niedziela, 8 września 2024

Oparcie…

 


 

   Ten tekst ma związek z tematem poprzedniego. Bo oparcie często bywa też synonimem zaufania.A to takie ważne by móc na czymś się oprzeć. Na czymś trwałym, fundamentalnym, niepodważalnym i pewnym. Lub też iluzorycznym, ale dla nas ważnym. Każdy z nas potrzebuje czegoś takiego, nawet gdy sobie tego nie uświadamia. Dla jednego to wiara i religia, dla drugiego nauka i doświadczenie empiryczne, dla trzeciego poglądy polityczne, dla następnego rodzina, miejsce do życia, tradycja, historia, dobro, uczciwość, sumienie…. Gotowiśmy bronić tego czegoś niemalże do utraty tchu, bo nie wyobrażamy sobie byśmy mogli bez tego oparcia istnieć. Zaraz owładnęłaby nami przerażająca pustka i samotność. Przewrócilibyśmy się i stalibyśmy  jako te bezradne, wywrócone na grzbiet żuki, które nie dają rady o własnych siłach stanąć znów na nogi. Bo jak tu istnieć bez poczucia jakiejś pewności i sensu? Jak przetrwać wiedząc, że nie ma nic, w co warto wierzyć, o co walczyć?



   Dla mnie takim oparciem, ucieczką od coraz bardziej niepokojącej rzeczywistości polityczno-społecznej była dotąd natura. Jej prostota, sprawiedliwość i sens. Piszę „była”, ale przecież w dużej mierze nadal jest i będzie. Zdarzenie z użądleniem przez szerszenia mocno nadszarpnęło moją ufność. I chwilowo zachwiało mną w posadach. Wracam jednak do swego poczucia sensu, do tego, co mnie wewnętrznie kształtuje oraz pomaga istnieć. I nadal, mimo wszystko, tym czymś jest bliski związek z naturą. Rozumiem, że w naturze także istnieją zagrożenia a ja w żaden sposób nie jestem przed nimi chroniona, bo w równym stopniu podlegają im wszystkie istoty żywe. Jest to normalne i sprawiedliwe. Miłość do natury w żaden sposób nie zabezpiecza przed bolesnymi ciosami z jej strony. Tak jak miłość do rodziców nie zabezpiecza przed ich ostrymi reprymendami, jeśli na nie zasłużymy. Miłość do rodziców niestety nie zabezpiecza też przed ich utratą. Przez całe życie doznajemy kolejnych utrat, z którymi musimy się pogodzić a nawet uznać je za naukę dla nas. I po każdym kolejnym upadku wstać i iść dalej, wiedząc i rozumiejąc więcej.



   Osy i szerszenie istniały i będą istnieć. Mają do tego takie samo prawo jak ja. Tyle, że ja muszę się nauczyć uważniej i bezpieczniej istnieć pośród nich. Nie popadać w paraliżujący lęk lecz być świadomą wielu możliwych zagrożeń. A także stać się nieco mniejszą idealistką, czyli osobą kroczącą zanadto w chmurach a zbyt mało po twardej ziemi.  Nie zastanawiać się też, czy zasłużyłam w jakiś sposób na ten wypadek z szerszeniem. Być może potrzebna mi była taka właśnie lekcja. A może owo użądlenie było tylko to ślepym trafem. Czystym przypadkiem. Nie wiadomo. Zdaję sobie sprawę, że choćbym nie wiem jak uważała, to i tak wszystko zdarzyć się może. I kiedyś się zdarzy, w taki czy inny sposób. Gdyż przeznaczeniem każdego jest wszak ostateczny koniec istnienia…



