Tak to jakoś jest, że co dwa lata mamy
ogromny wysyp jakichś owoców. Raz są to maliny, raz śliwki, innym razem jabłka
albo gruszki. I ten właśnie rok obdarzył nas gruszkami w ilościach olbrzymich,
niepomiernych, zachwycających, ale i przerażających swą ilością. Upały i susza
nie dały im urosnąć do właściwych rozmiarów, jednak pozwoliły obrodzić taką ich
masą, że jeszcześmy tylu na oczęta swe zdumione nie widzieli. Nasze dwie olbrzymie, stareńkie grusze uginały się aż pod ciężarem mrowia gruszek z rodzaju ber. Wiele gałęzi nie udźwignąwszy tego dobra połamało się. Przydały się i one za niezwykle wonny opał nam w kuchni służąc.
Każdą wolną
chwilę wykorzystujemy na przerabianie zielono - żółtych owoców gruszy aby jak najmniej się
ich zmarnowało. Suszymy, soki pozyskujemy, dżemy, przeciery wytwarzamy oraz
jędrne ćwiartki gruszek kompotem cytrynowo - goździkowo - cynamonowym zalewamy
i w słojach umieszczamy. A wcale nie widać by gruszek ubywało! Co wyjdziemy na
tył ogrodu, to brodzić musimy we wspaniałym, gruszkowym jeziorze. Omijać
starannie by nie rozdeptać. Napełniać kolejne koszyki i część do domu na kolejne
przetwory zanosić a sporą częścią kozy karmić oraz posiadającego apetyt na wszystko,
co jadalne Jacusia. Spiżarka wypełniona już po brzegi. W kuchennym piekarniku
wciąż suszą się kolejne partie a tu końca tego nadmiaru gruszkowych skarbów nie
widać. Obdarowujemy więc nimi przyjaciół. Tych, co swoich grusz nie mają. I
nadal przerabiamy, przerabiamy, przerabiamy…
Dobrze tak siedzieć sobie w ciepłej kuchni i
na cztery ręce obierać gruszki nad wielką miednicą. Tym bardziej, iż coraz
sprawniej idzie nam z Cezarym ta robota. A nic się nie marnuje, albowiem owe
obierki są przysmakiem kóz. Także i kurom dostaje się coś dobrego. Cezary przy
użyciu elektrycznej maszynki do mięsa (nabytej w zeszłym roku za złotówkę i
samodzielnie naprawionej) robi smakowitą, gruszkową pulpę dla zielononóżek.
Owe niebożęta najlepsze, soczyste trawki wyjadły już dawno z naszego ogrodu a
jakichś witamin wszak potrzebują by jajeczka zachciało im się kiedyś znowu
znosić. Aby chronić je przed atakami jastrzębi (bo ze strachu przed nimi już wcale na wybieg wychodzić nie chciały) zbudowaliśmy im z podarowanych przez Wandzię i Władysia słonecznikowych łodyg nowy, duży wigwam. Natomiast w trosce o ich nieśność nabyliśmy w promocji żaróweczkę ledową,
która świecąc im calutki dzionek w kurniku słonko udaje. Kurki jednak nie dają
się żadnym takich oszukaństwom nowoczesnym zwieść i nadal pierzą się na potęgę, na grzędach siedząc a
o upragnionych przez nas jajcach w ogóle nie myśląc.
A dobrotliwego, prawdziwego słoneczka coraz
mniej w naszych stronach ostatnio. Niekiedy jeszcze zdarza mu się wyjrzeć ciekawsko spoza chmur i ozłocić rzeczywistość swymi przyjaznymi promieniami. Jednak jesień ma swoje prawa i prawie co dnia wita
nas deszczem albo mgłą. Z północy wieje mroźne powietrze a wielobarwny dywan
liści w bukowym lesie staje się coraz grubszy i miększy. Dobrze się po nim
wędruje, ale trudno znaleźć teraz grzyby, ukryte w tym bezpiecznym kobiercu.
Zresztą grzybiarzy takie mnóstwo w naszych okolicach, iż trzeba by chyba o
zmroku w las wychodzić, żeby przed innymi zdążyć. Czasem uda nam się mimo
wszystko wypatrzeć parę prawdziwków i uszykować potem przy ich pomocy smakowitą
jajecznicę czy też jakiś sos albo pyszną zupę grzybową z makaronem.
To wszystko jednak między robotą z
gruszkami. Chcemy ich jak najwięcej ocalić przed zgniciem oraz zmrożeniem.
Niedługo wszak noce i dnie witać nas będą przymrozkami i mrozami prawdziwymi
a pewnie i śniegiem. Ocaliliśmy już w ten sposób dynie, ostatnie cukinie, ogórki i
pomidory, których także wielką obfitość zebraliśmy w tym roku. Sporo ich dostaliśmy także od serdecznych sąsiadów. Natomiast zielone,
niedojrzałe pomidory przerobione na sałatkę wraz z paprykami, cukiniami i
cebulą wylądowały w słoikach na półkach w spiżarce. Dynie zjadamy na bieżąco w
formie zup czy też pieczonych na chrupko przekąsek. A ogromna ich reszta leży
na sianie w budynku gospodarczym i przetrwa tam bezpiecznie do połowy zimy. A
gdy już nic zielonego spod śniegu nie będzie wystawać cieszyć się będą ich
smakowitym, pomarańczowym miąższem kury i kozy.
