Pod tym samym niebem
Strony
- Strona główna
- Piosenki...
- Strofy pogody...
- Strofy półcienia...
- Wiersze inspirowane Australią
- Wyprawa w krainę słońca...
- Australijskie wspomnienia
- Emigrantki
- Australijska podróż noworoczna
- Miasteczko odnalezionych myśli
- Bal na powitanie jesieni
- Zimowy powrót wędrowców...
- Kulinarne wierszydełka
- Jadwiga z Modrzewiowej doliny
- Sekret naszego domu
- Baśń Zimowego Lasu
- Sceny z życia Henryczka
- Wiersze z czasów upadku
poniedziałek, 4 stycznia 2016
Jak przetrwać w ten mroźny czas...?
Za nami okres świąt. Było, minęło i tylko dekoracje świąteczne nadal przypominają o tym fakcie. Lodówka wyczyszczona a jeść coś trzeba. Wyprawę do sklepu ze względu na mrozy odkładamy jak tylko się da. Nie wiadomo jakby nasz stary rumaczek zniósł te ekstremalne temperatury. Czekamy na jakoweś ocieplenie, chcąc uchwycić najlepszy do jazdy moment przed opadami sniegu, które są lada dzień zapowiadane. Bo poruszanie się samochodem osobowym górskimi, nieomalże pionowymi drogami w śniegu i lodzie nie należy do przyjemności. Ileż to razy zakopaliśmy się, w rowie wylądowaliśmy albo leżąc w lodowatej mazi czy w brudnych zaspach usiłowaliśmy zgrabiałymi dłońmi założyć łańcuchy. Nie jest to wcale prosta sprawa a stres przed ową czynnością męczy człowieka przez całą wyprawę, ponieważ łańcuchy należy zdjąć dojeżdżając do gołego asfaltu a potem, gdy opuści się cywilizowane rejony ponownie założyć.
W ostateczności pozostają jeszcze piesze wędrówki po prowiant. Najkrótsza trasa do jakiegokolwiek sklepu wiedzie przez malownicze góry i lasy do odległego mniej więcej od nas o 4,5 kilometrów miasteczka. To w obie strony prawie trzy godziny marszu. Ileż człowiek zdoła przytaszczyć w plecakach? Ile zniosą jego biedne, nękane przez ostrogi stopy albo przeciążony kręgosłup? Po takiej wędrówce dobrze byłoby paść na łóżeczko i do końca dnia nic już nie musieć robić.
A tymczasem drewna na opał trzeba donosić, bo nasze piece pożerają go błyskawicznie. Kozom i kurom dwa razy dziennie jedzenie należy przynieść i ciepłej wody do wiaderek dać, bo stara zamarza im wewnątrz budynku. Chociaż pozatykałam sianem wszelkie możliwe szpary w koziarni i w kurnikach, to siarczysty mróz i tak sprytnie znajduje sobie wejście, hula po kątach i ozdabia okna swymi delikatnymi rysunkami, za nic mając to, że dla ciepłolubnych istot zimnica obecna coraz cięższa jest do wytrzymania.
Dobrze, że kozule mają zimowe futerko. Inaczej kiepsko by z nimi było. Jest ich teraz w drewutni przerobionej na koziarnię trochę mniej (w grudniu nowy dom znalazł Łobuz Kurdybanek oraz Majka) a trzy pozostałe u nas kozy nie dają rady ogrzać sobą pomieszczenia. Biedaczki dużo polegują, chroniąc w ten sposób nagie wymiona, ale podczas dojenia moje zmarznięte dłonie dotykają ich jeszcze zimniejszych sutek.
Nawet Zuzia z Jacusiem zrezygnowały na razie ze spania w budach. Przy minus siedemnastu stopniach ich gęsta sierść to już stanowczo za mało by było im ciepło. Pieski od kilku nocy śpią z nami grzecznie w sypialni i dopiero o poranku biegną do zmrożonego ogrodu. Po nocy świat lśni srebrzyście od szronu i śniegu. Wschód słońca maluje drzewa i niebo na różowo-brzoskwiniowe odcienie. W powietrzu wirują pojedyncze śnieżynki. Jest cicho i pięknie. Nic tylko robić baśniowe zdjęcia, ale niestety, wiele ich zrobić się nie da bo przy takiej temperaturze palce boleśnie drętwieją a aparat fotograficzny zacina się i odmawia posłuszeństwa...
Oto są zimowe przyjemności zamieszkiwania w wiosce na krańcu świata! Tak, nadal lubię zimę, ale i coraz bardziej mnie ona przeraża ze względu na stan naszego zdrowia i coraz słabszą wydolność fizyczną czy zdecydowanie mniejszą podatność na stres.
A jeść coś trzeba...Fajnie by było rozpocząć rok jakąś zdrową dietką bo kilogramów znowu przybyło i coraz ciężej je na sobie nosić. Jednak w czas zimowy trudno wyrzekać się kalorii albo kręcić nosem na to, co jest do jedzenia, podczas gdy trzeba się nieźle nagłowić, by z tego, co znajdzie się w lodówce i w zamrażalniku wymyślić coś pożywnego dla nas i zwierząt.
Co też wykombinowałam zatem na dzisiaj i na jutro? Bo jak już coś robić, to na zapas, żeby nie stać godzinami przy kuchni i nie maltretować nóg! Chociaż z drugiej strony to właśnie nasza kuchnia jest najprzyjemniejszym, bo najcieplejszym miejscem w domu. Co byśmy niebożęta w ten zimowy, groźny czas poczęli bez naszego kochanego piecyka "Jawor"?