   Likwidacja szerszeni w naszym ogrodzie zwróciła nam uwagę na konieczność bliższego przyjrzenia się starej jabłoni, w której istniało jedno z owych owadzich gniazd. W jakiś czas po owej likwidacji oglądając owo drzewo stwierdziliśmy, że w większości jest ono spróchniałe, popękane na całej długości pnia, suche i puste w środku. Z tego pustego miejsca w ubiegłych latach korzystały kolejne pokolenia ptaków zakładając tam swoje gniazda. A w tym roku już żaden ptak nie miał tam przystępu, gdyż w całości zasiedliły je szerszenie.  Krążyły wokół niego strzegąc czujnie swego siedliska i nie pozwalając nawet na swobodne przechodzenie obok. Ilekroć kosiłam w jego pobliżu zawsze miałam z tyłu głowy informację, by mieć się na baczności, by nie stracić go z pola widzenia. Bo gdy tylko podchodziłam zbyt blisko rozwścieczone owady latały agresywnie nad moją głową a nawet mnie w nią uderzały ostrzegawczo, na szczęście nie żądląc jednak. Cezarego dwukrotnie jednak użądliły, kiedy nieświadom jeszcze ich obecności w drzewie zbliżył się do nich, ale ponieważ nie jest na nie uczulony, to poza chwilowym, specyficznym bólem nic więcej przykrego nie odczuwał.

   Po każdej wichurze czy deszczu coraz więcej suchych gałęzi opadało ze stareńkiej jabłoni a nieliczne jabłka, które jeszcze rodziła małe były, cierpkie w smaku i robaczywe. Żal mi było staruszki, jak żal mi każdego innego wycinanego drzewa czy krzewu, ale musiałam zgodzić się z Cezarym, iż nie ma co zwlekać. Należy podjąć ostateczną decyzję i niestety ściąć drzewo, z którego nie ma już żadnego pożytku, a które przeciwnie, może stanowić zagrożenie dla nas i psów, jeśli nagle złamałoby się i zwaliło nagle na kogoś z nas. Poza tym jego pusty pień w przyszłych latach znowu mógłby służyć innym owadom za świetne miejsce do zasiedlenia. A tego na pewno już byśmy nie chcieli. Poza tym mamy w ogrodzie kilka innych jabłoni. Jabłek z nich jest aż nadto dla nas.

   Pewnego dnia zatem nasz znajomy, uczynny drwal oraz Cezary wzięli się za ścinanie jabłoni. A zrobili to tak sprytnie, że padając drzewo niczego nie uszkodziło, nie złamało, choć w pobliżu wiele rośnie drzew, krzewów i bylin, choć tuż obok stoi pokryta dachówkami wiata na drewno opałowe.

   Sądzimy z mężem, że teraz owe rośliny będą lepiej rosły, że posadzone w ich pobliżu kwiaty też poczują się lepiej. Owa wielka jabłoń wysysała bowiem z ziemi ogromną ilość życiodajnej wilgoci i pewnie dlatego zawsze rosnące w jej pobliżu rośliny wyglądały marnie.







   Po ścięciu jabłoni zajrzeliśmy z ciekawością do jej wnętrza. Widać tam było ogromne, podzielone na okrągłe plastry gniazdo szerszeni...Była to wspaniała, wielopoziomowa, szerszeniowa kraina ze swoimi prawami, planami, ścieżkami, ze swoją zwyczajną codziennością. Nie spodziewała się zapewne, że tak nagle przestanie istnieć…Dokładnie tak samo, jak nie spodziewały się tego upadające ludzkie państwa i metropolie, które uważały, że są niezniszczalne i wieczne, że zawsze będą stanowiły oparcie dla kolejnych pokoleń. Ale historia przetoczyła się po nich niczym miażdżący wszystko na swej drodze walec. I nadal się toczy, choć wielu z nas do niedawna wydawało się, że żyjemy w najlepszym, najbezpieczniejszym momencie dziejów ludzkości…

                                                         miejsce po ściętej jabłoni a w tle stara lipa

                                        


30 komentarzy:

  1. Szerszenie gniazdo robi naprawdę wrażenie - nawet na zdjęciach .... A czy użądlenie przez szerszenia było przypadkiem, czy nie - może i nie, takie kujnięcie może zwrócić uwagę na coś, co tej uwagi się od dawna domaga. Bo boli akurat w tym miejscu, a nie innym np. Wiadomo, że piszę tak ogólnie, bo u każdego będzie to inaczej wyglądało.
    Poczytałam sobie poprzednie komentarze - są budujące, że nie wszyscy dali się omamić wiadomą propagandą, chociaż i tak wszystko wyjdzie w praniu. Kiedy przyjdzie chwila próby i załamania. Oby nie nadeszła .... Tu mam na myśli moje koleżeństwo z pracy - nie stałe komentatorki, które częściowo na oczy przejrzało, że mimo przyjęcia wiadomych cudowności, chorują na celebrytkę oraz, że zdrowie się im posypało od momentu tegoż przyjęcia. A także, iż partia z uśmiechem znowu ich w konia zrobiła. Ale, czy będą w stanie utrzymać swoje poglądy ...
    Cóż ... uważam tak, jak Ty, Olu że w tym zwariowanym świecie trzeba mieć jakąś odskocznię i tu doskonale sprawdza się przyroda. Może też być to sport i podróże, co nie oznacza, że są panaceum na wszystkie bolączki tego świata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Lidko, i mnie zaskoczyła mnie wielkosć tego gniazda szerszeni z jabłoni.A takze jego skomplikowana, wielopoziomowa struktura. Mamy jeszcze do usunięcia jedno opuszczone gniazdo szerszeni - to w budynku gospodarczym, ale ciężko sie do niego dostać, wiec na razie musi poczekać.
      I mnie buduje to, że wiele osób potrafi widzieć, co sie dzieje, że nie dało sie zmanipulować i ogłupić tą wszechobecną propagandą. Wiele chyba też usiłuje wypierać wszelkie wątpliwosci, bo po prostu tak jest wygodniej. Zobaczymy, co będzie, gdy przyjdzie następna pseudo pandemia. Obawiam się, że niestety będziee to samo co ostatnio.Bo znowu tak ludzi zastrasza, że pójdą jak po sznurku...Co do Zielonego Ładu moze tu wiecej będzie świadomosci, bo konsekwencje finansowe tej polityki odbijaja się lub wkrótce zaczna sie odbijać na wszystkich.
      A odskocznia jest każdemu potrzebna. Jakakolwiek.Bo inaczej człowiek od tego wszystkiego, co się wyprawia popadłby w wariację albo depresję. I niektórzy niestety popadają.

      Usuń
  2. Nic tu na ziemi nie jest wieczne, ani gniazdo szerszeni, ani złość i nienawiść jaką zieją niektórzy nasi " bracia"...

    OdpowiedzUsuń
  3. Człowieka zawodzi wszystko, postrzeganie świata najczęściej. Wydawa mła się że trzeba być zawsze trochę sceptycznym i starać się widzieć świat z wielu punktów widzenia. To jest trudne bo mamy naturalną skłonność widzenia go jedynie z naszego, jedynie słusznego punktu. ;-D Natura nas też zawiedzie, ciała w których istniejemy przestaną działać, cała ta nasz cudowna złożoność ulegnie dezintegracji i nawet nie wiemy czy Natura ma dla nas jakieś propozycje na to co po tym procesie kończącym żywot. Istniejemy w nowym wydaniu czy jesteśmy tylko sekundą w wieczności? Cynik powiedziałby że to drugie, no ale mła jest tylko sceptyczna. ;-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Natura też nas zawiedzie, Tabo...No tak. Rozłożymy się. Wymieszamy kiedyś z ziemią. Staniemy sie pożywieniem dla robaczków. Czyli w pewnym sensie jeszcze blizej zespolimy sie z tą naturą. Jest w tym jakaś sprawiedliwosć, choc marna z tego płynie pociecha dla nas, jako istot pragnących życ wiecznie, pragnących byc czymś ważniejszym, niż owe robaczki...
      I ja jestem w wielu sprawach sceptyczna. To czasem ułatwia życie, bo zmniejsza ilosc rozczarowań a czasem utrudnia, no bo człowiek coraz bardziej oddala się od swego wewnętrznego dziecka. Ta sceptyczna dorosłosc pozbawia smaku życia, spontanicznosci, radości i ufności...