W gospodarstwie nic nie może, nie powinno
się zmarnować. Żadna sucha kromka chleba, żadne resztki z obiadu. Ludzie i
zwierzęta żyjąc w spokojnej symbiozie pomagają sobie wzajemnie w spożytkowaniu
darów ogrodu i warzywnika. I w ten sposób przetrwać mogą do wiosny, do lata i jesieni, do
następnego czasu kolorowej, świeżej obfitości.
Obierając gruszki i jabłka słuchamy radia…Wiadomości
z kraju i świata zalewają nas falą niepokojących wieści. Przełączam więc na
inny program, gdzie dają samą muzykę i niestety…reklamy. Tych reklam jest tak
dużo i wciąż te same, że w mózgu tworzy mi się nieznośna siekanina wiadomości o
cudownie działającej witaminie D, lekach przeciw obstrukcji i bezsenności,
informacji o cudownych pożyczkach i okazjach na wyprzedażach w dyskontach.
Przekręcam pokrętło radia na następny kanał.
Natrafiam na sygnał z wieży Mariackiej. Uśmiecham się i rozrzewniam. Od razu
przypomina mi się cudowna atmosfera Krakowa. Ta nieujmowalna w słowa aura
bezpiecznej niezmienności opierającej się na szeptach zabytkowych zabudowań i
brukowanych uliczek przy rynku. Jakże dawno już tam nie byłam…
Ucichły kroki
trębacza. Płynie hejnał z wieży Mariackiej. Rozbawieni uśmiechamy się z Cezarym
do siebie, bo oto widzimy Jacusia, który usiadłszy przy naszych kolanach, zasłuchany
w te dźwięki przekrzywia śmiesznie łepek i ma minę jakby ta krakowska melodyjka
coś ważnego mu przypominała. Może
mieszkał kiedyś w mieście smoka wawelskiego i co dzień miał możliwość słuchania
na żywo muzyki tego miasta? A może jego poprzedni pan lubił słuchać radia i
piesek leżał wówczas u jego stóp, wierząc w życzliwą niezmienność swego losu? Wielce
tajemnicza i niepokojąca jest przeszłość tego pieska. Na szczęście
teraźniejszość oraz przyszłość nie zagraża żadnymi przykrymi zmianami.
Jacuś jest z nami już od ponad trzech
miesięcy. Jakże szybko ten czas przeleciał! Jak bardzo ten piesek wrósł w naszą
rodzinę, w obyczaje, w ciepłą, bezpieczną codzienność. Ku naszej radości po
czasie depresyjnego osowienia Zuzia zaakceptowała psiaka ostatecznie i jak w
pierwszym miesiącu jego zamieszkania u nas znowu bawi się z nim, biega łapa w
łapę po lesie, śpi w jego pobliżu i zajada bez histerycznej zazdrości smakołyki
z miski. Oczywiście Zuzieńka nadal rządzi i dominuje. I to się chyba już nie
zmieni. Jacuś zna swoje miejsce w stadzie i wcale się nie buntuje. Zdaje się,
iż jest szczęśliwy. A gdy na dworze pada albo mży oba pieski lubią wylegiwać
się na dywanie albo leżance w naszej sypialni. Rozwalają się tam nieprzyzwoicie
i śpią godzinami o nic nie musząc się troskać. Budowana przez Cezarego buda dla
nich jest już nieomal na ukończeniu. Brakuje jeszcze paru desek i szczegółów aby z
powodzeniem mogła służyć naszym kochanym sierściuchom przez zimę. Już
teraz Jacuś często w niej sypia, moszcząc się z rozkoszą na sianku albo z
zapałem zakopując w nim kości na śniadanie.
A my nadal obieramy gruszki i od czasu do
czasu spoglądamy przez okno na coraz bardziej jesienny świat, na mokrą, wiodącą
do lasu drogę, na kolejnych grzybiarzy parkujących pod płotem naszego ogrodu. Zajadając pączki zwane oponkami albo drożdżowe pierożki
z dżemem z zainteresowaniem wsłuchujemy się w kolejny odcinek sagi o radiowej rodzinie
Matysiaków, u których po dawnemu swojsko i serdecznie.
I dobrze. Niech to, co stare i spokój
przynoszące trwa. Niech jesień wkraczając łagodnie do ogrodów i serc otula nas życzliwie mglistym woalem,
kojąc pachnącym suszonymi gruszkami oddechem…
Kraków pozdrawia gruszkową krainę. Piękna spiżarnia, pamiętam przetwory mojej mamy. Gruszki w zalewie octowej z goździkami takie do mięsa kiedyś robiłam. Podziwiam Waszą pracowitość.
OdpowiedzUsuńWitaj Ewo! Oj! Zatęskniło mi sie za Krakowem podczas słuchania tego hejnału!:-)
UsuńSpizarka na wsi musi być pełna, bo tyle jest zawsze owoców i warzyw do przerobienia a do sklepu parę kilometrów. Cięzko nieraz w zimie sie tam dostać. i wtedy zapasy spiżarniowe bardzo sie przydają.
Gruszki w zalewie octowej Twojej mamy tez pewnie pyszne!:-)
Pozdrawiamy Cię serdecznie z Pogórza Dynowskiego!:-))
A tu Mazury pozdrawiaja ,gdzie też tak jak u Was moc gruszek i jabłek.Też robie w słoiki i obdarowuję znajomych jeśli tylko chcą.Nie mam zbyt wiele czasu na robienie przetworów ale w tym roku zrobiłam ich nawet sporo.Wasza spiżarnia obfituje w różne przetwory i ja też Was podziwiam za pracowitość.Pozdrawiam raz jeszcze cieplutko z mglistych i deszczowych mazur a konkretnie z miasta Klenczona Szczytna .:):)
OdpowiedzUsuńTaka to jesień w Polsce szczodra po gorącym lecie. Chyba dawno takiej nie było.Dobrze, że mi mąz w przerobie pomaga bo bym sama zwariowała nad tymi owocami!
