Czasem dzieje się tak dużo – wokół nas i w
myślach, że nie ma czasu ani ochoty na spisywanie tego. Dzianie, sprawy drobne
i większe, zaszłości i obecne troski splatają się w jeden warkocz zabieganej
codzienności. A kiedy długo się nie pisze, to słowa wewnątrz zamierają. Chowają
się w dziupli jak wiewiórki, które zbyt dużo orzechów zgromadziły na zimę i w
bezradności swej nie wiedzą, gdzie to wszystko pochowały. A im dłużej się w tej
dziupli przebywa, tym bardziej nie chce się z niej wcale wychodzić…
Z trudem lepię zdania na nowo – pełna
wątpliwości, czy dobrze robię? Czy ciasto, które mieszam urośnie i czy w ogóle
mam na nie ochotę…?
Przeleciał nam wrzesień na pracy i na
staraniach o zapewnienie codziennego oraz przyszłego bytu. Tak samo jest z
październikiem. Śmiga dzień za dniem a coraz chłodniejszy wiatr nadal popędza do intensywnego działania. Mało jest siły i czasu do podziwiania
zmiennych kolorów liści, ostatnich kwiatów, zachodów słońca, księżyców, promieni oświetlających
niebo w barwie indygo.
Trzeba było wreszcie trochę zadbać o
zdrowie. Sprawdzić, z czego biorą się uporczywe bóle głowy i kłopoty z pamięcią
oraz zebraniem myśli w jakąś sensowną całość.
Szpital…Rzeczywistość tak bardzo inna od tego, co
swojskie. Na początku dziwna i obca a pod koniec bliska poprzez ludzi tam
napotkanych, których już pewnie nigdy więcej los nie postawi na mej drodze.
Pani Krysia – sąsiadka z łóżka naprzeciwko – osiemdziesięcioletnia staruszka –
wyrażająca się przepiękną, staranną, zupełnie niedzisiejszą polszczyzną. Pełna
poczuciu humoru, którym pokrywała ogromną samotność i lęk przed powrotem do
blokowej, anonimowej codzienności.
Wszystkim nam
śpieszyło się bardzo do domu. Do naszych nie cierpiących zwłoki spraw. Do
mężów, dzieci, pracy…Jej nie śpieszyło się nigdzie.
- Nikt na mnie
tam nie czeka…Czworo dzieci wychowałam. Po świecie się porozjeżdżały. Mają
swoje sprawy. Dobrze im się wiedzie. Dzwonią do mnie często. Na święta
przyjeżdżają. Ale w domu pusto…I wciąż te zawroty głowy. Upadki ze schodów. Krzaczka,
mojego kochanego kotka do schroniska zdecydowałam się oddać. No bo jak się nim
zajmować, gdy ja taka nieporadna…?
Patrzę w jej błyszczące, ciemne oczy. Na ich
dnie widzę błaganie o nadzieję, o sens. Chwilę potem pokrywa to kolejnym
żartem. Jej chora na cukrzycę sąsiadka – pani Iwonka śmieje się rubasznie. A
zaraz potem woła:
- I znowu brzuch
mnie boli. Żołądek mi tymi tabletkami szpitalnymi zepsuli, to niech mi teraz
kroplówki dadzą. Przecież ja gorzej się czuję po tygodniu pobytu tutaj, niż kiedy
tu przyszłam!
I na pociechę
wyciąga z szafki batonika, którego pokątnie chrupie ze smakiem.
- Co też ty
wyprawiasz znowu! Masz przecież taki wysoki cukier! – beszta ją Zdzisia,
pacjentka z kolejnego łóżka, porażona obustronną rwą kulszową pielęgniarka.
- Oj, tam! Oj
tam! Jeden batonik nie zaszkodzi! – mruczy czerwona ze wstydu pani Iwonka
kończąc pośpiesznie batonika i przegryzając go jeszcze jabłkiem.
- Wciąż mi
rodzina tyle tych smakołyków przynosi, że co ja pocznę? – tłumaczy się po
dziecinnemu, zapomniawszy zupełnie o tym, iż przecież wczoraj sama nakupiła
sobie przeróżnych słodkości w sąsiadującym ze szpitalem sklepie.
- A ja bym takich
świństw kupczych do ust nie wzięła! Najlepiej to sobie szarlotki upiec albo drożdżowego
placka ze śliwkami. Przynajmniej wiem wtedy, co jem! – oznajmia pani Basia –
zażywna gospodyni domowa, chorująca na stawy i skarżąca się na bóle kręgosłupa.
- To daj mi
przepis na jaki dobry placek, bo mi się nigdy drożdżówka jeszcze nie udała! –
woła jak zawsze najbardziej zainteresowana dobrym jedzeniem pani Iwonka i
skwapliwie wyciąga podręczny notesik. Pani Basia przysiada przy niej. Pogrążają
się w pełnych chichotów szeptach. Cierpiąca na bezsenność pielęgniarka z sykiem
przewraca się na drugi bok i nakrywając głowę poduszką usiłuje się choć
odrobinę zdrzemnąć. Ze snem nie mają natomiast najmniejszych problemów moje
sąsiadki z lewej i prawej – półgłuche staruszki. Chrapią aż miło. Z korytarza
dobiegają nieustanne stukoty klapków, sandałków i chodaków pielęgniarek.
Stukoczą wózki z jedzeniem. Klekoczą okiennice w otwartych na przestrzał
oknach. Trzaskają jakieś drzwi. Ktoś krzyczy z innej sali. Z kuchni dobiegają
zapachy zupy jarzynowej z kalafiorem i mocnej kawy parzonej tam namiętnie przez
wszystkich pacjentów po kilka razy dziennie. Najmłodsza rezydentka naszej sali,
sympatyczna Alicja czyta kolejną grubą książkę, potrafiąc wyłączyć się ze
szpitalnego szumu. Ja też czytam, ale zmęczone oczy nie pozwalają na długie
wpatrywanie się w szeregi literek. Przymykam je więc marząc o głębokim śnie, o
odrobinie ciszy…
Dzwonią telefony komórkowe. Znowu jakby się
zmówiły. Istna kakofonia melodyjek i dźwięków. Pacjentki z ciekawością i
radością przypadają do swoich aparatów. Rodzina się troszczy. Znajomi
pamiętają. Życie na zewnątrz upomina się o nie. Jakaż to ulga, że jeszcze tamta
rzeczywistość woła, zasysa, nie pozwoli zwiędnąć tu na zawsze. Stać się jednym
z tych niepotrzebnych nikomu kasztanów, które w przyszpitalnej alejce leżą
rozdeptane i zabłocone pod stopami obojętnych przechodniów.
- Co pan powie?!
Mój Krzaczek kochany wciąż tęskni? – pełnym wzruszenia głosem woła do telefonu
moja ulubiona pani Krysia.
- Cóż zrobić? Cóż
zrobić? Biedne stworzenie! – szepcze, wysłuchując ze smutkiem relacji
zaprzyjaźnionego pracownika schroniska.
Kończy rozmowę i zapada w nerwowe drżenie.
Mnie kołdrę i spogląda z tęsknotą w stronę okna, spoza którego październikowe
kasztanowce przy pomocy życzliwego wiatru wysyłają w świat swe sekretne myśli
zapisane na pozwijanych w złociste ruloniki liściach…
- Pani Krysiu!
Przecież pani niedługo wyjdzie ze szpitala. Może jednak weźmie pani kotka z
powrotem? – pytam, przysiadłszy na łóżku i łapiąc jej zrozpaczone spojrzenie.
