…Zaczęło się o poranku. Wyszłam do ogrodu i z miejsca
poczułam coś pozytywnego, coś niezwykłego w aurze, w świetle, w zapachu pełnym
aromatów świeżo rozkwitłych róż, w zachwycającym
widoku bujności wszelakiej, w otoczeniu bliskim i dalekim. To coś od razu znalazło
oddźwięk w mym sercu. I ożywione serce z miejsca zastukało w nagłym wzruszeniu. W uczuciu ulgi, które objawiło się tak nagle
i ożywczo jak długo wyczekiwany deszcz, co spływa na spragnioną, utrudzoną
suszą roślinę. Miałam wrażenie jakby baśniowy motyl przysiadł mi na ramieniu i
wprost do ucha wyśpiewywał piosenkę o dobru, pięknie, harmonii i spokoju. Ta
piosenka w czarodziejski niemal sposób natychmiast odegnała ode mnie wszystkie
zgryzoty i smutki. Stanęłam pod obsypaną owocami trześnią i poczułam się jak
nowo narodzona. Niczym czysta kartka w pachnącym nowością zeszycie. Pamiętacie
to podniosłe odczucie, gdy w czasach zamierzchłych bo wczesnoszkolnych brało się
w dłonie taki dziewiczy zeszyt? Zeszyt sprzed bazgrołów, kulfonów, szlaczków i
kleksów a przede wszystkim czerwonych podkreśleń i uwag nauczyciela? Ów zeszyt
uosabiał jeszcze wówczas wszystko, co piękne, niewinne, pełne obietnic oraz
nieskończonych możliwości. Takie właśnie uczucie owładnęło mną wczoraj i w większym
czy mniejszym nasileniu trwało do końca dnia. A odnotowuję to, bo coraz
rzadziej zdarza mi się tak właśnie czuć. Bo wraz z wiekiem, ze zdarzeniami,
których jestem uczestnikiem, świadkiem czy tylko obserwatorem coraz więcej
oplata mnie smutków, lęków, złych przeczuć, rozczarowań, nieufności i goryczy. Spraw,
które nie pozwalają na beztroskie spojrzenie wokół siebie. Na cieszenie się
tym, co jest. Na pójście z radością w dal. A wczoraj ni stąd ni zowąd ta zardzewiała,
porośnięta ciernistymi roślinami furtka nagle pozwoliła się otworzyć i
odetchnąć głęboko…
Oto na trześni,
na czereśni, na wiśniach, krzewach agrestu i porzeczek błyszczały, rumieniły
się ponętnie niezliczone ilości dojrzałych owoców. Tylko zanurzyć się w to
oszołamiające bogactwo kolorów, smaków, aromatów i czerpać z niego do woli. Tylko
wyciągnąć rękę i zerwać te jeszcze mokre od rosy soczyste i chłodne kuleczki. Rozgryzać
i zjadać powoli delektując się każdym kęsem. A w błogiej chwili, gdy w ustach
rozlewał się słodko-kwaśno-cierpki smak rozglądać się już za następnymi
dojrzałymi smakołykami. Napełniać wiśniami wiaderko i planować, co dobrego
można z nich zrobić. Może wspaniały dżem a może rubinową naleweczkę? W
międzyczasie zawieszać sobie na uszach gustowne kolczyki z połączonych
szypułkami czereśni. I uśmiechać się do szpaczków, co to na wyższych gałęziach
z zapałem łasowały, nic sobie z mego sąsiedztwa nie robiąc. I spoglądać na
migoczące w słońcu trzmiele i osy. I czuć się jednością z tym wszystkim,
znajdując w tej jedności bezpieczeństwo oraz spełnienie.
Trudno opisać to słowami, bo istnieją wszak
uczucia nieujmowalne w słowa. A te, które wybrzmią zdają się nieadekwatne albo
banalne. Pewnie w przeszłości pisałam już o podobnych stanach na blogu. Jest tu
ponad 700 postów i wielu z nich już nie pamiętam. Z niektórych wyrosłam albo
oddaliłam się od nich mentalnie. W danym momencie jednak były dla mnie ważne.
Odzwierciedlały bowiem kawałek mojej duszy, pokazywały kim jestem, jak patrzę
na życie i świat. Co mnie cieszy, co martwi. Co jest najważniejsze i stałe a co
tylko błahe i przelotne.
