Kilka dni temu gdy
wokół trwał jeszcze cudownie rzeźki poranek a cały ogród chóralnie śpiewał ze szczęścia
wzięłam się ochoczo za pielenie warzywnika. Przyjemnie i lekko mi się pracowało.
Sprawnie napełniałam wiadra kolejnymi porcjami zielsk i traw. Nawet nogi
zanadto nie mrowiły od kucania i klęczenia. Ziemia
pachniała ożywczą wilgocią a zieleń
wokół zachwycająco błyszczała tysiącami szmaragdowych witraży. W życiu ważne są
takie chwile…
Niestety, już pod sam koniec roboty użądlił mnie
szerszeń. Ot, po prostu wędrował sobie między chwastami a ja nie zauważyłam go
i niechcący złapałam w dłoń. Zabolało strasznie, ale wypuszczonemu gwałtownie z
ręki szerszeniowi nic się nie stało. Dziarsko pomaszerował dalej. Tymczasem ja bardzo
się przestraszyłam i musiałam szybko coś zrobić, żeby jad tego owada nie zrobił
mi nieodwracalnej krzywdy. Niestety, jestem uczulona na jad błonkoskrzydłych,
czyli os, pszczół, szerszeni i tym
podobnych stworzeń, których latem ogrom fruwa po moim ogrodzie. Dwa lata temu
(pisałam o tym na blogu tutaj: klik) między rzędami ogórków dopadła mnie osa i ciachnęła w
kark. Było to zaskakujące i ciężkie dla mnie przeżycie, bo właśnie wtedy
okazało się, że mam alergię. Oznacza to, że poza bólem użądlenia reaguję na
owadzią toksynę pokrzywką na tułowiu, zawrotami głowy, dusznością i słabością. Wówczas połknęłam natychmiast lek
antyhistaminowy i to szybko pomogło opanować objawy szoku anafilaktycznego. Zatelefonowałam
na pogotowie i tam powiedziano mi, że skoro objawy ustępują, to nie ma też konieczności
wzywania ich na miejsce. I rzeczywiście. Wtedy po mniej więcej godzinie doszłam
zupełnie do siebie i jedynym następstwem użądlenia była opuchlizna oraz promieniujący
na głowę i ramiona ból karku.
Tym razem jednak
nie było tak prosto. Szerszeń, jako owad o wiele większy od osy zdołał
wstrzyknąć mi o wiele więcej jadu. I nawet
dwie połknięte tabletki w niczym nie pomagały. Piekąca i swędząca pokrzywka
zaczęła ogarniać coraz większe obszary mojego ciała. Ręka wyglądała jak
napompowana rękawiczka gumowa. W uszach mi szumiało, serce tętniło mocno a w
piersiach pojawił się dziwny ucisk i wrażenie narastającego bólu. Ogarnął mnie też
lęk. Taki dziwny, bo zupełnie nie do opanowania rozumem. Siedziałam przy
kuchennym stole i dygotałam wewnętrznie. Po prostu czułam, że dzieje się ze mną
coś niepokojącego i groźnego. Coś na co nie mam wpływu. Szkoda, że kiedy dwa lata
temu doszło do tego zdarzenia z osą, nie poszłam potem do lekarza i nie
poprosiłam o zastrzyk adrenaliny. Bo powinno się ją w domu mieć na taką właśnie
okoliczność.
Nie czekając już
na nic pojechaliśmy z Cezarym do przychodni. Tam od razu zrobiono mi dwa
zastrzyki z lekami przeciwhistaminowymi. Kazano mi się położyć na kozetce i przez
dwie godziny obserwowano mój stan, sprawdzając kolor objętej wypryskami skóry, pojąc
mnie wodą, mierząc ciśnienie krwi, wykonując EKG i dopytując co chwila o to,
jak się czuję. A że poczułam się właściwie zaopiekowana, toteż wrażenie oszołomienia i lęku zaczęło
maleć.
Na koniec przemiła lekarka wypisała mi na receptach kilka
silnych leków, które zażywać mam prawie przez miesiąc. Zastrzegła też, iż gdyby
mi się pogarszało konieczna byłaby hospitalizacja. Oczywiście przepisała także
zastrzyk z adrenaliną. Adrenalina w takich razach ratuje po prostu życie. Okazuje
się bowiem, że każde następne spotkanie z owadzim jadem mogłoby być dla mnie znacznie
gorsze, że człowiek się na niego w żaden sposób nie uodparnia a wręcz
przeciwnie, organizm coraz bardziej się osłabia walcząc z ujemnymi skutkami użądlenia.
