sobota, 8 czerwca 2024

Między suszą a mokrawicą…

 



   Dawno nie pisałam, ale nic szczególnego się u nas nie działo i pewnie dlatego natchnienia ani ochoty do pisania nie było. I właściwie nadal tak jest, więc tylko z kronikarskiego obowiązku postanawiam zamieścić nowego posta o tym, czym głownie żyjemy na naszej górce pod lasem.




   Przez większość maja panowała u nas susza, więc w ruch szły konewki i wąż ogrodowy. W spękanej niby na pustyni ziemi nie urosłyby przecież ani ogórki ani pomidory ani sałata….A i tak kiepsko rosły, bo zdaje mi się, iż dla roślin deszcz, jakikolwiek by nie był, ma o wiele większe znaczenie, niż podlewanie przez człowieka. Może chodzi tu o to, że deszcz rosi całą roślinę albo dostarcza jej składników, które  ją w jakiś czarodziejski sposób odżywiają i do życia pobudzają? Tak czy siak magicznego deszczu nie było. Natomiast jego zapowiedzi były prawie co dnia. Pełne nadziei, próżne jednak obietnice.



  

   Nad nami niemal każdego popołudnia się chmurzyło a nawet gdzieś tam z dala grzmiało. Zapowiadała się wyczekiwana ulewa. Złudne to jednak było i frustrujące. Bo człowiek znowu wierzył, gdyż chciał uwierzyć, że tym razem nareszcie popada. Bo tak wspaniale wiało. Bo zewsząd kłębiły się te ogromne szaro granatowe chmurzyska i nawarstwiały coraz mocniej. I nawet widać było czasami, że gdzieś tam na horyzoncie pada. Jasne smugi deszczu nad wzgórzami  widoczne były u nas całkiem wyraźnie. Biegałam więc z aparatem fotograficznym uwieczniając ten cudowny spektakl obłoków i czekając z niecierpliwością na pierwsze krople wody oznaczające początek upragnionych opadów. W całej okolicznej przyrodzie czuć było to oczekiwanie. To radosne podniecenie, że już zaraz, że nareszcie niebo zlituje się nad Pogórzem. Nawet psy ogarniało jakieś szaleństwo. Biegały jak zwariowane dookoła stawiku. Zaczepiały się wzajemnie do zabawy. Pyski śmiały im się radośnie i nawet Jacuś, kulejący staruszek, nabierał dawnego wigoru.  









   Ale cóż. Potem wszystko mijało. Gdzieś tam daleko od nas łaskawe niebo zsyłało komuś zbawczą sikawicę. Jednak nie nam, nie nam. Tutaj  chmury znowu zmieniały zdanie.  Odechciewało im się najwidoczniej przeistoczenia w deszcz. A w końcu rozpływały się w oddali i znowu ukazywało się ostre słońce, które choć pięknie oświetlało ogród, łąki i lasy to przecież nie przynosiło ulgi wyschniętym ziemiom i spragnionym roślinom. I znowu, jak co wieczór musiałam krążyć po ogrodzie z konewką, podtrzymując przy życiu nieszczęsne rośliny.





   Od tej suszy nasze ogrodowe oczko wodne zamieniło się w smętną i maleńką, zatęchłą kałużę. Jednak nawet ta resztka wody cały czas zwabiała do ogrodu spragnione ptaki i owady. A pewnego popołudnia przyciągnęła także jeża. Biedak przytuptał do owej kałuży pewnie ostatkiem sił, ale pił a potem czkał tak głośno, że usłyszała go Hipcia i zafascynowana warowała nad stawikiem, nigdy wcześniej takiego zwierza przecież nie widziawszy. Obawiając się, że psy mogą zrobić jakąś krzywdę jeżowi Cezary ubrał grube rękawice i wyniósł kolczastego gościa na pole za naszym płotem. Obserwowaliśmy go tam przez jakiś czas, póki nie zniknął w gęstwie wysokich traw.