A wracając do przyjemności dla podniebienia - otóż na dwóch kurzych ćwiartkach wyciągniętych z zamrażalnika ugotowałam gar krupniku ryżowego z lubczykiem i marchewką. A poza tym ulepiłam ponad setkę pierogów z kaszą gryczaną. Ja lepiłam a Cezary smażył. W ten sposób przyrządzane pierożki są pyszne i chrupiące zarówno na ciepło, jak i na zimno.Wygodnie się je zajada trzymając po prostu w rękach. Nawet psy i koty za nimi przepadają - zresztą, na szczęście dla nas, im smakuje prawie wszystko to, co i nam.
Takie smażone pierogi są ulubioną potrawą wigilijną w mojej wywodzącej się z Kresów rodzinie. Tyle, że na świąteczną wieczerzę nadziewa się je nie kaszą a farszem wykonanym z gotowanych, suszonych, doprawionych cebulką i pieprzem grzybów. Dlatego też zwie się owe smakołyki grzybowikami. Jednakże idea, by smażyć miast gotować pierogi dobra jest także do wykorzystania z każdym innym nadzieniem. Gdyby brakowało Wam pomysłu na nietypowy a tani i dość szybki w wykonaniu obiad, to służę podpowiedzią.
W skład farszu dzisiejszych pierożków poza ugotowaną na sypko kaszą gryczaną, weszło kilka usmażonych na złoto cebulek, pieprz ziołowy, suszony lubczyk i pietruszka, sól oraz surowe jajko. Zrobienie nadzienia łącznie z ugotowaniem samej kaszy zajęło mi ok. 40 minut. Następnie zaniosłam garnek z farszem w najzimniejsze miejsce w naszym domu, czyli na mroźny ganek, by tam ostygło i nadawało się do użycia.
W tym czasie wzięłam się za wykonanie ciasta na pierogi. Na stolnicę wsypałam kilogram mąki, łyżkę soli oraz łyżeczkę proszku do pieczenia. Dolewając bardzo ciepłej wody wyrobiłam elastyczne, miękkie ciasto. Rozwałkowałam. Kubeczkiem wycięłam krążki. Każdy krążek napełniłam łyżeczką farszu i dokładnie zalepiłam.
Ponieważ praca to dość monotonna a poza tym dla nóg męcząca, dla rozrywki słuchałam piosenek Jacka Kaczmarskiego i co jakiś czas przysiadałam sobie, zapatrzając się na bawiące się za oknem pieski polarne. A Cezary smażył, słuchał i też za okno zerkał, drew dużo do pieca dokładając, żeby się porządnie hajcowało i pięknie na złoto smażyło.
W tym czasie olej szybko ściemniał a wkrótce zaczął nieprzyjemnie pachnieć. W try miga zadymiła się nam kuchnia, trzeba było więc drzwi do przedpokoju otworzyć. Stamtąd natychmiast wionęło na nas lodowate powietrze. Brr! Już nie wiedzieliśmy, co gorsze, czy ten dym czy zimno? Zaczęlismy kichać i parskać, nosy oraz oczy łzawiące gwałtownie ocierać. Na szczęście była to już końcówka smażenia pierogów. Uff - nadszedł upragniony finał! Cała pierogowa robota zajęła nam około półtorej godziny. Ta dam!:-))
Pozostało juz tylko posprzątanie w kuchni oraz zajadanie na wyścigi. Mniam, mniam i jeszcze raz mniam! Do tego mocna, gorąca herbatka. A krupniczek w sam raz do zjedzenia dzisiaj na kolację i jutro na obiad.
A tymczasem za oknem mróz odrobinę odpuścił. Termometr na ganku wskazał jakże miłe ciepełko - minus dziewięć stopni! Byłożby to już przedwiośnie...?!:-))
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Etykiety
Aborygeni
afirmacja życia
agrest
apel
apel o pomoc
asymilacja
Australia
autoanaliza
bajka
bal
ballada
baśń
Beksińscy
Bieszczady
blackout
bliskość
blog
blogi
bór
cenzura
Cesarzowa Ki
Cezary
chleb
choroba
ciastka
czarny bez
czas
czerwiec
człowieczeństwo
człowiek
czułość
Dersu Uzała
deszcz
dieta
dobro
dom
dorosłość
drama
drama koreańska
drewno
droga
drzewa trawiaste
Dubiecko
Dwernik Kamień
dwudziestolecie międzywojenne
dystopia
dzieciństwo
dzikie bzy
ekologia
elektryczność
erotyk
eutanazja
fajka
fantazja
film
flash mob
fotografie
fotoreportaż
glebogryzarka
głodówka
głód
gospodarstwo
goście
góry
Góry Flindersa
grass tree
grill
grudzień
grzyby
Gwiazdka
historia
historie wędrujące
horror
humor
humoreska
idealizm
ideologia
II wojna światowa
informacja
inność
inspiracja
internet
jabłka
Jacuś
Jacuś. gospodarstwo
Jacuś. lato
jajka
Jane Eyre
Jawornik Polski
jesień
jesień życia
kalina
Kanada
kanały
kangury
kastracja
kiełbasa
klimat
klimatyzm
koala
kobieta
koguty
kolędy
komputer
komunikacja
konfitury
konflikt
koniec świata
konkurs
konstrukcja
kosmos
kot
koziołek
kozy
Kraków
Kresy
kryminał
kryzys
książka
kuchnia
kulinaria
kury
kwiaty
kwiecień
las
lato
legenda
lęk
lipa
lipiec
lis
listopad
literatura
los
ludzie
luty
łąka
maciejka
macierzyństwo
magia
maj
malarstwo
maliny
mantry
marzenie
maska
metafora
mgła