Teraz grzecznie łykam wszystkie przepisane leki, smaruję ukąszoną, wciąż swędzącą
i lekko opuchniętą dłoń silną maścią ze sterydami. Niestety, owe lekarstwa
działają na mnie nieco nasennie, otępiająco i przytłumiająco. Mam jakieś problemy
ze skupieniem uwagi, z ogarnięciem myśli. Nie wiem wobec tego, czy zdecyduję się
na branie wszystkich tych medykamentów do końca. Bo jak widać są bardzo silne i
boję się, że łykając je w celach leczniczych jednocześnie robię sobie jakąś krzywdę…
Wracając jednak do szerszeni. Ten rok jest u nas rokiem ogromnej ilości wszelkich bzykadeł. Kilka tygodni temu Cezary samodzielnie zlikwidował olbrzymie gniazdo os, które te owady założyły sobie w psiej budzie, tuż pod jej dachem. Baliśmy się o psy, zatem ta likwidacja była konieczna. Jednak zaraz potem dostrzegliśmy, że szerszenie założyły sobie na terenie naszego siedliska dwie warowne siedziby. Jedną w wyłomie budynku gospodarczego, tuż nad psią budą. Drugą w pniu starej jabłoni obok miejsca, gdzie parkujemy samochód. Ponieważ jednak, jak oboje zaobserwowaliśmy, szerszenie nie były agresywne, nie atakowały nas a tylko czujnie strzegły gniazd i zwyczajnie żyły w swym własnym świecie, postanowiliśmy dać im spokój, współistniejąc jakoś razem i nie szkodząc sobie wzajemnie. Przy okazji mieliśmy możność poczynienia mnóstwa ciekawych obserwacji przyrodniczych. Zauważyliśmy, iż szerszenie to mądre, aktywne przez cała dobę owady. Zawsze na straży ich domostwa stoi jeden lub dwóch osobników, którzy pilnie patrzą, kto porusza się w pobliżu. Uważnie wodzą wielkimi oczami za każdym, kto przechodzi obok, bzyczą głośno oznajmiając coś w sekretnym, owadzim języku. A powracających do gniazda pobratymców pilnie obwąchują i oglądają, sprawdzając czy to na pewno swój a nie jakiś intruz…
Obserwacje,
obserwacjami… Świetnie się udawały do czasu tego nieszczęsnego użądlenia w moją
rękę…Oboje z mężem zdecydowaliśmy wówczas, że niestety trzeba się pozbyć z
naszego otoczenia tych owadów. No bo jakże ja mam tu bezpiecznie istnieć, jak poruszać się po
ogrodzie bez uczucia lęku i nieustannego zagrożenia? I nie chodzi o likwidację
wszelkich owadów z naszych okolic, bo to byłoby przecież głupie i w ogóle
niemożliwe. Ważne stało się by usunąć jakoś te dwa gniazda szerszeni. Owadów,
których jad następnym razem mógłby okazać się dla mnie zabójczy.
Usiłowaliśmy
wezwać w tym celu do nas straż pożarną. Jednak okazało się, że ponad miesiąc temu
zmieniono przepisy, jeśli idzie o to komu owa interwencja strażacka
przysługuje. Ponieważ wyjazdów brygad strażaków do likwidacji siedzib owadów
było w tym roku rekordowo dużo, postanowiono owe wyjazdy drastycznie ograniczyć.
Niektórzy bowiem wzywali strażaków z byle powodu i w czasie, gdy dzielni
chłopcy całym zastępem walczyli z jakimś malutkim gniazdem os gdzieś na końcu
ogrodu, gdzie indziej wybuchał akurat pożar i nie było komu do niego pojechać. Teraz
strażacy usuwają owadzie gniazda tylko na terenie posesji, gdzie mieszkają
osoby niepełnosprawne, nie potrafiące poruszać się samodzielnie. A ponieważ my
z Cezarym do takich osób nie należymy trzeba było wobec tego wezwać fachowców
ze specjalistycznej firmy dezynsekcyjnej zajmującej się tępieniem uciążliwych owadów.
I oto wczoraj
odwiedził nas uzbrojony w specjalne odzienie i kapelusz z siatką ochronną pan, który przy pomocy
długiej szprycy z gazującym płynem sprawnie zlikwidował dwa gniazda szerszeni
oraz kolejne gniazdo os wykryte przez niego budynku gospodarczym. Smutny to był dla nas
widok. Bezradne owady padały jeden po drugim a ich truchła szybko pokryły beton
wokół psiej budy. Te szerszenie, które zdołały ów pogrom przetrwać przez jakiś czas
w ogromnym wzburzeniu i złości latały obok gniazd. Późnym wieczorem jednak nie
było już po nich śladu. Mam nadzieję, że owe niedobitki odleciały w jakieś
miejsce, gdzie będą mogły bezpiecznie egzystować nie stanowiąc przy tym dla nikogo
zagrożenia…
Pasiastych,
żółto-czarno-pomarańczowych bzykadeł nadal jest w ogrodzie bez liku. Pod
wieczór usiłując zbierać kapiące od słodkiego soku maliny co i rusz musiałam się
odganiać, bo co chwilę jakaś osa upierała się by krążyć w pobliżu mnie, by przysiadać
na moich ramionach, by dokuczliwie bzyczeć. Szybko wyszłam z tętniącego życiem
malinowego chruśniaka. Lęk był nie do opanowania…Potrzeba najwidoczniej czasu aby mi te strachy minęły.
Ale cóż…Żaden Eden
nie nazywałby się wszak Edenem, gdyby nie wąż, który w jakiejś postaci zawsze był w nim, który jest i będzie…
Och, Olgo! jak to dobrze, że wszystko się skończyło się pomyślnie, ale trauma pewnie została!
OdpowiedzUsuńMój syn miał gniazdo os na balkonie w bloku i tez wzywali fachowca.
Ogród piękny i urodzajny, ale ileż w nim pułapek!
Uważajcie na siebie!
Trochę mi jeszcze nieswojo, gdy bzyczą obok mnie osy i inne tym podobne. Ale z czasem mi to minie, bo przecież człowiek do wszystkiego sie przyzwyczaja a wspomnienia bledną...I bardzo dobrze. Wszak rozpamiętywanie czegos w nieskończoność i popadanie w obsesję nikomu nie służy.
UsuńTak, ogród jest piękny i urodzajny. Żyją w nim przeróżne rosliny i zwierzęta. Tak powinno byc i tak będzie.
A absolutnie bezpiecznych miejsc na świecie chyba nie ma...
Pozdrawiam Cię serdecznie, Jotko!:-)
No masz! A śniłaś mi się dzisiaj Oluś i zagadka wyjaśniona, bo ten sen wciąż nie dawał mi spokoju :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że wszystko skończyło się ok. Tulę*
Dostałaś pewnie leki odczulające i dlatego tak Cię przymula. One mają takie działanie niestety, ale może nie rezygnuj z nich na razie bez konsultacji z kimś mądrym. Dobrze, że masz ten zastrzyk adrenaliny.
A w maliny to na razie wysyłaj Cezarego, ha, ha, oczywiście w te krzaki Wasze, a nie w inne przysłowiowe maliny, rety! Ha, ha!
A do pielenia, to może grube, gumiaste rękawice zakładaj, chyba żaden bzykacz ich swoim żądłem nie przebije?
Też byłam kiedyś użądlona w krtań i lekarzowi latały ręce, bo nie bardzo wiedział co ma robić. Na szczęście przyszła na czas pomoc od przytomniejszego kolegi. Dostałam jakiś powolnie wstrzykiwany zastrzyk i musiałam 45 minut wysiedzieć pod obserwacją. Brrrr...
Taka z tego lekcja, że Eden też miewa swoje ciernie jak róża kolce :))
Przytulam serdecznie i uściskowuję mocno:)*
Hanka C. jak cyganka :))
Śniłam Ci się, Hanusiu? Ciekawam tego snu...Wzruszam się, że myślisz o mnie i śnisz nawet. Dziękuję i tulę równie mocno!*
UsuńTak, leki które dostałam działają na mnie tak przymulająco. Ma to jednak i swoje dobre strony - teraz nocami śpię jak zabita i wysypiam sie za wszystkie czasy. Nie słyszę nawet jak psy skrobią do drzwi sypialni, prosząc o wypuszczenie do ogrodu! Nie będę zatem odstawiała tych leków i grzecznie wezmę je do końca.
Maliny w tym roku dojrzały zbyt szybko i zbyt mocno. To wszystko na skutek upałów. Wiekszosc owoców już na krzakach fermentuje i ma smak malinowego wina!Niewiele udaje sie ich zebrać, bo rozpadają sie w dłoniach.
Do pielenia przeważnie ubieram cienkie rękawiczki (choć najbardziej lubię pielić gołymi rękami). Chodzi mi o chwytnosc i czucie. W grubszych rękawiczkach nie czuje co rwę i nie potrafię tak precyzyjnie operować wśród grządek. Ale chyba będę sie jednak musiała przestawić na te grubsze rękawice....
Użądlona byłaś w krtań? Brr...Wyobrażam sobie jak sie wtedy czułaś. To chyba uczucie nie do zapomnienia...
Tak, każdy Eden miewa swoje ciernie. Tak jest i tak widocznie byc musi. To tylko w bajkach dla dzieci wszystko jest idealne i cukierkowe.
Przytulam sie skwapliwie do Cię, droga Hanko-Cyganko i uśmiech serdeczny Ci zasyłam!:-))*
O sen pytasz Oluś. Otóż rozmawiałyśmy o czymś w ogrodzie, ot sen jak sen, ale nie dawał mi spokoju. Pomyślałam, że nie bez powodu mi się przyśniłaś i chciałam wiedzieć dlaczego 😊
UsuńBuziaki 🤭😘
Acha! Dobrze się spotkać i porozmawiać w ogrodzie. Chociażby tylko we śnie!:-)
UsuńBuziaki, Hanuś!:-)♥
Mamusiu!
OdpowiedzUsuńOkropność. Dobrze przynajmniej, że już wiesz o swojej alergii i możesz odpowiednio szybko zareagować jak coś takiego Ci się stanie.
Ja tu wczoraj u siebie chciałam otworzyć okno, ale widziałam kilka pszczół siadających na kwiatkach pod tym oknem i to mnie powstrzymało.
Szkoda, że te zwierzęta są takie niebezpieczne. Zagłada całego roju, takiego owadziego miasta państwa, to zawsze paskudne zdarzenie.
Kocham, pozdrawiam i kuruj się! Lepiej nie zaniedbuj brania lekarstw.
Anita Jawor
Córuniu! Tak, okropność. Ale nie da sie takich zdarzeń uniknąc, gdy sie żyje blisko natury. A jak wiesz tylko takie życie ma dla mnie blask i sens. Zawsze jest coś za coś...
