Olga i Cezary piszą...
Niedawno przeczytaliśmy na prowadzonym przez
Utygan blogu „Ogród na końcu świata” interesujący, inspirujący do przemyśleń
tekst pt. „Klucze do częstotliwości wolności". Zachęcamy do zapoznania się z
nim i do zastanowienia nad owymi kluczami, do znalezienia ich w sobie. My z Cezarym,
jak to mamy w zwyczaju, gdy coś nas szczególnie zaciekawi i pobudzi do filozoficznych
rozważań zaczęliśmy rozmawiać, dzielić się uwagami, skojarzeniami, myślami
zrodzonymi po lekturze owego tekstu. Poniżej fragmenty naszej rozmowy, która,
mamy nadzieję, także i Was skłoni do zadumy oraz wypowiedzi…
- Czytam, iż „bogowie są największymi
wrogami rodzaju ludzkiego”. Hmmm… Rzeczywiście bogów mamy bez liku, rozszarpują
bezwzględnie, każdy dla szczytnych interesów. Ograniczani z każdej możliwej
strony jesteśmy ich więźniami, często samowolnie dodając wysublimowane limity,
bo chcemy być bardziej boscy. Dziwne i niemające zasadności.
- W
tym znaczeniu bogowie to ludzie, którzy rządzą tym światem. Ludzie, którzy są w
sobie zakochani, przeświadczeni o swej nieomylności i prawie do rządzenia, przynależnym
im tylko dlatego, że są bogatsi niż inni, lepiej ustosunkowani, wywodzący się w
elit, znanych dynastii, rodów czy też nacji. Mają się za lepszych od nas,
marnych ludzików usiłujących wieść zwyczajne życie a jednocześnie chowają się przed
nami. Szare eminencje…
- „Żyliśmy i żyjemy w chaosie” – prawda, jednak
to chaos pozorny, zdaje się być dobrze zorganizowany niewidocznymi nitkami, które
zawładnęły naszą świadomością.
- A moim zdaniem cechą chaosu jest wolność, to
jest nieograniczona możność wyboru. Wszystko jest wokół. Drogi i bezdroża, którymi
można w każdym momencie pójść, zmienić swój los. Czemu tego nie robimy? Z lęku
przed podjęciem ryzyka, z przyzwyczajenia do tego, co znane i oswojone. Tak
naprawdę boimy się wyboru. Wolimy swoje klatki…
- No właśnie, mamy wybór. Niestety,
ograniczony on jest naszą świadomością, doznaniami i w końcu tym, co jest dla
nas ważne. Konsekwencje wyboru, to inna historia. Często wolimy żyć w świecie
urojeń, wyobrażeń. Większość żyjąca w strefie urojeń czuje się z tym dobrze i
dobrowolnie nie chce zrzucić jarzma manipulacji. Jak barany, którym wprawdzie dano
możność pasienia się na zielonej łące, ale ograniczono ją drutem kolczastym.
Barany tego drutu nie widzą, albo udają, że go nie ma…
- Nie
potrafimy sobie siebie wyobrazić jako istoty zupełnie wolne. Co mielibyśmy począć z tą wolnością? Zostać
własnymi bogami? Brzmi to obrazoburczo!
- Mamy wdrukowane w umysły pewne programy.
To wolno, to wypada… Poza tym podróżując w Chaosie spotykamy własne
ograniczenia. Moim zdaniem te prawdziwe(a takie są) i te wyimaginowane w
naszych umysłach. I jak tu rozróżnić, co jest prawdą, a co tylko misternie
utkaną ścianą manipulacji?
-
Może uwierzyć własnemu sercu? Przecież jest coś takiego jak czucie, ono rzadko się
myli. A tymczasem odrzucamy podszepty serca i wybieramy myślenie
zdroworozsądkowe, które może być niczym innym jak owymi wdrukowanymi
programami.
- Jednak czy przyjęcie za pewnik, że mamy
nieograniczone możliwości(nieujawnione) daje nam automatycznie prawo do
sięgania po nie?
-
Chyba nie, bo przecież w każdym z nas jest dobro i zło. Ludzie nie zawsze
działają ze szlachetnych pobudek. Czasem zależy im tylko na osiągnięciu jakichś
konkretnych korzyści i aby je zdobyć depczą nawet po trupach. Większości z nich
nie powstrzymują żadne kanony wiary, nakazy moralne, tradycje i
obyczaje. Kto zatem może decydować o tym, co wolno a co nie? Kto ma pilnować
tego by nasza wolność nie ograniczała wolności innych? Może właśnie po to
istnieją te samoograniczenia w naszych umysłach, ten lęk przed korzystaniem z
nieograniczonych możliwości…
- Na dodatek wygląda no to, że „papkę” bogów należy konsumować i trawić zgodnie z ich zaleceniami. Każde odstępstwo spowoduje ich gniew i bezwzględną reakcję w skutkach.
