Na początku
sierpnia wybraliśmy się z naszymi pieskami na cudownie rzeźki, poranny spacer
po lesie. Spacer nieplanowany, ale nagle bardzo chciany, bo pragnieniem
ożywionych psiaków spowodowany. A było to tak…
Pewnego późnego
popołudnia, tuż przed zachodem słońca wyszliśmy z mężem na sąsiednią łąkę by
zobaczyć jak została skoszona. To ta sama łąka, po której wędrowałam ostatnio i
podziwiałam na niej niezliczone kwiaty i zioła. Teraz wszystko leżało w
długich, ściętych pokosach. Cudnie pachniało skoszoną trawą. Ta woń zawsze
kojarzy mi się ze słodkim, soczystym arbuzem i beztroskim dzieciństwem a więc automatycznie
wprawia mnie w dobry, bliski serdecznemu wzruszeniu nastrój, przywraca odrobinę
dawnej energii. Spokojnie doszliśmy z Cezarym aż do ściany lasu a wtedy
dostrzegłam, iż od strony domu co sił w nogach biegnie ku nam duży, szary pies
a konkretnie nasza Hipcia. Jakże z daleka do nieodżałowanej Zuzi podobna. Mamy
kiepsko działający skobelek w furtce i najwidoczniej sprytna Hipcia jakoś
otworzyła ją sobie łapą po czym skorzystała z okazji i pognała w naszą stronę.
Ależ była szczęśliwa gdy do nas dopadła! A oczy świeciły jej się radośnie, całe
były roziskrzone i widać było, że chętnie pobiegałaby sobie dłużej, pogoniłaby
hen, hen po leśnych ścieżkach. Tylko czekała na znajome hasło. Było jednak za
późno na taki spacer. Już za chwilę miało zacząć się ściemniać a chodzenie po
ciemku po lesie moim zdaniem nie należy do przyjemności. Toteż szara psinusia
wróciła z nami grzecznie do ogrodu, lecz w jej spojrzeniu znać było spore
rozczarowanie.
Radosne
oczekiwanie a nawet nadzieję kilka chwil potem dojrzeliśmy także w oczach Jacusia oraz w niecierpliwej postawie Misi. Najwyraźniej, na skutek swobodnego wymknięcia
się z ogrodu Hipci także stojącym przy płocie i przypatrującym się nam piesuńkom
przypomniało się o leśnych przechadzkach. Obudziły się marzenia i chętki na
odrobinę nieokiełznania oraz dzikiej wolności. A dawno już z psami nigdzie się
nie wybieraliśmy głównie z uwagi na kiepskie samopoczucie Jacusia. No bo jakże
tak? Hipcia z Misią miałyby wyruszać z nami na spacery podczas gdy biedny,
niedołężny Jacuś musiałby potulnie siedzieć w domu? Byłoby to wielce wobec
niego niesprawiedliwe. Zapłakałby się przecież biedaczek. Toteż od jakiegoś
czasu w ogóle przestaliśmy na spacery z psami chodzić. Ogród jest wszak na tyle
duży, że psy mogą się swobodnie wyhasać a Jacunia trzeba oszczędzać, żeby się nam
staruszek całkiem nie rozsypał. Tak myśleliśmy oboje z Cezarym
usprawiedliwiając też tym samym poniekąd naszą własną niechęć do dalszych
wędrówek. Gorące lato, oblepiająca wszystko wilgoć oraz gryzące owady nie
zachęcały wszak do zanurzenia się w knieje. Do tego, jak zdołaliśmy stwierdzić
ostatnio kompletnie nie było w sąsiednim lesie grzybów. Mimo deszczowej pogody,
mimo tropikalnego ciepła na naszych sekretnych miejscach nie rósł nawet
najmniejszy prawdziwek, najlichszy kozaczek, najdrobniejszy maślaczek ani nawet
muchomorek. Nic dziwnego więc, że kilkukrotnie
wróciwszy do domu umęczeni i zapoceni a do tego z pustymi koszykami w końcu
daliśmy za wygraną i zrezygnowaliśmy z tak jałowych i frustrujących grzybobrań.