UsuńTe owady, które widziałaś na kwiatkach to pewnie osy. One zazwyczaj nie żądlą tak ni z tego ni z owego. no chyba, że człowiek pachnie jakoś irytująco dla nich, lub wręcz przeciwnie - powabnie.
Nie będę rezygnować z zażywania tych leków, bo przecież bez powodu mi ich lekarka nie przepisała. Muszę sie grzecznie stosować do zaleceń. A że dobrze mi sie po tych lekach śpi, to dodatkowa korzyść. Przynajmniej się porządnie wysypiam!:-)
Tak, szkoda mi było tych szerszeni. Przecież też mają prawo do zycia...Wczoraj powróciły dwa osobniki i przez cały wieczór krązyły bezradnie wokół tego wyłomu w murze. Zaglądały do środka i uwierzyć chyba wciaz nie mogły w to, co sie stało...
I ja kocham Cie i pozdrawiam. Dobrego weekendu, córeczko!:-)*
mama
Aż mi się serce zakolebało i wzruszenie zacisnęło krtań. Też tak mam, Córeńka najważniejsza ale i moje życie ważne mniej ale jednak ważne. Dbajmy o nie by nie sprawiać dzieckom kłopotów.
UsuńTak, każde życie tak samo ważne. A miłość dodatkowo jeszcze tę ważnośc wzmacnia. Żyjmy Krystynko, bo mamy dla kogo!*
UsuńOjej, to musiało być okropne. Mało że ból, to jeszcze panika co dalej. Bardzo współczuję. Najważniejsze że już prawie po, że jesteś zaopiekowana, że miałaś medyczna pomoc. Ogród jest taki piękny, jak patrzę na te maliny, to tylko jeść je prosto z krzaka, wiec rozumiem że byłaś przy nich, no ale lepiej teraz jednak uważać.
OdpowiedzUsuńNo tak, Tereso. Było to nieprzyjemne i trudne do zapomnienia doświadczenie. Ale po raz kolejny udało mi się wyjsc z tego cało i mam nadzieję, że trzeciego razu już nie będzie. A jakby co, to mam pod ręką adrenalinę.
UsuńMalin jest mnóstwo, tylko z powodu upałów zbyt szybko dojrzewają, wręcz fermentują na krzakach. Jemy je na świezo, ale chciałabym zebrać też troche na sok.
Dziękuję za twoje odwiedziny i pozdrawiam Cię serdecznie!:-0
Współczuję doświadczenia. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Jednak musisz uważać, bo trudno się skutecznie zabezpieczyć. Decyzja o usunięciu gniazd była najlepszą rzeczą, która mogłaś zrobić. Z praktycznych rzeczy to warto pilnować, żeby nie przyciągać owadów zapachem. Moja przyjaciółka po przygodzie z osą przed pracą w ogrodzie myje się bez zapachowym mydłem. Ja przeżyłam wstrząs anafilaktyczny po antybiotyku i to było jedno z moich najgorszych doświadczeń. W takich sytuacjach człowiek zdaje sobie sprawę, jak kruche jest ludzkie życie. Przesylam serdeczności ❤️😘
OdpowiedzUsuńTak, Basiu. Uważać muszę, choć wolałabym nie musieć uważać, bo to uważanie niszczy swobodę i beztroskę, która odczuwałam dotychczas w swoim ogrodzie.
UsuńZ tym myciem się przed pracą w ogrodzie to na pewno jest dobry pomysł, tyle, że człowiek podczas roboty a do tego gdy jest ciepło zaraz mocno się poci. I trzeba by sie chyba co pół godziny opłukiwać...
Wstrząs po antybiotyku...Tak, uczulenie na jakiś lek też może się ni stąd ni zowąd objawić. To, co jednym nie szkodzi wcale a nawet pomaga, dla innych może być śmiertelne. Tak. Każdy człowiek jest inny. A jego organizm nieodgadniony tajemniczy...
Pozdrawiam Cię serdecznie ciesząc się, że po tak długim czasie znowu się odezwałaś!:-)♥
Olu chodzi nie tyle o zapach potu o ile różne zapachy kwiatowe z mydła, płynu do płukania, prtfum itp. Przynajmniej tak mówi moja przyjaciółka.
UsuńAcha! Ja Basiu, nie używam żadnych perfum ani pachnących mydeł czy płynów do płukania. Od lat staram się uzywac tylko naturalnych, bezzapachowych i jak najmniej pozbawionych chemii specyfików.
Usuńi u nas alergia na błonkoskrzydłe dała o sobie znać. odczulanie, sterydy kilka lat odwiedzin na oddziale. Przykre spotkanie 8 grudnia (!) (podczas zimowego dowożenia drewna na opał do pieca) , skończyło się adrenaliną podaną przez ratowników karetki. teraz ten zastrzyk zawsze w lodówce jest i termin ważności sprawdzany. Trzymam kciuki, pozdrawiam i piszę , ze spotkania błonkoskrzydłych przydarzają się niestety- lecz informacje, leki i to czego się nauczymy przydaje się w ekstremalnych sytuacjach. :D pozdrawiam i ciepłe mysli posyłam Ala
OdpowiedzUsuńTo w zimowy miesiąc też można być użądlonym?! Czyli i wtedy zdarzają sie jakieś owadzie ataki? Niesamowite! A jeszcze wczoraj rozmawiałam z mężem o tym, że przynajmniej zimą takie rzeczy nie będą mi zagrażać. Czyli stale trzeba na siebie uważać...Dobrze, że istnieje cos takiego jak adrenalina, że nie zostajemy bezradni w razie czego.