miasteczko odnalezionych myśli
Michael Jackson
Mikołaj
miłość
Misia
mit
młodość
moda
mróz
mróż
muzyka
muzyka filmowa
nadzieja
nalewki
nałóg
natura
niebezpieczeństwo
niezapominajki
noc
nowoczesność
Nowy Rok
obyczaje
ocean
odchudzanie
odpowiedzialność
odrodzenie
ogrody
ogród
ojczyzna
opowiadanie
opowiastka
opowieść
Orzeszkowa
osa
Osiecka
owoce
pamięć
pandemia
Panna Róża
park
pasja
patriotyzm
pejzaż
pierniki
pies
pieski
pieśni
pieśń
piękno
piosenka
piosenki
pisanie
płot
początek
podróż
poezja
pogoda
Pogórze Dynowskie
polityka
Polska
pomidory
pomysł
poprawność polityczna
porady
postęp
pożar
praca
prawda
prezent
protest
protesty
przedwiośnie
przedzimie
przemijanie
Przemyśl
przepis
przetrwanie
przetwory
przeznaczenie
przygoda
przyjaźń
przyroda
psy
psychologia
ptaki
radość
recenzja
refleksja
relatywizm
remont
repatriacja
reportaż
rezerwat
Riverland
rodzina
rok
rośliny
rower
rozmowa
rozrywka
rozum
rymowanka
rzeka
samotność
San
sarny
sąsiedzi
sens życia
siano
sierpień
silna wola
siła
skróty
słońce
słowa
słowa piosenki
słowianie
smutek
solidarność
South Australia
spacer
spiżarnia
spokój
spontaniczność
spotkanie
stado
starość
strych
susza
susza. upał
szadź
szczerość
szczęście
szerszeń
śmiech
śmierć
śnieg
świat
święta
świt
tajemnica
tekst piosenki
teksty piosenek
tęsknota
tragikomedia
trauma
truskawki
uczucia
Ukraina
upał
urodziny
uśmiech
warzywnik
wędrówka
wędrówki
węgiel
wiatr
wierność
wiersz
wierszyk
wieś
wigilia
Wilsons Promontory
wino
wiosna
wiosnaekologia
wirus
woda
wojna
wolność
Wołyń
wrażliwość
wrotycz
wrzesień
wschód słońca
wspomnienia
wspomnienie
współczesność
Wszechświat
wychowanie
wycieczka
wypadki
wypalanie traw
zabawa
zabawa blogowa
zachód słońca
zapasy
zaproszenie
zbiory
zdjęcia
zdrowie
zielarstwo
zielononóżki
zielononóżki kuropatwiane
zima
zioła
zmiany
zupa
Zuzia
zwierzęta
zwyczaje
żart
życie
życzenia
Żydzi
żywokost
Ale apetycznie to wygląda!
OdpowiedzUsuńNigdy nie jadłam smażonych pierogów :)
Te smazone pierogi sa przepyszne! Nie znam nikogo, kto spróbowawszy ich u nas nie zakochałby sie w nich i nie chciał więcej!:-))
UsuńCzy one, pierogi te, nie przyklejają się do patelni? Bardzo mi się ten sposób podoba:)
UsuńWprawdzie daru do robienia pierogów to ja nie mam :P, ale miałam za to okazję smażyć gotowe w ramach podgrzania, z odrobiną oleju, moja babcia podsmażała też na smalcu i żaden do patelni nie przywarł. :)
UsuńHano! Nie, nie przylepiają sie wcale. Olej na patelni musi być dobrze rozgrzany, żeby pierogi od razy zaczęły na nim skwierczeć!:-)
UsuńDwynwen! Te pierogi smaża sie o wiele lepiej niz zwyczajne pierogi, które były wcześniej ugotowane! Tylko trzeba pilnować żeby się nie przypaliły!:-)
UsuńPiękne psy! :)
OdpowiedzUsuńI nam sie bardzo podobają! A zimą ich uroda jest jeszcze wyrazistsza niz w inne pory roku!:-)
UsuńOpis waszej rzeczywistości brzmi jak z bajki, a pierogi wyglądają na bardzo smakowite. :)
OdpowiedzUsuńRzeczywistość to całkiem zwyczajna, jesli sie zyje prosto i od natury jest sie zupełnie zaleznym. A pierogi są wspaniałe w smaku i proste w wykonaniu. Polecam!:-)
UsuńFarsz na pewno by mi wyszedł, ale co do ciasta ciasta, to nie jestem przekonana...
UsuńNie wiem czy to brak umiejętności, talentu, czy po prostu jakieś czarne moce, ale nigdy nie wychodzi, mimo że robię zgodnie z przepisem. :(
Dwyn! Ciasto to jest najprostsze z najprostszych. Spróbuj na początek zrobić je z mniejszej ilości mąki. Wyrabiaj dotąd aż ciasto przestanie Ci sie kleić do rąk i stolnicy. Podsypuj mąki w razie czego. Ważne jest by woda uzyta doń była nieomal gorąca. Wtedy ciasto o wiele lepiej i szybciej sie wyrabia i jest łatwiejsze do rozwałkowania, bo miekkie i ciepłe.Powodzenia!:-)
UsuńDziękuję za rady, może zrobię jednak jeszcze jedno podejście tym razem z Twoimi wskazówkami. :)
UsuńOK! Daj znać, jak Ci wyszło, gdy sie juz zdecydujesz podjąć próbę!:-))
UsuńZnam ten smak, z farszem z grzybków,smakują wyśmienicie, polecam.Z Twojego przepisu Olu robiłam.
OdpowiedzUsuńMrozy wnet maja odpuścić, oby dla odmiany nie zasypało.Zima u Was piękna,ale i uciążliwa,a pieski jak widać mają się dobrze.Pozdrawiamy i naszego ciepełka posyłamy ♥♥
Dobry wieczór, Elżbietko! Widze, że załozyłaś sobie konto na bloggerze? Fajnie!Robisz błyskawiczne postepy!:-)
UsuńRobiłaś grzybowiki i smakowały Ci? Cudownie!Może teraz juz na stałę wejdą do Twego świątecznego menu?