 Aż w końcu i u nas naprawdę zaczęło padać. Czerwiec nareszcie zesłał wyczekiwaną odmianę. Deszcz podlał wszystko obficie. Na dnie stawiku ponownie zalśniła świeża woda. A do tego udało się napełnić wszystkie wiadra i pojemniki deszczówką. Rośliny z miejsca doznały cudownego wręcz odrodzenia. Zieleń zrobiła się bujna, świeża i soczysta. Kwiaty zalśniły nowym blaskiem. A ja nareszcie mogłam odpocząć od dźwigania ciężkiej konewki.




   Ale cóż! Nie ma róży bez kolców. Albowiem teraz pada u nas co dnia. I nie miałabym nic przeciw temu, a wręcz przeciwnie, bo cieszę się, że rośliny nareszcie mogą się napić do syta. Jednak taki mokry stan rzeczy bardzo podoba się ślimakom, które niby zombie w nieprzeliczonych ilościach atakują ogród i pożerają co tylko się da. Najbardziej jak zawsze smakują im ogórki i łubiny. Jednak nawet miętą i wrotyczem nie pogardzą. Dlatego po kilka razy dziennie wyruszamy z Cezarym na ślimacze łowy. Uzbrojeni w długie kije, na końcach których zamocowane są małe ostrza krążymy po ogrodzie i tępimy wszechobecne mięczaki. A te, których nie da się w ten sposób unicestwić zbiera się ręcznie do wiaderka ze słoną wodą, gdzie momentalnie kończą swój ślimaczy żywot. Nie cierpię tej morderczej, obrzydliwej roboty, ale cóż począć, skoro nie da się inaczej ochronić  ogrodu przez bezlitosnym pożarciem. Ślimaki to obojnaki, które rozmnażają się w tempie błyskawicznym. Niektóre mogą w sezonie złożyć po kilkaset jaj, z których bardzo szybko wylęga się równie żarłoczne potomstwo. Ech! Z tego wszystkiego nawet śni mi się po nocach, że monstrualne ślimory podobne do węży albo potwornych wijów szparą pod drzwiami włażą do mojej sypialni łakomie rozdziawiając paszcze. I muszę uważać, żeby bosą stopą nie nastąpić na te oślizgłe potwory a przede wszystkim by nie dać się im zjeść...

   Lubię o świcie wyjść do ogrodu.Zapatrzeć się w dal.  Odetchnąć świeżym powietrzem. Zapomnieć o koszmarach nocnych i w ogóle o całym świecie. Napawać się przez chwilę tą bujnością, zielonością, kolorami dopóki nie zerknę w dół, gdzie jak zwykle brązowieją i rudzieją nieprzeliczone ilości żądnych posiłku ślimaków. ....Zatem chcąc nie chcąc znów biorę szpikulec albo wiaderko ze słoną wodą w dłoń i ruszam na polowanie. 





   Na razie poranek u nas pogodny, ale w prognozach widoczne są kolejne deszcze. I widać malownicze chmury na nieboskłonie. No cóż. Nigdy nie może być idealnie. I sama już nie wiem, co gorsze, czy susza, czy mokrawica…




40 komentarzy:

  1. Z tą pogodą jest podobnie u mnie. Każdego dnia sms - Alert pogodowy - i susza. Dzień czy dwa, trochę popadało i koniec. A w innych rejonach mają wiele kłopotów z nadmiarem wody. Na straganach wszystko drogie. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Olu. Pogoda jest irytująca. Albo za sucho albo za mokro. I nie ma sprawiedliwości, bo rzeczywiście są rejony, gdzie jeszcze nie padało a są i takie, gdzie pada w ilościach ogromnych.
      Ceny na straganach i w sklepach to jakaś paranoja. A jak prąd podrożeje za chwilę, to będzie jeszcze gorzej.
      Pozdrawiamy Cie serdecznie!:-)