UsuńŚciskam Cię serdecznie, Alu i dziekuję za Twój komentarz!:-)*
luty ,mój wtedy szczeniak labrador Brando...koszyk drewna przyniesiony do kominka,ciepełko i budzona bestyjka lezie po płytkach..wieczór,tylr światła co od kominka i lampki,ale go zauwazyłam zanim młody go zwęszył... strach pomyśleć, Brando był maleńki , tygodni...tak,że zima tez trzeba uwazać,pozdrawiam Olu.
UsuńCzyli człowiek nigdy nie może tracić czujności. Zawsze może się coś zdarzyć...
UsuńŚciskam Cię mocno!*
Zaczęło się bajkowo, a opis rozradowanej przyrody i przyjemności jaką odczuwałaś przy pracy dobrze się zgrał z tym co ja czuję w podobnych okolicznościach. A potem, jak w życiu, cios, na który nie zasłużyłaś i się go nie spodziewałaś. Bardzo Ci współczuję, przykro przegrać w potyczce z owadem. Cieszę się, że szybko zareagowałaś i masz leki. Ja też ciągle zapominam rękawiczek, a są takie, w których czujesz każdą trawkę. I u mnie pełno szerszeni, które ciągle chcą wić kokony. Pszczół się nie boję, nie przeszkadzamy sobie, ale różne dzikusy w paski są nieobliczalne. Na ozdobnym krzaczku zobaczyłam zieloną gąsiennicę giganta, trzymała się ssawkami gałązki. Ale to co miała na plecach przyprawiło mnie o palpitację. Na całej długości stały białe jajeczka wielkości centymetra. Wczepione w nią pionowo. Okazało się, że to gąsiennica ćmy, ale jajeczka wstrzyknęła jej dzika osa. Żerowały na niej i w końcu by ją zabiły. Te liszki jedzą pomidory, ale z jajami os są już nieszkodliwe. Przyroda jest niezwykła, na szczęście teraz można wszystko znaleźć i przeczytać. Wracaj do zdrowia kochana i uważaj na siebie. Ściskam. Maria😘❤️🌺
OdpowiedzUsuńTak, zaczęło się bajkowo. Tym bardziej nie do przewidzenia był taki właśnie dalszy ciag dnia. Ale to chyba zawsze tak jest. Różne zdarzenia zjawiaja się ni z tego, ni z owego i raptem wyrywają nas ze stanu błogości i spokoju. Nic nie trwa wiecznie, nic nie jest do końca beztroskie, choć czasem można mieć takie wrażenie. Ale to złudne...
UsuńA natura jest wspaniała, zaskakująca, mądra, ale i drapieżna, nieokiełznana, nieprzewidywalna. Tworzy swoje własne światy, gdzie każde stworzenie chce znaleźc dla siebie jakąś nisze, jakąś możliwosć przeżycia i rozwoju. Tak jak ta sprytna osa, co złożyła jajeczka na gąsienicy. Straszne to, ale wiele jest w przyrodzie takich przypadków. By nie szukać daleko - kukułka składająca jaja w cudzym gnieździe.
Tak czy siak jesteśmy częścią natury. A to oznacza wszystko. Poczucie bezpieczeństwa w niej, ale i niebezpieczeństwa. I nauki, które stale z niej dla nas płyną.
Pozdrawiam Cię gorąco, Marylko i dobrego tygodnia życzę!:-)♥
Aż mnie ciarki po skórze przeszły kiedy czytałam Twoją relację. Ja panicznie boję się tych latających i pełzających zwierząt. Przyjdzie ubierać się w pszczelarski strój idąc do ogródka. Bardzo współczuję tego bólu i strachu. Mam wrażenie, że owady coraz częściej są jakiej "zmutowane", po każdym ukłuciu chociażby najmniejszego owada tworzą się opuchlizny i bardziej boli. Jak dobrze, że Was jest dwoje i możecie wspomagać się nawzajem. Wracaj do zdrowia i uważaj na siebie. Pozdrawiam Was serdecznie.
OdpowiedzUsuńA propos pszczelarskiego stroju, to mój Cezary nosi sie z zamiarem kupna takowegoż, żeby w razie pojawienia sie u nas następnego roju szerszeni móc samodzielnie go zlikwidować. To nie jest takie trudne - pilnie obserwował poczynania tego fachowca u nas i juz wiadomo, co i jak.
UsuńNie wiem, czy obecne owady są zmutowane, czy żądlą mocniej. Wiem tylko, że jest tych owadów o wiele wiecej niz w ubiegłych latach. I nie mam pojęcia z czego to wynika.
Olu, pozdrawiam Cię serdecznie w imieniu swoim i Cezarego!:-)
Olu kochana , alez sie przestraszylam i zmartwilam Twoja opowiescia, bo z tym naprawde nie ma zartow. Pilnuj tej adrenaliny, powinnas miec chyba wiekszy jej zapas, a nawet zabierac ja ze soba, na kazda nawet krotka wycieczke poza domem. To juz nie przelewki, jesli tak mocno reagujesz, a zyjecie przeciez wsrod dzikiej przyrody i nigdy nie wiadomo, co sie moze stac znienacka. Ciagle mam w glowie historie Ewy Salackiej , na urlopie na Mazurach...Dobrze, ze jestes juz zaopatrzona na przyszlosc 🙏🏻Dbaj o siebie Olus i uwazaj na siebie bardziej niz zwykle , sciskam mocno Kitty 💝
OdpowiedzUsuńDroga Kitty! Myslę, że jeden zastrzyk adrenaliny póki co wystarczy. Jak go będę musiała uzyć (oby nie!) to na pewno dostanę receptę na kolejny. Adrenalina ma swój czas przydatności do użycia, wiec nie ma sensu robienie z niej zapasu.
UsuńEwa Sałacka...Tak, własnie. Pisałam o niej przed dwoma laty, bo też mi sie wówczas mocno jej przypadek z moim skojarzył. Naprawdę człowiek to krucha istota. Nigdy nie mozemy być pewni, że cos nam sie nie stanie, bo stać się może w każdej chwili. I to zazwyczaj nic wielkiego, żadna bomba, podstępny wirus ani morderczy napad zbira - ot, zwyczajne użądlenie owada....
Dbam o siebie jak tylko się da w tych okolicznościach. Musze starać sie życ normalnie, bo zycie toczy sie dalej.
I ja ściskam Cie serdecznie!:-)♥
Olu, ale masz choc jedna adrenaline w lodowce? To, ze teraz wzielas to na teraz, ale sama widzisz, ze nastepna reakcja moze byc jeszcze ciezsza i szybsza, mozesz nie zdazyc do przychodni, moze byc niedziela , zepsute auto itp. ! Jedna koniecznie trzymaj w domu , ja cie prosze🙏🏻 Naszemu sasiadowi ni z tego z owego spuchla noga, jakas wielka bania mu wyrosla, nie znam szczegolow, ale pojechal z tym na pogotowie tutaj w Anglii... Czekal od 5-tej po poludniu ... do 4-tej rano!! Zrobili mu zabieg , wycieli toto , na zywca, bez znieczulenia. Zaszyli , wielka rana. Dali antybiotyk i tyle. Nie mam slow , taki " rozwiniety kraj" , maja sie za najlepszych na swiecie , i nie maja nawet lokalnego anastetyka? Zrobilabym tam rozrobe na calego. 😡Mnie akurat zrobili zabieg fantastycznie - wiec bylam wniebowzieta, ale to nie bylo pogotowie tylko klinika.W kazdym razie te ugryzienia nie wiadomo od czego naprawde nie takie blahe jak sie wydaje. 😘Kitty
UsuńKitty kochana! Mam jedną adrenalinę w lodówce. Nie martw się więc, bo w razie czego szybciutko jej użyję. Zawsze też mozna wezwać pogotowie zamiast jechac do przychodni czy na SOR (toz to i u nas tragedia wielogodzinnego czekania). Do nas pogotowie przyjeżdża szybciutko a w środku zazwyczaj są fachowi i uprzejmi ratownicy.Jak sie powie przez telefon o co chodzi, to oni jadą z konkretnym planem pomocy.
UsuńNie martw się, proszę!***
Ufff, no troszke mnie uspokoilas Olu, wiesz, mieszkacie na odludziu i pogotowie pogotowiem, ale nieraz to licza sie minuty. Musicie w pierwszym rzedzie liczyc na siebie. Teraz juz bede spokojniejsza, ta cala historia naprawde mnie mocno zmartwila. Mialam kiedys podobne przezycie , powtorzylo sie dwa razy i na szczescie od tamtej pory nie , ale ja do dzis nosze przy sobie Alertec, tyle moge zrobic. Po ciazy nagle zaczely mi sie psuc wszystkie zeby , dzieciak ze mnie wyciagnal , choc jadlam w ciazy duzo bialka , no i zaczelam leczyc zeby... Chodzilam do dentysty co tydzien przez jakies 3-4 miesiace i za kazdym razem dostawalam znieczulenie... I nagle ktoregos dnia ... zamienilam sie w Mongola.Twarz spuchla mi jak bania , tak bardzo, ze oczy zniknely w faldach, mialam w tym miejscu takie dwie waziutkie szparki, jak nitki, nic prawie nie widzialam. Noca, w ciemnych okularach, bo wygladalam jak karykaturalny potwor, maz zawiozl mnie na nocny dyzur do szpitala i jak mnie tam taka zobaczyli, to jedyny chirurg natychmiast przerwal jakas operacje, zeby mi wstrzyknac chyba hydrokortyzol czy cos takiego , bo zaczela mi juz puchnac krtan, wiec za chwile moglam sie udusic.Straszne to bylo. Pozniej zdarzylo mi sie jeszcze raz, ale od tamtej pory ....minelo trzydziesci lat - raz tylko spuchly mi tu oczy, ale alertec pomogl i nie musialam jechac do szpitala. Mysle, ze ta trucizna ze znieczulen w koncu z biegiem lat ze mnie wyszla . I taka to historia. Od tamtej pory mam chyba jakis uraz, a teraz ta historia z Toba. Ufff. BuziakiPS Alertec mozna kupic w aptece bez recepty 🤗 Kitty
UsuńOch, Kitty! Ależ sie biedulko nacierpiałaś. Takich rzeczy sie nie zapomina. Straszne! Naprawdę ciało ludzkie jest dla nas tajemnicą i jego reakcje wciąż nas zaskakują.
UsuńU nas w domu też zawsze jest jakis lek przeciwalergiczny, ale masz rację, powinnam go także nosić ze sobą w torbie, gdziekolwiek idę, bo nie znam dnia ani godziny, kiedy znowu mnie jakis owad dopadnie (choć mam nadzieję, że wiecej sie to już nie zdarzy).
Przytulam Cię najserdeczniej!♥
Dopiero po takim spotkaniu okazuje się jak reaguje nasz organizm. Dobrze, że wracasz do normy. Ja dosłownie " żyję" z szerszeniami od lat bo u sąsiada każdego roku robiły sobie gniazda w drewnianym domu, a dom przy płocie i buszowały u nas jak chciały. Kilka lat temu zasiedliły starą dziuplę w jesionie, strażacy ich przegonili. Przez kilka lat kosy wygrywały walkę o dziuplę ale teraz owady wróciły. Każdego wieczora tłuką w lampę zaświeconą na ganku, a rano znajduję kilka nieżywych osobników. Nigdy wcześniej się z takimi przypadkami nie spotkałam, a teraz pojawia się to codziennie. Nikt nie potrafi mi wytłumaczyć, jak to możliwe, to zbyt odporne owady, żeby padały bez przyczyny????
OdpowiedzUsuńTak, Basiu - przez całe zycie dowiadujemy się wciaz czegos nowego o sobie. I przez całe życie nasz organizm sie zmienia. Pojawiają sie nowe alergie a stare ustępują...
UsuńNie mam pojęcia, dlaczego szerszenie padają u Ciebie. Piszesz, że tłuką sie o lampę...Moze za mocno? Moze to taka forma popełnienia przez nie samobójstwa...? Żyjemy w dziwnym świecie, więc wszystko staje się mozliwe.
Pozdrawiam Cię serdecznie!:-)*
u mnie ptaki,kosy,drozdy,o wiele ich za duzo jak na grasujace koty..zdarzał sie jeden raz na czas to widac było ze kotek ,teraz lezą nienaruszone to tu to tam...moze to upał,ale lasy dookoła a i strumyk i woda w kilku miejscach wystawiona w poidłach...myszy zero,jakby sie pod ziemie zapadły.Nikt tu nie truje,nawet slimaków nie traktujemy chemią,ot dopust Bozy,przykry widok,takie lęgi piękne powychodziły a teraz co...
UsuńMoże pryskają czymś nas z góry? Może to te smugi z samolotów? Naprawdę dziwne to wszystko...
UsuńBrak owadow zauwazylam juz w zeszlym roku, praktycznie zero much. Mamy duzy i dlugi zywoplot, w ktorym mielismy rezydujaca wielka chmare wrobli, mialy tam raj na ziemi. W tym roku wroble zniknely, nie ma zadnego, nie ma swiergotu i zadnego ruchu. Owadow tez nie ma. Za to jest nowa wieza 5G wybudowana za sasiedniej ulicy... Kitty
UsuńU nas z kolei owadów w tym roku masa. Także ptaków - zwłaszcza na wiosnę. W tym wróbelków. A około 200 metrów od nas od lat stoi wieża przekaźnikowa. 5G też tam jest i póki co nie widać aby to szkodziło naturze.
UsuńA jeśli szkodzi, robi to na razie powoli, w niedostrzegalny jeszcze sposób. Moze u Ciebie ta wieża działa mocniej z uwagi na zabudowę. U nas, jak wiesz, wiele pustej przestrzeni wokół i może to jakoś rozprasza te szkodliwe działanie wieży...
Nie wiem Olu, ale brak owadow, pszczol, much, motyli raportuje wielu yuotuberow- ogrodnikow z UK , z roznych rejonow. Z nieba smugi sypia non stop , no cos owady wyniszcza, a wraz z brakiem owadow jest coraz mniej ptakow. Najpierw zniknely szpaki, kawki, robiny, a na koncu wroble. Mielismy tu naprawde ptasie radio, jazgot taki, ze nieraz narzekalam , a potem sama siebie ganilam, ze ciesz sie kobieto poki te ptaki jeszcze sa... no i stalo sie to, czego sie obawialam . Jest mi smutno Kitty🥲
UsuńBo smutne jest to, o czym piszesz Kitty. Najwidoczniej coś złego dzieje sie w naturze. Coś jej szkodzi. A skutki tego mogą być dla nas wszystkich katastrofalne. Wszak jesteśmy częścią natury. To, co dzieje się w Anglii moze dziać sie i u nas w Polsce. Moze już się dzieje, tylko ja jeszcze tego nie dostrzegam. Ale pilnie patrzę, obserwuję...Tylko co z tego. Jestem bezradna wobec tak wielu spraw...