      Usuń
    2. No taka jest Olu cena dojrzałości. Można w sobie pielęgnować dziecko, to miłe ale akurat życie w bajkolandzie dla mła byłoby trudne na dłuższą metę. Taki a nie inny sposób patrzenia na świat sobie wyrobiła i ciężko by jej było wrócić do tej radosnej naiwności, to byłoby zbyt meczące takie oszukiwanie się. Hym... może demencja załatwi sprawę za mła. ;-D

      Usuń
    3. Tak, taka jest cena dojrzałości, Tabo. Tracimy to wewnętrzne dziecko w sobie, tak być musi. Co nie znaczy, że nie wolno nam za nim tęsknić, bo przecież w byciu dzieckiem było sporo radosci i uroku. A demencja...Żałosne zdziecinnienie...Niczego nie rekompensujące. Ale takie jest życie. Wszystko kreci sie w kółko. Kręćmy sie zatem na tej karuzeli, póki się da!:-)

      Usuń
  4. Tak, dobrze mieć oparcie, choćby w jednej bliskiej osobie.
    Nawet niezmienność natury została zachwiana, a i dom może się zawalić, co widzimy po licznych katastrofach budowlanych.
    Niektórzy twierdzą, że najlepiej wierzyć we własne siły i zawsze być przygotowanym na najgorsze...
    My z mężem, zawsze gdy czujemy przesyt i zmęczenie jedziemy w plenery, przyroda zawsze daje ukojenie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Jotko, wszystko może sie zawalić, nagle przestać istnieć. Niestety, my ludzie, też. Jesteśmy tak kruchuteńcy, choć samym sobie wydajemy sie nieraz niezniszczalni. Chcemy mieć oparcie w drugiej osobie, tak samo jak inni chcą mieć to oparcie w nas. Ale to oparcie jest kruche. Jakze boli i przygnębia odejście bliskich. Najtrudniej chyba mieć oparcie w samym sobie, a tylko to wydaje się jakąs trwałoscią, póki my sami żyjemy. Tak, podróże, kontakt z naturą, czytanie ksiażek itp. - wszystko to pozwala oderwać sie od od trosk. Przynajmniej na jakiś czas. Ale to czas bezcenny...

      Usuń
  5. Jakoś wszelkiego rodzaju latające i pełzające zwierzęta nie są moimi ulubionymi zwierzętami. Ciekawie wygląda to gniazdo szerszeni. Ja mam wrażenie, że nie ma stałego oparcia ono jest zmienne, czasami długotrwałe, a czasami chwilowe i złudne niejednokrotnie. Powinno jednak starać się we własną siłę trwania. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, i we mnie te bzyczące albo pełzajace zwierzęta budzą nieufnosc. A są przecież bardzo potrzebne naturze. Natura nie stwarza niczego, co byłoby niepotrzebne.
      No właśnie, nasze oparcia zmieniają się. I my sie zmieniamy. Ilez takich ważnych dla nas oparć było w ciagu całego zycia! A choć zniknęły, to my trwamy nadal...
      Pozdrawiam Cie serdecznie, Olu.

      Usuń
  6. Witaj już wrześniowo Olgo
    Tak, bardzo potrzebne jest wsparcie drugiej osoby. Ostatnio rok temu przekonałam się, jak jest ono ważne. Dobrze, że je mam....
    Pozdrawiam orzeźwiającym deszczem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Ismeno po urlopie!:-)
      Wsparcie drugiej osoby jest bardzo ważne. Jej zrozumienie i empatia. Taka osoba blisko to skarb.
      I u mnie dzisiaj nareszcie zaczęło padać. Susza była okropna.
      Pozdrawiam Cię deszczowo!:-)

      Usuń
  7. Olu, nie mam zaufania do nikogo ani niczego poza jedna osoba. Nawet najblizsza rodzina potrafi zawiesc w trudnym momencie zycia, i wiem, ze to sie moze powtorzyc, wiec stosuje zasade ograniczonego zaufania ( jak na drodze) . A juz na pewno nie mam zaufania do telewizji, ludzi u wladzy, systemu i tzw. " ekspertow", ktore to slowo wytrych znajduje sie na poczatku kazdego zdania , konczacego sie klamstwem wierutnym klamstwem. Jak czytam " Eksperci stwierdzili, eksperci obliczyli, eksperci radza " to po prostu nie wiem czy smiac sie czy plakac nad naiwnoscia ludzi . Jak sie chce ludzi poprowadzic w odpowiednim kierunku , nalezy im na przodzie stada postawic " eksperta". I zauwaz , nikt nie kwestionuje !?! W takiej sytuacji stosuje zasade, ze nalezy zrobic dokladnie odwrotnie. Tego nauczyla mnie komuna i nic sie od tego czasu nie zmienilo, a jesli juz to na duzo gorsze:) Zamordyzm i dyktatura wspolczesnych struktur w niczym nie ustepuje starym faszystowskim metodom, petla zaciska sie tylko troche inaczej i jakby niezauwazalnie . Ale mocno. Sciskam Kitty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kitty, mow mi "siostro" .... ale Ty o tym wiesz nie od dzis:***