UsuńMiasto Klenczona kojarzy mi sie jeszcze z zamkiem krzyzackim. W ciekawych stronach mieszkasz Urszulko!
Pozdrawiamy Cię serdecznie z wioski podkarpackiej!:-))
Wasza jesień tchnie spokojem, ciepłem i zapachem gruszek.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że pieski się uspokoiły, a Jacuś wrósł w Waszą Rodzinę.
Pięknej niedzieli!
Tak, odczuwałam spokój i harmonię pisząc tego posta. Lubię jesień. To zazwyczaj taki dobry, wyciszony, domowy czas.
UsuńI my jesteśmy szczęsliwi, iż miedzy Zuzią i Jacusiem znowu jest wszystko dobrze. Ulzyło nam bardzo! Jacus coraz mądrzejszy i coraz bardziej pieszczotliwy sie robi. A jak bawic sie uwielbia! Często bawimy sie z psami na dywanie. Ale fajnie, patrzeć jak pyski im sie śmieją i nie ma miedzy nimi żadnej zazdrosci i wrogości!:-)
Niedziela była udana. Dziękujemy za ciepłę słowa i takze wszystkiego dobrego Ci Hano zyczymy!:-))
Niczym w prawdziwej oazie szczęśliwości poczułam się dzisiaj u Was, Oleńko. A tak nawiasem, przyznam Ci się, że poleciałam zarobić ciasto na drożdżowe rożki, takiego mi narobiłaś apetytu!:)).
OdpowiedzUsuńCudownie - tak sobie posiedzieć w ciepłej komitywce i popracować:)).
No to sie cieszę, ze tak dobrze sie u nas poczułaś, droga Errato. Pisałam tego posta ze spokojem i usmiechem. Wklejałam zdjęcia z radością. I pewnie także dlatego w tekscie jest odbicie tego nastroju, naszej jaworowej rzeczywistości.Miło mi, wiedząc, że nasi goscie swojsko sie u nas czują.
UsuńDrożdzowe rożki, mówisz? To musi byc pychota!
Ciepłe pozdrowienia Ci zasyłamy z wieczornego Jaworowa!:-))*
Olu ,jak dojrzałe muszą być gruszki do suszenia? mamy trochę własnych ,ale nigdy ich nie suszyłam.Moja elektryczna suszarka pracuje pełną parą, bo jabłka poniemieckie pięknie obrodziły.Przerabiam plony sama. Moja rodzina niestety nie poczuwa się do współpracy.Mieszkamy nad Wisłą w Kuj.-Pomorskim i nocne niedawne mrozy powarzyły wiele roślin. Pozdrawiam ciepło. Gosia
OdpowiedzUsuńDobry wieczór, Małorzatko! Gruszki do suszenia nie powinny być zbyt dojrzałe. Najlepsze są te jeszcze twardawe. Długo trwa ich suszenie. Czasem po kilka dni - zalezy od grubosci pokrojenia oczywiscie, ale my kroimy na ćwiartki. Potem tak sie zmniejszają, że aż dziw człowieka bierze, jak niewiele zostaje! Nie za dobrze jest suszyc owoce w suszarce elektrycznej. Za długo to trwa. Ta suszarka jest dobra do ostatecznego dosuszenia juz podeschniętych w piekarniku owoców.
UsuńTak, sporo roboty wymagaja te wszystkie przetwory. Samej na pewno ciezko podołać. Ach ta rodzina! Robic nie chca. a jeść na pewno chcą!:-))
Niewielkie mrozy gruszkom i jabłkom nie zaszkodzą.Niektóre owoce wręcz potrzebuja przemrożenia by stały sie jadalne (np. kalina, jarzębina).
Pozdrawiam Cie z serdecnzym usmiechem!:-))
Oleńko! Jak mi dobrze u Ciebie!
OdpowiedzUsuńBuda wspaniała wyszła, zimą psiska na pewno będą zadowolone :) choć ja miałam kiedyś psa, który mając piękną ocieploną i wymoszczoną budę, przy -20 spał na środku podwórka na zamarzniętej kałuży ;))) Cieszył się świetnym zdrowiem do końca swego żywota.
Ściskam! :)***
Och, Zosieńko kochana! Buziaka siarczystego Ci zasyłam, zeby Ci sie jeszcze lepiej zrobiło!
UsuńBuda jest wielka. A cięzka jak nie wiem! Zuzia nie chce na razie w niej lezec. Woli swoja starą budę. Ale Jacuś na razie korzysta chętnie z tego domku.Musimy jeszcze troche ją docieplic i przed powiewami z boku ściankami ochronić. No i przestawic pod ściane budynku gospodarczego. Jutro jedziemy do tartaku po kolejne deski, bo zabrakło.
Z psami tak to jest, że maja swoje widzimisie i spią w najdziwniejszych miejscach.A to psubraty! Ale kochane przecie bardzo!
Ściskam, całuję, przytulam!:-))***
...u mnie ani gruszkowo, ani grzybowo, już po zbiorach:)
OdpowiedzUsuńSerdeczności :)
Pal sześc gruszki, tudzież inne dary natury! Ważne, że jesteś, znowu jesteś i piszesz!