Tak, ma śniegiem sypnąć. Będzie pięknie, ale całkiem tu wtedy utkniemy a poza wyprawą do sklepu czeka nas w styczniu parę innych wyjazdów.
Pieski zadowolone z zycia śpią teraz u moich stóp a ja(łakomczuch niepoprawny! chrupię sobie pierożki na zimno!Mniam!
Pozdrawiamy Was kochani serdecznie i dobrego tygodnia zyczymy!:-))♥♥
Dziękuję,mówisz błyskawiczne postępy he he,muszę przyznac,że to Sonic w Kurniku zmotywowała mnie,a Hania pokierowała i rzeczywiście to nic trudnego.Olu grzybowiki są naprawdę pyszne i weszły do naszego menu,a po za tym uwielbiam (niestety)wszystkie odmiany pierogowych.Trzymajcie się cieplutko buziaczki.
UsuńUtalentowane nauczycielki plus zdolna uczennica równa sie murowany sukces!:-))
UsuńNajwazniejsze to wierzyc w siebie i próbować wciaz nowych rzeczy. Tak, jak spróbowałaś grzybowików i udały sie!
Buziaczki, Elżbietko!:-))
Olu za chwilę spiekę raka od tylu komplementów i dziękuję.♥
UsuńNo i dobrze! Z rumieńcami na pewno Ci do twarzy!:-))♥
UsuńPrzymarzł nam "czołg" w niedzielny poranek, pięknie zapalił, a w drodze pod górę zaczął prychać i tracić moc; to paliwo w przewodach pewnie skrupiło się, bo mąż co i kawałek podpompowywał je i tak jechaliśmy 2 godziny do domu; palimy w chatce intensywnie, żeby nam rury od wody nie zamarzły, i czekamy przyjaźniejszych temperatur, bo dziś rano zanotowaliśmy 21 na minusie; czytałam o tak robionych uszkach wigilijnych, właśnie smażonych na głębokim oleju; ale jak, Olu, najpierw się je gotuje, a potem smaży, czy od razu surowe do smażenia? byle do wiosny, Sąsiedzi mili, pozdrowienia ślę.
OdpowiedzUsuńNawet Wasz czołg przymarzł? To jakże nasza łagodna nubirka ma dać radę? Wzięliśmy dzisiaj akumulator do domu, żeby odmarzł. Potem spróbujemy go podładować. Moze uda siejutro albo pojutrze odpalić.
UsuńPalić w domu trzeba mocno, żeby normalnie funkcjonować, ale i tak rano jest zimnica (dzisiaj u nas w domu na piętrze termometr pokazał 5 stopni!).
Pierozków tych sie nie gotuje!Od razu surowe - ledwo co ulepione kładzie sie na rozgrzany olej i smaży z obu stron na złoto! Spróbuj, Marysiu. Są łatwe i smacznie.
Pozdrawiamy Was serdecznie drodzy sąsiedzi zza Sanu!:-))
Ano właśnie, akumulator trzyma dobrze, pali za pierwszym razem, tylko z paliwem kłopot, a niby mąż zatankował jakieś arctic, do minus 32 stopni i okazało się, że jednak łapie, może woda jakaś była i zaczopowało:-)
UsuńAno widzisz, Marysiu! Jak nie akumulator wyłądowany, to paliwo wodniste! My paliwo staramy sie zawsze tankować na dobrych stacjach, ale wiadomo, że dziadostwo moze zdarzyc sie wszędzie. Zobaczymy, jak będzie, gdy wreszcie stąd zjedziemy.Oby sie trochę ciepliło zanim snieg nas zasypie!Grzejmy sie w naszych domkach, jak sie tylko da!:-))
UsuńZnam te problemy. Co prawda mieszkam na równinach, ale przed kilkunastu laty nikt nie odśnieżał dróg do naszej biednej wioski. Jeździłam maluchem, trochę polonezem z łopatą w bagażniku i wiozłam do szkoły w sąsiedniej miejscowości wszystkie dzieciaki z naszej wsi.Na drodze nie było możliwości rozmijanie z drugim samochodem, więc gdy się nie udało przejechać samotnie, ja i ten z przeciwka siedzieliśmy w zaspach. Pieszo też chodziłam, a sklepu też nie mamy we wsi.Teraz już jest o niebo lepiej.Ale doskonale Cię rozumiem. A pierożki pięknie wyglądają, i zdrowe... U nas też blisko -20!
OdpowiedzUsuńOch, Basiu! Wyobrażam sobie te wąskie drogi i ekwilibrystyczne mijanki. U nas jest podobnie. Na wsi mieszkać jest fajnie, ale czasem bywa cięzko.Szczególnie zimą. I to, jak piszesz nawet na równinach. Najlepiej byłoby gdyby mozna było sie stąd zupełnie zimą nie ruszać, zasnąc niczym niedźwiedź - ale sie nie da - świat i przerózne powinnosci wołają.
UsuńSpróbuj kiedyś tych pierożków, Basiu. Ciekawa będę Twojej opinii.
U nas teraz tylko minus dziesieć. Chyba naprawdę idzie to zapowiadane ocieplenie!