      Usuń
  2. U mnie podobnie, wszędzie padało, tylko nie u nas, ale teraz pada jak należy, najlepiej gdy w nocy, a w dzień słonce.
    Dookoła wielkie koszenie traw, mam nadzieję, że nie wyschną znów na popiół.
    Oby deszcze i burze nie uprzykrzyły wam za bardzo życia!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pogoda rzadko kiedy potrafi sprostać naszym oczekiwaniom. Zawsze czegos za duzo albo za mało. A z koszeniem to jest taka sprawa, ze trzeba kosić póki trawa w miarę sucha, bo mokrej kosiarka nie chce zbierać. A trudno utrafic w dobry termin z tym koszeniem, skoro deszcze tak nieprzewidywalne.
      Dobrego tygodnia, Asiu.

      Usuń
  3. Jak narazie to u nas ten etap z podlewaniem konewką, pada wszędzie dookoła ale u nas nic. Coś w tym jest, podlewanie wodą z konewki, nawet odstaną i z pokrzywami czy miętą nie daje takiego kopa jak deszcz z niebios. Coś tam z góry musi być najpożywniejszego. Znam ten ból ze ślimakami ale już ze wspomnień, do donic, wiader, pojemników na piętrze nie docierają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano własnie. Deszczówka ma jednak w sobie jakieś magiczne właściwości. A przynajmniej dla roślin. Kiedyś zbierało sie deszczówke do płukania włosów...Dzisiaj chyba już nikt tak nie robi, bo w tej wodzie czai sie pełno zanieczyszczeń.
      Dobrze Krystynko, że masz spokój ze ślimakami. Oto jest przewaga mieszkania w kamienicy!:-)

      Usuń
  4. U mnie podobnie z pogodą. Walczę ze ślimakami i mrówkami. Ślimaki bez skorupek przypełzały ze skoszonej po sąsiedzku łąki. Jeszcze takiej plagi nie mieliśmy. Mrówki z kolei przenoszą się kawałek dalej i walka nierówna trwa. Głaski dla piesków i serdeczne pozdrowienia dla Was.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas ślimaki przychodzą z łąki i z ogrodu sąsiada. A poza tym zauważyłam, że chowają sie w spękanej ziemi. Wystarczy odrobina wilgoci i wyłażą na żer. Mrówek też pełno. I mszyc.I komarów i kleszczy na dodatek. Ech!
      Pozdrawiamy Cię serdecznie, Lenko!:-)

      Usuń
  5. Zdjęcia piękne! U nas z pogodą podobnie. Głównie wiatr. Od Bożego Ciała burze i nawałnice, lało, że ściana wody, a teraz wietrzysko suche - pranie schnie piorunem, niestety ziemia i rośliny też. Natomiast wcześniej załapaliśmy się na sążniste przymrozki. Owoców na drzewach nic nie będzie! Kilka smętnych zawiązków jabłek się ostało. Winogrona ledwo odbiły, a o morwie w ogóle myślałam, że ją szlag trafił. To samo z orzechem. Maliny mam późniejsze, to może coś z nich będzie.
    O ślimakach nawet mi się pisać nie chce. Te pomarańczowe to po prostu plaga!
    No i tak. Serdeczności!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj ta pogoda.Wszędzie rozrabia i dokucza. Tak, pranie wysycha błyskawicznie, tylko trzeba zdązyc je pozbierac zanim zacznie padać!:-) U nas teraz od nadmiaru wilgoci zaczynaja już gnić owoce na drzewach.
      Och, szkoda Twoich przemarznietych drzewek owocowych. Oby w przyszłym roku było juz wszystko w porządku.
      A tylu ślimaków, co w tym roku jeszcze nie widziałam! Po kolejnym deszczu i po porannych łowach stwierdzam to z całą pewnością.
      Pozdrawiam Cię ciepło!:-)

      Usuń
  6. Mimo ataków ślimorów i zawirowań pogodowych wygląda sielsko. Psy szczęśliwe, do ogrodu przyszedł krewny mojego Posrywka i nawet pcheł nie naniósł, dzień jest długi, ziemia pachnie, więc czegoż tu więcej chcieć? Mła zobaczyła mrowisko na Suchej - Żwirowej i teraz ma dylemata z eksmisją mrówek, jak się nad tym głębiej zastanowiła to doszła do wniosku że ma tzw. problem pierwszego świata. ;-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygląda sielsko, bo te ostatnie deszcze zrobiły roślinom dobrze. Gęstwina i zieloność że hej! Krwwny Posrywka na pewno parę pcheł zdązył zostawic, ale psy mają obroże ochronne, wiec moze ich nic nie dziabnie.
      Mrowisk u nas kilka. I to całkiem sporych. No i nie wiem sama co począc z tym fantem. Najgorzej jak mrówy przed deszczem do domu sie pchają!
      Uściski serdeczne zasyłam Ci Tabo!:-)

      Usuń
  7. Nie będę oryginalny, gdy powiem że u mnie z pogodą było podobnie. Codziennie przychodziły alerty, codziennie zza horyzontu wysuwały się ciemne, złowrogie chmury przesiąknięte ulewami i piorunami, ale koniec końców wszystko nas omijało bokiem albo zatrzymywało się na beskidzkich wierzchołkach. Przez ostatni tydzień coś w końcu pokropiło, polało, ale też bez rewelacji, rośliny potrzebują zdecydowanie więcej.
    Mimo wszystko pięknie u Was, uwielbiam tę Waszą sielankę, której tak brak w dzisiejszych czasach...
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzadko kiedy jesteśmy zadowoleni z pogody. Zawsze czegoś jest w niej za dużo a czegoś za mało. Ale najwazniejsze jest by przyroda jakos sobie radziła z tymi niedoborami albo nadmiarami. A jak widać po bujności wszelakiej - radzi sobie. I oby tak zostało.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  8. Z dwojga zlego chyba deszcze lepsze Olu przynajmniej cos rosnie a nie usycha...Pogoda nigdy nie spelnia naszych oczekiwan :) Ostatnio dowiedzialam sie, ze w przecietnym angielskim ogrodzie znajduje sie okolo 15.000 slimakow! To jak to pomnozyc przez wasze wloscia ... to az mi sie wlos jezy na glowie🙈 A w ogole jest paskuda pogoda juz od miesiecy, a tak zimnej wiosny maja i czerwca to ja tu nie pamietam ...12stopni i ziab! Musimy grzac, bo nie idzie wytrzymac. Wlasnie wrocilismy z pieknej goracej Szwecji , gdzie plawilam sie w 25-27 stopniach , a po powrocie przezylam szok. U nich tam teraz tez temperatury spadly drastycznie , jest 12 st i jest to o minus 6 stopni mniej niz powinno byc srednio o tej porze... Ha ha, globalne ocieplenie tez ich dopadlo jak nic😂Pozdrawiam was i zycze sil na walke ze slimakami 💪Buziaki Kitty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i jeszcze zapomniałam dodać, ze jeże chodzą sobie po spokojnych szwedzkich osiedlach od ogródka do ogródka, tam to normalka :) Jak otworzyłam drzwi , aby trochę przewietrzyć apartament to za chwile pakował się do niego rudy kot, bardzo zdziwiony, ze go nie chce wpuścić, potem jez, a na końcu jakiś staruszek .... :) Ale tam w małych miastach jest bardzo spokojnie i bardzo mało ludzi, wszystko tak nierealnie czyściutkie , pomalowane i przystrzyżone , ze wyglada jak namalowane kredka - aż takie nierealne zupełnie, ani ździebełko trawy nie odstaje, an i jeden luźny kamyczek nie leży :)) Muszę przyznać, ze chyba nie chciałabym tam żyć ...wszystko takie pod linijkę , ze aż oczy bolą :) ale na urlop ładne do popatrzenia. Buziaki

      Usuń
    2. Chyba rzeczywiście z dwojga złego lepsze są deszcze. Ślimaki też tak uważają!:-) Oj, takich ilości jeszcze tu nie widziałam. Wczoraj zrobiłam im dwie pułapki z piwa - kubeczki po serkach wypełnione piwem zwabiły mnóstwo slimaczych pijaków. Utopiło się ich mnóstwo. Hurra! Muszę kupić nowe piwo!:-)
      Też nie lubie takich ogrodów pod linijkę, takich wręcz sztucznych. lubie bujność, dzikość, nieokiełznanie, tajemnicze zakątki i nieprzebyte chaszcze.
      Buziaki dla Ciebie Kitty!

      Usuń
  9. Deszcz w ogrodzie jak zbawienie. Tak się wydaje, ale codzienne podlewanie wymaga czasu i energii. U nas nie ma ślimaków, za to mamy wiewiórki i dzikie króliki. Zupełnie nie wiem, co mogłoby je odstaszyć?
    Pozdrawiam serdecznie 🤗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Deszcz w ogrodzie rzeczywiście jest zbawieniem. Widać to po bujności i zieloności roslin. Wprawdzie po ilości slimaków też to widać, ale nie ma róży bez kolców.
      Co mogłoby odstraszyc wiewiórki i króliki? Oto jest pytanie! Może jakiś piesek by sie nadał?
      Pozdrawiam serdecznie!:-)

      Usuń
  10. Jeden z naszych piesków był takim wrogiem jeży, że poza mężem nikt nie był w stanie odpędzić go od jeża, żeby go móc uratować! A deszcz ostatnio ciągle nas nawiedza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się Basiu, że i nasze psy mogłyby chcieć upolowac jeża. Na szczęście wiecej sie u nas nie pojawił (choć pewnie mógłby być sprzymierzencem w naszej walce ze ślimakami).
      I u nas nadal mokro. Jednak na horyzoncie widac spore ocieplenie. Oby znowu nie nastała susza.

      Usuń
  11. Te opowieści o ślimakach brzmią jak sceny z horroru. Pocieszające jest to, że widzisz wroga, ja swoich szkodników nie widzę, ale przeganiam domowymi mieszankami. Uwielbiam lato w Twoim ogrodzie. Na pewno roślinki sypną dobrem wszelakiem. A ja już zbieram ogórki, cukinie, fasolkę i pomidory. Wymieniłam ziemię, sypnęłam popiołem drzewnym, zakopuję banany i skorupki, posypuję kilogramami fusów i serce mi rośnie z radości. Trzymam kciuki za Twoje plony Oluś. Maria.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ślimaki śnią mi sie niemal co noc! Obsesja jakaś czy co? Ale nie dziwota chyba, bo z każdym dniem jest ich u nas coraz wiecej. Ech! Zaczynam i kończę dzień walcząc z tymi potworami.
      I u mnie już są ogórki. Pogoda sprawia, że wszystko jest wczesniej niż zazwyczaj.
      Cudownie, że wszystkie te naturalne odzywki, które stosujesz przynoszą dobre efekty. Radośc z obfitosci w ogrodzie to zapłata za całe nasze staranie i pracę.
      Pozdrawiam cię ciepło, Marylko!

      Usuń
  12. Olu, nie dawałam rady ochronić grządkowych upraw przed ślimakami, więc sięgnęłam po rozwiązanie ostateczne, niebieskie granulki. Wiem, że są szkodliwe dla psów, więc tylko za ogrodzeniem działki, ale nie ma mnie na codzień na Pogórzu, jakoś muszę się bronić, szkoda mojej pracy. W tym roku jakaś inwazja, z łąk idą całe tabuny rudych paskudników. Ten rok jest doświadczalny, moje uprawy pomidorów i ogórków pod folią poszły na sznurki:-) zobaczymy, co z tego wyniknie. A trawa rośnie jak wściekła, deszcze i ciepło jej służą, jeszcze nie skończy się jednego, a już trzeba zaczynać od początku. Taki to urok lata, będziemy tęsknić zimą do ciepła:-) pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Marysiu. W tym roku istna inwazja ślimaczej braci. Nie widziałam jeszcze czegoś takiego. Czasem aż rece opadaja, gdy sie widzi, że wszystkie starania zdają się syzyfową pracą. Ja też w jednym miejscu zastosowałam niebieskie granulki - tam, gdzie psy nie maja dojścia. Wczoraj ścięłam wszystkie łubiny, bo najmocniej przyciągały slimaki.
      Pozdrawiam Cie serdecznie

      Usuń
  13. Ślimaków Pani Olgo się nie unicestwia, ślimaki się zbiera i wynosi na inny wilgotny teren, poza swoją posiadłość a one same się wyniosą. Sposób w jaki Pani to robi będzie ich tylko więcej. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno istnieją rózne podejścia do tego tematu i metody pozbywania sie slimaków. Bardziej i mniej humanitarne. Sposób, który sprawdzi sie u jednego niekoniecznie sprawdzi sie u drugiego. A w desperacji człowiek próbuje czego sie da.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Slimaki niestety wracaja tam gdzie czuja dobre pozywienie, wyrzucalam slimaki " za miedze", ale widzialam jak wracaja. Ciagna do roslin, ktore im smakuja. Kitty

      Usuń
    3. Też mam wrażenie Kitty, że slimaki wracają w miejsca, gdzie miały full wypas. A poza tym nawet gdybym wyniosła kilkudniowy, slimaczy "urobek", to i tak pojawią sie następne i następne. Przecież u mój ogród otoczony jest łąkami, wiec masa ślimaków przychodzi stamtąd.

      Usuń
  14. Cześć Olusia :-)* A czemu to Acuś kuleje, biedak? Czy coś sobie zrobił w łapkę? Czy to psia peseloza może? Kiedy mu się przyglądam, to mam wrażenie, że on jest starszy niż przypuszczaliście na początku, ale już to chyba podejrzewałaś wcześniej. Piesy Wasze zadbane i widać, że wypieszczone, dobrze mają. Dołóżcie im tam tarmoszków od cioci Hani :-))
    Nanosiłaś się tych konewek, współczuję. Nie podlewacie z węża? Mój faterek podlewał ogród z węża, ale zanim go założył konewki też szły w ruch codziennie.
    I do nas w końcu dotarły deszcze od wczoraj pada z przerwami, nasze mirabelki gubią obficie owoce, nie będzie żółciutkich słodkich kuleczek i lipy też już przekwitają, a ten zapach, oj ten lipowy zapach, coś pięknego. Idę po zakupy najpierw alejką bzową, ale chodzi o te bzy prawdziwe, nie nasze ulubione lilaki, te drugie, które też mocno i słodko pachną, a potem wchodzę w alejkę lipową i inhaluję się do rozpęku tym cudnym zapachem. Do samu wchodzę na zapachowym rauszu i to samo z powrotem. Zerwałam kilka kwiatków lipy i postawiłam obok kompa. Pachniały cudownie nawet jak uschły. Czy Wasza biedna, stareńka lipka zakwitła w tym roku po tym co ją spotkało?
    Problemów ze ślimakami współczuję, a jeżyk, no jeżyk z pewnością wzbudziłby u piesków niechęć. U nas też są jeże i osiedlowe pieski często je obszczekują próbując dorwać w zęby, co wzbudza obawy opiekunów piesków próbujących rozszczekane pupile odwołać z ataku.
    Pozdrawiam Was serdecznie kroplami deszczu ( jak to pisze Ismena :-) )
    Hanka C.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, Hanusia!:-)* Tak, nasz Acuś już jest mocno wiekowy i dlatego ma problemy ze stawami . A ile ma właściwie lat? jest u nas od dziewieciu a chyba mógł mieć wtedy miedzy trzy a pięć. Dzisiaj więc tak czy siak to staruszek . Raz kuleje bardziej, raz mniej. Zalezy od dnia i pogody. Najbardziej lubi teraz spać i to nie byle gdzie, ale na swoim mięciutkim legowisku (bo na kanapę nie daje już rady wskoczyc). Widać po nim, że mocno sie postarzał, ale poza tym nadal jest serdeczny, spragniony pieszczot i często beztrosko radosny.
      To podlewanie z konewki ma taką cechę, że to woda odstana, czyli cieplejsza niż z węża - a taką rośliny lubią najbardziej. Tak czy siak i z węża czasem podlewam, ale ostrożnie, żeby nie zaszkodzić roślinom).
      I ja niedawno zachwycałam sie zapachem kwitnacych lip - obok Biedry rosnących. Cos wspaniałego! Nasza poraniona, stareńka lipa też kwitnie, ale słabo ją czuć, bo gałęzie wysoko i w sumie niewiele ich już zostało.
      Ostatnio przeczytałam, że slimaki są zagrożeniem nie tylko dla roślin ogrodowych, ale i psów. Roznoszą bowiem w swym śluzie jakieś pasożyty, które mogą dostac się do przewodu pokarmowego psów. Trzeba wiec tępic dziadostwo jak tylko sie da. Łąk wokół mnóstwo. Przychodza stamtąd w strasznych ilościach. A ja nie mogę im pozwolic na przekraczanie płotu na granicy mojej posiadłości. Musze być stanowcza i zdecydowana w działaniu. Pushbacki na nic!:-)
      U nas wczoraj przez cały dzień bardzo lało. Dzisiaj na razie chłód i mgła. Ma być pogodnie.
      Ściskam Cię serdecznie Hanusiu i powiewem mgły życzliwy usmiech zasyłam na dzień dobry!:-)*

      Usuń
    2. Witaj w ostatnią wiosenną niedzielę Olgo
      Moja mama co roku walczy ze ślimakami. A ich tylko przybywa.... Skąd one się biorą?
      Hanka C? Miło, że cytuje moje słowa.... Przepraszam za pytanie, ale jak trafić na jej strony?
      Pozdrawiam rozkwitającymi hortensjami

      Usuń
    3. Ismeno (ładne imię, a może nick). nie prowadzę bloga ani vloga, jestem tylko gościem na blogu Oli. Pozdrawiam serdecznie niedzielnym chmurnym, porankiem:-)
      Hanka C.

      Usuń
    4. Witaj w słoneczny poranek Ismeno!
      Ślimaki to niekończąca się wiosną i latem historia. Raz jest ich wiecej, raz mniej. Zalezy od pogody. A ponieważ rozmnażają sie błyskawicznie a na dzień chowają sie w ziemi, stale ich populacja przyrasta.
      Z tego, co wiem Hanka C. nie ma bloga, ale za to pisze mądre i pełne ciepła komentarze na blogach, które lubi.
      Pozdrawiam Cię serdecznie kwitnącymi różami!:-)

      Usuń
    5. Hanusiu! Chyba pisałyśmy jednoczesnie swoje komentarze. Fajna telepatia blogowa!:-)*

      Usuń
    6. Oluś! Dziękuję za miłe słowa ♥️, wróciłam się żeby Ciebie pozdrowić, bo moja zagubiona gdzieś niedzielnym porankiem kindersztuba kopnęła mnie w zadek przypomnieniem, żeby Cię pozdrowić, bo jak to tak, włażę na Twój blog odpowiadam Ismenie i nie pozdrawiam, ojoj. Ja jeszcze śpię. Pozdrawiam Cię Oluś serdecznie, pozdrawiam Was oboje. Idę sobie zrobić bezkofeinową kawkę. No wiem , na nogi nie postawi, ale ciśnienia nie podniesie 😘
      Hanka C.
      P.S. Ten synchron w pisaniu to nam się czasem zdarza 😉

      Usuń
    7. I ja pozdrawiam Cię bardzo serdecznie, Hanuś. Oboje pozdrawiamy. I dobrej niedzieli życzymy. Takiej spokojnej, ciepłej, pachnącej lipami, różami, miętą i świeżo koszoną trawą!:-)♥

      Usuń

Serdecznie dziękujemy za Wasze opinie i refleksje!

Etykiety

Aborygeni afirmacja życia agrest apel apel o pomoc asymilacja Australia autoanaliza bajka bal ballada baśń Beksińscy Bieszczady blackout bliskość blog blogi bór cenzura Cesarzowa Ki Cezary chleb choroba ciastka czarny bez czas czerwiec człowieczeństwo człowiek czułość Dersu Uzała deszcz dieta dobro dom dorosłość drama drama koreańska drewno droga drzewa trawiaste Dubiecko Dwernik Kamień dwudziestolecie międzywojenne dystopia dzieciństwo dzikie bzy ekologia elektryczność erotyk eutanazja fajka fantazja film flash mob fotografie fotoreportaż glebogryzarka głodówka głód gospodarstwo goście góry Góry Flindersa grass tree grill grudzień grzyby Gwiazdka historia historie wędrujące horror humor humoreska idealizm ideologia II wojna światowa informacja inność inspiracja internet jabłka Jacuś Jacuś. gospodarstwo Jacuś. lato jajka Jane Eyre Jawornik Polski jesień jesień życia kalina Kanada kanały kangury kastracja kiełbasa klimat klimatyzm koala kobieta koguty kolędy komputer komunikacja konfitury konflikt koniec świata konkurs konstrukcja kosmos kot koziołek kozy Kraków Kresy kryminał kryzys książka kuchnia kulinaria kury kwiaty kwiecień las lato legenda lęk lipa lipiec lis listopad literatura los ludzie luty łąka maciejka macierzyństwo magia maj malarstwo maliny mantry marzenie maska metafora mgła miasteczko odnalezionych myśli Michael Jackson Mikołaj miłość Misia mit młodość moda mróz mróż muzyka muzyka filmowa nadzieja nalewki nałóg natura niebezpieczeństwo niezapominajki noc nowoczesność Nowy Rok obyczaje ocean odchudzanie odpowiedzialność odrodzenie ogrody ogród ojczyzna opowiadanie opowiastka opowieść Orzeszkowa osa Osiecka owoce pamięć pandemia Panna Róża park pasja patriotyzm pejzaż pierniki pies pieski pieśni pieśń piękno piosenka piosenki pisanie płot początek podróż poezja pogoda Pogórze Dynowskie polityka Polska pomidory pomysł poprawność polityczna porady postęp pożar praca prawda prezent protest protesty przedwiośnie przedzimie przemijanie Przemyśl przepis przetrwanie przetwory przeznaczenie przygoda przyjaźń przyroda psy psychologia ptaki radość recenzja refleksja relatywizm remont repatriacja reportaż rezerwat Riverland rodzina rok rośliny rower rozmowa rozrywka rozum rymowanka rzeka samotność San sarny sąsiedzi sens życia siano sierpień silna wola siła skróty słońce słowa słowa piosenki słowianie smutek solidarność South Australia spacer spiżarnia spokój spontaniczność spotkanie stado starość strych susza susza. upał szadź szczerość szczęście szerszeń śmiech śmierć śnieg świat święta świt tajemnica tekst piosenki teksty piosenek tęsknota tragikomedia trauma truskawki uczucia Ukraina upał urodziny uśmiech warzywnik wędrówka wędrówki węgiel wiatr wierność wiersz wierszyk wieś wigilia Wilsons Promontory wino wiosna wiosnaekologia wirus woda wojna wolność Wołyń wrażliwość wrotycz wrzesień wschód słońca wspomnienia wspomnienie współczesność Wszechświat wychowanie wycieczka wypadki wypalanie traw zabawa zabawa blogowa zachód słońca zapasy zaproszenie zbiory zdjęcia zdrowie zielarstwo zielononóżki zielononóżki kuropatwiane zima zioła zmiany zupa Zuzia zwierzęta zwyczaje żart życie życzenia Żydzi żywokost