UsuńŚciskam Cie serdecznie, Meg!:-)*
Ciepły jesienny krąg kuchenny :). Za oknem wiatr wieje i śniegiem zamiata zimno w sercach wielu ludzi nie wolno o nich zapominać.
OdpowiedzUsuńU nas jabłka obrodziły, gruszki nie mamy ani śliwy niestety za cztery jabłonie. Os Lipca robię jabłka na różne sposoby, nigdy nie miałam śpiżarni tak zapełnionej. Gdzie ją mam? A na półpiętrze w blokach płacimy za pomieszczenie nieduże ale w sam raz. :) Właśnie lekko przymrożone winogrona zsokowane czekają na wyniesienie i grzyby w słoikach i kabaczki całe co będą czekać na zimową wyżerkę.
Zrobiłam dziś obiad makaron i uduszona cukinia z zielonymi i różnokolorowymi pomidorami, trochę soli, pieprzu i niedźwiedziego czosnku ususzonego :). Pychota!! :) Ostatnia jabłoń ma owoce gotowe do zebrania, można je przechowywać całą zimę, są najtwardsze i najpóźniejsze.
Serdecznych ciepłych chwil wam i waszym kochanym zwierzaczkom wraz z kurkami życzę i nie zapominajcie o tych co im wiatr włosy targa na zimnie, dla nich ciepła myśl jest potrzebna.
♥♥
Masz rację Elusiu, ze nie wolno zapominać o tych, co żyją samotnie, o tych, którym zimno i smutno. Pisząc taki, jak ten tekst mam nadzieje, że jesli ktos zziębnięty go przeczyta to poczuje się lepiej, że zrobi mu sie cieplej na sercu...Ale będą też tacy, którym pewnie zrobi sie smutniej, wiem...Zawsze zastanawiam się publikując cos na blogu, czy tekst kogos przypadkiem nie zrani...Nie jestem w stanie zapobiec temu, bo odbiór jest tak rózny a moje pobożne chęci na wiele sie nie zdadzą.
UsuńFajnie, ze też macie spiżarke w bloku. To takie nietypowe. I też masz tam istne delicje - grzyby, kabaczki, winogrona - mniam!:-)
Makaron z cukinią i pomodorkami a do tego czosnek niedźwiedzi? Bomba! Musze sobie w koncu na wiosnę tego czosnku troche ususzyć, bo zawsze zżeramy wszystko na swiezo i nie ma czego ususzyć.
Ciepłe usmiechy zasyłamy Ci kochana Elusiu. Dobrego tygodnia!:-))♥♥
Śliczny ten dywan z gruszek:):) U nas wszystkie gruchy zdziobały szpaki. Przyleciały całym stadem i po 10 minutach już niczego na drzewie nie było. I dobrze. Ja odżałowałam, a one najadły się przed odlotem.
OdpowiedzUsuńPamiętam, że u nas na gospodarstwie też nic nie mogło się zmarnować. Nawyk szanowania żywności pozostał mi do dziś.
Pogodnej dalszej jesieni wam życzę, żebyście wszystko bez pośpiechu mogli zagospodarować:)
A to szpaki zarłoczne! Naszym gruszkom nie dałyby rady. Za duzo ich po prostu. Tych gruszek, nie szpaków!
UsuńZywnosc trzeba szanować, bo przecież tyle pracy kogos kosztowało by ja wytworzyć. I kiedys może jedzenia zabraknąc. Wtedy każdy okruch bdzie na wagę złota.
Podkarpacka niedziela była przepiekna - słoneczna i mile spędzona. Mam nadzieje, że Twoja też.
Pozdrawiamy Cie serdecznie, Jaskółko za Twe ciepłe zyczenia dziękując!:-))
Uwielbiam gruszki :-)
OdpowiedzUsuńDawno temu moja teściowa robiła gruszki w lekko winnej zalewie. Oj uwielbiałam je.
Tak cicho i spokojnie tam u Was.
A ja zawsze wolałam jabłka! Ale jak sie nie ma co sie lubi, to się lubi co sie ma!:-))
UsuńTak, jesienią zawsze jest cicho i spokojnie. To kraniec wsi. obok tylko las i łąki...
Ciepłe mysli zasyłam Ci Grazynko!:-))*
:)))) Sama buzia się śmieje... ale wysmarowałaś posta, super! Tylko ja będę tak po trochu pisać. Jeśli kury już długo się pierzą to dobrze podać im witaminy dla niosek, szybciej kończą pierzenie i zaczynają znosić jaja. Ten wigwam jest fantastyczny, jeśli tylko nadarzy się okazja to skradnę Twój pomysł. U nas na wybiegu są drzewa i one najlepiej chronią przed jastrzębiami, dobrze posadzić szybko rosnące wierzby albo olchy, które w dodatku można przycinać, formować jak się podoba i one nie narzekają. My znów mamy problemy z lisami i one najwięcej dziesiątkują nasze stado :/
OdpowiedzUsuńJak mnie się marzą stare drzewa owocowe rodzące dużo owoców... ojej... bardzo bym chciała :)))) Aż Ci zazdroszczę :D
Przeniosłam się do fikcji literackiej na temat błogiego życia w radosnej chatce... jesli tak jest w istocie to szczerze gratuluję :)
UsuńAż chce się do Was przysiąść i kroić razem z Wami te gruszki :D My mieliśmy zatrzęsienie winogron, nadal wiszą ale te już są dla szpaków. Jak będę miała doła to z przyjemnością raz jeszcze sobie tutaj zajrzę. Pozdrawiam :))))
Dobry wieczór Agatko! tak, o tych witaminach tez nam ostatnio mówił weterynarz, ale w zeszłym roku dawaliśmy kurom witaminy i nic nie pomogło.
UsuńWigwam jest rzeczywiscie fajny. Ciekawe, jak długo wytrzyma, bo poprzedni zbudowany z kukurydzianych łodych i malinowych gałązek wytrwał prawie pięc lat! Pomysł z nasadzeniem drzew na kurzym wybiegu niezły. Tylko, ze my chcemy posadzic wiecej owocowych. Zwłaszcza jabłoni i brzoskwiń. Kupilismy ten dom wraz ze starym sadem. Niektóre drzewa wycięliśmy, bo były zbyt wysokie i nie rodziły juz dobrych owoców.
W naszej chatce, czy raczej domu jest skromnie, swojsko i spokojnie. Staram sie oddawać zawsze w postach atmosferę naszego siedliska. Jesli wygląda to troche bajkowo, to pewnie dlatego, że mam romantyczną naturę i pisze w charakterystyczny, poetycki nieco sposób.
Zaglądaj do nas, jesli dobrze sie tu czujesz! Zapraszamy i pozdrawiamy serdecznie!:-))
Witajcie Jaworowi Olgo i Cezarze ,z wielką przyjemnością czytamWaszego bloga i necierpliwie czekam na następny wpis,kiedy piszesz o suszonych gruszkach ja czuję ich smak i zapachi żałuję, że mnie tam nie ma.Cieszę się,że nic specjalnie Wam nie dolega, że psy są szczęśliwe i radosne pozdrawiamWas serdecznie w ten chłodny,deszczowy,jesienny wieczór trejtka.
OdpowiedzUsuńWitaj, Krysiu! Cieszę sie, że lubisz czytać tego bloga i że dobrze sie czujesz w naszym Jaworowym świecie. Najlepsze wg mnie są suszone gruszki, bo fajnie sie je gryzie jako zdrową przekąskę. Zimą będę zajadać sie tymi ze słoików. Bo będą miały smak i konsystencję prawie jak te świeże, prosto z ogrodu.
UsuńZyjemy i staramy sie cieszyc tym zyciem, nie przemeczajac sie teraz zanadto i troszcząc sie wzajem o siebie, żeby nie pogarszać stanu zdrowia i dokulac sie jakos do wiosny. A pieski nareszcie sie zbratały. Jakze nas to cieszy i zachwyca, gdy widzimy ich wspólne zabawy i gonitwy!
Pozdrawiamy Cie serdecznie Krysiu!:-))
Wspaniałe gruszki, przetwory z nich muszą być wyborne ;) U nas większość gruszek zostaje pożarta przez zwierzęta... Bardzo podoba nam się buda- bliźniak ;) czy w środku jest ścianka działowa? Jesień jest wspaniała z tymi mglistymi porankami i długimi, wspólnie przy pracy i pogaduchach spędzonymi wieczorami ;-))
OdpowiedzUsuńPyszne są przetwory z tych gruszek. Ja jestem łakomczuchem niepoprawnym i juz sie cieszę na zimowe wieczory, gdy bedę otwierać kolejne słoiki i zajadać sie owocowymi smakołykami. Mamy gruszek w tym roku tak duzo, że starcza i dla nas i dla zwierząt. Niezwykła jest ta jesienna obfitość po tak suchym, upalnym lecie.
UsuńBuda ma w środku ściankę działową, która jest wyjmowalna. To na wypadek, gdy pieski będą chciały przytulić sie do siebie albo w razie powiększenia psiej rodzinki.
I ja lubie jesień. I zimę takoz. Nie dość, że wiecej czasu człowiek dla siebie ma, to na dworze takie cudne są pejzaże a w duszy więcej spokoju...
Pozdrawiamy Cie przyjaźnie, droga Inki i życzenia dobrej, spokojnej jesieni zasyłamy!:-))*
Zatesknilam za takim zyciem, za ciepla kuchnia pachnaca gruszkami, za wspolnym obieraniem tych gruszek, pakowaniem ich do sloikow, podjadaniem. A potem zima i kolejne otwieranie letnich skarbow zamknietych w szklanych sloikach.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak chetnie znalazlabym sie tam u Was...
Sciskam bardzo bardzo :***
Dobry wieczór, Anusiu! Człowiek tak niewiele w sumie potrzebuje do szczęścia, prawda? Ot, spokoju w duszy, zdrowia, zgody w rodzinie i ciepła płynacego od drugiego człowieka...Niepotrzebne do tego żadne luksusy, apartamenty i wymyslne dania.
UsuńA wiesz Aniu, ja dumna jestem z siebie, żem sie nauczyła robic te wszystkie przetwory, wypieki i kuchenne czary-mary. Kiedyś niewiele mnie te rzeczy obchodziły. A dzisiaj rozwijam skrzydła, bo mam dla kogo.I mam swoja kuchnię, gdzie czuję sie swobodnie i swojsko.To tak niewiele a tak duzo zarazem.
Jesteś z nami Anusiu sercem, wrażliwością i szczerym usposobieniem. Wdzięczni Ci jestesmy za tak zyczliwe, miłe towarzystwo.
Uściski gorące zasyłamy!:-)***
Ales mnie rozmarzyla, wspominam kiedy i u nas w domu robilo sie przetwory, Wasza spizarnia wyglada niesamowicie bogato, czy Wy dacie rade z taka iloscia smakowitosci?...a gruszek rzeczywiscie wiele, ja je bardzo lubie, i teraz duzo dobrego o gruszkach sie pisze, o ich wartosciach odzywczych, o dobrym wplywie na organizm, wiec dalej przetwarzajcie taki skarb...