- Ale czy ja dam
radę się nim zająć? Pani Oleńko ja mieszkam na czwartym piętrze. Mnie i do
sklepu trudno zajść. A Krzak chorował na nerki. Z nim trzeba było często do
weterynarza jeździć – odpowiada z westchnieniem staruszka i jakby już sama do
siebie bardziej, niż do mnie szepcze:
- Ale to była
przynajmniej jedna żywa istota, która zawsze na mnie czekała. Tak lubił na
stole w koszyku od chleba siedzieć i mrucząc patrzeć na mnie. A tak rozumnie
patrzył, jakby wszystkie moje myśli znał…
- A sąsiedzi nie
pomogą? A przyjaciółki? Przecież co chwilę jakieś znajome do pani wpadają.
Można je poprosić o pomoc! – mówię i serce mi się kroi. Przypominają mi się
moje własne kotki, które tęsknią tam za mną w domu, za pieszczotami, za
zwyczajną a tak dziwną teraz beze mnie codziennością.
- Ale nie
śmiem…Już i tak tyle mi pomogły. Jakże tu prosić o więcej? Człowiek wciąż sobą
tyle kłopotu innym sprawia. A niechby już się to wszystko skończyło. Takie to
życie moje puste, bez żadnej radości. Pani jeszcze młoda i nie wie o tym, co to
się z człowiekiem na starość wyprawia. Póki
pracuje, to dobrze a potem może całymi dniami siedzieć i nikt się nie
zainteresuje nawet, czy ma co do ust włożyć. A nieraz nie ma czym dnia
wypełnić. Godziny, minuty wloką się i tylko zegar wciąż tyka, o śmierci coraz
bliższej przypominając– odpowiada z goryczą pani Krysia, ale patrzy na mnie jak
rozbitek usiłujący chwycić się jakiejś dryfującej deski.
- Myślę, że pani
przesadza i wszystko się dobrze ułoży. Przecież czuje się pani już o wiele
lepiej a przyjaciele wiedzą, jak bliski jest pani ten kociak – uśmiecham się do
niej i widzę, że nieśmiało odwzajemnia uśmiech.
- I jeszcze jedno
pani powiem! Pani powinna zacząć spisywać swoje wspomnienia! Opowiada nam tu
pani codzienne tak niezwykłe historie! Niejedna z nich mogłaby zainteresować
czytelników! – ośmielam się powiedzieć
na głos to, co przyszło mi do głowy już pierwszego dnia mojego pobytu w
szpitalu.
- Pisanie
cudownie wypełnia czas. Potrafi uporządkować myśli w głowie. Daje dobre chwile
skupienia. A poza tym uważam, iż pani dzieci i wnuki byłyby kiedyś bardzo
wdzięczne za takie opowieści. Za historie o nieżyjących już krewnych. Za opis
ciekawych zdarzeń, które były pani udziałem. Jakże wiele ludzi odchodzi nie
spisując bezcennych dla bliskich wspomnień, opowieści z dawnych czasów a choćby
i najlepszych kuchennych receptur na jakieś cudowne ciasto czy zupę. Moja babcia trochę
pisała, ale to kropla w morzu tego, co mogłaby opowiedzieć…A ja dzisiaj o tyle
rzeczy chciałabym ją zapytać! Bo nikt już nie ma pojęcia o tym, co ona
wiedziała. Było, przepadło.. – swą pełną entuzjazmu przemowę kończę teraz już
nieco łamiącym się głosem, przypomniawszy sobie ni z tego ni z owego pochodzące
z lat czterdziestych ubiegłego wieku zdjęcie mojej ślicznej, nic nie wiedzącej
jeszcze o trudnej przyszłości babuni Eugenii…
- Gdzieżbym ja
potrafiła dobrze to opisać…? – śmieje się z lekką przekorą pani Krysia i z
radością dostrzegam, iż mój pomysł zaczyna się jej coraz bardziej podobać. Oczy
mojej sąsiadki błyszczą. Spogląda na mnie w rzewnym zamyśleniu a wówczas psotny
wiatr wwiewa przez uchylone okno swój sekretny liścik, zaszyfrowany w liściu
kasztanowca. Listek upada na kołdrę pani Krysi. Stara kobieta podnosi go do
ust. Wącha i uśmiecha się leciutko…
- Och, jak widzę
ten liść, to zaraz przypomina mi się biały gołąbek, który przyfrunął do mnie
niedługo po śmierci mego męża! – zwierza się wzruszona staruszka i patrząc
niewidzącym wzrokiem gdzieś w zachmurzoną przestrzeń za oknem znowu snuje jedną
z tych swoich cudnych, melancholijnych opowieści z dawnych lat…Wszystkie
pacjentki porzucają swoje ważne sprawy, cichną żarciki i szepty. Słuchamy…
Jestem już w domu…Październikowy wiatr w
zapale miota liśćmi lipy. Szepty coraz bardziej nagiej łąki łączą się z
pieśniami bukowego lasu. Głowa boli mnie trochę mniej. Odpoczęłam jednak nieco
w tym szpitalu. Nie znalazłam przyczyny moich dolegliwości. Dowiedziałam się za
to o innych, o których do tej pory pojęcia nie miałam. Tak to jest…
W kuchennym
piecu pali się ogień. Pachnie suszonymi gruszkami i grzybami. W wielkim garze bulgocze zupa dyniowa.
Cezary wciąż dokłada do pieca. Coraz ważniejsze jest dla nas to magiczne ciepło... Spokojny odpoczynek...
Zaprzyjaźnione znowu ze sobą Zuzia i Jacuś leżąc blisko siebie pochrapują na
dywanie. I koty śpią spokojnie. Wzdycham i nieporadnie łapię myśli w słowa. Bo
przecież pisanie ma sens – przekonuję samą siebie. Dopiero co sama tłumaczyłam
to mojej szpitalnej sąsiadce…
Dzień dobry Oleńko - jak to ślicznie opisałaś, tak ciepło, że aż..
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci dużo, dużo zdrowia, wiem jaki to skarb - sama go mam coraz mniej.
Pozdrawiam Ania z Miasta Szkła
Dzień dobry Aniu, miła sąsiadko! Tak, zdrowie, dobre samopoczucie to najwiekszy skarb. Bez niego coraz ciężej unosić codzienność i cieszyc się nią po dawnemu. A przecież wciąż jest tyle powodów do radości - móc widzieć, czuć ciepło, dotykać róznych miłych rzeczy takich jak sierśc psa czy kota, czytać, smakować, jeść. Usmiechać się i dostrzegać usmiech innych ludzi no i oddychać pełna piersią...Takie najprostsze rzeczy a najwazniejsze. Niech to trwa.
UsuńI ja pozdrawiam Cię ciepło Aniu, ciesząc sie, że odwiedzasz mnie i pamiętasz!:-)*
A wiesz, ze ostatnio duzo myslalam o Tobie, o Was. Zastanawialam sie juz, czym spowodowane jest Twoje dlugotrwale milczenie. Przymierzalam sie nawet do napisania maila, ale jak to bywa, wciaz cos odwracalo moja uwage, cos przeszkadzalo, powodowalo krotkotrwala amnezje i tak czas uplywal bez napisania do Ciebie. Przepraszam, teraz jest mi wstyd, ze nie napisalam, kiedy wiem o Twojej chorobie, pobycie w szpitalu i innych klopotach.