Ten wczorajszy
dzień czym był właściwie? Po prostu kawałkiem zwyczajnej, czerwcowej codzienności
a jednocześnie dotykiem magicznego motyla, który na moment przysiadł na moim
ramieniu a potem poleciał gdzieś dalej. Ku innym spragnionym jego obecności
ludziom. Pewnie nawet wielu z nich nie zauważyło jego trzepotu, nie usłyszało czarodziejskiej
piosenki. Mnie przecież także ta nieuwaga zdarza się nagminne. Ale motyl mimo
wszystko uparcie pojawia się i będzie
pojawiał w wielu miejscach. Wbrew coraz bardziej zwariowanemu światu, wbrew
natłokowi ponurych zapowiedzi i wieści wytrwale będzie nucić coś po swojemu,
tańczyć w promieniach czerwcowego słońca i przynosić największy z możliwych darów.
Uczucie prostego szczęścia…
Jakie piękne owoce i kwiaty, niemalże czuję jak pachną. A jak smakują, owoce oczywiście, hi, hi.
OdpowiedzUsuńDziwna ta synchroniczność, miałam wczoraj spotkanie z takim samym motylem jak ten na zdjęciu. Wracałam z zakupów i jak wchodziłam w alejkę do naszego domu zaczął mnie okrążać taki motyl🦋. Obracałam się w kółko za nim, a on zrobił kilka okrążeń i poleciał gdzieś dalej. Jeszcze się zdziwiłam, że motyl i to w połowie czerwca u nas nie dość częsty widok. Pomyślałam, że może przyleciał przywitać się że mną. Dziwnymi drogami chadza to nasze życie.
Uściski serdeczne posyłam i buziaki 😘
Hanka C.
Wszystko teraz pachnie i smakuje wspaniale. To szczyt rozwoju ogrodu. Pełnia zieloności, barw, smaków i aromatów. Uderza to wszystko do głowy jak wino.
UsuńA motyl, który odwiedził i mnie i Ciebie wiedział, co robi. Widocznie obu nam bardzo był już potrzebny - nawet jak o tym nie wiedziałyśmy.
Uściski serdeczne dla Ciebie Hanuś!:-)♥
Bajkowa kraina lata .😍.. Twoje slowa napelnily mnie latem , goracem i slodkim smakiem owocow ... weszlam w Twoja piekna soczysta kraine Olu i zanuzylam sie w to bogactwo. Pamietam to uczucie z dawnych lat ( lat i lat :) - takie byly te lata , gorace, soczyste, piekne, barwne , cudowne, szalone .... jak ja za nimi tesknie, nie masz pojecia. Dziekuje ci za ten post goraco ☀️goraco! 🍒🍐🍓🫐🍒☀️☀️☀️🍒🍒🍒🦋🦋🦋Kitty
OdpowiedzUsuńBardzo pięknie jest teraz. Aż grzechem byłoby nie zauważyć tego i sie nie zachwycić. Na takie lato czeka sie wszak cały rok a zwłaszcza zimą, gdy cierpimy na niedobór kolorów, smaków i ciepła. Wprawdzie kalendarzwe lato to jeszcze za chwilę, ale to rzeczywiste już z nami od dawna jest. Wszystko w tym roku jakoś wczesniej przecież. A ostatnio przypomniało mi się, że tylko do 21 czerwca dni się wydłuzają. Potem już czas dni zacznie sie skracać. Strasznie szybko to wszystko sie dzieje.
UsuńCieszę sie bardzo Kitty, że spodobał Ci sie mój post, że mogłam podzielic sie swoim zachwytem i uczuciem szczęścia, które wszak tak krótkotrwałe i ulotne jest jak żywot motyla...
Ściskam Cię gorąco!***♥
Okres, gdy taka obfitość owoców i warzyw nas zalewa jest najwspanialszy, niesie tyle możliwości!
OdpowiedzUsuńPtaki śpiewają, spacerować można i rankiem, i wieczorami, nawet deszczyk jest ciepły!