- Tak,
oni ustalają reguły, które zapewniają sprawne działanie tej maszynki życia.
Sprawne i zgodne z ich interesami.
- Pomiędzy bogami, a resztą świata istnieje
przeźroczyście cienka granica. I ci, którzy potrafią przejrzeć widzą tam
skarłowaciałe postacie na olbrzymich tronach, w aurze bałwochwalstwa,
samouwielbienia i próżności…
- I
gdy przejrzą to albo dążą ku uwolnieniu się od zależności, od poddaństwa albo
uznawszy, iż nie mają żadnych szans, bo są słabi, gorsi znowu spuszczają nisko głowy
i bez szemrania zaprzęgają się do wyznaczonego sobie kieratu...
- Całkowita wolność w matematycznym sensie
jest osiągalna w nieskończoności, bo zawsze będziemy zniewoleni przez samych
siebie.
-
Chyba, że znajdziemy tę nieskończoność w sobie, a przynajmniej jej odbicie. Są ludzie, którzy potrafią
po wielekroć odmieniać swoje życie, wybierać nietypowe czy niepopularne
ścieżki, nie brak im odwagi przed podejmowaniem ryzyka. Oczywiście wiąże się to
często z młodością, niedojrzałością, ale czasem występuje także u osób bardziej
zawansowanych wiekiem. Tych, którzy nie pozwolili aby zginęło w nich dziecko, by
zamilkł duch wiecznego wędrowca…
- No tak, Oleńko. Chyba nie bez powodu w
adresie naszego bloga widnieje: we wanderers…
- Bo jesteśmy wędrowcami – nawet osiadłymi!
A poza tym, wciąż buntujemy się przeciwko
skostnieniu, narzucaniu nam czegokolwiek. Chyba tylko wiek i własne zdrowie
jest dla nas najsilniejszą zależnością, klatką, z której coraz trudniej wyjść.
Dostosowujemy się do zmian zachodzących w nas z czasem. Musimy się z nimi
zgadzać, choć serca się nieraz buntują… Musimy być jednak odpowiedzialni za
siebie oraz za powierzone naszej opiece istoty. Nie wolno nam już szafować swoim
zdrowiem, porywać się z motyką na słońce. Musimy dokonywać wyboru i redukować
ilość przerastających nas prac, obowiązków… Dlatego m.in. ostatecznie zrezygnowaliśmy
z hodowli kóz. Kozi etap już za nami. A rozstania, choć bolesne, są w życiu
konieczne… Odzyskaliśmy trochę wolności, czasu, który będzie można poświęcić
czemuś innemu na tym naszym końcu świata…
- Jednak nawet tu nie jesteśmy wolni od poddaństwa. Podlegamy jakimś ograniczeniom. Jakiejś władzy, która sprawia, iż
żyjemy w poczuciu winy! Władza ma precyzyjne narzędzia do sterowania ludzkim
umysłem…
-Każda
władza jest synonimem niewoli. Jednakże nawet życie na bezludnej wyspie we
dwoje nie jest gwarantem absolutnej wolności. Dlatego właśnie tak uciekam od
wszelkiej polityki, od tych zatrważających wiadomości z kraju i ze świata. Nie
chcę sobie tym skażać umysłu. Pragnę zachować w sobie chociaż cząstkę wolności,
krainy do której nie ma przystępu brud, nieuczciwość, walka o mamonę, o poprawność
polityczną i rację….
- Wyprane mózgi potrafią siać zniszczenie w
imię swych „racji”. Nie potrafią wyzwolić się z wdrukowanych wzorców zachowań,
z jednotorowego myślenia, gdzie nie ma rozróżnienia na poszczególne barwy. Jest
tylko czarne i białe…
-
Dlatego chcę być od tego z dala. Wiem, że to naiwne, bo żyję tu i teraz a nie
wiedząc, co się dzieje i na czym się świat współczesny opiera staję się w
pewien sposób bezbronna. Wolę jednak tę bezbronność niż dobrowolne zanurzenie w bagnie,
gdzie człowiek człowiekowi wilkiem…
- Czy w walce z bogami jest miejsce na
współczucie? Oni nie znają takiego słowa.