OdpowiedzUsuńTy jednak mimo choroby, nie zasypiasz gruszek w popiele i pobyt w szpitalu przekuwasz na interesujace opowiadanie. Cala Olenka! :)
Mam nadzieje, ze skoro doktory wziely Cie w obroty, rychlo bedziesz smigac jak nowka i czesciej pisac, bo czujemy sie osieroceni, kiedy Cie nie ma na blogowisku. :)))
Sciskam mocno i zycze zdrowia. :***
Nie rób sobie żadnych wyrzutów, Aniu. Cieszę się, że o mnie myslałas. To wystarczy...Dziekuję kochana!:-)*
UsuńDoktory wzieły mnie w obroty, ale pozbyły się mnie szybko nie drążąc jednak sprawy głębiej i po prostu zlecajac wizyty u innych specjalistów. Gdzież te czasy, gdy będąc w szpitalu mozna było przebadać sie całościowo?! Teraz odfajkować i do domu. A mnie znowu czekaja mnie kolejki do kolejnych doktorów. Trzeba mieć cierpliwosć zdrowie by sie leczyć, niestety...Ale najwazniejsze, że w mózgu nic złego nie wykryli bo o to sie martwiłam najbardziej.
Ściskam Cie Anuś serdecznie, jesiennie juz ale ciepło, jak zawsze!:-))***
oj tak takie czasy , że w szpitalach nie leczą całościowo....i prawdą jest to,że trzeba mieć cierpliwość by się leczyć:):)
UsuńJak dobrze ,że nie znaleźli tego czego się bałaś:):)
Sciskam
Mam bardzo mieszane uczucia a propos tego szpitala, w którym lezałam. Bo atmosfera tam miła, personel przyjazny...ale jednak wszystkim rządzi wszechwładna biurokracja, no i jak zawsze mamona.
UsuńJolu! Ściskam i ja serdecznie!:-)
Tez sie zastanawialam co z Toba, jakas taka cisza zapanowala...myslalam, ze masz jakies nie cierpiace zwloki prace...ale dobrze, zes sie skontrolowala zdrowotnie...a Twoje mysli przelane na blog sa tak ludzkie i tak pieknie napisane, ze wpadlam w zadume nad losami ludzkimi...pozostawily we mnie, mimo wszystko, uczucie optymizmu i wiary w swiat i jego piekno...sciskam Cie serdecznie
OdpowiedzUsuńTak, Grazynko. Musiałam koniecznie sprawdzic, co mi dolega, bo od czasu naszego wypadku samochodowego w czerwcu dręczą mnie okropne bóle głowy. Na szczęście nie ma urazu mózgu...
UsuńW szpitalu spotyka sie tyle ludzi, z tyloma emocjami i uczuciami trzeba sie zetknąc, zmierzyc. Człowiek cierpi nieraz fizycznie i psychicznie wczuwajac sie w cudze troski i bóle...A każdy chce znaleźc jakieś światełko w tym zyciu. kazdy chce móc wracać do kogos, kto czeka, kto jest bliski i zapewnia jakies poczucie bezpieczenstwa i spokoju.
I ja ściskam Cię serdecznie Grazynko, dziekując za Twoje ciepłe słowa i zycząc Ci wszystkiego dobrego!:-))*
Chyba popsuła mi się moja odporność na smutki, bo gdzie nie zacznę czytać, to płaczę. Z całego serca Ci współczuję Oleńko! Ja wpadam w panikę na myśl o szpitalu, no ale to już za Tobą. Jeżeli zmogły Cię trudy, troski i utraciłaś nadzieję na rychłą zmianę, to nie znajdą tego żadne analizy szpitalne. Niech przyjdą do Was całe stada spraw dobrych, radosnych, krzepiących serce i myśli, a Twoje ciało się rozpromieni razem z nimi!
OdpowiedzUsuńBardzo bardzo Wam życzę dobra!
ps. chyba, że gdzieś na dnie duszy, w głębokim cieniu, schowane przed całym światem i Tobą też, sączy się pragnienie o całkowitej zmianie życia. Prawdziwe pragnienie, nie dołek psychiczny, nie zniechęcenie. Nieprzemijające i dręczące. Wtedy trzeba będzie kiedyś zanim pójść.
"za nim" miało być
UsuńAha i jeszcze - PISZ PISZ PISZ!
UsuńMadziu kochana! Przeczytałam Twoje słowa ze wzruszeniem...Tyle w nich przenikliwości, zrozumienia, empatii. Nie potrafie napisac nic wiecej, bo to dotyka zbyt mocno czegos tam, na samym dnie...
UsuńMnie też sie tak porobiło, ze popłakuję nad takimi rzeczami, które kiedyś nie zrobiły by na mnie wrazenia. Ach, człowiek z wiekiem coraż wrazliwszy sie robi. Taki przy tym bezbronny i bezradny...
Dziękuję za Twoje słowa, za tę niesamowitą bliskość!***
Cieszę się, że wróciłaś :-)
OdpowiedzUsuńMasz rację, trzeba albo mieć dużo pieniędzy albo być zdrowym, zeby się leczyć. Jest to niestety smutna rzeczywistość :-)
Grażynko, ja tak naprawdę nie wiem, czy wróciłam, czy wpadłam tu na chwilę...Po prostu chciałam napisać o swoich ostatnich przeżyciach. Nie mam pojęcia czy ta chęć będzie nadal trwać.
UsuńNa razie mysle o tym jak to dalej będzie, co zrobić by było lepiej..Lekarze, przychodnie, skierowania, bieganina, czekanie, jeżdżenie...A od jutra już snieg.
Ciepłe pozdrowienia zasyłam Wam obojgu!:-)*
Mnie dawno również nie było, oj dawno..a miałam takie przedłużone wakacje..wrócę za jakiś czas..ale dziś zaglądnęłam i widzę ,że i Ciebie Olu tu nie było i , że choróbska jakieś się Ciebie imają....Zdrówka Oleńko życzę, cierpliwości do lekarzy, właściwych i dobrych diagnoz!!!!
OdpowiedzUsuńDobre Anioły niech Cię prowadzą i ścieżki do zdrowia wskazują:):) Bo ono cenne jak skarb:):
Całusy i uściski śle:):
Tulę
Jola:):)
Pisanie ma sens!!!!!
I to jakie
A czytanie Twych tekstów przyjemnością:)
Och, Jolu choć to blogowe pisanie i czytanie tak wciaga, taką sprawia przyjemność to czasem musi zejsc na dalszy plan, poczekać na lepszy czas. Tyle jest w zyciu spraw, które trzeba jakoś okiełznać i z sobą samą sie jakos wewnętrznie uporać.
UsuńNo i to zdrowie bezcenne. Niech jako takie będzie jak najdłużej. Zdrowie nasze i naszych bliskich.I uśmiech.
Dziękuje Ci, Jolu że odwiedziłaś mnie i jak zwykle zostawiłaś kawałek swej ciepłej duszy!:-))*
Zagladam tu zawsze z ciekawością i chęcią ogromną choć sama ostatnio na swego bloga czasu nie mam a tęsknie już troszkę,,,,,maść z żywokostu polecam:):) Moja mama wyleczyła kolana do operacji ale to musi być maść zrobiona a nie gotowa:):)
UsuńUściski!!!
Czas na blogowanie na pewno będzie bardziej sprzyjajacy, gdy zrobi się całkiem chłodno na dworze, gdy nic nie będzie przeszkadzało w nalezytym skupieniu na pisaniu. Życze Ci kochana Jolu bys powróciłą wkrótce z radoscia i nowymi pomysłami na blogowe łono!
UsuńA co do zywokostu to latem mnóstwo go jest na naszych łąkach. Jeszcze nie robiłam samodzielnie maści, ale moja sąsiadka zrobiła i smaruje sie nia co dnia. Raz jej to pomaga a raz nie. Jednak ciezka praca na wsi uszkadza stawy trwale i z niektórymi dolegliwosciami trzeba sie pogodzic i je zaakceptować.
Uściski serdeczne i słoneczne Ci zasyłam. i cieszę się ,że zaglądasz do nas!:-))***
Na stawy mikstura ze skóry świńskiej..nie żartuję ..podam ten przepis na blogu bo to szczególnie dla kobiet[ brak kolagenu}
UsuńŚciskam
Posyłam Anioły , to najlepsze lekarstwo na boleści ..zaglądają do naszej duszy i podpowiadają czego tak naprawdę chcemy, czego potrzebujemy....
Mikstura ze świńskiej skóry...Juz chyba od kogos o tym słyszałam. Jesli pomaga, to czemu nie?!
UsuńDziękuję za tkliwe, mądre Anioły.
Ciepło pozdrawiam Cię Jolu!:-)*
tak po prostu:
OdpowiedzUsuń- cieszę się, że wróciłaś :)
Alis! W odpowiedzi zasyłam Ci swe ciepłe mysli!:-)*
UsuńOlgo Jawor teksty są Tobą (w Tobie) tego jestem pewna! Załóż folder: {Może kiedyś na blog} i teksty tam wrzuć. Podasz je czytelnikom, gdy będziesz gotowa.
UsuńJa poczekam, lubię TU wpadać po dawkę energii, taką prawdziwą, nie na pokaz
Pozdrawiam serdecznie i życzę dobrych pomysłów na trudniejsze momenty, hej :)
Od dawna mam już taki folder, droga Alis...Tyle że niektóre teksty lubią się dezaktualizować a niektóre nie sa przeznaczone na bloga. Ale pewnie napiszę coś nowego, gdy poczuję przypływ siły i natchnienia a potem zamieszczę tutaj.
UsuńMiło mi, ze lubisz tu zachodzić i dobrze sie tu czujesz.
Uściski przyjazne Ci zasyłam dobrej, łagodnej w nastrojach jesieni życząc!:-)*
Dobrze, że już jesteś, niedobrze, że nie znasz nadal przyczyny bólu głowy. Idzie czas odpoczynku od bieganiny letniej. Może się wyciszysz bardziej i głowa przestanie boleć.
OdpowiedzUsuńLosy staruszek... ja widzę je kiedy jestem u mamy. Zawsze po takiej wizycie czarna rozpacz mnie zalewa. I żal mi mamy, dla której już lepszej opieki nie znajdę i żal mi jej współlokatorek w pokoju, które mało co kojarzą, a wszystkie takie bezbronne i "bezosobowe".
Pozdrowienia z okrutnie wichrowej Cieszyńskiej :)
Dobry wieczór, Jaskółko! I ja licze na to, że zima przyniesie trochę odpoczynku. Byle tylko drzewa nam starczyło, bo juz ostro grzejemy a to przeciez dopiero początek chłodnego sezonu.
UsuńTak, smutna jest taka samotna, bezradna starość, może nawet bardziej gdy rozum nadal sprawnie działą i człowiek tak mocno nadal wszystko czuje a nic już nie możez e sobą zrobić...I jeszcze gdy młodzi traktują staruszków tak bezosobowo, z taką arogancją i irytacją...jakby to były przedmioty co zawadzają....
U nas też bardzo wietrznie i zimno. A jutro ponoć także snieznie! Och, miejmy nadzieję, że jeszcze przyjdzie jakies ocieplenie.
Uściski serdeczne Ci zasyłam z chłodnego Pogórza Dynowskiego!:-)
A i jeszcze, pierwsze zdjęcie prześliczne. Jak ja lubię taki "chiński teatr cieni":)
OdpowiedzUsuńDziekuję Jaskółko! Też mi sie to zdjęcie spodobało. Zrobiłam je moim ulubionym kwiatkom jesiennym - marcinkom podczas zachodu słońca!:-)
UsuńCieszę się,że jesteś życzymy zdrówka trejtka.
OdpowiedzUsuńI ja pozdrawiam Was serdecznie, Krysiu!:-)
UsuńOleńko może jakiś nerw dotyka nie tam gdzie trzeba? Ale tam, możać można długo, posłuchaj - niedaleko mieszka Ela z Pawłem, ona potrafi masować i zna różne masaże, wyślę Ci adres mailowy spróbuj z nią nawiązać kontakt. Ela jest uważna i delikatna, nic na siłę, sąsiadki masuje, dają jej za to jajka lub mleko czy miód, Oleńko spróbuj może by pomogła? Czy chcesz? ♥
OdpowiedzUsuńTak sie zastanawiam...Bo ja teraz taki mam czas zabiegany...od lekarza do lekarza i w gospodarstwie też jeszcze robota. A najchętniej bym sie pod pierzyną zakopała i nie wychodziła stamtąd aż do wiosny. Ale prosze, wyslij mi maila swojej przyjaciółki. Moze spróbuję sie z nia skontaktować, zapytac przynajmniej...
UsuńDziękuję Ci Elusiu kochana za troskę i dobroć!:-))***
Prosze uwierzysz ze snilas mi sie raczej inaczej (bylam w Waszym domu romawialam z Wami Cezary przygotowywal jakis posilek byl bardzo rozmowny Ty mowilas malo ) WIEDZIALAM Z COS SIE DZIEJE -wzruszyla mnie pani ze szpitalnej sali jest sama.................no sciskam lapke p.Gosia
OdpowiedzUsuńDobry wieczór, Gosiu! Niesamowite z tym Twoim snem! A wiesz - Cezary rzeczywiście jest o wiele bardziej ode mnie rozmowny. Ja zazwyczaj wolę słuchać...No popatrz - nie znamy sie, a jednak jest jakaś nitka tajemnicza miedzy nami!
UsuńPani Krysia ze szpitalnej sali...Kochany, wrazliwy człowiek. Bedę za nia tęsknić. Szkoda, ze daleko stąd mieszka. Nawet nie miałabym kiedy jej odwiedzić.
i ja ściskam serdecznie Twoja łapeczkę!:-))
I ja kilka dni temu zastanawiałam się co się dzieje pod niebem. Bo długo żadnych wieści nie było.
OdpowiedzUsuńPięknie opisałaś, nawet tak przyziemną rzecz jak pobyt w szpitalu. Szkoda tylko, że przyczyn dolegliwości nie znaleźli. Wypocznij, zimą mniej obowiązków. może minie.
Dziekuję serdecznie Ewuś za Twoją pamięć i troskę!:-)*
UsuńW szpitalach dzieje sie wiele ciekawych rzeczy. Z tego co mi sie przypomina niejeden pisarz znalazł juz w takich przybytkach natchnienie. Ja na przykład nigdy nie zapomne "Lotu nad kukiułczym gniazdem" i "Obłędu".
Mam nadzieję zimą odpocząc nareszcie. Tylko jeszcze trzeba sie po lekarzach powłóczyc niestety. A to wszystko tak daleko stąd. To są własnie jedne z tych trudnosci mieszkania na wsi.
Ciepłe pozdrowienia zasyłam!:-)*
Pięknie napisane...
OdpowiedzUsuńCzytuję Was i teraz poczułam, że powinnam napisać.
Pięknie powiedziała Pani do tj staruszki... Pięknie pani pisze...
Sama postaram się zapamiętać te słowa.
A kotki... Kotki będę miała tak długo, do póki starczy mi sił.
Dużo dobrego życzę. I ciepła nie tylko z kominka.
Witaj! Zawsze miło mi i ciepło na duszy, gdy odzywa sie do mnie ktoś, kto od jakiegos czasu podczytywał milcząco a w koncu postanowił sie odezwać. Wdzieczna za to jestem!:-))
UsuńI proszę,,,możesz spokojnie mówic mi po imieniu. Tu na blogach nie mamy wieku ani innych ograniczeń ze zwykłej rzeczywistosci, gdzie trzeba sie jakostytułowac oficjalnie.
Pisanie dla siebie, dla swoich bliskich, dla przyjaciół ma sens. Na pewno ma. Trzeba tylko pisać szczerze, z serca żeby móc sie po latach przejrzeć w tym pisaniu jak w lustrze i żeby ci, co znaja nas a czytają rozpoznawali nas w tym pisaniu bez trudu.
Cieszę sie, że odwiedzasz miejsce "Pod tym samym niebem".Dziekuję za Twe zyczliwe słowa!
Pozdrowienia ciepłe zasyłam!:-)*
Olu widzę, że ten pobyt nie wspominasz najgorzej. I ja tak miałam kiedyś. Odpoczęłam, poczyniłam wiele spostrzeżeń, popatrzyłam inaczej na świat, na swoje życie, a i przekonałam się, że ze służbą zdrowia nie jest tak źle jak się narzeka. Pewnie im bardziej się jest chorym to tym gorzej... Cieszę się, że nie znaleźli nic w mózgu, inne sprawy pewnie da się zaleczyć. Napisałaś prześliczną opowieść. Ma dar od Boga - talent i dlatego pisz, pisz i pisz. Dla nas! :) Cezaremu pewnie łatwo nie było z całym gospodarstwem.
OdpowiedzUsuńZapytam tu: czy jeszcze zaznamy smaku jajeczek od Waszych kurek? Niosą?
Pozdrawiam gorąco. :)
Tak Gosiu, rzeczywiście nie wspominam tego pobytu najgorzej. Spotkałam tam mnóstwo sympatycznych, zyczliwych ludzi. Odpoczełam. Wyspałam sie (bo dawali mi mnóstwo środków przeciwbólowych i nasennych!) Zrobiono mi kilka niezbednych badań. Tyle, ze wypisano mnie stamtąd z kilkoma nierozwiązanymi zagadkami...Cóz, trzeba będzie niestety dalej drążyć, szukać, a ja nie mam siły na to wszystko... W szpitalu prawie cały czas martwiłam sie o męża, bo on zarobiony tu był strasznie i nie miał nikogo do pomocy. Jak wróciłam i spojrzałam w jego twarz to od razu dostrzegłam ogromne zmęczenie i pomyslałam, ze jemu też bardzo dobrze by zrobił taki szpitalny odpoczynek.
UsuńPrzez długi czas nie miałam ochoty na pisanie. Nadal nie wiem, czy dam radę pisać tak często jak niegdys. Trybiki we mnie coraz bardziej skrzypia i nie dają sie skupić nalezycie na pisaniu!:-))
Niestety, co do jajeczek to w tym roku raczej nie ma szans na nie. Kurki całkiem sie zbuntowały i ani jednego jajka teraz nie niosą. Nawet nie chcą juz z kurnika wychodzic, bo im chyba za zimno na zewnątrz. No i mnóstwo jastrzebi w okolicach teraz krązy. Coś mi sie zdaje, ze zima będzie sroga!
Dziekuję Gosiu za Twą pamięc i ciepło! Pozdrawiam Cie przyjaźnie!:-))
Zdrowia, spokojnego oddechu, odpoczynku - nie szpitalnego, ciepła w sercu, mnóstwa drobnych radości. Myślę, że Tego Ci trzeba, więc właśnie tego życzę ;)
OdpowiedzUsuńInkwi droga! Wybacz, że wczoraj nie odpisałam Ci na Twój komentarz. Jakoś mi umknął w wieczornym zmęczeniu. Przegapiłam i tyle.
UsuńDziękuję Ci za ciepłe słowa, za zyczliwe zyczenia. Spokój i odpoczynek bardzo sa mi potrzebne. Mysle iż zdrowie w dużej mierze własnie od tego zalezy.
Widze, że za oknem leży pierwszy snieg. Ładny, ale i groźny to widok, jesli parę spraw wciąz jeszcze jest do załatwienia. Mam nadzieję, że śnieg stopnieje a jesień da nam przynajmniej kilka dni na dokończenie tego, co zaczęte.
Ściskam Cie serdecznie droga dziewczyno i raz jeszcze przepraszam za moja wczorajszą nieuwazność!:-))***
Witaj Olu,bardzo się ucieszyłam widząc Twój nowy tekst,ostatnio nie schodziłas mi z mysli,ale tłumaczyłam sobie,że na pewno macie mnóstwo jesiennych prac,a może jakiś większy projekt robicie.Bardzo dobrze,że zostałas na badaniach,że uspokoiły Cię wstępne diagnozy.Tak smutne są losy starszych,osamotnionych ludzi,a tamta Pani miała szczęście spotkać Ciebie,bo jak zawsze umiesz wczuć się w sytuację pocieszyc i doradzić.Olu napisałas piękny tekst,pisanie ma sens zwłaszcza Twoje i czekamy na nie.Cieszę się ,że czujesz się lepiej,życzę dalszej poprawy zdrowia,pozdrawiam,,przesyłam uściski i mnóstwo dobrych myśli.Elżbieta J.
OdpowiedzUsuńDobry wieczór, Elżbietko! I ja ucieszyłam sie widząc Twój drugi tutaj,blogowy komentarz! Coraz lepiej Ci to idzie. Brawo!:-))
UsuńTak, odetchnęłam z ulga, ze nic mi w mózgu nie znaleźli. Tym bardziej, że na oddziale neurologicznym, na którym lezałam było tyle trudnych przypadków z porazeniami, krwiakami, guzami i tętniakami. Mózg to najwazniejszy organ człowieka. Uważam, iż tomografie powinno sie nam wykonywac co kilka lat. Tak łatwo cos przegapic, zbagatelizować a potem moze być za późno...
Jak wiesz jestem zdania, że nic nie przydarza nam sie w zyciu przypadkiem. Widocznie miałam trafić na ten odział i móc poznac tę kochaną pania Krysię, móc wysłuchac jej cudownych opowieści, smiać sie razem z nią i smucic się jej trudnym połozeniem. Mam nadzieje, ze weźmie sobie do serca to, o czym rozmawiałyśmy w szpitalu i swymi wspomnianiami zapisze niejeden gruby zeszyt w kratkę!:-)!
Zobacze, jak to będzie z moim pisaniem. Musze dojsc od siebie. Pojeżdzic jeszcze troche po lekarzach. I Cezary tez, bo ma problemy z kręgosłupem.
Pozdrawiam Ciebie i Twojego Miłego z ciepłym usmiechem, zycząc w swoim i męza imieniu wszystkiego dobrego!:-))*
Droga Olu dziękujemy za życzenia, dojechał małżonek i dołącza serdeczności i życzenia polepszenia zdrowia,nabieraj sił kochana pod opieką Cezarego.Pozdrawiamy Elżbieta i Hieronim.
UsuńElżbietko i Hirku! Dziekujemy za dobre słowa. Ściskamy Was serdecznie i dobrej, spokojnej nocy zyczymy!:-))*
UsuńPisanie ma wielki sens...
OdpowiedzUsuńDałaś p. Krysi wspaniałą radę!
Pozdrawiam serdecznie!
Mam nadzieje, Basienko, że pani Krysia wróciwszy do domu weźmie sie za to pisanie a jej ukochany kotek będzie obok mruczał jej serdecznie. Oby zdrowie tej wrazliwej, samotnej kobiety ustabilizowało się i pozwoliło jej na jeszcze kilka lat pogodnej, spokojnej starości.
UsuńPozdrawiam Cię z serdecznoscią!:-))*
Chyba w końcu wywołaliśmy Cię, Olu na bloga ;)
OdpowiedzUsuńTe doktory ...... czasem niewiele pomogą, głupot nagadają, wynajdą coś bez sensu i radź sobie sama z tym natłokiem myśli i wiadomości.
Ale dobrze, że chociaż głowę Ci dokładnie przebadali i nic nie znaleźli. Bo pewnie te bóle na tle nerwowym się pojawiły.
W szpitalu to się człowiek nasłucha, naogląda, ciężkie klimaty .... ale być może uratowałaś nieszczęsnego kotka od dalszego pobytu w schronie, a i starszej pani podrzuciłaś pomysł, który wypełni jej dni i coś dobrego przyniesie :)
Buziaki :******
Jesli wołaliście cierpliwie zyczliwymi głosami, to byłabym głucha nie usłyszawszy tak miłych sercu nawoływań!:-))
UsuńTe doktory...Nie chciałąbym narzekać na nich gremialnie, bo spotykam róznych. Niektórzy są cudowni. Niektórzy odwalaja swoją robotę jak najszybciej byleby pozbyc się kolejnego przypadku i iśc dalej. I ja muszę niestety isć dalej i kontynuować to męczące sledztwo a potem uleczyc sie wreszcie by poczuć sie znowu dobrze. No bo nadal nie wiem, na jakim tle te bóle bóle. Może i nerwowym...I kręgosłup też w nieciekawym stanie i stopy...A przecież dwa lata temu tańczyłam beztrosko na łące w długiej, niebieskiej sukience!
nasłuchałam się i naogladałam w tym szpitalu. To prawda. Ale chyba było mi to jakos potrzebne żeby cos zrozumieć, no i zeby trochę odpocząc fizycznie od codziennej roboty. Mojemu męzowi też by sie taki odpoczynek przydał bardzo.
W sprawie pani Krysi to mam wielką nadzieje, że naprawdę zapaliła sie do pisania. I że teraz siedzi w domu z kotkiem na kolanach. I ma spokój w duszy.
Buziaki, Lidusiu i ciepłe pozdrowienia z mroźnego Podkarpacia zasyłam!:-))***
Olu, może to od kręgosłupa szyjnego po wypadku...
OdpowiedzUsuńKiedyś, kilkanaście lat temu byłam przez trzy tygodnie w szpitalu i do tej pory dobrze pamiętam wszystkie pacjentki z sali i jeszcze część spoza. Nawet wtedy myślałam, że to trzeba by gdzieś, kiedyś opisać, że to im się jakoś należy. Wracam czasem myślami do nich, do tych osobnych światów, które kiedyś spotkałam...
Akurat w moim kręgosłupie szyjnym nic nie dojrzeli na przeswietleniach, ale między łopatkami owszem. Stawy biodrowe też zwyrodniałe. I parę innych rzeczy tez w nienajlepszym stanie. Ot, zbliża sie człowiek pomału do pięćdziesiątki i niestety wyskakują kolejne usterki.
UsuńTe osoby poznane w szpitalu bardzo mocno zaszły mi w duszę. No bo naprawdę duzo o nich sie dowiedziałam. ta szpitalna rzeczywistośc odsłania sporo naszej intymnosci, otwiera na zwierzenia, odsłania tyle uczuć. I tyle jest róznych rzeczywistosci w zyciu, o które sie zahacza, w których sie jest tak głeboko. A potem chwila mija...Film się kończy a może przenika się nagle z innym filmem, z inna opowieścią...Pudełko w pudełku...Jakie to wszystko dziwne...
Aniu!Jesli tak wyraźnie pamietasz tamten szpitalny pobyt a nawet wszystkie twarze pacjentek, to wciaz jest szansa, iż to opiszesz, ze kiedys sie to w cos ciekawego literacko wykluje!:-)*
Wiesz, Olu, że gdzieś w głębi przechowuję nadzieję, że kiedyś to zrobię. Napiszę.
UsuńTo dobrze Aniu! Nie odkładaj tylko tego za bardzo, bo wiesz - los i jego niezbadane wyroki...
UsuńPozdrawiam Cię ciepło o snieznym poranku!:-)*
Jak dobrze, że idzie zima, czas może odrobinę zwolni, będzie troszkę mniej obowiązków, to i odpoczniesz, Olu; ciepłe myśli posyłam, pozdrawiam Was serdecznie.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony i ja cieszę sie na zimę ze względu na ten zwolniony czas i nadzieję na jakis odpoczynek a z drugiej martwie sie o te chłody, o opał, o drogi co wkrótce będą zaśniezone i oblodzone a tu do lekarzy, do miasta trzeba jeździć...
UsuńDziekuje Ci za ciepło i zyczliwosc, Marysiu i pozdrawiam Cię przyjaźnie!:-)*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńUsunęłam, bo się powielił :)
UsuńOK!:-)
UsuńWitaj Oleńko z powrotem, tak bardzo się cieszę, że mogę przeczytać słowa kreślone Twą dłonią... że wraz z Tobą mogę popatrzeć na świat, zatrzymany w kadrze Twą dłonią. Ckni mi się okrutnie za Tobą, ale wiem jak to jest, gdy godziny galopują a dni migają niczym w kalejdoskopie... Jeszcze trochę i zima przyniesie ze sobą długie wieczory, szare godziny pełne rozmyślań, będzie można wolniej chodzić, dłużej spać i spokojniej żyć... i tylko do pieca trzeba będzie częściej wrzucać ;) Może te bóle głowy z jakiejś wewnętrznej niezgody samej z sobą są. czasem gdzieś na dnie duszy buntujemy się a tłamsząc to, wyzwalamy choroby... ciężkie do zdiagnozowania, wydawałoby się, że bez przyczyny nijakiej nas nawiedzające.
OdpowiedzUsuńU mnie zimno i wietrznie, i nadal sucho... sezon grzewczy rozpoczęty. Oby zima byla łagodna, bo można by rzec, że mój opał jeszcze w lesie a właściwie w składzie opalowym jest ;)))
Ściskam Cię Kruszynko i serdecznie całuję! :)******
Witaj, Zosiu kochana! Wiesz jak cięzko było mi sie zebrać do pisania. Nadal nie wiem, czy dam radę wytrwać w tym stałym ciągu pisania, czytania, komentowania blogowego - potrzeba jednak do tego duzo sił i jasności mysli.A mnie to przychodzi i odchodzi. I do tego jeszcze te prace domowe i okołodomowe.I zmęczenie fizyczne. i zima, która przyszła zbyt wczesnie. Ojej, snieg lezy na polu...I wietrznie jak u Ciebie albo i bardziej bo tu tyle otwartych przestrzeni wokół. Duje i swiczy za oknem strasznie! Z tym opałem drogocennym u nas też nie za dobrze. trzeba będzie oszczędnie gospodarować a człowiek tak ciepła złakniony.
UsuńA co do bólów głowy to może byc tak, jak napisałaś. To bardzo mozliwe, że cała przyczyna w psychice a nie w fizjologii.
Mam nadzieje, ze opał przywiozą Wam wkrótce i wniosa, czy wrzucą go tam, skąd najwygodniej bedzie Wam go brać. Niech ta zima nas nie zmrozi. Niech przyniesie ten odpoczynek, to spowolnienie i spokój, za którym tęsknimy.
Kochana moja bliska duszo - przytulam sie tkliwie i mnóstwo ciepłych mysli Ci zasyłam, ciesząc sie, że jesteś przy mnie!:-))***♥.
Olenko, Jestes juz w domu - Twojej bezpiecznej przystani.
OdpowiedzUsuńOddychaj pelna domowa piersia.
Bardzo mnie ucieszyl Twoj post, dajacy wiele refleksji - zawsze mi towarzyszacych gdy Tu Was odwiedzam :)
Tule mocno i serdeczne mysli przesylam :***
Tak, jestem nareszcie w domu Orszulko. A na dworze dzisiaj bardzo wietrznie, zimno, snieżnie i deszczowo. Zimowo po prostu! W wiekszosci siedzimy wiec w domku i grzejemy sie od kuchennego pieca, zajadajac od czasu do czasu chrupiące naleśniki albo zupę dyniową, bawiąc sie z psami albo pieszcząc koty. Nie ma to jak domowe, swojskie ciepło i spokój.
UsuńCiepło mi na sercu wiedząc, że pamiętasz o mnie i tak pozytywnie odbierasz to moje, nasze pisanie. Dziekuję!
Skwapliwie tulę się do Ciebie z ciepłym usmiechem i dobrej, spokojnej jesieni Ci zyczę!:-)***
Oleńko na zwyrodniały (paskudy jedne) kręgi jednak najlepszy balsam z omułka, tylko niestety co dzień stosowany:
OdpowiedzUsuń"Ogromne możliwości terapeutyczne w zakresie zwalczania artroz i odbudowy tkanki chrzęstnej. Nie wywołuje skutków ubocznych. Balsam dobrze rozprowadza się na skórze". Albo:
Dzięki ekstraktowi z zielonej małży dostarczane są naturalne glikozaminoglikany, które stymulują odbudowę tkanki chrzęstnej, zapobiegają procesom degradacji chrząstki i działają przeciwzapalnie. Stawy mogą się zregenerować, dochodzi do spowolnienia lub całkowitego zahamowania objawów zwyrodnienia stawów. [...] Suplementy z zielonej małży są używane zarówno profilaktycznie (u sportowców), jak i leczniczo (u osób w podeszłym wieku, które cierpią na choroby zwyrodnieniowe stawów).[...]
Niezależnie od tego, czy chcecie Państwo uchronić swoje stawy przed zwyrodnieniami, czy też zrobić coś z istniejącymi już dolegliwościami stawowymi: ekstrakt z małży zielonej dostarcza w sposób naturalny tego, czego potrzebuje organizm. Degradacja stawów zostaje zatrzymana i tworzy się nowa tkanka chrzęstna".
Mogłabym doda: jeść dużo krewetek, ryb, pić olej omega 3
http://jardin24.pl/balsam-z-omulka-zielonowargowego-150-ml-na-stawy-zdrowe-stawy-p-10.html
Jak już pisałam kiedyś, mam osobiste bardzo pozytywne doświadczenia z omułkiem, niestety nie wcieram co dzień, tylko gdy boli i wtedy przestaje boleć, powinnam co dzień ale ... zapominam gdy nie boli.
Słoneczko kochane czas zadbać o siebie. Oleńko a masz może bursztyn? Jakieś kawałki większe mniejsze?
dobrze byłoby na gołą skórę pod skarpety czy spodnie umieszczać, on ma działanie lecznicze nie tylko na tarczycę ale to będzie w moim poście niedługo bom była nad morzem i z ludziskami rozmawiałam :)
Mocno przytulam cieplutko. ♥
Ciekawa ta maśc. Dziekuję za link. Poczytałam z zainteresowaniem o jej pozytywnym działaniu. Pomyslę jeszcze nad jej kupnem. A co do bursztynu, to mam tylko bursztynowy naszyjnik. Nie bedę go psuć, bo potem mi sie bursztyny gdzieś pogubią.
UsuńMój mąz masuje mnie przy pomocy maści rozgrzewającej. Nauczył sie tego troche na swoich fizjoterapiach. Powinno trochę pomóc.
Krewetki uwielbiam, ale w Polsce są za drogie. Zostają ryby. tez niestety nie tanie - przynajmniej te dobre.Chociaż jest chlubny wyjątek od reguły - udało mi sie kupić ostatnio kilka tacek ze sledziami zielonymi. Uwielbiam je a od dawna ich już szukałam i zwątpiłam, ze na Podkarpaciu znajdę!
A z tą tarczycą to trafiłaś w dziesiatkę. Z zainteresowaniem przeczytam Twojego posta o niej. Ty zawsze potrafisz napisać coś ciekawego, nietuzinkowego.
Uściski przyjacielskie zasyłam Ci Eluś!:-))*♥
Mnie rowniez zaniepokoila Twoja nieobecnosc na blogu. Zmartwilam sie, oj Olenko, najwyzszy czas pomyslec o sobie. Pracujecie bardzo ciezko i od czasu do czasu trzeba jednak sie przebadac, zarowno Ty jak i Cezary. Jestescie mlodymi ludzmi, moze to przemeczenie.
OdpowiedzUsuńZbliza sie zima ,moze teraz znajdziecie wiecej czasu dla siebie.
Pieknie opisalas panie przebywajace w szpitalu. Przykre jest to, ze tyle samotnosci jest obok nas. Niestety starosc nie udala sie Panu Bogu.
Dbajcie o siebie Kochani, bo najgorsze co moze byc to chorbska i zwiazana z tym bardzo czesto bezradnosc.
Tak, droga Ataner.Trzeba koniecznie zwolnić, wsłuchać sie w swoje organizmy i ograniczyć ilośc obowiązków, bo zestarzejemy się w błyskawicznym tempie i szybko wypalimy jak kiepskie świeczki. Może rzeczywiście zima w tym pomoże.
UsuńSamotności jest tak duzo - coraz więcej. Ona nie pcha się na afisz. Jest cicha, milcząca, ale wierna i bezlitosna. Dotyczy i ludzi starych i młodych. Jednak w przypadku starych łączy sie z ogromną bezradnościa i beznadzieją - szczególnie w tym momencie historii naszej ojczyzny, gdy młodzi zapracowani, zajęci walką o byt nie mają siły ani czasu by przejąć się i zajac losem starych.
Ciepłe uściski zasyłamy Wam obojgu dziękując za pamieć i życzliwość!:-)***
Pieknie opisana szpitalna rzeczywistość. Bardzo nie lubię szpitali i tak sobie postanowiłam, ze nigdy tam nie trafię. Ta, jak moja mama kiedyś, gdy ja miałam 7 lat, a u niej przypadkowo stwierdziono złosliwy guz, powiedziała wtedy , ze nigdy , przenigdy nie pójdzie do szpitala. I nie poszła, wyleczył ja jakis znachor ziołowymi miksturami. I tyle juz lat zyje w doskonałym zdrowiu. Tak, Olu te ziołowe mikstury sa najlepsze, wszak kiedyś ludzie tylko tym się leczyli, wierząc, że natura to najlepsza apteka. Bardzo wzruszyła mnie historia babci Krysi i jej kotka... z jakąż chęcia wziełabym te starowinkę i jej kotka do siebie, u mnie dom taki wielki, a ja też sama, więc byłybysmy we dwie i jak dobrze by nam było.
OdpowiedzUsuńDobrze,że juz w domu jesteś i że Cezary dba o domowe ciepełko i ogień w piecu. Tak, ten ogień to magia, cieszy i uzdrawia.. Tez dzisiaj grzałam się z kotami przy kuchennym piecu. Odpoczywaj i ciesz sie Olu kazda chwilą,bo tylko te chwile tak naprawdę sie w życiu liczą... Sciskam Ciebie mocno i dużo dobrego zdrówka życzę.
Dzień dobry, Amelio! To cudowne, że Twojej mamie udało sie dotrzymać danego samej sobie przyrzeczenia i że znachor pomógł. Widocznie jesteś bardzo genetycznie i mentalnie do niej podobna, skoro i Tobie udaje sie wywinąc chorobom i szpitalom. Nie każdemu sie jednak udaje. I nie na wszystko zioła pomagają. A jesli nawet są zioła, które by pomogły, zaleczyły cos przynajmniej, to się o nich nie wie, nie stosuje, nie wierzy w ich pozytywne działanie albo zbyt krótko stosuje - stąd brak skuteczności. Też mam w domu mnóstwo ziół z moich łąk, a jednak na bóle głowy ani kręgosłupa nie działają.Potrzeba odpoczynku i jeszcze jakiegoś światełka, zelżenia trosk...sama nie wiem, czego jeszcze...
UsuńAmelio kochana, pewnie pani Krysia nie chciałaby sie nigdzie przeprowadzać - wiesz, starzy ludzie przyzwyczajają sie do miejsca, nie lubią totalnych zmian. Mało kto z nich poważa sie w starszym wieku na przeprowadzkę. Ale sam Twój pomysł o zamieszkaniu razem jest cudowny. Masz takie dobre, wrażliwe serce.Może gdzieś blisko Ciebie też jest ktos samotny, komu mogłabyś pomóc? Tyle jest tej samotnej, smutnej starosci wszędzie. Tyle, że najczęściej kryje sie ona za zamkniętymi drzwiami. Casem tylko w oknie drżą firanki...I drżą serca tych staruszków, o których nikt nie pamięta...
Czytałam wczoraj przejmujący artykuł o staruszkach, któzy są juz zbyt niedołęzni by radzic sobie sami a rekami i nogami bronią sie przed póściem do domu opieki. A szliby tam znacznie chętniej, gdyby pozwolono im zabrać tam ze sobą ich zwierzątka - kotki i pieski. Bo gdyby mieli je ze sobą, mieliby nadal namiastke domu. Niestety - surowe przepisy sanepidu i regulaminy tych domów najczęściej tego zabraniają.
Zawsze najlepiej jest we własnym domu, w swoim swojskim cieple - byle by była obok jakaś żywa dusza. Choćby kot, choćby pies...I stare pamiątki. I ustalony, niezmienny porządek dnia. i spokój w sercu...
Odpoczywam, Amelio. Zrobiło sie za zimno, by długo robić cos na dworze.A jednak sporo do zrobienia jeszcze jest. Gdy sie ociepli trzeba będzie sie za to wziać.
Amelio!Serdeczne uściski Ci zasyłam i dobrej, spokojnej, pełnej ciepła domowego jesieni Ci zyczę!:-)***
Olu, same ziola i nawet te najcudowniejsze nic nie zdzialaja bez wiary i pozytywngo myślenia... to jest najważniejsze, bo jakie mysli taki nasz świat. Dobre, pogodne mysli tworzą dobre pełne radości i zdrowia zycie. Ta energia, która w nas plynie jest diametralnie ważna dla naszego zdrowia. Negatywnych, smutnych mysli należy jak najszybciej się pozbywać, bo wyrzadzamy sobie nimi tyle szkody co złym jedzeniem. To mozna sobie wypracowac taki styl zycia i bycia ze wszystkiego zadowolonym, choc to napewno nie łatwe.
UsuńI jeśli spojrzymy na nasze życie, to mamy przecież wszystko co nam do życia potrzebne... jestesmy zanurzeni w wielkim oceanie Obfitosci... a tak rzadko to zauważamy.
A mnie się zdaje Olu,że Ty masz jakiś smutek w duszy... i dlatego Twoje ciało choruje. Kiedys lekarz leczył dusze i ciało, a właściwie zaczynał od duszy, uważając że jest to podstawa zdrowia... teraz już żaden lekarz tego nie robi i szkoda!
Zyczę Tobie Kochana dobrych i pozytywnych mysli, a wszystko napewno bedzie dobrze!
"Jesteśmy zanurzeni w wielkim oceanie obfitości" - to piekna i głęboka myśl Amelio. Sami jestesmy częścią tego oceanu i w sobie możemy znaleźć wszystko, co nam jest potrzebne. Tylko trzeba umieć nie przeoczyć a znalazłszy nie zgubić.Mało komu sie to udaje na stałe. Prawie każdy przezywa swoje wzloty i upadki. Szczęsliwi ci, co odnaleźli źródło spokoju i potrafią zawsze z niego czerpać. A przynajmniej łapać szczęsliwe chwile, wzmacniać sie nimi. Mnie sie to często udaje...
UsuńDziękuję Ci za wrazliwe, serdeczne słowa Amelio i i za to, iż patrząc poprzez monitor napotykam Twoje ciepłe, rozumiejące spojrzenie!:-)***
Jak zawsze, pieknie napisane ...
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze teraz uda Ci sie nieco odpoczac i bedziesz mogla bardziej zadbac o siebie. Cieplutkie usciski i pozytywne fluidy sle z daleka. (Leciwa)
Dzień dobry, Leciwa. Dziękuję za Twoje serdeczne myśli i dobre słowa.I ja mam nadzieje, że chłodniejsza pora roku da nam odpoczynek, spokój, i poprawę zdrowia. I Tobie też, bo pewnie też masz niedobór obu tych rzeczy.
UsuńGorące uściski Ci zasyłam i zyczliwe mysli!:-)*
Trzy razy czytałam tego posta a potem jeszcze komentarze i odpowiedzi, bo tyle mam wątpliwości, emocji, niewiadomych. I chyba wszystkie one dotyczą tak Ciebie, Krysi, Zdzisi, Iwonki, Basi ... jak i mnie i mojego losu. Tak to już jest, że przepuszczamy i filtrujemy wszystko przez siebie, widzimy świat swoimi oczami, czujemy swoimi zmysłami.
OdpowiedzUsuńNapiszę wieczorem bo mam pomysł i propozycję. Przytulam czule.
Ano, ano Krystynko! Wszyscy patrzymy poprzez własne doświadczenia, rozum, wrazliwośc. Porównujemy. Przenicowujemy. Przeżywamy. Szukamy bliskości w podobieństwach i obcości w róznicach. Wyciągamy wnioski na przyszłośc. Sądzę, iż niemal wszystko, co nas w zyciu spotyka jest czy powinno być jakąś nauką. Jednak nie zawsze ocenianie kogoś i czyichś potrzeb własną miarą jest właściwe. Czasem chcąs komuś zrobić dobrze jeszcze bardziej go krzywdzimy...
UsuńOjej! Az sie bojam, co to za pomysł i propozycja!:-))
Buziaki zasyłam gorące!:-)*