Tak, to zwykłe, a jakże potrzebne codzienne szczęście czerwcowe, chwilo trwaj!
jotka
To prawda, Jotko! Teraz jest najwspanialszy czas w całym roku. Taki wytęskniony, kolorowy, obfitujący we wszystkie smaki, aromaty i małe radości codzienne. Z takich wszak radości nasze życie sie składa.Tylko trzeba je zauważać, póki sa, bo juz za chwilę będą tylko wspomnieniem.
UsuńA więc tak. Chwilo trwaj!:-)
Bogactwo i smak tych owoców musi być niesamowity. Uwielbiam owoce. I mogłabym żywić się tylko nimi.
OdpowiedzUsuńJednak ten motyl który Cię odwiedził przebija wszystko. Jest bajkowy i z pewnością przyniesie Ci szczęście
Stokrotka pozdrawia najpiękniej.
Bogactwo dojrzewajacych teraz owoców jest tak ogromne, że rzeczywiście można by żywić sie tylko nimi!
UsuńOdwiedziny tego motyla bardzo doceniam, bo rzadkie są, coraz rzadsze jakby. Tym bardziej ważne.
Pozdrawiam Cie serdecznie, Stokrotko!:-)
Uczucie prostego szczęścia to rzeczywiście jak dotyk skrzydeł motyla, lub ważki a nawet Anioła. To dar darmo dany, to łaska. Szkoda, ze to takie rzadkie ale za to zostawia w sercu kolorowy kleks.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, uczucie prostego szczęścia to cudowne, choć coraz rzadsze doznanie. A gdy przychodzi chciałoby sie by trwało zawsze albo przynajmniej by pojawiało sie częściej. Na szczęście ten kolorowy kleks zostaje i ogrzewa serce jeszcze długo....
UsuńPozdrawiam Cię ciepło, Krystynko!:-)
Olu taki dzień z dotknięciem motylich skrzydeł każdemu by się przydał. Mła po swoje dni musi jeździć daleko, od pandemii jej się tak zrobiło że czuję czasem ciasnotę, ogrodowanie nie cieszy mnie jak dawniej. Za dużo murów wokół, za wiele pośpiechu, zbyt wiele odejść. Ech...
OdpowiedzUsuńNo właśnie, każdemu by sie przydał. Bo to jak haust świeżego powietrza, gdy człowieka od dawna smog dusi, albo jak widok tęczy po długiej, strasznej ulewie. A niestety coraz trudniej o taki stan błogiej ulgi. U większosci chyba z nas...Ech, Tabo. Łapmy te dobre chwile, wybierajmy je jak cudowne samorodki złota pośród kamieni niełatwej codzienności....
UsuńSerce w Tobie to samo,a jakby inne ......ten tekst.
OdpowiedzUsuńPofrunelam z Tobą swobodnie......niesiona słowem......
" Czy to juz raj ,czy tylko życie, które fruwa w najprostszym zachwycie nad czerwcem "
Rozpiescilas mnie tym postem, jak promieniami słońca i.dotykiem skrzydła motyla.
Dziękuję Olu.
❤
To tekst pisany sercem. I Twój komentarz też. Tak to się pieknie wszystko splata...
UsuńPozdrawiam życzliwie. Z serca.
Piękny post, większość owoców mogłabym jeść bardzo często. Jabłko jest czasami dla mnie śniadaniem. U nas ogródek opóźniony i niestety mniej w nim motyli. Niech Wam się dobrze dzieje. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMożna najeść samymi owocami. Zjadać je prosto z drzewa albo krzaka. Tak jest najprzyjemniej.
UsuńPozdrawiamy Cię serdecznie, Lenko!:-)
🦋🧚🏿♀️💚
OdpowiedzUsuńUśmiech serdeczny zasyłam!♥
UsuńCzy to jest pogodzenie, przyjęcie z łagodnością tego, co niesie życie? Tak jest przynajmniej u mnie:-) I ta błogość, do której wystarcza widok dalekich wzgórz czy orlika kołującego nad doliną, to nic, że boli kręgosłup po koszeniu, koszulkę można wykręcać z potu, za to pięknie pachnie skoszona trawa:-) O! takie proste, życiowe "łasekutki", serdeczności, Olu, oby ich nam nie zabrakło:-)
OdpowiedzUsuńU mnie to właśnie połączenie owego pogodzenia z tym, co niesie zycie z tą błogościa chwili, gdy wszystko człowieka cieszy i zachwyca. Dobrze, że zdarzają się takie chwile. Z nimi zycie nabiera innego smaku.
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie, Marysiu!:-)
Dostrzegasz małe rzeczy i celebrujesz życie !!! Tak to widzę i tak czuję. Nie każdy to potrafi. Nie każdy potrafi się zatrzymać. Wielu ludzi działa jak automat - zadaniowo: wstałem, ubrałem się, poszedłem do pracy, zjadłem, wykonałem obowiązki i idę spać, a rano od nowa. A gdzie czas na celebrowanie życia, cieszenie się drobiazgami ? Ty to potrafisz i wiem, co się wtedy czuje. W pełni pochwalam ten stan !!! Serdeczności posyłam Olgo :)))
OdpowiedzUsuńCzasem dostrzegam, czasem nie dostrzegam tych małych, ale ważnych rzeczy. Bywa róznie. Ale za to, gdy już dostrzegę to jest to jak olśnienie, jak jakaś radosć ogromna a niespodziewana. Uwielbiam ten stan.
UsuńPozdrawiam Cię gorąco, Ulu!:-))
Aż jak przyjemnie i mnie się zrobiło czytając Twój wpis. A potrzeba mi teraz takich treści, bo samej mi trudno
OdpowiedzUsuńwskrzeszyć radość, gdy zdrowie mi podupadło. Jedynie myślę, że wrócą lepsze chwile. Zawsze lubiłam czereśnie,
i to nie koniecznie takie zerwane ale przyglądanie się drzewom oblepionym czerwonymi owocami. Żadne inne owocowe drzewo nie robi na mnie takiego dziwnego zauroczenia. Cieszcie się jak najdłużej takim dobrostanem, bo piękno przyrody tak jak szybko pojawia się, tak szybko przemija, na szczęście odradza się w kolejnym roku. Pozdrawiam
Tak to w życiu jest Oleńko - raz pod wozem, raz na wozie. Wszystko się zmienia błyskawicznie, choć nam zdaje się często, że sie ciągnie. A to co dobre zwykle za krótko trwa. oby to dobre pojawiało sie jak najczęściej i dłużej trwało. I oby zdrowie dopisywało, bo ono jest podstawą wszystkiego. A jak nie dopisuje, to by przynajmniej nie bolało, by dało sie cieszyć małymi promykami codziennosci.
UsuńŚciskam Cię mocno i zdrowia zyczę!*
Bardzo lubię Cię w takim nastroju, siebie zresztą też. Bez przyrody i jej skarbów trudno by było poczuć szczęście z powodu istnienia i istnienia piękna. Masz wielki dar do pisania o stanach uczuć, nieśmiało się podłączam, bo wszyscy czujemy tak samo. Ale tylko obdarzeni darem potrafią to opisać. Kocham lato, pierwsze plony, kolibry na kwiatach i nawet wredne ptaszki które je zjadają. Niech taki stan powraca często i niech będzie pociechą w deszczowe słoty różne ściskam z Georgii.
OdpowiedzUsuńI ja lubię ten stan, tym bardziej, że zdarza mi sie coraz rzadziej. I taki jest płochliwy - jak motyl właśnie.
UsuńA piękno wciąz trwa i wprost pęcznieje wokół. I mówi; doceniaj to, póki jest, póki istniejesz. Niech nam sie zdarzają te cudownie dobre chwile prostej radości z życia.
Pozdrawiam cię i ściskam serdecznie, Marylko!:-)*
Witaj już latem Olgo
OdpowiedzUsuńI ja lubię to Twoje pisanie.
Uwielbiam, te wczesnoletnie owoce. Kto jednak jeszcze dzisiaj pamięta o agreście...?
I do mnie niedawno na ostatnie piętro przyfrunął motyl.
Ciesz się każdą chwilą w tym pięknym świecie, który masz dookoła.
Pozdrawiam zapachem ziemi po burzy
Witaj, Ismeno!
UsuńBardzo lubie agrest i mam go sporo w ogrodzie. I to rózne jego odmiany.
Wszystko teraz u mnie dojrzewa jednocześnie. Dlatego sporo jest roboty ze zbieraniem i przerabianiem. Mnóstwo niestety owoców wytłukł nam i poniszczył sobotni grad i wichura. Ogród zawalony gałeziami, liśćmi i niedojrzałymi jabłkami oraz gruszkami. Pobojowisko.Trzeba to wszystko posprzątać.