Ale przede
wszystkim Jacuś był głównym powodem naszego niechodzenia. Bo przecież kulał, ledwo
chodził, szybko się męczył, widać było, że ogromnie trapią go reumatyczne
dolegliwości. Bo po spacerach z wielkim trudem dochodził do siebie, coś go
bolało i utykał na tylną nogę jeszcze mocniej. Do tego patrzył na nas ze
smutkiem i cierpieniem w oczach tak jakby mówił, że przyszła kryska na Matyska
i nic nie można już na to poradzić. No cóż…Każdego w końcu to dopada. Ta
niemoc, ta słabość, ta bezradność, rezygnacja i boleść związana z wiekiem.
Jednak, o dziwo,
ciepłe lato sprawiło, że Jacusiowi najwidoczniej się polepszyło. Wygrzał stare
kości, zregenerował się, przypomniał sobie o dawnych przyjemnościach i
zapragnął znowu ich zażyć. Owa ochota do brykania nie mijała mu i trwał przy
niej także następnego i jeszcze następnego dnia. Tańczył wokół nas niczym
młodzieniaszek, dając do zrozumienia, że jest gotowy, że bardzo, ale to bardzo
chce znowu wyruszyć w las, odwiedzić dawne dróżki i bezdroża, szybko biec przed
siebie zapominając o wieku i przeszłych dolegliwościach. Nie sposób było tego
ignorować, tym bardziej, że zarażał on swoim pragnieniem pozostałe psy i już
wszystkie trzy namolnie skakały wokół nas prosząc o to samo.
No więc dobrze.
Postanowione! Chcieliśmy się przekonać, czy rzeczywiście Jacuś odzyskał siły.
Czy wyprawa do lasu przyniesie mu więcej przyjemności, niż trudu. Czy stał się
cud i biały piesek znowu był taki, jak niegdyś?
Dlatego
wczesnego sierpniowego poranka daliśmy naszym czworonożnym przyjaciołom sygnał
do wymarszu. Wypowiedzieliśmy magiczne słowo: „Idziemy!”. Choć psy już wcześniej
doskonale wyczuwały, że coś się święci. Wszak telepaci z nich znakomici. Podekscytowane
natychmiast zaczęły biegać wokół nas jak oszalałe, popiskując i dysząc
radośnie. Ich oczy zdawały się mówić: Nareszcie, nareszcie idziemy do lasu!
Och, jak wspaniale! Jak cudownie! Jak się cieszymy! Niech to twa wiecznie!
I wyruszyliśmy
jak za dawnych czasów. Jacuś od razu pognał przed siebie. I biegł tak
swobodnie, tak lekko jakby znowu miał nie kilkanaście, ale kilka lat. Za nim w
szalonym biegu pruła Hipcia a na końcu nieco zdezorientowana Misia, której
pomyliły się kierunki i najwidoczniej zapomniała, w którą stronę idzie się do
lasu. Ale błyskawicznie sobie wszystko przypomniała, gdy tylko dobiegła do owej
świeżo skoszonej łąki, gdy poczuła znajome zapachy i kiedy mogła napić się wody
stojącej zawsze w wyjeżdżonym przez traktory rowie.
Hipcia nie
omieszkała oczywiście wytaplać się w owej bajorowatej kałuży. I znowu
przypomniała mi się Zuzia. Ona tak samo lubiła włazić do każdej wody i kłaść
się w mule, błocie, w cuchnącym szlamie. I ziając uśmiechać się stamtąd
szelmowsko. Natomiast Misia, jak to Misia choć czasem odbiegała kilkanaście
metrów za psami, choć też z lubością brodziła po kałużach, to na ogół wolała być blisko mnie i Cezarego, najwidoczniej
czując się wówczas pewnie i bezpiecznie.
Tymczasem Jacuś
biegał niestrudzenie dalej. Był taki jak dawniej. Ożywiony, niezmordowany,
młodzieńczy. Z upapranymi błotem łapami, ale za to rozświetlony wewnętrznie. Jakby czas znowu stał się dla niego
łaskawy. Jakby jego niedawna starcza niedołężność tylko nam się przyśniła. Oglądał
się na nas i znowu gnał wwąchujac się co i rusz w jakieś interesujące tropy
albo z ciekawością wsadzając biały łeb w chaszcze. Aż radość brała patrząc na
to jego odmłodzenie, na przywróconą czarodziejsko energię i żywotność. Piesek nie
omieszkał wykąpać się w kałuży, wytarzać w jakiejś padłej żabie, pogryźć ze
smakiem pysznych trawek. I przybiegać do nas co jakiś czas by podzielić się
swoim zadowoleniem i powiedzieć: Widzicie, kochani? Nie jest ze mną jeszcze tak
źle! I świat jest taki piękny!
Zgodziłam się z
Jacusiem w zupełności. Sierpniowy las, pełen bujnej zieleni, pachnący
butwiejącymi liśćmi, igliwiem i wodą otaczał nas tkliwym spokojem, otulał pieszczotliwie, nie dając do nas
przystępu dokuczliwym komarom i gzom. Gorąc nie dokuczał. Przyjemnie się
chodziło i naprawdę dobrze było popatrzeć na szczęśliwe pyski naszych psiaków.
Ucieszyć się ich radością. Zarazić ich młodością. Nie stawiać także i na sobie za
wcześnie krzyżyka, bo przecież nawet spoglądając na tak pełnego werwy Jacusia
można uwierzyć, że wszystko jest jeszcze możliwe…
Po niespełna godzinnej
przechadzce najwidoczniej mocno już zmęczone, ale nadal bardzo szczęśliwe psie
towarzystwo grzecznie dało sobie przypiąć smycze i spokojnie powędrowało w
stronę domu. Od razu po powrocie opłukałam psy prysznicem z węża ogrodowego,
żeby zmyć z nich najgorsze błoto i brud. A one zadowolone otrzepały się
energicznie a potem pokładły się w cienistych miejscach ogrodu żeby odpocząć po
wędrówce i być może śnić o kolejnych, dalekich spacerach…
A oto kolejny
poranek. Za oknem monotonnie siąpi. Przyjemny chłodek zawiewa od ogrodu. Psy
odsypiają wczorajszą wędrówkę. Także wczoraj większość dnia przespały.
Wieczorem dostrzec było można, że kondycja Jacusia mocno spadła. Zmęczony po
porannym spacerze nie miał siły ani ochoty biegać z Misią i Hipcią po ogrodzie.
W ogóle nic mu się nie chciało i niestety, znowu trochę kulał. Najwidoczniej wrócił
dawny, stary Jacuś…Cóż! Można się było tego spodziewać. Wszak na spacerze dał z
siebie wszystko i dziwne byłoby, gdyby nie pojawiły się konsekwencje tak niezwykłego
zrywu. Ale nie sądzę by Jacuniek żałował wczorajszych biegów po lesie, pojawienia
się tej wspaniałej iskry beztroskiej
młodości. Był przecież ogromnie szczęśliwy. Uwierzył w siebie. Poczuł znowu blask
i smak życia. Myślę, iż takie chwile są bezcenne i dla nas ludzi i dla psów. O
nich właśnie się pamięta i z tęsknotą je wspomina. Chociażby nawet miały się
już nigdy więcej nie przydarzyć, choćby były tylko łabędzim śpiewem…
Przepiękne pieski i spacerek 💚💚💚
OdpowiedzUsuńCudowne zdjęcia takie napawające optymizmem! 🌳🌲🌿
Dzięki, Kocurku! Nasze pieski są dla nas źródłem wielu uśmiechów i radości!:-)♥
UsuńWspaniały spacer i piękne pieski, aż miło się czyta o tym jak o nie dbacie. Ja też jestem jak Jacuś, jeden dzień lepszy, a następne gorsze, ale trzeba starać się wykorzystać siły, które się dostaje. Przesyłam głaski dla psinek i moc serdeczności dla Was,
OdpowiedzUsuńCzy to wiek, czy to choroby sprawiają, że prawie każdy z nas odczuwa coś podobnego jak Jacuś. Czasem nie ma sił na nic a czasem przychodzi nagły przypływ energii i nagle ma się siły na coś, na co jeszcze wczoraj sie ich nie miało. Oby takich dobrych chwil, iskierek w naszym zyciu było jak najwięcej.
UsuńPozdrawiamy Cie serdecznie, Lenko!:-)
Ależ beztroska bije z Waszych zdjęć. Nie dziwię się psiakom, że są takie szczęśliwe. W ich sytuacji chyba też bym była. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSpacer rzeczywiscie był bardzo radosny.
UsuńPozdrawiam serdecznie, Karolinko!:-)
Mamusiu!
OdpowiedzUsuńPiękny wpis. Cieszę się, że Jacuś miał fajny spacerek mimo podeszłego wieku, a zdjęcia poprostu piękne! Istna idylla!
Kocham, pozdrawiam!
Anita Jawor
Córeńko! Cieszę się, że spodobał Ci się post o naszych pieskach. Tak, Jacuś był taki szczęsliwy, taki młodzieńczy. Aż radosc brała patrząc na niego!
UsuńI ja kocham Cię i pozdrawiam!:-)*
Takie iskry to uroda życia, człowiek i pies chcą żeby trwały jak najdłużej. Też nie sądzę żeby Jacuś żałował że tu łamie a tam strzyka, co wybiegał to jego. No a że troszki słabujący, zmiana pogody też się pewnie dołożyła a co się w lesie pobiegało to się pobiegało. :-D
OdpowiedzUsuńTak, Tabo. Uroda zycia, jego blask...Każdy pragnie przynajmniej od czasu do czasu poczuć coś takiego, dostać taki cudowny prezent od codzienności. Oby sie to nam przydarzało.
UsuńA pogoda rzeczywiscie ma duzy wpływ na samopoczucie - i psów i ludzi. Oj, jak mnie czasem w stawach cos boli i strzyka, gdy idzie na deszcz...
Widocznie nawet u naszych przyjaciół i domowników pojawia się co jakiś czas ta iskra!
OdpowiedzUsuńPiękna opowieść pisana sercem:-)
jotka
Ta magiczna iskra pojawia sie chyba czasem u wszystkich istot żywych. I każdemu z nas jest potrzebna. Dzięki niej czuje się, że sie zyje, że życie może być piękne!:-)
UsuńCóż za pięknie przedstawiłaś Olu tą psią radość, mimo późniejszych kłopotów Jacusia. Każde z nas chciałoby jeszcze raz pójść na szlaki dawnych wędrówek i robi to, nawet jak wie, że będzie cierpieć. Te szczęśliwe chwile są potrzebne nawet naszym psim przyjaciołom. Psom jak i ludziom te zmiany aury dają w kość. Pozdrawiam Was całą gromadkę.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Olu! Psia radość jest piękna i zaraźliwa. Pieski tak prosto i szczerze wszystko odczuwają i pokazują. My, ludzie tak często chowamy swe emocje, nie potrafimy się otworzyc, śmiać sie całym sercem. Łatwiej nam narzekać, powątpiewać, zachowawczo milczeć, chować sie za jakąś maską.
UsuńPozdrawiamy cię serdecznie, Olu!:-)
Tak, trzeba chwytać chwile, żeby potem zostały cudowne wspomnienia.
OdpowiedzUsuńTrzeba, Basieńko, trzeba...
UsuńUwielbiam psy, taki spacer to dla nich zawsze spora frajda :) Cudowny opis, warto doceniać takie chwile :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Spacer z psami dostarczyć moze człowiekowi bardzo dużo radości.Tak, wydawałoby się proste, zwyczajne rzeczy są najcenniejsze.
UsuńPozdrawiam serdecznie!:-)
Alez piekny spacer , jak z filmu. Widzac wasze cudowne psiaki przypominajace biale wilki, wyobraznia zawsze podrzuca mi obrazy z Alaski, albo z ksiazek Jack'a Londona... Zew krwi, zew natury, piekne sa 😍
OdpowiedzUsuńKitty -
UsuńSpacer zwyczajny, ale właśnie w tej zwyczajności, w tej wspólnej radosci tkwi jej urok.
UsuńPieski i my to jedna drużyna!:-)*
Też tak mam jak Jacuś, nóżka pobolewa przy wyjściu na zakupy ale jak się wyrwę z psinką na spacer to zapominam o bólu i gapię się w niebo i na węszącą Bajkę.
OdpowiedzUsuńAno właśnie, Krystynko! Czasem pojawiają sie takie dobre chwile, że nie czuje sie bólu, zmeczenia, zapomina się o troskach. I wtedy jest pięknie!:-)
UsuńNie tylko ludzie pragną znowu poczuć młodość, w psach też siedzą wspomnienia harców z młodości. Bardzo miło mi się spacerowało z Wami i radosnymi psami. Od zwierząt można się uczyć radości z istnienia. Wczoraj przypomniałam sobie jak bardzo lubiłam konie. Cmoknęłam, przybiegł, powąchał moją pustą rękę i okropnie wkurzony prychnął. Zrozumiałam i szybko podałam garść koniczyny. Do dzisiaj jest mi tak miło na to wspomnienie. Uściski. Maria.
OdpowiedzUsuńTak wiele można wyczytać z oczu zwierzęcia, z jego postawy i w ogóle zachowania. Zwierzaki nie mówiąc ludzkim głosem mówią cos przecież swoim głosem. Czują mocno i mówią cały czas. I może wiele z tego zrozumieć. Mozna poczuć te cudowną nitkę wspólnoty i porozumienia.Pies, kot, koń, koza, myszka...Tacy jesteśmy do siebie podobni!
UsuńUściski serdeczne Ci zasyłam!:-)
Ależ Wy kochacie te swoje pieseczki....
OdpowiedzUsuńStokrotķa
Kochamy, Stokrotko. Są przecież częścią naszej rodziny!:-)
UsuńHej Oli 😘
OdpowiedzUsuńJak tam Acuś, po spacerze? Spacer udany, pięknie opisany, będzie co wspominać w zimowe wieczory.
Pozdrawiam serdecznie, uściski posyłam, buziaki serwuję 🥰
Hej, Hanusiu!
UsuńAcuś czuje sie dobrze. Odpoczął porządnie i mam wrażenie, że znowu ma chęć na brykanie i hasanie. To lato jest dla niego łaskawe!:-)
Pozdrawiam cię równie serdecznie i uśmiech o poranku zasyłam oraz życzenia dobrego tygodnia!:-))
Fajnie mają wasze pieski. Tak się mogą wybiegać, poczuć wolność.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię spacery po lesie. Dobrego tygodnia, serdecznie pozdrawiam.🤗
Wszystkie pieski powinny móc się swobodnie wybiegać. Jest to im to bieganie potrzebne jak tlen. Wiele jest jednak psów, które żyją w kojcach albo na łańcuchach - jak więźniowie, którzy wszak w niczym nie zawinili. Widuję takie psy i aż serce pęka...
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie i także życzę Ci dobrego tygodnia!:-)
Myślę, że dużo ludzi ma świadomość, że tak nie powinno być i nasi pupile potrzebują przestrzeni oraz odpowiednich warunków, aby godnie żyć. Mnie rozczula widok zwierzaków, które są "zaopiekowane" i szczęśliwe. Obecnie nie mam żadnych zwierzątek, ale z czasem pewnie coś przygarnę.
UsuńTak, wiele ludzi ma taką świadomość, jakie potrzeby mają zwierzęta, rzeczywistość jednak nadal bywa inna, raczej niewesoła. Wiele lat minie zanim się to zmieni. Dzieci i zwierzęta powinni mieć tylko ci, którzy potrafią odpowiednio sie nimi opiekować. Ale w praktyce bywa przecież różnie.
UsuńDobrego tygodnia Ci życzę!:-)
Tak, to prawda. Dobrego tygodnia Olgo! 🤗
Usuń:-)*
UsuńOlgi, chętnie dołączyłabym do Waszego spaceru. Zatęskniłam za sierpniowym lasem, jego zapachem...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Olgo... Samo mi poprawiło, nie zauważyłam
OdpowiedzUsuńLatem najlepiej wybierać się na spacery o poranku. Wtedy nie jest jeszcze w lesie gorąco i owady gryzące nie atakują. Rzeźko i lekko człowiekowi na ciele i na duszy. Podobnie jest w parku. Zieleń dookoła to oaza spokoju i wolności.
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie, Ismeno!:-)
Uwielbiam sierpniowe poranki
UsuńPozdrawiam przygotowaniami do wyjazdu
Miłego urlopu, Ismeno!:-)
UsuńCudowne psiaki i tyle przestrzeni wśród drzew. Mam to szczęście, że też wkoło mam lasy chociaż my to częściej wybieramy się na rowerze do lasu.
OdpowiedzUsuńTak, przestrzeni do spacerów, ale także do przejażdżek rowerowych mamy tutaj sporo. Jest gdzie poczuć wiatr we włosach!:-)
Usuń