Ściskam Cię gorąco!:-)
Oluś...ja tu sobie "miastowa kobieta", w mieszkaniu gdzie ciepełko daje mi miasto, poprzez grzejniki ,czytam Twoje opisy dnia codziennego jak bajkę.Choć wiem ,że to bajka dla Was nie jest a trud wielki..Jakże to trudny czas dla Was , podziwiam i najgorsze jest to, że nawet jakby człowiek chciał pomóc to nie ma jak....ale mam nadzieję, że zapasów Wam starczy:):):W takich momentach doceniamy to co nie doceniamy jak mamy na codzień...Pierożki smakowite na pewno....A na ostrogi przepis ślę:): Skórkę ze słoniny odkroić i na paski pociąć....i robić codziennie okłady i chodzić..jak osoba , która mi to przekazała..podeptać po śwince trzeba:):) I tak około 10 dni..ja stosuję dopiero 3 dzień a już jakby lepiej troszkę...bo też tę dolegliwośc załapałam i nie chciałam brac przeciwazapalnych żadnych....więc na dzień skórką piętę owijam ...bandaż na to i skarpeta a na noc smaruję maścią z żywokosta ,też ręcznie robioną:): A widzisz więc ja nie całkiem taka miastowa:):): Zdrówka Olu .Aha skórka codziennie świeża..zresztą ona bardzo wysycha a więc chyba działa:):) Sciskam
OdpowiedzUsuńTak, to bajka o pieknej lecz groźnej zimowej krainie i zamieszkujących ją całkiem zwyczajnych, pełnych słabości ludziach. Na wsi dużo zalezy od siły fizycznej i psychicznej. Do wielu rzeczy można sie przyzwyczaić. Z wieloma sprawami trzeba umieć sobie poradzic - nawet jak człowiekowi sie kompletnie nic nie chce, to i tak musi i koniec!:-)
UsuńZapasy sie kurczą bo przy naszych apetytach trudno by było inaczej!:-))Dojadamy, co możemy. Trzeba będzie niestety zaryzykować i jutro lub pojutrze sie stąd wydostać a potem wrócić - mam nadzieje, że ta eskapada sie nam uda szczęsliwie w obie strony.
Jak sie stąd w końcu wydostane to zapytam w sklepie miesnym o słoninie ze skórką (bo najczęsciej jest bez skórki). I spróbuję zastosować Twoja receptę na bolesne ostrogi. Dziękuje Ci serdecznie za poradę, Jolu!:-)
Całusy slę Ci gorące!:-))♥
w niektórych sklepach można zamówić samą skórę:):
UsuńJa stosuję od 3 dni jak pisałam...troche przeszkadza w bucie ale co tam..wolę to niż jakieś leki....za jakieś 10 dni powiem czy pomogło rzeczywiście:):Próbowac trzeba...Całuski Olu
Trzymam kciuki za jutrzejszą wyprawę:):a ze skory jeszcze robi się miksturę na brak kolagenu:)jeszcze jej nie zrobiłam ale jutro ide zamowic skórę to potem zrobię:) m.i.n tu troche piszą-
http://pogromcymitowmedycznych.pl/myth/655/jedzenie-%C5%9Bwi%C5%84skich-sk%C3%B3rek-jako-metoda-odbudowy-kolagenu/
Tak czy siak trzeba sie najpietw do miasteczka dostać a tymczasem w nocy śniegu napadało. Na razie na szczęście mało, ale nie wiadomo czy pod sniegiem lód sie zdradliwy nie skrywa!Nie wiem, czy damy radę dzisiaj sie stąd ruszyć...
UsuńO tym kolagenie ze świńskiej skóry słyszałam już od mojej cioci.
Jolu! Pozdrawiam Cię o snieznym poranku!:-))
Lubię pierogi w każdej postaci, a najbardziej te, które ktoś zrobi.
OdpowiedzUsuńCzytam o Waszym życiu wśród lasów i pól, z dala od ludzi i podziwiam. mimo piękna, które macie na co dzień i którego mi brakuje nie dała bym rady.
Ja też nie robiezbyt często pierogów, ale jak mnie najdzie ochota albo jak koniecnzie trzeba cos pozywnego do spałaszowania wymyślić to szast prast i są!W końcu mąka i kasza zawsze w domu sa, a wiec człowiek z głodu nie umrze!
UsuńTak, Ewo - na górskiej wsi, choć tak tu pieknie, to o każdej porze roku jest duzo cięzkiej roboty, a zimą dochodzą jeszcze problemy z dojazdem gdziekolwiek. A zdaje sobie z tego sprawę tym wyraźniej im starsza jestem, im bardziej zdrowie szwankuje.
Pozdrawiam Cięserdecznie!:-))
O ile Wasze zycie latem wydaje sie bajkowe, o tyle zima to najprawdziwszy horror, przynajmniej dla mnie. Ja po rowninach, ktore sa regularnie odsniezane, boje sie jezdzic autem i nie wyobrazam sobie robic tego w gorach, nawet z lancuchami. Umarlabym ze strachu. Za stara i za wygodna jestem na takie zycie, ale kiedy bede duza i bogata, wpadne do Was na smazone pierogi, bo strasznego apetytu mi narobilas. :))))))
OdpowiedzUsuńLatem też nie ma lekko - zwłaszcza w upały! Ale przynajmniej nie ma problemów z dojazdem gdziekolwiek.No nic - nie pierwsza to zima tutaj i nie ostatnia. Jakos musimy dać radę. Dobrze, że mam jeszcze jajka, parę kilo mąki i kaszy oraz worek cebul i zapas,mrozonego chleba. Nie zginiemy!Najwyżej na totalni pierogową dietę przejdziemy!