Pozdrawiam Cię niedzielnie z porannego Pogórza
A propos agrestu - moja babcia robila najwspanialsze powidla na swiecie , wlasnie z agrestu! Nigdy nie zapomne jak na wlasne oczy zobaczylam, ze zielony agrest smazony 3 dni w wielkim kotle przemienia sie w prawie ze czarny dzem ! Myslalam , ze to czarna porzeczka, a to byl agrest. I z tylko z tych powidel wychodzilo najlepsze ciasto swiata tzw. kruemmel torte ( krymel go nazywalismy). Bardzo proste ciasto z kruszonki zagniatane doslownie w 3 minuty - cale clue bylo w tych powidlach wlasnie .., cudowny slodko-kwaskawy smak 😍Dla mnie agrest to smak mojego dziecinstwa i babcinego ciasta, ktore piekla zawsze i zawsze miala na podoredziu, bo rodzina byla wielka i codziennie ktos do dziadkow wpadal. Kto dzis smazy takie powidla? Olu, moze Ty??? Kitty
UsuńNie, Kitty. Nie smażyłam jeszcze nigdy agrestowych powideł. Nawet nie miałam pojęcia, że można powidła z tych owoców zrobić. Ale wszystko przede mną. Moze kiedyś sie pokuszę, bo Twój opis tego smakołyku pobudza u mnie wyobraźnie i ...apetyt!:-) Oboje z Cezarym uwielbiamy agrest na surowo i dotąd zawsze go w takiej postaci - prosto z krzaka - pożeralismy. W tym roku też tak pewnie będzie, bo co dzień zjadamy go sporo na bieżaco. Psy też uwielbiają agrest! Poza tym mam muszę troche zastopować z produkcją przetworów owocowych, bo z zeszłych lat mam ich tyle, że zaczyna brakować miejsca w spiżarce i nie wiadomo juz gdzie wstawiać nowe!:-) Ha! Jednak łatwo powiedzieć a trudno wykonać swoje postanowienia! W tym roku obrodziły u mnie wiśnie, wiec pierwszy raz pokusiłam się o zrobienie dżemu i nalewki wiśniowej. I dżem z czarnej porzeczki też czeka na zrobienie...A za chwilę jabłka...Potem maliny...Można by się zywić tylko owocami!:-))
UsuńW sklepach za komuny bywal dzem agrestowy, ale byl zielony, slabo przesmazony i widac bylo cale owoce. Wygladal jak zielona galareta i szczerze mowiac mnie nie pociagal :)) Dlatego odkrycie, ze z agrestu mozna zrobic czarne powidla jak ze sliwek bylo dla mnie niesamowite. Moze ci kiedys podesle na maila przepis na " krymla " bo to jest tak pyszne i szybkie ciasto, i zawsze wychodzi, i fajnie by bylo, any poszedl w swiat. A do niego najlepsze sa wlasnie wszelkie kwaskowate ciemne dzemy i powidla , ze sliwek, wisni, czarnej porzeczki, jagod no i agrestu. Truskawka sie do niego nie nadaje , bo za mdla:). Az mi slinka poleciala na wzmianke o wisniach, to moje ukochane owocki 🍒🍒🍒Buziaki Olu - Kitty
UsuńI ja pamiętam ten agrestowy dżem z czasów komuny. Jego widok na półkach. Ale smaku nie pamietam. Pewnie, że chciałabym przepis na "krymla". Jak mnie najdzie ochota, to spróbuję go kiedyś upiec.
UsuńI ja uwielbiam wiśnie. W każdej postaci właściwie. I w ogóle lubie kwasny smak w owocach. Kwaskowate porzeczki, jabłka...A przoduje w tym właśnie agrest!:-)
Buziaki agrestowe zasyłam Ci Kitty!:-)*
Oleńko, u Ciebie lato, piękno, radość, niech więc trwają...
OdpowiedzUsuń"Lato, lato wszędzie..." Pozdrawiam Cię ciepło, Basieńko!:-)
UsuńMniam, mniam. Sama bym skosztowała takich owoców. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOch, są po prostu przepyszne!:-))
UsuńCudowne róże ! 🌹
OdpowiedzUsuńDzieki!:-)
Usuń