      Usuń
    2. Tyle machlojek co udalo mi sie w zyciu byc swiadkiem albo co najmniej dogrzebac do prawdy to gdybym ciagle ufala musialabym przebadac czy na pewno mam miedzy uszami mozg.
      Jeden z przykladow, dr. Fauci, ktory byl odpowiedzialny za smierc tysiecy gejow w latach 80tych ubieglego stulecia, ktory wrecz zamodowal tych ludzi pozbawiajac ich mozliwosci leczenia mimo, ze dostal na leczenie i badania nowych lekow miliony dolarow. I nagle ten sam dr. Fauci 40 lat pozniej namawia mnie na cudowna szczepionke:)))))))))))))))
      Przykro mi, ale ciagle jeszcze nie mam sklerozy.
      Przykladow eksperymentow medycznych oraz przewrotow politycznych na calym swiecie zorganizowanych przez USA a w zasadzie CIA mozna mnozyc w setki. Oczywiscie media stoja twardo po stronie rzadu bo tylko w ten sposob moga utrzymac sie przy korycie.
      Nie mam nic przeciwko ludziom, ktorzy w te cuda wierza, maja do tego prawo tak samo jak ja mam prawo nie wierzyc, pytac, kwestionowac i poszukiwac prawdy.

      Usuń
    3. Kitty, Star - tak to niestety jest. Ciężko zaufać. Choć chyba każdemu potrzeba tego, by móc zaufać komuś albo czemuś. Czasem się to znajduje i trwa się przy tym przez całe życie. A czasem przez całe życie się tego czegoś bezskutecznie szuka i nie znajduje. Są też tacy, co sie kompletnie zniechęcili i nie szukają. Przynajmniej unikają rozczarowań.
      Współczesny świat uczy nas ostrożności, uważności i sceptycyzmu. Zewsząd wylewa sie morze propagandy, manipulacji i kłamstw udających jedyną prawdę. To zraża i odstręcza myslących logicznie ludzi. I chyba tylko w życiu prywatnym możliwe jest jeszcze zaufanie komuś. Ale i o to coraz trudniej...

      Usuń
    4. Usciski gorace dla moich blogowych siostr ! Kitty 💝

      Usuń
    5. Z całego serca dziękuję i odściskowuję!:-)♥

      Usuń
  8. Olu kochana, chciałam tylko powiedzieć, że wszystko czytam, sercem jestem z Tobą, ale byłam w rozjazdach, a z telefonu nie mogę zamieszczać komentarzy. A w sobotę lecę do Polski, więc wyobrażasz sobie moją radość. Sciskam serdecznie i życzę wszystkeigo dobrego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Marylko! Przytulam Cię mocno i cieszę sie Twoją radoscią! Nareszcie sie doczekałaś! Niech to będzie dla Ciebie wspaniały czas!:-)***

      Usuń
    2. Dziękuję kochana, będzie wspaniale, bo tsk wyczekany jest ten wyjazd. ściskam serdecznie😘