OdpowiedzUsuńNo i zachwycam sie Jacusiem, szczesciarz z niego wielki, a buda wspaniala! jestescie niezwykli! sciskam Was serdecznie
Witaj Grażynko! Pewnie, że damy radę zapasom spiżarniowym - my, nasi goście, przyjaciele i rodzina. Ale głównie my. A przede wszystkim ja! Oj, bo posiadam zimą apetyt wielki na słodkości zamknięte w słoikach. Nie kupuję już słodyczy w sklepie, bo i po co, jak mam ich tyle w spiżarce?
UsuńJa wolę jabłka niż gruszki, ale i gruszki zjem, tym bardziej, że zdrowe!
Będziem przetwarzac jeszcze, bo nie ma rady!
A Jacuś jest naprawdę kochanym pieskiem. Chcemy by był szczęsliwy!Takoż i Zuzieńka.
Serdeczne pozdrowienia zasyłamy Ci z Podkarpacia!:-))
Piekna jest ta Wasza codzienna rzeczywistosc. Zapachnialo mi gruszkami, dyniami i tym jesiennym nostalgicznym spokojem ktory u Was panuje. Jesienne kolory sa cudne, i masz racje Olenko, nic sie marnuje. Kazde warzywo, owoc jest wykorzystany a my miastowi czesto o tym zapominamy.
OdpowiedzUsuńChociaz ja nie wyrzucam jedzenia, staram sie wszystko to co kupuje wykorzystac, nie przez sknerstwo ale wlasnie dlatego, ze cenie, doceniam zapach, smak i wartosc kazdego warzywa.
Mam mini ogrodek z ziolami i kazda galazka jest wykorzysta. Jestem w trakcie suszenia oregano, tymianku, rozmarynu i jeszcze moglabym dlugo wymieniac - cudne zapachy ktore wykorzystam zima.
Niby moglabym kupic gotowe ziola ale caly ten rytual suszenia sprawia mi niesamowita radosc.
Poczulam ten zapach Waszej kuchni, gruszkowo-jesiennej, a Wiesz, ze mozna rowniez zrobic nalewke z gruszek. Sprobujcie cudny wyborny smak.
Ciesze sie, ze u Was wszystko toczy sie dobrym, spokojnym rytmem. Zdjecia przecudne i fajnie, ze Jacus juz jest taki pogorzanski, Wasz.
Buda fajnie wyglada, jak dla blizniakow ale przeciez psinki rezyduja w domu, to skad pomysl na domek dla nich.
Moc serdecznosci dla Was i calej zalogi PD - buziaki:)
A propos marnowania czy nie marnowania jedzenia, to na wsi o wiele łatwiej jest nie marnowac. Jesli ma siezwierzęta, to one zjadają wszystko. W mieście nie bardzo wiadomo, co począc z resztkami. najlepiej kupowac mniej, bez lękuze czegos tam zabraknie. Wszak zawsze mozna skoczyć do sklepu na rogu i dokupić, czego akurat brakło. A na wsi do sklepów daleko, dlatego zapasy są konieczne. Także i dlatego, że tyle tu rośnie tego dobra. Żal byłoby nie przetworzyć, skoro natura tak hojnie nas obdarowała.
UsuńAtaner kochana! Bardzo mi się podoba, że sama suszysz zioła!Na pewno cudnie wtedy u Ciebie pachnie!
Nalewka z gruszek? To jest myśl!Och, jakie dobre są słodkie naleweczki w zimowy czas!:-))
A teraz wytłumaczę Ci, po co właściwie ta buda. Otóz pieski nie przesypiaja całej nocy w domu. Po prostu za ciepło im tutaj w sezonie grzewczym. Ziają jak miechu kowalskie i usilnie prosza o wypuszczenie na dwór. No to nie raz półprzytomnie wypuszczamy je w środku nocy i wracamy do łózia. A pieski zrobiwszy siusiu czy co tam jeszcze do domu już nie wracają, tylko do budy idą i tam sobie smacznie spią w chłodku, który lubią. Pieski lubią korzystać też z bud w ciągu dnia, bo redydując tam mają całe obejście na oku.
Dzisiaj była cudowna pogoda. Bylismy na długim spacerze połączonym z grzybobraniem. Zuzia i Jacuś wybiegały sie i zmęczyły, wiec teraz spią mocno na dywanie za moimi plecami. Za parę godzin na pewno wyjdą na dwór i resztę nocy tam właśnie spędzą.
Ściskamy Cię serdecznie i buziaki gorące zasyłamy oraz merdania ogonków od psiaków!-))*
Witajcie Oleńko i Cezary. Przypomnieliście mi moje dzieciństwo, moja mama była taka zapobiegliwa, robiła przetwory, sałatki, kompoty itd. Nie mieliśmy sadu, ani nawet działki, a zawsze spiżarnia była pełna. Niestety ja nie robię na zimę nic, bo nie ma kto tego jeść. Mnie owoce, ani warzywa nie lubią - jest nas też dwoje, to dla męża coś do obiadu kupuję gotowe.
OdpowiedzUsuńPisząc o Jacusiu słuchającym hejnału, przypomniałaś mi mojego pieska z dzieciństwa, który w czasie hejnału wył do radia - tak długo, aż ucichła trąbka. Cudownie tam u Was - jesienna sielanka - spokój, cisza. Jak ja bym chciała chociaż przez chwilę móc pomieszkać tak pod lasem na odludziu...