- Pewnie
znali, ale zapomnieli… Myślę, że każdy rodzi się dobry. Dopiero potem
doświadczenia kształtują go i ta gładka na początku budowla zaczyna pękać…
Bogowie są samotni, zalęknieni, nieufni, żądni nieustannych potwierdzeń swej
mocy i nieomylności. Nie wiedzą, co to partnerstwo, przyjaźń, ufność… Choćby
dlatego trzeba im współczuć…
- A umieranie… Czym jest umieranie…? Umieramy co chwilę i jest to elementem
napędowym powstawania czegoś zupełnie innego w formie i zawartości. Ogień
trawi, ogień kształtuje fundamenty…
- W
każdej minucie umiera jakaś nasza komórka. Podobno zmieniamy się co siedem lat.
A więc ta Ola, którą teraz widzę w lustrze nie jest tą samą, co siedem lat
temu. Ciało nie, a dusza? Podobno ona nie umiera nigdy. To pocieszające, ale i
nie do ogarnięcia umysłem. Można patrzeć na śmierć, jako na wyzwolenie. Jako na
otwarcie nowej drogi ku wolności. Takie myślenie jest mi bliskie, bo stanowi
pocieszenie dla serca, które wciąż tęskni…
- Wszystko jest na tym świecie po coś
potrzebne. Zło, jako siła destrukcyjna także. Bo coś musi zostać zniszczone,
aby powstało coś. A poza tym rzeczy groźne i straszne mogą być piękne i w
pewnym sensie czemuś dobremu służące.
- Na
przykład lawiny, wybuchy wulkanów, fale tsunami, pożary? No tak, obserwowanie
tych zjawisk przez kogoś, kto stoi w bezpiecznym miejscu może być fascynujące. Na pewno jednak nie myślą o tych zjawiskach,
jako o czymś pięknym ludzie, którzy tracą dorobek całego życia, bliskich…
- Ale po takich klęskach zawsze przychodzi
odrodzenie, odbudowa, coś nowego i pięknego. Wyzwala się nowa energia.
Pamiętasz przecież pożary w Australii i te drzewa, które po nich odrastały
jeszcze bujniejsze a trawy zieleńsze…
- Należy
więc pogodzić się z utratą, zaakceptować destrukcję?
- Nie mamy innego wyjścia. Na wiele rzeczy
nie mamy wpływu. Musimy w nich dostrzegać mądrość natury nawet, gdy w danym
momencie zdają się nam krzywdą i okrucieństwem… Jednak nie wszystkie zdarzenia
są wynikiem działania praw natury. Niektóre są efektem pracy neobogów…
Neobogowie nic nie tworzą. Zbierają owoce
naszej niewolniczej pracy w zamian za kość pod stołem. Narzędzia służące do
umacniania władzy, pogłębiania tyrani są przez nich opanowane do perfekcji.
Jednak bogowie też popełniają błędy pomimo
przejęcia narzędzi kontrolno-sterujących, coraz bardziej rażące… ludzie chyba
przejrzeli po raz kolejny, a historia zdaje się to potwierdzać.
- Ocalając
naszą wolność ocalamy człowieczeństwo. Otwieramy umysły, aby zrozumieć więcej.
Otwieramy serca, aby więcej poczuć. Coraz wyraźniej dostrzegamy manipulację,
zakłamanie, klatki, w które się nas wciska. Być może jesteśmy właśnie u progu
ostatecznej bitwy pomiędzy garstką bogów, a resztą świata…
- No właśnie. Otwieramy umysły, które
wstrząśnięte i wzburzone ogromem negatywnych zjawisk wyzwalają z siebie nową,
niezwykłą energię. Ty Oluniu, masz w
sobie pokłady pozytywnej energii, którą wydatkujesz nie oczekując w zamian nic
oprócz dobrego słowa… Ja jestem bardziej zamkniętą konfiguracją, wchłaniam
więcej niż wydalam…
- A
ja myślę, że jesteśmy naczyniami połączonymi, lub też gałęziami na tym samym
drzewie. Dwoma atomami w kosmosie biegnącymi stale ku sobie, ku dobru…
- Tak czy siak, zderzenie się Olgi i Cezarego
nie spowoduje destrukcji!:-)
*
W tekście na podstawie, którego powstała nasza rozmowa dostrzec można wiele kontrowersji,
zaprzeczeń i brak łączników logicznych. Ale… można w nim również odnaleźć wiele prawd
a raczej bram ku prawdzie. Dlatego warto go przeczytać i
zamyślić się…
* zdjęcia użyte do zilustrowania rozmowy pochodzą z 2008 i 2009 roku, kiedy mieliśmy możność oglądać jaką siłę ma natura, dzięki której wszystko odradza się po najwiekszym w dziejach stanu Victoria w Australii pożarze...
Przyznaję się że na mnie największe wrażenie zrobiły zdjęcia. Strasznym i niszczycielskim żywiołem jest ogień.
OdpowiedzUsuńNa dyskusję jestem za stara. Żyję tu i teraz i staram się by to zycie było w miarę dobre i ludziem było ze mną dobrze.
Patrząc na te zdjecia po latach dostrzegamy w nich nie tylko grozę, ale i piekno. Okazuje sie, iż nieraz potrzeba czasu by móc popatrzeć na coś innymi oczami, zrozumieć cos wiecej. Tak więc ta Twoja "starosc" Ewo może być ogromnym atutem, wiekszym bagażem wiedzy, umiejętnoscią nabrania dystansu do czegoś, czy też dojrzałym spojrzeniem na coś w inny niz kiedys sposób.A z drugiej strony zazwyczaj jest tak, że z wiekiem zazwyczaj wycofujemy sie, wyciszamy, separujemy od tego ,co nas męczy i drażni, dochodzac do wniosku co jest naprawdę ważne i z czym czujemy sie dobrze.I ja coś takiego dostrzegam u siebie i sie z tym godze, lecz niekiedy specjalnie prowokuję swój umysł do wejścia na inne tory, do rozmyslań na tematy przeważnie leżące odłogiem. Czuję po prostu, że takie odświeżenie umysłu jest mi potrzebne...
UsuńMam tak samo jak Ewa2 i chyba nawet nie mam ochoty zastanawiac sie nad sensem. Sensu juz dawno nie ma, a powoli trace wole...
OdpowiedzUsuńCoś nie bardzo w to wierzę, Aniu! Patrzac na spectrum Twoich zainteresowań, których odbicie znaleźc mozna na Twoim blogu dostrzegam duże zainteresowanie sprawami świata, niezgodę na panujace w nim stosunki, umiejętnosc wyrażania swego zdania na każdy temat. Czymże innym to jest jak nie nieustannym szukaniem sensu w bezsensie? A temat neobogów, tych zepsutych do szpiku kosci ludzi rządzących nami z ukrycia i postepujących według swojego widzimisię...Czy to teoria spiskowa? Zdaje sie, iż nawet Twój dzisiejszy post potwierdza, że nie...
UsuńA nie, moja odpowiedz dotyczyla jedynie sensu mojego wlasnego zycia, tego zatechlego mikrokosmosu. Ten swiat juz dawno powinna dopasc taka apokalipsa, zeby zaczynal znow od pierwotniakow. Bo to, co na nim zyje i nazywa siebie czlowiekiem, nie zasluguje na egzystencje.
UsuńCzłowiek, ludzie to ja, Ty,nasze dzieci, wnuki, przyjaciele...te osoby na pewno zasługują na egzystencje. i takich jest mnóstwo. Wiekszosć. Jednak zdaja się ulegać mniejszosci a przynajmniej narzucać sobie opinię, że choć są w większosci to od nich nic nie zależy...
UsuńNa szczęście, nie mam ziemskich bogów. Dlatego też nikt z mojej najbliższej rodziny nie zajmował eksponowanych i " chodliwych" stanowisk.Żyjemy skromnie, ale jesteśmy szczęśliwi.
OdpowiedzUsuńBez wątpienia najpiękniejszym prezentem jaki ofiarowała mi Matka ( po życiu)jest moja wiara i to mi wystarczy...A niedługo już będą święta Zmartwychwstania Pańskiego- one tłumaczą wszystko...
Serdecznie pozdrawiam Oleńko i Cezary- poruszyliście ważny temat, człowiek całe życie musi dokonywać wyborów.
My też nie mamy ziemskich neobogów, co nie oznacza, że nie pozostajemy pod ich wpływem. Staramy się separować przez nie podążanie w owczym pędzie za tym wszystkim, co jest oferowane w podstępnej pozłotce. Skromne życie w sensie materialnym, to często bogactwo życia wewnętrznego. Konieczność wyboru jest codzienną udręką, a wybieranie pomiędzy złem, a złem mniejszym/większym nie gwarantuje poprawności wyboru. Wybór pomiędzy dobrem, a mniejszym/większym dobrem oddziałuje pozytywnie na nasze życie. I takich wyborów życzyłbym wszystkim. Nam też.
UsuńBasiu, miłego dnia, jak najdalszego od ziemskich bogów! :)
Staram się żyć tak, by nikt przeze mnie nie płakał a jak jeszcze uda się kogoś rozradować, ucieszyć czy utulić - to już mi wystarczy jako sens. I żaden bóg mi do tego niepotrzebny. Ale nie żyjemy w próżni i często te niemoje bogi bardzo mi to utrudniają. Wtedy uciekam do schroniska i wczepiam się w prostotę i naturę.