UsuńA pierogi smazone naprawdę są boskie. Warto spędzic na robocie w kuchni troche czasu by potem zajadać sie nimi z lubością. Wpadaj więc na pierogi, Anuś - póki są!:-))***
Olu! w Andach robi sie dokladnie tak pierozki...z maki pszenicznej, robi sie ciasto tak jak piszesz, nadziewa sie roznie, moze byc bialym serem, w Polsce ser korycinski jest bardzo podobny do bialego sera andyjskiego, lub miesem z ryzem, etc...smazy sie na oleju i je sie najczesciej na sniadanie popijajac kawa z mlekiem...te pierozki nazywaja sie empanadas andinas...Jacus i Zuzia przesliczni! sciskam Cie serdecznie
OdpowiedzUsuńPrzesliczne zdjecie gdzie jestes Ty w bialej kurteczce i Wasze pieski
UsuńGrażynko! Nigdy bym nie przypuszczała, że kuchnia kresowa ma cos wspólnego z andyjską! Niesamowite i fajne odkrycie!:-)Empanadas = grzybowiki!:-))
UsuńCo do tej mojej białej kurteczki to cieplutka jest ona i kolorem do piesków pasująca, ale ma jeden feler - przez to, że jest biała po jednym spacerze z psami, skaczącymi wciaz na mnie radośnie i zostawiającymi na niej beztrosko pieczątki swoich łap - juz tak ładnie nie wygląda. Ale na zdjeciu tego nie widać!:-))
Kiedy odkrylam, jak te empanadas sie robi, a bylo to na mojej wsi andyjskiej, gdzie mieszkamy, wczesnie rano zajrzalam do domku, gdzie jego wlascielka sprzadawala emapnadas, jako, ze bylo wczesnie, wiec pani domu jeszcze je robila, zorientowalam sie, ze sa to dokladnie nasze pierogi, tylko smazone, poprosilam ja by mi je nie wrzucala do oleju tylko dala, takie ledwo zlepione...zdziwila sie ale takie mi sprzedala, wrocilam do domu i wrzcilam je na wrzatek..mialam nasze najprawdziwsze pierogi...nie musialam sama je robic...
UsuńCzyli mimo wszystko Grazynko wolisz te tradycyjne, gotowane pierogi! A może to tradycja wzięła górę?
UsuńJa tam lubię różne eksperymenty i ciekawostki!Jadłabym te empanadas aż by mi się uszy trzęsły!:-))
NIe to ,ze nie lubie empanadas, tylko, empanadas moge jesc na kazdym rogu ulicy..a pierogi nie, musze je sama robic a to wymaga duzo wysilku i pracy...wiec jak doszlo do mnie,ze w ten sposob moge sobie pierogi pojesc na obiad a na dodatek byly bardzo tanie, to nie zastanawialam sie tylko poprosilam te nie usmazone i biesiadowalam potem w domu
UsuńAno tak, ,juz rozumiem Grażynko! Jak coś sie ma stale, to może sie znudzić. I miło wrócić wówczas do tradycyjnych, polskich, tak miło kojarzących się dań. Tym bardziej, jak ktoś za nas pierogi ulepi i nie trzeba sie samemu męczyć!:)-)
Usuńnasza Psica też z nami śpi i nawet w ciagu dnia wychodzi tylko na siku ... a mroz tylko -10 stopni...
OdpowiedzUsuńnie lubię zimy :/
trzymajcie się ciepło :****
Psica wie, gdzie jej będzie najlepiej!W takie mrozy wszystko ,co zywe ciepełka łaknie. Szkoda, że kóz nie mogę pod kołderke wziać!:-))
UsuńMimo wszystko nadal lubie zimę. Przy całęj jej srogosci i problemach mroźno-snieznych to przepiekna, pozytywnie mi ise kojarząca pora roku.
Emko! I Tobie ciepła zycze wszelakiego!:-))***
i u nas zasada- jeśli nie trzeba nie rozgrzewamy aut przy dużym mrozie, jeśli możemy się obyć bez nich. Nie służy to autku, a czasem trwa tylko dwa trzy dni. I w normalniejszych temperaturach nie sprawia już samochód problemu.
OdpowiedzUsuńTrzy lata temu miałam okazję robić jesienią- zimowe zakupy dla jednej sympatycznej Pani Basi z wybudowania. 30 kg cukru, 3 kg kawy w ziarnach, 5 słoików miodu.... Przygotowania do przetrwania zimowych dni trwały pełną parą wtedy. Właśnie dlatego, aby nie trzeba było zimą pokonywać 5 km w jedną stronę i dźwigać jeszcze zakupy.
Pachnący pierogami post, taki prawdziwy życiowy. Życzę wielu jeszcze smacznych pomysłów. Spiżarka u Was pełna smakowitości. Pokazała je również Andzia z bloga zapiski pod lasem. :)
życzę Wam przede wszystkim zdrówka i pogody ducha na te zimowe dni, a sobie oczywiście: takich pięknych postów Jaworowych
Myśmy też mieli spore zapasy (zrobione jeszcze przed świetami), ale przy naszym apetycie, przy apetycie dwóch duzych psów i kotów wiekszosc sycących pokarmów znikneła w otchłaniach naszych przewodów pokarmowych.
UsuńTak, mamy jeszcz mnóstwo przetworów w spiżarkach. Ale o ile sami możemy sie zadowolic chlebem z kiszonymi ogórkami, z dżemem czy konfiturami, to pieski i kotki juz nie bardzo!:-))Mają jeszcze sucha karmę, ale w te mrozy kręcą na nia nosami. Na szczęście kurki znoszą teraz po kilka jajek dziennie - mogę więc zrobic placuszki albo jajecznicę dla wszystkich głodomorów.
Pozdrawiam Cię serdecznie Alis o pięknym, białym poranku!:-))
sympatyczne rozmowy styczniowe, ciekawe komentarze, niektóre bardzo przydatne, ten o ostrodze do wypróbowania przez szwagierkę. Miło tak pogadać "komentarzowo", i zaciekawieniem zaglądać na sympatyczne pogaduchy zimowe.
UsuńCiepłe myśli posyłam i uśmiechy sympatii, do napisania :)
Pewnie, że miło pogadać w zyczliwym gronie i dowiedzieć sie przy okazji czegos pozytecznego. Z ostrogami ma problem wiele osób. trzeba próbować czego sieda, żeby jakoś zwalczyć te dolegliwości albo chociaż zminimalizować ból.
UsuńI ja uśmiecham sie do Ciebie Alis serdecznie. Dobrego wieczoru!:-))
rozmawiałam jeszcze z kolejną szawgierką, jej pomogły na ostrogę okłady z lodu (kostki w woreczku), trzymane przez jakiś czas na pięcie, raz dziennie, przez trzy tygodnie. Taka kuracja podejrzana na rehabilitacjach zapisanych przez lekarza, nie mogła skorzystać wtedy z gabinetu, ale to robiła sobie sama.
UsuńDzięki za cenną podpowiedź, Alis! Rzeczywiscie, zauwazyłam, ze chodzenie po lodowatej podłodze, albo -przeciwnie - przykładanie nagich stóp do gorących kaloryferów zmniejsza ból!:-))
UsuńAleż macie z tym zaprowiantowaniem zagrychę! Oj, nie zazdroszczę Wam tej sytuacji. Niechby ten mróz, a raczej zamróz poszedł sobie precz:). U nas na minusie coś koło piętnastu. Jakże to dla Gdańska nietypowo.
OdpowiedzUsuńOch, Errato! Ten mróz hula równo po całej Polsce. Widocznie sprawiedliwa z niego bestia!He, he! Z tego, co widzę, to na razie u nas mróz lekko zelżał, ale nocą spadł śnieg! Jak nie kijem, to pałką!Ale nic to! Na razie jeszcze z głodu nie umieramy!Mamy jajka, spory zapas mąki, kaszy i chleba oraz suchej karmy dla zwierzyńca.A wiec nie jest źle!:-))
UsuńOleńko, całusy przesyłam w Nowym Roku :) Oby wam się udało bez żadnych przygód zrobić zakupy. I jak tak czytam ile to może być problemów z dotarciem do sklepu to jednak doceniam , że we wsi mamy sklepy. A tak mi się kiedyś marzyło, by mieszkać daleko od wszelakiej cywilizacji. Za ludźmi nie przepadam, ale jeść trzeba :)
OdpowiedzUsuńNasze psiaki też szczęśliwe, mróz im nie straszny.
Pierożki to pewnie "niebo w gębie", aleś mi apetytu narobiła.
Jeszcze raz Oleńko, wszystkiego dobrego na te zimowe , mroźne dni.
Kiedyś mieliśmy sklepik we wsi, ale został zamknięty, bo właściciel miał na nim same straty. W obecnych czasach wiekszosc ludzi jest zmotoryzowana i woli jeździc do miasteczka czy miasta po wieksze i tańsze zakupy. W najgorszym położeniu są samotne, schorowane staruszki. Te korzystaja chętnie z handlu obwoźnego - trzy razy w tygodniu jeździ tu samochód z chlebem a raz z innym prowiantem, typu nabiał, kawa, herbata. Tyle, że ceny u tych sprzedawców są o wiele wyższe niz w sklepach i nie wszystko co potrzebne mozna u nich kupić.
UsuńA pierożki smazone są wysmienite i bardzo proste w wykonaniu. Spróbuj a nie zawiedziesz się!
Ściskam Cię serdecznie w Nowym Roku, Mirko i cieszę się bardzo, że odezwałąś sie do mnie!:-))
To byłam ja ... Mirka :)
OdpowiedzUsuńOch, dobrze że to napisałaś, bo głowiłabym się, kto zacz ten Unknown?!:-))
UsuńCałuski zasyłam Ci gorące, Mirko!***
Witajcie nocnie,jest 01,23 zimno i bardzo mroźnie-18 a ja musiałam z moją Norusią wyjść na dwór. Reszta domowników śpi a ja śmigam po internecie. Oj Olu narobiliście z Cezarym mi apetytu na te pierożki a ja nie umiem ich zrobić. One tak fajnie wyglądają,że kto wie może i ja wezmę się za naukę.Zaczęłam żałować, że nie mam bloga ale za nic nie potrafię go stworzyć,jakaś oporna jestem na tą komputerową wiedzę. Zaczynam ziewać więc dobrej ncki życzę i do jutra bo chyba coś napiszesz?
OdpowiedzUsuńKrysiu!Jesli naprawdę chciałąbyś załozyc bloga i potrzebujesz jakiejś pomocy, podpowiedzi, to chętnie nią służę. To samo, jesli chodzi o pierożki. Załozenie bloga i robienie pierozków to w sumie bardzo proste czynnosci. Wymagają jedynie troche uwagi, wytrwałosci i chęci.
UsuńNa dworze u nas troche cieplej, ale dla odmiany snieznie! Piękny, bielusieńki poranek! Tylko nie wiem, co będzie z naszym wyjazdem...
Dobrego dnia Krysiu i jakby co, to pisz na maila!:-))***
Witajcie, kochani, w nowym roku! Niech Wam los sprzyja!
OdpowiedzUsuńOpis pierożków taki apetyczny, że aż cieknie ślinka :) Ja już od dawna robię ciasto na pierogi z gorąca wodą, bez jajek, zawsze wychodzi rewelacyjnie. Ale smażonych pierogów jeszcze nie robiłam. Za to lubię odsmażane, wszystkie z wyjątkiem tych z owocami:)
czytając Opis Waszej zimowej egzystencji przypomniałam sobie dzieciństwo, kiedy to mieszkaliśmy w małym domku ogrzewanym piecem. Zawsze to moja babcia wstawała pierwsza; kiedy zimą się budziłam, jeszcze po ciemku, ona już zwykle siedziała przy piecu, albo dokładała do ognia... Pamiętam jej pochyloną sylwetkę oświetloną czerwonawym blaskiem... I fantazyjne lodowe kwiaty na szybach... Nie pamiętam, żeby było mi zimno; kiedy wstawałyśmy z siostrą do przedszkola czy szkoły , dom był już ogrzany:)))
Dzień dobry, Ninko! Miło nam Cie powitać w naszym blogowym domku na progu Nowego Roku!:-))
UsuńTo ciasto pierogowe do smażenia jest tak proste i pyszne, ze czasem, jak mi sie cos pochrupać chce, to robie je na szybko, rozwałkowuję cieniutko i smaże takie nieregularne płaty na patelni. Rewelacyjnie się je chrupie same albo umaczane w jakims ostrym sosiku! To takie swojskie tortille!:-))
Wspomnienia z dzieciństwa masz piękne, Ninko. To niezapomniane ciepło zimowego domu, ciepło o które dbała Twoja babunia.Piekny byłby wiersz o Niej...
Pozdrawiam Cię serdecznie i wielu dobrych chwil wartych wspominania w Nowym Roku Ci zyczę!:-))***
Oj, Kochana, masz rację, zima piękną jest, ale w taki mróz, to bardzo ciężko. Bo i palenie i nawożenie opału, gdy ręce przymarzają do taczki, i cały czas trzeba uważać, żeby się nie poślizgnąć, bo wiadomo czym to grozi! I też dopadają mnie myśli, co dalej, jak podołam fizycznie, bo i sił coraz mniej, w razie choroby... nie to naprawdę niemożliwe u mnie!?
OdpowiedzUsuńAle cóż, nie można się poddawać takim myślom, staram się je po prostu "wyrzucać" i zastepować tymi pozytywnymi. Nie wiem, ale ja jakoś dziwnie pozytywnie nastrojona weszłam w ten Nowy Rok, więc pewnie wszytko bedzie dobrze!
Pierożki bardzo smakowicie wyglądają i aż tu u mnie pachną. Przyznam Ci się, ze nigdy jeszcze nie robiłam z kaszą gryczaną, choć zawsze sobie obiecuję, że następnym razem... a potem znów lepię ruskie!
Tak,pieca kuchennego nic nie zastąpi, to chyba najlepsze co mogło nam się przydarzyć!
Serdecznie ściskam i miłego zimowego odpoczynku życzę
Dobry wieczór, Amelio! U nas mróz na razie odpuścił.Teraz mamy minus pięc stopni i śnieg, który pada co chwilę. W porównaniu z tym, co było wydaje sie ciepło.
UsuńTak, te prace na mrozie albo w śniegu są trudne i niebezpieczne. Trzeba bardzo uważać, bo złamać nogę bardzo łatwo.A lepiej nic nie łamać, bo przecież tak wiele "Żyć" od naszej siły i sprawnosci zależy!
Amelio! Spróbuj kiedyś zrobić te pierożki smażone z kaszą albo z grzybami albo z kapustą albo z soczewicą. Ze wszystkim są pyszne i zupełnie inne niż gotowane.
Bez pieców kuchennych na wsi cięzko by było zimą. Wiem, bo dopiero od zeszłęgo roku mamy taki piec. Wczesniej marzliśmy przy kaloryferach i wydawaliśmy krocie na butle gazowe.
Odpoczywamy sobie popijając herbatkę ziołową. Te wszystkie zioła, które nazbierałam latem teraz znajdują codzienne zastosowanie.
Pozdrawiamy Cię Amelio serdecznie i dobrego czasu życzymy!:-))
Nadzienia robię rozmaite, takie na winie czyli co się nawinie to do farszu. Ale pierożki gotuję, czasem ugotowane podsmażam na patelni. Ale smażone surowe? W głębokim tłuszczu, w rondlu? Nie próbowałam ale brzmi smakowicie. A placuszki z ciasta pierogowego piekę na płytce i zjadam jeszcze gorące z wiórkami masła, popijając mlekiem. I broziaki piekę gdy mi się nie chce iść do sklepu. Rozumiem ten mroźny czas u Was, bo dopiero wróciłam z chatki. Brr !!!
OdpowiedzUsuńKrystynko!Nadzienia, takie na winie, he, he - najlepsze są, bo spontaniczne, pełna dowolność. Byleby człowiekowi smakowało i byle sie chciało. A życie jst jedno i warto wszystkiego spróbować żeby nie żałować. Także smażonych pierożków.To nie musi być bardzo głęboki olej. Wystarczy tyle, co na placki ziemniaczane.
UsuńNa razie siarczyste mrozy ustapiły. Nastały śniegi - jeszcze nie zaspowe, ale nie wiadomo, co będzie jutro i pojutrze. Zobaczymy! A póki co tkwimy w ciepełku domowym pojadając naleśniki z dzemem i popijając herbatką ziołową!:-))
Nie do uwierzenia, ale j=my własnie dziś jedliśmy takie pierogi, tylko, że do kaszy dodany był biały ser - troszkę, a pierogi była najpierw ugotowane, a potem dopiero usmazone. Jedliś z kefirem i ogórkami z octu. :) Pychota.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia gorące. :)
Rzeczywiscie - pychota!:-)A mozna sobie czasem zycie uprościć i całkowicie pominąc etap gotowania. Pierogi tylko na tym zyskują, bo nie ma mowy o zadnym sklejaniu i całe są chrupiące!Polecam!
UsuńPozdrawiam Cie serdecznie Gosiu!:-))