Pozdrawiam Was serdecznie - Ania sąsiadka
Witaj Aniu, sąsiadko miła! W mieście nie ma za dużej potrzeby ani tez możliwosci zapełniania spizarni na zimę, bo przecież sklepy są blisko a miejsca w domu mało n tak duże zapasy. na wsi trzeba zagospodarować jakos to, co sie ma i ułatwic sobie zycie zima, gdy ciezko do jakowegos sklepu dotrzeć, bo wszystko tak daleko a nie raz śniegi i lody zawalają drogi i nie chce sie brnąc na piechotę. Twoja mama robiła przetwory w innych czasach. W sklepach wtedy zaopatrzenie było kiepskie i człowiek musiałbyć zapobiegliwy, szykując cos na zimę. Teraz jest wszystko. Tylko smaki już nie te. I kasy mało.
UsuńMoże wiele piesków reaguje na dźwietki trabki, bo to jakos wyjątkowo porusza ich zmysły? Chociaz w przypadku Jacusia widziałam, że nastawił czujnie uszu słysząc same kroki trębacza. Cos mu to najwidoczniej przypomniało.
Na odludziu bywa fajnie gdy wszystko działa jak w zegarku i zdrowie jest dobre, ale bywa niefajnie, gdy człowiek śle sie czuje i musi do lekarza sie dostac a wszystko w odległym mieście.
Aniu!Dziekujemy za miłe odwiedziny i pozdrawiamy Cię gorąco z naszego Pogórza!:-))
Oleńko - ja już dosyć długo żyję na tym świecie. W czasach mego dzieciństwa w sklepach było prawie wszystko, ale masz rację nie było wiele kasy. Smak dzieciństwa na zawsze zostaje.
UsuńBuziaczki - Ania z Miasta Szkła
Smaki dzieciństwa zawsze są najwyrazistsze i najlepsze. hoćby to miał byc tylko ccleb z masłem i z cukrem.To, co jest teraz to jakieś wszystko na to samo kopyta. Tak mi się jakos zdaje.
UsuńUściski serdeczne zasyłam Ci Aniu z deszczowej wioski pogórzańskiej!:-))
A u nas z kolei śliwkowo, na ziemi aż fioletowo od spadłych owoców, i też tak "walczę" z nimi; budka dla psów pierwsza klasa, taka bliskosąsiedzka:-) cieszę się bardzo, że Jacuś odnalazł się po tylu zmianach w swoim życiu i wreszcie ma okazję pokazać same dobre strony, które w nim drzemią; wyskoczyłam dziś na godzinkę w pobliskie młodniki sosnowe przy naszym miejskim siedlisku, koszyk maślaków przyniosłam, zdrowiutkich aż dzwonią, a zajmować się nimi będę dopiero jutro, bo bardzo lubię zbierać grzyby, ale z oczyszczaniem ich są już kłopoty, ale sosik maślakowy będzie; pozdrowienia ślę serdeczne za San.
OdpowiedzUsuńDobry wieczór, Marysiu! u nas sliwki rządziły w zeszłym roku. Narobiłam wówczas mnóstwo powideł i sliwek w sosie własnym.
UsuńJestem dumna z męza, że potrafił wybudować tak fajna budę. Ciekawa jestem tylko czy i Zuzia z niej w końcu skorzysta, bo na razie woli starą, zrobioną ze skrzyni na zboże budę. Taka z tej mojej suni konserwatystka!.
Jacuś coraz bardziej wrasta w nasz świat. Och, jak on sie cieszy, gdy skądś wracamy! razem z Zuzią skaczą na człowieka, gotowe przewrócic z tej radosci!
Dziekujemy Ci Marysiu za podpowiedź o sosnowych młodniakach!:-) Za Twoja radą poszlismy dzisiaj z męzem w sosenki i mamy kilkanascie kilogramów maslaczków. Obżarci jestesmy niemozliwie a reszta do słoików, rzecz jasna!
Usmiech serdeczny zasyłamy Ci miła sąsiadko!:-))
Już kiedyś pisałam u Was jako Bogusia z Doliny Baryczy- pamiętasz? Było to chyba po przysposobieniu Jacusia.Zaglądam do Was już dość dawno i podziwiam Wasze zmagania z życiem, wcale nie tak łatwym, ale bardzo pięknym- pięknym dojrzałą miłością, odpowiedzialnymi wyborami i taką wielką życzliwością do świata. Pastelowy Kurnik, w którym ujawniłam się dając dom Belli od Mamalinki,nadał mi skrót BDB, z którego jestem bardzo dumna! Dzisiejszy Twój post jak zwykłe wywołał wspomnienia i tęsknoty- u nas w tym roku, podobnie jak u Jaskółki, szpaki pożarły większość owoców (wespół z osami) , a grzybów,ze względu na suszę nie było wcale ! Pozdrawiam serdecznie ! :) I podobnie jak TY- tęsknię do Krakowa !:)))
OdpowiedzUsuńA tak! Przypominam sobie Bogusię z Baryczy! Miło mi, że nasz odwiedzasz i znowu zostawiasz dobre słowo!:-)Pastelowy Kurnik, to magiczne miejsce. On zbliza ludzi, osmiela, daje impuls do otwarcia serca i do podjęcia śmiałych decyzji. Obie takie podjełysmy, więc wiadomo o co chodzi!:-)
UsuńFajny masz skrót - Bogusiu!Bardzo dobra Bogusiu!:-)
A propos grzybów, to po suchym lecie o dziwo jest ich sporo w naszych stronach. Dzisiaj wyruszylismy w sosnowe młodniaki i nazbieraliśmy kilkanascie kilogramów maslaków! Ależ potem z tym było roboty. Ale smak i zapach unoszący sie teraz w kuchni wart był tego wysiłku. Może i u Ciebie w młodniakach cos by sie znalazło?
