie tylko pyszne, ale też niskokaloryczne i jarskie. Ponieważ Olga przepada za ziemniakami w każdej postaci, to w niedługim czasie wspomogę się prezentowanym przepisem.
      Nagromadzone ryby zalegają zamrażalnik i czekamy na obniżenie się poziomu rtęci w organizmie. W przypadku nagłego zaniku można ewentualnie zjeść ze dwa starego typu termometry. Oczywiście przesadzam…
      Nasze stado kur zmalało do policzalnej liczby i nie rozmnażamy. Powodów jest wiele. Obecna ilość jajek jakoś wystarcza na nasze potrzeby. Od jesieni do prawie teraz jajka kupowaliśmy w sklepach. Nawet tu na wsi nie było możliwości kupienia od „baby”. Mamy tutejszego dostawcę nabiału; masło, mleko, ser, maślanka. Jednak rezygnujemy z pewnych powodów. Wszystkie przetwory zalatują „oborą” szczególnie w okresie, kiedy krowy pozostają w stajni. Świetnie, że masz możliwość zakupu świeżych produktów na lokalnym kiermaszu prosto od „baby”, zawsze to coś. :) I my pozdrawiamy serdecznie.

      Usuń
  14. Cezary obiecuję wykorzystać to danie a tak naprawdę używam woka od 12 lat,przywiózł mi go zięć z Chin i właśnie dziś robię rizotto z grzybami zapraszam na obiad.

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost