Cezary pisze…
Cieńżkawe te
dzionki łostatnio, albotyć łupały nie do derogacyji, ać nastempująca zimnawka trzensawkom
się rozłazi po grzbietowych łokolicach. Przysiadła se kobicina moja przy jaworowym
zapiecku i gdybała; alem się naczytała, kozule na wszyćkich blogerskich blogach
zeżarły juści zimowe im należności i co to bendzie, co to bendzie i tak do
przodka i do zadka niby to interpelacyja. A toć kobite mojom znać mi nadeszło
niepomiernie. Co my jechali podle sonsiada łonki, toć łona spod bryli
spozierała na sterczonce trawska po biedra, a co drugim po pazuchę. I tak, jak
ciasto zamieszuje i wałkuje, to mie urabiała bezliczebne godziny. Wreszciem się
splaskacił i wyszło na kobiecine intencyje. Bida, bida z kosiarzami, ać mi
kosom nie licuje, boć to nie te lata i zamachu z rozpendu nie stoji.
Z wieczora juści bywało, ażci traktorzyna znienacka z przyrzondem do łomocenia łonki jedzie. Niecom się znarowił, portki w kułak chycił i dali w dyrdki za rozwiązaniem wyłonaconej zgryzoty przez mojom przez serducho połowicom. Alem sie nadywagował zapłaty za łomocenie łonki. Chłop bywał twardy, jako co łorzech i co chwila dembem mi stawał. Aliści my targu dobili.
A wteda słonko chadzało se wysoko i dymało jakoby ktosik się powiesił. Pan Bozia widać cuwa, coby Jaworom siano nie sprzaśniało. I myśta raz po raz wywijali spodkiem siana do góry. I tak ze trzy dni my wyrobili. Świeże toć bywało, choć stareńkie i mocy było, jako cieńkusz jaki po dziesiontej wodzie.
Z wieczora juści bywało, ażci traktorzyna znienacka z przyrzondem do łomocenia łonki jedzie. Niecom się znarowił, portki w kułak chycił i dali w dyrdki za rozwiązaniem wyłonaconej zgryzoty przez mojom przez serducho połowicom. Alem sie nadywagował zapłaty za łomocenie łonki. Chłop bywał twardy, jako co łorzech i co chwila dembem mi stawał. Aliści my targu dobili.
A wteda słonko chadzało se wysoko i dymało jakoby ktosik się powiesił. Pan Bozia widać cuwa, coby Jaworom siano nie sprzaśniało. I myśta raz po raz wywijali spodkiem siana do góry. I tak ze trzy dni my wyrobili. Świeże toć bywało, choć stareńkie i mocy było, jako cieńkusz jaki po dziesiontej wodzie.
To był czwartek i my z samego ranka się wzienli, coby zwózkę poczynić, bo koło dnia połowy miało być ze trzydzieści gradusów. Ufff…
Capka żem łobejrzał, przyczepem żem zaprzong bolcem do capkowego zadka i jazda. Szum w uszach, a we włosach wiatr. Takośmy pendzili za pierwszym razem. Olga, jako pomocnik ładowacza kupki siana lokowała na wóz ino śmigało. Jak bywało juści wysokunio, toż łona jak ta kozula wskakiwała na wierzch i łupu cupu przygniatała łonkrogłymi biedrami i czymśik tam jeszcze, aści same okrągłości. Ino furczało. Siano i wiatr we włosach wirowało, w łoczentach błysk i pomruk zadowolenia. Szło dobreniutko.
No i jazda nazad, coby siano wwidłować na sianowy stryszek. Olga we drzwiach na górze, a jamci widłami wywijał na trzy metry do góry. Po piontym obrocie se my siedli i zagadali, coby to wymyśleć jakieś zaklencie, żeby siano samo wskakiwało na wóz i samiusienkie ładowało się na strych. Dłogośmy myśleli nad popitką a to z czarnego bzu, a to kwaśnym mlikiem od naszych sianowych obżarciuchów. I co? I nic!
Tegoż dnia my obrócili dekadę razy i tylko raz westchnęliśmy o sensie naszej doli. Oczywiście w interwale, bo w czasie jazdy capek kiksował nasze przekazy swoimi głośnymi dowodzeniami.
Tegoż dnia wiało tak, żeśmy sie nie nadonżyli spocić, wszyćko schło juści przy skórze, a z sianem na widłach to my latali po całej łonce, jako dmuchawce. A z wiecora popatrzyli my na siebie; Olga cała carna i Cezary jak Olga. Szybkośmy się pomyli, coby nie wziento nas za migrantów z carnej Afryki. A gdyby tamte mieli marszrutę przez nasze pole i wzieliby po jednej trawce, to cała zwózka na nic by była.
Z rana dnia nastempnego kozule poszły paść sie na łonkem za ogrodem, a my zjedliśmy śniadanie z zawiniontka pod okapem z banera. Olga z przezorności przywionzała narowistego Jacusia do słupa i rzekła:
„… i nic nam się
nie stanie.”
I tak pojechaliśwa my na pole chronieni Olgowym zaklenciem. Inośmy z capka zleźc zdonżyli ano przyleciał Jacuś. Użwając magicznego zaklencia sam się chyba odwiązał. Zaklencie robiło na tyle, że nie pobiegł nasamprzód do kóz coby mleka se posmakować. Jak on to zaklencie pojmał?
I tak pojechaliśwa my na pole chronieni Olgowym zaklenciem. Inośmy z capka zleźc zdonżyli ano przyleciał Jacuś. Użwając magicznego zaklencia sam się chyba odwiązał. Zaklencie robiło na tyle, że nie pobiegł nasamprzód do kóz coby mleka se posmakować. Jak on to zaklencie pojmał?
Zwieźli my dwa załadowania i po dywagacyjach osondziliśwa, coby dało się wcisnonć jeszcze jednom furę. No i pojechaliśwa!
Jeszcze na polu nagle smród i tryskajoncy łolej z silnika, jak kozie z dójka. No to teraz ja dałem zaklencie; „masz dojechać capku jeden”. I ledwo dojechaliśwa obryzgani od gumofilców aż po capki onze się rozdupcył na ament.
To była trzynasta fura. I kto powie, że nie jest feralna. No kto?
A tak po prawdzie to Olga pierwym razem wypowiedziała je w czasie jazdy po plaży w South Australii, gdzieźwa się zakopali. Terozki niech lepiej po próżnicy nie gada!
*Capek – to taki
traktorek samoróbka.
*Zerknijta niżej na dodatek audio-video, któren na zycenie kobieciny Gosiankom Wrocławiankom zwanej oraz naszej somsiadki Pellegriny dołoncam!:-))
*Zerknijta niżej na dodatek audio-video, któren na zycenie kobieciny Gosiankom Wrocławiankom zwanej oraz naszej somsiadki Pellegriny dołoncam!:-))
... Powiadasz, ze sie rozdupcyl ... Ament
OdpowiedzUsuńJakoś tak wyszło, capki mają to do siebie, że leją olejem w najbardziej nieodpowiednim momencie.
UsuńA juz myslala, zesta koziolka do furmanki zaprzegli! Tak zesta zwsiali na ty wsi, ze az! Trudno sie czyta miastowemu po wsiowemu, ledwiem dala rade, alem dala. Bardzo podoba mi sie "zimnawka", a jeszcze bardziej "rozdupcenie" capka. Obsmialam sie tak szczerze, ze malo lapka nie oplulam.
OdpowiedzUsuńSciskam Was :*****
"rozdupcenie" też mnie chyba najbardziej rozbawiło :)))
UsuńNo i ten opis walorów Oli, które pomogły siano ubić ... niczym pamiętna Jagienka, tylko ona orzechy rozbijała ponoć ;)
Do AMP.: Jaworowie szybko asymilują się w każdych okolicznościach, coby nie wychylać się zanadto. Pogadałem z capkiem Kurdybankiem, ale był zbyt zajęty romansowaniem z Brykuską i pokazał mi podniesiony ogon. Nasz capek tak już ma. Tworzenie nowych słów to moje hobby oraz ich nietypowe zastosowanie. Problem w tym, że czasami sam nie rozumiem, co napisałem. C. Jawor tak już ma. I cieszę się, że uśmiałaś się do...
UsuńDo Lidia: Na temat walorów Olgi mógłbym pisać i pisać i bardzo to lubię. Siano ubiła w foremne kostki. Niestety nie mamy orzechów, lecz przy sprzyjających okolicznościach podejmiemy próbę. Niech tradycja nie ginie w narodzie.
Byliście bardzo dzielni z tą zwózką, ale Oluś, droga - na to zdanie to chyba masz już szlaban nieodwołalnie ;)
OdpowiedzUsuńA zdążyliście chociaż wszystko zwieźć? I capka musowo remontować ...
Och, dzięki za pochwałę. Czy jesteśmy dzielni? Co trzeba zrobić, to trzeba. Poza tym życzenia Olgi są dla mnie rozkazem i nie ma zmiłuj się. Mam nowy projekt, o którym napiszemy niedługo. Uszkodzenie capka jest poważne i naprawa zajmie przynajmniej tydzień. Czy warto? Szwankuje zbyt często.
UsuńWóz drabiniasty najlepszy i kuń, nic się nie popsuje a Jacuś gdyby na przykład mleka kobylego zechciał chlipnąć, daleko by leciał i długo, dla zdrowia niekoniecznie jego, to dobre by było. :)) Szczęśliwie zwiezione a traktorek dzielny bardzo, dowiózł i zwiózł wszystko, pochwala się mu należy wielka, że chorując już, jeszcze na wysiłek się zdobył i rozpadł się dopiero wtedy, gdy skończył pracę, dzielna mała maszynka, buziaki dla niego i głaski.
OdpowiedzUsuńJesteście o tacy ♥♥ :)
♥♥
Pomysł z koniem niezły tylko, że potrzebowalibyśmy dziesięć razy tyle siana. Jacuś pomimo jego ekscesów jest kochany, no może zbyt namolny. Pierwszy do miski i pierwszy do pieszczot. Jak nie dajemy rady, to wołamy Zuzienkę i ona przywołuje go do porządku, a zazdrosna jest o wszystko.
UsuńCapka muszę naprawić, bo mam jeszcze drzewo w lesie i parę fur gałęzi do zwiezienia. Bo na wsi to jest tak; jedzie się do lasu i ścina się drzewa, potem tnie się na metrówki i ładuje na wóz, po zwózce trzeba wyładować, pociąć na klocki i porąbać, porąbane kawałki składa się w drewutni. Potem zanosi się do domu i hajcuje i piecu lub w kuchni. Na koniec trzeba wynieść popiół. To tak w skrócie. Można też kupić brykiety. Pogłaskałem capunia od Ciebie, lecz ten tylko błysnął światłami...
Dzięki za o tacy! Serdeczności Elu.
Uff...przeczytałam i zrozumiałam. Niefortunne zakończenie zwózki przez capka bardzo mnie rozśmieszyło.
OdpowiedzUsuńBardzo dzielni jesteście. Ukłon dla autora, pięknie napisane.
Jak to dobrze czytać ze zrozumieniem! Osobiście mam z tym problem. W końcu i myśmy uśmiali się. Złośliwość rzeczy mechanicznych jest trudna do przewidzenia. Dzielni to my jesteśmy, kiedy nie mamy wyjścia. Ukłon dla ewa2 - pięknie to napisałaś.
UsuńWspaniale napisane staropolskim językiem. Aż miło takie czytać - czułem się, jakbym czytał poezję Fredry, czy Kochanowskiego. :) Pozdrawiam i zapraszam do siebie! :)
OdpowiedzUsuńWitaj Max. No wiesz, czuję się zażenowany porównaniem chłopa z wyboru(mnie) do mistrzów pióra, ale cieszy mnie, że czytałeś z przyjemnością. Piszę tylko pod naciskiem kochanej połowicy, trudno jest odmówić jej. Pewnie wpadnę i poczytam.
UsuńPozdrawiam i zapraszam ponownie do siebie..
Witajcie ,,jaworowi,,a to nie mogliście poczekać to pomoglibyśmy a tak zrobiliscie to sami . Fajnie napisane ,pozdrawiamy już teraz oboje z moim ,,M,, trejtka.
OdpowiedzUsuńNieodpłatni robotnicy zawsze mile widziani przed faktem... przed faktem. My jak to na wsi, wstajemy o świcie z pierwszym trelem skowronka i schodzimy z pola, jak słonko już za horyzontem. Podobało się? To cudownie. Lubię pochwały. Ot cały Cezary.
UsuńSamych serdeczności - podzielone pomiędzy trejtka i M.
Hi !Cezary powiadasz szum w uszach wiatr we wlosach - A W ZEBACH MUCHY hi,hi no to dzis sobie pofolgowales !!!a kto powiedzial ze ma byc powaznie z nadeciem ,tak tez mozna no lapke sciskam p.GOSIA
OdpowiedzUsuńJasne, mało mam okazji by folgować sobie. A jak jechać to z fasonem, tylko te muchy w zębach... Życie jest wystarczająco schematyczne i pod linijkę. Każde odstępstwo grozi katastrofą lub przynajmniej niezrozumieniem... dla niektórych oczywiście. Zwyczajowo ściskam dwie łapki.
UsuńWielki szacunek dla Waszej ciężkiej pracy - podziwiam Was. Ciężko czytać staropolszczyznę, ale poradziłam sobie.
OdpowiedzUsuńDobrze, że zdążyliście przed deszczową sobotą. Dziś prawie cały dzień padało, ale miniony tydzień był piękny.
Pozdrawiam z naszego wspólnego Podkarpacia - Ania
Nie przejmuj się, też mam problemy z czytaniem samego siebie. Zawsze cosik mi się wyłonacy. Wyszło po połowie. Siano na strychu, capek do naprawy, jak to w życiu. Mogło padać i capek mógł się rozdupcyć w tym samym czasie.
UsuńMiłego dnia dla Ani z pięknego Podkarpacia. Mówisz, że wspólne? Miłe to.
Ośmiałam się aż mi się trzęsły moje okrągłości. Żeby ciężką i upierdliwą pracę przełożyć na komedyję to trzeba mistrza i artysty!
OdpowiedzUsuńAleż Krystynko! Splaskaciłaś mnie pochwałami. A jak to jest, kiedy okrągłości się trzęsą?
UsuńKolejny post będzie o wywożeniu siana ze strychu na pole. Serdeczności od mistrza i artysty w jednej osobie Cezarego.
Genialnie :)
OdpowiedzUsuńFajnie się czyta, a tekst nabiera lekkiej rubaszności (te "pomruki..." i że "z rozpędu nie stoji :))) Wiem, że nakładają się tu znaczenia i pola semantyczne pomrukują od radosnych dwuznaczności. Ale to piąkne jest :)
Każdy czyta w miarę możliwości..., każdy rozumie w miarę możliwości..., każdy przyjmuje w miarę możliwości..., ...
UsuńJasne, dwuznaczności dają możliwość wielopłaszczyznowej interpretacji. Unikamy stereotypów, uznanej poprawności. Każdy tekst może być "natchniony", nawet ten o komputerach. Jasne ułożenie słów może prowadzić do "rubaszności"... Cieszę się, że stanąłem na wysokości w obliczu... i to jest piękne.
Ale mam nadzieję, że nie masz mi za złe.
UsuńMieć za złe analityczny stosunek w ramach pola semantycznego to byłby skandal przynajmniej. I gratulacje, a jak się wydrukuje to daj znać. Rozbiję każdy bank, by zdobyć środki na zakup.
UsuńNo tak... pole semantyczne mogłoby nie wytrzymać, choć ono dość rozciągliwe jest... ;)))
UsuńZawsze można dostosować ładunek empirycznie i proporcjonalnie ukierunkowany, by nie wyjść poza krąg znaczeń. Mówisz, że rozciągliwe to to. Osobiście nie znam limitów.
UsuńCudnieeee... trochę z trudem,ale doczytaliśmy,współczujemy zmęczenia i szacunek dla ciężkiej pracy,ale tak jak WY wyturlaliście się w sianku tak my ze śmiechu nad tekstem gratulujemy autorowi języka i poczucia humoru....ha ha rozdupcył sie ...no no.Pozdrawiamy Elżbieta i H.
OdpowiedzUsuńWitam, witam! Dobrze, że nic się nie wyłonacyło. Podobno robota lubi takich, jak my. Ale nie wyobrażamy sobie bycia pasywnym w całej rozciągłości tego słowa. A gratulacje przyjmuję i dziękuję. Słowom, które cisną się do ust trzeba kiedyś dać upust... nawet takim.
UsuńSamych serdeczności i zapraszamy ponownie.
Po prowdzie:-) fajne to "godanie"
OdpowiedzUsuńGodanie po prowdzie nie zawsze jest fajne, ale smutną rzeczywistość można przekuć i przestać stresować się sytuacją, na którą nie mamy wpływu.
UsuńO jak sie ubawilam, uwielbiam gwarowe gadanie i jeszcze do tego tak swietnie ujeta sytuacja sianowa! I Jacus w sumie grzeczny! Ciezko macie ale zarazem pieknie!
OdpowiedzUsuńJacuś jest kochany, posłuszny dopóki nie zobaczy kury, a w zasadzie reaguje na ruch. Lubi zabawy, sam potrafi zabawiać się i do tego molestant pierwszy. Ciągle przybiega, łapie za rękę i pyszczydło wciska gdzie się da. Ciężko i pięknie - o to właśnie chodzi. A gwary coraz mniej... Pozdrowienia dla lawendowej...
UsuńOleńko nie potrafię gwarą odpowiedzieć, aleście się narobili, a Wasz traktorek Capek- samoróbka- zarąbisty- jakby powiedziała moj starsza wnuczka.
OdpowiedzUsuńNisko chylę czoła nad ciężko pracującymi przyjaciółmi blogowymi.
Serdeczności zostawiam.
Ciężka praca to sedno samego sedna naszego istnienia. Same kłopoty mam tym capkiem, remontowany i poprawiany był już kilkakrotnie i będzie jeszcze raz - ostatni raz, a potem do "żyda". Szkoda, że zwózki siana nie można przełożyć na grudzień.
UsuńPozdrowienia serdeczne.
No niestety nie można, ale ładna jesień, może wszystko się Wam uda do zimy zrobić.
Usuńserdeczności zostawiam :)
Roboty nie brak i tak będzie do pierwszego śniegu, a potem niby laba. Ciągłe narzekanie na bóle mięśni i tak do kolejnej wiosny. Każdy rok zbliża nas do nieba.
UsuńSerdeczności.
Tek mi godoj :)
OdpowiedzUsuńUściski! :))
Mówisz - masz! Może i dziwna ta mowa, ale tkwi w nas gdzieś głęboko i niewiele potrzeba, by lawą wypłynęła.
UsuńUściskujemy wzajemnie.
Kruca fuks! Sakramencko pikne godanie!
OdpowiedzUsuńAle tak naprawdę, to znam taką robotę i wiem jaka jest ciężka. Szacunek!
Dobrze wiedzieć, że nie jesteśmy osamotnieni i ktoś jeszcze rozumnie, że praca jest czymś nadrzędnym i koniecznym, by osiągnąć pełnię życia. A że ciężko.... ? Sakramencko?
UsuńZ szacunkiem dla kreatywnych...
Nooo, Panie Cezary! Wieki szacun, swietny tekst. Ubawilam sie szczerze czytajac kilka razy coby zrozumiec.
OdpowiedzUsuńFantastyczne zdjecia, pracusie z Was dzielni.
Capka koniecznie trzeba naprawic - usciski:)
Uwielbiam pochwały powiedział skromnie Cezary. Tekst z każdym czytaniem wyłonaca się, to taki jego urok. Dzień jak każdy inny, tylko capek nie rozdupca się każdego dnia i to jest pozytywny wydźwięk opisanego zdarzenia. Naprawa capka potrwa z tydzień, tylko jeszcze nie wiem, który to będzie. Olga jest bardzo fotogeniczna, lecz za każdym razem odwraca głowę i ja też.
UsuńSamych serdeczności Ataner...
Ale jednak dojechał ten Capek do celu... nie taka pechowa trzynastka.
OdpowiedzUsuńNie czytało się łatwo, o nie! Za to bardzo wesoło ;)
Dojechał, dojechał i teraz leczy rany, tzn. diagnozy jeszcze nie ma. Podobno czas leczy rany, więc niech trochę postoi. To chyba dobrze, że było wesoło. W końcu i mnie splaskaciała mina odzyskała niby-normalność.
UsuńPiknie!
OdpowiedzUsuńA ja to bym chciała usłyszeć, z takim pięknym zaśpiewem... się rozmarzyłam ;)
Lubię gwary.
Pozdrawiam :))
Ojcia, ojcia - kresy naści trza by odbić ić repatryjantom pofolgować coby do macierzy naprędce sie włoncyli i przedmurzem w obronie tradycyji staneli.
UsuńMiłego dzionka
Znaczy się kosy trza nam sposobić... co mają tak bezczynnie po sianokosach leżeć ;)) przydadzą się gdzie indziej ;)
UsuńSpokojnej nocki!
A czasy to niby spokojne w telewizorni i gazecie wybiórczej na podstawie wytycznych miłościwie nam panujących. Czasy monarchii rozciągają się do dzisiaj w ewoluującej się formie. Dziedziczność zasiedziana.Kiedyś była dziesięcina, obecnie grabią więcej niż siedemdziesiąt procent w ciągu wzrostowym. A kosy to mamy ze dwie, jedna chłopska i druga ciutkę pomniejszona, ale obie dadzą się postawić na sztorc.
UsuńMiej dobry czas.
Co do dziesięciny, to wyszlo mi, że była dużo korzystniejsza ;) A jesli chodzi o telewizornie i gazete wybiórczą, to jedno i drugie można między bajki włożyć. Relacje naocznych świadków, tudzież własne obserwacje i przemyślenia, skłaniają mnie do... intensywnego ostrzenia kosy ;)) Maleńką siekierkę mam już gotową ;)
UsuńPozdrawiam
Jak widać sztucznie wykreowana rzeczywistość nie kształtuje naszych poglądów czy zapatrywań! Nasze sztywne karki mają źródło w przeszłości, kiedy to od nadmiernego pochylania stwardniał do stanu obecnego i ciągle twardnieje. I tak ma być!
UsuńSerdeczności
Wszyćko zrozumiałam, alem jedno zdanie deczko przekręciła, bom przeczytała " alem się nadywagował zapłaty nad łomoceniem żonki"...
OdpowiedzUsuńLubię gwarę, w swojej słabo już mówię, ale to chyba kwestia przypomnienia. Nasza samoróbka nazywała się "pierdaka" lub "osioł"...
Widzę, że przekręcanie tekstu to nie tylko moja specjalność, a w powyższym wydaniu zabrzmiało ciekawie. Na tym poprzestanę, bo Olga może przeczytać "łomocenie żonkisia". Capek, pierdaka czy osioł to określenia z tego samego pola semantycznego, jakby powiedziała aniaM z epicentrum w niedoróbce.
UsuńMarzy mi się ten post przeczytany przez Cezarego... :))
OdpowiedzUsuńMiło. Mówisz, że masz takie marzenie? Trudno odmówić i w niedługim czasie fragment w wykonaniu Cezarego zostanie dołączony do posta. Podobno marzenia można sobie wypracować.
OdpowiedzUsuńDobrego dnia.
No i to jest to!! Bardzo fajnie, nawet świetnie! Z akcentem i męskim głosem łatwiej się odbiera tę gwarę, bo czytając oczy se połamałam :)) Dziękuję bardzo!
UsuńMiło jest spełniać czyjeś marzenia, a za połamane oczęta współczuję. Niedobry Cezary.
UsuńI też dziękuję bardzo za miły komentarz.
To ja też czekam na ten fragment w Twoim wykonaniu. Z artykulacją i gestykulacją. Autor! Autor!
OdpowiedzUsuńDokonało się! Słabo wyszło z gestykulacją, bo pod ręką miałem tylko łapkę na muchy. Artykulacja po całym dniu roboty na świeżym powietrzu cienko-chrypliwa bez mocy. Ale słowo się rzekło, a samo nagranie dziewicze czyli pierwsze czytanie.
UsuńPozdrowienia dla nowego wcielenia.
Chrypka seksowna a i Oleńkę na jaworowym zapiecku, co to Cię urabiała ażeś się splaskacił uwidziałam jako żywo. Miłego gromadzenia zapasów na zimę, oby lekka była.
OdpowiedzUsuńKobitka musi czasem coś odmienić, musi bo inaczej się udusi :-)
Chrypka chyba saksofonowa. Gra na uczuciach to wąska specjalizacja panów w moim wieku. Jakżem splaskaciały to głos nabiera dziwnych tonacji bez powiązania. Olga specjalizuje się w wyciskaniu soku z różnych owoco-warzyw w tym z Cezarego. Miłe to wyciskanie przez kochaną osobę.
UsuńSerdeczności...
i tak od przodka do zadka sobie całość posłuchałam.....
OdpowiedzUsuńdobry pomysł miały proszące, popieram :)
krótko było, potwierdzam
Usuńpozdrowienia serdeczne dla Was zostawiam :)
Najgorsze w tym, że czasem ten zadek przodkiem się okazuje i na odwyrtkę. Dobry pomysł żądających nie pozostawił możliwości odwrotu i namęczył się Cezary, by spełnić marzenia. W końcu miłe to było i dla mnie. A że krótkie? No cóż Cezaremu tchu zabrakło po dniu roboty na świeżym powietrzu.
UsuńA i od nas samych serdeczności...
Fajnie napisany tekst z taką swadą.
OdpowiedzUsuńCezary bawił sie świetnie pisząc ten tekst a ja mu co nieco dopowiadałam i chichrałam zza pleców!:-)
Usuń