OdpowiedzUsuńDobrze, że mamy gdzie uciec, Krystynko. A jak już nie ma konkretnego, dajacego poczucie bezpieczeństwa miejsca, to zawsze można schować sie w sobie...
UsuńDyskusja poważna, my z mężem tez tak dyskutujemy, na końcu jednak okazuje się że mówiliśmy to samo tylko innymi słowami.
OdpowiedzUsuńZ klatki wyjść można (sen-nie sen-widzenie)a nawet trzeba, to jedyne wyjście by umysł był naprawdę wolny a my zdolni do podejmowania własnych decyzji nie uwarunkowanych. Tysiące klatek w nich uwięzieni ludzie z zadowolonymi minami a przed nimi góra, "tylko" trzeba wydostać się z klatki, własnych przekonań, osądów i wyobrażeń, tylko trzeba kawałek pod górę wejść a tam dalej to już nie sami wędrujemy na sam szczyt. Można na nim pozostać w samotności i ciszy, lub zejść na dół by pomóc tym co w klatkach. Można, tylko czy pomoc jest potrzebna? Musimy sami z klatki się uwolnić ale tam jest tak "bezpiecznie" więc myślę że należy ludzi zostawić samych sobie.
Pozdrowienia serdeczności. ♥
Był kiedyś w TV program pt. "Warto rozmawiac". Chyba nie była to produkcja najwyższych lotów, jednak tytuł miała niezwykle trafny. Bo warto, nawet jesli nie dochodzi się do porozumienia albo przy końcu rozmowy okazuje się, że miało sie takie samo zdanie. Warto rozmawiać, pytać i szukać odpowiedzi. Nie zadowalać sie tym ,co narzucone. Gotowcami. Manipulacją. Po to przecież mamy rozum by mysleć, by pragnąc poznawać nieustannie świat.
UsuńCzytałam kiedyś świetną ksiazkę pt. "Świat Zofii". Zofia to dziewczynka, głowna bohaterka tej ksiazki. Zofia z greki znaczy "wiedza". Jej przesłaniem było, iż trzeba starać sie dowiadywać coraz wiecej, nie pozostawać w błogiej nieświadomosci niczym pchły zagrzebane w sierści królika, myslace, że ten królik to cały świat i nie chcące nawet powspinać sie na końce jego włosów po to, by zobaczyć co jest na zewnątrz...
Elusiu!Pozdrawiamy Ciebie i Twego męża bardzo serdecznie!♥
tak się nam wmawia w religijnych naukach:
OdpowiedzUsuńniezgodne postępowanie naraża nas na gniew...
dobrze, ze zwróciliście na to uwagę, nigdy tak o ty nie myslałam ...
No właśnie - czy to, co nakazują nam nauki religijne ma utrzymać status quo boskie czy ludzkie? Czy mamy nałozone pewne tamy po to, by nie dowiedzieć sie zbyt wiele...?
UsuńDaliście do myślenia...
OdpowiedzUsuńI o to nam właśnie Basiu chodziło...
UsuńA może lepiej nie wiedzieć za duzo, bo im więcej wiemy, tym bardziej czyni to nas nieszczęśliwymi!? Bo prawda bywa bolesna, niekiedy nawet bardzo. Tylko żyć tu i teraz, bo wszystko takie kruche i ulotne. Ja przynajmniej tego tutaj, w tym moim lesie się nauczyłam, dochodząc do wniosku, że im więcej wiem, tym bardziej czuję się bezsilną...
OdpowiedzUsuńRozumiem, o czym piszesz, Amelio! To, co wyprawia się w lasach - ta ogromna, niekontrolowana wycinka, te polowania na zwierzęta, to zasmiecanie tonami smieci - jest odbiciem tego ,co dzieje sie w kraju i na świecie. Tacy są ludzie. Tak straszne rzeczy robia. I pozostają bezkarni. Ku czemu ten świat dązy? A my, którzy to wszystko widzimy coraz bardziej jestesmy bezradni, coraz bardziej nas to boli. Nic nie mozemy poradzić i aby nie cierpieć zamykamy oczy, zatykamy uszy, uciekamy w świat swoich iluzji. Ale w tym czasie nic nie zmienia sie na lepsze. Nie budzimy sie w lepszym świecie. Ten świat bez nas nadal robi swoje. Nabiera coraz większej świałosci, podczas gdy my kurczymy się, wycofujemy, uciekamy, liczymy na jakiś cud...
Usuń