      Usuń
    3. I ja Cię ściskam, Marylko. Bądź szczęśliwa!:-)*

      Usuń
  9. Napisze tu, bo tam mi sie juz nie chce:)
    Zadalas mi do myslenia ta notka, bo tak naprawde oparcie jest bardzo wazne w zyciu kazdego czlowieka.
    Myslalam, myslalam az wymyslilam:) Oczywiscie pisze tylko o sobie bo nie mam prawa oceniac innych.
    Doszlam do wniosku po roznych doswiadczeniach zyciowych, ze tak naprawde to oparcie czlowiek powinien miec sam w sobie.
    Owszem mozna sie oprzec o wiare i na pewno jest cenne dla tych ktorzy takie wlasnie oparcie wybieraja.
    Mozna sie oprzec o rodzine, rodzenstwo, wspolmalzonkow itp. Tyle tylko, ze np. rodzenstwo wyrasta podobnie jak my sami, maja swoje wlasne rodziny i nie zawsze jest czas lub nawet ochota, zeby wspomagac siostre czy brata.
    Ludzie sie zmieniaja i nawet ci najblizsi tez sie zmieniaja.
    Malzenstwo moze sie rozpasc, jedno z malzonkow umiera a razem z nim cale oparcie... i co wtedy.
    Dlatego tez mysle, ze dorosly czlowiek powinien opierac sie sam o siebie, powinien sobie wypracowac jakies wartosci, ktore beda mu sluzyly jako oparcie do konca.
    Swiat nie stoi w miejscu o czym wszyscy wiemy, mozna zmieniac zdanie, opinie w zaleznosci od nowych wiadomosci lub doswiadczen, natomiast wartosci powinny byc niezmienne.
    Nie wiem czy wystarczajaco jasno napisalam o co mi chodzi ale jesli ktos chce to ja bardzo chetnie podyskutuje. W koncu przez dyskusje uczymy sie nie tylko o innych ale rowniez o sobie i to jest wartosciowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że napisałaś jasno, droga Star!:-)
      To prawda - oparcie właściwie mozemy mieć tylko w sobie. Bo przecież jesteśmy sami ze sobą od początku do konca. Od urodzenia aż do śmierci. Wszystko inne po drodze znika. A w końcu znikamy i my, ale wtedy już nie potrzebujmy żadnego oparcia - choć przydałoby sie by istniało, jako obietnica wiecznego życia. Obiecują to nam religie...Ale nie każdy przecież wierzy. Ci niewierzący muszą mimo to jakos istnieć i znajdować w tym istnieniu sens a takze móc oprzeć sie na pewnych wartosciach. I tonie dlatego, że nakazuje to wiara, ale sumienie, moralnosć, etyka wewnętrzna i mądrosć życiowa. Są przecież jakieś prawdy stałe i niezmienne, które powinny być dla nas niczym opoka. Chciałoby się zawsze móć być im wiernym. Jednak nie zawsze się da. Jesteśmy przecież zależni od tak wielu rzeczy. Od sytuacji w jakiej żyjemy, od ludzi, którzy nas otaczają, od tego jak zostaliśmy wychowani, od wpojonych nam priorytetów. Wiele spraw w ciagu życia stanowi dla nas wyzawnie i naukę. Zmieniamy się i konfrontujemy sami ze sobą, nie zawsze postępując tak, jak bysmy sobie kiedyś wyobrażali. Jedni stale dążą do prawdy, gotowi są zmierzyć sie z najgorszymi strachami, tymi realnymi i wyobrażonymi, byleby tylko tej prawdy szukać. A inni zadowalają sie tym ,co sie im nakazuje myśleć. I wolą świety spokój, niż owo bezustanne szukanie i mierzenie sie z nagościa owej prawdy. Bo przecież, gdy sie już odkryje choć w części jej oblicze ciezko jest przed sobą samym nadal udawać, że jej nie ma, sumienie nie daje się tak łatwo uciszyć.
      A prawda, to tylko jedna z ważnych wartosci. Jest jeszcze dobro. I pewnie ono jest najwazniejsze a do tego przeważnie z ową prawdą idzie w parze. I to jest dopiero wyzwanie dla człowieka. Jak być dobrym i prawdziwym, gdy wokół tryumfuje zło i kłamstwo. A przynajmniej my tak tę rzeczywistosc postrzegamy. I wcale nam z tym postrzeganiem nie jest łatwo żyć. Bo przecież coraz mniej wówczas tego oparcia na zewnątrz. Znowu zostajemy sami ze sobą...

      Usuń
    2. Zgadzam się, człowiek powinien mieć oparcie sam w sobie. A jak jest jeszcze oparcie przyjaciela to to tak dodatkowo i wcale nie jest potrzebny tłum wokół żeby czuć się dobrze, bo zaufanie pochodzi z mojego wnętrza. Najważniejsze że wiem że mogę być silna nawet będąc sama.