UsuńNadrabiam zaległości a tu taka historia.
OdpowiedzUsuńOsy i szerszenie w tym roku rozmnożyły się bardzo. Jest wilgotno, ciepło, mnóstwo owoców spadło. Raj dla błonkoskrzydłych. Faktycznie musisz mieć pen z adrenaliną, bo każda reakcja będzie coraz mocniejsza.
Właściwie strażacy powinni przyjechać, boś uczulona mocno.
U nas jest tak: strażacy ochotnicy działają. Nieformalnie jakby. Gada się z naczelnikiem straży, kupuje się specjalną gaśnicę na owady( niedroga) a chłopaki wieczorem przychodzą i usuwają w gumowym ubranku. Ewentualny dobrowolny datek wpłacają na swoją jednostkę. Ale bez datku też zrobią :) Może u was podobnie działa?
Bo państwowa straż ma wytyczne i nie ma gadania.
Trzymaj się Olu, no niestety, musisz być ostrożna. Na szczęście jesień idzie ;)
Aniu, w Państwowej Straży Pożarnej od miesiąca zmieniły się przepisy w sprawie wyjazdów do likwidacji owadów. Juz teraz nic nie daje zaświadczenie o byciu uczulonym. Trzeba sobie radzić samemu albo z pomocą firmy prywatnej specjalizującej się w dezynsekcji (ich usługi są drogie) albo, tak jak piszesz, z pomocą miejscowej OSP. Mysmy do OSP sie nie zwracali, bo nie przyszło nam do głowy, że ich nie obowiązuja te same przepisy, co PSP.
UsuńTak czy siak Cezary zamówił już w Internecie specjalny strój ochronny i kapelusz oraz środki do zwalczania owadów. I gdy zdarzy sie znowu taka konieczosć sam będzie próbował sie z tym uporać. On nie jest uczulony, wiec się nie boi ewentualnych ataków owadzich. Boi sie tylko o mnie.
Trzymam się i jest już wszystko ze mną ok. Tylko susza u nas coraz większa. Ludziom zaczyna brakowac wody w studniach. My też ostrożnie teraz postępujemy z wodą, bo i w naszej studni kiedyś wody zabrakło.
Szczerze mówiąc trochę szkoda mi tych szerszeni, ale z drugiej strony Cię rozumiem. Zdrowie jest najważniejsze. Daleko nam do buddyjskich mnichów w Indiach, którzy zanim postawią stopę na ziemi najpierw omiatają ją, aby nie nadepnąć na jakiegoś insekta.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego. Pozdrawiam serdecznie 🤗
I mnie było ich szkoda. Zyły sobie przecież spokojnie przy nas od kilku miesiecy i nagle...To jednak wspaniałe owady, choc tak dla mnie niebezpieczne..Uznałam jednak, że zachodzi stan wyższej koniecznosci. Trzeba było jakoś zmniejszyć ryzyko kolejnego użądlenia.
UsuńA buddyjscy mnisi...Podziwiam i szanuję ich stosunek do natury. Ale nie bardzo da sie tak zyc w zwyczajnym świecie. Wszak nawet chodząc po łące niechcący miażdżę i niszczę jakieś światy...
Pozdrawiam Cie serdecznie, MaB!:-)
Zdrowia i pogody ducha oraz dobrego weekendu życzę. A na przepis na kolorową jesień zapraszam na:
Usuńhttp://okruchy-i-ziarenka.blogspot.com
Dziękuję MaB. Z chęcią do Ciebie zajrzę!:-)
UsuńDziękuję za odwiedziny. 🤗
Usuń!:-))
UsuńFaktycznie przykra historia. Dobrze, że wszystko dobrze się skończyło. Czasami przyroda w bolesny sposób przypomina nam, że nie tylko jest piękna, ale też dzika i czasem niebezpieczna.
OdpowiedzUsuńBo przyroda to życie z wszystkimi jego przejawami. Mieści sie w niej bogactwo radości i energii, ale też smutek i tęsknota. Takze ból, śmierć. Piękno stanowi tylko jedną stronę medalu...
UsuńBardzo niebezpieczna historia. Mam nadzieję, że nigdy Ci się ona nie powtórzy. Sama bardzo boję się szerszeni i liczę na to, że nie będę musiała stawać z nimi twarzą w twarz. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTeż mam taką nadzieję, Karolinko.
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie!:-)
Straszne przeżycie... Współczuję.
OdpowiedzUsuńWiele lat temu pogryzły mnie osy na działce... to był koszmar... nawet wspominać tego nie chcę.
Przytulam najserdeczniej.
Stokrotka
Tak, było strasznie. Na szczęście to już za mną. Idzie jesień, potem zima - przynajmniej pod względem owadzim będzie bezpieczniej. Choć - nawet z owadami - wolałabym by to lato trwało jak najdłużej!:-)
UsuńPozdrawiam Cię ciepło, Stokrotko!