Kraków ...Ach, Kraków, mam z nim zwiazane same dobre wspomnienia!I bardzo lubie piosenki z Piwnicy pod baranami.
Pozdrawiam Cię z serdecznym usmiechem!:-))
Cudnie Was natura obdarowała!
OdpowiedzUsuńA Ty z Cezarym cudnie jej odpowiadacie:-)
Podziwiam Was niezmiennie!
Oj, obdarowała, ze hej! Już nam sie, prawde mówiąc, nie chce tych gruszek przetwarzać.Ale cóż zrobic, skoro serca by bolały, gdyby sie zmarnowały!
UsuńPozdrawiamy Cię Basienko serdecznie, wdzieczni za Twe życzliwe słowa i pamięć!:-))
To ze raczeta macie pracowite to widac !ale ze brzuszki te zapasy .............ojej ,ojej sciskam lapki praciusiow mocno p.Gosia
OdpowiedzUsuńRączęta pracowite a brzuchy? Przepastne! I apetyty ogromniaste! A zimą szczególnie - ze szkodą dla figury oczywiscie. Ale cóż, jesli to własnei zima najmilej jest zajadac sie konfiturami, przecierami, powidłami i dżemami...Mniam!
UsuńPozdrawiamy Cię serdecznie Gosiu i łapeczkę zyczliwą ściskamy!:-))
trudno mi coś napisać...
OdpowiedzUsuńpoczułam taki spokój, pewność jutra, dnia codziennego. Pięknie potrafisz to opisać.
Pozdrowienia jesienne zostawiam, również te o zapachu kompotu z gruszek........ :)
Bardzo sie ciesze, że tak dobrze sie poczułaś i napisałas mi o tym, miła Alis! Dziekuję! Chciałabym by taka własnie była cała jesień. I by tenmagiczny nastrój przeciągnął sie także na zimę.
UsuńPozdrawiam Cie z serdecznym usmiechem z domu pachnącego suszonymi gruszkami i duszonymi maslakami (mnóstwo ich dzisiaj w sosnowych młodniakach znaleźliśmy!):-))
taką mam cichą nadzieję na deszczowe i śniegowe dni, żeby podbierać okruchy ciepła na blogach...
Usuńprzyłapuję się na tym, że ze zdziwieniem zauważam, iż coraz mniej zakupów przynoszę ze sklepu. Wolę do spiżarni zajrzeć.... :)))
I dobrze, że coraz mniej zakupów ze sklepu. Przynajmniej jesz zdrowo i pieniędzy nadaremnie nie wydajesz!:-))
UsuńMysle, ze fajnie będzie tej jesieni na blogach i w sercach!:-)*
Jestem pod wrazeniem gruszkowego urodzaju pod Waszym niebem :)
OdpowiedzUsuńU mnie tego roku maliny daly popis :)
Olenko, czytam ten post, ogladam zdjecia i czuje cieplo Waszego domowego ogniska :)
Serdeczne pozdrowienia dla Was :***
Z gruszek mozna zrobic wiele rzeczy. Takoz z malin, które uwielbiam i nasmazyłam z nich mnóstwo konfitur i nagotowałam kompotu. Jak ja lubie sobie zimą wziac mały słoiczek owocowych słodkości i błogo wyjadać, pomrukując z rozkoszy jak niedźwiedź, co sie do miodku dobrał...Ciekawam, co Ty zrobiłas ze swoich malin?
UsuńSerdecznosci zasyłamy Ci Orszulko i zyczenia dobrej, spokojnej jesieni!:-)***
Olenko, z malin zrobilam nalewke, dzemy i soki...tyle zdazylam do konca sierpnia bedac w polskim Orszulkowie.
UsuńOd wrzesnia moi Rodzice przejeli paleczke malinoprzetworcza :)
Najwiecej robimy soku z malin, gdyz uwielbiamy go do herbaty - najbardziej w jesienne i zimowe wieczory :)
Nie dość, że sok z malin jest pyszny, to jeszcze i zdrowy! A ten zapach! Istna poezja!Mam nadzieje, ze w przyszłym roku tez nam maliny obrodzą, tudzież inne dobra (byleby ta ilośc nie była tak zatrważająca, jak tegoroczna - gruszkowa!:-)
UsuńUściski serdeczne Orszulko!:-))
Zapraszam Cię, Olu, po odbiór Wyróżnienia:
OdpowiedzUsuńhttp://errata777.blogspot.com/2015/10/kolejne-wyroznienie-zatem-dzis-sobie.html
Ależ miła niespodzianka! Dziekuję Ci z całego serca. Zaraz wpadnę do Ciebie Errato!:-))*
UsuńDzień dobry kraino Jaworowa,Olu Twoja piękna opowieśc i zdjęcia o Waszej jesieni -to całe moje dzieciństwo dziękuję Ci za ten post.Pozdrawiam i życze dobrego dnia.Elżbieta
OdpowiedzUsuńDzień dobry, Elzbietko. Bardzo mi miło, ze moja opowieść przypadła Ci do gustu. Dziekuję za Twe słowa. Jesień potrafi być naprawdę magiczną, przyjazną porą roku - wszystko wszak zalezy od nastawienia!
UsuńSerdecznosci zasyłamy!:-))