      Usuń
    3. Jest takie powiedzenie "umiesz liczyc, licz na siebie" i to sie raczej sprawdza. Ja mialam w zyciu wiele sytuacji kiedy przekonalam sie, ze moge liczyc tylko na siebie.
      Owszem Wspanialy byl super mezem i wspieral, doceniam to ale tez wiem, ze on wspierajac nie wyreczal mnie z obowiazkow myslenia i dzialania. I to bylo wlasciwym podejsciem do wspierania.
      Czesto ludzie wspierajac wyreczaja zupelnie nie zdajac sobie sprawy z faktu, ze tym sposobem robimy drugiej osobie wiecej szkody niz pozytku.

      Tak Tereso, najwazniejsze jest poczucie, ze nawet jak czlowiek jest sam to nie znaczy, ze nie da rady. O tlumy klakierow jest zawsze latwiej niz jednego prawdziweego przyjaciela.

      Olu, swiety spokoj nie zawsze jest taki swiety:)) Ja mam tutaj znajoma, jestesmy bardzo rozne i to dokladnie pod kazdym wzgledem. Cenne miedzy nami jest to, ze mimo tych ogromnych roznic potrafimy rozmawiac na tematy "wrazliwe" z szacunkiem do pogladow drugiej osoby. I to jest OGROMNY pozytyw naszej znajomosci. Karen zawsze mowi, ze ona sie nie musi o nic martwic bo wszystko zawsze powierza Bogu. Ja sie smieje, ze nie chcialabym byc na miejscu Boga w takim przypadku bo wiem, ze Karen to tylko jednostka, ale takich sa cale armie w roznych zakatkach swiata.
      I tak kiedys w rozmowie z Karen wyszlo na jaw, ze ona wrecz nie zna prawdziwej historii USA, ona slepo wierzy w to co plynie z TV lub dawniej radia. No to sie zapytalam "Karen Ty jestes starsza ode mnie o 9 lat, urodzilas sie w tym kraju i naprawde nie wiesz co robiono z kobietami (chodzilo mi o Native Americans) w latach 1971 - 1976?" No nie wieddziala wiec jej powiedzialam, podalam zrodla jak chce to sobie moze sprawdzic i dodalam "wiesz Boga tez powinnas czasem o cos pytac" :)))
      Obsmialysmy sie obie.
      Dobro i prawda powinny bardzo latwo isc w parze i sie wrecz wspomagac, pod warunkiem, ze zarowno dobro jak i prawda SA AUTENTYCZNE. A ze wiemy iz nie sa to wiemy tez, ze to jest zrodlem wszelkich problemow w skali swiatowej.

      Usuń
    4. Tereso, no właśnie. Wiedzieć, że ma sie oparcie w sobie i że da się sobie radę będąc samym. To jest bardzo wazne. I mało kto to potrafi. Ja sama też nie jestem pewna czy będę umiała, gdy zajdzie taka potrzeba. Jedno wiem - jak człowiek coś musi, to to robi. Odnajduje w sobie siłę, umiejętności , twardość ducha. Bo po prostu inaczej by przepadł. Jednak kazdy jest inny i u każdego te sprawy moga wyglądać nieco inaczej...

      Usuń
    5. Star! Ciekawe i dające do myślenia jest to, co napisałaś o Karen. Że to ty, emigrantka wiedziałaś wiecej o historii USA, niż ona. To pokazuje jak rózni są ludzie. Co ich interesuje i czy są gotowi poszerzać krąg swoich zainteresowań, czy wolą utknać w swoim zamkniętym kręgu, wolą za bardzo nie drążyć pewnych tematów bo daje im to poczucie spokoju. Ostatnio oglądałam wstrząsajacy film dokumentalny o Aborygenach australijskich. I tam była taka scena, że pytano radosnych, świętujących w dniu Australii (ustanowionego z okazji pierwszego przybycia białych na ten kontynent ponad 200 lat temu), czy zdają sobie sprawę z tego, że owo swięto dla Aborygenów jest raczej dniem żałoby, gdyż wiąze sie ono dla nich z podbiciem ich kraju przez białych osadników, z pozbawieniem ich praw. Biali ludzie zareagowali oburzeniem na to pytanie. Australia należy do nich i tyle. A jeśli Aborygeni mają z tym jakis problem, to widocznie nie potrafia sie dostosować...

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost